Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
jestem winna ale przeszlości już nie zmienię
Autor Wiadomość
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-14, 22:22   

polecam zwłaszcza konferencję wtorkową:
http://www.langustanapalm...hodzil-z-bogiem

Strasznie trudne: kochać Boga = kochać tych trudnych, tych którzy nie kochają.....
bo kochać tych którzy nas darzą uczuciem to żadna sztuka.....
Niby proste, a przecież ciągle muszę sobie o tym przypominać.
 
     
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-17, 01:49   

Witajcie po długiej przerwie.
Chcę napisać co się podczas tych kilku miesięcy działo, może komuś to pomoże. Zaczęłam pisać na forum chyba po to żeby w momencie najgłębszej rozpaczy dostać receptę na cudowne i natychmiastowe odrodzenie mojego małżeństwa, najlepiej jeszcze żeby nie bolało i nie wymagało zbyt wiele wysiłku ;-) Oczywiście wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wielu z Was bardzo mi pomogło, wszystkich, wybaczcie, nie wymienię, ale chcę bardzo podziękować za wskazówki i moc które płynęły z postów napisanych przez Krawędź/Moc Nadziei, Kenyę, Zenię, Monikę oraz przyjaciółkę mailową, kolejną wspaniałą kobietę, którą tu poznałam. I choć początkowo ból przesłaniał wszystko, uniemożliwiał normalne funkcjonowanie, ziarno zostało posiane. I nastąpił przełom, choć wcale go wtedy nie zauważyłam.
Od czego się zaczął? Od spostrzeżenia że moja modlitwa to tak naprawdę mieszanka próśb i kłótni z panem Bogiem, podyktowana przekonaniem że ja taka fantastyczna już jestem że natychmiast powinnam nagrodę dostać a ciągle nie dostaję. Od tysięcy pytań do pana Boga, czego jeszcze ode mnie chce, dlaczego moje cierpienie tak długo trwa i końca nie widać. Nadal nie umiem się chyba modlić, ale wtedy to już na pewno nie była modlitwa. Pomału zaczęłam zamieniać pytanie”dlaczego” na pytanie „po co”. I prosić o rozeznanie. Po jakimś czasie dostawałam odpowiedzi, nigdy natychmiast. I zrozumiałam wiele, w tym jedną ważną rzecz: tamten rok, który uważałam za cudowny, był jednym wielkim oszustwem, w którym obydwoje coś udawaliśmy żeby się nawzajem jeszcze bardziej nie poranić. Żyliśmy jak w bagienku, w stawie pełnym zatęchłej wody, a nie potrafiliśmy dopuścić do niego czystego, świeżego dopływu, nie wiedzieliśmy jak, żeby wszystkiego nie popsuć. Mój mąż doszedł w końcu do ściany, nie wiedział już dlaczego jest mu źle, skoro jest mu lepiej niż przez lata małżeństwa. Paradoks. Nie wiedział jak to ugryźć. Wydusiłam z niego to pierwsze zdanie, a potem już poszło. W złą stronę, a jednak z perspektywy czasu wiem, że zadusilibyśmy się w tym zatęchłym stawie, gdyby dalej tak trwało.
Kiedy miałam już tak dość siebie, że różne głupie myśli chodziły po głowie, ktoś mi tu podrzucił definicję niepoczytalności: wciąż robisz to samo a spodziewasz się zmian. Jej mądrość dotarła do mnie z opóźnieniem, ale zdążyła.
Zmiana zaczęła się też niezauważalnie.
Od myślenia częściej o innych niż o swoim dramacie. Na siłę, początkowo. Od otwarcia się na ludzi i świat. Od prób niesienia dobrej nowiny (wpływ o. Szustaka). Od prób wdrażania w życie modlitwy Matki Teresy (wrytej w pamięć po wielokrotnym codziennym jej wysłuchiwaniu). Od częstszych modlitw o innych i za innych niż za swoje małżeństwo. Od dostrzeżenia swoich wad i ułomności. Od prób ubierania twarzy w uśmiech (choć z wbitymi w dłonie paznokciami, do bólu, gdy łzy napływały do oczu). Od prób życia zgodnego z Bożym pojmowaniem człowieka i jego roli tu, na ziemi. Nie było łatwo. Wciąż bolało i bolało. Wciąż wydawało mi się że takie robienie „na siłę” nie ma znaczenia, że jestem złym człowiekiem, skoro to wszystko nie wypływa ze mnie naturalnie, tylko muszę się o to starać.
