Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
2 lata temu mój związek przeżywał kryzys. Jednak po wielu próbach staraniach mąż wrócił do mnie, a w zasadzie zaproponował abym to ja wróciła do niego. Mimo iż bardzo starałam się aby odbudować nasze relacje i naszą miłość, to on nie starał si w ogóle. W wyniku wielkiego stresu bardzo zachorowałam. Praktycznie pół roku spędziłam w szpitalu. Okazało się, że cierpię na poważną chorobę, przeszłam operacje ratującą życie. Myślałam, że mąz zrozumiał swój błąd, bo dbał o mnie, mówił jak bardzo mu zależy na mnie że bardzo tęskni, odwiedzał mnie w szpitalu. Myślałam, że wszystko wróci do normy, że będziemy w końcu szczęśliwi. Jednak po moim powrocie ze szpitala mąz znowu zaczął powili się zmieniać. Zaczęłam znowu podejrzewać że kogoś ma. Okazało sie, że moje podejrzenia były słuszne. Zdradzał mnie co najmniej od półtora roku z moja znajomą... Kiedy odkryłam jego romans zaczęło sie piekło. Mimo, że chciałam mu przebaczyć on od razu zażądał rozwodu. Długo by o tym pisać co robi i jak się zachowuje, ale najważniejsze, że wniósł sprawę o rozwód a mnie traktuje jak wroga mimo, że nic złego mu nie zrobiłam. Szantażuje mnie, straszy, że jeżeli nie zgodzę się na rozwód bez orzekania o winie to nic nie odda mi ze wspólnego majątku. Nawet mnie nie przeprosił. Nie mamy dzieci, bo on nie chciał ich mieć. Jestem poważnie chora. Cały czas się leczę i myślę, że tak pozostanie już do końca życia. On nic nie robi sobie z tego. Widział mnie umierającą i mimo to zdradzał mnie z nią. Oszukiwał tyle lat. Wmawiał mi że jestem głupia, bo mam jakieś podejrzenia, że to że nasz związek tak wygląda to moja wina. I wmówił mi to mimo, iz w głębi serca wiedziałam że to nieprawda. Straciłam tak wiele poczucie własnej godności, szacunek do samej siebie wiarę w to, że jestem wartościową kobietą... Mam 28 lat, 9 lat życia spędziłam z nim w tym 4 lata małżeństwa. Czuję jakby świat zawalił mi się po raz kolejny. Boli, że on woli dziewczynę bez wartości, która zdecydowała się z premedytacją rozbić nasz związek. Choć wiem, że ona nie byłą jedyna kobietą z którą mnie zdradzał. Mój mąz widział ile wycierpiałam widział ile zdrowia kosztował mnie tamten kryzys i jego zachowanie i nie wyciągnął żadnych wniosków. Bardzo go kocham i chciałam mu dać szansę, zapomnieć o tym wszystkim. Jednak on postanowił inaczej. Mieszkamy w domu jego rodziców. Muszę się wyprowadzić. Jeżeli chodzi o nasz wspólny majątek on też nie chce sie dogadać mimo, że dobrze wie że w większej części to ja utrzymywałam dom, bo on jak sie okazuje nasze wspólne pieniądze przeznaczał na kochankę. To tak strasznie boli, że nie umiem sobie dać z tym rady. Boję sie rozwodu i tego życia bez niego. Ze świadomością, że on jest z inną. Nie wiem co robić i jak się zachować. Nie chcę się kłócić z nim, ale nie pozwolę również żeby mną dalej manipulował. Bo on jedynie żąda i nie widzi swojej winy w tym wszystkim. Nie widzi jak ja cierpię, nawet nie przeprosił.
[ Dodano: 2013-08-05, 09:14 ]
Ja naprawdę starałam się być dobrą żoną. Jedyne czego chciałam to dać mu szczęście i ciepły dom. Wybaczyłam mu 2 lata temu i nie potrafil tego docenić. Nie wiem dlaczego to zrobił. Po prostu nie wiem.
