Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-08-20, 09:26 Pozew w sądzie - a ja nie wiem co dalej.
Witam wszystkich.
To mój pierwszy post . Czytałem tutaj różne wątki, różne historie ludzi i wasze problemy. Pomyślałem że może i ja napiszę i może ktoś coś napiszę i ja spojrzę z dystansu na moje problemy.
Otóż w 2009 wziąłem ślub. Okazało się że już zaraz po ślubie moja żona utrzymywała kontakt ze swoim byłym chłopakiem. Pisała sobie z nim na komputerze bardzo często i kiedyś przeczytałem to wszystko o czym sobie pisali. Wyjechałem wtedy od żony. Dwa miesiące później udałem się do psychologa , chciałem zobaczyć , poradzić się profesjonalnej osoby co dalej. Psychoterapeuta powiedziała mi że żona mnie zdradzała emocjonalnie ze swoim byłym chłopakiem ( co zresztą żona potwierdziła) .
Cały czas byłem w kontakcie z żoną, spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, ale jakoś nie byłem przekonany do powrotu do żony. Żona po prostu mnie obrażała i moją rodzinę. Teraz już może nie tak mocno jak dawniej ale epitety i wyzwiska były nawet pod moim adresem.
Żona mi wypomina to że odszedłem od niej że ją zostawiłem. Przypomina mi to często w naszych rozmowach. Żona jednak chciałby abyśmy wrócili do siebie. Powiedziałem żonie że nie chcę dalej tak żyć, z takimi oskarżeniami pod moim adresem i będzie lepiej jak się rozstaniemy. Wczoraj żona poinformowała mnie że złożyła pozew rozwodowy w sądzie.
Kocham żonę. I nie wiem co dalej. Bo żyjąc w takiej atmosferze ciężko będzie nam odbudować związek.
Tak chciałbym zapytać Państwa , bardziej myślę doświadczonych osób. Jest możliwe że gdy wrócę do żony to uda nam się w takiej atmosferze zbudować od nowa nasze małżeństwo? Co jakiś czas słysząc docinki od żony że ją zostawiłem i że strasznie cierpiała z tego powodu .
Myślę że to ważne ale moja żona jest chora na bulimię. Jest dość gruba i nie może sobie poradzić z tym. Kiedyś mi powiedziała że nie akceptuje swojego ciała i gdy kogoś obrazi i poniży to wzrasta jej poziom wartości. Może to temu mnie obrażała.
Naprawdę sam nie wiem co robić.
Dziękuje i pozdrawiam serdecznie.
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 09:51
Jacek,
dobrze ze tu jestes i dobrze ze szukasz pomocy czytaj ile sie da na tym forum, zanjdziesz tutaj wiele pomocy dla siebie.
ja powiem krótko- RATUJ swoje małżenstwo, jesli jest taka mozliwość, jesli zona chce, a ty ja kochasz (tylko po co złozyła ten wniosek o rozwód?).
Nie szczedź sił, i czasu.
warto próbować, a tutaj wiele osób chciałoby miec szanse ratowania, a juz jej zwyczajnie nie mają
Tutaj kazdy poradzi Tobie, byś najpierw ułozył swoje relacje z Bogiem (spowiedź, modlitwa jako osobiste spotkanie z Bogiem a nie tylko klepanie formułek).
Potem praca nad sobą (odsłuchaj kazan i rekolekcji, przemysl, przepracuj- wiele sie w głowie rozjasni i uoprzadkuje).
Krysy jest po coś.
spokojnie i do przodu, łatwo nie ebdzie, ale "pokonamy falę"
jacekkm [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 10:41
Dzięki za odpowiedź .
