Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Większość szuka przyczyn w rozpadach małżeństw w czynnikach ludzkich: zdrada, wypalenie, krzywdzenie, alkoholizm, masturbacja, itd. Popieracie to statystykami i doświadczeniami.
A może to szatana sprawka? Co?
U mnie wykorzystał francol czas kiedy mnie nie było, i żonie brakowało tego co opisałem w pierwszym poście, i zaatakował. Przecież on uwielbia rozbijać rodziny. Jako broni użył wady moje, słabości żony i szepce cały czas, co Ona ma robić. Wpakował ją w dom, w którym Boga się lekceważy, otoczył ludźmi, którzy z Boga się śmieją, głównie rozwodnicy i bezbożnicy. Zona ucieka od kościoła, modlitwy itd. Czuję, że Ona się boi Boga (to są moje domysły i obserwacje, nie fakty) wszystko co święte ją parzy, Jej różaniec który dałem jej gdy córka miała operację, prawie rzuciła na drugi dzień we mnie.
Ja mówiłem swojej mamie, że toczę bitwę z demonem o moją rodzinę. Wiem, że nie jestem sam bo Boga mam po swojej stronie, ale nie reaguje jeszcze, póki daje radę sam. Ale czuję obecność Jezusa, i Matki Boskiej, Ona mnie pociesza, On umacnia.
A szatan atakuje. Cios za cios: Sen dobry od Boga kontra sen szatana, dobry nastrój spowodowany czymś pozytywnym, kontra szatana np. sms od żony, że jedzie po meble córki. Tu mam konkretne przypadki, konkretne ataki. Np wiem że 110 km tirem w nocy jedzie się 5 Koronek do Miłosierdzia Bożego i 4 Różańce, ale jak położyłem się spać w domu to tak mnie szatan zaczął męczyć pesymistycznymi snami, że obudziłem się z bólem głowy. Jak zakupiłem Msze za Żonę i drugą za dusze w czyścu dostałem dwa smsy. Pierwszy ze nie przyjedzie po córkę jak planowaliśmy, żebym ja ja przywiózł, a drugi omyłkowo wysłała do mnie o treści: "Ale jest znowu gorąco trzeba wziąć 2 koszulki do renaty. Jakiś pomysł gdzie pojedziemy? Musi być cien :p" . Dwa dni się składałem po tych ciosach.
Jak zdecydowałem, że zakupię 30 mszy nazaretańskich za żonę (coś jak gregorianki, ale za osoby żyjące) i już byłem w Klasztorze, omówić szczegóły, to krótko zaraz dostałem pozew, taki strzał, aby pieniądze zatrzymać na prawnika. Sam pozew to cios poniżej pasa, znowu 2 dni z życia, ale porozmawiałem z kierownikiem duchowym i zaproponował 1 mszę za Żonę, Ja jeszcze zamówiłem 1 za Dusze 11 listopada.
Proszę mamę o pomoc w modlitwie za moją rodzinę, brata prosiłem, ciotki, babcie. Ludzi których spotykam i są wierzący proszę o krótką modlitwę za moją rodzinę. Zadałem sobie post w intencji zony od połowy lipca do końca sierpnia że nie ruszę czekolady ale przedłużę go do końca roku i dodam wszystkie słodycze w intencji Dusz Czyścowych. Z grzechem nie chodzę dużej niż muszę, nawet co 2 dni klękałem w konfesjonale. Na msze jadę kiedy tylko mogę, do kaplicy, czy nawet pod zamknięty kościół staram się codziennie chociaż na chwilę się przypomnieć, "Jezu jestem", modlitw mówię na ile mam czas, pacierz codziennie, proszę o pomoc i wstawiennictwo błogosławionego Jana Pawła II, różańce i różne koronki kiedy tylko mam chwilę. Mam różaniec na palcu to nawet gdy coś robię się modlę. Staram się uczestniczyć w mszach o uzdrowienie, 15.08 jadę do Częstochowy, 20 sierpnia idzie moja mama w mojej intencji bo ja pracuje na mszę o uzdrowienie z Bashoborą.
Bitwa toczy się o moja rodzinę. Dlatego jeżeli ktoś może poświęcić chwile proszę o modlitwę o uzdrowienie serca mojej żony, będę dłużny.
A ja się nie poddam, bo wierze w Boga. Doświadcza mnie malutkimi sprawami, które w dawnym życiu określił bym jako fuks, ale coś za dużo sytuacji ostatnio, i to sytuacji gdzie w grę wchodziło ludzkie życie, dlatego wiem, że szatan atakuje nie tylko moją żonę, ale również mnie, ale mój Anioł Stróż czuwa, dzięki Mu za to!
