Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Coś więcej o stanowczości?
Autor Wiadomość
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-30, 20:13   

Dabo napisał/a:
Jak facet, mam nieodpartą ochotę wpaść tam to tego zbawiciela mojej żony i mu taką rojebun...e zrobić z mieszkaniem i samochodem , z matką i jego dziedzmi


Dabo nie o taką siłę tu chodzi, ale o siłę ducha. Takim zachowaniem, o jakim piszesz okazałbyś raczej swoją słabość ( a żona już na pewno tak by to odebrała). Bóg podobno dopuszcza (nie zsyła) kryzysy po to abyśmy się zatrzymali i zastanowili nad sobą. To czas, który Bóg nam daje abyśmy coś ze sobą, ze swoim życiem zrobili. Ponieważ zona i tak w tej chwili się na ciebie zamknęła, może warto w takim razie "darowany" czas poświęcić na pracę nad sobą, a nie jak piszesz

Dabo napisał/a:
a ja jak ta D.... stoję i czekam.


Jest w tobie Dabo wiele żalu i złości (nie mówię, że niesłusznego), z którymi dobrze byłoby coś zrobić. Musisz jednak tego chcieć. Tylko pracą nad sobą możesz uzyskać taką siłę, jaką Bóg i świat od ciebie oczekuje. :roll:
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-30, 20:44   

Nancy napisał/a:

Nie jest między nami idealnie, ale wiem, że dopóki sama nie krzyczę, nie atakuję go, a mówię ze spokojem ( i to na pewno nie jest moja zasługa, bo siebie znam), to niczym nie ryzykuję żyjąc z nim, nie wiem, ani pobiciem ani zabiciem.


Jak czytam taki teksty (zakładam, że piszesz to poważnie) to swierdzam, że zupełnie nie rozumiem kobiet.
 
     
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-30, 21:25   

Zenia ,
to że Adam tam stał ,
nie znaczy , że tam był ,
nie znaczy że cokolwiek nawet słyszał .
Tam było jego ciało , a gdzie były jego myśli ? :roll:

Może to tak jak mówi Pulikowski :
ej ty , widzisz mnie
słyszysz , Adaś ........ SŁYSZYSZ !!!!
Tak się mówi do faceta , bo on generalnie
nauczył się nie odbierać na częstotliwości nadawania żony
( zwykle nadaje mało istotne dla niego treści 5 czy 10 raz , mówi długo i mało treściwie ,
często gdera na niego itp )
Jak czegoś naprawdę ma ważnego ( jej zdaniem )
do przekazania to zrobi awanturę
i wtedy on zauważy .

Jest jeszcze inna możliwość .
Po prostu Adam był już pantoflarzem
i zwyczajnie bał się sprzeciwiać żonie .

Trochę piszę humorystycznie ,
ale to bardzo ciekawa sprawa
i pewnie coś nam ma powiedzieć .
Stał - oznacza jakąś bierność
Obok - sugeruje jakiś dystans w stosunku do Ewy ?


Dabo , ja jako facet akurat bardziej rozumiem
Twój dylemat . :mrgreen:
Nic nie robisz - wychodzisz na frajera .
Gonisz gościa - też wychodzisz na frajera .

Grzegorz
chyba cenne spostrzeżenie .
Musisz to sobie zapamiętać . :mrgreen:
........ ale akurat w tym wypadku
to ja rozumiem Nancy
( ona nie polega na sobie , zaufała Bogu
....... no chyba , że ja też nie rozumiem :mrgreen: )
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 09:28   

Cytat:
Wykształcenie , inteigencja, dopasowanie różnych osób , nie do końca da się sparować


