Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Życie Duchowe
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-05-16, 22:20   Życie Duchowe

Życie Duchowe


jest pismem o charakterze egzystencjalno-duchowym, skierowanym do osób świeckich i duchownych. Podejmuje problemy z zakresu teologii, psychologii, życia społecznego, kultury i sztuki. Ma charakter monograficzny. Pragnie pomagać w rozwoju duchowym i intelektualnym. Publikujemy teksty znanych i cenionych autorów.

Stałe działy pisma:

• Temat numeru - zbiór artykułów stanowiących wielostronne ujęcie wiodącego tematu
• Duchowość Ćwiczeń - o duchowości ignacjańskiej
• Modlitwa i życie - wprowadzenia do medytacji, teksty klasyków duchowości, artykuły o modlitwie
• Misyjne drogi Kościoła - o misyjnym zaangażowaniu chrześcijan
• Rozmowy duchowe - rozmowy z ciekawymi osobistościami Kościoła, życia społecznego i kulturalnego
• Świadectwa na temat osobistego życia duchowego
• Recenzje dobrych książek, filmów oraz wydarzeń kulturalnych


Tematy "Życia Duchowego" w 2011 roku:

• Nienawiść i miłość (Zima 65/2011)
• Anioły i demony (Wiosna 66/2011)
• Nasze lęki i koszmary (Lato 67/2011)
• Sztuka przemijania (Jesień 68/2011)

W kolejnych numerach m.in. o: uzdrowieniu wewnętrznym, duchowości i psychologii, chorym i zdrowym poczuciu winy, pięknie, które zbawi świat.

http://www.zycie-duchowe.pl/


przykładowy artykół


Życie Duchowe
zima 65/2011
Nienawiść i miłość


Maria Król-Fijewska
Historie małżeńskie


Ludzie zawierają małżeństwa w nadziei, że ich to uszczęśliwi. To, co wyrasta pomiędzy nimi po roku, dwóch czy dziesięciu latach, bywa zaskakujące. Nierzadko temperatura uczuć ochładza się i małżonkowie przypominają dwuosobową spółkę powołaną do realizacji życiowych zadań. Czasami rodzi się między nimi głęboka i ciepła miłość; czasami pojawia się raniąca nienawiść. Badania przeprowadzone na czterech kontynentach, wśród osób różniących się narodowością, rasą i religią, wykazały, że najczęstszym powodem kierowania gniewu na tych, których kochamy, jest poczucie, że zostaliśmy przez nich źle potraktowani. Nienawiść to skrajnie nasilony i utrwalony gniew. W małżeństwie uczucie to ma różne oblicza. Może być to nienawiść zrodzona z bólu i żalu; naznaczona zawziętym krytycyzmem; ukrywająca się w wybuchach agresji; pragnąca zamienić drugą osobę w przedmiot bez własnej woli i pragnień; łaknąca karania i zadawania bólu. Bywa nienawiść króciutka, sporadyczna - błysk zawziętej wściekłości, która zdarzyć się może każdemu, gdy zostanie dotknięty, poczuje się opuszczony lub upokorzony. Jest jednak nienawiść chroniczna, trwająca od rana do rana przez wiele lat. Przyjrzyjmy się kilku historiom małżeńskim, by lepiej poznać istotę zarówno nienawiści, jak i miłości. Imiona bohaterów zostały zmienione.