Żona chyba chciałby abyśmy wrócili do siebie, zapytala mnie czy możemy się spotkać . A ja nie jestem przekonany do tego, że jeśli wrócimy do siebie to będzie dobrze. Po prostu żona ma duży żal do mnie że wyjechałem od niej i wypomina mi to w naszych rozmowach. I nie jestem przekonany że w takiej atmosferze nam uda się uratować małżeństwo. Złożyła pozew . Ale jak mi powiedziała o tym to cały czas myślę o niej , o mnie o naszym małżeństwie . Jak byliśmy razem to lubiłem patrzeć na nią przez okno jak wraca do domu pracy, cieszylem się gdy otwierała drzwi i wchodziła do domu . Tylko myśmy raczej bardzo mało mówili sobą. To też chyba był problem.
No nic. Dziękuję za odzew .
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 12:03
jacekkm napisał/a:
Cały czas byłem w kontakcie z żoną, spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, ale jakoś nie byłem przekonany do powrotu do żony
jacekkm napisał/a:
A ja nie jestem przekonany do tego, że jeśli wrócimy do siebie to będzie dobrze. Po prostu żona ma duży żal do mnie że wyjechałem od niej i wypomina mi to w naszych rozmowach
Hmmm...
Był okres, że sądziłem o mojej żonie jak najgorzej... że sobie znalazła preteksty do odejścia... że mnie wykorzystała.... Myślałem różnie w oskarżający ją sposób.
Zmieniło sie to podczas pracy na programie 12 kroków. Zwłaszcza, gdy zdałem sobie sprawe ze swoich wad.... i co najśmieszniejsze z tego, że to co mi w niej przeszkadzało, co jej wytykałem, to sam robiłem :) Zacząłem to obserwować u siebie jak zostałem sam.... Dochodzę do wniosku, że zostałem sam po to, żeby zobaczyć u siebie to co drażniło mnie u żony.... "Co mnie dotyka, to mnie dotyczy".
Jak tak się porównuję (nie powinienem, ale chcę :) ), to dochodzę do wniosku, że dobraliśmy sie jak w korcu maku.... tylko się dogadać nie umiemy, bo jedno mądrzejsze od drugiego :)... znaczy ja jestem zawzięty, pełen pychy i nadal przebija to durne przeświadzcenie, że "wiem lepiej".... No a z takim przeświadczeniem u mnie to zachowuję się tendencyjnie i .... sam ze sobą bym nie wytrzymał... więc staram się to zmienić... i modlę sie, aby "Bóg uwolnił mnie ode mnie samego", bo sobie przeszkdzam najbardziej w tym życiu... w którym powinienem byc szczęśliwy.
Bo jak będe szczęśliwy, to może będe potrafił dać szczęście innym ... ;) Hop siup....
ognistyptak [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 12:35
Ratuj koniecznie
Wiać między Wami brak komunikacji i to nalezy naprawić
Ona ma niskie poczucie własnej wartości , pewnie tamten chłopak miał byc takim kołem ratunkowym
Jakby Wam nie wyszło on będzie...
ja wiem że to głupie , ale tak to dla mnie wygląda
Niskie poczucie wartości powoduje że zona nie wierzy ktoś ją może szczerze kochac
brak rozmów nie pomógł ...
Złożenie przez nią pozwu o rozwód widze jako krzyk rozpaczy "ZRÓBMY COŚ Z NAMI"
chyba że w pozwie jest że coś o czym nam nie napisałes
Porozmawiaj z zoną zawsze można spróbowac , sposobów na ratowanie jest wiele
I zawsze w Sądzie możesz powiedzieć to co nam , że kochasz żonę i że tęsknisz za tym aby przez okno mieszkania widzieć jak ona wraca z pracy
A już na pewno powiedz to żonie lub napisz sms
Będzie dobrze tylko trzeba się postarac i wysilić
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 19:20
ognistyptak napisał/a:
I zawsze w Sądzie możesz powiedzieć to co nam , że kochasz żonę i że tęsknisz za tym aby przez okno mieszkania widzieć jak ona wraca z pracy
Ta dobre "kocham" tylko czy po takim bałaganie jeszcze jest sens razem żyć? Widze po sobie że kocham- ale platonicznie, modlę się za nią, ale na dziś to nawet nie chcę żeby wracała. Jak sama powiedziała: co siary ci narobiłam? i ludzi się wstydzisz? : tak teraz to poprostu się wstydze żony i moja wyobraźnia nie ogarnia , w jaki sposób moje wcześniejsze modlitwy żebyśmy byli razem, miały by byc zrealizowane. Może Dobry Bóg wie, ale te wyobrazenia są nieaktualne, więc wolę się teraz modlić za jej szczęście i zdrowie ale bezemnie.
