Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-12-20, 23:58 Niezwykle trudna sytuacja
Nie wiem właściwie, od czego zacząć. Nasze małżeństwo nie jest chyba w kryzysie, chyba że mowa o kryzysie permanentnym, ale ja jestem w niezbyt dobrej kondycji psychicznej. A wszystko przez to, co się w naszym małżeństwie dzieje.
Jesteśmy małżeństwem z ponad pięcioletnim stażem, znamy się rok dłużej. Dużo razem przeszliśmy, dużo mamy za sobą. Jestem młoda, ale myślę, że przez to wszystko, co już przeżyłam, dość trzeźwo patrzę na życie. Mąż jest dwa lata starszy. Mamy dwójkę dzieci, jestem też po dwóch poronieniach. Mieszkamy na swoim - mamy swoje mieszkanie. Mąż prowadzi swoją firmę, ja jestem teraz na macierzyńskim.
W naszym małżeństwie nigdy nie było idealnie. Mąż ma dość trudny charakter, który jednak ujawnia głównie w kontaktach ze mną. Ktoś, kto nie widzi, jak on mnie czasami traktuje, dziwiłby się pewnie moim słowom. A jednak mąż jest bardzo wymagający względem mnie i tylko mnie, a jak nie spełniam wymagań, bardzo łatwo wpada w złość. Mieliśmy przez to okresy cotygodniowych zażartych kłótni, które bardzo często kończyły się moją chęcią ucieczki z tego domu, z tego związku, z tego małżeństwa. Zawsze mąż mnie zatrzymywał, zawsze obiecywał, że on mnie nigdy nie zostawi, nie pozwoli mi odejść.
Teraz sytuacja się odwróciła. Najgorszy chyba okres mieliśmy tuż przed moim zajściem w ostatnią ciążę. Co prawda kłótnie były dużo rzadsze, ale za to mąż wyprowadzał mnie z równowagi do tego stopnia, że w ogóle nad sobą nie panowałam. Nie panowałam nad sobą przy synku, mąż nie czuł się bezpiecznie, bo chodziłam z nożem w takiej złości, że niewiele brakowało a zrobiłabym krzywdę albo jemu, albo sobie. Byłam wtedy naprawdę krok od odejścia, dla dobra całej rodziny. Ciąża wszystko odwróciła. Później, na skutek pewnych wydarzeń, które może opisze później, już co prawda takich awantur nie było, ale ja wpadłam w okropny dołek psychiczny, w trakcie którego doszłam do wniosku, że męża nigdy nie zostawię.
I co? Widocznie diabeł, który wcześniej próbował podkopać nasze małżeństwo namawiając mnie do odejścia, zobaczył, że ja się już nie daję i próbuje teraz od strony męża, bo teraz to on mówi o odejściu. A ja nie mogę być pewna jego motywacji.
Do tego zrobiłam się zazdrosna. Nie cały czas, a tylko wtedy, kiedy mąż mnie zaniedbuje, ale podstawy do zazdrości mam bardzo, bardzo mocne.
W tym momencie jest wszystko w miarę w porządku, ale wiem, że prędzej czy później znowu przyjdzie taki moment, że będę o mężu myśleć obsesyjnie (chociaż to w sumie norma) i będę ryczeć po kątach i stawiać w wątpliwość wszystko to, na czym opierał się dotąd mój świat - pewność, że mój mąż mnie kocha i że zawsze będziemy razem. Strasznie się cieszę, że znalazłam to forum, bo może ono pomoże mi łatwiej przetrwać takie momenty.
[ Dodano: 2013-12-21, 02:13 ]
Wykrztusiłam to z siebie w wątku o zdradzie, to napiszę też tutaj, chociaż nie przychodzi mi to łatwo - mąż zdradził mnie z innym mężczyzną. To właśnie komplikuje całą sytuację. Do tej zdrady doszło ledwie parę miesięcy temu, a ja wiedziałam, że to się stanie, a jak tylko się stało, mąż zaraz mi o tym powiedział (za co jestem mu wdzięczna).
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-21, 14:14
Nie myślałem że i taki odcień zdrady przewinie się tu.
Powiem Ci co myślę Tiliano. Homoseksualizm jest bardzo nieprzyjemną, poważną chorobą niebezpiczną dla zdrowia i życia zarówno doczesnego i wiecznego. Twój mąż powienien postarać się za wszelką cenę z tego wyjść, wyleczyć się. Inaczej nie będziesz miała małżeństwa. A to się naprawdę leczy. Musi mieć profesjonalną pomoc.
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-21, 14:20
Nie, Orsz, homoseksualizmu się nie da wyleczyć. Wielu chciałoby, żeby się dało, ale to takie myślenie życzeniowe. To nie jest choroba.
A poza tym, mój mąż nie jest przecież homoseksualistą. Jest biseksualny - pociągają go zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Do tego twierdzi że ja mu zdecydowanie bardziej odpowiadam. Życie seksualne mamy udane, a jednak jego mimo to ciągnie do mężczyzn. Jak to leczyć?