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-13, 16:31
Wspomnę w modlitwie
Pogody Ducha mimo wszystko
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-19, 14:07
Cytat:
przypadeczkiem zapomniałaś o czymś? ludzi jeszcze silniej wiąże Sakrament......mogą mieć nowych partnerów, a ta niewidzialna więź i tak między nimi jest, jest grzech, jest ciężar konsekwencji, które poniosą, może być rozwód, a ta niteczka zawsze będzie ich wiązać, do śmierci jednego z nich...............Pan Bóg może i nierychliwy.....
To jest patrzenie tylko w kategoriach wiary katolickiej i jej nakazów. I w tych kategoriach tak, masz rację, ale nie każdy definiuje siebie przez pryzmat wiary co pokazuje i to forum. Ten Sakrament jest ważny tylko dla tego, kto dochowuje wierności, a odchodzący partner? Ma to gdzieś. Wątek za wątkiem na tym forum:) Chodzą na pielgrzymki, modlą się, udzielają się w kościele, a zdradzają i odchodzą jak inni. A co będzie po śmierci, kto to wie:) Poza wiarą jest jeszcze normalne, zwykłe życie. Odpowiedzialność i zasady moralne, niezależne od religii. I życie trzeba jakoś przeżyć, szukać swojego szczęścia a nie tkwić biernie, wpatrzonym w tamten świat. Takie są moje poglądy:) A mój partner... niech sobie ułoży życie:) czas leci i coraz mniej mnie obchodzi co robi ten człowiek, taka prawda. I to jest też jakaś informacja dla wszystkich, którzy są teraz w rozpaczy... po jakimś czasie przychodzi obojętność i wraca uśmiech, dobry nastrój i życie znowu wydaje się ciekawe:)
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-19, 16:27
porzucona_33 napisał/a:
Ten Sakrament jest ważny tylko dla tego, kto dochowuje wierności, a odchodzący partner? Ma to gdzieś.
porzucona_33 napisał/a:
Wątek za wątkiem na tym forum:) Chodzą na pielgrzymki, modlą się, udzielają się w kościele, a zdradzają i odchodzą jak inni.
dopóki będziesz myślała, że wiara to są pielgrzymki, klepanie pacierza i ślub kościelny jako imprezka w białej sukni, to tym dłużej będziesz miała takie poglądy......jeśli ktoś jednego dnia modli się, chodzi na pielgrzymki, a na drugi dzień zdradza, to znaczy, że takie miał pojęcie o wierze i tak był pozbawiony łaski wiary jak ten,kto żyje latami bez ślubu w ogóle i dla którego sakrament się nie liczy.....mówimy o prawdziwej wierze, silnej, niezachwianej i życiu według zasad stworzonych przez Boga......a nie pozorach,żeby ludzie widzieli,że na pielgrzymki latam............tam,gdzie jest kryzys,Boga nie ma i nie było,albo był daleko,mimo pozorów,że się jest wierzącym........ot na przykład Twoje poglądy........niby wierzysz w Boga, wszystko fajnie,w innym wątku piszesz, że Bóg ma być na pierwszym miejscu i co? u Ciebie był,skoro nie miałaś ślubu koscielnego i nie przeszkadzało ci życie bez pełnej mzy świętej, bez eucharystii, bez spowiedzi, bez życia w łasce,przywołując na swiat nieślubne dzieci,które nie wiedzą, na cyzm polega prawdziwe małżeństwo? spoko loko i co? to tak można? na ustach mieć słowa o Bogu, a życiem temu przeczyć?taka wiara jest letnia, to nie ma nic wspólnego z prawdziwym i szczerym przeżywaniem życia według boskich zasad.....to jakaś leniwa hybryda,żeby stworzyć, nawet przed sobą samym,pozory człowieka wierzącego,podczas gdy życiem pokazuje się zupełnie coś innego.....i przykłady z forum,któe tu cytujesz sa właśnie dobrym odzwierciedleniem tej letniości wiary.......nikt, kto n a p r a w d ę wierzy w Boga, w Jego słowo, nie będzie miał dylematów,żona czy kochanka, ślub czy życie na kocią łapę,być wiernym po odejściu męża, czy żyć w wierności,choć samotnie......tam,gdzie są te dylematy, brak silnej wiary, brak łaski wiary i o tę wiarę, o tę łaskę trzeba się modlić........są też dobitne przykłady,gdzie jest Sakrament, a porzucający małżonek wraca do czekającej żony,chociaż po ludzku wydawało się to niemożliwe.......jak się po ludzku patrzy na wszystko,to tak jest.............coraz mniej obchodzi Cię Twój partner?no możliwe......jesteś wolna, nie jesteś związana Sakramentem, nie masz obowiązku czekać.............inni być może chcą i inaczej patrzą na życie......może tak trochę empatii z siebie wyciosasz, zanim zaczniesz "pocieszać" innych, że ich maż na pewno nei wróci, bo Sakrament ma gdzieś?módl się o łaskę wiary dla siebie, od razu inaczej spojrzysz na to wszystko......moim zdaniem choćby dla dzieci warto zmienic swoje życie na gorące, a nie letnie, bylejakie, tymczasowe.......................................pozdrawiam,s.
