Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
jak żyć z seksoholikiem?
Autor Wiadomość
K_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-20, 21:46   

Dobrze, że czasem jest komu się wyżalić. Dobrze, że czasem można komuś pomóc dźwigać ciężar. A czasem warto kogoś zmobilizować.

S_t trzymaj się!
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-20, 23:39   

Alzacja napisał/a:
witaj S_T,
polecam Ci lekturę tego wątku http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=7249 oraz jeszcze tę stronę http://www.sa.org.pl
Tu na forum jest dział o uzależnieniach, tam też jest dużo informacji (jeśli tam jeszcze nie trafiłaś).
Powodzenia ;-)

Alzacja, bardzo,bardzo dziękuję za link do wątku Reginy. Jeszcze nie przebrnęłam przez wszystkie posty, ale już znalazłam tam wiele słów pocieszenia. Stronę SA oczywiście znam bardzo dobrze :-)
Kenya, wybacz, w Twoim ostatnim poście wyczułam nutkę irytacji, widać jestem przewrażliwiona. Sorry. Na wszystkie Twoje pytania staram się odpowiedzieć szczerze i tak szczegółowo, jak tylko jestem w stanie. Piszesz, że widzisz wiele niejasności - i masz 100% racji, bo jedną z charakterystycznych cech człowieka uzależnionego jest pewna nieprzewidywalność - dziś mówi i robi jedno, jutro twierdzi co innego - nie wiadomo co z tego jest prawdą, co tylko pobożnym życzeniem. Dlatego ja sama wszystkiego Ci nie jestem w stanie wyjaśnić - sama szukam odpowiedzi.
To co pisałaś wcześniej o seksoholizmie jest trochę taką książkową definicją - w praktyce uzależnienie może rozwijać się różnie i w różnym tempie u różnych osób. To co mogę stwierdzić na dzień dzisiejszy to podstawowe fakty:
1.mój mąż jest uzależniony. Nie mam co prawda na to papierka od psychologa, ale wszelkie możliwe testy to potwierdzają.
2. Ja jestem osobą współuzależnioną - to akurat potwierdziła moja terapeutka, ale wiedziałam o tym już jakieś 8 miesięcy przed wizytą u niej.
3. Mój mąż jest świadomy swojego uzależnienia.
4. Chodzi na spotkania Anonimowych Seksoholików (co do tego nie mam wątpliwości); nie nazywam tego terapią, gdyż są to mitingi jedynie osób chorych, bez udziału terapeuty - ale nie da się ukryć, że mają działanie w jakimś stopniu terapeutyczne.
5. Na terapię indywidualną u fachowca na razie nie udało mi się męża namówić. Nie dlatego, że nie dostrzega problemu - po prostu uważa, że mitingi SA mu wystarczą, a ponadto odpowiada mu anonimowość, czego nie miałby w przypadku psychologa.
6. O tym, że jest to uzależnienie wiemy od 10 miesięcy. W tym czasie zarówno ja jak i mój mąż sporo przeczytaliśmy publikacji, wysłuchaliśmy wykładów itp odnoszących się do zagadnienia. Teoretycznie wiem, co należy robić (tzn. jak się leczyć) - ale jest to długotrwały proces, który wiąże się nieustannie ze wzlotami i upadkami - i na ten właśnie czas potrzebuję obecności i wsparcia życzliwych osób. Jest mi po prostu bardzo ciężko, bo uzależnienie mojego męża to nie tylko kwestia potrzeb seksualnych - tak jak w przypadku wszystkich uzależnień wiąże się z zaburzeniami emocjonalnymi i zaburzeniami relacji z bliskimi. Jeszcze nie bardzo potrafię się przed tym bronić, chociaż powoli się uczę, w czym bardzo pomagają mi mitingi dla współuzależnionych. Jestem przekonana, że na tym forum (bądź co bądź nazywającym się forum pomocy) znajdę inne osoby, które są w stanie zrozumieć przez co przechodzę - dla mnie sama świadomość, że inne dziewczyny borykały się z podobnym problemem i dały sobie radę już jest ogromną pomocą.
To takie podsumowanie tego, co już pisałam wcześniej, ale może udało mi się w ten sposób uporządkować nie zawsze precyzyjne wypowiedzi.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-21, 16:30   

