Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
temat Nini, Gosi...
Autor Wiadomość
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 15:05   

KN napisała:
Cytat:
Do tej pory nasze dzieci wiedzą tyle, że tata ma bardzo poważne dorosłe kłopoty ze swoim życiem, które są efektem jego błędnych decyzji i dopóki nie rozwiąże tych kłopotów to nie będzie mógł z nami mieszkać. Wiedzą też, że kłopoty nie mają nic wspólnego z nimi. I że kłopoty są odwracalne, ale to zależy wyłącznie od taty.

KN, czytałam Twoje wpisy w innym wątku i jeśli dobrze zrozumiałam, Twoje dzieci są raczej małe. Moje mają 10, 18, 21 i 24 lata. W dużym skrócie: mąż zdradzał i szalał emocjonalnie, ja miesiąc temu odeszłam. Największe cierpienie i najpoważniejszą rozterkę - odejść czy nie, jak to zrobić - mam już za sobą. Wciąż nierozwiązany pozostaje problem, co powiedzieć dzieciom. Wiedzą mniej niż Twoje! Najmłodszej to wystarcza: "Muszę się wyprowadzić, bo nie wytrzymuję z tatą. Zrobię wszystko, żeby być z Tobą najwięcej jak się da. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy znowu wszyscy razem". Ale starsze są totalnie zdezorientowane! Byłam u psychologa, usłyszałam, że to nie są sprawy dla dzieci i że lepiej im nie mówić, co się stało. Wydało mi się to sensowne, więc nie powiedziałam im nic ponad to, co usłyszała najmłodsza. Patrzą ciągle na mnie z wielkim znakiem zapytania w oczach. Byliśmy razem przez 25 lat, świat im się zawalił... jakby bez powodu. Jedna z nich, najstarsza, która właśnie przymierza się do ślubu, patrzy na mnie wręcz wrogo - bo to ja odeszłam. One wiedzą, że tata jest mało zrównoważony, same cierpiały nieraz z tego powodu, więc sądziłam, że to wystarczy, że zrozumieją. Nic z tego. O zdradach nie wiedzą nic, chyba do głowy by im nie przyszło coś takiego :-( Waham się. Jest we mnie dużo żalu, gniewu, rozczarowania, ale jest też gotowość do przebaczenia, miłość i troska o męża i chyba umiałabym powiedzieć im o tym w taki sposób, żeby zobaczyły, że ja go nie przekreśliłam. Przypuszczam jednak, że one same mogłyby go przekreślić. Nie chcę ich też wtajemniczać w coś, czego nie opowiadam prawie nikomu - byłyby tym obciążone, miałyby dylemat, komu mogą się zwierzyć, komu nie. I tak źle, i tak niedobrze...
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 15:44   

Nini, ale masz gromadę.. :-D

Nie mam pojęcia jak bym postąpiła w Twojej sytuacji. Taki rozrzut wiekowy, przecież najstarsza już dorosła.

Moje mają 5 i 7 lat. Dalej powolutku dawkuję informacje.
I jak przeczytałam cytat z własnego wpisu, to jednak wprowadzam poprawkę: staram się mówić dzieciom, że ja też podjęłam kiedyś złe decyzje (bo taka prawda, świętych to tu nie ma w naszym małżeństwie), no ale tata podjął tak złe, że nie może tu wrócić dopóki tego nie ponaprawia.

Obecnie zagadując ich, podpytując, przekazałam im jeszcze troszkę, i ostatnio przy kolejnym moim zapewnieniu "ale was tata kocha cały czas", usłyszałam pytanie: "A ciebie?".
"mnie już chyba nie, a może sam nie wie, ale ja go próbuję dalej kochać".

I jeszcze raz wspomniałam o tym że zdarzają się takie błędy, że ludzie nie mogą albo nie umieją ich naprawić, i że ojcowie czasem zakładają sobie drugą rodzinę.. I tutaj mi głos lekko zadrżał, a w tym momencie córka przytulona do mnie zawołała "Ale nie tata, prawda? Nie, on by tego nie zrobił!" Serce mi się ścisnęło.

Taka ufność.
I też przyjdzie dzień, gdy się dowie, gdy się przekona, że właśnie jej tata też.

