Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Dziękuję za modlitwę, na pewno się przyda, bo ja sama... no cóż.
Wczoraj skończyłam Pompejańską. Wytrwałam do końca. Ale moja wiara zamiast się pogłębić, to wręcz przeciwnie. Nie chodzi o to, że moja prośba nie została tu i teraz wysłuchana. Po prostu jakoś nic nie czuję. W ostatnim tygodniu Nowenny poczułam po prostu, że nic nie czuję do męża. Postanowiłam zadziałać w kierunku uznania nieważności małżeństwa. Nie chcę być do końca życia sama. Takie są u mnie owoce Nowenny Pompejańskiej. Albo ja nie umiem się modlić. Albo nie do końca wierzę, że ktoś tych modlitw w ogóle słucha. Sama nie wiem. Tak jak już wcześniej pisałam, to było raczej klepanie niż pełna wiary modlitwa. Strasznie mi ta Nowenna "ciążyła", a dokończyłam ją po to, żeby sobie udowodnić że wytrwam. Już w połowie czułam, że to bez sensu, bo modliłam się o powrót męża, a czułam, że nie chcę tego powrotu. ...
Majola ja odmówiłam cztery razy Nowennę.I podobnie jak Ty za pierwszym razem modliłam się o powrót męża...Przy kolejnej już zmieniałam intencje np."o przemianę serca męża i dzieci" aż doszłam do "abym zaakceptowała Boży plan wobec mojej osoby"."Doły" zdarzały się coraz rzadziej i trwały coraz krócej,a straciłam nie tylko męża,ale też i nastoletnie dzieci.Oczywiście mam z nimi kontakt,ale co to znaczy,gdy wcześniej liczyła się tylko rodzina?
Majola,może właśnie dlatego Twoja modlitwa nie została wysłuchana,bo jak sama piszesz nie chcesz powrotu męża?Wiesz kiedyś gdzieś czytałam,że szatan tak bardzo nienawidzi ludzi,którzy odmawiają Nowennę,że nawet zdarzały się sytuacje, gdy kładli cały różaniec wieczorem na szafkę,a rano brali do ręki - porwany.
majola [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-02, 11:42
Wiem, że pewnie dlatego nie została moja modlitwa wysłuchana. Nie mam nawet żalu czy rozczarowania tym, bo od początku nawet nie wierzyłam, że będzie wysłuchana. Po skończeniu Nowenny przestałam się w ogóle modlić. Nie mam siły się modlić. Wyczerpało mnie to. Nie chce mi się po prostu. Tyle się naczytałam o tym, jak to Nowenna Pompejańska "uzależnia", że jak się raz zacznie to się do niej wraca, a ja w ogóle nie wzięłam od tego czasu do ręki różańca.
Całe moje "dorosłe" życie byłam bardziej wątpiąca niż wierząca czy niewierząca. Więcej od życia dostawałam po głowie niż dobrego. I w czym to ma mi pomóc? To, że będę cierpieć, że będę walczyć itp.? Mój mąż poszedł na łatwiznę i wybrał fajniejsze życie. Czemu ja miałabym się męczyć, być sama "bo przysięga"? Ja też chcę mieć fajne życie, rodzinę, a nie przytulać się do poduszki. Widzę piękny świat dookoła, piękną mamy jesień, słońce za oknem, kolorowe liście. Czemu miałabym się tym cieszyć sama a nie z kimś?
Nie rozumiem, skoro Bóg jest to czemu tylko doświadcza , dobija a tak mało dobrego mi daje? Przynajmniej za mało jak dla mnie. Mnie to nie satysfakcjonuje.
oaza [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-02, 18:26
majola napisał/a:
Nie rozumiem, skoro Bóg jest to czemu tylko doświadcza , dobija a tak mało dobrego mi daje? Przynajmniej za mało jak dla mnie. Mnie to nie satysfakcjonuje.
Wiesz są takie dwa powiedzenia:"Im bardziej kogoś Pan Bóg kocha,tym więcej krzyży na niego zsyła" i drugie:"Pan Bóg nigdy nie daje człowiekowi cięższego krzyża niż jest w stanie udźwignąć".
Majola,piszesz,że wiele zła w życiu doświadczyłaś,czy nie zdarzało ci się pomyśleć,że więcej już nie przeżyjesz?I co?Żyjesz nadal.
To prawda,ze nasi mężowie poszli na łatwiznę,ale czy to znaczy,ze my mamy brać z nich przykład?Jezus pomimo,że był niewinny dał się ukrzyżować,jak najgorszy złoczyńca.Też mógł iść "na łatwiznę",przecież jest Bogiem.
No i jeszcze jedno:nawet Jezus miał malutką chwilkę zwątpienia w Ogrójcu"Ojcze dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie!"Lecz nie to, co Ja chcę,ale to co Ty[ niech się stanie!] Mr 14,36
majola [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-02, 20:16
Raz w życiu pomyślałam, że czegoś nie zniosę i to była śmierć Taty. Nagła, nieoczekiwana, zawołał dobranoc, poszedł spać, a rano nie wstał. Dziś Jego urodziny. Ponad 2 lata Go nie ma a ja nadal za nim płaczę. Nadal przeraźliwie tęsknię i nie potrafię się z tym pogodzić. Nawet zdrada, odejście męża i rozwód tak nie bolało. Ani w połowie. Może dlatego, że tamten ból umniejszył ten.
