Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
skutki stanowczej miłości
Autor Wiadomość
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 14:22   skutki stanowczej miłości

Witam ponownie
Pisałam tu kiedyś pod nickiem:bea7777(2011 rok), niestety nie potrafię się zalogować na stary adres. Postanowiłam założyć nowy wątek. Wtedy w 2011 roku, co ja mówię, jeszcze miesiąc temu wierzyłam, że nasze małżeństwo jest do uratowania. Mówią, że każde małżeństwo jest do uratowania ale do tego potrzebnych jest dwoje. Przeszłam w małżeństwie długą drogę, od nieśmiałej, skromnej, pobłażliwej i niewiele wymagającej żony/kobiety do takiej która ma poczucie swojej godności, która potrafi mówić o swoich potrzebach. Może zacznę od tego, że głównym powodem naszego stałego kryzysu w małżeństwie był alkohol. Mąż nadużywał go już przed ślubem. Całe lata naciskałam różnymi sposobami na uświadomienie mężowi, że ma poważny problem z alkoholem i na tym cierpimy oboje. On i ja. Często niestety bywało tak, że po kolejnych wyzwiskach, awanturach pakowałam się i wyprowadzałam do rodziców (oni nigdy nie wtrącali się do nas, nie w sumie to raz tylko mama po mnie przyjechała jak mąż mnie szarpał). Myślałam, że to go może otrzeźwić. Otrzeźwiało na krótko. Stosowałam zasady stanowczej miłości, poszłam na terapię, żeby się wyrwać z współuzależnienia, żeby nie śledzić, sprawdzać, żyć w ciągłym strachu. Wtedy byłam już świadoma, że nie chcę tak żyć, że nie chcę zgorzknieć. Dużo czytałam, szukałam pomocy. Coraz odważniej mówiłam mężowi, że ma problem z alkoholem i jest coraz gorzej. Na początku był straszny bunt, szyby leciały w drzwiach, wściekłość w nim kipiała . Komunikacja prawie zerowa przez całe nasze małżeństwo. Ja byłam ta kochająca za bardzo a on ten za murem (czytałam o tym i do nas to pasuje jak ulał). Niestety poświęciłam wszystko dla "dobra" tego małżeństwa. Przypłaciłam to depresją, kompulsywnym objadaniem się, ciągłym strachem, no muszę to napisać: otyłością, zaniedbałam się. Stałam się chodzącym trupem. Ale wiedziałam, że tak nie może być wiecznie. Nie chcę umrzeć za życia. Znów kolejna wyprowadzka i powrót gdy mąż pierwszy raz na dłużej odstawił alkohol i poszedł do AA. Niestety na krótko. Kolejne picia, wyzwiska, obojętnna dłużejość, samotność. Musze napisać, że alkoholizm męża (już stwierdzony) nie był widoczny dla postronnych osób, dla wielu było to pewnie nie zrozumiałe czego ja się tak ciągle wprowadzam i wyprowadzam. Z boku musiało to wyglądać, że mam coś z głową. Mąż pił zazwyczaj w kotłowni piwo za piwem a potem się szwendał bez celu po domu i podwórku. Obecnie jestem od października znów u rodziców po tym jak mąż powiedział, że mam się wynieść bo jestem niepotrzebna (mieszkamy w jego domu rodzinnym). Mąż w tym czasie rozpoczął terapię z czego się bardzo ucieszyłam, ja zajęłam się sobą. Zaczęłam tracić na wadze, zadbałam o siebie. Odżyłam, on zresztą też. Niestety mężowi tak się spodobała ta wolność, że oświadczył, że mnie już nie kocha i możliwe że już dawno mnie nie kochał bo to picie to była ucieczka przede mną. Powiedział, że osiągnął spokój wewnętrzny, którego nie zaznał tyle czasu i nie chce go znów utracić. Dziwne to wszystko dla mnie. Wydawało mi się, że jak on pójdzie na terapię i zacznie w
końcu dorastać, ja wezmę się za siebie to będzie w końcu początek tego naszego małżeństwa. Mąż niestety/stety odstawił alkohol (chyba, nie śledzę go)) a przy okazji podziękował mi za współpracę. Nie napisałam o najważniejszym. A musze to napisać. W tym całym galimatiasie, ciężkich chwilach i latach był zawsze ze mną BÓG, zawsze blisko, zawsze czuły i kochający. Najlepszy przyjaciel. To on mnie nauczył, że jestem godna, że moje życie jest wartościowe, że ja jestem wartościowa. Nawet po tych trudnych słowach od męża Bóg nie pozwolił mi wpaść w histerię, miałam w sobie pokój. Bóg obdarzył mnie szczęśliwie wrażliwym sumieniem i wiem/mam taką wewnętrzną świadomość, że tak ma być. Zrobiłam wiele, żeby doprowadzić męża do podjęcia walki o siebie, o swoje godne życie. Niestety, beze mnie.
 
     
macko
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 17:21   Re: skutki stanowczej miłości

beti7777 napisał/a:
Zrobiłam wiele, żeby doprowadzić męża do podjęcia walki o siebie, o swoje godne życie. Niestety, beze mnie.