Co do psychologów.
Ja dostałam rady, do których stosuję się częściowo 8-) . Psycholog dziecięcy wstępnie poradził mi aby dawkować wiedzę stosownie do wieku (i to robię), i żeby mówić prosto, opowiedzieć że się zakochał i a jak ludzie się kochają, to powstaje dziecko - czyli nie wartościować zakochania się pozamałżeńskiego, bo to za dużo dla dziecka. I tego jak na razie postanowiłam NIE robić.
Będę wartościować. Tylko jeszcze chcę rozważnie przemyśleć i przemodlić. I wciąż nie wiem kiedy.

No ale to moje małe dzieci.
Ty masz trudniej, bo rozrzut wiekowy duży.
Poza tym nie sądzę, by one się tak zupełnie niczego nie domyślały...?


Nie wiem, to strasznie trudne sprawy, trzeba mądrego psychologa, wiele modlitwy o dar rozumienia, mądrości.
Może terapia rodzinna?
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 16:03   

Nini, aż mi serce stanęło, gdy przeczytałam i zrozumiałam to tak , że wyprowadziłaś się z domu i zostawiłaś 10-letnią córeczkę z tym szalejącym i zdradzającym tatą? Trzeba się było wyprowadzić chociaż z tą najmłodszą, a najlepiej to mężowi wystawić walizki za drzwi, jeśli uznałaś , że separacja jest konieczna. Jeśli w dodatku dzieci nie wiedzą za bardzo o co chodzi to naprawdę niezbyt dobrze. W moim odczuciu powinnaś wrócić i zadbać o stabilną sytuację w domu, a mężowi postawić twarde warunki. Nie znam całej Twojej historii, ale to co napisałaś nasunęło mi takie myśli.
 
     
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 16:13   

Ojej a ja zrozumiałam, że Nina odeszła z dziećmi, ale faktycznie niekoniecznie to wynika z tekstu.
 
     
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 16:24   

Dzięki, KN, za odpowiedź. Ja też słucham się psychologów wybiórczo. Ta sama pani sugerowała mi rozwód. Stwierdziła, że krzywdę sobie robię separacją, bo niby nie jestem z mężem, ale jestem z nim nadal w związku, czyli - rozkrok, schizofrenia. Ale robię sobie tę krzywdę dalej i mam nadzieję, że starczy mi sił, żebym nie zaczęła się przypadkiem "uszczęśliwiać" :)

Przed chwilą zadzwoniła najstarsza. Nie może normalnie funkcjonować, trzęsie się, dotarło do niej, że bywa agresywna w stosunku do niej. Współczuje tacie. Absolutnie się nie domyśla. Mąż jest mistrzem kamuflażu, udaje mu się udawać nawet przed samym sobą. Pierwszy jego romans był kilkanaście lat temu i trwał jakieś pół roku. Dzieci były małe, nie zorientowały się, chociaż poznały tę panią. On sam zorientował się dopiero na końcu, jak wylądowali w łóżku, przedtem wydawało mu się, że to wieeelka przyjaźń - tak wielka, że rozmawiali przez telefon po 5-6 godzin dziennie. Potem zdradzał mnie (chyba) już tylko psychicznie. Teraz od pół roku jest "bezgranicznie zafascynowany" jakąś nieznajomą dziewczyną z autobusu (napisał tak w ogłoszeniu, które dał do gazety, żeby ją odszukać). O tym, że mnie znowu zdradza, wiem chyba tylko ja, nawet on nie jest do końca przekonany, a co dopiero dziewczynki. To zakłamanie boli mnie nie mniej niż sama zdrada :-( Dodam jeszcze, że towarzyszy temu bardzo surowy osąd moralny wszystkich dookoła i przerzucanie odpowiedzialności. Mąż przyznaje, że może nie jest całkiem w porządku wobec mnie, ale ja też mu tak kiedyś zrobiłam (to prawda, że zakochałam się raz w czasie małżeństwa, jednak nie pozwoliłam, żeby to rozwinęło się w romans), ja jestem w ogóle dla niego niedobra etc. Piszę o tym tyle dlatego, że taka postawa męża mocno wpływa na to, jak sytuację odbierają dzieci. On nie jest skruszony ani nie robi niczego ewidentnie złego, on jest raczej ten pokrzywdzony... Ja sama z trudem trzymam się rzeczywistości, a co dopiero dzieci.

