Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Co dalej?
Autor Wiadomość
Lootma
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-12, 16:41   Co dalej?

Śledzę to forum od pewnego czasu i w końcu zdecydowałam się opisać swoją historię, bo czuję, że dłużej nie udźwignę jej ciężaru sama...

Moje małżeństwo trwa 6,5 roku, w sumie znamy się z mężem od prawie 14 lat. Decyzję o ślubie podjęliśmy bardzo świadomie, a samo zawarcie związku małżeńskiego traktowaliśmy bardzo poważnie. Oboje jesteśmy osobami wierzącymi, wiedzieliśmy więc, na czym powinniśmy budować nasz związek. Przygotowując się do ślubu, przeprowadziliśmy setki rozmów na najistotniejsze tematy dotyczące życia małżeńskiego, pisaliśmy do siebie listy, ustalaliśmy listę wartości i priorytetów.
Pierwsze lata po ślubie wspominam bardzo dobrze. Mieszkaliśmy w wynajętej kawalerce, bo nie było nas stać nawet na kredyt. Mąż wpadł na pomysł założenia własnej firmy, a ponieważ miałam do niego pełne zaufanie i bardzo ceniłam jego zdolności i talenty, postanowiłam mu w tym pomóc. Zrezygnowałam więc z pracy w szkole (jestem nauczycielką) i zajęliśmy się budowaniem firmy rodzinnej. Dochodziliśmy do wszystkiego sami, od zera. Pierwsze sukcesy dawały nam wiatr w żagle, umacniały wiarę w to, że razem wszystko nam się uda. Uzupełnialiśmy się we wszystkim: mąż zarażał mnie swoim optymizmem, gdyż ja mam skłonność do widzenia świata raczej w ciemnych barwach, ja "organizowałam" nasze życie, bo mój mąż to chodzący chaos; mąż spędzał większość czasu w pracy, ja przejęłam obowiązki domowe. Mieliśmy ściśle określony cel: kupno mieszkania, by stworzyć jak najlepsze warunki na przyjęcie upragnionego dziecka. Wtedy jeszcze towarzyszył nam w tym wszystkim Bóg. Jednak im bliżej byliśmy różnych celów materialnych, tym bardziej oddalaliśmy się od Niego. Na początku małżeństwa potrafiliśmy pojechać na rekolekcje dla małżeństw, później już tylko do spa. Przykazania, zasady głoszone przez Kościół zaczęły nam przeszkadzać. Jeszcze uczestniczyliśmy w niedzielnej mszy świętej czy rekolekcjach wielkopostnych, ale coraz łatwiej przychodziło nam odcinanie się od Kościoła. Wiedliśmy wygodne, przyjemne i dostatnie życie: wyjazdy zagraniczne, koncerty, kino, teatr itp. Nie mielismy właściwie żadnych problemów, poza tymi, które jak twierdził mój mąż, stwarzałam nam ja, czyli "babskie" pretensje, marudzenie, niezadowolenie... Być może już wtedy gdzieś w głębi czułam, że nie o takie życie nam kiedyś chodziło, że zatracamy nasze ideały, stajemy się innymi ludźmi... I to chyba już wtedy przestaliśmy umieć ze sobą tak naprawdę rozmawiać o tych najważniejszych sprawach, chociaż wśród znajomych uchodziliśmy za idealną parę... Chyba sama w to uwierzyłam i zupełnie spoczęłam na laurach.

