Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Idealne Wyobrażenie Mężczyzny
Autor Wiadomość
Wilkoo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-07, 09:50   Idealne Wyobrażenie Mężczyzny

Nie da się tego ukryć, że żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym i coraz częściej wybieramy przyszłych Mężów spośród tych, którzy ..

- są przystojni i zadbani..
- świetnie radzą sobie w życiu..
- zarabiają bardzo dobre pieniądze..
- mają rodziny, które pomogą w razie kryzysu..

A co w przypadku, gdy trafiamy na:

- "niebrzydkiego", ale normalnego i dobrego człowieka?
- chłopaka z przejściami, ale korzystającego z terapii?
- skromnego, prostego, zwykłego pracownika fizycznego?
- z rodziną, na którą nie można liczyć?

Czy udane pożycie małżeńskie polega rzeczywiście na zapewnieniu bezpieczeństwa i stabilności finansowej? Nie chcę wpadać w skrajność, ale nie jest tak, że "w dobrobycie ludziom się w głowie przewraca"? Pytam, bo nie znam żadnej - "szczęśliwej Żony" z Domu, w którym "nic nie brakuje".

Kobieta, która ma "wszystko", narzeka na brak Miłości, w związku z czym rozpada się Małżeństwo, gdy pozna "rozumiejącego Ją od każdej strony Przyjaciela". A Kobieta, która "nie ma nic" (poza Miłością) narzeka na brak zaradności ze strony Męża, na Jego nieodpowiedzialność, w związku z czym rozpada się Małżeństwo, gdy pozna zakochanego w sobie po uszy Mężczyznę, przy którym ma szansę ułożyć sobie nowe i beztroskie życie, bez problemów finansowych.

Co Panie sądzicie o tym?
 
     
Aniołek5
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-07, 10:21   

Wilkoo napisał/a:
Kobieta, która ma "wszystko", narzeka na brak Miłości, w związku z czym rozpada się Małżeństwo, gdy pozna "rozumiejącego Ją od każdej strony Przyjaciela". A Kobieta, która "nie ma nic" (poza Miłością) narzeka na brak zaradności ze strony Męża, na Jego nieodpowiedzialność, w związku z czym rozpada się Małżeństwo, gdy pozna zakochanego w sobie po uszy Mężczyznę, przy którym ma szansę ułożyć sobie nowe i beztroskie życie, bez problemów finansowych.


Ja myślę, że, jak to mówi stare przysłowie: jeszcze się taki nie narodził, który by kobiecie dogodził :D

A swoją drogą, ciekawy temat. Ja myślę, że nie tylko w kontekście oczekiwań kobiet - ale też i mężczyzn, dzieci. Trochę ten świat oszalał... Kiedyś było: Bóg, honor, ojczyzna... A teraz? Oczywiście, nie każdemu można zarzucić wyłączną pogoń za kasą, urodą, pozycją społeczną, i tysiącem "lajków" pod każdym zdjęciem na facebooku... Ale ja się przyznaję, że łapię się na tym, kiedy dołuję się na widok jakiegoś ciekawego zdjęcia z imprezy znajomych -a ja w domu z dziećmi... Czasem nie umiem sobie z tym poradzić, czasem nie umiem się cieszyć tym, co mam... Zapominam, że nigdy do końca nie wiadomo, jak tak naprawdę wyglądała reszta obrazu, na tle którego zrobiono zdjęcie wrzucone na facebook, które napawa mnie taką zazdrością...

Może to te reklamy wbijające się w naszą psychikę, które wiercą dziurę w mózgu mówiąc: żyj bez wyrzeczeń, prawdziwa impreza z piwem musi być, a piątek zaczyna się weekend, więc ładuj butelki do zamrażalnika, by się schłodziły, nie masz kasy na wakacje? co za problem - bank ci pożyczy, przecież należą ci się wakacje, niezależnie od tego, jakie kredyty jeszcze masz do spłacenia... informacja za informacją...

a w lesie jest tak cicho.... przychodzisz człowieku z lasu, z gałązką bzu i jesteś taki szczęśliwy... jest Ci tak błogo, bo masz głowę nieco czystszą, niezaprzątaną dziwnymi myślami i atakami własnej (chorej już z tego wszystkiego )wyobraźni... aż do czasu, kiedy naciśniesz na ten czerwony guzik w pilocie włączający TV lub tak samo wyglądający na laptopie - i zaczyna się potop informacji... hm... Z czego zbudować sobie Arkę Noego, by przetrwać? Jak to zrobić - bo przecież trzeba w tym świecie się odnaleźć?