Wykształcenie to nie inteligencja i o niczym nie przesądza. Ale uważam, że ludzie którzy tworzą związek powinni być do siebie podobni. Albo oboje wykształceni, albo oboje nie. Z podobnym podejściem do spraw wykształcenia. Jeżeli tu jest przepaść, to potem są tylko problemy, znam z autopsji.
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 09:38   

porzucona_33, tu akurat się nie zgodzę. W moim przypadku różnice w wykształceniu nie były przyczyną problemów. Poza tym, edukację można kontynuować w każdym wieku :)
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 10:04   

ja_tez napisał/a:
porzucona_33, tu akurat się nie zgodzę. W moim przypadku różnice w wykształceniu nie były przyczyną problemów. Poza tym, edukację można kontynuować w każdym wieku :)


Porzucona pisze, że "jeśli w wykształceniu" jest przepaść, a nie "jeśli jest różnica".
Zresztą nie chodzi przecież o sam dyplom, ale o patrzenie na świat, wartości, zainteresowania, które zazwyczaj (choc nie zawzse) idą w parze z wykształceniem.
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 10:24   

ja_tez napisał/a:
porzucona_33, tu akurat się nie zgodzę. W moim przypadku różnice w wykształceniu nie były przyczyną problemów. Poza tym, edukację można kontynuować w każdym wieku :)


Mi chodzi może nie o posiadanie dyplomu, ale bardziej o nastawienie. Jeżeli dla jednej osoby wykształcenie jest ważne a dla drugiej to strata czasu i głupota iść na studia to jest przepaść w poglądach. Nie mówię o sytuacji, gdy ktoś chciałby kontynuować naukę ale warunki nie pozwoliły i dyplomu nie ma. Wyobraź sobie jak będzie wyglądało wychowywanie dziecka, gdy jeden rodzic nastawia dziecko na zdobywanie wykształcenia a drugi mówi: skończ zawodówkę i zacznij zarabiać pieniądze. Nie będzie można się dogadać w podstawowych sprawach. Poza tym, tak jak mówi Grzegorz, wykształcenie wiąże się z patrzeniem na świat, myśleniem, wartościami, zainteresowaniami itd. a to powinno być podobne.
 
     
Jędrek
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 10:55   

grzegorz_ napisał/a:
Nancy napisał/a:

Nie jest między nami idealnie, ale wiem, że dopóki sama nie krzyczę, nie atakuję go, a mówię ze spokojem ( i to na pewno nie jest moja zasługa, bo siebie znam), to niczym nie ryzykuję żyjąc z nim, nie wiem, ani pobiciem ani zabiciem.


Jak czytam taki teksty (zakładam, że piszesz to poważnie) to swierdzam, że zupełnie nie rozumiem kobiet.

Szczerze powiedziawszy obśmiałem się....
Zaczynam chyba rozumieć co miał na mysli ktoś, kto powiedział:
"Kobiet nie trzeba rozumieć... wystarczy je kochać."
Tylko, że ja nie rozumiem jak można coś robić bez zrozumienia... nadal... niestety... chociaż od jakiegoś czasu próbuję sie powierzać...
I jak tu kochać tak po prostu.... tuż po huraganie wrzasków, przytyków i pretensji.... "BO TAK" :) Mój system nerwowy jest mało odporny na tego typu boćce.... i związek przyczynowo skutkowy nie mający często zastosowania sam sobie dorabiam.... i się zaczynam mordować jak cholera......
Sorki, ale prostym ściślakiem jestem :)
I kogo ja przepraszam?
Przecież to ja się z tym męczę... :(
 
     
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 13:21   

Jędrek napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Nancy napisał/a:

Nie jest między nami idealnie, ale wiem, że dopóki sama nie krzyczę, nie atakuję go, a mówię ze spokojem ( i to na pewno nie jest moja zasługa, bo siebie znam), to niczym nie ryzykuję żyjąc z nim, nie wiem, ani pobiciem ani zabiciem.


Jak czytam taki teksty (zakładam, że piszesz to poważnie) to swierdzam, że zupełnie nie rozumiem kobiet.

Szczerze powiedziawszy obśmiałem się....