Obrona przed bólem zranienia

Bogdan - jeden z moich znajomych z lat studenckich - był pogodnym i wesołym człowiekiem. Ożenił się z Urszulą, nieco młodszą od siebie dziewczyną, oczarowany jej bezpośredniością, otwartością i spontanicznością. Po urodzeniu dziecka jego żona, kobieta pełna temperamentu i impulsywna, zaczęła narzekać, że mąż stale pracuje, a ona sama musi zajmować się córką. Kilka razy doszło do awantur, w trakcie których rzucała przedmiotami, a nawet wybiła szybę. W końcu zatrudnili nianię, a Urszula nabrała zwyczaju wychodzenia wieczorem ze znajomymi. Kilka miesięcy później oświadczyła mężowi, że przenosi się wraz z dzieckiem do innego mężczyzny, który był bardziej opiekuńczy i miał dla niej więcej czasu. Początkowo Bogdan - w przebłyskach przytomności, gdy ból i żal na chwile opadały - starał się porozumieć z żoną, planował zmiany w pracy, w opiece nad córką, chciał rozmawiać, wyjaśniać - ale żona powtarzała, że jest za późno. Szybko okazało się, że w kolejce do jej względów Bogdan nie jest wcale drugi - po mężczyźnie, do którego się wprowadziła - ale trzeci lub czwarty! Odnalazł się bowiem były chłopak Urszuli, dawna wielka miłość i bogaty sąsiad, który dotąd nie chciał rozbijać małżeństwa, ale teraz…
Bogdan swoją historię trzymał najpierw w tajemnicy. Z czasem jednak zaczął obchodzić znajomych i mówić, mówić, mówić… Coraz bardziej oskarżał Urszulę, szczegółowo tropił dowody jej winy, o co nie było trudno, wciągał coraz dalszych znajomych w rozważania nad jej charakterem, by kolejny i kolejny raz stwierdzić, że jest podła, podstępna, rozwiązła, głupia, prymitywna i zła, zła, zła… Nie miał tych rozmów nigdy dosyć. Przesiadywał w gościnnych domach do późna, nie widząc ziewania gospodarzy, jeżeli tylko znalazł kogoś, z kim mógł mówić o Urszuli. Po kilku miesiącach, gdy nie udało mu się odebrać żonie praw rodzicielskich, poprosił mnie o rozmowę. Chciał wiedzieć, czy można Urszulę przymusowo skierować na leczenie - ona nie widziała problemu w swoim zachowaniu. Widząc, jak bardzo cierpi, namawiałam go gorąco, by sam skorzystał z pomocy psychologicznej. Bogdan jednak wcale nie interesował się sobą. Niewiele uwagi był też w stanie poświęcić swojej córce, ponieważ pozostawał całkowicie wpatrzony w żonę.
Zgodził się na rozwód, gdy zaszła w ciążę z innym mężczyzną. Przez kilka następnych lat wiązał się na krótko z różnymi kobietami, zabierał je na spotkania towarzyskie. Gdy jednak tylko nadarzyła się okazja, by pogadać z kimś, kto znał jego historię, szybko nawiązywał do Urszuli i nie dbając o to, że pani, którą przyprowadził, siedzi sama w kącie, rozpoczynał swoje rozważania nad podłością byłej żony. Nikt nie uważał go już za wesołego. Nadal był uczciwy i poczciwy, ale rozmowa z nim na temat Urszuli była męką. Stawał się wtedy ponury, gorzki i zamknięty.