Sama niedawno tu napisałam zdanie, które usłyszałam w Kościele „Kogo Bóg miłuje, tego Bóg krzyżuje”. To mnie musi bardzo kochać. Ale to jakaś taka sadystyczna ta miłość.
Kiedyś przeczytałam, że dwie największe traumy w życiu dorosłego człowieka, to śmierć rodziców lub małżonka i rozwód. Ja obie te rzeczy przeżyłam w ciągu 15 miesięcy. Nawet lepiej, bo ślub-śmierć-rozwód.
Tak, nadal żyję. Ale nie czuję się szczęśliwa. Żyję, ale nie tak chciałabym żyć. Żyję, ale jestem wyczerpana. Nie czuję się przez to silniejsza, choć ludziom z zewnątrz tak się wydaje.
Może i użalam się nad sobą. Ale nie mam siły radzić sobie ze wszystkim co mi spada na głowę i jeszcze się uśmiechać.
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-02, 22:24
Majola,
skąd wiesz, ze Twoja molditwa nie została wysłuchana??????
skonczyłas Nowenne zaledwie kilka dni temu
a co jesli w Twoim małżenstwie jest jakis głębszy problem? który wymaga uzdrowienia?
ufaj
Matka Boża NIKOGO nie zostawia bez pomocy
jesli tak czujesz- spróbuj ruszyc sprawe stwierdzenia nieważnosci
ale nie mów i nigdy nie mysl, ze Bóg nie wysłuchuje twoich modlitw
ja odmówiłam za powrót męża juz ze trzy Nowenny- mąż nie wrócił do tej pory (16 miesiecy juz i doprowadził do rozowdu), ale np w zeszłym tygodniu napisał mi maila z przeprosinami za pewną sprawę. To prawdziwy cud.
Bóg jest Panem czasu- On wybiera porę, i wie najlepiej czego nam potrzeba
teraz cierpisz, ale cierpienie jest wpisane w nasze zycie, nie unikniesz tego, bo nikt alboslutnie nikt nie przechodzi przez to zycie bez cierpienia
jestem pewna, ze wrócisz do modlitwy pompejanskiej, bo ona czyni cuda
teraz jestes zmeczona, ale to minie
ja po pierwszej swojej nowennie miałam przerwe kilka miesiecy, a potem znów zapragnełam ja odmawiac, potem pół roku przerwy
a teraz juz rózaniec jest codzinnie
przez te modlitwe należysz do Maryi, nie bój się
śpij spokojnie- wszytsko bedzie dobrze
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 08:37
majola napisał/a:
Kiedyś przeczytałam, że dwie największe traumy w życiu dorosłego człowieka, to śmierć rodziców lub małżonka i rozwód.
Tak podobno jest. Jaki więc wniosek? Najgorsze masz już za sobą, teraz może być już tylko lepsze
majola napisał/a:
Tak, nadal żyję. Ale nie czuję się szczęśliwa. Żyję, ale nie tak chciałabym żyć. Żyję, ale jestem wyczerpana. Nie czuję się przez to silniejsza, choć ludziom z zewnątrz tak się wydaje.
Może i użalam się nad sobą. Ale nie mam siły radzić sobie ze wszystkim co mi spada na głowę i jeszcze się uśmiechać.
Nie musisz się uśmiechać na siłę, nie musisz udawać przed nikim, że jest lepiej niż naprawdę jest. Naprawdę nie musisz...
Przyszło do głowy, że skoro tak długo cierpisz i rozpamiętujesz śmierć Taty, chyba nie pogodziłaś się z tym do końca. Tak samo może być w przypadku Twojego małżeństwa.
Jest taka prawidłowość, że każdą żałobę trzeba przeżyć - psycholodzy wymieniają kilka faz, gdzie zakończeniem jest zdrowienie. Trwa to nawet do kilku lat (!). Zdrowienie charakteryzuje się tym, że żal i ból po stracie zaczyna (bardzo powoli) wygasać. Mimo, że zdarzają się "nawroty", jednak ataki rozpaczy są coraz łagodniejsze.
Gdy ma się świadomość tych etapów, można pozwolić sobie na pełne ich przeżycie wiedząc, że właściwie i tak nie ma innego wyjścia. A przy tym nie mieć do siebie pretensji, czy wyrzutów sumienia, że ogarnia mnie rozpacz, że nie daję sobie rady w tym momencie. To po prostu jeden z etapów.
Jest tylko jedno niebezpieczeństwo, czasami ktoś zatrzymuje się na fazie tuż przed "zdrowieniem" i pozostaje w tym stanie, użalając się i rozpaczając bez końca, pogrążając się coraz bardziej w bólu i cierpieniu. To niebezpieczne, wyniszczające i mogące zmienić człowieka w zgorzkniałą, wiecznie cierpiącą osobę.
Dobrze mieć to na uwadze i przyjrzeć się sobie i swoim emocjom...