Zrobiłaś wiele dla Twoje męża i zrobiłaś wiele dla siebie, bo jesteś blisko Boga. To piękne i godne podziwu :->
Jest też to "niestety", ale trzeba mieć wiarę, że i ten problem z pomocą Bożą się rozwiąże. Najważniejsze, że odnalazłaś tę siłę i spokój przy Bogu.
 
     
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 19:15   

Jednak boli ze nie walczy o nas. Poczul sie pewnie i chce zaczac z czystym Konten. Po Co naprawiac stare rzeczy skoro mozna zaczynac z biala kartka. Naszym Problemem byl tez brak dzieci. Czul sie z tego powodu gorszy, nieszczesliwy. Ja sie jakos uporalam z poronieniem i strata drugiego martwo urodzonego dziecka. Mialam takiemarzenie ze Jak maz zacznij sie w koncu leczyc to moze przekona sie do Adopcji. Teraz widze ze bylam mu tylkopotrzebna do odbicia sie od dna.z pijacego egoisty pozostal egoista. Przepraszam za pisownie Ale pisze na niemieckiej klawiaturze.
 
     
mgła1
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-11, 19:59   

Beti, trzeźwienie w początkowej fazie daje pijącemu taką nadzieję, że teraz oto uwaga, uwaga zaczyna się nowe życie!!!
Hurrrra, wspaniale, wreszcie wiem, o co w życiu chodzi! Byłem z tą cholerną zołzą tylko dlatego, że chlałem i tylko tak dawało się z nią wytrzymać! Zalewałem piwem swoje zmarnowane przez żonę życie. Teraz rozpocznę wszystko po nowemu, uzdrowiony, uwolniony....
bla bla bla, wciąż pijacki bełkot, nawet jeśli na trzeźwo
Beti, każda porządna terapia jest też powrotem alkoholika do wartości, jaką jest rodzina. Tam się dużo mówi o tym, że ochota na nowy, lepszy związek jest ułudą, mirażem, iluzją, przed którą przestrzega się alkoholika.
Oczywiście, nie wszystkie pary się schodzą. Ponieważ uzależnieni mają od terapeutów ostrzeżenie przed podejmowaniem jakichkolwiek ważnych decyzji przed ukończeniem terapii, są też tacy, którzy np. z decyzją o rozwodzie czekają do ukończenia terapii i z "zegarkiem w ręku" po ok.3 latach (tyle mniej więcej trwa terapia) składają pozew.
Ale do tego czasu jeszcze wiele może się wydarzyć.
Generalnie, uważam, że to wielkie szczęście w kryzysie małżeńskim mieć męża, który podejmuje terapię i jest np. w AA, bo terapia otwiera oczy na wiele spraw nie tylko picie (w tym wypadku)
Pozdrawiam Cię, nie zaniedbuj swojej terapii i rozwoju duchowego, a wiele drzwi stanie otworem w Twoim życiu.
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 02:24   