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 14:35
a ja wiem,martaj
tu po prostu ma tak większość,zdecydowana większość
poznajesz dalej prawdę o świecie,brutalną jak widać
dbaj o siebie ,myśl o sobie ,módl się ...nie koniecznie o jego powrót-są lepsze na tą chwilę intencje
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 14:39
nie modlę się o jego powrót... wiem, że nie ma już powrotu. 2 lata modliłam sie o to żeby sie nawrócił. Muszę teraz modlić się za siebie, za niego też, ale przede wszystkim muszę zacząć myśleć o sobie w końcu. Bo tak naprawdę ja straciłam najwięcej... zaczynając od zdrowia. Czasem trzeba odpuścić. Ja zrobiłam wszystko co mogłam. Mimo, iż go kocham nie będę juz walczyć...
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 14:47
może to trochę wyda się śmieszne,ale gdy byłem napełniony bólem do reszty i codziennie kombinowałem co mogę jeszcze zrobić aby zmienić decyzje żony,gdy chciało mi się wyć z bezsilności odkręciłem korek po napoju,a na jego odwrocie znalazłem napis "pozwól na wszystko".... i tak zrobiłem-nie żałuję z perspektywy czasu
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 14:52
ja juz nie mam wyjścia. On wybrał rozwód. Ja naprawdę przez 2 lata znosiłam wszytsko co mogłam. Przyjmowałam na siebie jego humory, ataki. Moja miłośc okupiłam ciężką chorobą. Skoro nawet to, że byłam bliska śmierci nie skłoniło go do zerwania romansu nie widzę juz dla nas nadziei. Nie potrafię mu wybaczyć na razie tych wszytskich kłamstw i podłego zachowania... Mimo, iz nie chce tego rozwodu pozwalam mu odejść. Mimo że cierpię.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 19:18
Martaj
to jest czas dla Ciebie, dla Ciebie i Jezusa, uwierz On uleczy każdą ranę Twojego serca.
Bóg Cię bardzo kocha i nie pozwoli Cię więcej krzywdzić.
Zaufaj Mu, bo Jego miłość nigdy nie zawodzi.
Zapraszam Cię na odsłuchanie spotkania otwartego wspólnoty MiMJ.
17 sierpnia proszę odsłuchaj Mszy z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie ( strona mimj.pl) transmitowane na żywo.
Będę tam na miejscu i obiecuję modlitwę, będę prosić Pana o Twoje zdrowie i ofiaruję w tej intencji Komunie św.
Pan zawsze leczy całość- ciało i duszę wierze, że "coś" dla Ciebie wyproszę
trzymaj się
nie jesteś sama, Jezus jest zawsze z Tobą i się o wszystko zatroszczy
Michalina [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 21:21
Martaj, ja również Tobie polecam Msze z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie, o których pisze Malwinka. Mi także one bardzo pomogły i dalej pomagają. Polecam Ci także książki ojca Witko i liczne nagrania dostępne przez internet
np http://www.youtube.com/watch?v=eVbsz6tvxPs
Trzymaj się i bądź dzielna
lena [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-05, 23:08
Cytat:
Muszę teraz modlić się za siebie, za niego też, ale przede wszystkim muszę zacząć myśleć o sobie w końcu.
...od tego trza było zacząć,ale.....lepiej późno ,niz wcale.
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-07, 10:18
no właśnie od tego zaczęłam całe małżeństwo i kryzys 2 lata temu, ale nie pomogło
lena [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-07, 23:39
Cytat:
...od tego trza było zacząć,
...od odpuszczenia mężowi i zajęcia się sobą....to miałam na myśli.
Działałas zupełnie inaczej.....wystarczy wrócić do Twoich postów.
Nie ważne dzis.....zadbaj o siebie w końcu !!!!!!!!!!!
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-08, 10:28
Lena ,
a jak w praktyce , tak KONKRETNIE
ma wygladać to zajęcie się sobą i zadbanie o siebie ?
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-08, 11:03
martaj napisał/a:
Bo tak naprawdę ja straciłam najwięcej...
o nie kochana, nie straciłaś najwięcej - jak na razie, to Twój mąż najwięcej traci: szansę na Wieczność.