Czasami warto udać się po pomoc do specjalisty, gdy czujemy że sami już nie dajemy rady, nie widzimy szans na zmianę i poprawę swojego stanu.
majola [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-09, 16:41
Tak jest, nie pogodziłam się ze stratą Taty. Wiem, że tak musi być i nic nie jestem w stanie już zmienić, ale bardzo mi go brakuje i zawsze tak będzie.
W kwestii mojego małżeństwa to pogodziłam się z tym już całkowicie. Ale nie chcę się pogodzić z tym, że przez to mam być sama do końca życia. W tym momencie to co robi mój mąż kompletnie przestało mnie interesować. Mam tylko żal, bo swoim odejściem pozbawił mnie możliwości usamodzielnienia się, na której tak mi zależało.
Od jakiegoś czasu mam totalnego doła. Wszystko wali mi się na głowę, coraz to nowe problemy i to takie sporego kalibru. Czuję się zupełnie bezwartościowa. Jak nieudacznik. Nie mogę znaleźć pracy, a nawet jak znajdę, to pewnie nie taką żeby było mnie stać na własne mieszkanie. Żebym w końcu mogła uniezależnić się od własnej matki i zacząć żyć swoim życiem. Źle się czuję z 30tką na karku, mieszkając w mieszkaniu mojej mamy, która w ogóle nie traktuje mnie jak dorosłą osobę, nie pozwala żyć po swojemu "bo mieszkam u niej". Kompletnie nie liczy się z tym, że ja mam zupełnie inne podejście do życia. Tego nie da się pogodzić.
NIC mi w życiu nie wychodzi
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-09, 17:03
majola napisał/a:
Sama niedawno tu napisałam zdanie, które usłyszałam w Kościele „Kogo Bóg miłuje, tego Bóg krzyżuje”. To mnie musi bardzo kochać. Ale to jakaś taka sadystyczna ta miłość.
Podobnie i ja miałam. Nieraz, ze smiechem choc przez łzy peosiłam w modlitwie: " Panie Boże Ty wiem, że mnie kochasz, ale czy mógłbyś już trochę przestac?"
majola [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-09, 18:12
I co, odpuścił?
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-09, 18:19
majola napisał/a:
I co, odpuścił?
Chyba raczej nie... Ale było mi coraz łatwiej. Zaczęłam Go prosic o siłę dla mnie, o pozbycie się złych emocji... I jakoś tak jest lepiej, choc długa droga przede mną. Pan Bóg nie odpuszcza tak łatwo.
majola [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-09, 19:04
Ja nawet nie wiem o co prosić
Jest mi źle, ciężko, czuję się kompletnie bezradna we wszystkim co mnie spotyka. I przeraźliwie nieszczęśliwa.
[ Dodano: 2013-10-09, 19:15 ]
Ostatnio czuję się najbardziej nieszczęśliwa w swojej bezradności z powodu... kota. A dokładnie kotki. I w tej intencji się modlę.
Przyplątała się wiosną na osiedle cudna, przesłodka kochana kicia. Wygląda to tak, jakby ktoś ją wyrzucił z domu, bo jest oswojona i łasi się do każdego. Kilka osób ją karmiło te kilka miesięcy, wygrzewała się na maskach samochodów itp. i wszystko było fajnie. A teraz robi się zimno i nie potrafię znaleźć dla niej ciepłego domku Może to głupie, ale serce mi pęka i jestem zła i... nawet nie wiem jak to określić. Jak to możliwe, że tak ciężko znaleźć dom dla jednego kotka?
Ja wiem, powiecie może że jestem nienormalna, że tyle dzieci cierpi itp. Ale mi akurat leży na sercu los tej kici. Stąd też mój dół z powodu braku mojej samodzielności, bo gdybym miała taką możliwość, już dawno miałaby ciepły, kochający domek.
[ Dodano: 2013-10-10, 11:39 ]
Dawno nie czułam się tak źle sama ze sobą, ze swoim życiem ;-(
Boże pomóż, bo ja już nie wiem co mam ze sobą zrobić...
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-10, 12:36
Cytat:
Dawno nie czułam się tak źle sama ze sobą, ze swoim życiem ;-(
Boże pomóż, bo ja już nie wiem co mam ze sobą zrobić...
To chyba taka faza, ja mam to samo... tak było dobrze, czułam się szczęśliwa, silna i nagle się wszystko załamało... końca nie widać.
majola [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-10, 18:57
No właśnie, u mnie też było lepiej. Może nie czułam się szczęśliwa, ale przez moment trochę silniejsza, zaczęłam myśleć nad tym unieważnieniem i choć odrobinę optymistycznie patrzeć w przyszłość, ale znów zostałam brutalnie sprowadzona do rzeczywistości :(
Mam naprawdę dosyć.
Z ludzkiego punktu widzenia nie mam żadnych perspektyw i jak tu mieć nadzieję, że cokolwiek w moim życiu zmieni się na lepsze? :(
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-10, 19:13
majola napisał/a:
jak tu mieć nadzieję, że cokolwiek w moim życiu zmieni się na lepsze? :(
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.