Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
No widzisz, to jednak coś się dzieje. Oby tak dalej....
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-03, 23:34
Drodzy Forumowicze,
Od mojego ostatniego wpisu minęło już trochę czasu. Przez ostatni miesiąc starałem się podczas podróży z córką do szpitala rozmawiać z Żoną. Za każdym razem jak rozmawialiśmy czy to w samochodzie czy u niej w mieszkaniu prawie zawsze miała łzy w oczach i mówiła że nie chce rozmawiać bo się zaraz denerwuje itp.... Patrząc na ostatnie dni widzę że co zrobię jednak krok do przodu to zaraz robię dwa w tył. Co mi się tylko udało to zaciekawiłem żonę książkami p Jacka Pulikowskiego o ratowaniu małżeństwa itp. Czy czyta - hmm nie wiem, a ona też mi nie chce do końca powiedzieć. Problem jednak na dzień dzisiejszy jest największy z tym ze brakuje mi pomału sił do walki o to wszystko. Tak na prawdę mam przeciwko sobie zarówno mojej żony koleżanki a także przede wszystkim psychologa z Niebieskiej Linii z którym wiem że żona raz na jakiś czas rozmawia. Na przykład ostatni tydzień pokazał że przed rozmową z nim mogliśmy porozmawiać o naszym małżeństwie, zgodziła się że być może w niedzielę przyjedzie zobaczyć skończony nasz dom a już w środę (wiem że po rozmowie z psychologiem z NL) była zmiana o 180 stopni - traktowanie z góry, stawianie kolejnych barier kiedy i gdzie możemy rozmawiać o małżeństwie a kiedy nie.... I tak na prawdę zauważyłem wtedy że żonie nie zależy na odbudowaniu małżeństwa. Dziś gdy odwoziłem syna po weekendzie do żony słowo do słowa powiedziałem jej o swoich odczuciach na temat tego psychologa i tego co się dzieje... Moja żona cały czas powtarzała że nic nie rozumiem że ona miała przemoc w domu ze mnie nie kocha, że nie wróci a jak ja zacząłem mówić co to za psycholog który dąży do rozbicia rodziny to powiedziała mi że psycholog powiedział jej że takich związków sie nie ratuje!!! Kochani doradźcie co robić bo mi już ręce opadły jak to usłyszałem. Oczywiście w przypływie złości mam pokazywane otwarte drzwi i słyszę że mam wychodzić. Na prawdę sam już nie wiem co robić. Też się martwię ponieważ pomimo ciągłej pracy nad sobą też mi pomału puszczają nerwy.... Proszę pomóżcie...
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-04, 11:17
Mogę tylko poradzić tyle, co mnie pomogło.
Prośba do Boga aby pomógł Ci w tej trudnej sytuacji. Aby był obok Ciebie podczas rozmowy. To jest ogromne wsparcie, ogromna siła.
Aby obdarzył Cię łaską zrozumienia tego, co i jak trzeba powiedzieć. I żebyś Ty znalazł w sobie spokój i abyś umiał uspokoić własne nerwy.
Mój mąż który się waha, podczas rozmów jest niespokojny, rozdrażniony i już przed rozmową widzę jaki jest spięty, jakie to dla niego trudne.
Ja dzięki łasce Boga znalazłam w sobie ocean spokoju na te rozmowy.
I czuję, że to jest to co można zrobić.
jasmina44 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-04, 16:55
dziwne ze terapeuta sie zachowuej w ten sposób... chodziłam do kilku i zaden w ten sposób sie nie zachowywał. nikt nigdy mi nie mówił co mam zrobic i jak zyc... nie na tym polega terapia.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-04, 17:26
Tomek słyszy tylko o wnioskach z terapi jakie wyciąga jego żona,
a nie to co mówi terapeuta.
Psycholog nie powie zrób to czy to.....chyba, że ma do czynienia z przemocą w rodzinie,
czy tez z alkoholizmem, wtedy zapewnie radzi uciekać z takiego chorego zwiazku
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-04, 17:29
"pomyślała o powrocie do pracy dopiero po 4,5 roku siedzenia w domu" ,
"moja siedziała w domu 20 lat"- drodzy panowie ,pozwólcie ,że wetknę trochę szpilkę,ale jak słyszę takie teksty, że zona "siedzi w domu " to trochę mnie ponosi, może byście sie spróbowali zamienić i też "posiedzieć" w domu ,ciekawe ile byście wytrzymali ..