Beti, smutny post. Takie wnioski i tytuł wiele osób wstrzymuje przed stanowczą, jak piszesz, miłością, w myśl zasady; niechby pił, niechby bił, byle był.
Beti, jak długo Ty jesteś na terapii? Czy faktycznie uznajesz za fakt, że mąż pił, bo uciekał przez Tobą? Zgadzasz się z tym, że alkoholik pije przez coś, przez kogoś, a nie po coś?
Czytałaś to?
http://www.opoka.org.pl/b...aleznienie.html
Po to sobie ludzie wymyślili te terapie dla współuzależnionych, żeby uniknąć albo choćby zmniejszyć ból jaki czujesz dziś. Żona alkoholika stara się, znosi, cierpi też nie przez kogoś ale po coś. Liczy m.in., że cierpienie zostanie nagrodzone, docenione, a tu zonk. I jest jeszcze gorzej, bo nawet nikt jej nie współczuje. Jak była sama, niedoceniona, tak sama zostaje. I jeszcze odczuwa stratę. To co znane, oswojone, te huśtawki nastrojów, czujność, czy nie zapije, poczucie kontroli sytuacji, dramaty i miodowe miesiące, nagle znika i kuriozalnie znika poczucie bezpieczeństwa, jakie sobie z uzależnionym stworzyła. Nierzadkie są sytuacje, gdy cały znany układ się rozwala jak mąż zaczyna trzeźwieć ale nie jako konsekwencja stanowczej miłości. Powody są najróżniejsze. A takie, że uzależniony się zachłysnął zmianą i "klekajcie narody" albo, że ujawnią się problemy związku zakryte dotychczas butelką, albo, że małżonków nic już poza problemem alkoholu nie łączy (nie ma nawet tematów rozmów), albo, że żona zostaje w tyle ze swoimi zmianami, albo, że uzależniony na terapii poznał "bratnią duszę". Nie można wykluczyć, że po początkowym zachłyśnięciu nowością trzeźwiejący się odchłyśnie ani też tego, że wróci do picia. A Beti, Ty żyjesz, nie pijesz. Jesteś pokaleczona, ale dostałaś szansę, żeby żyć inaczej, lepiej, z sobą wreszcie ważną. Jak sobie tą szansę dasz, porozpaczasz, wygniewasz się za to co było, odzyskasz spokój, a co się zdarzy nie jesteś w stanie przewidzieć. Skorzystaj z możliwości terapii. Jest tego trochę. Indywidualna pozwoli Ci zrozumieć i poznać siebie, a na grupowej (jeżeli masz takie potrzeby) będziesz mogła "zbić się w stado" z kobietami w podobnej sytuacji, posłuchać i powyciągać wnioski.
Mąż, abstrahując od swojej decyzji co do małżeństwa, też dostał szansę. Szansę, że będzie żył.
 
     
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 10:23   

tyle się napisałam i mi wcięło wszystko. Więc teraz krócej napiszę.
Wiem, że oboje dostaliśmy szanse. Modliłam się całymi latami o nasze małżeństwo, o uwolnienie z nałogów, o to bym nie zgorzkniała, w końcu już nie modliłam się o konkrety tylko oddawałam siebie i męża w najczulsze ręce Boga. Powtarzałam i powtarzam: Bądź wola Twoja, nie moja. Moje plany/pomysły/marzenia to były zamki budowane na piasku. Prosiłam i proszę Świętego Józefa mojego ukochanego opiekuna o pomoc, żebym w końcu zaczęła żyć naprawdę i nie miała rozdartego serca. I mam ten pokój w sobie. Dochodzi do mnie świadomość, że może moja modlitwa została wysłuchana. Pan Bóg wie lepiej, widzi wszystko z perspektywy wieczności a nie tak jak my często widzimy sprawy z czubka własnego nosa. Teraz jestem długo poza domem i już wypieram fakt jakie to życie było smutne, samotne. Ciągle miałam przekonanie, że za rogiem czeka to lepsze życie z moim "odmienionym, trzeźwym-jedynym" mężem. Muszę nauczyć się cierpliwości bo odkrywanie woli Bożej może trwać przecież dłuugo.
 
     
smutnamała2
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 10:39   

beti7777 napisał/a:
Zrobiłam wiele, żeby doprowadzić męża do podjęcia walki o siebie, o swoje godne życie. Niestety, beze mnie.

Beti Twój mąż narazie tak ma......jak długo będzie mu wygodnie bez ciebie czas pokaże......ale jak wspomniała mgła1:
mgła1 napisał/a:
Beti, każda porządna terapia jest też powrotem alkoholika do wartości, jaką jest rodzina. Tam się dużo mówi o tym, że ochota na nowy, lepszy związek jest ułudą, mirażem, iluzją, przed którą przestrzega się alkoholika.