Ja też, ja też :lol: Rzeczywiście ten cytacik nieźle brzmi. Błagam, nie cytujcie go nigdzie indziej :oops: Chciałam odpowiedzieć na czyjąś propozycję rzuconą niby w obronie mnie samej, iż powinnam zostawić męża i uciekać przed jego przemocą, a nie wsłuchiwać się w jego potrzeby...Gdy nie ciągnę kłótni w nieskończoność, on odpuszcza, uspokaja się po jakimś czasie i zwykle przeprasza za swoją wybuchowość, więc o agresji fizycznej nie ma w ogóle mowy. Tak jakby, po części to z mojej strony także, była ona kontrolowana. Wiem dobrze, co mogłabym powiedzieć i w jaki sposób, aby mój mąż wybuchł. Czasem robiłam to specjalnie nie dlatego, że jestem masochistką, ale żeby mu ukazać jego słabość, jego prymitywne reakcje, jego przegraną. Cóż, tak wygląda właśnie walka na śmierć i życie w nieszczęśliwym małżeństwie. Liczy się tylko niszczenie. Dodam przy okazji zdanie Piotra Marta, który w jednej ze swoich książek nt męskiej psychiki rozróżnia agresję patologiczną, gdzie po prostu dostajemy ,,za nic" oraz agresję wynikającą jakby z bezsilności. U nas wygląda to tak, że agresję słowną mam jakby w pakiecie pt ,,mąż wraca z pracy", natomiast nie znęca się on nade mną fizycznie, dopiero jak mu wykrzyknę rzeczy, które z powodu cenzury tu ominę. Stąd stwierdzenie, iż się go nie boję na co dzień, więc nie mam konieczności wyprowadzania się z domu ze względu na bezpieczeństwo.

Jędrek napisał/a:
I jak tu kochać tak po prostu.... tuż po huraganie wrzasków, przytyków i pretensji.... "BO TAK" :) Mój system nerwowy jest mało odporny na tego typu boćce.... i związek przyczynowo skutkowy nie mający często zastosowania sam sobie dorabiam.... i się zaczynam mordować jak cholera......

Jędrku, ja nie wiem tego :mrgreen: Kto wie, ręka w górę! Ja idę sobie sama do mojego cichego kącika, patrzę na Krzyż, czasem wezmę do ręki Pismo Św, ale zwykle nawet na to nie mam psychicznie sił i ryczę, wściekam się, i powtarzam do znudzenia: ,,Boże Mój, co robić, przecież widzisz co się dzieje!!!"
Miłe ciepłe uczucia do męża nie wracają, w zasadzie coraz trudniej mi je odnaleźć w codziennym życiu, ale wierzę, że miłość będąca DECYZJĄ objawia się właśnie w tym, że decyduję nie walczyć z mężem, a oddać to Bogu. I to Bóg daje mi realne ukojenie- nie boję się już o nic, mimo, że sprawa z moim małżeństwem jest po ludzku dla mnie bolesna. Co tam...Są ważniejsze sprawy na tym świecie niż bycie kochaną i uwielbiana przez mężczyznę :lol: Chociaż, chciałabym tego, nie powiem. To także oddaję Bogu.
Widzę teraz, iż ten nasz kryzys pokazał mi, że Pan Bóg był gdzieś w moim życiu na szarym końcu, a najwspanialsza byłam ja sama, niby taka niewinna i dobra. Pan Bóg ewentualnie, żeby na Niego naskoczyć od czasu do czasu, dlaczego się nie układa, skoro ja tak wspaniale wypełniam przykazania. Lubiłam pochlebstwa ze strony innych, których mi nie szczędzono. W pracy, w sieci (fora, blog), ze strony rodziny. Tylko ten mąż nie pasował, bo zna mnie i widział, jak kręcę. To on mi mówił, że nie może ze mną rozmawiać o Bogu, bo ja nie mam z Nim nic wspólnego. I miał rację. Nadal tak zresztą uważa. Dla mnie zasady stały się ważniejsze, niż osoba Jezusa i konieczność proszenia Go o ratunek.
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 14:27   