goku [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-19, 23:29
Każdy może popełnić błąd. Także ten wierzący. Niestety osobiście znam przypadki, że kobieta przekonana o powołaniu do życia zakonnego, zakochała się, wyszła z zakonu, poślubiła mężczyznę z nim miała dziecko, którego zdradziła z osobą duchowną , z którą to osobą też miała dziecko, a obecnie żyje w związku niesakramentalnym z trzecim facetem.
Jesteśmy tylko ludźmi z wolną wolą daną od Boga i światem pełnym pokus. Trzeba tylko rozpoznać co i kiedy zrobiło się źle, i wrócić na swoje miejsce. Ale bez Boga to nie będzie w pełni możliwe, bo będziemy szukali "ludzkich" usprawiedliwień ludzkich zachowań.
Dlatego zgadzam się, że jedyną droga jest ta do Boga, a jeżeli ktoś wątpi, waha się, nie czuje obecności Boga, to polecam zmienić styl życia i wyruszyć na poszukiwanie
Polecam posłuchać dr Mieczysława Guzewicza - Jak przebaczyć zdradę
Jeżeli ktoś nie ma możliwości znalezienia w sieci, mogę e-mailem wysłać.
Karmel [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 00:21
Porzucona_33 ja myślę, że nie można rozdzielać życia od wiary. Jeśli wierzę to moim życiem kierują przykazania a nie cokolwiek innego. Oczywiście jeśli WIERZĘ w Boga.
,, Poza wiarą jest jeszcze normalne, zwykłe życie"Przecież to życie zwykłe i normalne ma jakiś fundament dla osób wierzących a jest nim wierność Bogu i Jego przykazaniom. Nikt z nas wierzących nie jest święty dlatego Pan Bóg przewidział sakrament pokuty....
Jaki sens ma szukanie pomocy na forum takim jak Sychar jeśli ma się w zanadrzu myślenie o układaniu sobie życia z kimś innym niż mąż...No chyba, że ja Ciebie źle zrozumiałam. Małżeństwo sakramentalne jest jedno na całe życie. Dla mnie to też trudna prawda, bo mój mąż jako ten który odszedł chce zapomnieć o przszłośći i o mnie....Ale ja chcę dochować wierności przysiędze małżeńskiej nawet jeśli będę sama do końca swego życia.
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-20, 22:47
Kiedyś kolega "Nałóg" przesłał mi na privat fajną opowiastkę, o starym człowieku ze stepu. Nie uważam się na tyle odważny żeby ją powielić, ona wiele mówi o tym gdzie jesteśmy , do czego dążymy, a czego lepiej nie osiągnąć.
Prośba do Naloga napisz to jeszcze raz, na forum- to było dobre.
goku [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-29, 13:01
Kurcze, szatan-francol miesza dalej w moim małżeństwie. Jest coraz gorzej. Zaczynam przyjmować myśli, że żona nie odeszła, z mojego powodu, z powodu mojego charakteru czy osobowości, wad, niedoskonałości, ale odeszła do innego mężczyzny, który chwilowo okazał to czego u mnie zabrakło. Nie do końca chce mi się w to wierzyć, ale powoli, powoli "otoczenie" wpaja mi taką wizję. Bronię żony bo przecież to "Moje Słońce", może lekko za chmurami, ale ciągle moje
Ale co tam, nie ma co się poddawać, trzeba walczyć, szatan chce abym odpuścił, a ja mu jeszcze dorzucę, trzeba go tak atakować aby się zmęczył i powiedział: "Niech już wraca do tego uparciucha" . Nawet jak ma kogoś, to też to ma jakiś cel. Na pewno jej nie opuszczę teraz, muszę walczyć mocniej, dlatego do mojej wstrzemięźliwości od czekolady od końca lipca do końca sierpnia w intencji żony, przedłużam do końca roku od 1 września i dorzucam wstrzemięźliwość od wszelkich słodyczy w intencji dusz w czyścu cierpiących, zwłaszcza tych które cierpią z powodu zdrad i odejść.
