Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
pomozcie prosze
Autor Wiadomość
uzytkowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 09:12   pomozcie prosze

Witam wszystkich na forum.

Nie bardzo wiedzialam gdzie umiescic ten watek wiec z gory przepraszam jesli tu on nie pasuje.

Nie radze sobie z uczuciem winy za to ze zawodze rodzicow.

Moze zaczne od poczatku. Mam 24 lata. Ostatnie 4 lata spedzilam na obczyznie, mieszkajac z partnerem. Skonczylam tu pol roku temu studia, pracuje w zawodzie od nie dawna. Mam tu rowniez kuzynke, ktora byla zawsze wsparciem. A wsparcia potrzebowalam.Partner jak sobie z czyms nie radzil to szedl sie upic, podburzal sie bardzo wtedy i byly awantury w domu, rozwalal szafki, ze mna zrywal, wyzywal... to byl glowny problem. Reszta problemow byla calkowicie normalna jak to w zwiazku i nie rzutowala na decyzje czy byc razem czy nie.

Po swietach, w Polsce, zaraz przed chrzcinami, a dzien przed weselem kuzynki, poklocilismy sie.Uznal ze nie idzie na chrzciy ze to nie ma sensu (nie pamietam kto pierwszy powiedzial zegnaj, czesto to bylam ja). Wyszedl.Poszlo o pieniadze, wiec zabral wszystkie (dla kuzynki na prezent mielismy pieniadze rowniez). Mieszkam w malej miejscowosci. Nie bylo go dlugo, wiedzialam co sie swieci, ze moze sie upil, no i nie mylilam sie.Moj brat z ojcem wyszli sie przejsc zobaczyc co z nim, znalezli go pobitego, ze zlamana noga, pijanego, sila z policja wsadzili go w karetke. Pozniej telefon ze szpitala ze robi problemy. Pojechalismy. Rzucal sie wyzywal personel, w koncu jak tata go szarpnal sie rzucil na tate (nie pobil go, ja stalam miedzy nimi). Na nastepny dzien odwiezli go do miasta na przystanek, mielismy lot po 3 dniach, mieszkal w hotelu nad restauracja gdzie bylo wesele. Widzialam jak cierpi, ja tez cierpialam. Bylam zla. Ale zachowalam klase na weselu, bawilam sie, nie plakalam.

Minelo dwa miesiace. Jestem po terapii. Widze ile zlego ja wyrzadzilam. Jak ciagle krzyczalam. Jak wyliczalam staremu chlopu, ktory pomagal mi sie utrzymywac i zarabial duzo wiecej kazdy grosz, jak te kilka razy w odwiedzinach u mnie w domu w polsce go sztorcowalam i ustawialam zeby robil to czy tamto bo sie spodoba rodzinie ktora od poczatku go nie akceptowala, po prostu tolerowala. Nigdzie nie chcialam wychodzic z nim bo wolalam odpoczac w domu. Karczemne awantury jak nie mial ochoty od razu po pracy po obiedzie zmyc tylko chcial sie najpierw wykompac i chwile posiedziec. wyzwiska i z mojej strony. na sile zmienianie i wmawianie jak powinnien sie zachowac co powinien czuc czego nie powinien bo ja wiem zawsze wszystko lepiej.

Przez te dwa miesiace zdarzylam z kims byc cala noc...przez rozpacz jedynie. Blad wielki. Ale znowu spotykam sie z owym partnerem. Wydarzylo sie cos takiego co dalo nam okropnego kopa. On po terapii, ja po terapii. Spedzilismy wiele lat razem, za rok mial byc slub, znam tego czlowieka, brakuje mi go pomimo ze jestem wsciekla, wiem jak patrzymy na swiat i ile mamy wspolnego. Zdecydowalam zaryzykowac. Dac nam ostatnia szanse, ze zwyklej ciekawosci czy jeszcze bedziemy umieli razem byc. Zmienilam sie, nie dla niego ale dla siebie, i mysle ze bede zalowala jesli nie sprobuje. Staram sie do tego podejsc nie jak na smierc czy zycie. Po prostu jak sie nie uda, cos nie wyjdzie, to odejde, nie mamy wspolnych kredytow, sama sie spokojnie utrzymam, z dnia na dzien moge odejsc.

