Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie zdarzyło Ci się nigdy nie powiedzieć komuś całej prawdy (w różnych sytuacjach) w imię tego by nie zadać mu bólu lub by mu go choć oszczędzić?
Inaczej do tego podchodzę, szczególnie w małżeństwie. Oczekuję absolutnej szczerości i sama staram się być szczera. Nie umiem się jakoś pogodzić z życiem w taki sposób - szczęście ma być oparte na tym, że nie mówi się całej prawdy. Nie uważam tego za faktyczne szczęście. To jakieś udawanie. Osoby, które to robią, nie znają się tak naprawdę - grają przed sobą, a to moim zdaniem jest dobre najwyżej w przyjaźni, ale nie w małżeństwie. To mój sposób na życie, rozumiem że nie wszyscy go podzielają.
Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował - w przypadku, w którym np. ja nie podejrzewałam, że on może w ogóle coś takiego zrobić i tak myśleć, tak się zachować. Po zdradzie dalej trwam w nieświadomości, i uważam go za takiego, za jakiego do tej pory go uważałam. Dlaczego on ma nie ponieść konsekwencji tego, co zrobił? Dlaczego żona/mąż nie ma prawa znać prawdę o małżonku i na tej podstawie, jak pisałam, odnieść się do całej sprawy, dalszego życia i myślenia?
Ostatnio zmieniony przez 2015-02-20, 08:58, w całości zmieniany 1 raz
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 08:56
alterego, ale takie wymaganie WSZYSTKICH szczegółów ma znamiona kontroli, takiej trochę patologicznej, za to nie pozostawia miejsce na zaufanie. To jest postawa "Nie ufam ci, więc muszę wiedzieć wszystko". Nie pozostawia też miejsca na jakieś swoje pole prywatności, nawet niewielkie, które KAŻDEMU jest potrzebne.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 09:31
ja powiem co od początku miałam i mam nadal czwarty rok w sobie
NIGDY nie chciałam i nie chcę wiedzieć co mąż robił z kochanką, jak, kiedy i ile razy
dla mnie jest to tak brudne, obrzydliwe, że nie dałabym rady wysłuchać ani kawałka opowieści, kiedyś zbierało mnie na wymioty na samą myśl, teraz jest już lepiej, ale za żadne skarby nie dałabym wrobić się w wiwisekcję, to już było, stało się, nie cofnę czasu, jestem dzisiaj w tym miejscu nie innym i nie zamierzam patroszyć przeszłości
moc nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 09:44
alterego napisał/a:
Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował
Tego nie trzeba mówić.
Na początku po prostu nie wolno.
Gdyby po odkryciu zdrady zdradzający wypalił taki tekst prosto w twarz zdradzanemu, to byłoby okrucieństwem, a rany powstałe w ten sposób być może do końca życia by się nie zagoiły.
Wiadomość o zdradzie to zarwanie sufitu. Leżysz pod gruzami i jeszcze nie możesz się ruszyć z przerażenia i bólu, a tu przychodzi sprawca i patrząc Ci w oczy mówi "wolę żebyś wszystko wiedziała" i otwiera w twoim kierunku jeszcze miotacz ognia.
Po czymś takim pojednanie to naprawdę trudna do wyobrażenia sprawa.
Zdradzający (jeśli ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy przyzwoitości, jeśli cokolwiek czuje i nie wyzbył się empatii) to widzi, że sama informacja o zdradzie prawie zabija zdradzanego. Ma go dobić, bo lepiej żeby wszystko było jasne?
A potem - już tego mówić nie potrzeba.
Świadomość takich faktów "że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował"
przychodzi samoczynnie w trakcie kolejnych odsłon tragedii, dociera do zranionej osoby stopniowo, bardzo powoli, na tyle, na ile ona jest gotowa sama to przyjąć. Sama do tego dojdzie, sama w sobie to będzie musiała zrozumieć, przeżuć, i przejść wszystkie bolesne etapy, na końcu których może (ale nie musi) być zaakceptowanie faktów.
Jeśli uderzy się w nią tym za wcześnie, skutki mogą być straszne.
Odpowiedzialność (wiem, że to dziwnie brzmi) zdradzającego, który przyznaje się do błędu, do tego co zrobił, może polegać właśnie na tym, by przynajmniej teraz nie ranić bezmyślnie. Przynajmniej po wszystkim. Chociaż tyle.
alterego [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 09:52
Takie jest moje zdanie. Wolę najgorszą prawdę, niż kłamstwo/zatajanie (jeśli ktoś nie uważa zatajania za kłamstwo).
tiliana napisał/a:
Nie pozostawia też miejsca na jakieś swoje pole prywatności, nawet niewielkie, które KAŻDEMU jest potrzebne.