Cytat:
miłość będąca DECYZJĄ objawia się właśnie w tym, że decyduję nie walczyć z mężem, a oddać to Bogu. I to Bóg daje mi realne ukojenie- nie boję się już o nic, mimo, że sprawa z moim małżeństwem jest po ludzku dla mnie bolesna. Co tam...Są ważniejsze sprawy na tym świecie niż bycie kochaną i uwielbiana przez mężczyznę :lol: Chociaż, chciałabym tego, nie powiem.


To jest twoja decyzja. U mnie było tak, że też ustępowałam - jak byłam miła, "nie skakałam" to maż też był miły i spokojny. Zrozumiałe. I z pozoru było wszystko ok, wzorowa rodzina, tylko brak prawdziwej bliskości emocjonalnej. Związek ciągnął się sztucznie, na bazie decyzji jak piszesz, też sobie to racjonalizowałam i żadna ze stron nie była do końca zadowolona. Ale świetnie zgraliśmy się w codziennym życiu, dobrze organizowaliśmy sprawy małżeńskie. W końcu ktoś nie wytrzymał - i jestem w trakcie rozwodu. A do tego mąż na koniec potraktował mnie tak jak mu serce podpowiadało - jak niepotrzebny przedmiot, z którym się zbytnio liczyć nie trzeba, bo i tak we wszystkim ustąpi. Dlatego piszę to jako przestrogę, ale to twoje wybory. Jaki jest sens bycia w małżeństwie, w którym się nie jest 'kochaną i uwielbianą przez mężczyznę'? Równie dobrze można żyć z lokatorem, sąsiadem, przyjacielem, kimkolwiek, z kim łączy mnie 'decyzja' a nie uczucie.

Cytat:
Widzę teraz, iż ten nasz kryzys pokazał mi, że Pan Bóg był gdzieś w moim życiu na szarym końcu, a najwspanialsza byłam ja sama, niby taka niewinna i dobra. Pan Bóg ewentualnie, żeby na Niego naskoczyć od czasu do czasu, dlaczego się nie układa, skoro ja tak wspaniale wypełniam przykazania. Lubiłam pochlebstwa ze strony innych, których mi nie szczędzono. W pracy, w sieci (fora, blog), ze strony rodziny. Tylko ten mąż nie pasował, bo zna mnie i widział, jak kręcę. To on mi mówił, że nie może ze mną rozmawiać o Bogu, bo ja nie mam z Nim nic wspólnego. I miał rację. Nadal tak zresztą uważa.


Nadal tak uważa? I ma rację?... Bo ja widzę co innego w twoich poprzednich postach, głęboką wiarę. A może on lubi po prostu krytykować żonę i umniejszać jej poczucie własnej wartości. A może właśnie jesteś 'niewinna i dobra'. Może to nie były pochlebstwa tylko docenienie za to kim jesteś? Może właśnie taka jesteś, dlaczego ludzie w pracy czy rodzina mieliby ci mówić nieprawdę? Coś nie wierzę w to twoje szukanie w sobie winy, raczej myślę, że to jest wynik tej relacji, w której jesteś.
 
     
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 15:40   

porzucona_33 napisał/a:
U mnie było tak, że też ustępowałam - jak byłam miła, "nie skakałam" to maż też był miły i spokojny. Zrozumiałe. I z pozoru było wszystko ok, wzorowa rodzina, tylko brak prawdziwej bliskości emocjonalnej. Związek ciągnął się sztucznie, na bazie decyzji jak piszesz, też sobie to racjonalizowałam i żadna ze stron nie była do końca zadowolona.