I problemem nie jest moj zwiazek, staralam sie przedstawic dlaczego moja rodzina nienawidzi mojego partnera. I ja ich rozumiem. I wiem ze sie o mnie boja. Nikt go nie chce widziec. Mama uwaza go za psychopate, ciagle tylko jaki on niewyksztalcony, jak nic nie osiagnal, ma prace ktora jej sie nie podoba...teraz daje sobie upust w oczernianiu go. Wiem ze byc moze ma racje, moze nie warto, moze to nie wyjdzie. Ale nie zmienia to faktu ze to MOJA decyzja. Mama placze cale noce w polsce, nie moze nic zrobic, brat wypisuje jaka to ja glupia, ze on sobie nie zyczy takiego szwagra, ze na slub nie przyjdzie jak bede planowac. Babcia wydzwania ze jak umrze nie chce go na pogrzebie. Mama mnie stawia na piedestal a on winny wszystkiemu i calemu zlu. Ja mam zawsze powody do swojego zachowania, ona widzi ze ja jestem nieszczesliwa. Placze ze dziecko jej ginie. Kuzynka zla bo zawiodlam ja ze moge na niego patrzec. I dzien w dzien sa klotnie zale placze. Rozumiem ich motywy. Pewnie sie rozpadnie, ale wole zalowac ze sprobowalam i nie wyszlo niz cale zycie ze nie dalismy sobie szansy.

Tylko ze ja dzien w dzien placze, nie mam znowu zycia swojego a przezywam to jak oni przezywaja. Nic zlego sie teraz nie dzieje. Planujemy wynajac razem znowu pokoj. Dac sobie szanse. Albo wyjdzie albo nie. Nie ma tragedii. Ale dla nich jest. Mama twierdzi ze on mnie nastawia na rodzine, bo zaczelam sie stawiac i mowic jak na mnie dzialaja ich takie placze, ze ja nie potrafie decydowac czego chce, ze tylko ich przezywam, ze oni przesadzaja, nie dzieje mi sie tu krzywda. Ze czuje sie manipulowana, owszem dla mojego niby dobra ale jestem juz duza, na wlasnym utrzymaniu, moge zdecydowac sama. Nie prosze zeby go kochali, jak sie ulozy to minie duzo duzo czasu i go zaakceptuja moze jedynie. Jak sie nie ulozy to sie nie ulozy. Ale nieee bo corka jej ginie. A ja zmienialam decyzje pod ich wplywem kilka razy i uciekalam bo nie moge zniesc syt w domu. ale jak uciekalam wiedzialam ze chce z nim sprobowac i wracalam.

tak bylo zawsze. kochaja mnie i chca dla mnie jak najlepiej, ja to wiem. ale jak mam zadz do domu to rece mi sie trzesa, mam ataki leku bo znowu beda ubolewac nad moja tragedia. nie moge sie za nic zabrac bo oni placza pprzez moja decyzje. chociaz wiem ze jak cos mi pomoga i tak, ze ja jestem w domu mile widziana...


jak sie uwolnic od uczucia winy i zrobic to na co mam ochote?? mialam juz mysli nawet samobojcze bo nie umialam wybrac czy on czy rodzice bo bede nieszczesliwa cokolwiek bbym nie zrobila. wybiore dla spokoju rodzicow, bede nieszczesliwa ze nie sprobowalam, wybiore jego nie bede umiala sie tym cieszyc przez codzienne placze ze zmarnowalamm zycie, ze ma zal do siebie ze nie umiala mnie wychowac. jak sobie poradzic?
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 09:33   

Witaj, użytkowniczko :-)
Czy jesteś świadoma, że jesteś na forum katolickim? Nawet jeśli nie, to nie jest przypadek, że tu trafiłaś. Bo masz w tym momencie idealną okazję, aby zacząć budować swoje życie na Bożym czyli megatrwałym fundamencie. Do tej pory zachowywałaś się jak dziecko w piaskownicy, więc nic dziwnego że wszystko się sypało, pora zacząć dorosłe i odpowiedzialne życie. Co oznacza, że to
uzytkowniczka napisał/a:
jak sie uwolnic od uczucia winy i zrobic to na co mam ochote??
przyjmiesz do wiadomości, że jest nierealne. Nie ma na świecie czegoś takiego, to współczesny mit. Ale jest możliwe takie coś: bez poczucia winy wziąć odpowiedzialność za własne życie, że świadomością konsekwencji za każdy dokonany wybór. To jak - jesteś na to gotowa?
 
     
uzytkowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 09:42   

Jestem na to gotowa. Wiem jak wygladal ten zwiazek, wiem ile zle zrobilam, licze ze i on wie co on robil zle ale na to juz nie mam wplywu. Nie bede na sile go uswiadamiac o jego bledach i umoralniac jak to powinno wygladac. Mysle ze ta sytuacja to byl wstrzas dla nas obojga, plus terapia ktora otworzyla oczy na wiele spraw.