A w tym czasie w naszym życiu pojawiła się nagle ta trzecia... Była dziewczyną mojego brata. Zaczynała studia w naszym mieście, a że wychowywała ją tylko mama, postanowiłam jej pomóc i zatrudniłam ją w naszej firmie. Od samego początku między nią a moim mężem nawiązała się nić porozumienia, ale ona była przecież z moim bratem, a ja ufałam mężowi. Do tego stopnia, że nawet kiedy jej związek z moim bratem się rozpadł, ja nie miałam nic przeciwko, żeby mój mąż spędzał z nią czas, np. poszedł z nią sam na lodowisko, bo ja za tym nie przepadam... Mąż zawsze powtarzał, że w związku najważniejsza jest dla niego wolność, że wszelkie próby kontroli są dla niego nie do przyjęcia, starałam się więc spełniać jego oczekiwania. Oczywiście bywały chwile, kiedy jej coraz większa obecność w naszym życiu bardzo mi przeszkadzała, ale mąż twierdził, że traktuje ją jak młodszą siostrę i że jestem do niej uprzedzona. Walczyłam więc z tym "uprzedzeniem" i sama zaczęłam ją traktować jak młodszą siostrę (jest między nami 13 lat różnicy). Aż do dnia, a właściwie nocy, kiedy zobaczyłam na telefonie męża znaczącego MMS-a od niej. Mąż oczywiście wszystkiego się wyparł, ja wyrzuciłam ją z pracy i naszego życia, ale to był początek naszego kryzysu, który teraz przerodził się już w rozmowy o rozwodzie. Wtedy popełniłam wiele błędów, bo jeszcze nie znałam niestety tego forum, i mąż odczuł raczej moje przyzwolenie na ten romans niż moją niezgodę. Po paru miesiącach jakoś to wszystko posklejaliśmy, ale to były tylko pozory, bo zrobiliśmy to bez Boga. Ona zawsze była gdzieś w tle naszego życia, mimo że wiele razy prosiłam męża o kategoryczne zerwanie wszystkich kontaktów z nią. On wmawiał mi, że to tylko koleżanka, ja chciałam w to wierzyć, więc nie byłam stanowcza ani konsekwentna. Tak mijał dzień za dniem, jakoś funkcjonowaliśmy, kupiliśmy wymarzone mieszkanie, do pełnego szczęścia brakowało nam tylko dziecka. Kiedy zaszłam w ciążę, byłam przekonana, że bycie prawdziwą rodziną pozwoli nam przezwyciężyć wszystkie problemy. Mąż bardzo się cieszył, opiekował się mną, chodziliśmy razem do szkoły rodzenia. W 9. miesiącu ciąży poprosiłam go, aby jeśli jeszcze tego nie zrobił, definitywnie zakończył znajomość z nią, bo wkrótce urodzi nam się dziecko i musimy się zająć swoją rodziną. Powiedział, że to zrobił, znów uwierzyłam. Nasz syn urodził się pod koniec czerwca, w dniu urodzin mojego męża, który płakał ze szczęścia, mówił, że nas bardzo kocha...

A to był właśnie początek końca... Jako młodej mamie było mi bardzo ciężko poradzić sobie z tak wielką życiową rewolucją. Mąż na początku się angażował, ale z czasem jego chęci zaczęły słabnąć. Mimo że jest właścicielem firmy, coraz później wracał do domu, moja frustracja wzrastała, a my coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. To prowadziło do coraz częstszych kłótni, pretensji, wyrzutów, gorzkich słów. Czułam, że tracę męża, zwłaszcza że wiele wskazywało na to, że mnie oszukuje (ciągłe noszenie komórki przy sobie, wyciszony dzwonek, ciągłe przesiadywanie w swoim pokoju przed komputerem itp.). Domyślałam się, co się dzieje, ale oszukiwałam sama siebie, bałam się prawdy. Do tego doszły problemy ze zdrowiem synka, tak że nie zrobiłam wtedy nic, aby ratować nasze małżeństwo, a wręcz przeciwnie.

