Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
uwierzyć naprawdę
Autor Wiadomość
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-07, 20:22   uwierzyć naprawdę

Witajcie,
Na forum zarejestrowana jestem już ponad rok. Za miesiąc miną 2 lata od rozwodu. Choć dalej boli, to staram się wierzyć... No właśnie i tu mam problem. W Kogo? W co chcę wierzyć? Mam ogromne problemy z wiarą. Czasem nawet nie wiem czy wierzę tak naprawdę w Boga czy próbuję wierzyć, żeby mieć jakąkolwiek nadzieję i punkt odniesienia.
Mam problem ze szczerą modlitwą. Łapię się na tym, że traktuję modlitwę raczej jak obowiązek, że jeśli nie pomodlę się 2 razy dziennie to już w ogóle nic w moim życiu się nie zmieni. I nie chodzi tylko o rozwód. Problemy z mamą, z pracą i kilka innych. Czuję po prostu jakbym utkwiła w miejscu i nie potrafię się ruszyć.
Bardzo bym chciała żeby moje życie się zmieniło. Nie chcę takiego życia jakie mam teraz. Niedawno trafiłam na temat mocy uwielbienia. Staram się od 2 dni dziękować za wszystko,ale tak trochę na siłę.
Nie umiem przestać upierać się przy swoim planie na życie, choć wiem, że ja nic nie mogę zmienić w tej sprawie, w której najbardziej bym chciała, czyli w kwestii uzdrowienia mojego małżeństwa. Z mężem praktycznie nie mam nawet kontaktu, mieszkamy w osobnych miastach. Tutaj tylko Boża interwencja i cud. Staram się wierzyć, że wszystko jest częścią Bożego planu na moje życie i to wszystko ma tak być, ale nie potrafię się tym cieszyć. Po prostu tak po ludzku nie potrafię. Mam 29 lat, od 2,5 roku jestem sama. Czuję się z tym źle. Tyle tu czytam o nieuzależnianiu swojego szczęścia od drugiej osoby. Ale nie poradzę, że czuję się po prostu samotna. Nie mam się do kogo przytulić, z kim pogadać, pójść do kina czy na spacer itp. Patrzę na moje koleżanki - szczęśliwe mężatki i zazdroszczę im.
Chciałabym umieć się modlić tak po prostu. Z radością iść do kościoła, na mszę. Ale to też robię z obowiązku. I to nawet nie w niedzielę, tylko w sobotę wieczorem żeby mieć "wolną" niedzielę. Niedługo wybieram się na Wieczór Uwielbienia. Też trochę z nadzieją, że może coś się zmieni. Jak nie w moim życiu, to we mnie.
Przesłuchałam kilka polecanych linków, poczytałam co nieco, ale na mnie to nie działa po prostu. Do mnie to wszystko nie przemawia. Tęsknię za swoim dawnym życiem z mężem, choć wiem, że nic nie da rozpamiętywanie tego. Wiem, że to było, minęło i już nie będzie.
Jak Wy to robicie, że potraficie się z tym szczerze pogodzić? Że potraficie szczerze się modlić, zaufać itp. Potraficie się cieszyć każdym dniem.
Ja czuję jakby we mnie coś się zacięło. Na zewnątrz udaję, że wszystko jest ok. Ale co czuję w środku to tylko ja wiem.
 
     
awe59
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-07, 20:59   

majola napisał/a:
Staram się od 2 dni dziękować za wszystko,ale tak trochę na siłę.

i dobrze zaczynasz, efekty przyjdą same ale trzeba na to czasu więc ćwicz cnotę cierpliwosci :-)
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-07, 21:14   

Majola, przeżyłaś solidnie fazę żałoby po rozwodzie? Może tu tkwi problem?
Masz gdzieś Ognisko Sychar w pobliżu?, bratnie dusze powodują, że samotność jest mniej dotkliwie odczuwalna.
No i mi bardzo pomogła jedna msza z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Po ponad dwóch latach od rozstania coś się odblokowało i ból odszedł, a w zasadzie przestał dusić.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-07, 21:15   