Dasz rady chłopie, jak to mówią ty jesteś kapitanem tego zagrożonego statku(małżeństwa),szczury uciekają pierwsze, potem trzeba ratować pasażerów, kobiety i dzieci, a ty masz nad tym wszystkim czuwać.
Masz do dyspozycji mnóstwo pomocy- kapitan pisze S.O.S a ty jesteś tutaj, i uwierz że wierza już wysyła pomoc w twoja stronę. Tylko ty uklęknij i poproś bo sam sobie nie poradzisz. Byle bys sam nie zdezerterował, bo cię będą ścigać jak tego makarona z Kosta Conkordia.
jacekkm [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-22, 06:01
ognistyptak napisał/a:
Niskie poczucie wartości powoduje że zona nie wierzy ktoś ją może szczerze kochac
Moja żona jest gruba. Próbowała walczyć z otyłością. Chodziła do lekarzy i stosowała jakieś diety, ale nic nie pomogło. Pamiętam jak pierwszy raz przyjechała do mnie , to miała opory aby spotkać się moimi rodzicami.I wiem że ma kompleks na tym punkcie , który wpływa na jej zachowanie.
Dziękuje za rady.
Pozdrawiam
Swallow [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-22, 06:40
Jacku - nie pisz i nie mów o żonie/do żony, że jest gruba. To niemiłe określenie, choć obiektywnie prawdziwe, jednak jeśli kiedykolwiek żona je usłyszała z Twoich ust, mogło to u niej spowodować taką blokadę, która nie pozwala jej ufać temu, że możesz ją kochać.
Jakie są zamienniki na słowo "gruba"? Puszysta, przy sobie, zaokrąglona, o kobiecych kształtach, o bujnych kształtach. Być może to eufemizmy - nie wiem, z jaką nadwagą boryka się Twoja żona, ale nie jest to ważne. W kwestii wyglądu kobiecie NIGDY nie należy mówić negatywnych rzeczy, co najwyżej zamknąć pytające usta pocałunkiem, uśmiechem.
Mój mąż, na moje pytanie: jak wyglądam?, kiedy po pracy w ogrodzie pokazuję mu się umorusana ziemią, spocona, czerwona na twarzy, z bąblami po ugryzieniach komarów, w gumiakach i starej kamizelce, odpowiada: jak księżniczka na kompoście.
Czy to prawda? Obiektywnie żadna ze mnie księżniczka w takiej sytuacji. Ale jest poczucie humoru, jest utrzymanie miłej, adorującej atmosfery, choć jest też okazanie, że dostrzega się mankamenty żony, ale je się w pełni akceptuje.
Czemu to piszę? Widzisz - kobiety są z natury bardzo wyczulone na punkcie swojego wyglądu. Nie wiem, czy wszystkie kobiety tak mają - ale mniej się przejmiemy tym, że ktoś nam powie: ale ty głupia jesteś (ostatecznie same się oceniamy i wiemy lepiej, że tak nie jest ), niż gdyby nam ktoś powiedział: zbrzydłaś, jesteś chudzielcem, grubaską, nie podobasz mi się.