Potem doszło uczestnictwo w mszach o uzdrowienie, które z jednej strony uświadomiły mi jak słaba i marna jest moja wiara, a z drugiej wypełniły taką siłą i mocą, o jaką nigdy bym siebie samej nie podejrzewała. Zaczęłam doceniać to co we mnie Bóg zmienia. I wartość jaką te zmiany mają. Nie dla męża – dla świata, dla ludzi, wreszcie dla mnie samej.
W końcu – dwudniowe rekolekcje z o. Vadakkelem, do których początkowo podchodziłam nieufnie. I jeszcze – kiedy zrozumiałam jak i czym żyłam przez wiele lat, zaczęłam dziękować panu Bogu za wszystko co mnie w życiu spotkało, zamieniłam pytanie „dlaczego” na pytanie”po co” i zaczęłam cieszyć się z każdej chwili i każdego drobiazgu w moim życiu. Na początku to była raczej chęć cieszenia się, ale mówiłam: panie Boże, Ty przecież widzisz że ja się chcę cieszyć, ale nie umiem, pomóż mi się nauczyć, daj mi oczy, które dostrzegą piękno jakie stworzyłeś, naucz jak skierować emocje i uwagę na dobro które mnie spotyka, pomnażać je, nie zamykać się w skorupie bólu i cierpienia.
Mąż nadal był chłodny i oficjalny, chociaż dbało mnie i o rodzinę bardzo. Początkowo złościło mnie to, przyjmowałam jako takie upokarzające „zamiast”. A potem zaczęły się dziać w moim życiu rzeczy, które do dziś napawają mnie zdumieniem. Skupię się na tych małżeńskich. Przede wszystkim odpuściłam rozmowy z mężem na temat naszego małżeństwa (odbierał je jako atak i awanturę, nie jako chęć naprawy czegokolwiek). Zaczęłam dziękować mu za pomoc, ale nadal nie prosiłam o nią ani nie oczekiwałam. Uśmiechu, którego miałam dużo dla innych, nie skąpiłam i jemu. Początkowo udawałam radosną, podśpiewywałam na siłę, dbałam o siebie uparcie, choć większego sensu nie widziałam. Potem przerodziło się to w nawyk, weszło mi w krew i zaczęło sprawiać przyjemność ;-) Przestałam być wyczulona na to co mówi i robi mój mąż do tego stopnia, że ze zdziwieniem dostrzegłam to, co kiedyś wprawiłoby mnie w zachwyt - próbował mnie objąć i przytulić. A ja zamiast skakać do góry z radości, odruchowo się odsunęłam. Do tego stopnia przyjęłam, że to odsunięcie między nami ma jakiś sens. Mój mąż zaczął coraz częściej przychodzić do mnie do gabinetu, gdzie uciekałam w modlitwę i pracę. Zaglądał mi przez ramię gdy słuchałam kolejnej konferencji czy rekolekcji. Udało mi się namówić go na wysłuchanie „Wilków Dwóch”, przyznał potem że bardzo na niego wpłynęły, choć początkowo w ogóle nie dawał po sobie tego poznać.
Stopniowo Pan Bóg otwierał mi oczy na życie, na świat i na ludzi. Przestałam żyć od – do, przestałam czekać na życie, zaczęłam żyć. A raczej powinnam napisać że zaczęło mi się czasem udawać żyć chwilą, być tu i teraz, wyrzucić wszechobecne dotąd w moich myślach wczoraj i jutro, odrzucić iluzję. Coraz częściej się udaje. Ale powtarzam, wszystko na początku robiłam „na siłę” i „przez rozum”. Nic nie przychodzi samo. Dziś rozumiem co znaczy „bądźcie uważni”.