Majola
nie porownuj sie do innych.
sytuacja kogos kto na 29 i 49 czy 59
jest zupelnie inna
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-07, 22:05   

A co to znaczy tak naprawdę przeżyć żałobę? Ja mam problem z przeżywaniem żałoby, a tak naprawdę musiałam przeżywać 2 żałoby. Miesiąc po moim ślubie zmarł nagle mój ukochany Tata. Nie potrafiłam sobie z tym kompletnie poradzić. Kilka miesięcy później z dnia na dzień odszedł mój mąż. Pół roku po jego odejściu rozwód. Mieszkam z mamą-despotką, która wszystko wie najlepiej i tylko jej podejście do życia jest jedyne słuszne. A jest zupełnie inne od mojego, więc jak nie trudno się domyśleć nie umiemy się dogadać. Moja mama jest z wykształcenia psychologiem, więc doskonale umie manipulować i traktuje mnie nie jak dorosłą osobę, ale jak 13latkę. Mam problemy z pracą, więc nie stać mnie póki co ani na wynajem ani na kupno mieszkania żeby się wyprowadzić.
Ognisko Sychar mam w mieście obok, ale nie czuję się na siłach. Nawet u mnie w parafii kiedyś słyszałam, że było jakieś spotkanie dla osób po rozwodzie. Jestem raczej zamkniętą osobą, introwertyczką. Może w tym też tkwi problem. Ze znajomymi się spotykam, wychodzę do ludzi. Ale jak wracam z takich spotkań to dopiero łapie „doła”. Przecież człowiek został stworzony „do pary”.
Nie mam swojego miejsca na ziemi. Czuję jakbym siedziała w środku jakiegoś sztormu.
Widzę i wiem co w moim życiu jest chore. Zmieniłam się przez ten rok wewnętrznie. To co we mnie było złe, to co przyczyniło się do rozpadu mojego małżeństwa w większości zwalczyłam. Tak mi się przynajmniej wydaje. Tylko ciągle czuję ból i tęsknotę. Męczą mnie pozostałe sprawy, te o których wspominałam – problemy z pracą, z wyprowadzką. Czuję się jak nieudacznik, bo każdy normalny człowiek powiedziałby że co za problem wziąć pierwszą lepszą pracę i coś wynająć. A dla mnie samej to jest nierealne. No i ten problem z wiarą. Nie chcę się modlić tylko po to, żeby osiągnąć swój cel, żeby coś uprosić. A tak to póki co wygląda, choć efektów nie ma. Nie czuję tej „Bożej obecności”, spokoju w sercu itp. o czym tyle piszecie. Może chciałabym za dużych cudów i nie dostrzegam tych mniejszych. No ale nie dostrzegam. Albo nie umiem docenić.
Tak, chciałabym żeby moje małżeństwo zostało cudownie uzdrowione, odrodzone. Ale chyba nawet nie w tym rzecz. Chciałabym po prostu ruszyć z miejsca. Poczuć, że coś mogę. Najbardziej chyba męczy mnie relacja z moją mamą. Próbowałam ją zmienić (relację), ale moja matka jest niereformowalna. Wiem, że w pewnym momencie mojego małżeństwa zachowywałam się tak samo jak ona. Zobaczyłam to i zmieniłam (niestety już po odejściu mojego męża, więc nie miał okazji się o tym przekonać), staram się cały czas i kontroluję w tej kwestii.
Nawet pisząc tego posta czuję jakbym na wszystko znajdowała wymówkę. Ognisko – nie bo…, wyprowadzka – nie bo… itd., itp. Ja naprawdę nie wiem jak się ruszyć z miejsca. Boję się. I sama siebie mam dość.
Niedługo wybieram się, tak jak pisałam, na Wieczór Chwały, a 2 tygodnie później jest Wieczór Uwielbienia z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie i też się wybieram. Po ostatnim takim wieczorze (na którym nie byłam, nie wiedziałam nawet że coś takiego jest) sama byłam świadkiem cudu – koleżance przed samą operacją usunięcia guzków odwołali operację, bo guzki zniknęły. Lekarze sami mieli jedno wytłumaczenie – cud. O jej zdrowie 2 tygodnie wcześniej na wieczorze Uwielbienia modliła się nasza wspólna koleżanka. A ja jak ten niewierny Tomasz i tak wątpię, bo może i innym cuda się zdarzają, ale na pewno nie mi.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-07, 22:12   

Majola, a napisz jak Ty przeżywasz żałobę....? Jak po Tacie, jak po rozwodzie?