Ktoś wie?
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-07, 14:03   

Wilkoo napisał/a:
Nie da się tego ukryć, że żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym i coraz częściej wybieramy przyszłych Mężów spośród tych, którzy ..

- są przystojni i zadbani..
- świetnie radzą sobie w życiu..
- zarabiają bardzo dobre pieniądze..
- mają rodziny, które pomogą w razie kryzysu..

A co w przypadku, gdy trafiamy na:

- "niebrzydkiego", ale normalnego i dobrego człowieka?
- chłopaka z przejściami, ale korzystającego z terapii?
- skromnego, prostego, zwykłego pracownika fizycznego?
- z rodziną, na którą nie można liczyć?


Wilko, ale czy to działa tylko w jedną stronę? Ilu mężczyzn obejrzy się za porządną, skromną i spokojną dziewczyną "przeciętnej" urody?
Myślę, że problem istnieje i dotyczy zarówno jednej jak i w drugiej strony.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-07, 14:13   

Wilkoo zadajesz retoryczne pytania z serii :
Czy wolisz być mądry, piękny, młody i bogaty
czy też głupi, brzydki , stary i biedny
 
     
Swallow
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-07, 17:07   

Wilkoo napisał/a:
A co w przypadku, gdy trafiamy na:

- "niebrzydkiego", ale normalnego i dobrego człowieka?
- chłopaka z przejściami, ale korzystającego z terapii?
- skromnego, prostego, zwykłego pracownika fizycznego?
- z rodziną, na którą nie można liczyć?


To zależy, czy to jest opinia samego męża o sobie samym, czy też opinia żony. Bo to ogromna różnica.

Uroda mężczyzny ma naprawdę drugorzędne znaczenie, więc to, czy jest ładny czy brzydki, nie rzutuje. Uroda to coś, na co nie mamy wpływu. Ale mamy wpływ na coś innego - zadbanie.

Czyli zdrowe zeby, czyste paznokcie, zadbany zarost, schludny i czysty ubiór, ogólna czystość. To już zależy od mężczyzny. Wtedy nieważny jest brzuszek, niski wzrost czy ogólna cherlawość.

Mąż może uważać się za dobrego i normalnego - a nie widzieć tego, że stosuje np. przemoc psychiczną, nadmierną kontrolę (podaję tylko przykłady). Może też mieć zadatki na alkoholika - znam ludzi, którzy twierdzą, że to NORMALNE, że wypiją dziennie jedno-dwa piwa. Pojęcie normy jest dość szerokie i zależy chyba od każdego indywidualnie. Warto to skonfrontować.

Może mieć przejścia, to nie uwłacza, ale jeśli się na nie ciągle powołuje w przypadku jakichś problemów, to już jest to zwykła wymówka. Korzystający z terapii - ok, jeśli naprawdę z niej korzysta, czyli zmienia się, a nie tylko "radzi sobie z problemem".

Skromny, prosty, zwykły pracownik fizyczny? Jeśli jest pracowity i ma swoje zainteresowania poza pracą - czego chcieć od życia? Jeśli zaś nic poza tym go nie interesuje, nie ma ambicji, a po pracy wraca do domu i zwala się na kanapie z pilotem, albo siedzi przed komputerem, to chociaż ciągle jest 'zwykłym pracownikiem fizycznym", ale jest też leniem, malkontentem i dodatkowym dzieckiem dla żony. Jest różnica? Mój mąż jest lekarzem. Czy w kontekście tego, że wdał się w romans i wyprowadził się do kochanki, jakoś go wybiela, usprawiedliwia? Wolałabym stolarza, ale zawsze wiernego. Tak więc też to wymaganie jest nieistotne.


