Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Zdradziłam męża i to nie była moja pierwsza zdrada. Jeszcze niedawno brzydziłam się zdradą, nie potrafiłam zrozumieć jak można coś takiego zrobić, teraz brzydzę się samą sobą i nie wiem czy mam prawo do tego by ktoś mnie kochał.
Wiem że jeśli powiem mężowi o tym co zrobiłam to mnie zostawi, ale czuję ze nie zasługuję na jego miłość. Chciałabym odwrócić czas, to tak strasznie boli. Nie chcę już więcej nikogo zranić, chcę zmienić swoje życie i potrzebuję pomocy.
Boli najbardziej kiedy na nich patrzę...na mojego męża i naszą córeczkę.
Czy wydaje wam się że mam prawo do tego żeby ratować to małżeństwo?
Tak brzmiał mój post prawie 1,5 roku temu.
Dzisiaj jestem nadal z mężem i on nadal nie wie o moich byłych zdradach, ale dużo się między nami zmieniło. Ja wielki pracoholik zaczęłam od zmiany pracy, tak żeby poświęcić więcej czasu rodzinie, dalej była szczera spowiedź, postanowienie poprawy . Jest między nami teraz inaczej, lepiej. Owocem tego będzie nasz syn który przyjdzie na świat za około 2 tyg. Nasza rodzina się powiększa i wszyscy ja, mój mąż i nasza córka jesteśmy bardzo szczęśliwi. Jest tylko jedno ale.....ja nie potrafię sobie wybaczyć, nie potrafię zrozumieć dlaczego tak postępowałam. Czuję się tak jakby te zdrady to było moje drugie ja którego nie chcę znać ani pamiętać.
Często kiedy oglądamy jakies programy w tv o zdradzie mój mąż jasno i wyraźnie twierdzi że ci którzy zdradzają nie mają prawa być na tym świecie, że gdybym tak zrobiła ja to by mnie zabił.
Jest dobrze ale za chwilę znowu wszystko wraca. Dodatkowo na jaw wyszły sprawy sprzed kilkunastu lat ,detale zdrad mojego ojca. Moja mama szuka u mnie pomocy, ale ja nie potrafię pomóc bo przecież jestem taka jak on. Kiedy ona płacze to ja czuję jakbym to ja była powodem tego płaczu.
Na zewnątrz jest ok, ale w środku tak strasznie boli. Nie mogę już spać ani normalnie jeść. Boję się że ten stres odbije się na moim dziecku, a przecież ono jest niewinne.Wiem że to jest mój krzyż który sama sobie zrobiłam i z którym będę już iść do końca życia.
Przepraszam że piszę tu do was o tak przyziemnych sprawach , w swój własny, prosty sposób, bez odrobiny duchowości, ale czuję że znowu potrzebuję pomocy i nie wiem gdzie jej szukać.
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-20, 12:46
an33311 napisał/a:
potrzebuję pomocy i nie wiem gdzie jej szukać
mów Bogu i słuchaj Go w Jego słowie , a poznasz Jego WIEEEELKIE MIŁOSIERDZIE., zabierze ból, jesli oddasz z wiarą, że zajmie sie Twoim bólem
Niech Ci Bóg błogosławi i prowadzi do poznania Jego niesamowitej Miłości i przebaczania również sobie samej
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-20, 13:25
" Czuję się tak jakby te zdrady to było moje drugie ja którego nie chcę znać ani pamiętać. "
Jeśli tak rzeczywiście jest to w czym problem?
Dlaczego do tego wracasz ?
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-20, 13:26
Witam serdecznie!
Bardzo dobrze, że napisałaś.
Też, że się źle czujesz, że czujesz się winna, że żałujesz. I chyba najważniejsze, że już nie zdradzasz, postanowiłaś poprawę, szukasz pomocy.
Gdzie?
Chociaż swoją wypowiedź nazywasz bardzo przyziemną, jednak jest w niej odzew duchowości w postaci wyrzutów sumienia. Gdzie z tym iść? Tylko do Boga, Chrystusa. To najlepszy i jedyny Lekarz na "taką" chorobę.
I chyba njlepszy z możliwych okresów. Wielki Post. Okres, który upamiętnia to, że Chrystus wziął na Swoje Ramiona (Święte Ramiona) grzechy całego świata. Tzn. moje, Twoje, nas wszystkich. Po to, żeby nas z nich wyzwolić, wybłagać nam przebaczenie, Wszystkich grzechów, bez wyjątku. Tych, które popełniliśmy, których się brzydzimy, za które nienawidzimy. Siebie, czasami innych. W Nim jest odpuszczenie i przebaczenie. Jest warunek poprawy, jak do cudzołożnicy : "Idź a od tej chwili już nie grzesz" J 8, 1-11.