Chce wzial odpowiedzialnosc za swoje czyny i decyzje. To tez staram sie uswiadomic w domu, ze jestem samodzielna, od kilku lat ponosze lepsze czy gorsze konsekwencje swoich decyzji, ale ponosze je ja.

Duzo mysle zrozumielismy, bynajmniej ja. I chce sprobowac. Ale to jak sie zachowuja w domu, traktuja mnie jak bym nie umiala zdecydowac, jak bym wlasnie ta decyzja przekreslila swoje zycie, sprawia ze ja naprawde jedyne co to przezywam ich zal, placze, mam ataki, nie moge jesc...
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 09:49   Re: pomozcie prosze

uzytkowniczka napisał/a:

Partner jak sobie z czyms nie radzil to szedl sie upic, podburzal sie bardzo wtedy i byly awantury w domu, rozwalal szafki, ze mna zrywal, wyzywal... to byl glowny problem.


Wierzysz jak tysiąc innych kobiet, że Wasza miłość GO nawróci. Nie będzie pił, będzie panował nad emocjami itp...Twoi rodzice chyba mają rację.

Piszesz, że jak nie wyjdzie to się rozstaniecie.
Niby rozsądne, ale jeśli teraz nie potrafisz się rozstać to będziesz potrafiła za 5 lat?
Ludzie się od siebie uzależniają. Mało jest kobiet bitych, wyzywanych, nie szanowanych, które tkwią w chorych związkach bo....kochają swojego "kata"?
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 09:52   

To jeden z tych związków gdzie z sobą jest źle, ale bez siebie jeszcze gorzej.
Awantury, wyzwiska, upijanie się, rozwalanie szafek wraz z całym repertuarem zachowań wskazujących na wysoce dysfunkcyjny układ, sugeruje że to jednak nie związek dwojga kochających się i szanujących się wzajemnie ludzi ale zwykła tragifarsa, która tylko pretenduje do miana związku.

Nie dziwię się wcale, że rodzina się martwi o Ciebie, wszak wykazujesz oczywiste cechy uzależnienia od człowieka który CIę nie szanuje, o miłości nawet nie wspominam gdyż brak miłości z jego strony jest oczywisty, "Twoja miłość" natomiast nosi dla mnie znamiona nałogowego lgnięcia.

Usprawiedliwiasz jego zachowanie swoim postępowaniem -to jedna z cech uzależnienia od partnera.

Owszem, nikt Ci nie zabroni kontynuować tej ze wszech miar destrukcyjnej znajomości, jesteś dorosła zatem konsekwencje głównie TY najdotkliwiej odczujesz, choć bliscy także będą mieli ogromny dyskomort patrząc na Ciebie.

Mam w rodzinie podobny przykład jak Twój, zatem wiem o czym mówię. Też rodzina odradzała swojej córce związek z mężczyzną który dopuszczał się przemocy psychicznej a i fizycznej już przed ślubem, lecz dziewczyna postąpiła wbrew sugestiom najbliższych -bo kochała, mimo wszystko ;-) Ślub tylko wzmógł represje z jego strony.
Kiedy ona ma dość chce go opuścić, ucieka, szuka pomocy u najbliższych, po czym zmienia zdanie i znów wchodzi w ten sam zaklęty krąg emocjonalnego rollercoastera. Myślę, że czasem musi dojść do tragedii by ludzi zechcieli przejrzeć na oczy.
Ślub czy dzieci tylko przypieczętują Twoją zależność. Skoro na ten moment nie jesteś gotowa by uwolnić od tej zależności, nie podejmuj przynajmniej kluczowych i nieodwracalnych decyzji życiowych.
 
     
uzytkowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 10:00   

Ale nie podejmuje kluczowych. Nie wychodze za niego za tydzien za maz. Rozumie rodzine i wszystkich. I wcale nie uwazam ze moja milosc go zmieni. Porblem w tym ze cokolwiek bym nie napisala albo bedzie ze go tlumacze, albo w co to ja wierze, nawet jesli w to nie wierze.