Z rodziną na którą nie ma co liczyć - ale pod jakim względem? Mąż dla żony i żona dla męża to podstawowa rodzina. To chyba jasne, że kiedy zakładamy rodzinę, musimy radzić sobie sami, a nie ciągnąć od rodziny. Przy czym - nie ciągniemy wtedy od ŻADNEJ, np. rodziny żony, bo ją stać na tę pomoc, a mężowej nie (czy to finansową czy inną, np. ciągła pomoc przy dziecku)

Z małżonkiem stwarzamy własną rodzinę i razem się wspieramy, a nie liczymy na innych - obojętnie, czy kogoś stać na tę pomoc, czy nie.


Problem jest myślę w czym innym. Jeśli czujemy ogólne rozczarowanie małżonkiem - np. zawiódł nas w czymś, zranił, skrzywdził, zlekceważył, przestał dbać o siebie, nie dotrzymuje słowa w drobnych sprawach - to wtedy przeszkadza nawet sposób, w jaki kroi chleb. Po prostu tak jest.

zenia1780 napisał/a:
Wilko, ale czy to działa tylko w jedną stronę? Ilu mężczyzn obejrzy się za porządną, skromną i spokojną dziewczyną "przeciętnej" urody?



Dokładnie. Mężowie też porzucają "stare" żony i wiążą się z kochankami, chociaż na pierwszy rzut oka niczego w małżeństwie nie brakuje. Po co generalizować i przypisywać jakieś specjalne skłonności dla jednej płci?

Według mnie przyczyny zdrady są trzy:

1. Problem, który pojawił się w małżeństwie (brak szacunku, przemoc (najczęściej ta w białych rękawiczkach), nałogi, brak zainteresowania małżonka, pracoholizm, odmienne oczekiwania, nierówny podział obowiązków, nieporozumienia nierozwiązywane w sposób cywilizowany - ciche dni, fochy, ucieczki z domu, albo wręcz przeciwnie - kłótnie, awantury, kiedy padają ciężkie słowa, trudne do cofnięcia, oddalenie się od Boga, brak wspólnych modlitw, unikanie mszy, spowiedzi, powierzchowne traktowanie wiary - jako rytuału.

2. Brak dojrzałości i umiejętności zdrowego rozwiązywania problemu (czyli rozmowa, dobra komunikacja, terapia, praca nad relacją itd)

3. Brak zasad moralnych, słaba więź z Bogiem, brak wewnętrznych hamulców przed czynieniem zła, egozim.


O ile pierwsza przyczyna zawsze występuje w małżeństwie, bo nie ma idealnych małżeństw - chyba, że w literaturze czy filmie o tyle nie zawsze kończy się zdradą.
Pierwsza przyczyna w połączeniu z dwiema następnymi kończy się zdradą. Punkt wyjścia jest ten sam - różnica jest w pokonywaniu tego problemu.

Nie ma więc znaczenia w takim przypadku - jaki jest zdradzany małżonek - a przynajmniej ma tylko znaczenie szczątkowe. Osoba zdemoralizowana, egoistyczna zawsze wybierze łatwiejsze rozwiązanie, czyli nową relację, niż pracę nad sobą czy związkiem, w której TEŻ ma swój ujemny wkład.

Dlatego najlepiej skupić się na pierwszej przyczynie - a więc na niwelowaniu normalnie występujących problemów w małżeństwie - pracować nad komunikacją, zbliżyć się do Boga jako rodzina, małżeństwo (wspólne modlitwy), dużo rozmawiać, troszczyć się o wzajemne relacje, czyli interesować się małżonkiem (nie kontrolować, tylko wyrażać zainteresowanie, to dwie różne sprawy), wspólnie dzielić się obowiązkami, dbać o świeżość w związku.