smutna_twarz napisał/a:
Jestem przekonana, że na tym forum (bądź co bądź nazywającym się forum pomocy) znajdę inne osoby, które są w stanie zrozumieć przez co przechodzę - dla mnie sama świadomość, że inne dziewczyny borykały się z podobnym problemem i dały sobie radę już jest ogromną pomocą.
Witaj smutna_twarz, jestem osobą, która zmaga się z tym samym problemem co Ty. Wiem doskonale, że nie jest łatwo. Ja o problemie mojego męża dowiedziałam się ponad 3 lata temu i teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że dziś jestem zupełnie innym człowiekiem niż wtedy. Mąż informując mnie o uzależnieniu zarzekał się, że podejmie terapię, jednak do dzisiaj jej nie przeszedł... Co prawda kilkukrotnie zaczynał, ale po kilku spotkaniach rezygnował, najwyraźniej nigdy tak do końca nie pragnął swojej przemiany albo nie był w stanie się zmierzyć z prawdą... Natomiast ja szukałam dla siebie ratunku, bo moja silna depresja nie pozwalała mi już funkcjonować. Podjęłam terapię dla osób współuzależnionych, najpierw kilka spotkań indywidualnych, potem dołączyłam do grupy, a spotkania sam na sam z terapeutą odbywały się tylko co jakiś czas. Równocześnie (przez niecały rok) przyjmowałam leki antydepresyjne. Mitingów też próbowałam, ale osobiście uważam, że są dobre jako kontynuacja terapii, a nie jej zamiennik. Dzięki temu wszystkiemu zaczęłam stawać na nogi. Poczułam się silniejsza, zaczęłam dostrzegać jakiś sens życia, uczyłam się troski o siebie, stawiania granic i wymagań mężowi, przełamywałam lęki, wstyd...
Po kilku miesiącach dołączyłam do moich działań modlitwę, tzn. najpierw opowiedziałam pewnemu księdzu o mojej sytuacji, a także dręczeniach demonicznych jakich doświadczał mój maż, polecił mi wtedy modlitwę w intencji uwolnienia męża od demona nieczystości, egoizmu i pychy (czyli jako egzorcyzm) i kilka innych praktyk. Wymienię tu, może zechcesz skorzystać:
- codzienne odmówienie całej części bolesnej różańca, Koronki do Bożego Miłosierdzia i Koronki do Krwawych Łez Matki Bożej (tej ostatniej niestety zaprzestałam), a także codzienne zawierzenie Maryi wszystkich członków naszej rodziny po kolei i na koniec razem ("Niepokalana Maryjo, Tobie zawierzam męża <imię> i oddaje <imiona dzieci> oraz siebie")
- podjęcie dożywotniego postu od wszystkich używek: alkoholu, kawy, słodyczy (niestety ze słodyczami nie potrafię do końca zerwać, podejmuję posty na jakieś okresy czasu, ale może kiedyś dojrzeję do tego...)
- zamówienie Mszy Świętych w intencji uwolnienia męża od pokoleniowych grzechów nieczystości, egoizmu i pychy oraz o nawrócenie (co najmniej 3)
- zakupienie i poświęcenie Cudownych Medalików, noszenie ich przez wszystkich w rodzinie (dzieci także) oraz zawieszenie przy wszystkich drzwiach i oknach, częste korzystanie z egzorcyzmowanej wody, oleju i soli, spożywanie ich, nacieranie męża ubrań oliwą, rozsypywanie soli wokół domu, święcenie
- modlitwa w intencji kierownika duchowego dla mnie
- zachęcanie męża do modlitwy
- oczyszczanie się z wszelkich grzechów, także powszednich co najmniej 1 raz w miesiącu (najlepiej co 2 tygodnie)