Polecam Ci do przeczytania na stronie " Katolik pl - Cudzołożnica".
W dla Ciebie, Najlepszy, wymarzony okres na porządki w sercu. Też miałam taki czas. Dlw mnie najlepsze było rozważanie męki i śmierci Pana Jezusa. Na różne sposoby, głównie Droga Krzyżowa. Bardzo różne rozważania, w które starałam się wczuć, zrozumieć co Chrystus dla mnie zrobił, jak wiele wycierpiał. A skoro tak, to przecież te Jego cierpienia, sens narodzin, drogi Krzyżowejm podjętej Meki, Ukrzyżowania przecież nie był od tak sobie, dla przyjemności. Ale właśnie po to, żeby pomoć takim nieudolnym, grzesznym, upadającym ludziom. Jak ja i Ty. Zeby dać im możliwość podniesienia się. "Rzeczą ludzką jest upaść ale szatańską trwać w upadku. Skoro.......zerwałaś z grzechem, podniosłaś się, nie chcesz więcej, masz pełne prawo do Bożego Miłosierdzi, Miłości, tej ogromnej, bo aż SAMEGO BOGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Powiem Ci co ja zrobiłam bym na Twoim miejscu. Bardzo dokładny, (może "skrupulatny"?)rachunek sumienia, może...........? z całego życia? Jeszcze raz przeczytałabym warunki sakramentu pokuty, żeby dobrze je wypałnić, wzbudzić żal. Taki prawdziwy, poruszający dbo duszy i serca? A............może wcześniej poczytałabym o istocie Sakramentu Pokuty, żeby lepiej zrozumieć, wczuć się na tą chwilę, ten czas.
I.....................jak najszybciej umówiłabym się z jakimś Księdzem, może trochę pomodliłabym się, aby Chrystus Podsunął mi.............takiego dla mnie, na tą chwilę, okoliczności.
I...............Bardzo bym się spiszyła, żeby zdążyć przed urodzeniem dziecka. Ta takie ważne wydarzenie w życiu rodziny. Żeby.....już.................zdać ta moje (Twoje) grzechy na Barki Jezusa, pozbyć się tego ogromnego ciężaru, który tak bardzo przygniata, przeszkadza żyć, funkcjonować. A przecież.....tak dużo siły, spokoju, cierpliwości za moment będziesz porzebowała, żeby zająć się dzieckiem. I sobą.
Nie wszystko od razu zniknie, jakieć myśli będą wracały, ale............już będziesz z Jezusem, On będzie z Tobą, będzie pomagał Ci dxwigać ten ciężar, dalej rozwiązywał Twoją trochę zagmatwaną sytuację.
Ale przede wszystkim świadomość, nawet w ciężkich chwilach "WCALE NIE JESTEM TAKA ZŁA. JESTEM AŻ DZIECKIEM BOGA. ON JEST ZE MNĄ. KOCHA MNIE. BARDZO MNIE KOCHA. O TYM ŚWIADCZĄ ŚLADY PO GWOŹDZIACH NA JEGO RĘKACH, NOGACH, BOKU, ZKTÓREGO WYLAŁA SIĘ KREW I WODA. KREW, KTÓRA OBMYWA WSZYSTKIE GRZECHY I WODA, KTÓRA DAJE NOWE ŻYCIE".
Miłosierdzie Boże!!!!!!!!!
22 lutego w Płocku Jezus Miłosierny po raz pierwszy objawił się Siostrze Faustynie. Wiesz coś na ten temat? Może poszukej, poczytaj. Odmów oronkę do Bożego Miłosierdzia. Mogłabym własnym przykładem zaświadczyć, że to super modlitwa, porusza wnętrzności Samego Boga. Skoro Jezus Chrystus, Syn Boga umarł za nasze grzechy, wycierpiał to, co wycierpiał, to skoro modlisz się do Ojca, i przyzywasz Mękę Chrystusa, Jego Umiłowanego Syna, to czy Ten koczhający Ojciec, Który z bólem patrzył na Mękę Swojego Syna mógłby Ci odmówić, gdzy własnie przyzywasz Jego Mękę?
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Nie ma grzechów nie możliwych do odpuszczenia.
Jesteś stworzona na Obraz i Podobienstwo Boże. Jesteś ogromną wartością.
To wszystko co teraz dzieje się w Tobie jest dobre, myślę, że to początek przemiany jak zaczyna dziać się w Tobie.
POWODZENIA
an33311 [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-20, 15:58
grzegorz_ napisał/a:
" Czuję się tak jakby te zdrady to było moje drugie ja którego nie chcę znać ani pamiętać. "
Jeśli tak rzeczywiście jest to w czym problem?