Jestem przekonana, że nawet jeśli jedna osoba w małżeństwie, jeden z małżonków przynajmniej stara się tak postępować, drugiej osobie trudniej będzie wikłać się z dziwne relacje. Bo te relacje wynikają z pewnego rodzaju osamotnienia. Ktoś albo nie chce się uzewnętrzniać, albo się boi, albo jest mu to wszystko obojętne.

Nie sądzę, by osoba kochana mądrze, z szacunkiem, z troską - czuła się osamotniona.
I co za tym idzie - poszła w długą.

No chyba, że jest chora psychicznie, ma skłonności psychopatyczne itd.
Większość ludzi idzie w zdradę, bo się czuje źle w związku, czuje się nieszczęśliwy i szuka się sposobu pocieszenia. A to, że szuka się go w niemoralny sposób, egoistyczny i płytki - to już jest problem zdradzającego małżonka, niezależny od tego, jakie jest jego małżeństwo.

Ja, jako osoba zdradzana, mogę ze stuprocentową pewnością powiedzieć - że nie, nie postępowałam tak, jak powinnam i biorę na siebie odpowiedzialność za swoją część kryzysu. Uważałam, że kocham, ale moja miłość była taka sobie. Mąż mógł czuć się osamotniony w związku ze mną. Ale oczywiście na tym moja odpowiedzialność się kończy. Reszta poczynań męża, czyli romans - nie ma nic wspólnego ze mną, a była odrębną decyzją męża.

Dzisiaj, chociaż mąż wrócił budować na nowo naszą rodzinę, wyciągnęłam wnioski z tego, co sama też napsułam i swoją działkę robię najlepiej, jak potrafię. Nie patrząc na to, czy to mi się opłaci, jak to odbierze mąż, jaki to skutek przyniesie. Możliwe, że kiedyś znowu mnie zdradzi - a bo to wiadomo, co komu pisane? Ale to nie zwalnia mnie, jako żony, z pracy nad małżeństwem.


Myślę, że nie ma sensu analizować małżonka - w to jakie ma oczekiwania, a jakie powinien mieć, jakie motywacje, a co nim kieruje itd. Tylko wziąć się za sobie i swoje zadania robić jak najlepiej. Jeśli żona mówi, że mąż jest nieodpowiedzialny - to znikąd się to nie bierze. Nawet jeśli źle to zakomunikowała. Nie wymyśla się ot tak pretensji, zawsze coś jest na rzeczy. Warto więc najpierw samemu stanąć w prawdzie o sobie samym (np. z psychologiem, jeśli samemu trudno być wobec siebie obiektywnym i nie dostrzega w sobie niczego do zarzucenia) i naprawiać swoje.

A nie - osiąść na laurach: jestem normalny, niebrzydki, chodzę na terapię i ogólnie nie mam sobie nic do zarzucenia, więc cała reszta pracy nad związkiem, to niech żona. Niech żona będzie wyrozumiała, niech zrozumie, niech wybaczy, niech zaakceptuje, nie muszę już nic ze sobą robić - jestem jaki jestem. ;)

Takie jest moje zdanie, jako kobiety, o które prosiłeś, a która za męża ma istotę bardzo niedoskonałą, ale kiedy widzę jego starania i pracę nad sobą, nie na pokaz, tylko taką prawdziwą, to chętniej wybaczam mu jego potknięcia i tym samym bardziej sama się staram być lepsza dla niego. Tak to działa. Jakby osiadł na laurach: taki jestem, kochaj mnie takiego jaki jestem, bo inny nie będę - no cóż. Kolorowo by nie było i chociaż mąż zakończył romans, myślę, że nie mieszkalibyśmy razem.

Nie sztuką jest nie robić złych rzeczy.
 
     
Wilkoo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-08, 09:38   

Zenia, moja Żona była tą "skromną, szarą myszką". Dziś? Mega różnica. Zmiana oczywiście pozytywna. Aniołek, ciekawie piszesz, rozwiń swoją myśl dalej, proszę.