No i wygląda na to, że to "niebo" jest Twoim na razie priorytetowym problemem ;-) Ognisko - nie bo.... A taki jeden fajny forumowicz "nałóg" pisał w takich przypadkach - zanieś na spotkanie ciało, duch podąży za ciałem w swoim czasie ;-) Spróbuj. Na spotkaniu Ogniska nic nie musisz mówić, możesz wyłącznie słuchać, w sam raz dla introwertyków.
 
     
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-08, 09:13   

Z tego co piszesz czuję,że jesteś mocno zagubiona w tym wszystkim i nie wiesz od czego zacząć by pójść do przodu... Sama sobie nie poradzisz, pozwól sobie pomóc. Skorzystaj ze wspólnoty Sychar... Idź na spotkanie, powoli - krok po kroku ... Ustaw na nowo priorytety w życiu, wyznacz cele, plany i do działania... Nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem. Byłam w takim samym punkcie jak Ty... Zbyt wiele problemów w krótkim czasie mnie przytłoczyło - kryzys w małżeństwie, śmierć dzieci, ciężka choroba... Dalej walczę o życie, ale odzyskałam równowagę, wróciłam do świata żywych ... W ogromnej części pomógł mi Sychar tzn. moi Przyjaciele ze wspólnoty, którym zaufałam i pozwoliłam sobie pomóc.... Pomógł mi program 12 kroków, pomogły rekolekcje ... Odnalazłam Boga, sens wiary i znaczenie religii... Mimo wszystko znalazłam swój cel , swoją drogę w życiu ... Przyjmij zasadę, że nic co dzieje się każdego dnia nie jest zwykłym przypadkiem ... To znaki, nad którymi warto się zatrzymać, przemyśleć oraz zauważyć ich sens w odniesieniu do własnego życia, własnej sytuacji, własnych problemów ...
Powodzenia :-) ...
 
     
Mrówka
[Usunięty]

  Wysłany: 2014-09-08, 11:20   

Witaj Majola!
W kwestii modlitwy to bardzo CI polecam te wieczorki uwielbienia i Msze Św. o uzdrowienie. Mnie baaardzo zmieniły stosunek do modlitwy, chociaż mam z nią wiecznie kłopoty - zminiałam formę teraz tzn. modlę się np. modlitwą św. J.Bosko 'uwielbiam Cie o mój Boże...' albo różnymi piesniami, chętniej czytam Pismo św. Z ksiązką MOc uwielbienia też się spotkałam, ale mnie odrzuciło po tym dziękowniu za alkoholizm ojca - troche mi sie to gryzie z moim spojrzeniem na Boga jako kogoś kto napewno NIE CHCE zeby ktos tkwił w grzechu. Ale też widze już że serio mam Bogu za co dziekować bo mimo tego zła, które dzieje się w moim życiu ON jest ze mną i mnie przeprowadza przez to. Poza tym musiałam sobie 'naprostować' pewne mity religijne w których wyrosłam (które serwują też czasem niektórzy książa na kazaniach) żeby się otworzyć na Pana Boga. Na sam koniec dodam, że czytam dzienniczek św. Faustyny, w którym pisze ona o swoich zmaganiach z trudnosciami na modlitwie i to też mi pomaga. Co do tęsknoty to ona chyba nigdy nie znika, tylko chodzi o to, by się nauczyć cieszyć życiem mimo tej tęsknoty :)
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-14, 17:28   