Bo niestety - uroda to już ten aspekt, który zależy w dużej mierze od odbioru osób drugich. Zapewniam, że gdybyśmy żyły z wiedzą, że nikt z ludzi nie może zobaczyć naszej urody, to wątpię, byśmy się szczególnie starały dobierać torebkę do koloru lakieru do paznokci, albo ciułały na szpilki od Luobotina, chodziły do fryzjera i malowały usta szminką, skoro tylko my będziemy się widzieć. Chcemy błyszczeć, chcemy podobać się. Nie tylko mężowi, ale i teściom, koleżankom, dzieciom. Sobie też oczywiście, to też jest ważne. I możemy - jako kobiety akceptować wady swojego wyglądu, ale musimy wierzyć, że nikt tych wad poza nami nie widzi, choćby to było naiwne.
Oczywiście nie chodzi o to, byś teraz jej sadził fałszywe komplementy na temat smukłości jej ciała, której nie ma - bo to tylko pogorszy sprawę. Chcąc pokazać żonie, że nadal Ci się podoba, spróbuj wyszukać w niej coś pięknego poza jej figurą (a na pewno coś takiego ma). Może ma śliczne oczy, zgrabny nos, ładne usta, dłonie, włosy - a może głos przyjemny? Już sam tam znajdziesz coś na pewno. To tak na przyszłość - bo wiadomo, teraz jest poważniejsza sprawa - Wasze rozstanie. Komplementy muszą być prawdziwe i szczere, z serca - by były przyjęte przez kobietę. Jeśli 10 razy powiesz żonie, że wygląda pięknie, a raz powiesz, że przytyła - to te 10 razy już zostanie zapomniane.
Jeśli kochasz żonę - jak twierdzisz, to nie wzbraniaj się przed spotkaniem z żoną, jeśli ona chce tego spotkania. Nie graj, nie udawaj, bo to bez sensu. Jeśli żona ma do Ciebie pretensje i ciągle Ci wypomina, że odszedłeś - powiedz jasno i wprost: słuchaj, wiem, że odszedłem, bo nie mogłem znieść, że zaangażowałaś się emocjonalnie w związek z kimś innym, nie podobało mi się to i tego nigdy nie zaakceptuje. Ale wróciłem - to po pierwsze, a po drugie, proszę, byś mi tego już nie wypominała.
Komunikuj się prosto i jasno. Piszesz, że mało ze sobą rozmawiacie, może więc poszukaj sobie jakichś fajnych lektur o tym, jak porozumiewać się z ludźmi? Chodzisz do psychologa - poproś ją o jakieś ciekawe pozycje odpowiednie dla Ciebie.
Może poleci Ci kogoś, kto mógłby poprowadzić Waszą wspólną terapię, małżeńską? Może uda Ci się namówić żonę na taką terapię?
Jacku, kochasz żonę, chociaż zawsze miała i nadal ma nadwagę. Musisz wiedzieć, że jesteś wyjątkowym mężczyzną, który poza powierzchownością kobiety, kocha też jej duszę i serce, charakter. Myślę, że to, że tu jesteś akurat Ty i szukasz tu pomocy - świadczy o tym, że nieprzypadkowo mężów nazywa się kapitanami statku zwanego rodziną.
Żona musi wiedzieć, że ją akceptujesz i kochasz taką, jaka jest.
Spotkaj się z nią i bądź wyrozumiały. Ona się boi. Przyznała, że nie lubi swojego ciała, pewnie siebie też. Jestem pielęgniarką i wiem, że otyłość, to w dużej mierze problem leżący w psychice.
Czy żona badała tarczycę? Czasami wyregulowanie pracy tarczycy normuje wagę ciała. Jeśli jednak żona cierpi na bulimię, niezbędna będzie dla niej pomoc specjalisty, spróbuj ją namówić na to.