Dlaczego do tego wracasz ?
Bo mimo że nie chcę to i tak znam i pamiętam.
Mimo że są chwile kiedy zapominam, to wszystko i tak wraca, szczególnie w obliczu tego co się dzieje teraz w mojej rodzinie. Widzę jak moja mama cierpi, widzę jak cierpi najbliższa mi osoba która została zdradzona.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-20, 16:02
Twoja mama cierpi bo wie.
Twój mąż nie cierpi bo nie wie.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-20, 23:47
an33311,
witaj.
Zachęcam Cię do Adoracji Świętego Sakramentu przez co najmniej godzinę tak często jak możesz. Jezus uleczy Twoje rany. Wyspowiadałaś się i zmieniłaś życie więc nie dokładasz choroby. ale nie zaleczyłaś ran i one bolą. Proś Maryję Matkę Brzemienną o wstawiennictwo, a z pewnościa odczujesz różnicę, Oboje przeprowadzą Cię przez trudniejszy czas ku uzdrowieniu. Jezus wszystko leczy tylko wypowiedz przed Nim swoje bóle, On czeka ale z delikatności nie leczy tego czego Ty nie zechcesz Mu oddać. Powierz im takze swoich rodziców, jestem pewna, że poczujesz zmiany na lepsze bardzo szybko.
http://www.matemblewo.pl/?modul=strona_glowna
Pomyśl też o terapii psychologicznej w poradni katolickiej, łatwiej się z tym uporasz.
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-21, 10:52
Szczęść Boże!
PRZEPRASZAM! Niezbyt dokładnie przeczytałam wypowiedź. Mój wpis nie jest zbyt poprawny. Nie za bardzo na temat. Mogłabym usunąć, ale ..........może "PRZEPRASZAM" będzie bardziej na miejscu.
Serdecznie pozdrawiam.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-21, 11:02
an33311 napisał/a:
Tak brzmiał mój post prawie 1,5 roku temu.
Dzisiaj jestem nadal z mężem
I to jest super informacja.
an33311 napisał/a:
on nadal nie wie o moich byłych zdradach
myślę ,że to dobrze.Piszesz dalej o braku spokoju w Twoim sercu z powodu zdrady........ Tu pewnie jest działanie "złego" ...jego samotanina Twoimi emocjami i uczuciami.Wymknełaś mu się zmieniając swoje życie......(praca) a 'on' szrpie Cie tam gdzie może...uderza w poczucie winy....w lęki o tym że się wyda.....by następnie manipulować Twoim sumieniem....by wpędzać Cię w poczucie winy,zakłamania i niepokój z tego powodu.
Podsuwa myśli o tym by sprowokowac Cię do wyznania zdrady męzowi .
Czy masz takie odczucia ,że jesteś zakłamana? że obłudna? że nie jesteś prawdomówna? że tym samym krzywdzisz męża?
Jak tak ,to znaczy ,że podsuwa Ci myśłi byś przerzuciła problem poradzenia soebie z Twoją zdradą na męża.....w imie prawdomówności.....szczerości...bez tajemnic w małżeństwie...... Tylko czy on sobie z tym poradzi? Czy takie wyznanie będzie służyć Wszemu małżeństwu? wg mnie nie!!!!!!!!!!!!!!
On nie wie...... i niech tak zostanie.Niech to będzie tajemnicą Twoją i Boga.
Bo taki wyznanei skrzywdziłoby jeszcze dodatkowo 3 osoby....męża,córke i synka...nie mówiąc o Waszych rodzinach pierwotnych.
an33311 napisał/a:
ja nie potrafię sobie wybaczyć, nie potrafię zrozumieć dlaczego tak postępowałam
a wiesz że to pycha? i nią manipuluje byś nie miała spokoju.
Bóg Ci wybaczył.....a Ty nie możesz sobie wybaczyć..... w imię czego?
Myślę ,żedobrze iż podjełaś decyzję o zwentylowaniu tego stanu...podzieliłaś sie tym. pewnei strasznie sie miota teraz.....atakuje....bo wyjawiasz swoje niepokoje....wytrącasz mu z łap nrzędzie jakim jest poczuciwe winy i lęk.
A mama....no cóż......ona jest dorosła......a fakty były kilkanasice lat temu...po co komu szczegóły .....to też
Pogody Ducha
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-27, 09:42
Nie wybaczysz sobie nigdy jeśli nie powiesz mężowi. On ma prawo o tym wiedzieć. Takie kłamstwo to wielki grzech, jak każde inne kłamstwo. To moje zdanie, wydaje się też oczywistą prawdą. Weźmy choćby słowa św. Pawła "prawda was wyzwoli".