Kilka tygodni temu usłyszałam od męża że podjął decyzję, że jest już pewien swoich uczuć. Że chce budować małżeństwo ze mną, że nie wyobraża sobie życia beze mnie i dzieci. Że nie wie co się z nim działo, ale był pewien że musi coś zmienić, nie wiedział tylko co. Że przeprasza że to tak długo trwało. I wiecie co? Ciąg dalszy zupełnie nie przypomina tego po naszym poprzednim pojednaniu. Tak długo prosiłam pana Boga o to aby zabrał mi te emocje które mnie wyniszczają, że chyba poszło w druga stronę ;-) Nie było wielkich emocji ani namiętności (te drugie przyszły później ;-) . Był natomiast jakiś spokój pewności albo pewność spokoju ;-) Długo tego nie rozumiałam, bo przecież jakbym to nie była ja. Ale wcale mi tej dawnej nie brakuje. Dziś wiem, że budowa ma sens gdy zajmie tyle czasu ile jest to konieczne. Że musi trwać, żeby się nie zawaliło. Żeby było na skale, nie na piasku. I musi być spokojna, wysoka amplituda emocji tylko podmywa jej podwaliny. Po poprzednim pojednaniu oboje bardzo chcieliśmy wszystko przysypać, wskoczyć w stare koleiny, udawać że nic się nie zmieniło. A przecież to "nic się nie zmieniło" doprowadziło nas do masakry. Głupotą się wykazaliśmy maksymalną. Udawaliśmy więc, robiąc dobre miny do złej gry. Ale to musiało runąć.
Mąż twierdzi że jakiś czas temu dostrzegł zmiany we mnie i na pewno miały wpływ na jego decyzję, choć nie podjął jej tylko ze względu na nie. Sam też musiał przejść przez ten rok ważnych wydarzeń i niemałych zmian. Jak twierdzi, dostrzegł we mnie tamtą dziewczynę którą 25 lat temu pokochał. Jakbym zrzucała z siebie kolejne warstwy egotyzmu, chaosu, fałszywego ubarwienia, masek, które przez lata na siebie zakładałam. Jakże to się zgrało z moim hasłem (o którym nikomu nie mówiłam) jakie zaczęło mi przyświecać kilka m-cy temu: dość tego udawanego życia, czas wrócić do priorytetów.
Zaimponowała mu ta nowa-stara kobieta, pełna spokojnego przeświadczenia że wie co robi i wie że dobrze czyni. Pełna spokojnego optymizmu i doceniająca życie. Która więcej daje niż bierze. Więcej słucha niż mówi. Dziś powtarza że dobrze mu ze mną, że lubi ze mną rozmawiać, spacerować, być. Oczekuje potwierdzenia, że jest nam dobrze we dwoje. Jeszcze nie wie że znowu jest nas troje, że pana Boga z naszego małżeństwa już nigdy nie wypuszczę.
Jednym słowem, to co wszyscy tu piszecie: wyciszenie emocji, pewność, trwałość i wytrwałość w działaniu to podstawa. No i zero „jaizmu”. A raczej ciągła walka z „ja” fałszywym.
Zdaję sobie sprawę że jestem dopiero na początku zmian, zarówno tych osobistych, jak i tych małżeńskich. Wiem też jak długa i trudna droga przede mną, przed nami. Ale wybieram wąską ścieżkę. Szeroką drogą już szłam. Doprowadziła mnie na manowce.
Dlatego bardzo Was proszę o modlitwę, bo wiem już, że bez niej i bez Waszego wsparcia nie damy rady. Codziennie proszę Ducha Świętego o prowadzenie i odkąd czuję Jego obecność jest mi naprawdę lżej w każdej sytuacji.
A, jeszcze chcę dodać – okazało się że o. Vadakkel, co do którego miałam takie wątpliwości przed wyjazdem, szczególnie modli się za rodziny ;-) Jestem głęboko przekonana, że rekolekcje które prowadził, miały bardzo duży wpływ na to co dzieje się w moim życiu. A wieczór chwały i uwielbienia z Carol Razza i msze o uzdrowienie przyniosły mi głębokie i niesamowite przeżycia, które zaowocowały wieloma zmianami w moim życiu (nie tylko małżeńskim).
Mogłabym właściwie napisać tomy o tych minionych miesiącach, ale wątpię żeby ktokolwiek doczytał do tego momentu ;-)
Kończąc, jeszcze raz chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali i niejednokrotnie ratowali. Jeśli mogę się odwdzięczyć i w czymkolwiek pomóc – jestem do dyspozycji. Modlę się za Was codziennie i o modlitwę się dopraszam;-)
Chwała Panu!
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-17, 07:00   