Nie pisze tu w sprawie zwiazku, pisze w sprawie poczucia winy ktore zawsze mnie ogarnialo do tego stopnia do jakiego pisze jesli rodzice chcieli, doradzali inaczej a ja zrobilam po swojemu. Nigdy nie wrocilam po czacie wyznaczonym do domu, nie mialam okresu buntu, jak cos robilam to czy tak by mama zrobila myslalam, czy beda zadowoleni, chociaz nie mialam presji w domu z niczym.

Wystarczylo by powiedzenie swojego zdania, rozmowa o ich obawach, pokazanie ich zdania, ale to jednak ja zyje tym zyciem a nie mama prawda? Jak moge plakac i nie moc nic zrobic, bo w domu doslownie nie spia, siedza jak omotani, placza, dzwonia i placza ze juz sobie zycie zmarnowalam, ze gine...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 10:15   

uzytkowniczka napisał/a:
Jestem na to gotowa. Wiem jak wygladal ten zwiazek, wiem ile zle zrobilam, licze ze i on wie co on robil zle


Użytkowniczko, ale z wzięciem dorosłej odpowiedzialności za swoje życie to ja mam na myśli CAŁE życie, a nie tylko kwestie związku lub poczucia winy. To są raptem symptomy. Dobrze, że bolą te symptomy, bo sygnalizują że coś trzeba zrobić, ale leczymy chorobę, nie jedynie objawy.

Dwa miesiące i po terapii? Dla przemocowca i osoby współuzależnionej....? Żeby na trwałe zmienić pewne zachowania i sposób myślenia trzeba o wiele dłuższej terapii, tak szybko leczy jedynie Jezus, ale o Nim nic nie mówisz, niestety.

Poza tym ja widzę u Ciebie spore uzależnienie od opinii innych, czyli po prostu wewnętrzną słabość. Ona teraz wychodzi w relacji z rodziną i z tym "partnerem" też, ale nie jest metodą uwolnić się od nich i poczucia winy z tym związanego, a wyłącznym wyjściem jest praca nad sobą.

Powtórzę pytanie - czy wiesz, że jesteś na forum katolickim? Czy znasz Boży pomysł na życie ludzkie, zwłaszcza to w rodzinie?
 
     
uzytkowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 10:25   

Tak wiem gdzie jestem. Pewnie w innej sytuacji bym tutaj nie napisala, ale jestem zalamana i zmeczona. Jeste wierzaca, chociaz ostatnio sie opuscilam i w modlitwie i kosciele.


wiec co masz na mysli z ta odpowiedzialnoscia ?

jestem po terapii, on rowniez. Za dwa tygodnie zmieniam terapeute, jak drugi wroci z polski, zeby dalej kontynuowac. On jest w ciaglym kontakcie ze swoja psycholog, i z poczatku byl rowniez z ksiedzem o wsparcie duchowe.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 10:56   

uzytkowniczka napisał/a:
Jeste wierzaca, chociaz ostatnio sie opuscilam i w modlitwie i kosciele.


wiec co masz na mysli z ta odpowiedzialnoscia ?

Między innymi to mam na myśli, z jednej strony mówisz "jestem wierząca", a jednocześnie postępujesz, jakby Boga nie było, mam na myśli np. mieszkanie z partnerem bez ślubu. To niespójność, pokazująca wewnętrzną niespójność. Wiem wiem - "wszyscy tak robią", "są inne czasy", itp. Sporo jest nas tu takich, którzy startowali podobnie jak Ty, teraz przeżywamy kryzysy, borykamy się z rozwodami, często cierpią dzieci.

Odpowiedzialność za siebie i swoje życie to wewnętrzna spójność i dążenie do niej. To siła wewnętrzna widząca zło i dobro, i umiejąca wybrać dobro. To umiejętność stawiania granic sobie i innym w każdej sytuacji - rodzinnej, towarzyskiej, służbowej. To patrzenie na innego człowieka jako na człowieka, a nie przedmiot do zaspakajania emocjonalnego. I nieustająca do końca życia praca nad tym wszystkim. I wreszcie klamra na to wszystko - to relacja z Bogiem, w której najlepiej wychodzi praca nad sobą i realizacja Twojego indywidualnego pomysłu na życie.

