Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-12-06, 17:18 Teściowa, żona i ja, czy ratować dalej małżeństwo?
Witam, jestem tutaj nowy, i ciągle poszukuję odpowiedzi,
10.09.2011 wziąłem ślub i wyprowadziłem się do żony, do teściowej, mieszkaliśmy u niej, żona ma w stanie surowym dom, który wykańczaliśmy, ona architekt i ja, nie znalazłem pracy w łodzi, ale teściowa pracuje w urzędzie więc podrzucała nam robotę, roboty było tyle że nie byłem w stanie jej przerabiać, i jeszcze różne drobne roboty od ojca, byłem od wszystkiego, sprzątałem, gotowałem, bo teściowa zrobiła podział w gotowaniu, tydzień oni, tydzień my, więc przed powrotem ich z pracy, brata żony ze szkoły, i żony z pracy, przygotowywałem, czy ziemniaki, czy jakieś kluski, herbata itp., w sprzątaniu ja wybrałem ubikacje (sprzątanie co tydzień, piątek-sobota) bo mniejsza powierzchnia, okna w zeszłym roku w grudniu myłem jak był mróz, płyn zamarzał a ja szorowałem, teściowa podłączała wodę z sieci, zrobili jej studzienkę na działce, i od studzienki do budynku sami mieli kopać, tzn jej syn, zadeklarowałem się że pomogę, w dniu kiedy pomagałem syn, szwagier pojechał na naukę jazdy, ja zostałem sam, z oczyszczalni ścieków i studzienki wodomierzowej została ziemia, moim samochodem, ponieważ mam hak wywoziliśmy ziemię na działkę żony, na działce żony, od sąsiada drzewa wchodziły na działkę, piłą spalinową pociąłem drzewo do gospodarczego teściowej, żeby miała czym palić, ponieważ na początku zeszłego roku, było trochę krucho z robotą a ja nadal nie znalazłem pracy, to podjąłem się kopania ręcznego pod wodę do budynku żony, zeszło mi się miesiąc czasu, bo glina, ale wyszło mi to na zdrowie, bo schudłem, lepiej się czułem, bo mój zawód to ciągłe siedzenie, ale usłyszałem pretens że powinienem wziąć koparkę, czemu oni nie wzięli koparki kiedy trzeba było wodę do budynku doprowadzić? żona przed ślubem założyła mi rozdzielność, z powodu sprawy sądowej w naszej spółce cywilnej, w której jestem współwłaścicielem z ojcem, sprawa została zamknięta w zeszłym roku w kwietniu albo maju, ta sprawa spowodowała ze uciekałem z mieszkaniem, ale nie przepisałem go na brata, co mogłem zrobić, ale uważałem że żona jest na tyle wiarygodna, że zaufałem jej i przepisałem na nią, nie tylko dlatego, ale także żeby wiedziała że też coś wnoszę do małżeństwa i właściwie nasz status materialny powinien być równouprawniony, niestety żona tak nie chciała, miało być moje-twoje, kochałem żonę bardzo, kupowałem kwiatki, żeby się rozweselała, bo ona jakaś zamknięta w sobie, mało rozmowna, jak wracała z pracy to trzeba było z niej wyciągać na siłę żeby coś powiedziała, tak się już przyzwyczaiłem do niej, że nie mogłem się doczekać na nią, cieszyłem się kiedy wracała, bo mogłem po obiedzie zrobić sjestę, której nie lubili domownicy, bo wprowadziłem coś czego oni nie akceptowali, ale to była godzina , dwie żeby pobyć z żoną, odpoczać, w sadełku żeby sięzawiązało, potem siadaliśmy dalej do pracy i tak do 23 albo 24, lubiłem się do niej przytulić przycisnąć ją do siebie, ale od pewnego momentu uciekała ode mnie, wolała iść do komputera, brat zrobił awanturę, że psa też powinniśmy karmić, nie ma problemu, chcesz masz, węgiel trzeba było z gospodarczego do piwnicy, nie ma problemu, śnieg, zawsze ja pierwszy bo młody szwagier 19 lat musiał się dobrze wyspać, teściowa go budziła, jednocześnie dopytując się co ja robię, drzwi do naszego pokoju ciągle otwarte, ja sam zamykałem, no bo chciałem trochę prywatności, czy z żoną coś, ona otwierała, kiedyś mi odpowiedziała, że do jej pokoju drzwi zawsze były otwarte, przy obiedzie trzeba było się spowiadać co się robiło w ciągu dnia, potem koło 20 też do nas przychodzili, żeby dalej kontynuować co u nas, były dni że nie było o czym gadać, albo byliśmy bardziej zmęczeni i nie mieliśmy ochoty na rozmowy, to wtedy mieli pretensje że nie chcemy z nimi rozmawiać, biurka tak mieliśmy ustawione, że kiedy przychodzili siedzieliśmy do nich plecami, mieli o to pretensje, potem przestawiłem biurka, tak że ja siedziałem frontem do nich, no to że mamy źle poukładane segregatory, powinny być od najmniejszego do największego, albo że mamy krzywe łóżko, teściowa w pewnym momencie przeciągnęła żonę na swoją stronę, w kwestii ciuchów, jak wiadomo koło łodzi jest takie centrum PTAK, żona na początku powstrzymywała się przed kupowaniem ciuchów, bo wiedziała że wykańczamy dom, bez kredytów, bo w ich domu