Tak, jestem mocno zagubiona.
Żałoba. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jak ją przeżyłam. Po śmierci Taty zamknęłam się w sobie, pierwszy miesiąc praktycznie non stop płakałam, siedziałam na cmentarzu, nie chciałam dać sobie pomóc, wszystkich odrzucałam, stany depresyjne. Potem dostałam pracę i w nią uciekałam. Mój mąż poczuł się odrzucony, nieważny, a obok była „przyjaciółka”, która tylko kombinowała. Mówiłam mężowi, że widzę, że coś jest na rzeczy, prosiłam żeby ograniczył z nią kontakt tylko do spraw służbowych. Mój mąż niestety mnie okłamywał, że tak zrobił a potajemnie się z nią spotykał i tak. Jeszcze na początku roku oglądaliśmy w internecie mieszkania żeby wyprowadzić się od mojej mamy, sprawdzaliśmy zdolność kredytową. A potem nagle na przełomie lutego i marca mąż oświadczył, że chce separacji, że już mnie chyba nie kocha, nie wierzy w nas, nie ufa mi itp. Chodziło o to, że ja ciągle zmieniałam zdanie co do wszystkiego. Raz coś chciałam, a za chwilę jednak nie. Niezdecydowanie to moja główna wada. Oczywiście po jego „oświadczeniu” był szok, awantury itp. Potem moje przepraszanie za awantury i słowa, które nigdy nie powinny paść i jego nieugięta postawa. Znów stany depresyjne, na przemian bluzganie i przepraszanie itp.
Od tego roku ledwo bo ledwo ale jakiś kontakt się pojawił. Pierwszy raz od 1,5 roku się widzieliśmy (wiedziałam, że będzie w moim mieście i poszłam tam gdzie wiedziałam że będzie). Spotkanie przebiegło zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Na chwilę ożyła we mnie nadzieja. Oczywiście mój mąż jest w związku z tą „przyjaciółką”. Dwa dni po pierwszej rozprawie rozwodowej pojechali razem na wakacje. Podczas tego naszego spotkania nie wydawało mi się żeby był szczęśliwy, padło parę razy „żałuję”, ale jego „żałuję” wcale nie oznacza tego samego co moje „żałuję”. No i gdyby nie był szczęśliwy pewnie chciałby to zmienić. Więc skoro ciągle jest z nią, a ze mną wcale nie szuka kontaktu to uważam, że jest szczęśliwy.
A ja tkwię sama. Czuję się samotna, bo po prostu brak mi jego. I żadni znajomi, przyjaciele ani modlitwy nie zastąpią mi drugiej osoby obok. I z tym nie potrafię się pogodzić. Jestem młoda, mam swoje potrzeby, potrzebę bliskości. Tak jak każdy chciałabym kochać i być kochana, mieć swoją rodzinę. Faceci mnie podrywają, zapraszają na randki a ja odmawiam, bo podobno powinnam być wierna. Zresztą żaden facet do mnie „nie przemawia” bo żaden nie jest nim. A ja nie wierzę, że moje małżeństwo da się uratować. Nie chcę być sama. Nie widzę sensu tego wszystkiego. Nie umiem się modlić. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.
Sporo przeszłam w życiu, nie chcę tutaj o wszystkim pisać. Były okresy, że sama sobie tłumaczyłam, „co z tego że inni mają takie życia, ale ja mam takie i nic na to nie poradzę, widocznie tak ma być”. Ale wkurza mnie to, bo też bym chciała mieć „normalne” życie, normalną rodzinę. A tego wszystkiego nie będę mieć, bo mój mąż układa sobie życie, a ja nie mogę i nie umiem z kim innym. I z tym nie umiem się pogodzić. Sama nie wiem czy to ma jakiś sens.
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-21, 11:43   

