Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
jak radzicie sobie w kwestii spotkań sakramentalnych z dziećmi,
w sytuacji gdy nie mieszkacie razem???
Spędzacie czas razem?
Ja (nawet teraz - 1,5 roku po rozstaniu) - nie potrafię i nie chcę takich spotkań. Niestety są one nie uniknione, dziś mamy przedstawienie w przedszkolu... zwykle było we wtorki ("dzień ojca") i to ojciec zabierał Synka po przedstawieniu.
Dziś jest "mój dzień"... wszystkie dzieci wychodzą razem z obojgiem rodziców... ja patrzyłam jak odchodzi moje dziecko z tatą i zaczynam ryczeć...
Wiem, że Synek chciałby iść dziś z tatą, jak go zobaczy na pzedstawieniu... zaproponować wspólne pójście na lody???
Nie wiem, czy będę miała na to siłę, a co jeśli Adaś będzie chciał tak częściej? Wczoraj pytał, czy tato może przyjść do nas na godzinę...
Dużo piszemy tu o sobie, o tym jak my sobie radzimy lub/i nie radzimy.
Mnie po rozwodzie jakoś lżej samej ze sobą jako "żonie",
ale jako "mama" nadal strasznie ciężko...
Synek jest związany z ojcem, zawsze chętnie z nim idzie jak go widzi... a mnie serce pęka... że moje dziecko nie ma rodziny... tylko ma labo mamę albo tatę...
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-06, 11:26
Napiszę coś w tym temacie , bo muszę się wygadać... Mimo ,że u mnie minęło dopiero ,albo już trzy miesiące jak mąż wybrał życie z kochanką, a ja zostałam z trójką dzieci, to mam też cały czas dylematy jak ułożyć te kontakty z dziećmi.Po pierwsze myślę,że nie da się oddzielić roli rodzica od roli małżonka ,jak to mówią niektórzy, przynajmniej dla mnie. Przecież mąż nas porzucił, zostawił, i co mam mówić dzieciom, że nic się nie stało, a on nadal jest waszym ojcem? Przecież wybrał inną rodzinę ,inną kobietę ,która też ma dziecko, i on teraz jest z nimi, to jak mam to wytłumaczyć dzieciom? Moi rodzice się rozwiedli, ojciec ,długo po rozwodzie poznał inną w Ciechocinku, ja miałam już wtedy męża i dzieci, ale bardzo mnie to bolało i boli nadal ,że mój ojciec woli tamtą rodzinę j jest z nimi bardziej związany, bo ta "miłość z Ciechocinka" ma swoje dzieci i wnuki.I uważam, że uczepiła sie mojego ojca, i nawet jak on przyjeżdża do nas, bo mieszka daleko, to ona przyjeżdża z nim, a on nie widzi w tym nic złego ,a ja chciałabym, żeby przyjechał tylko do nas, po co nam ta baba w tym czasie...I dlatego wściekłam się na przykład, gdy mój mąż dwa tygodnie temu ,zabrał na sobotę syna, dwunastolatka, i okazał się , że byli we trójkę . Powiedziałam synowi,że nie zgadzam się na takie spotkania, bo jest mu to chyba niepotrzebne, żeby ojciec wciągał dziecko to tego bagna, którym sam siedzi. (z tym bagnem, to oczywiście pomyślałam po cichu,)I jeżeli będą to spotkania tylko z ojcem,to ja nie mam nic przeciwko. I męzowi też o tym powiedziałam, ale nie wiem ,czy to do niego dotrze ,i czy nie będzie mi akurat na złość robił.bo on chyba też nic złego w tym nie widzi .I jeszcze wściekła jestem o to ,żę ja mam na głowie całą codzienność, a tatuś okaże się taki najlepszy i wyczekiwany, bo będzie takim "odświętnym "tatusiem, a ja będę ta gorsza.....
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 13:33
Bosonia,
u mnie od początku pojawila się "ciocia"... jak jeszcze tatus miał takei same prawa... on nie widział w tym nic złego, wręcz przeciwnie, wiele razy słyszałam, jaki to mają dobry kontakt...
Wczoraj, na przedstawienie przyszłam pierwsza, tatuś nie usiadł koło mnie,
Adaś krzyknął "o moja mama jest i mój tata jest"
(prawie się popłakalam...)
a po przedstawieniu jak powiedziałam do Adasia, że idziemy na lody, tatuś powiedział żeby się z nim pożegnał bo musi iść... Adaś nie powiedział nic...