nie wolno brać kredytów, żeby żona potem nie była obciążona, ale przyszedł czas że zaczęły sobie jeździć na ciuchy, nie mogłem jej zakazać przecież to matka, ja nawet swoje pieniądze urodzinowe brałem na życie, albo w dom, żona sobie zrobiła podział, jej urodzinowe na ciuchy, więc nie miałem się o co czepiać, dobre rozwiązanie, nie płaciliśmy czynszu, ale kupowaliśmy jedzenie, i różnicę dopłacaliśmy a zawsze było tak że teściowa, kupowała najwięcej, brat żony to odkurzacz, ja jestem duży ale ile on zjadał, to szok, i chodził po ciemku i podjadał, bo kiedyś na niego trafiłem, żona nie chciała iść na wynajęcie, bo argumentowała to tym że nigdy nie wykończymy domu, więc tak trwaliśmy, kiedy były nasze tygodnie, sytuacja tak się wiązała i do tego jakieś święto albo spotkanie rodzinę, to gotowaliśmy od groma, a potem teściowa, albo dawała swojemu ojcu, albo wystarczył 1 dzień i jedzenia nie było, moja matka z takich imprez to potrafi zagospodarować jeszcze jedzenie do piątku a tam po dniu już nic nie było w lodówce, w przeciągu 1 miesiąca byliśmy w stanie my dwoje wydać tysiąc zł, nie wiem jak jest u innych ale zaczęło mi to przeszkadzać, jedzenia po imprezach było tyle że nie mieściło się w lodówce, a na drugi dzień nic już nie było do jedzenia, żonie, szwagrowi i teściowej, robiłem zawsze w tym tygodniu co my gotowaliśmy, śniadanie, rano leciałem do sklepu po świeże bułeczki, więc śniadanko ze świeżym pieczywem? miód w ustach, starałem się być na każde zawołanie, trzeba było jechać po świniaka, brałem samochód, jechałem, nie liczyłem pieniędzy tak jak teściowa, ale ona, ona była tak skrupulatna że rozliczała się nawet co do grosza ........
szwagra nauczyłem składania komputerów, dałem nawet mu lepszą kartę graficzną, bo nieraz jak to dzisiejsi młodzi, grał, ale na tym co miał większość gier nie szła, w dom żony bez kredytów z pieniędzmi weselnymi, i ostatnimi moimi oszczędnościami, a było ich niewiele bo około 6tyś zł, z zarobionymi pieniędzmi, włożyliśmy na czysto 130tyś zł, wiedziałem że to nigdy do mnie nie wróci, zgodziłem się, ale chciałem sobie ułożyć życie z nią,
wszystko zaczęło się psuć, kiedy w zeszłym roku w listopadzie, mój ojciec wylądował w szpitalu, pojechałem do niego bo to mój ojciec, po powrocie, kiedy rano jechałem do branżystów projektowych i jednego inwestora, teściowa zajechała na podjazd, z głową zadartą jak paw, i oznajmiła mi że "źle się dzieje Mariusz, musimy porozmawiać", ja w szoku, bo właściwie nie wiem o co chodzi, przetrwałem do wieczora, ale wcześniej wygadałem się jednej pani branżystce, która była koleżanką teściowej, szukałem wtedy pomocy, bo nie wiedziałem co się stało, wieczorem teściowa przeprowadziła ze mną rozmowę, oznajmiając mi że "ona nie wie gdzie ja jeżdżę", żona siedziała na górze, uczyła się do egzaminu, na uprawnienia, do którego ja też miałem się uczyć, wtedy teściowa napsuła mi nerw, a po drugie i żona, że zostawiła mnie samego na rozmowę z mamusią, wróciłem na tydzień czasu do rodziny, żeby ochłonąć i w spokoju uczyć się do egzaminu, niestety zabrakło 2 punktów, żona przeszła do ustnego ja nie, od tego momentu ciągle wisiało coś w powietrzu, kiedy zobaczyłem że jestem sam, a teściowa zaczyna pokazywać swoje różki, zacząłem wspominać żonie, żeby jednak przepisała z powrotem mieszkanie na mnie, sprawa się uspokoiła, ale teściowa miała pretensje że nie ocieplamy dachu w grudniu zeszłego roku, ja nie chciałem bo pieniądze zarobkowe kończyły się a nie chciałem ruszać oszczędności żony, bo zawsze na czarną godzinę niech pieniądze jakieś zostaną, pretensje bo pieniądze jakie załatwiła teściowa z gminy za działkę, pod drogę, że się rozejdą, obrażała mnie takim gadkami na każdym kroku, pochodzę z domu, gdzie nie ma nic za darmo, zawsze się nie przelewało, nie trwoniłem nigdy pieniędzy, nie chodziliśmy na dyskoteki, nie jeździliśmy na wycieczki, w butach zawsze chodziłem aż dziura się w podeszwie zrobi, a ona mi mówi że roztrwonię jej pieniądze, dobrze że nie ociepliliśmy dachu, bo w zimę przy kominach wyszły, bardzo duże przecieki, najpierw zawołaliśmy dekarza, żeby te przecieki zlikwidował, a w tym roku na wiosnę ociepliliśmy dach, ciągła nagonka na dziecko, bo ciocia, bo wujek itp. starałem się nawet 2 razy na dzień, fakt bywałem po tym zmęczony, nie wiem jak inni reagują, ale ja musiałem jakąś drzemkę, i do pracy z powrotem, żona potem oznajmiła mi że ona nie była gotowa, to dla kogo ja to robiłem?