Na początku grudnia mąż przysłał mi SMS-a, że jest wykończony psychicznie i że nie może już dłużej żyć ze mną. Przyznał się do zdrady emocjonalnej, do tego, że coś między nimi jest. Cały mój świat runął... I znów popełniłam mnóstwo błędów: błagałam, przekonywałam, straszyłam, groziłam, szantażowałam emocjonalnie... On płakał, krzyczał, miotał się, mówił, że jest mu bardzo trudno to wszystko ogarnąć, że nie wie, jak żyć, ale wie, że dla nas nie widzi już szans, że nie ma siły na ratowanie czegokolwiek, że zależy mu tylko na naszym synu... Ja, kompletnie rozbita i bezradna, zabrałam syna i wyjechałam do rodziców, gdzie i tak mieliśmy spędzić Boże Narodzenie. Mąż utrzymywał, że potrzebuje czasu na podjęcie ostatecznej decyzji, czy zwiąże się z nią, czy zostanie z nami. Ja trzymałam się jakoś tylko ze względu na dziecko i dzięki pomocy rodzeństwa i rodziców. Mąż przyjechał do nas na 1. i 2. dzień świąt, przywiózł prezenty dla mnie i synka, właściwie zachowywał się zwyczajnie, jakby nic się nie stało. Po świętach wyjechał, ja jeszcze zostałam. Sylwestra spędziliśmy osobno. Już wtedy dotarłam do tego forum, przeczytałam prawie wszystkie wpisy, zapoznałam się z polecanymi tu książkami, filmami, zaczęłam stosować Wasze rady, a przede wszystkim powoli odnawiać swoją relację z Bogiem. Po lekturze książki Dobsona napisałam do męża list, w którym jasno określiłam swoje stanowisko: kocham, ale nie pozwolę się dalej krzywdzić, więc jeśli nie zerwie z nią, musi się wyprowadzić. Mąż dość długo się wahał, ale w połowie stycznia wynajął mieszkanie i wyprowadził się, a ja z synem wróciłam do domu. Mąż cały czas twierdził, że ta wyprowadzka to nie jest decyzja o byciu z nią, tylko czas i przestrzeń na oczyszczenie emocji, na dokonanie właściwego wyboru drogi życiowej. Oboje rozpoczęliśmy terapię indywidualną: ja, by zacząć pracę nad sobą, bo jestem w pełni świadoma swoich błędów w naszym związku, mąż, by ułatwić sobie podjęcie decyzji. Przez cały ten czas najbardziej bolała mnie kwestia naszego syna. Chciałam, by miał pełną rodzinę, nie wyobrażałam sobie, jak mam go wychować bez wzoru męskości, jak go ochronić przed poczuciem odrzucenia go przez ojca, i to w wieku pół roku! Mąż cały czas powtarza, że odchodzi ode mnie, a nie od syna, ale taki argument do mnie nie trafia... Żyłam w stanie napięcia i oczekiwania na decyzję męża. Ból, żal, rozpacz zabijałam opieką nad synkiem, modlitwą, terapią, czytaniem forum. Ale ciągle nie wiedziałam, jak postępować. Mąż chciał aktywnie uczestniczyć w życiu syna, przychodzić nawet codziennie, bawić się z nim, kąpać, robić mi zakupy. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale za namową terapeutki zgodziłam się. Kiedy mąż był w domu, wszystko wyglądało tak jak za dawnych czasów, nikt by nie pomyślał, że mamy takie problemy. Później przyszły moje urodziny, spędzone z mężem i znajomymi, ale mimo życzeń i prezentów od niego, poczułam, że czuję się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo. Zupełnie nie wiedziałam, kim dla niego jestem, a udawanie, że nic się nie stało, zaczęło mi przeszkadzać. Czułam, że powinnam się od niego odciąć, ograniczyć kontakty, ale było to trudne, gdyż on chciał się widywać z synem, a ja musiałam przy tym być, m.in. ze względu na karmienie piersią. Postanowiłam więc znów wyjechać do rodziców, żeby nabrać dystansu, pomyśleć, wyciszyć się. W ubiegłą sobotę zapytałam męża, czy nie chciałby przyjechać do syna, odpowiedział, że przyjedzie w niedzielę po południu. I pewnie tak by się stało, gdyby nie kilka jego dziwnych wiadomości i moja intuicja - czy mąż aby na pewno jedzie do nas z domu? Gdy był w drodze, zadzwoniłam i zapytałam, gdzie jest. Zaczął kręcić, a ja już wiedziałam, że weekend spędził u niej (ona studiuje w innym mieście), do czego się zresztą w wielkiej złości przyznał. I tak mój świat runął po raz drugi: nie dość, że nie poinformował mnie, że już podjął decyzję (bo wcześniej deklarował, że zrobi to uczciwie, czyli nie kontaktując się z nią przez ten czas), to znów mnie okłamywał. A żeby mnie dobić, wyznał mi później, że właśnie w ten weekend zdradził mnie z nią pierwszy raz fizycznie... Ból nie do opisania - zrobił to z premedytacją, świadomie, a przede wszystkim mając żonę...