Tymczasem Urszula rozwiodła się kolejny raz i w nowym związku urodziła kolejne dzieci, przeprowadziła się na drugą półkulę i kontaktowała z pierwszym mężem wyłącznie przez adwokata w sprawach córki. Bogdan ożenił się z kobietą, której zdawał się zupełnie nie zauważać, zajęty nienawiścią do Urszuli. Nie chciał mieć więcej dzieci i pani ta rozwiodła się z nim, oskarżając go o kompletną bezuczuciowość. Urszula uzależniła się od leków i nie była w stanie sprawować opieki nad żadnym ze swoich dzieci. Z powodu otyłości bardzo zmieniła się też zewnętrznie. Nie wróciła do Polski. W okresach między pobytami w klinice odwykowej pozostawała pod opieką czwartego już męża. Bogdan podjął opiekę nad córką. Przestał opowiadać o Urszuli. Związał się ze starszą od siebie wdową z dwójką dzieci. Po piętnastu latach od opuszczenia przez Urszulę zaczął odzyskiwać równowagę. Epizod nienawiści dobiegł końca.
Dla psychologa klinicysty zachowanie Urszuli jest czytelne, wpisując się w syndrom zaburzenia osobowości typu bordeline. Trudności w utrzymaniu trwałej więzi, potrzeba silnych bodźców, łatwość przekraczania norm, skłonność do impulsywnych, ryzykownych zachowań, do przemocy i uzależnień - wszystko to powoduje, że kontakt z taką osobą może być trudnym przeżyciem nawet dla terapeuty. Nic dziwnego, że Bogdan był najpierw zszokowany, a później dotknięty, zraniony, pełen bólu i żalu. Gdy utracił nadzieję na powrót Urszuli, gdy cofnęła mu swoją miłość, a nawet zainteresowanie - w jego uczuciach pojawił się czarny kolor. Wiele osób tak właśnie przeżywa odrzucenie przez osobę, której zaufali i na którą się przedtem otworzyli. Dlaczego jednak żal, zamieniony w gorzkie potępienie, trwał tak długo? Dlaczego pochłonął całą jego uwagę i energię, nie zostawiając miejsca na inne uczucia?
Bogdan czuł się ofiarą, czuł się skrzywdzony i całymi latami dotykał tej krzywdy, wytwarzając stale świeży pokarm dla nienawiści. Musiał uzyskiwać więc tą drogą coś cennego dla siebie. Na przykład upewniał się o własnej wartości, bardzo wyrazistej w porównaniu z Urszulą. Mógł też zachować z nią więź: mając do niej niewygasłą pretensję, cały czas psychologicznie "był z nią". Najważniejszą jednak korzyścią stało się unikanie cierpienia - przeżywanie nienawiści chroniło bowiem przed przeżywaniem bólu związanego z upokorzeniem i odrzuceniem. Swoją uwagę Bogdan kierował na Urszulę, nie na siebie; na jej wady, nie na swoje uczucia. Dzięki temu mógł doznać ulgi, ale tylko czasowej. Ponieważ nie pozwalał sobie na doświadczenie tej sytuacji łącznie z cierpieniem, nie był w stanie jej ostatecznie zamknąć. Dopiero choroba Urszuli i jej tak drastyczna zmiana zewnętrzna - jakby dawna Urszula zniknęła - pozwoliły mu przekroczyć tamten bolesny uraz.
Nienawiść znalazła przeciwwagę w upadku swojego obiektu. W małżeństwie nienawiść więc może chronić przed cierpieniem, ale obrona ta ma swoją wysoką cenę - wewnątrz człowieka coś ulega degradacji. Bogdan przestał liczyć się z innymi ludźmi, stracił radość życia i wewnętrzny spokój.