no i w kwietniu sytuacja tak się zaczęła napiętrzać, bo ja nie wyrabiałem się z projektami, bo z 10 tematów, w jednym koncepcja, w drugim już trzeba branżystom rzucić, bo ZUD itp., ojcu wizualizcje , pani konstruktor rysunki, bo nie ma komu jej kreślić, za projekty w gruncie rzeczy braliśmy o połowę mniej niż normalnie na rynku biorą, więc żeby wychodzić na swoje to musisz więcej ich zrobić, żonę prosiłem o pomoc, mówiłem żeby nie sprzątała każdego weekendu tylko usiadła i mi pomogła bo już nie dawałem rady, teściowa na każdym poziomie przysrywała, czego ja już nie wytrzymywałem, i pewnego dnia na spotkaniu z tą koleżanką teściowej, panią konstruktor, wygadałem się ponownie, że żona nic nie robi, a teściowa we wszystko się wcina, to doszło do teściowej, i mleko się rozlało, że obrabiam tyłek teściowej
korona teściowej spadła z głowy, ja ją przeprosiłem, dałem kwiatka, ale ona chodziła, ze 2 tygodnie tak naburmuszona, a już koło marca tego roku, coś też się wydarzyło, bo już mieliśmy zakusy na wyprowadzkę, ale żona przeciągała, uważała, że powinienem być pokorny, i zamknąć się i dalej tak żyć, ale ja nie wytrzymałem, nie chciałem tam siedzieć, więc którejś soboty w maju chciałem pojechać na działkę rodziców na grilla, żeby odetchnąć od naburmuszonej teściowej, one oczywiście wtedy pojechały do PTAKA, a u nich jest tak że obiad jest na 15 i przyjeżdżał ojciec teściowej, tym razem wróciły około 16.30, tym razem żona zrobiła obiad, bo mi się już odechciewało robić, żona przyniosła na górę obiad, zjadłem, i pakowałem się na tego grilla, żona przez GG zapytała się mnie, co mówimy mamie?
a ja że prawdę, żona przekazała młodszemu bratu że wrócimy wieczorem, rano w niedzielę, nawet śniadania nie zjedliśmy, awantura, że my nie powiedzieliśmy gdzie jedziemy i inne tego typu dyrdymały, a żona w pewnym momencie stanęła między jednym a drugim pokojem, i stwierdziła że to sprawa między wami, między mną a teściową, wtedy już wiedziałem że nie mam co tam więcej robić, że żona nigdy nie stanie za mną, a przecież to były tak bezpodstawne oskarżenia, właściwie nie wiadomo o co, ja wtedy się spakowałem, ale przed odjazdem czekałem na decyzję żony, czy idziemy na wynajęcie czy nie, ona przed tym jeszcze zadzwoniła po moich rodziców, po 2 godzinach się zjawili, w tym czasie rozmawiałem z żoną, byłem wściekły, na teściową i na żonę, bo nie podjęła żadnej decyzji, przy stole też pytałem się jej co dalej, ona nic, więc zostawiłem jej obrączkę, i powiedziałem że teraz jesteś wolna, i masz teraz czas na podjęcie decyzji, jeśli nie podjęłaś jej 10.09.2011
od tego momentu czyli od czerwca odcięła się ode mnie na każdym poziomie, mam mieszkanie w warszawie które przepisała z powrotem na mnie, zapraszałem ją tutaj żeby zamieszkała ze mną, żebyśmy sami się docierali, trafiała się jej praca tutaj 3 przystanki od mieszkania, powiedziała 3tyś zł, a w łodzi zarabia 1600zł, z czego 400zł idzie na benzynę, wiec zostaje jej 1200zł, pani architekt z uprawnieniami już, mieliśmy jechać na wesele do mojej rodziny, pojechałem sam, zapraszałem ją na Mazury do dziewczyny mojego brata, nie chciała, pojechała w góry ze swoim bratem, mnie nie zaprosiła, poszliśmy tylko na wesele do jej koleżanki, ale to chyba było już na pokaz, ja przyjechałem bo chciałem się z nią spotykać,
przysłała mi maila, że ona już nie chce ze mną robić projekty, a myślałem że zawód jeszcze nas utrzyma, na gg ciągle mi mówiła że się mnie boi, co mnie irytowało bardzo, w pewnym momencie ja też już przestałem się odzywać, bo nie mam już sił na to,
teściowa wygarnęła mi że przyjechałem z pudełkami, że żadnych oszczędności nie miałem, a wcześniej przed ślubem zainwestowałem w programy do pracy, bo zamierzałem założyć firmę, wydałem ponad 25 tyś z czego zostało mi te 6tyś, że mój ojciec wykańcza domek letniskowy na działce, a nie pomaga synowi, ojciec powiedział mi że jeśli nie będzie normalnego statusu małżeńskiego, to nigdy nie pomoże w wykańczaniu domu, a i tak nie było, bo załatwił żonie pracę w warszawie, z pensją dwukrotnie większą niż ona miała, fakt on brał za to pieniądze, ale rok czasu wliczyło się jej do emerytury, a po 1tyś zł dawał nam co miesiąc z tej roboty, podpisywał nam projekty za co nie brał kasy, więc jakoś nam pomagał, dawał nam jakieś drobne robótki, to co mógł z rynku wyciągnąć, teściowa dalej że żadnego wkładu nie było w małżeństwo, a ja że mieszkanie przepisałem, czy to mało? ale nie było przekazania fizycznego, do tej pory moja mama wynajmuje mieszkanie i bierze za to pieniądze, jak zemrze, to żona zrobi sobie z tym co będzie chciała, a po drugie jeśli żona miała nie sprzedawać swojego, to czemu moje, niech zostanie dzieciom, albo na wynajęcie się weźmie, no i takie rozmowy z teściową, żona jak zwykle bez słowa