Marta86 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-21, 15:07
Ja pozwolę sobie zwrócić uwagę na choroby przenoszone drogą płciową. Oczywiście ryzyko jest również ogromne jeśli chodzi o seks heteroseksualny, jednak episemia AIDS szerzy się najbardziej w środowiskach homoseksualnych. Zaczęłam czytać o ostatnich badaniach i oto co znalazłam:
"Seks homoseksualny jest dominującym sposobem zarażania AIDS w Ameryce Północnej i Unii Europejskiej. Odrodzenie epidemii w populacji mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami jest jasno udokumentowane w wielu krajach wysoko rozwiniętych. Jest to związane ze wzrostem ryzykownych zachowań seksualnych. W szeregu krajów wysoko rozwiniętych zanotowano także nagły wzrost liczby infekcji chorobami wenerycznymi innymi niż AIDS wśród mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami"
Zadbaj o swoje zdrowie, o swoje ŻYCIE. Nie wiesz z iloma mężczyznami mógł wczesniej uprawiać seks "przyjaciel" Twojego męża, czy nie był zarażony. Jesli tolerujesz zachowanie męża to nie wiesz tego, czy on tego nie powtórzy z innym. Prezerwatywa nie chroni w 100% ! Widać z opisu, że kochasz męża, jesteś dobrą żoną - nie zasługujesz na to by zaraził Cię tym swiństwem! zresztą, co ja gadam, nikt nie zasługuje, nie ważne czy jest idealnym mężem/żoną czy nie.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-21, 15:25
Poczytaj o homoseksualiźmie. Tylko nie na stronach homoseksualistów ;).
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-21, 17:02
Marta86 napisał/a:
Nie wiesz z iloma mężczyznami mógł wczesniej uprawiać seks "przyjaciel" Twojego męża, czy nie był zarażony.
Wiem to dokładnie. Akurat o AIDS się nie boję.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-22, 20:19
Polecam Ci książkę "Wyjść na prostą" Rozumienie i uzdrawianie homoseksualizmu, Richard Cohen ,
Wiele spraw wyjaśnia.
Jeżeli chodzi o Twojego męża, to jedynym początkiem wyjścia na prostą jest zerwanie z przyjacielem i wejście w środowisko osób , które pracują nad wyjściem z homosekualizmu. Zajrzyj do tej książki, znajdziesz tam wiele cennych wskazówek uleczenia z homoseksualizmu i zrozumienia jego przyczyn. Bo problem nie jest związany z seksem , problem dotyczy tożsamości. A to da się leczyć za pomocą 12 kroków i terapii.
Są w wielu miastach grupy osób, które się wspierają w wyjściu z homoseksualizmu, jest też katolicki ośrodek "Odwaga" w Lublinie.
W Tym co piszesz widzę wiele objawów współuzależnienia, nie chodzi tu o to że masz tez masz problem z homoseksualizmem, ale chodzi o to , ze pewne zachowania u męża akceptujesz mimo , ze nie są normalne, to oznacza, że tez potrzebujesz pomocy, wsparcia terapeutycznego. Dzięki temu sama staniesz na nogi, i tym samym pomożesz mężowi. Bo ratownik jeżeli chce ratować to sam musi być zdrowy i w pełni sił.
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-23, 00:08
Tego, że jestem współuzależniona już się domyśliłam. Zastanawiam się nad terapią, ale jeszcze chyba nie jestem na to gotowa. Do książki może zajrzę.
Na razie daję sobie i nam czas. Pewne sprawy muszą się uspokoić, ustabilizować.
Co nie znaczy, że nic nie robię. Na jutro umówiłam się z księdzem na spowiedź i rozmowę. Chyba zaczynam coraz lepiej wszystko rozumieć, wiem w końcu, co robić. Rozmawiałam też z mężem i jego przyjacielem. Wszyscy zgadzamy się, że tak dalej być nie może, że oni nie mogą mieć relacji opartej na erotyzmie. To nie byłoby dobre dla nikogo, dla niektórych nawet niebezpieczne. Więc z tym koniec. Przyjaźń będziemy podtrzymywać, ale przyjaciel nie będzie przyjeżdżać pod moją nieobecność, jak to się zdarzało do tej pory. To powinno rozwiązać ten problem.
Co prawda pozostają też inne problemy męża i nasze wspólne i nie łudzę się, że one od tego znikną. Ale jakoś jestem spokojniejsza. Mam nadzieję, że spowiedź też dużo mi da. Mąż też zaczął mówić o spowiedzi, może wreszcie się na nią odważy.... W końcu tym razem rzeczywiście ma silne postanowienie poprawy.
Tym niemniej ten czas, trudny czas, który, mam nadzieję, dobiega właśnie końca, te parę miesięcy pod znakiem romansu męża z przyjacielem chyba nam sporo dały. Mam nadzieję (a to bardzo dobrze), że wyjdziemy z tego kryzysu silniejsi.
Mam ogromną ochotę po prostu zamknąć ten rozdział, nie wracać do tego.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-23, 08:26
Tiliano, nie chcę krakać, ale nie znam żadnej relacji, która będąc seksualną powróciła do etapu "tylko przyjaźni" i na nim wytrwała.