Zawód, frustracja i rozczarowanie

Innym powodem, dla którego ludzie, dawniej zakochani w sobie nawzajem i pełni zachwytu, z czasem stają się niechętni i wrodzy, jest zawód. Może być to zawód na drugiej osobie: ktoś myślał, że poślubia bohatera, tymczasem był to zwykły człowiek z wadami. Częściej jednak jest to zawód w ogóle. Patrząc na życie pod pewnym kątem, możemy stwierdzić, że jest ono pełne zawodów. Codziennie budzimy się z nadzieją, wyobrażając sobie, że różne dobre rzeczy mogą się nam przydarzyć. A przecież nie wszystko się udaje. Dlaczego życie nie przebiega według naszych marzeń i potrzeb? Szukając powodów tego, większość z nas, ludzi żyjących w małżeństwach, choćby czasami ulega pokusie, by znaleźć przyczynę w żonie lub w mężu, czyli osobie najbliższej. Im więcej zawodów, frustracji, niespełnionych planów i nieudanych zamierzeń - tym więcej winy do przypisania komuś innemu. Oczywiście nie wszyscy ludzie stosują tę strategię. Niektórzy reagują odmiennie. Mówią: "Tak mi źle. Pomóż! Wesprzyj!". I jeśli wsparcie nadchodzi, małżonkowie zbliżają się do siebie właśnie w obliczu zawodów. Niektórzy jednak w takich sytuacją często winą obarczają współmałżonka, rozkręcając w ten sposób koło nienawiści.
Znałam kiedyś starszych państwa, Fryderyka i Ninę - oboje już nie żyją - którzy w czasie wojny, przezwyciężając mnóstwo przeszkód, pobrali się z wielkiej miłości. Dzieliła ich spora różnica wieku. On powiedział, że da jej wszystko, a ona, że go nigdy nie opuści. W pewnym szczególnym sensie oboje dotrzymali złożonych obietnic - on zawsze oddawał jej wszystkie zarobione pieniądze, ona nie zdecydowała się nigdy na separację, choć wiele osób namawiało ją do tego. Poza tym jednak było to małżeństwo wyjątkowo trudne. Początkowo Fryderykowi podobało się wszystko, co robiła żona. Nawet jej "kobiece roztargnienie", gdy na przykład nie dodała do ciasta jajek. Nie spodobało mu się, gdy po raz pierwszy chciała czegoś zupełnie innego niż on; gdy zaczęła go przekonywać, by zmienił zdanie; gdy nie realizowała tego, co uważał za słuszne i rozsądne, tylko swoje chęci i "widzimisię". Zaczął wówczas wytykać jej błędy. Przepraszała go, ale potem znowu robiła po swojemu. Ciągle się spieszyła. Nie była dokładna. Zostawiała niewytarte do końca talerze lub koszule niedoprasowane przy mankietach. Była gadatliwa, zapominalska, sepleniła. W towarzystwie niepotrzebnie opowiadała różne rzeczy. Zawsze kupowała za drogo i za dużo. Nigdy nie była gotowa do wyjścia, gdy on już czekał. Za dużo soli do mięsa. Za dużo cukru do ciasta. Za dużo krochmalu do bielizny pościelowej…
Od rana do nocy zwracał jej uwagę - spokojnie, potem złośliwie, szyderczo, z biegiem lat z coraz większą pogardą: "Ona nigdy nie zrobi nic tak jak trzeba! Na każdym kroku". Ona przestała reagować. Często udawała, że nie słyszy. Nauczyła się mówić o Fryderyku w jego obecności, jakby go nie było: ,,To jest stary człowiek, on tak mówi, bo ma już sklerozę". On nauczył się wychwalać innych jej kosztem. Często wykorzystywał do tego ich córkę. Teraz mówił, że to ,,córce da wszystko". Upokarzał jej rodzinę, szydząc z ich niezamożności. Byli w stanie nieustannej wojny, choć nie przekraczali pewnych granic - nie używali wobec siebie przemocy fizycznej i nie wyprowadzali się z domu. On był bardziej agresywny, kilka razy czynił niedwuznaczne propozycje paniom, które pracowały u nich jako pomoce domowe. Ona nie przyjmowała roli ofiary. Potrafiła upokorzyć go na gruncie towarzyskim. Skarżyła się na niego i plotkowała o jego słabościach.
Byli na sobie bardzo skupieni. Stale czujni obserwowali się nawzajem, by mieć amunicję do ataku lub obrony. Świadkowie tych sytuacji zastanawiali się, czy nie jest to forma pokrętnie wyrażanej miłości. Gdy zachorowała po raz pierwszy, upił się, korzystając z jej nieobecności w domu, i nie odwiedził jej w szpitalu, mimo że stale o niego pytała. Wyzdrowiała i wszystko było jak dawniej. Gdy zachorowała po raz drugi, również jej nie odwiedził. Zmarła, zanim zdążył wybrać się do szpitala.
Nadszedł moment prawdy. Jeżeli pod fasadą wrogości kryło się głębokie przywiązanie, jeżeli wzajemne rany były tylko grą - śmierć powinna przerwać tę maskaradę i Fryderyk miał szansę pokazać po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, jak naprawdę zależy mu na Ninie. I tak się stało. Fryderyk pokazał istotę swoich uczuć. Tydzień po pogrzebie zaproponował małżeństwo znajomej wdowie, a gdy odmówiła z odrazą, dwa miesiące później związał się z przypadkowo poznaną kobietą i wprowadził ją do swego domu na miejsce Niny. Rok później zmarł.
Jaki był sens nienawiści Fryderyka? Wydaje się oczywiste, że związek z kobietą, z której stale mógł być niezadowolony, wychodził naprzeciw jakiejś ważnej jego potrzebie. Mimo wysokich dochodów nie zrobił kariery w sensie osiągnięcia pozycji społecznej, w przeciwieństwie do żony, która kierowała dużą instytucją. Nieustanne umniejszanie Niny dobrze służyło jego dowartościowaniu, a ostatnie upokorzenie - jakim było nieuszanowanie śmierci żony i natychmiastowe wprowadzenie na jej miejsce innej kobiety, bezczeszcząc jej pamięć - ostatecznie pokazało, kto rządzi i czyj to jest dom. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo w tym sensie, że związek z obcą osobą i przystosowanie się do nowej sytuacji pochłonęły zbyt dużo energii Fryderyka. Nienawiść i walka z żoną pozwalały mu uzupełnić deficyt własnej wartości, poczuć się lepszym od innych mimo braku życiowych sukcesów. Miała je żona, od której - jak codziennie udowadniał - był lepszy.