Ja nie jestem miła. Ja nie wypycham swoich prawdziwych uczuć gdzieś do podświadomości, nie uśmiecham się sztucznie i nie robię dobrej miny do złej gry. Jedyne, co zmieniłam, to to, że proszę Boga o pomoc i aby Duch Święty podpowiadał mi co mówić. Nie siedzę cicho, lecz powstrzymuję falę słów ataku, na które zawsze się decydowałam. Mąż wcale nie jest spokojnym aniołem, atakuje nadal, ale na argumenty ,,wymodlone" przeze mnie, nie ma słów, nie ma agresji, nie ciągnie wojny w nieskończoność. Kto wie, może się też powoli wewnętrznie zmienia? :mrgreen:
Między nami też nie ma bliskości emocjonalnej, póki co. Ale wiem, że nasz związek nie ma szans bytu na odległość- my jesteśmy oboje impulsywni, emocjonalni, lubimy rozmawiać o problemach-tyle, że czasem nie z sobą, nigdy nie mieliśmy cichych dni, nie obrażamy się, więc nie wyobrażam sobie takiego wyrafinowanego życia w decyzji, że się nie kłócimy, to u nas niemożliwe.

porzucona_33 napisał/a:
Nadal tak uważa? I ma rację?... Bo ja widzę co innego w twoich poprzednich postach, głęboką wiarę. A może on lubi po prostu krytykować żonę i umniejszać jej poczucie własnej wartości. A może właśnie jesteś 'niewinna i dobra'. Może to nie były pochlebstwa tylko docenienie za to kim jesteś?

Ha, a nie wiesz, jak łatwo coś napisać/ głosić, a jak dużo trudniej wykonać to w życiu? Niegdyś tez wszystko wiedziałam, co i jak trzeba czynić, co mówić, żeby było dobrze, ale zawsze wszystko chrzaniłam, niekiedy wręcz celowo, jak mi nerwy puściły, bo pokładałam nadzieję w sobie jedynie...
A to słyszałaś...,,Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg"(Mk10,17-18)...Jak Ty chcesz, żebym ja była niewinna sama z siebie? Przecież to sprzeczne z podstawowymi prawdami wiary, że niby sama miałabym siebie zbawić? Co dla Ciebie znaczy niewinna? Takie cielę, co nic się nie odezwie? Owszem, zdaję sobie sprawę z moich cudownych cech charakteru, którymi mnie Bóg obdarzył PO COŚ, ale nie w ludziach (i tym, co mówią)mamy pokładać nadzieję. A nasi wrogowie...a może to oni czasem mają rację. Kiedy się raz uczepisz Boga, to szczerze powiedziawszy, ani jedni (przyjaciele)ani drudzy (wrogowie) nie mają nad Tobą władzy. Owszem, mogą zranić, czy pochlebić, ale nie sprawią już, że Twój świat zawali się na głowę. Więc bez sensu jest pytanie kto miał rację-mąż czy cała (no, prawie :-P )reszta...Przecież ja sama siebie znam. Gdybyście wiedzieli, do jakich świństw jestem zdolna, to by się zaraz skończyło ,,dobra i niewinna" :->
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 16:01   

Nancy napisał/a:

Gdybyście wiedzieli, do jakich świństw jestem zdolna, to by się zaraz skończyło ,,dobra i niewinna" :->


I po iluś wpisach na forum i dobrych radach przekonałaś siebie, że jesteś też winna,
Pobicie, wyzwiska sprowokowałaś, bo gdybyś się nie odzywała, to może mąż by Cię nie uderzył. Zmienisz siebie (i dobrze) , ale w tym czasie maż oczywiście nic w sobie zmieniał nie będzie, bo w sumie po co ma zmieniać, jeśli wychodzi, że to Ty go prowokujesz. Dzięki Twojej postawie bedzie wybuchał rzadziej i byc może już nigdy Cie nie uderzy.
 