Oczywiście początkowo nic z tego nie rozumiałam, ale że nie miałam już nic do stracenia, podjęłam wyzwanie :-) I zaczęło się najpiękniejsze :-) Maryja wybłagała mi łaskę uczestnictwa w Mszach Świętych z modlitwą o uzdrowienie, w rekolekcjach, a w konsekwencji - nawrócenie. Poznałam Jezusa, doświadczyłam jego cudownej Miłości i trwam w zjednoczeniu z Nim. Dziś czuję się wspaniale, szczęśliwie, bo On jest ciągle przy mnie i pomaga, prowadzi w każdej chwili. Odzyskałam sens życia, radość, poczucie własnej wartości, tego, że jestem ważna... Ah, nawet trudno opisać to wszystko co otrzymałam i każdego dnia otrzymuję :-) Teraz po prostu ŻYJĘ, bo mnie Jezus z grobu wyciągnął...
Nadal kontynuuję terapię, teraz już tylko indywidualną, jestem we Wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym, mam przyjaciół, zniknęła samotność, każdy dzień ma sens...

A mój mąż? Mąż jak dotąd nie podjął porządnej terapii, choć nieustannie powtarza, że jej chce, jednak nie wie dlaczego nie potrafi się zdecydować, przyznaje się do strachu przed ujrzeniem siebie w prawdzie... Ogólnie stara się być blisko Boga, korzysta z sakramentów, podczytuje Pismo Święte, dręczenia ustały, jego serce powoli się zmienia, ale to jeszcze nie to, jeszcze nie dostrzega drugiego człowieka, tego jak bardzo rani, ciągle jeszcze egoizm rządzi... Obecnie stawiam mu konkretne warunki, jeśli nie zdecyduje się na terapię, ja wniosę o separację, bo codzienne życie z nim zbyt wiele mnie kosztuje, nic nie zyskuję, a zbyt często tracę mój pokój serca - moje szczęście. Uważam, że próbowałam już wszystkich innych sposobów i te 3 lata to był wystarczający czas, by podjął konkretne kroki. Najwyraźniej potrzeba mu mocniejszego wstrząsu...

Także smutna_twarz, jeśli zechcesz, to również przed Tobą trudny, choć bardzo fascynujący i jednocześnie piękny czas... Nie rezygnuj z walki, jedynie sięgnij po nowe narzędzia. Wspomnę o Tobie w modlitwie.


kenya napisał/a:
Poza tym, owe kompulsywne zachowania musiałby przejść w inne praktyki, zintensyfikowane w czasie doznania na tle seksulanym tzn. częste romanse, nawet czas uwodzenia potencjalnej "ofiary", zdrady, łącznie z rozładowywaniem napięcia z zupełnie przypadkowymi osobami są cechą tego uzależnienia i taki jest zwykle obraz tego uzależnienia.
Kenya wcale nie musi tak być. Uzależnienie od seksu może przyjmować przeróżne formy, tzw. wzorce i wcale nie każdy seksoholik "poluje" na nowe "ofiary". Tak jak nie każdy alkoholik trafi do rowu, nie każdy pije codziennie i nie każdy akurat denaturat...
Wszystkim zainteresowanym tą problematyką polecam książkę "Od nałogu do miłości" P.Carnes, która szczegółowo omawia to uzależnienie.

smutna_twarz napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Smutna twarz
Na tę "chorobę" co Twój mąż "choruje" przed ślubem pewnie z 90% facetów, a po ślubie
też niemały %. Powiedzenie, że Ci wszyscy faceci to seksoholicy byłoby nadużyciem.
Wpędzanie męża w poczucie grzechu, wmawianie mu że jest chory czy zboczony, nie wiem czy to rozsądne.
Oczywiście, jeśli masturbacja wpływa na zanik pożycia małżeńskiego lub z racji zbytniej częstotliwości ujemnie wpływa na zdrowie to trzeba nad tym jakoś zapanować.