Ale skonsultuj to z mądrym księdzem, co i jak. Do powiedzenia prawdy trzeba się dobrze przygotować. Weź też pod uwagę że są różne opinie wśród księży. Jedni twierdzą że można żyć w kłamstwie inni wręcz przeciwnie.
Skoro ja nie odszedłem od żony to i Twój mąż najprawdopodobniej nie odejdzie. Ale niewątpliwie będą czekać Was bardzo ciężkie chwile. Jeśli jesteś jedyną kobietą Twojego męża prawdopodobnie świat mu się zawali. Ale przecież mu sie zawalił tylko tego nie wie. A nie wykluczone że się domyśla. Ja się domyślałem, choć dowiedziałem się po kilku latach. W końcu się domyśliłem. Ciężko coś takiego ukryć, Twoje nastroje, zmianę zachowania, półsłowka. Jeżeli miał kogoś poza Tobą to odejdzie tylko jeśli jest bardzo złym człowiekiem.
A prawdę o tym co zrobiłaś poznasz dopiero wtedy gdy powiesz. Mojej żonie też sie zdawało że zrobiła coś złego. Prawda była taka że nie miała pojęcia co zrobiła. Prawda jest potrzebna choćby do właściwej pokuty.
Ale jeszcze raz podkreślam. skonsultuj to. Nie z jedną osobą, bo może być wyznawcą teorii kłamstwa.
Ja Ci relacjonuje swoje doświadczenie.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-27, 09:58
Orsz napisał/a:
Nie wybaczysz sobie nigdy jeśli nie powiesz mężowi. On ma prawo o tym wiedzieć. Takie kłamstwo to wielki grzech, jak każde inne kłamstwo. To moje zdanie, wydaje się też oczywistą prawdą. Weźmy choćby słowa św. Pawła "prawda was wyzwoli".
.
W tej chwili An cierpi bo nie może sobie wybaczyć. Jak powie mężowi to będzie dodatkowo cierpiał i on. Ucierpi też ich dziecko, bo relacje małżonków się popsują.
W imię "prawdy do bólu" warto komuś niewinnemu przysparzać cierpienia?
Może lepiej być dobrą żoną i sprawiać aby mąż był zadowolony z życia i małżeństwa.
Wyznanie win może dać ulgę temu co wyznaje (jak na spowiedzi), ale czy wyznający ma prawo przerzucać swój ciężar winy na niewinnego małżonka?
"Do powiedzenia prawdy trzeba się dobrze przygotować. Weź też pod uwagę że są różne opinie wśród księży. Jedni twierdzą że można żyć w kłamstwie inni wręcz przeciwnie. "
An nie zyje w kłamstwie bo romans zerwała i stara się być dobrą, uczciwą żoną
Ostatnio zmieniony przez grzegorz_ 2013-02-27, 10:10, w całości zmieniany 2 razy
róża [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-27, 10:05
Cytat:
Jeżeli miał kogoś poza Tobą to odejdzie tylko jeśli jest bardzo złym człowiekiem.
Orsz, powstrzymaj się od takich ocen, bo i nijak mają się one do faktów.
Wiele zdradzonych żon/mężów odeszło po zdradzie, bo mimo najszczerszych chęci - ich małżeństwo okazało się niemożliwym do odbudowania, a może zwyczajnie nie potrafili wybaczyć... I rozumiem ich. I to wcale nie są bardzo źli ludzie, nawet źli nie są, a jeszcze więcej - to są często dobrzy, bardzo wrażliwi ludzie.
Oj kusił : evil : w poście, kusił.
nie kazdy jest na tyle silny i pelen Bozej milosci zeby przyjac na siebie ciezar prawdy o zdradzie, nie mozna szukac ulgi dla siebie w tym zeby przerzucic czesc odpowiedzialnosci za zdrade na wspolmalzonka
tak jak pisze grzegorz_ uwazam, ze wazniejsza jest teraz budowanie mocnej relacji ze soba i mezem niz zalewanie jadem wiezi, ktora miedzy nimi jest
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-27, 10:11
Jak chcesz by Wasze małżeństwo przetrwało, by mąż nie odszedł, by dał sobie radę, to jest jedna metoda. Nie oszukiwanie do przez całe życie, lecz modlitwa, post, jałmużna. Jeśli wierzy się we wszechmoc i łaskawość Boga, to Bóg Go wesprze.
[ Dodano: 2013-02-27, 10:13 ]
Róża, jeśli ktoś sam zdradzał, a zdrady nie potrafi wybaczyć to ma chyba nierówno pod kopułą.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.