Możecie mi polecić jakieś książki, które mogą mi pomóc się wreszcie podnieść? Zaczęłam czytać „Urzekającą”. Na razie ok 30 stron i póki co nic do mnie jakoś szczególnie nie przemówiło. No ale zobaczymy co będzie dalej. Potem planuję poczytać „Dzikie serce”. A dalej nie wiem. „Granice w relacjach małżeńskich” czy „Miłość potrzebuje stanowczości” – tytuły powtarzane tu jak mantra, ale nie sądzę żeby mi się przydały. Jak mi się uda dorwać, to jeszcze „Moc uzdrowienia” poczytam.
Może ja jestem jakaś szczególnie oporna, że nic do mnie nie przemawia. Tęsknię, boli i nie mam już siły. Po prostu czuję się wykończona szarpaniem się sama z sobą.
Wkurzam się, bo czytam forum i tyle ludzi tu się pojawia, poczytają, posłuchają, pomodlą się i za chwilę Alleluja – cud, mąż wraca. Pewnie upraszczam. Ale jestem mega zła. Zła na Boga czemu ja mam ciągle pod górkę (nie piszę tu oczywiście o wszystkich moich problemach). Nie chcę być sama. Nie chcę żeby ciągle tak bolało, a nie potrafię odpuścić. Proszę, błagam, dziękuję od 1,5 roku i nic. Ciągle pod górkę. Każdy potrzebuje wytchnienia. Mam dość.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-21, 12:17   

majola napisał/a:
A dalej nie wiem. „Granice w relacjach małżeńskich” czy „Miłość potrzebuje stanowczości” – tytuły powtarzane tu jak mantra, ale nie sądzę żeby mi się przydały.


puki nie przeczytasz to się nie dowiesz - prawda ???
 
     
majola
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-21, 13:22   

Prawda. Ale miałam na myśli to, że nie przydadzą mi się raczej, bo moje małżeństwo w praktyce nie istnieje od 2,5 roku i nie wierzę w takie cuda, że może się odrodzić.
Chcę się pozbyć bólu i tęsknoty. Na razie to ja rozpaczliwie chcę się wyrwać z tego w czym teraz tkwię, z tej próżni i dopiero szukam Boga i nie umiem go znaleźć. Jestem chyba jedyną osobą na forum, która nie potrafi naprawdę szczerze uwierzyć. I o takie pozycje mi chodzi, które w tym mi pomogą - w znalezieniu Boga, w ukojeniu bólu, w zrozumieniu po co to wszystko.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-21, 14:10   

Masz ojca drugiej stronie, może pomódl się za niego i poproś go by Ci pomógł w tej sytuacji jaką masz, rodzice nadal pomagają swoim dzieciom po śmiercie podobno skuteczniej niż za życia.
 
     
aguś83
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-21, 19:43   

Majola, mam dosyć podobną sytuację, tylko chyba rodzice zdrowsi, bo wspierają, nie wypytują a czasem zdarzy im się wspomnieć, że widzą że tego i tego dnia było ze mną niedobrze. Wiem jak nieciekawe jest to pogubienie - pragnienie wiary, cudów, modlitwy, drobne punkty zaczepienia, które przywracają nadzieje i znowu ta rzeczywistość - poczucie osamotnienia, wszyscy dookoła szczęśliwi, koleżanki rodzą dzieci a my tu tkwimy jak w ślepej uliczce... Minie... Nie zapomnisz ani nie wymarzesz ale przestanie boleć tak drastycznie...
Moje propozycje, które przez te 1,5 roku pomogły w powolnym odnajdywaniu sensu - Urzekającą pomijam bo zupełnie przy takim odrzuceniu nie miałam poczucia kobiecości, wiec kompletnie nie zrozumiałam. Nie mniej wrócę...
1 - Nowenna Pompejańska
2 - rekolekcje o. Szustaka - m.in moc w słabości się doskonali
3 - czytanie Pisma Św. - z wstępną modlitwą do Ducha Św - propozycja właśnie o. Szustaka, aby taką samemu dla siebie ułożyć
4 - polecona przez jedengo z forumowiczów pozycja o. Augustyna Pelanowskiego "Wolni od niemocy" - całe wakacje ciągnęłam, o uzdrowieniu pochylonej kobiety, ale bardzo pomogła - sam opis przemawia do wielu z nas.
Dzięki za wzmiankę o Mocy Uwielbienia - już wiem pod jakim tytułem spędzę miesiąc październik.
Trwaj w modlitwie, wierz, czytaj wpisy i szukaj... Nie rozwiązania sytuacji, ale wiary, miłości i nadziei...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9