Chwała Bogu , za Twoją przemianę i łaski jakie dostałaś od Boga
 
     
Lila83
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-17, 09:53   

aatka,jak to pieknie opisałaś ;-) to co się wydarzyło w Twoim/Waszym zyciu jest wspaniałym swiadectwem,że wszystko dzieje się po coś,twoja jak i innych historia potwierdza wszystko co jest zawarte w książce "moc uwielbienia"jesli nie czytałaś,to polecam gorąco.

Jeszcze pare dni temu sama zastanawiałam sie,czy takie postepowanie "na siłę",żeby pokazać,że jestem szcześliwa,że mogę sie usmiechać,nie jest pewnego rodzaju oszustwem,ale teraz też wiem,ze tak nie jest,ponieważ taka postawa w końcu zostaje w tobie i staje sie naturalna,przestaję sie zadręczać tym co będzie,żyje sie w pełnej ufości Bogu,że nad wszystkim co sie wydarza On czuwa-i to daje świadomość takiego cudownego z niczym nie opisanego spokoju,u mnie i pewnie wielu innych doswiadczonym przez właśnie kryzys. :)
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-17, 18:49   

aatko, cieszę się razem z Tobą. Oby ten wspaniały stan zagościł u Was na stałe..

pozdrawiam serdecznie :-)
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-17, 19:04   

Wspaniale.. Też bardzo bardzo się cieszę :-D

Bardzo mądry post. Będę do niego wracała, aatko, to co napisałaś uświadomiło mi kilka ważnych rzeczy, których chyba wcześniej nie widziałam.

Deo gratias!
 
     
rona
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-19, 21:05   

aatka, prześledzę dziś jeszcze raz cały Twój temat .. Może będę potrafiła czegoś od Ciebie nauczyć.. Chwała Panu za łaski, które otrzymałaś..
 
     
martusia_1970
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-20, 12:09   

aatka,
piękne to wszystko co napisałaś,
pewnie nie raz wrócę do tego wątku. :mrgreen:
widzę jak wiele mi jeszcze brakuje,
chociaż myślę ze jestem na dobrej drodze :-)

Masz moją modlitwę! :-D
Chwała Panu! :-D
 
     
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-23, 17:59   

Dziękuję Wam bardzo dziewczyny za komentarze, a przede wszystkim za modlitwę.
Do poprzedniego wpisu chciałabym dodać kolejną zmianę jaka u nas zaszła - stopniowe wyciszenie i uspokojenie emocji u mojego męża, który choć na ogół spokojny i spolegliwy, kiedy wybucha to potrafi siać zniszczenia gwałtownością słów i krzykiem niczym tornado. Od kilkunastu tygodni obserwuję jak ćwiczy panowanie nad sobą w takich newralgicznych momentach, których przy współudziale dwóch nastolatków w domu nie brakuje ;-) , próbuje nie dopuścić do wybuchu i udaje mu się to ;-) Dlaczego o tym piszę? Bo teraz już wiem, że mój wypracowany spokój wpłynął na niego niesamowicie. A jeszcze rok temu moja nerwowość wywoływała reakcję łańcuchową i niekoniecznie miała pozytywny wpływ na stosunki między nami.
Dlatego podkreślam jeszcze raz, warto pracować nad sobą we wszystkich możliwych aspektach, nie warto natomiast tracić życia na to, co przez kilka miesięcy robiłam po mistrzowsku - zatapianie się w bólu i rozpaczy. Zamykały mi oczy na wszelkie możliwości, karmiły moje cierpienie i skutecznie odsuwały od ludzi. Rady takie jakich teraz sama udzielam, drażniły mnie wówczas niezmiernie, wydawały się nie do przyjęcia, smutek i żal nie do przeskoczenia. Okazało się jednak że można. Sama nadal jestem tym zdziwiona ;-)
Polecam ks bk Rysia "Pokój serca"- warto posłuchać: https://www.youtube.com/watch?v=O5eaK7n3gdI
Pozdrawiam wszystkich poszukujących cieplutko.
 