Jak jest dziś? Po weekendowych wydarzeniach mąż stwierdził: no to się rozwiedźmy i będę mógł się spotykać, z kim chcę, ty też. Przysięga nic dla niego nie znaczy, mówi, że zwątpił w Boga, w całą religię, we wszystkie wartości, które do tej pory wyznawaliśmy. Ja znów uległam emocjom, wykrzyczałam mu mnóstwo złych słów, choć teraz wiem, że nie powinnam. W głowie cały czas mam obraz ich razem, to odbiera mi chęć do życia i nadzieję. Modlę się, ale jeszcze trochę nieudolnie. Myślę tylko o synu, o tym, jaka przyszłość go czeka przez nasze decyzje i niedojrzałość. Zupełnie nie wiem, co zrobić teraz ze swoim życiem, nie wiem, jak się zachowywać w stosunku do męża, bo w niedzielę wracam do domu, a on chce przyjść do syna. Dlatego będę wdzięczna za wszelkie wskazówki, za wsparcie, bo sama już nie daję rady...
 
     
miazia
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-12, 17:07   

Lootma napisał/a:
Zupełnie nie wiem, co zrobić teraz ze swoim życiem, nie wiem, jak się zachowywać w stosunku do męża, bo w niedzielę wracam do domu, a on chce przyjść do syna. Dlatego będę wdzięczna za wszelkie wskazówki, za wsparcie, bo sama już nie daję rady...

Bardzo Ci współczuje i jedyne co, teraz mogę to objąć Cię modlitwą....skoro tu trochę u nas gościsz, to wiesz jak trudno jest udzielać komuś rad...bo każdy człowiek to niepowtarzalna historia....Przeszłam w życiu wiele...nawet ciut więcej niż Ty...i wiem, że gdyby nie Boża pomoc nie poradziłabym sobie z tym wszystkim. Jesteś na początku drogi poznawania siebie i tak miło mi było czytać, że już troszkę o nas wiesz....przeczytałaś wiele lektur.....Też bardzo cierpiałam i miotałam się ze sobą, szczególnie gdy wiedziałam, że jest ta trzecia osoba......Dziś wiem, że nie potrzebnie traciłam na wiele rzeczy swojej energii, zadręczania się, rozgoryczenia, żalu....kiedy pozwolimy się Bogu prowadzić mówiąc - Jezu Ty się tym zajmij - to On bierze za nas ten krzyż.... Powtórzę Ci jedynie to, co sama usłyszałam na początku pobytu na tym forum - zajmij się sobą, bo nie masz wpływu na drugą osobę.....Jak ja się zajęłam szczera modlitwa, rekolekcje, 12 kroków, lektura książek i czasopism....szczególnie polecam książkę Ani "Ile warta jest Twoja obrączka" poszukaj najbliższego ogniska Sychar....możesz dołączyć do naszej Grupy Modlitewnej na skype, ja prosiłam na każdym kroku o światło Ducha św. aby mi pomógł rozpoznać co mam dalej robić.....Tu na forum jest bardzo dużo osób, które mają bardzo trudną ale jakże piękną drogę swego nawrócenia i uratowania małżeństwa.......Z każdej wypowiedzi wyłapuj coś dla siebie - pamiętając jednak, że to Twoje życie......ksiądz Pawlukiewicz powtarza, że często Pan Bóg miesza w naszym życiu, bo chce wydobyć, to co jest na dnie naszego serca....a i przy okazji porządki trzeba w swoim życiu zrobić, aby to On-Bóg był w naszym życiu na pierwszym miejscu, a wtedy wszystko jest na swoim miejscu (św. Augustyn) Pozdrawiam, służę przykładem własnego życia ;-) i obejmuję modlitwą....
 
     
Lootma
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-12, 17:21   

Właśnie tego rozeznania brakuje mi teraz najbardziej. Niby wiem, m.in. za sprawą rad z tego forum, że powinnam się teraz zająć sobą i synkiem, że powinnam zawierzyć się Bogu, pracować nad sobą i swoim życiem, ale jest we mnie tyle wątpliwości, rozterek, pytań... Przede wszystkim - jak ułożyć teraz relacje z mężem? Nie chcę mu ograniczać kontaktów z synem, w żadnym wypadku nie chcę grać dzieckiem, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie w tej chwili przebywania i rozmowy z nim... Czy to, że fizycznie zdradził i znów okłamał, pominąć milczeniem? Każda rozmowa na ten temat jest bardzo bolesna i wnosi chyba więcej złego niż dobrego, a z drugiej strony terapeutka radzi, żeby mąż znał moje emocje...
 