Pomodlę się o Twoją dobrą rozmowę z księdzem.
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-23, 12:55
Jestem po spowiedzi, pierwszej od czasu, kiedy mąż po raz pierwszy spotkał się z przyjacielem. Wszystko wyznałam, nie usłyszałam od księdza niczego, czego bym się nie spodziewała usłyszeć, ale czuję się spokojna, szczęśliwa, już nic mnie nie boli i nie rozdziera od środka. Mąż raczej się teraz na spowiedź nie zdecyduje, ale mam nadzieję, że jednak wkrótce tak. I mam nadzieję, że jak jutro przyjedzie, to zobaczy, jak jestem spokojna i że nie płaczę już z bólu serca, a tylko z radości i będzie chciał utrzymać ten stan jak najdłużej.
Nirwanna, zobaczymy, jak będzie. Ja wiem, jaka jest sytuacja i najwyżej będę im robić za przyzwoitkę :P Oni nie mają nic przeciwko temu. A mam pewność, że mąż nie będzie kombinował, żeby się spotkać z przyjacielem za moimi plecami.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-23, 18:50
To co piszesz przypomina mi działania żony alkoholika, jak zamknę go w domu i wyrzucę mu wszystkie flaszki to przestanie pić. Jak będę go kontrolować to on nie będzie si nieprzyzwoicie zachowywał.Twoja kontrola nie rozwiąże jego problemów z tożsamością, mąż potrzebuje pomocy specjalisty, a nie żony, którą można manipulować.Okłamujesz się,i zamiatasz pod dywan problem. Wiem, że to boli, ale nie uleczy tej sytuacji, udawanie, że problemu nie ma bo mąż dał jakąś maleńką nadzieję. Problem braku identyfikacji ze swoją płcią jest bardzo głęboki i złożony.Ta książka, pomoże Ci go zrozumieć i będziesz mogła znaleźć swoje miejsce w tej sytuacji.Chcesz rozwiązania problemu, czy tkwienia w chorej sytuacji?
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-23, 23:07
Nie chce kontrolować męża. Nie mam zamiaru go kontrolować.
Zdaję sobie sprawę, ze moje "robienie za przyzwoitkę", to raczej doraźne rozwiązanie, ale może dzięki temu oni będą w stanie ułożyć swoją relację na poziomie przyjaźni, Zobaczymy, może jestem w błędzie, co do tego. Ale wcale nie uważam, że to uzdrowi mojego męża.
Na razie to tyle. Muszę z mężem porozmawiać o paru sprawach, a potem pomyślimy co dalej. Nie wszystko na raz. Teraz się cieszę, że jutro się zobaczymy i że przynajmniej na razie jest lepiej.
Czas pokaże, na jak długo, bo nie łudzę się, że nasze problemy rozwiążą się ot tak. A problemów mamy sporo, chociaż po tym, co się dzieje ostatnio między nami, wydaje mi się, że widzę światełko w tunelu.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-24, 08:27
Na czym opierasz swoją nadzieję, że będzie lepiej?
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-27, 13:53
Na tym, że ostatnio w ogóle jest lepiej. Mąż zaczął dostrzegać to, że ja też mam jakieś potrzeby, zaczyna wychodzić poza swój egoizm i swoje widzimisię. Do niedawna było tak, że ja dostosowywałam się do jego planów, potrzeb, upodobań, podczas gdy on moje ignorował - przynajmniej tak na co dzień, bo te takie największe, jak potrzeba mieszkania na swoim, zamiast z rodzicami, respektował i starał się im sprostać. Teraz zaczął się o mnie naprawdę bardziej troszczyć i to widać na co dzień.
Poza tym, po pewnym kryzysie, znowu poprawiła nam się komunikacja. Na początku mówiliśmy sobie wszystko i nie było z tym problemu, potem po okresie kłótni mieliśmy spore problemy z tym, żeby się dogadać, w tym roku ja się zaczęłam wręcz zamykać, miałam problemy z tym, żeby mu najprostsze rzeczy powiedzieć - ale zaczęłam się przełamywać i teraz już znowu mogę mówić mu wszystko. I co ważniejsze - on słucha jak nigdy dotąd. A sam też więcej mi mówi, jak widzi, że potrzebuję z nim porozmawiać.
A co u nas słychać? Raczej wszystko dobrze. Ja po spowiedzi czuję się spokojna i szczęśliwa, wręcz uzdrowiona. Nie płacze po kątach, nie jestem zazdrosna. Chodzimy całą rodziną do kościoła, to da mnie ważne, chociaż mąż jeszcze nie zdecydował sie na spowiedź. Jego przyjaciel jest ciągle u nas w domu - rozmawiają, spędzają razem czas i nic więcej. Oby tak było dalej, jakoś jestem na razie spokojna, ze tak będzie. Mąż rzeczywiście chce się poprawić.
Przed nami jeszcze trochę trudnych rozmów, ale na razie zostawiam wszystko czasowi. I powierzam Bogu, codziennie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.