Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Długa historia mojej rozłąki. |
Autor |
Wiadomość |
Ademar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-01-09, 01:06 Długa historia mojej rozłąki.
|
|
|
Witam Na wstępie chciałbym się przywitać. To mój pierwszy wpis tutaj.
Od dłuższego czasu czytam wasze forum i zastanawiałem się czy to,co tutaj tworzycie jest
w jakiś sposób bliskie temu co sam przeżywam.
Nie potrafię ocenić czy Sychar to coś dla mnie w tym przypadku.
Głównym powodem jest to że nigdy nie byłem małżonkiem.
Mimo wszystko ciągnie mnie tutaj i chciałbym w jakiś sposób zrozumieć/poznać
charyzmat tej wspólnoty.
Chciałbym też podzielić się moją historią mimo że jakaś część mnie zniechęca bo nie
jestem w związku sakramentalnym.
Więc zacznę .
Mam 26 lat i spędziłem ostatnie niemal 12 lat z jedną dziewczyną .
Związek w którym dorastałem i poznawałem życie razem z drugim człowiekiem.
Poznaliśmy się na oazie jako dzieci.
Ona jest osobą bardzo poranioną która od najmłodszych lat miała problemy emocjonalne.
Dom pełen alkoholu,walki o pieniądze i kobiet starszego brata
Jednak była inna.Dawała siebie całemu światu.Wręcz była naiwnie dobra.
Urzekło mnie to jaka jest dla zwierząt,dzieci czy osób niepełnosprawnych .Była wspaniała wolontariuszką i żyła Bogiem na co dzień.
Przez ten cały czas starałem się być dla niej wsparciem i sam starałem się walczyć ze swoimi problemami aby nie być dla niej ciężarem. (Mam skłonności do depresji)
Wiele przeżyliśmy i z wieloma sytuacjami musieliśmy sie mierzyć już w bardzo młodym wieku. Niestety w trakcie mojej edukacji oddaliłem się od Boga. Przez 5 lat byłem niemal Agnostykiem. Od roku staram się szukać Boga i przeżywałem z tego powodu wiele kryzysów. To nie łatwe szukać go naprawdę.
W trakcie jej studiów nasz związek zaczął przeżywać coraz to większe problemy.
Ambicje,przepracowanie i lęk o przyszłość wpędził ją w jeszcze większą chorobę .
W trakcie 2 ostatnich lat moja dziewczyna 2 razy wpadła w bardzo ciężkie stany psychotyczne co kończyło się prowokacjami/próbami S
Była też uwikłana w bardzo silny związek z jedną pania psycholog która zastępowała jej matkę.
Pani ta odradzała jej nasz związek gdy była w szpitalu .
Miałą w tym sporo racji ponieważ byłem kiedyś osobą bardzo podatną na wpływy i mojej dziewczynie udawało się mnie namowić raz do udziału w jej autoagresji. Miałem wtedy 17-18 lat.
To pozostawiło traumę na mnie i sprawiło poczucie winy na długi czas.Pani psycholog
była w naszym życiu długi czas a moja dziewczyna stawała się osobą coraz bardziej podatną na wpływy innych. Po obu pobytach w szpitalu na przestrzeni roku twierdziła że mnie nie kocha itd. Po czym sama zmieniała zdanie po kilku tygodniach .
Ostatnie 2 lata skutkowały zdiagnozowaniem jej jako osoby z bordeline.
Mimo to nie miała sporej większości symptomów tego zaburzenia. Byłem przy niej w jej chorobie . Większość epizodów przyżywaliśmy sami w domu jej rodziców . Przestaliśmy razem wychodzić. Potraciłem znajomych. Sam fakt że udawało mi sie ją wyciągnąć z depresji na kilka godzin lub dni był dla mnie sukcesem. Nie miałem innych celów. Do tego dochodziło lenistwo i braki w edukacji.
Przestaliśmy robić cokolwiek razem. W pewnym momencie bliskoś zanikła i jakiekolwiek zainteresowanie . Leki które brała obniżały libido i wszystko co z tym związane. W pewnym momencie co muszę przyznać moim jedynym celem było dowartościowanie się tym aby znów pragnęła bliskości ciepła, przytulenia. Ona traktowała to czysto i wyjątkowo subtelnie.Ale bardziej jak siostra niż dziewczyna.