     
MonikaMaria3
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-12, 19:48   

W broszurce Sycharu powinna byc modlitwa za kochankę męża. Pomódl się za nią. Mi ta modlitwa bardzo pomogła. Wiem ciężko modlic się za kogoś, kto nizczy nam życie, ale sądzę, że to dobry pomysł. Spróbuj. I trzymaj się kochana....Utulam.
 
     
joanna83
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-12, 20:14   

Ja, gdy dowiedziałam się o romansie męża i potem, gdy wszystko co robił mąż przez ostatni rok ułożyło mi się w jedną całość, czułam wielki żal, smutek, złość, nienawiść do męża. Nie mogłam uwierzyć, jak osoba mi najbliższa mogła mnie tak perfidnie przez ten cały czas oszukiwać, dawać nadzieję, a potem mi to jednym słowem odebrać, zniszczyć marzenia, plany, nawet mu powieka nie drgnęła, gdy mnie oszukiwał. To przykre!!!! Serce pęka! Ludzie mówili mi abym przebaczyła, abym modliła się o dar przebaczenia dla męża i dla jego kochanki i ten najgorszy ból minął. Przyszedł spokój. Brakuje mi tylko tego aby mąż miał odwagę ze mną porozmawiać, tak szczerze, jak dojrzały mężczyzna. Módl się Kochana i proś Boga o dar przebaczenia.... tylko bez żalu, goryczy możesz zbudować coś nowego, lepszego. Daj sobie czas, nie spiesz się, nie podejmuj decyzji w emocjach, bo to najgorsze co możesz zrobić. Kryzysy są nam dane po coś!
 
     
JakubekKaz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-12, 20:24   

Ktos tutaj na forum napisal, ze tylko 10% tego co nas spotyka jest "realne", a pozostale 90% to nasze reakcje (czytaj EMOCJE) na te wydarzenia... Rozumiem Twoje zachowania i nie obwiniaj sie za nie. Przeciez Ty po prostu KOCHASZ!

Mnie bardzo pomaga nasza MODLITWA o Pogode Ducha i ZDROWASKA w intencji BLOGOSLAWIENSTWA za osobe, z ktora mam sie spotkac, a juz przed spotkaniem wiem, ze łatwo i mile moze nie byc...

W pierwszym, najtrudniejszym okresie po rozstaniu z Zona - powtarzalem MODLITWE tak dlugo az poczulem, ze wraca SPOKOJ... i wtedy moglem spotkac sie juz z Zona ;-)

Dobrze, ze jestes Lootma!
 
     
Lootma
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-13, 12:59   

Dziękuję wszystkim za odpowiedź.
Joanna83 - ja też właśnie składam w całość elementy tej bolesnej układanki i też nie doczekałam się ze strony męża szczerej, spokojnej rozmowy. Wszystko załatwia tylko przez SMS-y, każda próba rozmowy kończy się awanturą i stwierdzeniem męża, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Pewnie tak jest, ale żeby to zmienić, potrzeba chęci obu stron, tymczasem mąż woli uciec od problemu. Uciekał tak przez całe nasze małżeństwo, bo dopiero teraz dowiedziałam się, jak był nieszczęśliwy, co go we mnie drażniło. Na pytanie, dlaczego nie mówił o tym na bieżąco, odpowiedział, że się bał, a poza tym myślał, że na tym polega miłość, żeby się poświęcać dla drugiego człowieka, wyzbywać egoizmu. A bał się moich reakcji, bo jego zdaniem były histeryczne i on sobie z nimi nie radził, wręcz ich nienawidził. Tylko że ja o tym nie wiedziałam, nie byłam świadoma, jak bardzo go tym ranię...
JakubekKaz - zdaję sobie sprawę, jak niszczą mnie teraz własne emocje. W ich przypływie narobiłam już dużo głupot, których później żałowałam. W reakcji obronnej najłatwiej było mi chwycić za telefon, żeby uderzać w najsłabsze punkty męża, które przecież dobrze znam... Ale nie przyniosło mi to pożądanego efektu, czyli spokoju wyciszenia, poczucia sprawiedliwości, wręcz przeciwnie. Gdzieś głęboko pod tymi emocjami czai się przebaczenie, choć do niego jeszcze długa droga. Ale wiem, że inaczej nie potrafiłabym żyć. Zresztą kiedyś, na początku mojej znajomości z mężem, kiedy ja zakończyłam swój poprzedni związek, mąż sam nauczył mnie tego, że nie da się nic zbudować bez przebaczenia, podarował mi nawet książkę na ten temat. Gdybym wtedy wiedziała, w jakich okolicznościach przyjdzie mi jeszcze z niej skorzystać...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8