Grzegorz, przeczytałam jeszcze raz spokojnie Twój post dochodzę do wniosku, że albo nie przeczytałeś uważnie mojej historii, albo może swoje słowa odnosisz do jakiejś innej.
Ja nie nazwałam mojego męża nigdy zboczonym, ani tym bardziej nie wmawiam mu tego. Jest owszem chory, bo seksoholizm, jak każde uzależnienie, jest chorobą. Zwykle z uznaniem tej prawdy (tj. że uzależniony a nie podły) mają problem ludzie z najbliższego otoczenia, ci którzy muszą cierpieć z powodu jego choroby, a nie osoby postronne, dlatego dziwi mnie trochę twoje negowanie tego stanu - bo jak rozumiem Twoje wstawienie w cudzysłów słowa choroba ma sugerować, że za chorobę seksoholizmu nie uważasz.
Zarówno mastrubacja jak i pornografia są grzechem - Pismo św. i nauka Kościoła Katolickiego precyzyjnie się na ten temat wyrażają. I na dodatek jest to grzech dlatego, że burzy ustalony przez Boga porządek.

smutna_twarz, nie przejmuj się wypowiedziami Grzegorza, on standardowo spłyca znaczenie grzechu, woli się usprawiedliwiać niż poznać Prawdę.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-21, 18:56   

Lil pisze:

Cytat:
Kenya wcale nie musi tak być. Uzależnienie od seksu może przyjmować przeróżne formy, tzw. wzorce i wcale nie każdy seksoholik "poluje" na nowe "ofiary". Tak jak nie każdy alkoholik trafi do rowu, nie każdy pije codziennie i nie każdy akurat denaturat...


Owszem, nie ma stałego schematu ale z całą pewnością jest intensyfikacja objawów, to stanowi jeden z istotnych wyznaczników.

Należy się także zastanowić co w takim razie stanowi granicę po przekroczeniu której nazywamy pewne zachowania uzależnieniem.
Kiedy pijącego alkohol można nazwać alkoholikiem a kiedy kogoś kto spala od czasu do czasu blanta nazwać narkomanem.
Idąc dalej należy zadać sobie pytanie:
po ilu masturbacjach i ilu oglądniętych pornusach mężczyznę można zakwalifikować jako seksoholika?

Poza tym, komu bardziej jest "na rękę" , domniemanemu uzależnionemu czy współuzależnionej by pewne zachowania opatrzyć etykietką i terminem medycznym i dlaczego tak się dzieje.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-21, 19:11   

kenya napisał/a:
Owszem, nie ma stałego schematu ale z całą pewnością jest intensyfikacja objawów, to stanowi jeden z istotnych wyznaczników.
A z tym się zgadzam.

kenya napisał/a:
Idąc dalej należy zadać sobie pytanie:
po ilu masturbacjach i ilu oglądniętych pornusach mężczyznę można zakwalifikować jako seksoholika?
Nie sądzę, by można to było ustalić poprzez liczenie.

Kenya domyślam się, że nie jesteś przekonana co do diagnozy uzależnienia i ja też się zgadzam, że najlepiej, by ocenił to specjalista. Jednak zauważ, że zwykle do niego trafia się dopiero wtedy, gdy uprzednio pojawią się objawy choroby i podejrzenie uzależnienia. Najczęściej otoczenie zauważa, że człowiek funkcjonuje niezdrowo.
Autorka i jej mąż w jakiś sposób identyfikują się z problemem i to jest pierwszy krok. Oczywiście teraz dobrze byłoby pójść dalej i postarać się o specjalistyczna diagnozę.
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-22, 00:14   

Lil, kochana dziewczyno, bardzo Ci dziękuję. Wlałaś miód na me serce :-) Tak się składa, że wodę egzorcyzmowaną, sól i olej mam w domu - przywiozłam jakiś czas temu z rekolekcji i zupełnie o nich zapomniałam... Nie przyszło mi do głowy, by ich użyć, ale już ściągnęłam z półeczki i będę działać. dzięki też za podane przez Ciebie modlitwy. Na razie odmawiam Nowennę Pompejańską, już drugi raz - wiem ze świadectw innych osób, że to niesamowita modlitwa w ciężkich chwilach. Poza tym ratuję się modlitwą do św. Rity oraz modlitwą o przebaczenie - to zawsze, gdy czuję się zraniona przez męża (czyli często...)