Grzegorz, na Twoje durne i dziecinne zaczepki już nie odpowiadam.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-09, 11:24   Re: Idealne Wyobrażenie Mężczyzny

Wilkoo napisał/a:


Czy udane pożycie małżeńskie polega rzeczywiście na zapewnieniu bezpieczeństwa i stabilności finansowej? Nie chcę wpadać w skrajność, ale nie jest tak, że "w dobrobycie ludziom się w głowie przewraca"? Pytam, bo nie znam żadnej - "szczęśliwej Żony" z Domu, w którym "nic nie brakuje".

Kobieta, która ma "wszystko", narzeka na brak Miłości, w związku z czym rozpada się Małżeństwo, gdy pozna "rozumiejącego Ją od każdej strony Przyjaciela". A Kobieta, która "nie ma nic" (poza Miłością) narzeka na brak zaradności ze strony Męża, na Jego nieodpowiedzialność, w związku z czym rozpada się Małżeństwo, gdy pozna zakochanego w sobie po uszy Mężczyznę, przy którym ma szansę ułożyć sobie nowe i beztroskie życie, bez problemów finansowych.

Co Panie sądzicie o tym?

Witaj Wilkoo...
Wypisz sobie na czym małżeństwo nie polega..., bo to chodzi raczej o Ciebie skoro taki temat założyłeś..."Idealne wyobrażenie mężczyzny..."i te kompleksy pojawiające się wobec tego kim nie jesteś...

Pierwsze co mi się nasunęło to zrzucanie winy...
W Ogrodzie Eden Adam też powiedział Panu Bogu, ze to Ewa dała mu jabłko...
Jaki wniosek Wilkoo???
To nie Ewa sprawiła ból Adamowi, to złość w poczuciu winy ( a ta bierze się z grzechu) skłania do ubrania i schowania się przed samym sobą..., Bogiem..wolność zaczyna się w momencie stawania w prawdzie wobec samego siebie....wtedy już nie ma, bo żona taka , bo mąż taki... swallow piękne świadectwo ,dziękuję ...
Warto wobec tego zamiast gdybać i robić wielkie koło wokół sedna, zadać sobie pytanie o spełnienie mojej konkretnej ROLI FACETA w małżeństwie obojętnie jaka ta żona jest...
Oraz o to jakim grzechem dzielę się ze swoją małżonką?

"Zobaczmy, jak wiele naszych czynów, słów, postanowień, myśli, osądów popełniamy wbrew nam samym, jakby mechanicznie. Św. Paweł wyznaje podobną bezradność w grzechu: Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać — nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło (Rz 7, 18–21). Prośmy o głębokie poznanie, iż grzech popełniany niemal mechanicznie, nie jest jednak grzechem przypadkowym, ale owocem mieszkającej w nas namiętności.

Niewiasta zerwała zakazany owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. Żyjąc w grzechu człowiek dzieli się nim z tymi, których kocha. Zjadła i dała swemu mężowi — a więc dała komuś, kto był jej najbliższy. Im bardziej kogoś kochamy, tym łatwiej i szybciej dzielimy się z nim swoim grzechem. Wszystkie nasze zranienia w relacjach międzyludzkich: zranienia małżeńskie, rodzicielskie, narzeczeńskie, przyjacielskie, polegają na dzieleniu się z bliźnimi swoim własnym grzechem. Nieświadomi swoich grzechów, możemy karmić nimi tych, których chcemy bardzo kochać. Zauważamy tutaj całe przekleństwo grzechu, który w swoich skutkach przekazuje się z pokolenia na pokolenie.

W obecnej medytacji zadajmy sobie pytanie, kto i jakimi grzechami podzielił się ze mną? Oraz drugie pytanie: jakimi grzechami i z kim ja z kolei teraz się dzielę? I tak np. rodzice mogą dzielić się swoją chorą ambicją ze swoimi dziećmi. W imię miłości do nich mogą ich popychać do robienia kariery i sukcesów wbrew ich woli. Takie dzieci będą się czuły zranione. Dziecko bowiem ma prawo do zakresu należnej mu wolności. Jak wielu ludzi młodych czuje się zranionych grzechem alkoholizmu czy też niewiernością małżeńską swoich rodziców.