Jestem szczęśliwa że za wyjątkiem (do tej pory 2, teraz 4 nocy w miesiącu) mogę codziennie rano i wieczorem widzieć moje dziecko, rozmawiać z nim, ostatnio razem gotujemy ))
Nie wiem, jak można z tego zrezygnować... tym bardziej, jak wcześniej dziecko było dla mojego sakramentalnego marzeniem, "tylko tego mi do szczęścia brakuje" - kłamał...
Moje serce jako kobiety się zabliźniło... odpuszczam... przestaję analizować swoje winy, nie myślę, co jeszcze mogę zrobić...
Tzn. dotarlo do mnie, że teraz jestem tylko JA i staram się dobrze żyć, jak dobry człowiek, dobra matka... dobrą żoną nie jestem... nie ma już tej roli...
Jakbyś chciała pogadać o dzieciach - to będzie mi bardzo miło...
[ Dodano: 2013-11-07, 14:04 ]
bosonia napisał/a:
I jeszcze wściekła jestem o to ,żę ja mam na głowie całą codzienność, a tatuś okaże się taki najlepszy i wyczekiwany, bo będzie takim "odświętnym "tatusiem, a ja będę ta gorsza.....
a ja mam nadzieję, że po fazie buntu i obrażenia się na nas,
chęci mieszkania z tatą (tego też się spodziewam)
nasze dzieciaki nas docenią... mniejmy nadzieję, zanim skończą trzydziestkę
i że my tego doczkamy ))
to raczej kobiety wychowują dzieci... nawet w pełnych rodzinach...
one pilnują lekcji i obowiązków, są od tulenia ran,
ojcowie są od pokazywania świata...
z tym też damy radę...
- oczywiście powyższe nie dotyczy wszystkich...
Anita11 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 14:30
Nie wyobrażam sobie że dziecko miałoby zostac mi zabrane. Jestesmy z córka ze sobą związane bardzo,ona tate też bardzo kocha,zzresztą wszystkie rysunki podpisuje: mama,tata i ja. dlatego myślałam że jeśłi podejme decyzje o wyprowadzce to na weekendy niech córka jeździ do ojca. Ale jego postawa:Ty możesz iść ale dziecka nie oddam wróży mi wiele nieprzyjemnosci i cierpienia na przyszłośc.
Nawet zastanawiam sie czy on nie byłby lepszym ojcem na weekendy,wczoraj nawet poszedł do córki do pokoju wieczorem zapytac jak w szkole,a zazwyczaj wraca z pracy ze skwaszona mina i jest "zmęczony"
Serce mi pęka jak pomyśle że moja wrażliwa córeczka musi tego doświadczac,tyle bym dała żeby ja to ominęło..
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 14:43
Anita11 napisał/a:
to na weekendy niech córka jeździ do ojca.
Ile lat ma Twoja Córcia?
Mój teraz co drugi weekedn jest u taty, od tego miesiac od piatku 18 - niedziela 20.
Do tego we wtorki zabiera go na 2 godz. Kiedyś zabierał też w czw na 2 godz,
ale uznał, że nia ma co z nim robić, więc zostaje raz w tygodniu i co drugi weekend od pt a nie od soboty - jak było wcześniej.
To są dość szerokie kontakty - z tego, co mówili mi prawnicy. Nie ograniczam ich, ale mam też dość częstych próśb o zmiany/zamiany, bo panu koliduje z życiem zawodowym albo prywatnym... mam dosyć dostosowywania się... ja już musiałam dostosować moje życie do bycia samotną mamą... nie zamierzam pomagać sakramentalnemu w "żyli długo i szczęśliwie z ciocią kaśką"
Anita11 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 15:38
Moja córcia ma 7 lat,jest kochana dziewczynką,ma dobry charakter tylko jest nieśmiała i wrażliwa. od razu mysle czy byłaby taka nieśmiała gdybym juz dawno odeszła od męza.
Myslałam że to sie na niej nie odbija az tak bardzo ale ostatnio była świadkeim jak maz sie pięknie do mnie odezwał
To sa własnie chore wzorce z amerykańskich filmów :mój tata i jego nowa przyjaciółka,mama i nowy wujek i najlepiej wszyscy w ogromnej przyjaźni,nieważne że tata zwalił dziecku świat na głowę bo z nowa przyjaciółka były bardziej emocjonujące porywy serca i motyle w brzuchu.