Trzymaj się i powodzenia. :)
[ Dodano: 2013-08-22, 06:56 ]
Aha, dodam jeszcze kilka słów, bo jak przeczytałam powyższe, to wyszło na to, że każda kobieta to chodzący kompleks i trzeba ją traktować jak porcelanową filiżankę, by jej przypadkiem nie urazić. No nie chciałam takiego wydźwięku, bo wiadomo, że samoakceptacja kobiety w dużej mierze zależy od tego, jak był ten jej wygląd traktowany w dzieciństwie. Jeśli od dziecka słyszała komentarze na temat swojego wyglądu, to będzie jej trudno uwierzyć, że ktoś może ją kochać POMIMO niedoskonałości jej ciała.
Moja znajoma ma córkę, lat 27. Wysoka dziewczyna, ale dość otyła. Znam ją jako niesamowicie wesołą i ruchliwą dziewczynę, która wydawałoby się nie ma problemu z samoakceptacją. Otwarcie mówi, że uwielbia jeść, je zawsze aż się jej uszy trzęsą. Ubiera się w co chce, nawet jeśli widać jej fałdki, nogi całkiem jak nie u modelki. Usmiecha się przy tym i jest bardzo wesołą dziewczyną, ma przemiłego narzeczonego i można powiedzieć, że tak, jest przykładem akceptacji swojego wyglądu.
Ale jakiś czas temu szliśmy - ja i mój mąż oraz moja znajoma właśnie ze swoją córką i jej chlopakiem ulicą naszego miasta po wieczorze spędzonym w restauracji. Idziemy, rozmawiamy, nagle mija nas samochód typu cabriolet wypełniony młodymi chłopakami, którzy wrzeszcząc na cała ulicę, wykrzykiwali coś o kaszalotach i o tym, że zadzwonią do "Greenpeace", bo trzeba ratować wieloryba. Jeden rzucił w nią niedojedzoną paczką chipsów (na szczęście nie trafił). Przejechali i zniknęli za rogiem i zostawili nam urwaną w połowie miła dyskusję i ciężką atmosferę, córka mojej znajomej się rozpłakała, wstydziła się, że jej chłopak i my to słyszeliśmy. Jej pogoda ducha gdzieś się zapodziała - pewnie niewiele osób NAPRAWDĘ by się nie przejęło tymi komentarzami i chociaż na co dzień dziewczyna nie ma problemów z tym, jak wygląda - tego typu sytuacje zapewne ją dołują i martwią.
A co mówić o osobie, takiej jak Twoja żona, która nie akceptuje swojego ciała, do tego stopnia, że ma bulimię, że ucieka się do takich sposobów, by poczuć się lepiej - jak poszukiwanie adoracji innych mężczyzn. Musisz koniecznie namówić ją do poszukania pomocy. Przy pokonywaniu kryzysu, zawsze warto szukać sedna, czyli przyczyny kryzysu, inaczej powróci on po jakimś czasie, bo przyczyna nie została usunięta czy naprawiona.
jacekkm [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-22, 08:09
Bardzo, bardzo dziękuję Ci za to co napisałaś.
Moja żona ma bulimię. Na terapię nie pójdzie. Powiedziała mi że ma mnie a ja jestem jak lekarz dla niej.
Nie chciałem nic pisać złego o mojej żonie. Przepraszam że napisałem że jest gruba. Żona mówi o sobie że jest puszysta lub grubaska. Nie miałem nic złego na myśli. Może nie wiedziałem po prostu jak to napisać.
Jeszcze raz wielkie dzięki za twój post. Dał mi sporo.
Swallow [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-22, 20:31
jacekkm napisał/a:
Powiedziała mi że ma mnie a ja jestem jak lekarz dla niej.
Pięknie powiedziała. Dzisiaj mówi, że na terapię nie pójdzie, jutro może zmienić zdanie. Ufaj Bogu, że znajdzie sposób, by do niej dotrzeć. I Ty sam bądź cierpliwy.
I wiem, że nie miałeś nic złego na myśli, pisząc tak o żonie, właśnie dlatego zwróciłam Ci uwagę na to, jak można niechcący kogoś zranić.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.