Straciłem atrakcyjność we własnych oczach .Stałem się nudnym zaniedbanym człowiekiem bez pracy ,celów który żył tylko po to aby znów nie zrobiła sobie krzywdy. Aby się uśmiechnęła czy zobaczyła we mnie faceta a nie jakieś aseksualne coś.Cały wolny czas poświęciłem jej .
Zapomniałem o tym co nas łączyło dobrego.Poza walką o normalność nic innego nie było.
Ona powoli sama zaczęła walczyć. Wróciła do szkoły. Terapie. A ja byłem w cieniu. Odzyskiwała swoje życie. Ja nie umiałem. Ona się nim stała.
Modliłem się codziennie o nas ale to była pusta modlitwa. W końcu dzięki studiom zaczęła zwiedzać świat ,ładnie się ubierać i dbać o siebie i swoje pasje pomimo że 70% czasu była w dołku. Walczyła naprawdę dzielnie. A mi to pasowało. Cieszyłem sie że jest dobrze i nic nie robiłem ze sobą. To mi wystarczało. Widzieć jak wychodzi z otchłani tej choroby i zaczyna rozkwitać.
W końcu z miłej,empatycznej osoby kochającej innych i lubiącej pomagać zaczęła się znowu izolować. To wpłynęło też na mnie. Został mi tylko 1 przyjaciel. Reszta od nas odeszła. Wszystkie znajome jakie miała były tylko ze szpitali. I były to osoby bardzo zdeprawowane czasem. Przez nie spróbowała znowu ćpania i imprez po alkoholu i lekach (jeden tylko raz na szczęście)
Potem postanowiła się zmienić .Wyjechała na pół roczny wyjazd do szpitala do Krakowa aby leczyć swoja osobowość. W tym czasie nie mieliśmy kontaktu na żywo. Często rozmawialiśmy telefonicznie .
Pierwsze 3 miesiace były dobre.Skończyłem nową szkołę .Dużo pomagałem znajomym. Ona wydawała się być taka szczęśliwa gdy dzwoniła. Jednak potem okazało się że głownie na terapii omawiają nasz związek.
Zaczęła być zła na mnie że podporządkowuję np. godziny poszukiwanej pracy z jej powodu albo nie myślę o wyjeździe za granicę przez nią. Widać było że czuje się ciężarem. Że ona by nie zrezygnowała ze swoich marzeń dla mnie .Ciągle dopytywała czy mam pracę. Jak tu sobię radzę itd.
Byłem bardzo pewny siebie. Nie wierzyłem że dam radę bez niej chociaż 2 tygodnie a tutaj naprawdę sobie radziłem.
Poznałem siostrę kolegi i się zauroczyłem Miała tak samo na imie i bardzo przypominała moją partnerkę sprzed choroby.
Zaczęła się chora fascynacja i w dzień gdy mogłem odwiedzić moją dziewczynę pomagałem tamtej w czymś. Moja dawna miłość stała się dla mnie bardzo męcząca i nieatrakcyjna. Przez te 3 miesiące czułem że odpoczywam zamiast tęsknić. Po tym czasie powiedziałem najlepszemu koledze że jestem pewien że jej nie kocham już.
Szczerze byłem tego pewien. Jednak po pewnym czasie życie czy pan Bóg na wielu polach niszczył moją pychę. Odpuściłem z tą nową koleżanką bo czułem że ją skrzywdzę jeśli zacznę okazywać coś więcej.
Kilka osób się mną interesowało i dałem sobie spokój z tymi relacjami. Jednak w myślach fantazje pozostały.
Leczyłem się z tego 3 tygodnie.
Po tym czasie zdałem sobie sprawę że jednak kocham moją dziewczynę.
Jednak ona zadzwoniła i powiedziała że sama mnie odwiedzi i nie muszę już przyjeżdzać.
Była u nas w mieście 1 listopada. Była bliskość szczerość, przytulanie.
Jednak wieczorem powiedziałą mi że nie wie czy mnie kocha.
Kilka razy w życiu miała takie kryzysy zawsze po dłuższej rozłące.
Powiedziałą że nie może mi wyznać miłości ani jej zaprzeczyć.
Uznała że na razie nie będzie gestów skoro nie może się określić.
Następnego dnia jednak je okazywała. Spotkaliśmy się też z jej przyjaciółką
i wszystko było OK.Wyglądaliśmy na super parę.