już nie wspomnę o tym że kiedy przychodzili wykańczać dom, to z jednym wykonawcą się ściąłem, bo zażądał 1/3 więcej pieniędzy niż w ofercie, a ja mu jeszcze bruzdy wycinałem pod kanalizację, ułożyłem folię i styropian pod ogrzewanie podłogowe co powinien odjąć, z żoną i moim bratem układaliśmy, brat przyjeżdżał i mi pomagał, na jej brata raczej liczyć nie można było, a ja miałem mu jeszcze dodać, żona dla świętego spokoju dopłaciła, ale nie wszystko
na budowie śmiała się ze mnie, że wykonawcę skrupulatnie kontroluję, z opłatą za prąd też tak było, że ja nie chciałem płacić prognoz za ten dom, bo w gruncie rzeczy to oszukaństwo i za dom w którym nie mieszkaliśmy, bo nie był wykończony, chciałem płacić za stan faktyczny, po 3 miesiącach okazało się że żona zapłaciła, i dowiedziałem się tego od pani przez telefon, żona mi nic nie mówiła, kłamstwa nie toleruję
no i dzisiaj od czerwca ona jest w łodzi ja w warszawie, kocham żonę, ale nie mam sił na to żeby wracać, tam do teściowej, nie chcę żyć obok jej matki, nie potrafię, nie mam już na tyle sił żeby to zrobić, żona bez matki, to naprawdę idealna kobieta, ale widzę że ona nie chce mnie tylko matkę, ja nie piję, nie palę, harowałem jak wół, na każde zawołanie, szanowałem żonę, ale takich rzeczy nie zniosę, awantura o wyjazd od ojca, awantura o wyjazd na grilla, awantura o wykańczanie domu i wiele innych przykrych rzeczy
nie potrafię tak, dalej ale z drugiej strony kocham żonę,
ona przysłała mi list w pdf-ie pewnie jako dowód dla sądu, że to moja wina, że się nie dogadujemy,
odpisałem jej, ale w liście, zaproponowałem jej darmową placówkę przy kościele, bo nie stać mnie na terapię płatną, kiedy wyprowadzałem się wziąłem jakieś 3tyś zł ze sobą, ale miałem egzamin na uprawnienia, więc 800zł poszło, po drugie nie mogę żyć na garnuszku rodziców, u ojca w firmie krucho z robotą, marniutki rok, poszliśmy któregoś razu na 2 spotkania do przypadkowo znalezionego psychologa, ale ja musiałem płacić, po drugim spotkaniu żona stwierdziła że mi się poprawiło, a ja myślałem że my oboje mieliśmy się leczyć, dlatego zrezygnowałem, nie chciałem dalej chodzić na to, bo ja ciągle nadawałem na spotkaniach, a z żony trzeba było ciągnąć, a po drugie prowadząca ciągle zerkała na zegarek co mnie irytowało, z miesiąc temu żonę zaprosiłem do kina, przy okazji ojciec podpisał jej 2 projekty jakie zostały, poszliśmy do parku, ona zaproponowała wyjazd za granicę, ja się na to nie pisałem, bo w zawodzie nie znajdzie tak od razu pracy, po drugie szuka wiatru w polu, jak tutaj ma mieszkanie i miała już propozycję pracy, ale to chyba dlatego żeby mamusi nie urazić, żeby być na neutralnym gruncie, a w takie gierki to ja bawić się nie będę, przyjechała wtedy z bratem, cały dzień na nią czekał, kiedy pojechałem po swoje opony zimowe, braciszek też był, bez obstawy się nie rusza
no i właściwie pół roku jesteśmy tylko na papierze,
nie wiem co dalej robić
kiedy wystąpię o rozwód, to wyjdzie na to że ja chcę dzielić, jej matka będzie oczyszczona, chociaż większość rozwodów to wiadomo kto jest winny, facet, ja pogodzę się z tym, ale wyjdzie w gruncie rzeczy na to że rozstaniemy się przez jej matkę, ale może ona tego też chce
nie wiem, zbliżam się do przeprowadzenia ostatecznej rozmowy z żoną, bo ja nie chcę tak żyć
ale im bliżej tym sytuacja zaczyna mnie przerastać, nie wiem co mam zrobić, bo wiem że ona się nie odezwie, i nie określi się czego chce, cały problem spoczywa na mnie
a najgorsze jest to że staram się żyć prawie, chociaż z tym uczęszczaniem do kościoła nie jest za dobrze, ale w gruncie rzeczy, dopiero jak wróciłem do rodziców, wreszcie znalazłem czas w niedzielę, u teściowej Boga nie było od 12 lat, kiedy zmarł jej mąż, sama kiedyś stwierdziła, że Pan Bóg zabrał jej męża, Bóg temu nie winien, wiadomo kto zabiera ludzi i zrzuca na nich choroby
i tak przypadkowo trafiłem tutaj, może ktoś z Was podpowie, doradzi co robić, bo padam z sił, nie mam koncepcji co dalej z tym wszystkim zrobić, chciałbym sobie ułożyć życie, mieć dzieci, mieć żonę która będzie mnie kochać, nie mam z kim pogadać, nie potrafię być z żoną, i szukać jednocześnie szczęścia gdzie indziej, w łóżku sam, nie ma do kogo się odezwać, poszedłbym gdzieś do kina z kimś, ale jak, nie umiem tak, wszyscy dookoła mi doradzają, żeby sobie szukać kogoś bo żona ciebie nie kocha, ale ja tak nie potrafię
przepraszam za długi post
Moniczka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-06, 19:04
Witam Cię Mariuszu na forum....