[ Dodano: 2014-05-06, 17:32 ]
Kari, KN, wyprowadziłam się sama. Na miesiąc, żeby odzyskać równowagę. Mieszkaliśmy właściwie we trójkę, starsze przyjeżdżają tylko na weekendy. Mąż szaleje głównie przy mnie, zdradza w tajemnicy przed samym sobą, jak to już wyjaśniłam.

Od zeszłego tygodnia przyjeżdżam do domu na pół tygodnia, żeby być z najmłodszą. Zamierzam rozstawić namiot, bo pod wspólnym dachem faktycznie czuje się schizofrenicznie. Boje się przede wszystkim o swoją równowagę psychiczną: nie mam już siły patrzeć na niego i cierpieć, kiedy wiem, że myśli o tej dziewczynie, pisze dla niej wiersze (jeden mi nawet pokazywał, nie mówiąc, o do chodzi!), może dalej jej szuka albo już ją znalazł. Nie wiem, czy starczyłoby mi sił, żeby nie zaglądać do jego notatek.

Oczywiście, namiot to rozwiązanie mocno doraźne. Mąż nie chce słyszeć o podziale majątku, ja nie czuję się gotowa, żeby iść z tym do sądu. Najpierw chcę spytać w sądzie kościelnym o separację (wiem, KN, czytałam o Twojej rozmowie telefonicznej; pójdę prosto do prawników).
 
     
Gosia51
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 18:06   

NINI,działasz impulsywnie! Czy TY nie potrafisz zamknąc sie w sobie i...O L A ć MĘŻA -KOCHASIA??? To seksoholizm/chce dowartościowac swe ego.
Mój spowiednik w podobmnej sytuacji powiedział mi: NIECH SOBIE ROBI CO CHCE... ZOSTAW GO,NIECH SZALEJE... TY ZYJ SWOIM ZYCIEM! ze swoimi dziećmi.
Ja nie odeszłam. Dlaczego JA mam odchodzic??? Jeśli jemu tak żle, to o n p o w i n i e n
o d e j ś ć . TY MASZ MIEĆ CZYSTE SUMIENIE!!!
 
     
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-06, 23:17   

Nie, nie potrafię olać męża. Nie wiem, co mu jest, ale jego zachowanie nie wydaje mi się zdrowe. Zostając, przyzwalałabym na to, co robi. I dręczyłabym niepotrzebnie siebie. Nie tylko samym patrzeniem na niego i zastanawianiem się, jak daleko zabrnął tym razem. Przede wszystkim on by mi nie dał spokoju. Przez ostatnie miesiące był dla mnie po prostu okropny, znęcał się nade mną psychicznie. Swoje wyrzuty sumienia uspokajał pretensjami pod moim adresem, awanturami, pytaniami zadawanymi przy dzieciach, czy może sobie odebrać życie itd. Nie chodzi o samą zdradę, cały układ jest chory. A mąż nie zamierza odejść. Terapii też nie chce, ani rodzinnej, ani żadnej. Wniosek: albo odejdę, albo nic się nie zmieni.

Teraz, jak przyjeżdżam, mąż nie robi mi awantur. Jestem pewna, że przy samym dziecku też nie odgrywa scen pod hasłem "może odbiorę sobie życie". Stara się po swojemu, żeby dom jakoś funkcjonował, świadczy mi drobne uprzejmości. W pewnym sensie jest w naszym domu bardziej normalnie niż przedtem. Najmłodsza nie płacze już ze strachu i smutku przy kłótniach i awanturach. Brakuje jej czasem mamy i poczucia bezpieczeństwa, jakie daje widok kochających się rodziców, ale ma nadzieję, ze kiedyś znowu będziemy razem.

Owszem, działam impulsywnie. Żałuję, że nie kierowałam się bardziej tym, co czuję, wiele lat temu, przy pierwszej zdradzie. Może nie byłoby kolejnych? W tym sensie czuję się odpowiedzialna za to, co się stało z moim mężem. Mam wrażenie, że byliśmy współuzależnieni. Ja teraz zadbałam wreszcie o siebie, tak, jak umiałam - może wyleczy się i nasz związek?