W roli ofiary

Podobne nasilenie wrogiego krytycyzmu obserwowałam u jednej z pacjentek - Cecylii. Koncentrowała się ona nieustannie na wadach swojego męża. Patrzyła na niego pod kątem tego, czego on jej nie daje. Sądziła, że byłaby szczęśliwa, gdyby więcej z nią rozmawiał, lubił chodzić na spacery, zabierał do kina z własnej woli (a nie gdy ona poprosi), zrezygnował z jeżdżenia na rowerze (ona nie lubiła jeździć), opowiadał treść przeczytanych książek, był bardziej zaangażowany towarzysko w czasie wizyt jej matki. Od wielu lat robiła mu wyrzuty, że ją krzywdzi, nie dba, nie troszczy się. Czuła się zraniona jego brakiem starań, który oznaczał, że przegrała swoje życie, ponieważ jest z kimś, kto celowo nie daje jej tego, czego potrzebuje.
Do psychologa przyszła, by dowiedzieć się, jak zmienić męża - rzeczywiście chciała, by był zupełnie inny. Jej wrogość do tego, jaki był - podobna do postawy Fryderyka z wcześniej opisanej historii - pełniła jednak całkowicie inną funkcję - podtrzymywała ją w roli ofiary, pozwalając w sposób uzasadniony przeżywać niezadowolenie ze swojego męża oraz poczucie krzywdy, które i tak nosiła w sobie z innego czasu i miejsca. Jej walka różniła się od walki Fryderyka również tym, że miała być przegrana, ponieważ Cecylia potrzebowała przeżywać nienawiść bezradną, nie zwycięską. Pomagało jej to nie podejmować odpowiedzialności za swoje życie i nie cierpieć, gdyby naprawa życia na miarę potrzeb była nieudana. Tu też nienawiść pełni swoją rolę - pomaga żyć, choć przecież niesłychanie obniża jakość tak realizowanego życia.
Wygląda na to, że w małżeństwie ludzie "hodują" nienawiść jako pomoc w ich specyficznym problemie osobistym. Nienawiść chroni przed cierpieniem, poczuciem, że jest się gorszym, bezradnością w kierowaniu swoim życiem. Zarazem - choć wykorzystana jako skuteczna obrona - ma też swoją cenę. Nie pozwala na radość i spokój, zabiera szansę na szczęście osobiste, pochłania energię, odsuwa od bliskości. Prowadzi do zapaści nie tylko z osobą, wobec której jest odczuwana, ale też zaburza kontakty z innymi ludźmi.