3 dnia pobytu podczas rozmowy nagle przerwała i powiedziała że nie chce być z "frajerem" z kims kto zmarnował przez nia życie. Że aby ją kochac chyba sam muszę być zaburzony.
Ja bez przekonania zacząłem ją pytać czego oczekuje. Okazało się że chodzi o samodzielność i wspólne mieszkanie. Prawda bolesna ale mam 26 lat i mieszkam jeszcze z rodzicami. Nie miałem stałej pracy dłużej niż miesiąc.To we mnie siedziało i zdałem sobie sprawę że nie jestem dla niej materiałem na męża obecnie. I dla nikogo. Lata minęły a mi wystarczało tylko chodzenie za rączkę. Straszne ale tego nie widziałem wtedy w taki sposób.Nasze życia się zatrzymały na pewnym etapie 3-4 lata temu . Tylko ona ruszyła a ja nie.
Spytałem czy gesty które okazuje są szczere czy z grzeczności. Powiedziała że najbardziej szczere. Następnego dnia odwiozłem ja na peron bo wracała na terapie. Zaczęła wymieniać 5 miejsc w których zamieszkamy po czym uznała że jednak to nie ma sensu i związek i w ogóle. Przycisnąłem ją w rozmowie i wyznała że czuje się słaba ,niezaradna i udaje silną . I wśród obcych jest to łatwe a tutaj nie. Że nie widzi swojej przyszłości i nie chodzi tylko o mnie .
Minęło pół terapii i mięli mieć bardzo ważne podsumowanie którego się strasznie bała.
Pożegnaliśmy się i pojechała do tego Krakowa.
Naglę zaczęła często dzwonić i długo rozmawiać .Bardzo otwarcie. O lęku .O tym podsumowaniu . Doradzałem jej itd.
Zadzwoniła dzień po nim.
Lekarze uznali że nic nie zrobiła .Że żadnych poważnych decyzji życiowych ani działań nie widać
Załamała się kompletnie. Wyżaliła się mi.
Nie dzwoniła potem ponad tydzień. W końcu sam zadzwoniłem. Powiedziała że nie ma humoru i porozmawiamy jak wróci o czymś ważnym. Wymusiłem aby mi powiedziała o co chodzi. Powiedziała że od 3 miesiecy nic nie czuje i chce się rozstać w święta. Ta rozmowa odbyła się 18 listopada. Powiedziała że chce się usamodzielnić dorosnąć sama bez wciągania mnie i niszczenia nas swoją niepewnością. Powiedziałem że dam jej wolność ale chciałbym pożegnać się idąc razem do komunii . Zgodziła się pomimo naszych problemów z wiarą.
Napisał potem na facebooku że będzie w okolicy świąt to mi wszystko na żywo wyjaśni i powie.
Potem rozmawiała z naszą koleżanką wspólną i mówiła jej że to nie koniec tylko tak musi zrobić dla dobra terapii. Zarzekała się że to nie jest koniec itd .
Potem jednak innej naszej znajomej mówiła że już jesteśmy miesiąc po rozstaniu.
Jaj jednak ten etap traktuje jako separacje.
Nie odzywała się a ja w tym czasie rozpocząłem nowennę pompejańską w naszej intencji.
Po części błagalnej był okres świąteczny. Przyjechała do domu na święta.
Rozmawiała z naszą koleżanką przy okazji życzeń świątecznych i pytała dlaczego się nie odzywam ,nie interesuje. Odpowiedziała jej że dlatego że prosiła o wolność.
Po namowie koleżanki postanowiła do mnie zadzwonić. Nie mogłem odebrać.
Z tego co wiem po moim nieodebranym połączeniu zadzwoniła do tejże koleżanki i bardzo zła zwyzywała ją za to że nie chcemy jej dać spokoju i mieszamy się w życie.
Ja nie wiedząc nic o tym fakcie widząc połączenie odzwoniłem. Zapytałem o co chodzi. Okazało że chce mi złożyć życzenia.
Po miesiącu nie odzywania się ??? Wysłuchałem itd. Jednak potem wywiązała się rozmowa.
Powiedziała że nadal nie może określić swoich uczuć .Że jej jedynym celem jest teraz się usamodzielnić i walka aby nie wrócić w zaburzenia i choroby. Że nie chce na razie związku i podtrzymuje swoja decyzję. Jednak nie jest gotowa się spotkać ,zerwać w 4 oczy i więcej mi wyjaśnić. Że to dla niej za wcześnie.