Działam impulsywnie, ale dojrzewałam do tej decyzji latami. Dawniej były momenty, kiedy czułam, że powinnam odejść i że robię sobie krzywdę zostając - i nie odchodziłam, nie mogłam. Czułam się tak mocno z nim związana, że aż zrośnięta. Właściwie to nawet znikłam, wtapiając się w niego - dlatego jestem Nini, niewidzialne dziecko z Muminków :-( Teraz właśnie poczułam, że mam dość, "ugryzłam" go i odzyskałam twarz. Moja sylwetka zaczęła być widoczna już wcześniej, na 12 krokach, które niedawno skończyłam. Możliwe, że mąż swoim zachowaniem wypróbowywał skuteczność tego programu...
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 00:49   

Nini, na pierwszy rzut oka Twoja decyzja jest szokująca. Wyprowadzka bez dzieci, zostawienie ich z ojcem, co do którego masz tyle zarzutów....
Też mam tyle dzieci co Ty i się wyprowadzałam ale z dziećmi. Starszym dałam wybór, przygotowałam nowe mieszkanie pod kątem wszystkich dzieci, poszły ze mną. Tylko u mnie sytuacja była o tyle inna, że nie miałam żadnych gwarancji, że tata się nimi zajmie.
Skoro Ty nie masz obaw, że dzieci będą zadbane i zaopiekowane to może taka terapia szokowa ma jakiś sens. Bardzo trudne wybory. Pierwszy raz spotykam takie rozwiązanie. Kto wie, czy w niektórych nawet tu opisywanych sytuacjach taki desant mamy i zostawienie romansującego taty z dziećmi, domem i całym związanym z tym ambarasem nie zadziałałoby jak kubeł zimnej wody i nie ostudziłoby zapałów do rozpoczynania "nowego", bezproblemowego życia? A i co niektóre "wielkie miłości" skonfrontować musiałyby się z tym, że nie biorą samego wyłuskanego ze starej rodziny mężczyzny z obowiązkiem alimentacyjnym ale mężczyznę z dwójką, czwórką dzieci, lekcjami, zakupami, praniem, sprzątaniem, lekarzami, etc...No i czasu na romantyczne porywy serca byłoby mniej...
W takiej jak opisałaś sytuacji, nie mówiłabym córkom o zdradach taty, zostały w końcu z nim, miałyby jeszcze trudniej. Z jakichś przyczyn nie mogłaś ich zabrać, o tym bym powiedziała (tu jest Wasz dom, macie swoje miejsce, nie mogliśmy z tatą się porozumieć, muszę to na spokojnie poukładać, nie stać mnie na zapewnienie wam takich warunków), zapewniłabym im możliwość odwiedzania w nowym miejscu zamieszkania, stały kontakt, powiedziałabym o tym, że nie jest to rozwiązanie ostateczne. Dzieci muszą czuć, że ich nie opuściłaś, że w tej sytuacji nie myślałaś tylko o sobie, ale brałaś pod uwagę ich dobro, że czasami podejmując decyzję wybieramy po prostu mniejsze zło. Zostały we własnym domu, z tatą, jak rozumiem, który ich w żaden sposób nie krzywdzi.
Ten namiot to chyba niezbyt dobre rozwiązanie.
Masz jakieś inne plany, co dalej?
Dobrze by było gdyby ta czasowa separacja otrzeźwiła męża, a Tobie pozwoliła na zdystansowanie się do zachowań męża, takiego uniezależnienia się emocjonalnego.
 
     
zaleś
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 07:23   

Dziekuję wszystkim za kontynuowanie mojego wątku :-D
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 08:43   

Gosia51 napisał/a:
Ja nie odeszłam. Dlaczego JA mam odchodzic??? Jeśli jemu tak żle, to o n p o w i n i e n o d e j ś ć .

A jeśli ON nie chce odejść, to co, zmusić?? Zostać i cierpieć?
Każda sytuacja jest inna i nie zawsze istnieje jedno uniwersalne rozwiązanie...
 