Widać w twoim poscie naprawdę duże emocje....
Myślę , że musisz się trochę wyciszyć i opanować ....
Nie istotne jest co mówi teściowa, jaki jest brat żony i tak dalej....
Najważniejsza jest twoja relacja z żoną.
Znam takie sytuacje z życia i jedyne co mogę ci doradzić to walcz o swoje małżeństwo.
Jesteście młodym małżeństwem , kochasz żonę więc nie poddawaj się tak łatwo...
Walcz o swoje małżeństwo....
Idą święta , wigilia może to wykorzystaj aby porozmawiać szczerze z żoną....
Proś Pana o dar szczerej rozmowy...
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 00:54
Witaj Mariuszu
Powtórę za Moniczką, wiele emocji... i zalu przenika cały Twój post... zalu do twściowej i...zony. To zrozumiałe... Moniczka ma racje, powinieneś się trochę wyciszyć.
Z Twojego postu wynika, że żona jest osobą niedojrzała, bardzo uzaleznioną od swjej mamy... W Twoim odczuciu tak pewnie jest...
Pytasz, czy dalej ratować małżeństwo. Ja myslę, że tak, musisz się jednak dobrze zastanowic jak do tego podejśc ijak sie za to zabrac. Emocje nie sa dobrtm doradca, dlatego własnie należałoby sie wyciszyc...
Dobrz, że się tutaj znalazłeś. Rozejrz sie troche, poczytaj...
Posłuchaj naszych rekolekcji
W chwili ślubu zawrliści oboje przymierze z Bogiem (nie z tesciową), zaprosiliscie Go do Waszego małżeństwa. On przygotował dla Was wiele łask, których moze jeszcze nie "odpakowałiście". Może warto zwrócić się do Niego z prosba o pomoc i wsparcie...
Wierzę, że znajdziesz tu wiele odpowiedzi i wsparcia.
Wspomne w modlitwie
MariuszS2006 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 11:19
Witam,
dzięki za odpowiedzi, wiem że powinienem walczyć, jeśli ona tego nie robi,
ale ja już z nią przeprowadzałem rozmowy, które się niczym nie kończyły, ona chce zostać przy mamie z bratem, a ja tego już nie chcę, nie chcę żyć tam gdzie jestem sponiewierany, gdzie ciągle mnie się krytykuje, a żona wykonuje polecenia matki, a ja jestem tylko do zarabiania kasy i płodzenia,
ja wiem czy jest żal w moim tekście, raczej sprawozdanie z mojego życia,
wysłucham rekolekcji, pomodlę się i decyzji ze strony żony nie będzie,
komputer się zepsuł, woła brata, drukarka wcięła papier woła brata, telefon potrzebuje wymienić woła brata,
to wszystko ma naprawić modlitwa? Pan Bóg, a co On ma do tego, to przecież my sami decydujemy o swoim losie, za nas On nic nie zrobi
my z żoną nawet do kościoła nie chodziliśmy, bo musiało być sprzątanie w domu
kiedyś teściowa taką akcję zrobiła, że pojechaliśmy w sobotę do warszawy żeby ojciec podpisał nam projekty, bo pilił nas inwestor, a oni przerwali sprzątanie i czekali na nas do niedzieli, i zamiast w niedzielę pójść do kościoła, czy odpocząć, to sprzątanie cały dzień, z teściową to było coś nie tak, ona miała takie akcje, że kiedyś strzeliła focha, i przez 2 tygodnie się nie odzywała, ja nie wytrzymałem już, i kupiłem jej kwiatka, postawiłem jej kwiatka na biurku, a żal miała wtedy do własnej córki
wiem że każdy będzie z Was radził żeby walczyć, ale czuję że ta walka się niczym konkretnym nie skończy
Moniczka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 12:38
Mariuszu ja cię doskonale rozumiem, bo ja podobne sytuacje przeżywałam...
Wiem jak się czujesz ale zapewniam Cię emocje są złym doradzcą...
Wiem , że Cię boli... Powtarzam nie patrz na teściową, jej rodzinę...
Najważniejsza jest relacja mąż- żona...