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-05, 00:27
Kochani,
Dziś znowu miałem okazję by porozmawiać z Żoną. W większości jest to niestety jednak monolog z tym że czasem słyszę że nic nie rozumiem itp. Widzę podczas rozmowy że być może coś dociera do niej, że się zastanawia nad tym wszystkim. Mówię o dzieciach o ich przyszłości, o nas, o Bogu w naszym małżeństwie, ale ciągle słyszę na koniec że co się taki świątobliwy nagle zrobiłem i że nie kocha mnie i nie wróci..... a i na żadną terapię małżeńską nie pójdzie bo podjęła już taką decyzję i koniec.
Problem jest jeszcze innej natury - niestety o ile o małżeństwo walczyć należy do końca o tyle trudności w tym nie brakuje. Tak jak już pisałem wcześniej wybudowaliśmy dom. Jest on praktycznie gotowy (na tyle żeby dało się tam zamieszkać) ale jak dom jest gotowy to niestety nie ma kto się tam przeprowadzić. Problem jest w tym że dom jest na kredyt. Zostałem ze wszystkimi naszymi zobowiązaniami tak na prawdę sam. Na dodatek teraz przyszło jeżdżenie na rehabilitację no i oczywiście ustalone kontakty z synem gdzie wiadomo czas z Nim jest czasem tylko dla Niego. Pracę mam taką że pomimo luźnych godzin wymaga ona dużego poświęcenia czasowego. I teraz przez tą rozłąkę zrobiło się tak że przez to wszystko nie mam za wiele czasu na pracę a wydatków sporo więcej ( jeden wyjazd na rehabilitację to w sumie 100km). Co za tym idzie sam po prostu nie dam rady tego wszystkiego tak dalej ciągnąć.
Zaraz okaże się że że starać się będę o rodzinę a tak na prawdę zaraz nie będziemy mieli naszego domu bo albo go trzeba będzie sprzedać a jak się nie uda to grozi to komornikiem. Niestety te argumenty nie docierają do mojej Żony.
Dziś usłyszałem tylko czy w tym miesiącu prześle pieniądze na dzieci, kiedy i dlaczego ostatnio przesłałem tak mało. A tak na prawdę to na własne życzenie moja Żona opłaca czynsz za to mieszkanie i próbuje jakoś utrzymać siebie i dzieci (do tej pory mieszkanie było wynajmowane, czynsz się spłacał a i jeszcze jakieś pieniążki z tego pozostawały)
Mówiłem o tym wszystkim żonie, pisałem jeszcze w smsach ale w odpowiedzi słyszałem tylko:
- Moja decyzja jest ostateczna, nie chcę być już twoją żoną, nie chcę tego domu
- Tomek jest już za późno...
Dziś dałem żonie telefon do poradni diecezjalnej zachęcając ją do zapisania się na poradę. Powiedziałem jej że sam też zapisałem się na wizytę i że moglibyśmy tam chodzić na terapię ale jak dałem kartkę z telefonem to została gdzieś rzucona oscentacyjnie. Poza tym zauważyłem że zaraz po naszych rozmowach o małżeństwie żona ma przez długi czas zajęty telefon (wyszło to jakoś przy okazji....) tak jakby każda poważniejsza rozmowa między nami była z kimś omawiana...
Ciężko cokolwiek tutaj więcej powiedzieć. Jak widzicie sprawa jest ciężka a sytuacja bardzo trudna.
Wracając do tematu psychologa z Niebieskiej Linii to będąc oskarżanym o stosowanie przemocy psychicznej (tak jak pisaliście chcę iść i spróbować porozmawiać z kimś z niebieskiej linii by ten psycholog poznał też drugą stronę medalu, żeby usłyszał relacje drugiej strony). Powiem Wam szczerze - jestem świadomy swoich wad, ale nie uważam się za nie wiadomo jakiego kata rodzinnego. Oczywiście były nieporozumienia i kłótnie rodzinne wynikające z różnych spraw, ale nigdy nie podniosłem ręki na Żonę czego akurat w drugą stronę nie mogę powiedzieć że było tak samo..... Nie wiem co było opowiadane na tej NL? Jednak czytając od deski do deski stronę internetową niebieskiej linii a także forum NL zobaczyłem jak wiele osób będących jej współpracownikami wypowiada się skrajnie nieodpowiedzialnie. Dodatkowo na kilkunastu tych pracowników NL znalazłem jednego który na prawdę chciał ratować rodzinę a podobno właśnie to jest jednym z zadań statutowych niebieskiej linii. Na koniec przytoczę słowa wypowiedziane na forum przez współpracownika - o nicku dynamika - dotyczące słowa "kocham cię" przez osobę stosującą przemoc (porada dla osoby szukającej odpowiedzi i porady na forum):
- "Słowo Kocham Cię w związkach przemocowych są jeszcze jednym kłamstwem i oznaczają chęć sprawowania kontroli nad drugą osobą..."
Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za słowa otuchy i wsparcia. Oczekuję także słów krytycznych bo i na takie jestem otwarty. A odpowiadając krawędzi nadziei mogę tylko powiedzieć że własnie modlitwa, zawierzenie mojej rodziny Jezusowi miłosiernemu pozwala mi jakoś funkcjonować i radzić sobie z tymi wszystkimi trudnościami. Zachęcam też do tego moją żonę ale na razie bez skutku... Jeszcze gdy byliśmy razem wyraźnie oddalała się od Boga a ja kompletnie nie miałem na to wpływu (nie da się kogoś zmusić o modlitwy czy też wspólnej mszy św.)
smutna ona [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-05, 09:49
Tomku Twoja historia jest bardzo zbliżona do mojej ...
Mój mąż też mnie nie chce, mówi, że już za późno na naprawę, milczy podczas rozmów, na pewno się z nikim nie spotyka, coś w nim pękło, coś się przelało, coś skończyło ....
Też mamy gotowy do zamieszkania nowy dom, na szczęście bez kredytu.
Nie mamy dzieci.
Ale Twoja sytuacja bardzo przypomina mi moją. Też walce juz od 6 tyg, nie poddaje się i ciągle nie trace nadziei, że będziemy razem, że to jakieś chwilowe załamanie u mojego męża, że przemyśli i wróci.
Polecam modlitwę:
Kochany Ojcze!
Stwórczym aktem powołałeś do istnienia małżeństwo.
Chciałeś bowiem zapewnić nam najlepszy sposób wypełniania przykazania miłości.
Po okresie ludzkiej niemocy i egoizmu,
posłałeś na świat swego Syna Jezusa Chrystusa, aby przywrócił nam dar miłości.
Odtąd małżonkowie mają moc do realizowania miłości małżeńskiej.
Proszę Ciebie, Dobry Ojcze i Stwórco, obdarz nasze małżeństwo miłością.
Panie Jezu, który jesteś wcieleniem Boskiej miłości i prawdy,
uchroń nasze małżeństwo przed utratą pierwotnej miłości.
Maryjo i Józefie, Święci Małżonkowie,
wstawiajcie się za ślubującymi sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Proszę Ciebie, Jezu Chryste, aby nasze małżeństwo obdarowane było cudem przemiany.
Przemieniaj nasze urazy w przebaczenie,
oziębłość w żar miłości ofiarnej,
szorstkość w delikatność,
słowa przykre w pełne czułości,
oddalenie w bliskość,
smutek w radość,
obojętność w pragnienie bycia razem.
Oby w naszym małżeństwie objawiła się Twoja Boska miłość i Twoja chwała.
Tobie i Twojej Matce zawierzamy nasze szczęście małżeńskie i rodzinne.
Amen
Ojcze, który nas kochasz, któryś nas ukochał
Zanim dałeś nam życie.
Tobie powierzam wszystko,
Co mam najdroższego, mój Skarb, mojego męża/żonę
Najbliższą mi osobę.
Ty kochasz więcej niż ja jestem w stanie pokochać
Ufam Twojej miłości
Otocz ukochanego mojego swoja opieką
I chroń od wszelkiego złego.
Niech Twój Anioł czuwa nad nim i niech Go strzeże
Spraw, by było mu dobrze, zachowaj go w zdrowiu
Dodaj sił i napełnij radością.
Niech go otacza ludzka życzliwość,
Niech na swej drodze spotyka serdeczne
Uśmiechnięte twarze
Opatrzności Boża, Tobie się oddajemy w opiekę
Osłaniaj nas
Doprowadź nas szczęśliwie znowu do siebie
Pomóż nam, Panie, odbudować dom,
w którym Ty zamieszkasz z nami na zawsze.
Wiem, że ludzkie marzenia o szczęściu
Złym zrządzeniem losu mogą obrócić się w niwecz.
Ale ufam Ci i mocy Sakramentu, w którym nas połączyłeś
Ty, który nie zapominasz o liliach polnych i ptakach niebieskich
pamiętaj o nas.
Wierzymy Twojej Miłości
Niech wola Twoja wypełnia się nad nami i w nas
Amen
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-05, 12:56
Dziękuję i Tobie również życzę powodzenia na tej drodze.
smutna ona [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-05, 16:16
Martwie się, że tych sił mam coraz mniej. Ale póki co będę walczyć, bo nigdy z ust męża nie usłyszałam, że nigdy nie będziemy razem. Nasze małżeństwo było naprawdę dobre. Mąż najczęściej mówi, potrzebuje czasu, ale to było jakiś miesiąc temu. Od tamtej pory nasze rozmowy są raczej służbowe i mam wrażenie, że nic się w nim nie zmienia.