Kenya, intensyfikacja objawów może również oznaczać coraz częstsze korzystanie z nałogu a nie od razu szukanie mocniejszych bodźców. I co więcej, ta intensyfikacja może przebiegać w różnym tempie u różnych ludzi.
uzależnienia nie da się policzyć. Nie ma żadnej reguły "ile razy można zanim się wpadnie w nałóg". Można jednak je rozpoznać "domowymi sposobami" - albo się panuje nad sobą albo nie. Jeśli człowiek czuje wstręt do siebie, nie chce dalej tego robić, za każdym razem przysięga sobie, że to już było ostatni raz, jest świadomy że rani innych, a przede wszystkim siebie samego i mimo to nie jest w stanie z tym skończyć, to wyraźny sygnał, że stracił kontrolę. Ten sam schemat stosuje się do alkoholików- można popijać okazjonalnie, a nawet czasem się upić nie będąc alkoholikiem. ale jeśli człowiek nie potrafi bez alkoholu żyć i każdego dnia wyczekuje momentu, kiedy wreszcie będzie mógł wypić - to znak, że nałóg zawładnął jego życiem. Na stronie Anonimowych Seksoholików, http://sa.org.pl/test.html podane jest 20 pytań-wskazówek dla osób, które podejrzewają, że mogą być uzależnieni od seksu.
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-22, 16:54   

smutna_twarz napisał/a:
Lil, kochana dziewczyno, bardzo Ci dziękuję. Wlałaś miód na me serce :-)
W takim razie i ja się cieszę :-)
Bardzo ważne, że jesteś chętna do działania. Pompejańską też odmawiałam, na razie tylko raz, dzięki niej mój mąż pozbył się nieustannego żalu, gniewu i pretensji do Pana Boga, które oczywiście przeszkadzały mu zbliżać się do Niego. Pan jest Wielki :mrgreen:
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-23, 00:06   

Smutna twarz....witaj.
Rozumię Cie doskonale,rozumię co czujesz i jak to wszystko wpływa na Wasze małżeństwo/rodzinę.
Krzywdzaco i destrukcyjnie.
Rozumie,bo przechodziłam.
Rozumie też(chyba) o co chodzi Keni.....zreszta sama o tym jasno napisała....

Nazywanie chorobą zachowania, które jest uzależnieniem stawia Cię od razu w roli osoby współczującej mężowi

Współczucie...głeboka świadomośc cudzego nieszczęścia,cierpienia,współuczestniczenie w jego nieszczściu,chęć pomocy/uwolnienia cierpiacego.......szlachetna cnota,wyraz miłosierdzia,ale.......
No własnie...ale...
Tez chciałam pomóc mężowi...uzależnionemu,seksocholikowi,erotomanowi...?....zwał jak zwał....
...bo żałował,bo cierpiał,bo samobójstwo popełnić chciał...
Sama cierpiałam niemiłosiernie po sześcioletnich zdradach z prostytutkami,masturbacji,ogladaniu porno,ale.....to nic...byle jego z tego wyciagnąć.
Podstawiałam pod nos artykuły,ksiązki,szukałm specjalistów,do ksiedza wysłałam.
Poprawiło się...na jakiś czas....niestety.
Nastał czas obwiniania mnie za wszystko,niecierpliwość męża,ze ja nie gotowa,że rozchwiana emocjonalnie jeszcze,że cierpiąca itp...
Wazyłam 44kg,nie spałam od pół roku(moze godzinka,dwie na dobę)wysiadało mi serce,zołądek,kregosłup..
Było coraz gorzej...ze mną,z naszym małżenstwem.
W końcu powiedziałam STOP.
Musiałam zacząć ratować siebie,poszłam do psychologa i psychiatry,postawiłam granice,soba tylko sie zajełam.
Mąz probował swoich gierek,ale byłam nieugieta.
Nie pasuje Ci odejdź.
....i wtedy dopiero tak naprawde zaczął sie proces naprawy po trzech latach udreki i szarpaniny.
Granice,stanowczośc i konsekwencja.