Najlepiej jest mieszkać oddzielnie , bo jak się mieszka z teściami to zawsze pojawiają się jakieś pretensje, niesnaski...
Może jakimś pomysłem jest wyjazd za granicę , razem bez rodziny, znajomych...
Zapewniam Cię, że na jednej rozmowie się nie kończy...
Nie każe Tobie błagać, prosić żonę... ale nie odpuszczaj.
Zadzwoń do niej, zapytaj co u niej,zaproś na kawę , spróbuj zaprosić ją w bliskie wam miejsca...
Warto też pójść do poradni małżeńskiej...
MariuszS2006 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 12:56
Przez kogoś innego powstał konflikt, a ja teraz jestem Bogu ducha winien, najgorsze jest to, że ja już nie chcę ustępować, nie potrafię tego zrobić, a żona na bank będzie chciała żebym tam wrócił, a przez to że było kilka sytuacji, w których ja musiałem się tłumaczyć jej mamie, a jej przy mnie nie było, to dowód na to że ona nie wie co to jest małżeństwo,
gdybym jeździł gdzieś do innej, no to bym to zrozumiał, ale ja nigdy nie dałem jej do tego powodu, po drugie zawsze żonie mówiłem gdzie jadę, nigdy jej nie oszukiwałem, a dzisiaj mam znów nadstawić policzek bo mama, nie już nie chcę,
dlatego że nie jestem winien całego tego konfliktu, nie przyznaje się do winy,
może jestem dumny jak paw, może to męskie ego, ale ja nie mam siły na to żeby być kalany i nie potrafię być już pokorny, zbyt wiele usłyszałem o sobie, zbyt wiele o moich rodzicach
wiem że zona jest najważniejsza, dlatego szukam w jakiś sposób odpowiedzi, pomocy, porady
ale ja nie potrafię się zgodzić na jakieś wyjazdy za granicę, miałem plany założenia firmy, żeby wreszcie być niezależnym, miałem założyć stronę www, ale ciągle były inne sprawy, sprzątanie, gotowanie i zarabianie na wykańczanie domu
my mamy zawód, nie pojadę gdzieś za granicę na zmywak, gdzie mieszkać?, czemu ona nie może przyjść zamieszkać w warszawie, gdzie nawet już miała propozycję pracy
wyjadę za granicę, wszystko się zatrze, a potem wrócę tam blisko teściowej, bo dom żony stoi po drodze do pracy teściowej, i znów będzie to samo, nie chcę tego
ja chcę widzieć że matka nie będzie miała wpływu na żonę, a do tej pory tak jest
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 13:25
MariuszS2006 napisał/a:
ja chcę widzieć że matka nie będzie miała wpływu na żonę, a do tej pory tak jest
ale to się nie stanie za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, może najpierw spróbuj przyciagnac zone na nowo do siebie, żeby jej się chciało chcieć, a potem można pomalu w trakcie terapii (jeżeli się na nia zgodzi) pokazac, ze mama owszem jest mama, ale to z mezem tworzy nowa rodzine i to maz jest tym PIERWSZYM przed mama
Moniczka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 13:30
Mariusz ja to wszystko doskonale rozumiem...
Przestań ciągle myśleć o teściowej i o tym co kto powiedział...
skup się na swojej żonie....
wykorzystaj najbliższe święta,sylwestra...
Po prostu nie wierzę aby młoda kobieta chciała spędzić sylwestra spędzić z mamą...
Zaproś ją gdzieś ...
Ja nie każe wyjeżdzać Wam na stałe za granicę ale pomyśl taki miesięczny, dwumiesięczny wyjazd może pozwoli twojej żonie spojrzeć na to wszystko inaczej...
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 13:35
Mariusz, powiem tyle - systemu od środka nie rozwalisz, jeżeli zainteresowana nie chce. Ty jesteś jeden, ich trójka.
Na razie odseparowałeś się i dobrze, bo z dystansu lepiej widać.
Skoro mieliście próbę terapii, to może warto do tego wrócić, ale nie u przypadkowego psychologa. Jeżeli sesje są przy udziale obojga małżonków, to z tego, co wiem, normalne jest, że psycholog na początek bardziej zajmuje się tą osobą, która dąży do rozpadu. Musi przecież zbudować zaufanie klientów, zanim zacznie pracować z nimi nad zmianą relacji.
Z tego, co czytam, widzę też, że Ty dbasz o samopoczucie teściowej, Ty zabiegasz o zainteresowanie żony. Niestety widać w tym wyraźnie "dystrybucję władzy". Zaś w małżeństwie nie chodzi o to, kto kogo, ale o współdziałanie. Jednak jest ono możliwe jedynie wtedy, kiedy obie strony chcą współdziałać.
Inna sprawa, może propozycja wyjazdu za granicę jest dla żony jedyną możliwością wyrwania się spod wpływów matki? To oczywiście tylko moja spekulacja.