Spytałem więc czy wraca z styczniu jednak do naszego miasta . Odpowiedziała że tak. Wyrwało mi się podczas rozmowy słowo "kochanie" Udała wkurzoną ale wyczuć sie dało że jest jej bardzo miło a zarazem przykro. Pod wspływem rozmowy jednak zaczęła mówić że jeśli o nas chodzi to nic jeszcze nie wiadomo .Że wszystko sie okaże w domu jak wróci i będzie normalnie żyć a nie w szpitalu.
I tak odbyła się nasza ostatnia rozmowa.
W czasie nowenny pompejańskiej znalazłem pracę,nowych znajomych itd. Co nigdy mi się nie udało wcześniej.
Potem jednak praca okazała się bardzo ciężka. 18 godzin fizycznie na dobę.
Pewna dziewczyna ,moja kierowniczka którą uznawałem za wyrafinowaną i płytką okazała się fantastyczną i ciepłą osobą. Ma podobny problem co ja. W jakiś sposób czuję że jest to szansa na dobrą przyjaźń.
Z drugiej jednak strony była też inna koleżanka tam . Był to początek części dziękczynnej mojej nowenny. Zafascynowała mnie ta koleżanka w ten mniej czysty sposób Gdy na imprezie pracowniczej chciałem jej o tym powiedzieć nagle wszystko prysło. Tego dnia impreza skończyła się bardzo źle. Przecholowałem z alkocholem i straciłem sporo znajomych z pracy . Zgubiłem też połowę wypłaty i placiłem za szkody spowodowane naszym stanem w taksówce. Nigdy w życiu się tak nie zachowałem ani nie upiłem. Nie rozumiem tego. Widzę jak zły uderza we wszystko teraz. Szef z pozoru bardzo miły podliczył mnie dzisiaj i wyszło mu 850zł za 300 godzin pracy.
Załamał mnie. Mamy rozmawiać jeszcze w poniedziałek.
W miedzy czasie moja dziewczyna rozmawiała telefonicznie z naszą znajomą. Uznała że nadal nie wie czy to miłość czy tylko przyzwyczajenie dlatego uważa że nigdy nie będziemy już razem.
Jest mi coraz trudniej i modlić się i żyć w ogóle. Znów zostałem z groszami i jednym tylko przyjacielem którego też w jakiś sposób tracę bo urodził mu się dzisiaj syn.
Jest naprawdę cieżko ale modlitwa uświadamia mi że naprawdę ją kocham. Mimo że ta miłość była przeze mnie źle pojmowana wczęsniej i źle robiłem wiele rzeczy .
Bardzo się o nią martwię. Ponoć odcieła się od wszystkich swoich bliższych znajomych i przyjaciół. Stała się bardzo narcystyczna i wyznaje zasady że przede wszystkim trzeba się skupić na sobie . Nie poznaje jej mimo że to tylko opowieści. Wraca 20 stycznia na stałe i bardzo boję się spotkania i tego co nas spotka.
Kogo spotkam?
Mimo że nie jesteśmy jak większość z was małżeństwem to bardzo proszę o modlitwę i dobre słowo ,radę jeśli można.
Jeśli to co dobre w niej zostało to bardzo bym chciał stworzyć z nią zdrową i wartościową rodzinę.
Dlatego jestem dzisiaj tutaj w nocy czytając wasze historie i dodając swoją
.Mam nadzieje że spotkamy się kiedyś w dziale świadectw .
Pozdrawiam i dziękuję za wyrozumiałość |
|
|
|
|
MonikaMaria3 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-01-09, 18:03
|
|
|
Nie jestem specjalistką, ani osoba, która daje sprawdzone rady, bo sama mam wiele zakretów w swoim życiu i gdyby nie pomoc wielu osób z forum, zwyczajnie nie dałabym rady. Więc to co piszę, to moje subiektywne uczucia po Twoim poście.
Mysle, że to dobrze, że Twoja dziewczyna zaczęła myslec o sobie. Tu chodzi o zdrowy egoizm. Niech wraca do zdrowia.