Smutna twarz......nie zapominaj o sobie,nie powtarzaj moich błedów.
Kochaj bliźniego swego,jak siebie samego.
Pokochaj siebie najpierw,pomóż sobie najpierw,a potem mysl o pomocy dla meza.
On dorosły facet jest.
Mitingi mitingami,ale jemu bardziej porzadna terapia jest.
Pomoc jak radzić sobie z negatywnymi emocjami,bo seksocholizm(uzaleznienie,erotomania) to nie tyle dążenie do przyjemności,co rozładowanie leku,stresu i tych emocji własnie.

Smutna twarz....powodzenia.
 
     
Anita11
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-23, 12:53   

Tak,zgadzam się z takim postawieniem sprawy.
My kobiety mamy często skłonność do "noszenia swojego męża na plecach".
On nie potrafi zerwać z kochanką bo jest rozdarty. On stosuje przemoc bo miał trudne dzieciństwo,ogląda porno bo jest chory. Szukamy terapeutów,podsuwamy książki,działamy,namawiamy.Chcemy dobrze. Tak bardzo chcemy aby on się zmienił. Ale tak naprawdę dopóki mąż sam nie zechce,sam nie poszuka terapi,sam nie zacznie nad sobą pracować to my niewiele możemy.
Jasne,że warto im tłumaczyć,przedstawiać swój punk widzenia,a nawet można pomóc w szukaniu terapi,ale jesli on kolejny raz odleka i szuka wykrętów to warto zdać sobie sprawę,że NIE WYRĘCZYMY NIKOGO W TAKIEJ KWESTI.
Smutna twarz trzymaj się,pamiętaj,że Ty tez jestes w tym małżenstwie ważna. Żeby całe Twoje życie nie kręciło się wokół problemu męża. Choroba chorobą ,ale nie zdejmuje to z męża odpowiedzialności za jego postępowanie.
Polecam Msze św w jego intencji.Tyle możesz
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 14:34   

To wszystko co piszecie to 100% racji. Tak właśnie działa współuzależniony - za wszystko odpowiedzialny i wszystkiemu winny... Ja w młodości naczytałam się książek w stylu "o naśladowaniu Chrystusa" czy dzieł św. Jana od Krzyża i wydawało mi się, że umiejętność rezygnacji z siebie, swoich potrzeb to wielka cnota, którą należy pielęgnować. Również wielokrotnie milczałam bo nie chciałam ranić uczuć innych ludzi. Teraz wiem, że to była zupełnie niewłaściwa postawa, ale ciężko ją zmienić ot, tak szybko. Zbyt długo wypracowane nawyki... Oczywiscie zamierzam to powoli zmieniać i liczę, ze terapia mi w tym pomoże, ale mam świadomość, że nie przyjdzie to łatwo, a pewne sprawy są niestety nieodwracalne.
 
     
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 14:42   

smutna_twarz - jest prosta droga, żeby to szybko zmienić. Sama ją przeszłam, więc wiem.

Pierwszy krok - ZROZUMIEĆ, że rezygnując z siebie wcale nie pomagasz innym. Mi to uświadomił trójkąt dramatyczny Karpmana, trójkąt nienawiści. Poczytaj, chocby tutaj: http://ddainspiracje.pl/?p=376 Ale szukaj też swoich źródeł inspiracji, żeby to zrozumieć.
Mój drugi krok - Rezygnacja z siebie dla innych jest możliwa i nie musi nieść za sobą nienawiści... pod warunkiem, że robisz to dla siebie. To znaczy, że miłość do siebie wcale nie oznacza rezygnacji z czynienia dobra dla innych. Miłość do siebie to nie egoizm.
Trzeci krok, najważniejszy - to MIŁOŚĆ do SIEBIE. "Kochaj bliźniego jak siebie samego". Jak chcesz kochać innych, jak nie kochasz samej siebie? Jak chcesz szanować ich, jak siebie nie szanujesz? Ucz się miłości do innych na sobie.