MariuszS2006 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 13:47
to jak to widzicie bo ja już nie mam koncepcji, wypaliłem się
chciałbym pójść z żoną, na sylwestra, ale czy ona będzie chciała?
czy ona mnie jeszcze kocha? nigdy mi tego nie powiedziała wprost, stwierdziła kiedyś że jeśli się oddała to to oznaczało że mnie kocha, ale utrata cnoty, to chyba raczej nie dowód na miłość
gdzieś w środku coś mi mówi żeby poczekać, spróbować, ale nie na jej warunkach, ale na moich
ale ona się na to nie zgodzi
niedawno przyjechał taki wujo z rodziny, radzi mi żebym wsadził żonę w samochód i ją przywiózł tutaj
ale jak? porwać ją na siłę? ona musi tego chcieć, ja nie mam prawa wymuszać czegoś czego ona nie chce
teściu miał 39 lat, nowy samochód z salonu, najwyższy dom w okolicy, pewnie tam tylko kasa, wiem że bez pieniędzy się nie da żyć, ale mówiłem żonie wielokrotnie, zwolnijmy z tym wykańczaniem, a teściowa nie ma prawa ingerować w nasz budżet, nic to nie dało, musiało iść tak jak teściowa chciała, zdążyliśmy coś zarobić, zaraz szło, na dom, nawet nie zdążyliśmy się nacieszyć trzymaniem kasy
spróbuję ponownie z żona porozmawiać, ale przychodzą takie dziwne dni, żebym najlepiej zapadł się pod ziemię, bo nie wiem co mam dalej robić,
nie chcę walczyć o kogoś kto się przede mną zamknął, odciął
Moniczka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 14:04
Mariuszu nie upadaj na duchu. Mogę śmiało podać 10 przykładów małżeństw które były w podobnej sytuacji i z tego wyszły.
Pomału małymi krokami, z Bogiem ...
juana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-07, 23:41
to wszystko ma naprawić modlitwa? Pan Bóg, a co On ma do tego, to przecież my sami decydujemy o swoim losie, za nas On nic nie zrobi
i tak, i nie ;)
Uciszenie burzy Mt 8
23 Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie.
24 Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał.
25 Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!»
26 A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza.
27 A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?»
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-08, 06:40
Mariuszu,napisałes:
MariuszS2006 napisał/a:
ojciec powiedział mi że jeśli nie będzie normalnego statusu małżeńskiego, to nigdy nie pomoże w wykańczaniu domu,
co to znaczy "normalnego statusu małżeńskiego", co Twoj ojciec miał na myśli?
czy jesteście małżeństwem sakramentalnym?
MariuszS2006 napisał/a:
Przez kogoś innego powstał konflikt, a ja teraz jestem Bogu ducha winien,
ja mysle, że nie można nigdy tak mówić......czemu? ano dlatego,że do konfliktu zawsze są potrzebne dwie osoby.....i nie chodzi o to,kto zaczał,ale o to, jak reaguje osoba,wobec której te nieporozumienia narastają......................i nie chodzi o "winę",nie chodzi o to:kto winien, czyja to wina itd.......w ogole nie ma co tego tak rozpatrywać.....tu raczej chodzi o taką odpowiedzialnosć za siebie i za swoje życie.....musisz sobie odpowiedzieć na pytania: czy moje reakcje były właściwe? przy czym pamiętaj,że bierność i ustępowanie wobec zła nie jest dobrą, dojrząła reakcją!czy umiałem prawidłowo komunikować o swoich sprawach? co kierowało mną w decyzji wzięcia ślubu z żoną,czy przyjrzałem się jej rodzinie,czy niepokoiło mnie już coś przed ślubem,czy zbagatelizowałem to,czy zatem zgodziłem się na to,że tak może być i po ślubie,wszak nigdy samo nic się nie naprawia,jeśli przed slubem miałeś sygnały,że żona jest zbyt uzależniona od rodziny pierwotnej,to jakże to miało się samo zmienić po ślubie? chodzi o konsekwencje,najzwyczajniejsze w swiecie konsekwencje naszych wyborów, decyzji....wiec nie ma sensu trwać w "nie moja to wina",bo z takiej pozycji to powodzenia i sukcesów w porozumieniu nie bedzie....czy o to chodzi, by ustalać , czyja to wina? chyba nie, chyba chodzi o rozwiązanie problemu Bożymi sposobami.......
zapytałbym siebie (będąc na twoim miejscu),jaką rolę spełniają dla mnie pieniądze.....bo za dużo tu wyliczeń,licytowania się,wyliczania,rozliczania....zasada jest jedna: chcę coś dać od siebie (mieszkanie,pracę,wysiłek,to daję.bez wypominania i bez oczekiwania na rewanż),a nie chce niczego dawać,ale jestem przymuszany,to albo reguluję sprawę na piśmie,albo nie daję.
kobieta ucieka się po pomoc do innego mężczyzny (ojca,brata,sąsiada,wujka,kochanka), jeśli jej zdaniem mąż nie potrafi tego zrobić bądź też nie umie tego zrobić bądź też nie będzie chciał tego zrobić, bądź też będzie czegoś za to oczekiwał......Twoja żona wydaje się być osobą dość egoistyczną, więc sądzę, że wybiera dla siebie wyjścia jak najkorzystniejsze,więc ważne jest dla niej, że komputer zostanie naprawiony bez zbędnego gadania, a nie kto ten komputer zrobi,rozumiesz?