Powiem na swoim przykładzie, że gdy mąż podejmował leczenie, twierdził że ja mu nie pomagałam, że go nie wspierałam, że jest ktoś inny kto mu pomaga (rodzina, koledzy, znajomi z AA.....nie wiem). Ja na początku tłumaczyłam się, że mu pomagałam, że pytałam czemu pije, z czym sobie nie radzi, że prosiłam ,błagałam, groziłam, szantażowałam byleby przestał pić, nakłaniałam do trzeźwego zdrowego życia, naklaniałam na leczenie.........i wiesz co nie chciał tego słuchać, widział tylko to co chciał........potem już nie tłumaczyłam się, tylko mówiłam mu, że inaczej nie mogłam postępować, musiałam stanowczo działać (alimenty, policja, gdy miał wypite zabierałam dzieci i jechałam do siebie itp) to były moje stanowcze granice po to by on otworzył oczy, musiałam działać bo nie chciał słuchać........
również usłyszałąm, że jest mu lepiej beze mnie, bo nie musi słuchać mojego narzekania. I pewnie miał rację, że było mu lżej, tak wtedy czuł........ wspominał o rozwodzie bo chciał mieć dzieci przy sobie, szantażował mnie........
Nie było mi lekko z tym......ja cały czas modliłam się za niego, za mnie bym wytrwała......
Mąż jest dzisiaj na leczeniu, to już 4 miesiące, to leczenie zamknięte, narazie trzyma się dzielnie, ja go wspieram, jeżdżę do niego z dziećmi, podkreślam że go kocham, że fajnie, że możemy na trzeźwo porozmawiać, podkreślam że za nim tęsknimy bo dzieci też......już nie mówi ,że mu nie pomogłam, nie wypomina mi narzekania, myśli o powrocie do nas.......i to wszystko dzięki BOgu.......ja nadal się modlę za niego, i ufam że będzie dobrze......juz jest........ ;-)
Beti nie załamuj się, dbaj o siebie, dbaj też o swoją godność miłość do siebie i do męża,........a wszystko będzie dobrze, zaufaj Bogu........
 
     
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 11:11   

Powinnam jeszcze napisać, że dzisiaj jadę na spotkanie z proboszczem naszej parafii. Chcę go zapytać, czy poprzedni ksiądz, który był na parafii w okresie gdy braliśmy ślub pozostawił jakąś notatkę dotyczącą pewnej naszej rozmowy. Chodzi mianowicie, o to że przed ślubem gdy były już zapowiedzi ogłaszane zaczęło mnie coś niepokoić. Wcześniej tego nie widziałam bo narzeczony pracował za granicą i widywaliśmy się tylko na weekendy. Przed ślubem jednak wspólnie wyjechaliśmy na parę tygodni do pracy do Holandii i tam też prawie się nie widywaliśmy bo pracowaliśmy na różne zmiany. Ale tam już zaczęłam dostrzegać, że jego picie mi się nie podoba. Przywiózł z sobą parę butelek jak to stwierdził w celach degustacyjnych, poza tym uzbroił się w skrzynkę piwa. Nie kontrolowałam tego bo się prawie nie widzieliśmy. Ale dochodziły mnie informacje od koleżanek, że panowie za jego namową urządzają sobie degustacje. Poza tym widziałam, że jest bardzo nerwowy i byle pierdół wyprowadza go z równowagi. Potem wróciliśmy do Polski chyba pod koniec kwietnia a w czerwcu miał być ślub. Zaczęłam zauważać, że gdy próbuję się z nim skontaktować wieczorem to jego mama zawsze informowała, że go nie ma, jest u kolegi albo nie wie gdzie jest. Postanowiłam to sprawdzić. Przyjechałam i zobaczyłam go kompletnie zalanego, nie potrafił stać na nogach. Zrobiłam mu awanturę, poskładałam sobie jego wcześniejsze zachowania i jak często nie można było go zastać w domu. Poszłam porozmawiać z teściową i usłyszałam, że jestem jakaś dziwna bo chłop se musi czasami piwa napić i co ja za sceny wyprawiam. Wtedy powiedziałam mamie, że coś mi nie pasuje, że to picie mnie przeraża. Wszystko działo się za pięć dwunasta. Kołacz miał być rozwieziony, mama się pyta czy odmówić go. On przyjechał obrażony do mnie, że mu awanturę zrobiłam o to że się upił i że mama też chciała przyjechać z nim i rozmawiać ale że jej coś wypadło i są na mnie obrażeni. No to stonowałam, tata o niczym nie wiedział, tylko mama i siostra. Byłam jak w rozpędzonym pociągu. Pojechałam jeszcze do księdza z parafii narzeczonego na rozmowę. Nie wiem na co liczyłam. Może żeby ktoś coś zrobił za mnie. Powiedziałam mu że coś mi nie gra z tym piciem itd. Miałam jakieś takie przekonanie, że ksiądz będzie odradzał a może wręcz zabroni. Ale on zapytał czy mam świadków na to jego zachowanie, powiedziałam że siostra wie o wszystkim i mama. Powiedział, że to ważne bo gdyby się to potwierdziło to muszę mieć świadków. Ślub się odbył, pociąg ruszył. Nie dopuszczałm długo do siebie myśli, że to co się wydarzyło krótko przed ślubem będzie miało jakieś znaczenie, ale nachodzi mnie myśl, że to nie było wszystko przypadkiem. Były jeszcze inne sygnały przed ślubem, że coś jest na rzeczy. Stracił prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu, po ślubie dowiedziałm się że przez alkohol bo mi wmawiał że przez prędkość, kiedyś przyjechał do mnie i czułam od niego piwo a przyjechał samochodem, miał już oczy podbite i mówił że dostał przypadkowo. Dużo tego było. Teraz widzicie jaka to ze mnie naiwna kobita.
 