Należy zdradzającemu małżonkowi pozwolić na prywatność w zakresie kochanki i zdrady? Nie rozumiem i nie zrozumiem. Prawo do prywatności według mnie może obowiązywać wtedy, kiedy nikt nikogo w ramach "swojej prywatności" nie krzywdzi i kiedy nie robi nic złego.
Ostatnio zmieniony przez 2015-02-20, 09:54, w całości zmieniany 1 raz
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 09:53
alterego napisał/a:
kenya napisał/a:
Nie zdarzyło Ci się nigdy nie powiedzieć komuś całej prawdy (w różnych sytuacjach) w imię tego by nie zadać mu bólu lub by mu go choć oszczędzić?
Inaczej do tego podchodzę, szczególnie w małżeństwie. Oczekuję absolutnej szczerości i sama staram się być szczera. Nie umiem się jakoś pogodzić z życiem w taki sposób - szczęście ma być oparte na tym, że nie mówi się całej prawdy. Nie uważam tego za faktyczne szczęście. To jakieś udawanie.
Tak jak napisała Kenya, człowiek empatyczny jeśli wie, że pewne myśli zraniłyby inną osobę to ich nie wypowiada i nie ma to nic wspólnego z brakiem szczerości tylko jest wrażliwością.
Przykłady ?
Skruszona żona wraca po gorącym, namiętnym romansie do męża.
W łóżku z mężem jest w skali 1do10 ...powiedzmy na 5, a zkochankiem
było 10.
Ma to mężowi powiedzieć w imię szczerości w małżeństwie ?
A może ma powiedzieć....wiesz Misiu, muszę szczerze przyznać , że słaby jesteś w łóżku,
ale ja Cie i tak kocham, bo masz inne zalety.
moc nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 10:11
Trudna prawda jest potrzebna po to by w czasie pojednania i naprawy zrozumieć co doprowadziło do katastrofy.
I aby budować relację od nowa, w świadomości, na które obszary trzeba uważać, które obszary trzeba uzdrowić - by to się nigdy nie powtórzyło.
Ta trudna prawda moim zdaniem wystarczy by polegała na uświadomieniu sobie wzajemnie gdzie, kiedy i dlaczego małżonkowie mieli niezaspokojone głębokie potrzeby.
I to jest punkt wyjścia. I tutaj może odbudować się zaufanie.
A nie poprzez wyciąganie bolesnych szczegółów, które do niczego nie doprowadzą - bo ich się nie da cofnąć, wymazać.
To jest taka trochę droga na skróty (pełna szczerość bo inaczej nie zaufam), ale łatwo spaść w przepaść: w pułapkę wracania, wracania, wracania, sprawdzania, wyobrażania, wracania.....
A zaufanie wcale się wtedy nie odbudowuje.
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 10:41
czytam, przecieram oczy...i mam wrażenie, że źle widzę...
alterego
powiem Ci tak - to nie jest normalne, takie podejście do sprawy
lubisz sama sobie zadawać ból? a może w ramach "szczerości" daje Ci satysfakcję zadawanie bólu innym?
każdy psycholog Ci powie, że każdy z nas ma niezbędne do normalnego funkcjonowania "tereny prywatne", na które nie wpuszcza innych
czynienie gwałtu na granicach tych terenów i domaganie się wpuszczenia w głąb jest egoistyczne i nie ma nic wspólnego z miłością ani też postawą miłości
podobnie jak walenie w oczy wszystkiego w ramach tzw "szczerości" - to też skrajny egoizm
czy Ci się podoba czy nie, jest to postawa wynikająca z kompletnego nieliczenia się z uczuciami innych i wyłącznie samozaspokajająca
to się nadaje do leczenia - niestety
ładnie to grzegorz opisał, prosto i zwięźle
trzeba być bydlakiem (męskim czy żeńskim - bez znaczenia), żeby walić zdradzonemu w oczy, że było w tej zdradzie super i że się tego chciało i w sumie nadal się za tym tęskni, bo było świetnie
i trzeba być bez instynktu samozachowawczego, żeby bez zahamowań domagać się takich wyznań
dokąd zmierzasz alterego?
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 10:47
Alterego,
nie wiem czy nie doczytałam, czy też nie zrozumiałam ale wciąż nie bardzo rozumiem co dokładnie masz na myśli.
Czy jesteś pewna, że Twój mąż Cię zdradził, czy tylko podejrzewasz?
Czy jeśli wiesz, że zdrada była faktem, czy masz pewność że jest zakończona?
alterego napisał/a:
Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że to było dla niego świetne doświadczenie, że tego od początku chciał, nie wiem, może planował - w przypadku, w którym np. ja nie podejrzewałam, że on może w ogóle coś takiego zrobić i tak myśleć, tak się zachować.
Więc o jaki rodzaj informacji chodzi?
- Czy przyznanie się do zdrady,
- czy też NA DODATEK potwierdzenie że zdrada wiązała się z odczuwaniem przyjemności, której chciał i którą planował w czasie gdy Ty byłaś w nieświadomości co do czynów jakie on planuje.