Mój plan różańcowy-tygodniowy, inne modlitwy a od jutra zaczynam Nowennę Pompejańską w intencji uzdrowienia mojego małżeństwa, akurat skończę część błagalną w przed dzień I sprawy rozwodowej, dodatkowo "pogotowie modlitewne", zawierzenie Św. Rodzinie i prośba o modlitwę moją rodziną i znajomych żyjących i nieżyjących.
Trzeba być twardym, i naciskać, naciskać.
Proszę Was o pomoc i opiekę w modlitwie, o siły, abym dał radę, osiągnąć to co zamierzyłem.
Dzisiaj idę to terapeuty w sprawie uzależnienia od "seksu", kolejny kroczek ku lepszemu JA
Stefanek [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 18:36
krzysieks7 napisał/a:
Kurcze, szatan-francol miesza dalej w moim małżeństwie. Jest coraz gorzej. Zaczynam przyjmować myśli, że żona nie odeszła, z mojego powodu, z powodu mojego charakteru czy osobowości, wad, niedoskonałości, ale odeszła do innego mężczyzny, który chwilowo okazał to czego u mnie zabrakło. Nie do końca chce mi się w to wierzyć, ale powoli, powoli "otoczenie" wpaja mi taką wizję. Bronię żony bo przecież to "Moje Słońce", może lekko za chmurami, ale ciągle moje
Witam
Polecono mi to forum całkiem nie dawno, postaram się wypowiedzieć na temat jak mogę i jak ja to widzę.
Krzysiek nawet jeśli odeszła do innego ( czego nie wiemy ) to z jakiegoś powodu odeszła od Ciebie, myślenie "żona nie odeszła, z mojego powodu, z powodu mojego charakteru czy osobowości, wad, niedoskonałości" takie myślenie do niczego nie prowadzi bo jak masz się dla niej zmienić jeśli sam nie widzisz problemu jej odejścia od Ciebie, przemyśl wasz problem jeszcze raz może znajdziesz odpowiedz.
awe59 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 22:50
do mojej wstrzemięźliwości od czekolady od końca lipca do końca sierpnia w intencji żony, przedłużam do końca roku od 1 września i dorzucam wstrzemięźliwość od wszelkich słodyczy w intencji dusz w czyścu cierpiących, zwłaszcza tych które cierpią z powodu zdrad i odejść.
Mój plan różańcowy-tygodniowy, inne modlitwy a od jutra zaczynam Nowennę Pompejańską w intencji uzdrowienia mojego małżeństwa, akurat skończę część błagalną w przed dzień I sprawy rozwodowej, dodatkowo "pogotowie modlitewne", zawierzenie Św. Rodzinie i prośba o modlitwę moją rodziną i znajomych żyjących i nieżyjących.
Ja na początku tez tak mialam, mnóstwo intencji, próśb, swojej modlitwy i wyrzeczeń, ale jak juz tu ktoś wcześniej napisał , nawrócenie i przemiana to ŁAŚKA i - trzeba dać BOGU czas.
Nie mamy na wszystko wpływu, po coś sie to wszystko dzieje; ten czas trzeba wykorzystac równiez albo przede wszystkim dla siebie.
Jeszcze kilka lat wstecz byliśmy z mężem jednością -taką której nam inni "zazdrościli" Ale zmienila się nasza sytuacja diametralnie, potem dużo moich błędów a to co teraz to skutki tych błędów i wyborów mojego męża.
Najgorsze, że on nic złego nie widzi w tym co robi, a to jego myślenie moze zmienic tylko BÓG więc trzeba czekać, modlić sie i czekać ze spokojem, wiarą i zaufaniem
[ Dodano: 2013-09-06, 22:59 ]
przemyśl wasz problem jeszcze raz może znajdziesz odpowiedz.[/quote]
Stefanek!
to nie jest takie proste ani jednoznaczne. Gdyby było proste nie było by nas tutaj tak duzo. O problemach sie rozmawia a nie od nich ucieka; to zupełny brak odpowiedzialnosci.
Andzik [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-07, 00:43
Awe,
Tak przemiana to łaska ale czas do jej dokonania potrzebny jest czlowiekowi, nie Bogu. Taka uwaga na marginesie .
awe59 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-07, 13:45
Tak przemiana to łaska ale czas do jej dokonania potrzebny jest czlowiekowi, nie Bogu.