Prośmy w tej medytacji, abyśmy zdemaskowali mechanizmy pokusy i grzechu. Nasza walka z grzechem będzie skuteczna tylko wtedy, kiedy będziemy świadomi, jakie jest jego źródło. Nasza bezradność w grzechu polega często na braku znajomości genezy grzechu i jego celu. Rozmawiajmy w zakończeniu tej medytacji z Jezusem ukrzyżowanym. Prośmy, aby objawił nam ogrom ludzkiego grzechu, jego złość i nieprawość; abyśmy odczuli, że nasz grzech — mój grzech — ukrzyżował Jezusa. Prośmy także o to, aby krzyż Chrystusa objawił nam miłość Boga Ojca do nas. W krzyżu najpełniej objawia się prawda, że tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16)."
http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-110.htm

dalej...
"2. Skryli się przed Panem Bogiem

Pierwszym uczuciem, które ogarnia człowieka po grzechu, jest strach. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się w ogrodzie (...) skryli się przed Panem Bogiem. Człowiek dopiero po grzechu odkrywa konsekwencje swojego czynu.

Ogarnia go wówczas przerażenie, poczucie nieszczęścia, zagubienia, bezsens życia, smutek. A z lęku i zagubienia rodzi się uczucie agresji wobec innych. Człowiek usiłuje wówczas zrzucić ciężar odpowiedzialności na bliźnich.

W dialogu z Bogiem Adam zrzuca winę na swoją żonę. Ewa natomiast zrzuca winę na szatana. Ze strachu nikt nie chce przyznać się do odpowiedzialności za popełniony czyn. O ile przed grzechem zły duch kusi do fascynacji grzechem, po grzechu kusi do rozpaczy. Zdaje się mówić: Popatrz, coś zrobił. Musisz zginąć. Musisz umrzeć.

Współczesna cywilizacja, która lekceważy Boga i popycha człowieka do lekceważenia podstawowych zasad moralnych, staje się jednocześnie cywilizacją strachu. Człowiek, który żyje swoimi namiętnościami, żyje jednocześnie w nieustannym poczuciu zagrożenia. W obecnej medytacji pytajmy siebie, z jakimi moimi namiętnościami i grzechami związany jest mój strach.

Strach jest bramą do naszej pychy. Najpierw budzi się lęk, a za nim podąża pycha. Aby odkryć swoją pychę, trzeba najpierw pokonać swój lęk. Lęk broni bowiem dostępu do pychy. Lęk człowieka stoi na usługach największego grzechu: grzechu pychy. Pierwszy człowiek był kuszony przede wszystkim do pychy: Będziecie jak bogowie. Zerwany owoc jest przede wszystkim owocem pychy.

Kiedy człowiek zrywa zakazany owoc, przekonuje się, że nie może stać się Bogiem. To właśnie owoce grzechu najlepiej pokazują, że tylko Bóg może być Bogiem. Owoce grzechu ukazują prawdziwość pierwszego przykazania: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (Wj 20, 3).

Sięgnijmy do naszego życia i chciejmy dostrzec nasz lęk o siebie, lęk o przyszłość. Zauważmy, że lęk ten wiąże się w jakiś sposób z naszym grzechem, szczególnie zaś z grzechem pychy. Chciejmy dostrzec trudność przyznania się do swojego grzechu. Trudność ta wynika właśnie z naszego lęku oraz naszej pychy. Pytajmy się na ile przekroczyliśmy już nasze lęki o siebie. Czy docieramy powoli do naszej pychy, która jest pierwszym grzechem i bramą do wszystkich innych grzechów?

Gdyby nie było w nas grzechu pychy, tym samym zniknęłyby wszystkie inne grzechy. W każdym grzechu kryje się grzech pychy: grzech lekceważenia Boga, grzech decydowania samemu o swoim losie.

Sięgając do naszego doświadczenia chciejmy odszukać także inne konsekwencje związane z naszym grzechem: poczucie nieszczęścia, zagubienie, bezsens życia, smutek. Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? — pyta Bóg Jahwe Kaina. Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną, twarz podobną do Abla. To grzech, który leży u wrót i czyha na człowieka, czyni go smutnym (Rdz 4, 7).