Bo jeśli to drugie jest Ci potrzebne by padło z jego ust, to jest to tak oczywiste, że chyba nie ma sensu tego słyszeć.
Każdy zdradzający oczekuje przyjemności, chce tej przyjemności i planuje jak jej zaznać, jednocześnie zdradzany żyje w całkowitej nieświadomości - i są to elementy , które określają niemal każdą zdradę.
Alterego, popraw mnie jeśli się mylę, ale tak naprawdę jestem zdezorientowana i nie bardzo do końca wiem o co Ci chodzi dokładnie.
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 21:48
alterego napisał/a:
Takie jest moje zdanie. Wolę najgorszą prawdę, niż kłamstwo/zatajanie (jeśli ktoś nie uważa zatajania za kłamstwo).
tiliana napisał/a:
Nie pozostawia też miejsca na jakieś swoje pole prywatności, nawet niewielkie, które KAŻDEMU jest potrzebne.
Należy zdradzającemu małżonkowi pozwolić na prywatność w zakresie kochanki i zdrady? Nie rozumiem i nie zrozumiem. Prawo do prywatności według mnie może obowiązywać wtedy, kiedy nikt nikogo w ramach "swojej prywatności" nie krzywdzi i kiedy nie robi nic złego.
Nie zdradzającemu małżonkowi, tylko CZŁOWIEKOWI, niezależnie od sytuacji. Szacunek do drugiego człowieka, poszanowanie jego godności, wolności obowiązuje niezależnie od tego, kim ten człowiek jest i w jakiej sytuacji obecnie się znajduje.
A twoje zaufanie nie zależy od drugiej osoby, a jest TWOJĄ DECYZJĄ. Zawsze.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-20, 23:57
edycja całości postu na wniosek autorki
post był pomyłką
Ostatnio zmieniony przez 2015-02-21, 16:20, w całości zmieniany 1 raz
róża [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-21, 09:09
alterego napisał/a:
kenya napisał/a:
Nie zdarzyło Ci się nigdy nie powiedzieć komuś całej prawdy (w różnych sytuacjach) w imię tego by nie zadać mu bólu lub by mu go choć oszczędzić?
Osobiście po prostu okropne jest dla mnie nawet pomyśleć o sytuacji, w której małżonek nie dość, że zdradził, to np. nie powiedział, że
alterego, chciałabyś znać szczegóły zdrady, chciałabyś wiedzieć, jak do niej doszło, bo dopiero wtajemniczenie Ciebie w tę wiedzę dałoby Ci poczucie (wreszcie) uczciwości ze strony męża? I dobrze rokowałoby na przyszłość?
Też tak myślałam przez pewien czas, bo wydawało mi się, że takie wyjaśnienia ze strony męża przyniosą mi ulgę, utwierdzą mnie w przekonaniu, że żałuje, że już nie ma (czyli również w przyszłości - nie będzie miał) przede mną żadnych "tajemnic"). I to wszystko, uważałam w tym czasie, słusznie mi się należy. Ale, ale, po dłuższej refleksji doszłam do zgoła innych wniosków, a mianowicie: kurcze, tak naprawdę to ja marzę chyba o pobyciu przez chwilę ( a potem to już zapewne codziennie) w tym bajorku ( a co tam bajorko, nazwijmy mocniej - w szambie!), w którym oni siedzieli. O nie, to poniżej mojej godności... I durne pragnienia - pokusy, stopniowo mnie opuszczały. I dzięki Ci Panie za to, bo zbyt wiele tamtym czasie się działo, zbyt mocno bolało, aby prosić o więcej...
Ostatnio zmieniony przez 2015-02-21, 12:32, w całości zmieniany 1 raz
Samia [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-21, 09:15
Ja probuje ratowac nasze malzenstwo, ciagle mam nadzieje ze bedzie to mozliwe....staram sie z Mezem juz inaczej rozmawiac na ten temat to znaczy jak zaczyna drazyc...ja lekko nakierunkowuje temat bardziej na nas, na nasze odczucia w tym wszystkim, dajac mu do zrozumienia ze zalezy mi na nas, ze tamten temat jest juz dla mnie zamkniety, wszystko juz powiedzialam i niechce Go bardziej ranic, i choc On ma obawy co do naszej przyszlosci, co jest calkiem w jego sytuacji normalne, bo to jemu zawalil sie caly swiat i wiara w drugiego czlowieka, w wlasna zone...ale ja wiem ze musze byc silna dla nas teraz....sa dni ciezsze i czuje sie bezsilna (a nie powinnam), mam wtedy straszne mysli w glowie....nie bede ich tu wylewac bo niechce byc zalosna...ale musze trwac, modlic sie i wierzyc ze bedzie jeszcze dobrze...
moc nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-21, 11:55
lena, uwaga - chyba mylisz ze sobą dwie różne autorki wpisów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.