Zgadzam sie, tak przeciez napisałam.
Moge dodać tylko, że dla każdego ten czas jest inny; ja potrzebowałam go więcej , zresztą trudno wyrokować, tak dużo innych okoliczności miało wpływ na moje/nasze zachowanie że trudno wyrokować.
Najbardziej boli, że on nic nie chciał w tym kierunku zrobić, nic.Oj przepraszam chcial mi kupic samochód, ale ja tego nie chcialam.
[ Dodano: 2013-09-07, 14:05 ]
U mnie wykorzystał francol czas kiedy mnie nie było, Przecież on uwielbia rozbijać rodziny. Jako broni użył wady moje, słabości żony i szepce cały czas, co Ona ma robić. Wpakował ją w dom, w którym Boga się lekceważy, otoczył ludźmi, którzy z Boga się śmieją, głównie rozwodnicy i bezbożnicy. Zona ucieka od kościoła, modlitwy itd. Czuję, że Ona się boi Boga (to są moje domysły i obserwacje, nie fakty) wszystko co święte ją parzy, Jej różaniec który dałem jej gdy córka miała operację, prawie rzuciła na drugi dzień we mnie.
Ta wypowiedź jest mi b bliska, mam podobne wrażenie,że szatan wykorzystal wszystkie moje słabości, ale skoro Bóg do tego dopóścił to znaczy, że taka mu sie nie podobam i dobrze,
chcę sie zmieniać dalej, ale ktoś musi mi pokazać drogę i myslę ,ze dlatego trafiłam na 12 kroków
"Ja mówiłem swojej mamie, że toczę bitwę z demonem o moją rodzinę. "
Ja tez takową prowadziłam ,bardzo długo, najpierw sama a potem bez mojej wiedzy włączyli sie inni.Od 2 lat jest odmawiany codziennie cały różaniec za mojego męża a efektów nie widać.
Podejrzewam że był u wróżki, albo ona u niego i jeszcze takie dziwne temaciki podejrzane z jakimiś dziwnymi organizacjami / może jakaś nowa sekta?/ zresztą ta jego kochanka wygląda chwilami bardzo diabolicznie.
goku [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 16:56
Czas na pewno odgrywa w odejściach kluczową rolę. Czas i cierpliwość Teraz dociera do mnie, że żona długo planowała odejście, prawdopodobnie jej zażyłe kontakty z kolegą z pracy trwały dłużej niż myślałem, moja przemiana to też pewnie kilka ciężkich miesięcy jak nie lat, ewentualny jej powrót po pierwsze to też za jakiś czas i raczej będzie to długotrwały proces tak samo jak odejście, może nawet trudniejszy i dłuższy.
Pozostaje tylko czekać, modlić się i zaufać Bogu, ale chyba najtrudniejsze, myślę, że dla wielu jak i dla mnie naprawdę uwierzyć w Niego z całego serca, tak, żeby nie mówić wierzę że On jest, ale WIEM, że On jest.
Myślałem, że już jestem blisko, ale jeszcze trochę brakuję, ale mimo wszystko w porównaniu z moją wiarą 4 miesiące temu, a teraz to mamy przepaść. Świadomość, wiedza, wybaczenie, spokój ducha, radość serca, nowe spojrzenie na wszystko, umiejętność podziału dobra i zła, miłość-o dziwo jeszcze większa do żony,taka inna dojrzała, pełna, nowa! To rzeczy które otrzymałem.
I mimo, że najprawdopodobniej ktoś "puka" moją żonę, moje hormony chcą mnie rozsadzić bo sam walczę ze sobą aby żyć w czystości, samotność wykańcza, jeszcze finanse tez dobijają wszystko, ale PIERWSZY RAZ w ŻYCIU POWIEM, ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWY, takiej pogody ducha nie miałem nigdy, jestem w takim stanie, że mógł bym umrzeć, jestem przygotowany na śmierć, tu chyba jest klucz: ŻYJ TAK JAKBY BYŁ TO OSTATNI TWÓJ DZIEŃ!, każdy DZIEŃ TRAKTUJ JAK OSTATNI
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 17:29
krzysieks7 napisał/a:
PIERWSZY RAZ w ŻYCIU POWIEM, ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWY, takiej pogody ducha nie miałem nigdy, jestem w takim stanie, że mógł bym umrzeć, jestem przygotowany na śmierć, tu chyba jest klucz: ŻYJ TAK JAKBY BYŁ TO OSTATNI TWÓJ DZIEŃ!, każdy DZIEŃ TRAKTUJ JAK OSTATNI
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.