To naprawdę może zadziałać nawet w kilka dni. Jeżeli tylko postawisz ten trzeci krok. \


Bardzo ci kibicuję :)
Jakby co, to pisz na priv.
Ostatnio zmieniony przez 2014-04-24, 18:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
AJA
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 17:00   

"Właśnie dziś przeżyję dzień dobrze,
nie próbując natychmiast rozwiązać moich wszystkich problemów.
Jestem w stanie czynić przez dwanaście godzin to, co przeraża mnie, gdy pomyślę,
że miałbym znosić przez całe życie."

Dzięki Tiliana za link.
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 20:08   

smutna_twarz napisał/a:
Ja w młodości naczytałam się książek w stylu "o naśladowaniu Chrystusa" czy dzieł św. Jana od Krzyża i wydawało mi się, że umiejętność rezygnacji z siebie, swoich potrzeb to wielka cnota, którą należy pielęgnować. Również wielokrotnie milczałam bo nie chciałam ranić uczuć innych ludzi. Teraz wiem, że to była zupełnie niewłaściwa postawa, ale ciężko ją zmienić ot, tak szybko. Zbyt długo wypracowane nawyki


ST, pięknę nawyki. Powiedz mi tylko, cz robiłaś to wszystko w wolnosci, czy też czułaś, że za każdym razem kiedy z siebie rezygnujesz, to coś tracisz?
Tylko osoba, która zna swoją wartosc w ooczach Boga, która doświadcza Jego Miłości i obecnosci w swoim życiu, która dzięki temu wszystkiemu potrafi kochać siebie ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami jest osobą wolną. Wtedy to rozdawanie siebie w niczym nas nie umniejsza, nic wtedy nie tracimy, bo Bóg wynagradza nam to w dwójnasób. Wtedy nie odczówamy braku czegoś, ale przesyt i tym nadmiarem się dzielimy. Bóg napełnia nas Swoją miłoscią i ti własnie nią chcemy się dzielić.

Czy takie miałaś właśnie odczucia jak się sobą dzieliłaś?

tiliano, dobrze, że ak siebie zaczęłaś postrzegać, ale powiedz mi gdzie w tym wszystkim jest Bóg, czy widzisz wtym wszystkim Jego udział? Czy dzięki Niemu i z Jego pomocą takiej przemiany doświadczasz?
Ja z włąsnego doświadczenia wiem, ze jeśli zrobi się to li tylko własnymi siłami, to na wiele ich nie wystarczy...

Pozdrawiam
 
     
smutna_twarz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 20:44   

Zenia, myślę że robiłam to po prostu machinalnie, nie zastanawiając się nad wolnością. Wyrzeczenie było wyrzeczeniem dla samego wyrzeczenia. Z czasem pojawiła się frustracja, bo cały czas ja byłam tą, która się stara, która rezygnuje, która się podporządkowuje. Taki nierówny układ był widoczny gołym okiem i choć budził mój wewnętrzny sprzeciw, to jednak nie byłam w stanie nawet wyartykułować swoich zarzutów, tak bardzo byłam przekonana, że poszukiwanie swoich racji i dochodzenie swoich praw jest zwykłym egoizmem. Inaczej mówiąc, wydawało mi się, że mimo poczucia krzywdy powinnam nadstawić drugi policzek i po cichutku cierpieć. Ale przecież gdzieś w głębi serca czułam, że nie na tym ma polegać małżeństwo, podświadomie oczekiwałam ze strony męża miłości i opieki, a jednocześnie sama sobie odbierałam prawo do tego...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10