     
Swallow
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 16:05   

porzucona_33 napisał/a:
Jaki jest sens bycia w małżeństwie, w którym się nie jest 'kochaną i uwielbianą przez mężczyznę'? Równie dobrze można żyć z lokatorem, sąsiadem, przyjacielem, kimkolwiek, z kim łączy mnie 'decyzja' a nie uczucie.


Nancy z mężem łączy jeszcze Sakrament - kolejny raz zapominasz, że nie każdy tu na forum rozstaje się z mężem cywilnym, bo ślubu kościelnego nie było i Twoje teksty są sprzeczne z ideą tego forum. Miałam już nie odpisywać na żadne Twoje posty, ale ponieważ nie przestajesz, to muszę napisać kilka słów. Jeśli znowu uznasz, że Cię obrażam, to już Twój problem - mam prawo się wypowiedzieć. To Ty przeginasz.

Nie rozumiem, jak można tak usilnie dyskredytować męża Nancy, nie znając go. I jej małżeństwo, jej drogę wyjścia z kryzysu. Po co? Jaki jest w tym cel?

Po co torpedować niemal w każdym temacie postawy ludzi, którzy mimo trudności chcą być wierni Sakramentowi?

Ile w Tobie zgorzkniałości, niechęci....nie męczy Cię to? Nie lepiej już odpuścić? Albo przynajmniej nie mącić innym w ich drodze do wyjścia z kryzysu?

Czy to nie Twój partner właśnie tak potraktował Ciebie, jak Ty chcesz, by Nancy potraktowała swojego męża?

Sugerujesz, że skoro jest już tak obojętnie, daleko emocjonalnie, tyle różnic, że życie wygląda "jak z sąsiadem czy lokatorem", to najlepiej odejść.

Więc czemu masz pretensje do swojego partnera o to samo? Akurat w poglądzie na takie traktowanie związku zgadzacie się co do joty. Przecież nie odszedł, bo tak bardzo Wam się układa.

Nie sądzisz?

Dla ludzi związanych Sakramentem, wierzących, chcących być blisko Boga - nie ma łatwych opcji. Ja Nancy podziwiam, że jest na tyle szczera ze sobą, że potrafi uznać swój udział w kryzysie (np. prowokowanie do awantur) i że potrafi walczyć ze sobą, by nie reagować, by oddawać swoje trudności Bogu. Że zauważa to, że nie była idealna, że też popełniała błędy. Ty nazywasz to szukaniem w sobie winy, ja nazwę to przyjęciem odpowiedzialności za swój udział w kryzysie. KAŻDY go ma, każdy. No, może poza Tobą. U Ciebie pełną winę za rozpad związku ponosi partner. ;-)

Jakoś dziwnie jestem pewna, że Nancy sobie poradzi, Boga ma za plecami. Może Porzucona, też zbliż się do Boga, poczujesz różnicę, zapewniam. :) Pozdrawiam.

[ Dodano: 2013-07-31, 16:07 ]
grzegorz_ napisał/a:
ale w tym czasie maż oczywiście nic w sobie zmieniał nie będzie,


Skąd wiesz? :-D Nie wiesz tego.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-07-31, 16:10   

Swallow

Gdyby Twoja dorosła córka napisała Ci

"Wówczas, po ostrej wymianie zdań, mąż się wściekł po prostu, rozwalił szklankę o ziemię, potem wyważył drzwi do sypialni, gdzie sobie leżałam (dosłownie!), rzucił je na łóżko, uderzył mnie w twarz i kilka razy po plecach, w kuchni też coś tam rozwalił, groził, że mnie zabije prędzej, niż pozwoli mi odejść..."

Co byś jej poradziła?
Pomyśll, a potem to samo poradz Nancy


Dziwne, że Was to zwyczajnie nie oburza.
Że myślicie..."widocznie zupa była za słona" (tzn Nancy moze prowokowała)
Ostatnio zmieniony przez grzegorz_ 2013-07-31, 16:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4