Skoro jesteś załamana i zmęczona to jest to najlepszy moment, aby powierzyć swoje życie Najlepszemu Kierownikowi.
Tak na początek do poczytania: http://gosc.pl/doc/187282...odl-sie-za-nami
A następnie całe forum tak naprawdę, materiałów do rozkminiania swojego życia mamy tu naprawdę mnóstwo :-)
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 11:20   

uzytkowniczka napisał/a:
Ale nie podejmuje kluczowych. Nie wychodze za niego za tydzien za maz.

Mieszkanie razem z mężczyzną, który nie jest Twoim mężem, to już ważna decyzja, którą wyrządzasz sobie krzywdę. Jeżeli w dodatku z nim współżyjesz, to tak jakbyś już podejmowała decyzję na całe życie. Ona jest kluczowa, bo zawsze może począć się dziecko.

Ja Ci proponuję najpierw zdobyć sporo wiedzy na temat zdrowego funkcjonowania związku, takiego wg Bożego zamysłu, czyli najlepszego dla nas. Na początek polecam całą masę kazań i konferencji księdza Pawlukiewicza, czy pana Jacka Pulikowskiego, ich się dobrze słucha. Znajdziesz spokojnie w internecie. Skoro tak bardzo chcesz próbować jeszcze raz budować związek z tym mężczyzną, to porządnie się do tego przygotuj, podejdź bardziej odpowiedzialnie. Śmiem przypuszczać, że gdybyś rzeczywiście skorzystała z Bożych wskazówek, to i rodzice byliby spokojniejsi. Bo i ja się im nie dziwię, że się martwią. Jesteś ich córką, kochają Cię i chcą dla Ciebie dobrze, boli ich to, gdy patrzą na jakie niebezpieczeństwo się narażasz.

Dobrze, że chcecie kontynuować terapię, bo 2 miesiące to tak naprawdę niewiele, choć oczywiście świetnie, że ten najtrudniejszy etap - początek macie już za sobą.

I co najważniejsze - powrót do modlitwy, sakramentów, zawierzanie siebie i swoich bliskich Panu Bogu. Ja proponuję codzienny różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Stały spowiednik też jest świetną pomocą.

Mam wrażenie, że masz chęć coś zmieniać, pracować nad sobą, uczyć się. Wykorzystaj zatem dobrze i rozsądnie ten potencjał.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 12:41   

W tej sytuacji to akurat dobrze, że Użytkowniczka
nie ma kościelnego ślubu.
Może się zastanowić czy z TYM facetem chce być, a nie
jak z NIM wytrzymać do końca życia
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 14:40   

Zgadzam się, bym dodała jeszcze - czy z TYM chce być oraz JAK chce być.
 
     
bosa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 19:40   

Jeżeli już teraz widzisz i czujesz,że jest coś nie tak między wami, kiedy on teraz upija się i w taki sposób wyraża gniew ,jak opisujesz, to chyba to nie jest miłość? Twoi bliscy widzą to z boku i jeżeli większość twierdzi,że coś jest nie tak,to poważnie bym się zastanowiła ,czy taki związek ma sens i przyszłość.
 
     
Slawomir
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-08, 20:23   

bosa napisał/a:
Twoi bliscy widzą to z boku i jeżeli większość twierdzi,że coś jest nie tak,to poważnie bym się zastanowiła ,czy taki związek ma sens i przyszłość.


Witaj droga uzytkowniczko!

To wielka łaska i szczęście, że jesteś na Tym forum.
1. Uczestniczycie w terapiach.
2. Masz duze obawy co do zwiazku w ktorym jesteś.
3. Nie bierzesz pod uwage glosu osob Ci najblizszych.
4. Chcesz porady, ale tak naprawde chyba nie tego szukasz.
5. Piszesz o problemach w rozmowie z najblizszymi.
6. Zdajesz sie bardziej na glos obcych terapeutow niz tych ktorzy Cie kochaja.

Sprobowalas juz pewnie wszystkiego... Proszę Cie sprobuj modlitwy.
Zacznij od nowa, zacznij jeszcze raz.
Czlowiek z wiekiem ;-) widzi ze Bog przemawia przez ludzi. i tak naprawde czesto do nas krzyczy ! Ale serce otepiale na jego glos nie slyszy tych wolan.
Posluze sie porownaniem duchowo jestes w takim stanie jak osoba potracona przez samochod.
Chcesz biegac a Ty ledwie chodzisz :-)
Trzymaj się ! Wracaj na forum i kazdy z nas moze Ci przedstawic swoja historie :-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8