Miłość i wdzięczność

W gabinecie terapeutycznym częściej słyszę o złości, wrogości i żalu niż o miłości. A jednak gdy udręczeni swoimi uczuciami ludzie uświadamiali je sobie, nazywali i wyrażali, wówczas często okazywało się, że bolesne emocje ulatują, a pod nienawiścią czy lękiem znajduje się nieoczekiwanie miłość.
Bywa, że miłość w małżeństwie objawia się po śmierci męża czy żony. Z dystansu, gdy nie przeszkadza codzienne rozdrażnienie i niepokój, gdy najbliższą osobę można ujrzeć w perspektywie, w całości - ludzie odkrywają, że byli kochani i pozwalają sobie - czasem po raz pierwszy od wielu lat, a czasem po raz pierwszy w życiu - na doświadczenie wdzięczności i miłości. Zaczynają wtedy nieżyjącego partnera obdarzać uwagą, przypominają sobie, co im powiedział kiedyś rano, kiedyś w tramwaju, kiedyś, gdy na to nie zwracali uwagi. Widziałam kobiety, które po śmierci męża jakby zakochiwały się w nim. Miały poczucie nieustannej jego obecności, rozmawiały w myślach. Pewna wdowa, za życia męża inicjująca ciągłe awantury, nabrała zwyczaju chodzić kilka razy w tygodniu na cmentarz, na przykład aby "ukochanemu Adasiowi pokazać nowe buty".
Miłość małżeńska łatwiej uwidacznia się w trudnych sytuacjach niż w codziennym życiu. Pewne znane mi małżeństwo indywidualistów około sześćdziesiątki, ze względu na okoliczności życiowe, zostało zmuszone do przeniesienia się z Warszawy na zapadłą wieś i spędzenia tam wspólnie roku. W trudzie rąbania drzewa na opał, noszenia wody, braku wygodnej łazienki, bez znajomych, telewizora i gazet niesłychanie zbliżyli się do siebie. Ona zaczęła podziwiać jego siłę i zręczność, on jej pracowitość i oddanie. Dogadzali sobie nawzajem, opowiadali historie, rozśmieszali. Ich dorosłe dzieci spostrzegły w rodzicach niezwykłą zmianę - przestali mówić "ja", a zaczęli mówić "my".
Czasami miłość jest odkryciem. Teresa i Krzysztof przyszli do mnie na jednorazową konsultację małżeńską w czasie krótkiej wizyty w Polsce - byli emigrantami. Mieli dwoje dzieci, którymi Teresa sprawnie się zajmowała, gdy Krzysztof równie efektywnie zarabiał pieniądze. Byli jednak nieszczęśliwi. Teresa nie mogła znieść częstego upijania się Krzysztofa, tym bardziej że jej ojciec był alkoholikiem. Robiła mu więc awantury, zwracała uwagę. On z kolei nienawidził pouczeń, szczególnie przy ludziach. Picie do upicia nie wydawało mu się niczym złym, jeżeli nie miało to miejsca w pracy. Jego ojciec też nadużywał alkoholu. Próbowałam pokazać im miejsca zapalne w ich małżeństwie, przekonać Krzysztofa do wizyty u specjalisty od uzależnień, a Teresę namówić na terapię dla dorosłych dzieci alkoholików. Ze smutkiem myślałam jednak, jak niewiele potrafię zrobić w ciągu godzinnej rozmowy i nie miałam wielkiej nadziei na zmianę.
Zjawili się po roku - znowu w trakcie wakacji w Polsce. Nadal byli niezbyt szczęśliwi. On rzucił alkohol, ale zaczął grać w siatkówkę i znowu często nie było go w domu, o co żona miała pretensje. Ona podjęła terapię DDA i próbowała wyrażać swoje potrzeby oraz uczucia, co on traktował jako krytykę pod swoim adresem. Ja jednak byłam przede wszystkim pod wrażeniem zmian, jakich dokonali w swoim życiu w ciągu ostatniego roku. Spytałam ich, co właściwie jest tą wielką siłą, która pozwala im zrobić tak ważne i trudne dla wielu osób rzeczy - rzucić picie, podjąć terapię. Odpowiedzieli zaskoczeni: "Miłość. Bo my się po prostu bardzo kochamy". Dla obojga - i dla mnie - było odkryciem, jak silne jest ich uczucie, jak bardzo są związani. To odkrycie dosłownie dodało im skrzydeł do dalszej walki o bliskość.
Najczęściej jednak miłość poznajemy nie po jakiejś szczególnej fabule kontaktów małżeńskich (nienawiść wymaga wyraźniejszej dramaturgii i lepiej przejawia się w anegdocie), ale po specyficznym zachowaniu obu osób. Jeżeli się kochają, wówczas patrzą na siebie, zwracają uwagę na drugą osobę, mówią o niej z troską, szacunkiem, podziwem, sympatią, czułością, chwalą, doceniają, koncentrują się na tym, co w tej osobie dobre i miłe. W nienawiści ludzie również obdarzają się uwagą, ale po to, by zobaczyć, co w drugiej osobie złe i wadliwe. Mówią zimno, z pogardą. Chcą umniejszyć drugą osobę, pokazać ją sobie i innym od najgorszej strony.

Myślę, że w małżeństwie nienawiść jest obroną (choć czasem wróg jest urojeniem), a miłość dążeniem ("Chcę być z tobą, dla ciebie, przy tobie…"). Miłość zawsze posuwa sprawy naprzód, a nienawiść zaciemnia, zamyka i zakrywa. Zarówno miłość, jak i nienawiść mogą przetrwać w sercu człowieka mimo śmierci osoby, do której były skierowane. Miłość i nienawiść potrafią się wzajemnie w siebie przekształcać. Początkowa miłość może przekształcić się w nienawiść, a nienawiść może czasami rozproszyć się i ujawni się miłość. A wszystko to nie dzieje się bez naszego udziału. Rozgrywa się w długim czasie, podczas spędzanych razem tygodni, miesięcy, lat. Dlatego warto sprawdzać, obserwować i patrzeć, w jakim kierunku teraz, wczoraj, dziś, jutro toczy się nasze małżeńskie życie.