Kuszenie do smutku i rozpaczy skłania człowieka do wymierzania sobie samemu kary za grzech. Z rozpaczy, ze smutku rodzi się śmierć. Judasz po grzechu wpadł w rozpacz, poszedł i powiesił się. Kuszenie do smutku i do rozpaczy jest groźniejsze i bardziej niebezpieczne od kuszenia do grzechu. Rozpacz może bowiem ostatecznie oddzielić człowieka od Boga na wieczność i pogrążyć w złu.

Chciejmy zauważyć, że istnieją różne rodzaje rozpaczy. Istnieje rozpacz, która popycha człowieka do natychmiastowego unicestwienia się. Ten groźny rodzaj rozpaczy przydarza się jednak niewielu. Istnieje też inna rozpacz: rozpacz przychodząca powoli i cicho, rozpacz pełzająca, rozpacz, która nie niszczy całego życia w jednym momencie, ale stopniowo je zatruwa, czyniąc je trudnym i nie do zniesienia. Jest to powolne, rozłożone na dziesiątki lat, zadawanie sobie i innym śmierci. Ten rodzaj rozpaczy może być trudny do zdemaskowania, gdyż często ukrywa się pod maską mądrości życiowej, realizmu życiowego.

Prośmy o łaskę zdemaskowania pokusy smutku, rozpaczy, pokusy zamykania się w sobie, pokusy oskarżania innych, pokusy bezsensu życia. Kiedy człowiek uznaje swój grzech i wyznaje go przed sobą, przed Bogiem i przed Kościołem, wówczas szybko powraca do niego poczucie sensu i ładu życia, poczucie wewnętrznego pokoju, poczucie radości. Przebaczenie Boga przywraca człowiekowi radość i nadzieję życia.

3. Adamie, gdzie jesteś?

Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? Bóg nie zostawia człowieka w jego grzechu oraz w jego rozpaczy, którą rodzi ten grzech. On szuka i woła człowieka: Adamie, gdzie jesteś?

Sięgając do całej historii naszego życia chciejmy odnaleźć te momenty, w których Bóg w szczególny sposób zapraszał nas do nawrócenia. Wołanie to przybiera nieraz bardzo różną formę. Są to zarówno nasze wewnętrzne pragnienia, odczucia, natchnienia, jak też pewne zdarzenia i sytuacje życiowe, w których się przypadkowo znaleźliśmy. Nieraz nagle zaczynamy rozumieć, że tak dalej nie można żyć; zaczynamy rozumieć, iż prowadziliśmy do tej pory jałowe, miałkie, puste życie. Innym razem niespodziewanie przychodzi wewnętrzne światło rozjaśniające całe nasze życie. W jednym momencie dostrzegamy to, czego nie chcieliśmy widzieć i zrozumieć nieraz przez wiele lat, np. że swoimi nałogami niszczymy siebie, krzywdzimy swoich bliskich. W jednej chwili decydujemy się na zmianę życia.

Bóg wzywa nas do nawrócenia także poprzez pewne wydarzenia życiowe. Niepowodzenie, cierpienie, zagrożenie chorobą, śmierć bliskiej osoby — często są to sytuacje, poprzez które zostajemy wezwani do przemiany życia. Oto prosty przykład. Jeden z moich przyjaciół opowiadał mi sytuację, która mu się przydarzyła. Jadąc samochodem zimą w górach wpadł w poślizg. Samochód zatrzymał się tuż nad przepaścią. Dopiero kiedy wysiadł z samochodu, zobaczył rzeczywiste zagrożenie. Wystarczyło lekko pchnąć ręką samochód, by znalazł się w przepaści. Jedno z pierwszych jego skojarzeń, które mu się nasunęło po wypadku, wyraził słowami: Tak dalej żyć nie mogę. Marnuję życie. Wypadek ten odebrał jako wielkie wołanie Pana Boga: Adamie, gdzie jesteś?