     
Gosia51
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 10:55   Może sie naraże...

cyt"Dzieci muszą czuć, że ich nie opuściłaś, że w tej sytuacji nie myślałaś tylko o sobie, ale brałaś pod uwagę ich dobro, że czasami podejmując decyzję wybieramy po prostu mniejsze zło. Zostały we własnym domu, z tatą, jak rozumiem, który ich w żaden sposób nie krzywdzi."

NINI, mam do Ciebie żal,ze zostawiłas dzieci i odeszłaś./Ja wzięłabym je ze soba, bez wzgledu na wzgląd/. Matkom -prorodzinnym Polkom- to trudno zrozumieć.

Jestem po podobnych przejściach. Odchodziłam i... wracałam.
Kiedy mnie nie było Pan mąz dalej robił co chciał,żył własnym zyciem. Wrecz mi powiedziaŁ:" jestes to jestes- nie ma Cie to nie ma".Dom sie beze mnie nie zawalił!! Dzieci przywykły do mej nieobecności..do nowej sytuacji. a CZY JA DOSZŁAM DO SIEBIE? nie !!! Nie potrafiłam zyć bez rodziny.WRÓCIŁAM. I obecnie zyje samotna w małżenstwie. Nauczyłam sie milczeć i nie reagowac na zaczepki mężą, na jego "przygody".
NINI
Ratując siebie,dokonując terapii wstrząsowej dla swego małzenstwa,gubisz coś cennego.WIĘŹ Z DZIECMI.
Neguję Twe zachowanie- DZIECI zobojętnieją,bardziej będą lgnąć do ojca niż do "niedzielnej" mamy.
Predzej czy pózniej usłyszysz- TY NAS ZOSTWIŁAS!!
Więc- albo trwaj w swym postanowieniu i NIE WRACAJ DO MĘŻĄ,kochając z daleka
ALBO bardziej ZADBAJ O WIĘŻ Z DZIECMI

[ Dodano: 2014-05-07, 12:07 ]
NINI, NAPISZ, CO UZYSKAŁAS PRZEZ TEN CZAS?
jak długo chcesz byc" dochodzącą na kawe?
Co dalej zamierzasz?
Nie jest Ci z tym dobrze,prawda?
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 11:54   

Tak właśnie jest Gosia, że nasze poglądy, opinie kształtuje nasze własne doświadczenie. Każda sytuacja jest inna, nowa, nie ma jednej recepty i nie jesteśmy w stanie przewidzieć do końca konsekwencji własnych wyborów. Z tych względów trudno uznać, czy w sytuacji Nini nie było to jedyne wyjście. Nini napisała o latach spędzonych na podejmowaniu decyzji. Czasami bywa tak, że kontakty z dziećmi z doskoku są bardziej wartościowe niż permanentne przebywanie w domu ciałem z rozpaczą i nieobecnością emocjonalną.
Dzieci rosną, dojrzewają, myślą, same dochodzą do określonych wniosków. To, że powiedzą Ty nas zostawiłaś nie zawsze oznacza koniec relacji.
Gosia, mi wyprowadzka bardzo dużo dała i uważam, że to była bardzo dobra i jedyna na tamten czas decyzja. Wyprowadzka dała mi siłę, wiarę, odwagę, zweryfikowała osoby naprawdę przychylne, pokazała, że lęki i różne strachy są bezpodstawne, pozwoliła nie reagować tak bardzo na oceny i opinie innych, i wiele, wiele innych dobrych rzeczy. Pewnie z tych względów jestem w stanie zrozumieć, że decyzja Nini była jedyną możliwą i przemyślaną opcją i możliwe, że będzie miała pozytywny ciąg dalszy dla całej rodziny.

Zaleś, widzisz jak dobrze zrobiłeś zakładając swój wątek. Dodatkowo masz przykład kobiet, które ufają ojcom na tyle, że są w stanie zostawić z nimi dzieci.
 