Maria Król-Fijewska

--------------------------------------------------------------------------------

Maria Król-Fijewska (ur. 1952), psycholog kliniczny, psychoterapeutka, superwizor psychoterapii i treningu grupowego, współzałożycielka Ośrodka Intra. Opublikowała między innymi: Stanowczo, łagodnie, bez lęku; Trening asertywności
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-19, 00:20   

Lektura Radia Warszawa – „Świadectwo egzorcysty” codziennie o 13:20!
11 stycznia 2012,

Wywiad z ks. Gabrielem Amorthem, światowej sławy egzorcystą, zawiera niepublikowane dotąd świadectwa, wstrząsające rozmowy i doświadczenia. Z książki dowiemy się, czym są egzorcyzmy, jakie są objawy opętania diabelskiego i co mówią złe duchy, gdy wzywa się wstawiennictwa Jana Pawła II.

Czyta: Dariusz Kowalski.

http://radiowarszawa.com.pl/?p=25783
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-08, 20:51   

Święty Józef. Mistrz, Nauczyciel, Przyjaciel + DVD

Reżyseria: Raffaele Mertes
Wydanie albumowe + film fabularny DVD

Książka pomoże nam na nowo odkryć Józefa jako żywy, zrozumiały i atrakcyjny wzorzec autentycznych postaw życiowych dla chłopców, mężów i ojców. Pomoże odkrywać nam w jego życiu to, co decydowało o jego normalnej codzienności, szukać tego, co żywe i wspólne dla niego i dla nas.
Dołączony do książki film Józef z Nazaretu przestawia historię ubogiego cieśli od momentu pierwszego spotkania z Joachimem i Anną oraz ich córką Maryją. Józef obiecał mu, że pobierze się z Maryją. Po powrocie do miasta z podróży w celach zarobkowych odkrywa, iż Maryja jest brzemienna. Maryja informuje go o widzeniu Archanioła Gabriela i o tym, iż została przez Boga wybrana na matkę Mesjasza, którego tak wyczekiwały pokolenia Żydów. Początkowo Józef postanowił ją oddalić, jak nakazywało prawo mojżeszowe. Po widzeniu przyjął ją jednak do swego domu. W toku narracji filmowej przedstawione zostały: podróż do Betlejem, narodziny Jezusa, ucieczka do Egiptu, powrót do Palestyny. Opowieść kończy scena śmierci Józefa.

format: 20x29 cm
oprawa twarda
papier kredowy
stron: 64

czas trwania: 96 min

http://www.fnp.pl/main_jo...uemart&Itemid=1
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-02-08, 20:53   

Godzina szatana. Tajemnice Medjugorie

O. Livio Fanzaga
Co Maryja mówi o ataku zła w czasach ostatecznych

Wedle słów Maryi rzeczywiście nadeszła godzina Szatana, który rozpoczął swój ostateczny atak mający na celu zniszczenie świata. To, czego doświadczamy, jest czasem próby i efektem wyjątkowej agresji złego ducha. Aby przeciwdziałać tym atakom, ludzkość musi najpierw uznać istnienie Szatana i dostrzec jego działanie we współczesnym świecie. Jednakże atak demona nie będzie trwał bez końca. Wezwani jesteśmy do ufności w ostateczne zwycięstwo Chrystusa i w pomoc Królowej Pokoju, która zapewnia nas o swoim wsparciu w orędziach z Fatimy i Medjugorie. „Godzina Szatana” jest też godziną Maryi, czasem szczególnej Jej opieki i łaski. Stąd Jej wielka prośba, aby w czasach ostatecznych, w których przyszło nam żyć, jeszcze mocniej oddać się w Jej opiekę.
format: 14,5x20,5 cm
oprawa miękka
s. 307

http://www.fnp.pl/main_jo...uemart&Itemid=1
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9