Jeżeli ta praca, w której jesteś Cię nie satysfakcjonuje, poszukaj innej. Jak w twoim rejonie z pracą? Za tyle godzin w pracy to mało. Tym bardziej na mężczyznę, który z Bożego założenia powinien utrzymac rodzinę. Myslę, że nie jest to czas na żale, tylko na poważne wzięcie się w garśc. Jesteś mężczyzną. Zachowuj się jak mężczyzna. Twoje przekleństwo, a może i wielka cnota, to to, że jesteś bardzo wrażliwą osobą. Ja chciałabym, by mój mąz był taki, ale z drugiej strony czasami dziekuję Bogu, że on stoi mocno obiema nogami na ziemi. Tylko, że często za mocno i ma wiele wad, ale jest facetem. Po prostu mężczyzną. Szkoda, ze nie takim jak Sw. Józef, ale z gorszym charakterem
Ademar napisał/a: | Znów zostałem z groszami i jednym tylko przyjacielem którego też w jakiś sposób tracę bo urodził mu się dzisiaj syn.
|
No ja Cię proszę chłopie zlituj się. Tracisz kolege, bo mu się dziecko rodzi? Oj, oj, oj z Ciebie trochę dziecko jest. Przepraszam za ostre słowa, ale to dziwne podejście na faceta w powaznym wieku. Nie jesteś nastolatkiem. To normalne, że ludzie w Twoim wieku zakładają rodziny. Tak byc powinno.
Może po prostu zacznij od dobrej spowiedzi?
Ademar napisał/a: | Przecholowałem z alkocholem i straciłem sporo znajomych z pracy . Zgubiłem też połowę wypłaty i placiłem za szkody spowodowane naszym stanem w taksówce. Nigdy w życiu się tak nie zachowałem ani nie upiłem. Nie rozumiem tego. Widzę jak zły uderza we wszystko teraz. |
Osobiście nie sądzę, by zły lał do kieliszka wódkę. Od tego ma Twoją głupotę ( nie obraź się, tu nie chodzi o złe posądzenie). Ludziom łatwiej zwalic na kogoś innego, na demona, czy nawet dywan na parkiecie niż przyznac, że sami odpowiadają za siebie. Byłam na wielu imprezach w pracy i choc mam ugruntowaną pozycje i w pracy czuję się jak w rodzinie , to zawsze uważałam że są pewne granice których nie przekroczę sama dla siebie. A wierz mi, że z moimi koleżankami z pracy nawet tańczenie na stołach jest mozliwe. na trzeźwo też |
|
|
|
|
Ademar [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-01-12, 02:44
|
|
|
Dziękuję ci za twoją odpowiedź. Nie była ona dla mnie łatwa do refleksji a nawet negowałem co napisałaś. Ale po tych kilku dniach widzę problem w inny sposób. Faktycznie nie łatwo zmierzyć się z tym że samemu jest się za wszystko odpowiedzialnym. Także sytuacja z kolegą udowodniła mi że przyjaźń to nie tylko moje zachcianki ale też akceptacja drogi i obowiązków tego człowieka.
Po prostu ten okres w moim życiu bardzo pokazuje moją niedojrzałość i inne braki.
No cholernie boli bo zawsze starałem się zmieniać na lepsze.
Napisałaś pewne zdanie. "Zachowuj się jak mężczyzna"
Powiem ci coś. Może to głupie ale ja kompletnie nie wiem co to oznacza. Naprawdę nigdy nie miałem męskiego autorytetu ani sam sobie z tym nigdy nie poradziłem.
Stoję w miejscu i nie mam pojęcia jak to ruszyć. Jak odnaleźć tożsamość faceta a nie chłopaka.
Gdybym z tym sobie radził myślę że i na sychar bym trafił kiedy indziej bo dziewczyna nie musiała by się ewakuować z takiego związku.
Dzięki raz jeszcze za trudne ale uczciwe spojrzenie na mój problem. Pozdrawiam . |
|
|
|
|
zenia1780 [Usunięty]
|
Wysłany: 2014-01-12, 08:54
|
|
|
Ademar napisał/a: | Stoję w miejscu i nie mam pojęcia jak to ruszyć. Jak odnaleźć tożsamość faceta a nie chłopaka. |
Ademar przeczytaj sobie DZIKIE SERCE oraz DROGE DZIKIEGO SERCA J Eldredge, myślę ze znajdziesz tam odpowiedzi.
Pozdrawiam |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Michel Quoist
Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"
Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
Maria
Forum Pomocy "Świadectwa"
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
św. Ludwik de Montfort
Pełnia modlitwy
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAI Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz
Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz
Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza
Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz
Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty
Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny
"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz
Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy
Protest w obronie dzieci >>
| Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8 |
|
|