     
Gosia51
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 13:37   

Złamana
, Nini ma dorosłe dzieci,więc sama nie jest juz b.młoda. PODZIWIAM JEJ ODWAGE i szczerze jej gratuluję. Im człowiek jest starszy tym trudniej zaczynac od nowa.Nini utrzymuje formalnie kontakt z dziecmi. Ale do czego TO doprowadzi?Jakie Nini ma plany? czego oczekuje po przeprowadzce?ŻĘ MĄZ SIĘ ZMIENI?ŻE COŚ ZROZUMIE i poprosi ja o powrót? To sie zawiedzie!!
Nini, zdecydowana jestes na separację,by Cie nikt już nie krzywdził? to po co piszesz,że nie zostawisz mężą?
Starsza córka wkrótce wychodzi za mąz i już ma żal do mamy/co ONA wyprawia !/Znaczy ,starsza córka/24 lata/ nie zauważyła złych relacji między Nini i jej tata?Do ojca nie ma żalu? Czy nie czas,by jej to oględnie naświetlić . Dlaczego Nini zostawiła z mężem własnie 10 letnią córeczkę/okres dojrzewania/ ,która potrzebuje mamy???

Złamana,pokazałaś "korzyści",wynikające z własnego rozstania. Dotycza one Ciebie ,Twych relacji z otoczeniem. Nie rozumiem. Odeszłaś i kochasz na odległość ?A może wróciłas do męża i wyciagnęłas pozytywne wnioski z czasowego rozstania?
 
     
Nini
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-07, 14:05   

Z mężem została tylko najmłodsza! Starsze mieszkają poza domem już od jakiegoś czasu.

Cytat:
Skoro Ty nie masz obaw, że dzieci będą zadbane i zaopiekowane to może taka terapia szokowa ma jakiś sens.

Na pewno nie zaopiekuje się nimi tak dobrze jak ja ;-) A tak na serio: mam obawy. Mąż często zachowuje się egocentrycznie, egoistycznie, depresyjnie. Ale w sytuacjach kryzysowych umie się pozbierać i zachować odpowiedzialnie. Widzę, że teraz się bardzo stara.

Cytat:
Pierwszy raz spotykam takie rozwiązanie.

Poczułam niepokój. Nie chciałabym jakoś bardzo eksperymentować. Jednocześnie czuję mocno, że to była dobra decyzja.

Cytat:
Kto wie, czy w niektórych nawet tu opisywanych sytuacjach taki desant mamy i zostawienie romansującego taty z dziećmi, domem i całym związanym z tym ambarasem nie zadziałałoby jak kubeł zimnej wody (...) No i czasu na romantyczne porywy serca byłoby mniej...

Mąż uczy się prać, robić zakupy itd. Mam trochę satysfakcji, nie ukrywam :-) Nasz podział obowiązków był bardzo nierówny. Jemu też chyba dobrze zrobi taka samodzielność, zwł. ta decyzyjna. Więcej kontaktu z prozą życia. Czy będzie od tego mniej romantycznie wzdychał, czy więcej - nie mam pojęcia.

Złamana, tak właśnie rozmawiałam z dziećmi, jak to opisałaś. I tak dwie ze starszych były rozżalone na mnie i złe, a najmłodsza - smutna. To mi się wydaje naturalne.

Cytat:
Ten namiot to chyba niezbyt dobre rozwiązanie.

Pewnie, że niedobre. Nie znalazłam na razie lepszego.

Jeśli chodzi o plany, to wiem tyle, że nie wrócę do takiego wspólnego życia, jakie było przedtem. Pani psycholog powiedziała mi, że czekam na cud. To właśnie robię, tylko że dla niej cuda są czymś nierealnym, a dla mnie wręcz przeciwnie. Modlę się, poszczę i czekam. To może potrwać, liczę się z tym, że nawet całe życie mogę tak czekać, więc trzeba inaczej rozwiązać kwestię mieszkania. Może rozwiążemy ją wspólnie z mężem, bo on też uważa, że przydałoby się jakieś drugie miejsce do mieszkania, przy czym zmienialibyśmy się przy dziecku, w naszym domu-bazie, a nie - urządzali dziecku dwa domy. Zalesiu, to byłaby chyba właśnie opieka naprzemienna? :-)

Problem w tym, że nie mamy drugiego miejsca do mieszkania (teraz korzystam z uprzejmości brata), a zanim będziemy mogli coś kupić albo wynająć, będę musiała pewnie zwinąć namiot... i nie wiem, co wtedy. Mąż uważa, że "póki co" powinnam wrócić. Nie ma mowy, to "póki co" może potrwać lata.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9