U mnie narazie nie ma (nic bynajmniej o tym nie wiem)cioci Kaśki ale jest brak szacunku i skoro córka i tak niestety była tego świadkeim t w miare delikatnie jej powiedziałam prawdę:że nikt nie ma prawa brzydko mówic do drugiego człowieka,a tymbardziej tata do mamy,i tata musi sie zastanowić nad swoim zachowaniem
To straszne podejmowac takie tematy z dzieckiem,ale to zawsze musi wyjaśniach osoba która nie zawiniła.
Tata pewnie by powiedział na jej pytanie:Nie masz innych zmartwien? mam jest niedobra i niech sibie idzie ,sami sobie poradzimy
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 16:49
Wiecie co, te wszystkie teksty,że on nie odszedł od dzieci ,tylko od żony,to mi już bokiem wychodzą..Przecież odszedł od wszystkich ,a co ,dzieci wziął ze sobą? Nie, to żonie zostawił cały kierat na głowie ,a on "młody bóg", może teraz gzić się z innymi.Przepraszam za wulgarność, ale tak czuję w tej chwili i muszę to z siebie wyrzucić, bo zwariuję chyba.Boję się ,że moi synowie też powielą ten schemat, że moja corka też wybierze takiego męża, który ją skrzywdzi...Nie wiem jak z nimi rozmawiać, nie wiem co oni czują, bo to są chłopcy, i nie chcą się mamie zwierzać, Wszędzie piszą ,żeby rozmawiać, mówić o uczuciach, potrzebach ,u mnie nikt nie chce tak rozmawiać ,gdy męża pytałam co czuje, czy chce porozmawiać ,to odpowiadał-To mów- i to była jego rozmowa.a do panienek z sympatii.pl potrafił nawijać o pierdołach i nie sprawiało mu to trudności .
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 17:51
bosonia napisał/a:
Wiecie co, te wszystkie teksty,że on nie odszedł od dzieci ,tylko od żony,to mi już bokiem wychodzą..
Usłyszałam to samo (chociaż mój wrócił, a przynajmniej próbuje).
Szok w zasadzie do dziś mi nie przeszedł.
To że on tak potrafi powiedzieć i bronić tego (!!!), jest dla mnie wciąż wiadrem zimnej wody jeśli chodzi o możliwość zrozumienia męża, porozumienia się z nim.
Sądzę, że jest to rodzaj usprawiedliwiania swoich czynów.
Nieumięjętność stanięcia z twarzą w twarz z tym co się zrobiło. Facet który opuszcza żonę (pewnie była zła), to jest jeszcze ok. A facet który opuszcza dzieci - no to musi być już jakiś skrajny łotr, przecież ja taki nie jestem! Nie, ja kocham moje dzieci. Nie opuściłem ich, chcę się z nim widywać....
ja to Wam dziewczyny jednak zazdroszczę, doceńcie jak macie dobrze, w porównaniu z "wyrzuconym do śmieci mężem" macie wspaniałe warunki rodzinne
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 19:56
Slaw, ale my też jesteśmy "wyrzuconymi na śmieci" żonami...
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-07, 21:20
bosonia napisał/a:
Przecież odszedł od wszystkich ,a co ,dzieci wziął ze sobą? Nie, to żonie zostawił cały kierat na głowie
tak... my mamy obowiązki a oni zostawili sobie prawa...
też mnie trafia...
[ Dodano: 2013-11-07, 21:25 ]
slaw napisał/a:
macie wspaniałe warunki rodzinne
nawet o takich nie marzyłyśmy
bosonia napisał/a:
"wyrzuconymi na śmieci" żonami...
nie... nie dołujmy się w ten sposób...
może tylko ktoś nas wysadził z naszej wspólnej łódki,
wrzucił na głęboką wodę, żeby nie powiedzieć tajfun,
a my co - raz lepiej raz gorzej, raz szybciej raz wolniej - ale wciąż na powierzchni,
budujemy swoje własne statki... żeby nie powiedzieć, że my teraz i sterem i żaglem i okrętem...
bosonia napisał/a:
że on nie odszedł od dzieci ,tylko od żony,to mi już bokiem wychodzą
no mój oprócz tego, że zostawił tylko mnie, to zrobił to, co dla nas wszystkich jest najlepsze...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.