Niestety nie jest jakoś mocno wierzący, więc nie mogę liczyć na to że sakrament ślubu będzie miał dla niego znaczenie, tym bardziej rekolekcje.
U mnie też sytuacja jest taka, że nasze rodziny są już mocno zaangażowane - wszyscy próbują z nim rozmawiać - nie wiem czy to dobrze - ale próbują pomóc. Nie mogą patrzeć jak cierpię, szczególnie ze zawsze stawiani byliśmy za wzór, jak małżonkowie powinni się do siebie odzywać, jak się szanować, jak okazywać uczucia.
Ale mój mąż jest nieugięty. Chyba. Nikt nie wie co mu siedzi w głowie, dlaczego każdy się bardzo dziwi ... dlatego podejrzewany jakiś dół psychiczny, depresje.
W czwartek IDE do psychologa, mam nadzieję, że coś mi pomoże. A poza tym zostaje mi modlitwa.
Tomek36 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-05, 17:58
Kurczę - u mnie jest dokładnie tak samo. Tylko dochodzi jeszcze to że nasz syn prosi moją żonę o to że chce chodzić do starego przedszkola bo tam uczył sie literek, miał dodatkowo taniec i angielski.... Ale to ją też nie rusza. Jeszcze dziś usłyszałem od niej że dziecko ma się dostosować. Po każdej naszej rozmowie jest konsultacja z koleżankami i tak na prawdę człowiek walczy o małżeństwo ale walczy też z fałszywymi doradcami oraz chorym psychologiem....
Tak na prawdę gdyby nie modlitwa i wiara w to że będzie dobrze zwariowałbym już dawno a tak trzeci miesiąc zaczęty....
smutna ona [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-05, 21:07
Wspołczuję Ci tego, że oprócz rozstania z żoną Cierpisz jeszcze z powodu dzieci.
Ja dziś rozmawialam z teściowa - kobieta jest kłębkiem nerwów, wskoczyłaby za moim mężem w ogień i nie może znieść tego, jak on się teraz zachowuje. Jak mnie traktuje.
Rozmawialam też z mężem ponad przez telefon - powoli trace nadzieję. Dochodzą do wniosku, że muszę mu pozwolić odejść. Z miłości. Skoro nie jest szczęśliwy ze mną, to niech będzie z kimś innym. Muszę mu na to pozwolić skoro go kocham. Łzy mi lecą ciurkiem jak to piszę, ale to chyba jest jedyne rozwiązanie. Mój mąż mnie już nie kocha i tyle.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-06, 06:45
smutna ona napisał/a:
Skoro nie jest szczęśliwy ze mną, to niech będzie z kimś innym
Dajesz pozwolenie na zło, i uważasz, że to z miłości? Miłość nigdy nie daje pozwolenia na zło, w tym przypadku cudzołóstwo. Oboje macie prawo do separacji (w skrajnych przypadkach), ale bez możliwości związania się z kimś innym.
Ja teraz nie piszę o tym, co zrobi Twój mąż. Ma swoją wolną wolę, nikt nie wie jak ją wykorzysta. Piszę o Twojej postawie. Takie rozumienie miłości jakie teraz pokazujesz, jest bardzo współczesne, tolerancyjne, ale nie ma nic wspólnego z miłością, którą ślubowałaś w przysiędze małżeńskiej. W dalszej perspektywie zwyczajnie opłaca się - tylko ta druga
Polecam rekolekcje ks. Dziewieckiego o przysiędze małżeńskiej: https://archive.org/details/przysiega-malzenska
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-06, 07:58
Nie chodzi o przyzwolenie na zło, a o pozwolenie na odejście. To taka wewnętrzna zgoda na to żeby małżonek sam podjął decyzję, jakakolwiek by ona nie była. To pogodzenie się z tym, że nie mamy na niego wpływu. Puszczamy usilnie ściskane linki, puszczamy wolno.
Wbrew pozorom (pomimo bólu i cierpienia), taka zgoda daje względny wewnętrzny spokój. I najczęściej jest bardziej skuteczna niż usilne działania nie przynoszące oczekiwanych efektów.
To tak ogólnie, bo jeśli w tym przypadku rzeczywiście chodzi o chorobę, to raczej nie należy zostawiać chorego samemu sobie. Trudna sytuacja, potrzeba dużo wyczucia i delikatności...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.