     
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 11:25   

Zmieniłam kierunek moich wcześniejszych wpisów. Ale nie mogę zaprzeczać faktom które miały miejsce przed ślubem. Moja przysięga była szczera i prawdziwa.
Mąż mówił ostatnio bardzo często, że jego dojrzałość jest cofnięta o 10 lat a może i więcej niż metryka wskazuje. I to by się akurat zgadzało.
No ale ze mna też było nie dobrze bo gdybym miała poczucie własnej wartości nie pakowałabym się na siłę w to małżeństwo.
 
     
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 11:33   

Nie chcę żebyście odnieśli wrażenie, że mi się nie układa to teraz szukam sposobu na uwolnienie się od małżeństwa. Chciałabym, żeby się okazało, że przysięga była złożona szczerze i dojrzale przez oboje. Fakty jednak są jakie są. Nie zależy mi na unieważnieniu przysięgi, zależy mi na prawdzie. Tylko. Kocham tego człowieka. Kocham to co na dnie jego serca.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 11:44   

Beti

Przed slubem to każdy ma zaćmę na oczach, albo raczej różowe okulary.
Gdyby tak nie było, to ludzie by się pewnie nie żenili. Nie masz się co oskarżać.
W takich sytuacjach można co najwyżej ubolewać, że ktoś z boku, np ten ksiądz nie pomógł Ci (nie ostrzegł) tylko pytał o jakichś świadków. Świadków czego? czy do tego żeby odłożyć ślub są potrzebni jacyś świadkowie? bo nie rozumiem.
 
     
beti7777
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 12:17   

Myślę, że chodziło o kogoś, kto oprócz mnie wie o jego "ekscesach"
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 13:11   

Beti w takich kryzysowych momentach każdy z nas zadawał sobie pytanie:Czy mój ślub był ważny? To zrozumiałe. Ale nie ma co na razie podejmować kroków w sądach biskupich itp.
Odetchnij,skup sie na innych stronach życia niz małżenstwo. Poczekaj aż mąż skonczy terapię. Być może i w Tobie została jakaś rana,czułe miejsce,w które mąż uderzył słowami,że przez Ciebie pije? Te słowa bolą ,ale myślę,że kiedy już je napisałaś sama zobaczyłaś jak bardzo nieprawdziwie to brzmi.

Zobacz co juz osiągnęłaś.Jaką miałaś siłę do zmian. Czy teraz masz się poddać i popaść gorycz i rozczarowanie? Przecież nie tkwisz dzisiaj w patologicznej rodzinie a własnie to byłoby najgorsze. NA razie bym sie słowami meża do końca nie przejmowała. Alkoholicy,którzy zdrowieję na początku maja stany depresyjne bo dotąd to alkolol rozweselał i mózg się do takiego stanu rzeczy przyzwyczaił. Trochę potrwa to odtruwanie organizmu i duszy. Potem różne rzeczy się mogą wydarzyć.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-06-12, 14:21   

beti7777 napisał/a:
Kocham tego człowieka. Kocham to co na dnie jego serca.

To samo mogłabym napisać... Pięknie to ujęłaś.
Myślę Beti, że nie powinnaś tracić nadziei. To co się teraz dzieje w Twoim małżeństwie to jakiś etap, trudny co prawda, ale kiedyś zapewne minie, mąż będzie sobie uświadamiał coraz więcej i w końcu zrozumie, że jesteś dla niego najważniejszą osobą...
On dopiero zaczął trzeźwienie, to wszystko jest świeże, on nadal jest "władcą świata", tylko teraz inaczej to się wyraża ;-) Módl się nadal za swojego męża, a Bóg na pewno tak pokieruje leczeniem, że myślenie i w tym temacie mu się zmieni. Dobrze by było, żebyś i Ty dołączyła do jakiejś grupy, czy wspólnoty, łatwiej Ci będzie przetrwać ten trudny czas.

Pogody ducha!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8