to dobrze,że przeciwstawiasz się obecnej sytuacji....ja bym się wyprowadził i budował gniazdo samodzielnie....zapraszając do niego żonę........odmówi? trudno. próbować jeszcze raz.....na każdy niedzielny obiad zapraszaj, zapraszaj na kolację....na imieniny....na Sylwestra, na Wigilię - słowem,niech ona ma w głowie nieustające zaproszenie do swojego domu......ma też czuć,że to także jest jej dom.....żeby nie wyszło na to,że wychodzicie z "jej" domu do "twojego".....nie ma tak. to ma być Wasz dom wspólny, na równych prawach................
i darowałbym sobie uwagi na temat teściów,nam tu się wyżalaj,ale postanów sobie,że od tej pory twoja zona nigdy nie usłyszy nic złego na ich temat z twoich ust.....bo.....po co?co to da? NIC. ani teściów nie naprawisz,ani zony zdania nie zmienisz,a jedynie bedziesz sie umacniał po stronie wroga rodziny.....niech ona ma konfrontację: jej rodzina vs Ty i niech ta konfrontacja wychodzi na Twoją korzysć.....miej swoje zdanie, usilnie się go trzymaj, piszesz: nie chodziliscie do koscioła....ok, żona nie chciała, a kto Tobie zabraniał? i tak w wielu sprawach........... dawaj z serca, bądź opanowany i wytrwały i nie poddawaj się,jeśli zależy Ci na tym małżeństwie............pozdrawiam,szymon.
ps polecam super książkę Pulikowskiego "Warto pokochać teściową"...........mała książeczka,ale fajnie napisana i same czyste prawdy,duuuużo pomaga w ułożeniu sobie w głowie relacji z teściami....a jak w głowie to i czesto w życiu......pozdr.
MariuszS2006 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-08, 11:12
Witaj, Krasnobar i inni,
normalny status, czyli ja przepisuję jej mieszkanie jest współwłaścicielem i jej dom na mnie i jestem współwłaścicielem, miałem rozdzielność, rodzice nie chcieli pomagać finansowo, bo wiadomo że różnie bywa w życiu,
co do kościoła, jak można było chodzić do niego skoro było sprzątanie w domu, a podałem przykład że jak nie uczestniczyliśmy którejś soboty w nim to kończyliśmy w niedzielę, dlatego nie chodziliśmy do kościoła, gdybym ja sam poszedł, było by to źle widziane, tak jak wyjazd do chorego ojca
a jeśli jesteś kawalerem to nie wiem, czy doświadczałeś manipulowanie Ciebie przez żonę, warto spróbować, a będziesz wiedział, czy potrafisz jeszcze pokochać teściową, trzeba mieć dużo cierpliwości, a z czasem ona już znika
przed ślubem spotykaliśmy się w weekendy, więc wszystko było pięknie, sielanka
a dopiero w połowie, małżeństwa zaczęło się coś psuć,
to jeśli moja żona jest EGOISTKĄ , to jak z egoistycznym człowiekiem można budować małżeństwo, jeśli ktoś myśli tylko i wyłącznie o swoim dobru
co do winy, nigdy nie ma tak że oboje są winni, zawsze jest ten pierwszy który rzuci kamieniem, sam bym nie chciał się ukamieniować, jeśli wracam do domu od ojca który wylądował w szpitalu, i okazuje się że ma guza na żołądku, i teściowa zaczyna rozmowy które są zupełnie nie potrzebne, bo "oma nie wie gdzie ja jeżdżę" to nie może być tak że ja jestem winien, dla mnie liczy się prawda, nie znoszę naginania prawdy do swoich potrzeb, bo nie ma prawdy szarej, białej czy czarnej, jest tylko jedna prawda
a przy moich rodzicach nie przyznaje się do tego że były kiedyś takie rozmowy, to co to jest? prawda, kłamstwo
żona powinna mnie rozliczać z tego gdzie jeżdżę, a jeśli jej to nie przeszkadzało, to powinna mnie chronić przed matką, skoro wie kim ona jest i co potrafi, ani razu tego nie zrobiła
co do teściów, moi rodzice zupełnie się nie wtrącali, nawet nie dzwonili, to było nieraz lepsze, niż ciągła ingerencja w małżeństwo na każdym poziomie
takich teściów mogę pokochać
co do ratowania będę próbował rozmowy, spróbuję zaprosić na sylwestra, żeby gdzieś razem pójść, ale ona poczyniła wszystkie kroki przygotowawcze do rozwodu,
od czerwca przestała się do mnie odzywać, mija pół roku, to ja smsowałem, gg, maile, telefonowałem, przypominam, że zostawiłem żonie wszystkie pieniądze, ze sobą wziąłem jakieś 3tyś zł z czego musiałem na egzamin zapłacić 800zł, kiedy kończyła jakieś projekty, umawiała się wyłącznie z moim ojcem, maile do niego wysyłała, mnie jakby nie znała, któregoś razu kiedy potrzebowała podpisu, przyjechała do nas na działkę, i przyszła do mnie, bo "ja chciałem porozmawiać",
więc co do winy, nie byłem winny, a za każdym razem wyciągałem rękę,
z każdym spotkaniem, z każdą odmową, z każdym mailem, z unikaniem mnie, zabijała to co do niej czułem,
jak można podejmować próby naprawy, np. terapia, po drugim spotkaniu, usłyszałem od żony, że "mi się poprawiło", a ja myślałem że terapia małżeńska, naprawia obydwoje
jestem tym wszystkim zniechęcony
Pzdr
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.