     
MonikaMaria3
[Usunięty]

Wysłany: 2014-08-31, 00:26   

Wiesz aatko, tak czytam z uwagą Twój post i tak sobie myslę, ze chyba powoli docieram do tej drogi, którą i Ty objęłas. Ale jestem na samym starcie. ;-)
Paradoksem jest to, że jak sobie przypomnę siebie jakiś czas temu, tą fanatyczkę ratowania małżeństwa, która męża zadręczała "kocham Cię, kochaj mnie i tul i kochaj się ze mną i wogóle to ty moim powietrzem jesteś, bec Ciebie się duszę i wogóle to rób co chcesz, tylko bądz", to aż mną trzęsie. Jaka ja byłam głupia.... A ile lat potrzebowałam, by do tego dojśc...jak mogłam kiedyś godzic się na seks po wyzwiskach, jak mogłam marzyc, by mnie tulił non stop i prosic się o to, jak mogłam ciągle z nim rozmawiac o małżeństwie, a on uciekał... Tak bardzo brakło mi dystansu. Jak szalona chciałam naprawiac tu, teraz, natychmiast... I Panie Boże, czemu on mnie nie kocha, czemu on nie jest dla mnie miły, czemu tak się kłócimy... A wystarczyło zając się soba, dac spokój mężowi, olac jego humory i robic to, co nalezy do mnie jak najlepiej.
Cięzko było, z moją potrzebą czułosci, odseparowac się emocjonalnie od męża. Ciężko było wychodzic z domu by z nim na siłe nie spędzac czasu i przestac się prosic o zainteresowanie. Cięzko było postawic jasne granice, wzbudzic szacunek do samej siebie i na siłę robic dobrą minę do złej gry olewając humory pana męża. Cięzko było odmówic seksu po wyzwiskach po raz pierwszy... Ale kurcze jak to warto było :!:
Jeszcze mam problemy by dawac i nie oczekiwac rewanżu. Ale uczę się kochac szczerze, ale mądrze. Doceniac małe rzeczy, cieszyc się samotnym spacerem, czy pójsciem z córką na rower, póki co jeszcze bez męża. Ale nie będę go na siłe prosic by był ojcem i mężem. Sam musi do tego dojśc. Nie mogę matkowac facetowi 33 lata. Są małe sukcesy, są spore potknięcia, ale... BYLE DO PRZODU I RAZEM.
 
     
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-03, 10:24   

Monisiu, jak to dobrze ujęłaś:

Cytat:
Tak bardzo brakło mi dystansu. Jak szalona chciałam naprawiac tu, teraz, natychmiast...


Miałam dokładnie tak samo. To chyba wynika z tego iż człowiek prędzej czy później nabywa tą świadomość że czas biegnie tak szybko, szkoda życie marnować, trzeba zdążyć je przeżyć jakościowo, w wartościowy sposób.
Tylko że jeśli się w tym życiu (w moim przypadku) wcześniej nieźle nabałaganiło, to najpierw trzeba posprzątać. Po wierzchu można zdmuchnąć kurz bardzo szybko, ale gruntowne porządki wymagają czasu jeśli ich efekt ma trwać. I cały problem w tym, żeby nasi mężowie doszli do tych samych wniosków. Mojemu się chyba udało, Twój widocznie jeszcze potrzebuje czasu. Albo trzęsienia ziemi ;-)
W dodatku to trzęsienie ziemi musi być "uszyte" na miarę każdego z nich. Ty znasz swojego męża najlepiej, więc wierzę mocno że będziesz mu odpowiednie dawki zapodawać ;-)

Kilka dni temu usłyszałam słowa na które czekam ponad rok: "zamierzam pójść do spowiedzi i wyprostować moje sprawy z Panem Bogiem" ..... Cóż więcej chcieć? Czegoż więcej można oczekiwać? Przez 20 lat to było niedocenianą normą, codziennością, a w obecnej sytuacji myślę sobie: Panie Boże, zarzucasz mnie takimi darami, tyle dajesz szczęścia, że nie wiem jak to udźwignąć :-) Potrzebowałam aż takiego dramatu żeby dojść do priorytetów????? Widocznie tak. Ale nikomu tej ścieżki nie polecam :-)

Trzymaj się Monisiu, bo dzielna z Ciebie kobieta i dasz radę. Już dajesz.

W sobotę, na wieczorze chwały wszystkich Sycharków obejmę modlitwą i o takową też się dopraszam.
 
     
MonikaMaria3
[Usunięty]

Wysłany: 2014-09-05, 20:02   

Masz i moją modlitwę. ;-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8