Ja wiem, jak boli strata rzeczy materialnych, tego, na co się latami pracowało, tego, co było wartościowe i było z tobą prawie całe życie (pamiątki, cenne przedmioty) - i uwierz mi, rozumiem Cię. Ale pomyśl: fakt, że myślisz tylko o stracie materialnej jest bardzo, bardzo na rękę jednemu gostkowi: . On zrobi wszystko, by tymi myślami odciągać Cię od Boga.
Zmień priorytety: postaw na dobra wieczne najpierw. O nich myśl. Jak się okaże, że nie dostaniesz ani lodówki, ani pralki - powiedz sobie: Boże, ale mam szansę na Niebo! A pralką, lodówką - Jezu, Ty się tym zajmij.
I nie mówię o tym, byś poddała się walkowerem - na tyle ile możesz, walcz o swoje rzeczy.NIE DAJ SIĘ MĘŻOWI ZASTRASZYĆ. On dobrze wie, że rozwodu tak łatwo nie dostanie, bo Ty jesteś chora - a nie zostawia się małżonka w potrzebie. Z tego co wiem, sąd nie zgodzi się na rozwód, skoro jesteś chora (bo to sprzeczne z zasadami współżycia moralnego - jak się mylę, niech ktoś mnie poprawia ) a do tego nie Ty zgadzasz się na rozwód. Na dodatek, pewnie będziesz miała świadków na to, że mąż Cię zdradzał, co nie?
Głowa do góry - cokolwiek mówi mąż, nie słuchaj go. Tak jak wspomniałam, próbuje wykończyć Cię psychicznie i myśli, że dasz się złamać za jakąś pralkę, lodówkę czy kuchenkę mikrofalową (oczywiście z całym szacunkiem dla Twojego dobytku - chodzi mi tylko o pokazanie Ci, że są rzeczy ważne i te niezmiennie najważniejsze )
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-08, 11:08
Ale mi nie chodzi o rzeczy materialne mi naprawdę na tym nie zależy. Żle mnie zrozumiałaś. Sama potrafię na siebie zarobić. Nigdy nie potrzebowałam jego pieniędzy. A pralka czy lodówka co mi po nich niech on sobie wszystko weźmie mi one szczęścia nie dadzą. Chodziło mi o to, że w sensie emocjonalnym straciłam wiele.
[ Dodano: 2013-08-08, 11:15 ]
A rozwód? Zgodzę się na niego ale tylko z orzeczeniem o jego winie... I tak nie będziemy juz razem. Daje mu tą wolność. Tak naprawdę to tylko papierek... O rzeczy nie zamierzam walczyć mam to w nosie. Nie będę sobie psuła nerwów o jakieś talerze czy szklanki.Niech on sobie je weźmie nie są mi potrzebne. Ale nie zamierzam też zostawiać jemu i jego kochance tego wszystkiego w prezencie. W sądzie będę jedynie walczyć o jego winę. Jestem chora tak , ale wróciłam do pracy jestem samodzielna. Zawsze tak było. Nie potrzebuję jego pieniędzy.
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-08, 12:07
martaj napisał/a:
Chodziło mi o to, że w sensie emocjonalnym straciłam wiele.
A to Cię martaj bardzo przepraszam - źle Cię zrozumiałam.
Wiem, że bycie obdartą z godności, szacunku i miłości potrafi boleć jak żadna inna rana fizyczna...
Na to może jedynie sam Bóg zaradzić - działając bezpośrednio w Eucharystii, pośrednio przez ludzi, czas...
[ Dodano: 2013-08-08, 12:09 ]
martaj napisał/a:
I tak nie będziemy juz razem.
o
Nie chcę się wymądrzać, ale tego to akurat nie możesz być pewna... tutaj na forum jest mnóstwo ludzi, którzy po kilku latach nawet zjednoczyli się ze swoimi małżonkami i odbudowują swój sakrament... a też co poniektórzy mówili: nigdy więcej...
martaj napisał/a:
Nie będę sobie psuła nerwów o jakieś talerze czy szklanki.Niech on sobie je weźmie nie są mi potrzebne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.