Pan Jezus nie lekceważy grzechu. Odpuszczając grzechy jednocześnie upomina: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5, 14). W każdym napomnieniu Jezus zdaje się mówić: Uważaj na siebie. Uważaj, abyś nie zmarnował życia. Uważaj, abyś nie krzywdził twoich najbliższych. Uważaj, abyś nie nadużył cudzego zaufania. Uważaj. Upomnienie Pana Boga nie jest straszeniem człowieka. Jest jedynie ukazywaniem mu konsekwencji jego grzechu. Wołając do człowieka: Adamie, gdzie jesteś?, Bóg zaprasza go do odpowiedzialności za swoje życie: bierz odpowiedzialność za twoje życie. To jest twoje życie.

Aby usłyszeć wołanie: Adamie, gdzie jesteś? konieczna jest z naszej strony postawa prawdy. Lęk o siebie i pycha odgradzają nas od prawdy i zniekształcają naszą rzeczywistość. Przestraszyłem się, bo jestem nagi i ukryłem się — mówi Adam (Rdz 3, 10). Aby wejść w proces nawrócenia trzeba najpierw zobaczyć nasz lęk oraz pychę, która się za nim kryje.

W obecnej kontemplacji prośmy, byśmy mogli zdemaskować każdą formę lęku, która płynie z naszego grzechu: lęk przed sobą samym, lęk przed Bogiem, lęk przed człowiekiem. Każdy nasz lęk ma związek z naszym grzechem. Dopóki nie zdemaskujemy naszego lęku, nie będziemy w stanie ruszyć z miejsca. Lęk nas paraliżuje. W lęku wszystko odczytujemy przez jego pryzmat. Gdy się boimy, własny cień staje się dla nas zagrożeniem. Lęk sprawia także, iż sam Bóg odbierany jest jako zagrożenie. Człowiek po grzechu traktuje Boga jako niebezpieczeństwo: ukrywa się przed Nim, zaczyna uciekać od Niego. To lęk sprawia, iż po grzechu uciekamy przed Tym, który chce i może nas zbawić, uratować, może nam pomóc. Prośmy, abyśmy dostrzegli bezsens naszej ucieczki przed sobą, przed bliźnim i przed Bogiem. Prośmy także, abyśmy w Bożym wołaniu: Adamie, gdzie jesteś? odczytali Jego bezwarunkową miłość, troskę o nasze życie."
http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-111.htm

I to :
Cytat:
ma szansę ułożyć sobie nowe i beztroskie życie, bez problemów finansowy

To jest Twój lęk...nie tylko lek Twojej żony...

"Niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu"

Pozdrów żonę bardzo mocno, życzę Wam obfitości ŁASK BOŻYCH , niech Pan Wam błogosławi !
Przydałby się Wam wspólny spowiednik, kierownik duchowy...ale tylko spowiednik i kierownik...nic więcej, żadna inna stopa relacji...to wyklucza...bo, fajny, bo się zna...bo sympatyczny, tu nie ma mowy o kierowanie się sympatią , czy antypatią...
Tu jest Duch Św., nic więcej...nic...żadnej ludzkiej logiki...
Kiedyś poszłam do spowiedzi i w konfesjonale usłyszałam "będę Twoim kierownikiem Duchowym", wcale tego nie oczekiwałam...pierwszy raz spowiadałam się u tego Kapłana...Pomódlcie się o to i zaufajcie Panu...
 
     
Wilkoo
[Usunięty]

Wysłany: 2013-06-12, 08:18   

Nie pisałem o swoich lękach ani problemie Żony. Pisałem o powszechnie występującym problemie, który jest dość skutecznym mechanizmem niektórych pokus, które sprawiają, że małżonkowie mogą nabierać do siebie niechęci. Bardziej wartościowe będzie tu dzielenie się świadectwem, a nie ... teologią.." Przykłady z życia bardziej przemawiają. "Proste chwyty, proste słowa, proste Bogu się podoba - jak śpiewała Magda Anioł..
 
     
Malco
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-02, 15:23   

Zdecydowanie biedny i dobry, oto mój typ :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8