Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam serdecznie. Jestem pierwszy raz na forum. Liczę, że znajdę tu wsparcie innych osób, które tak, jak ja przechodzą lub przechodziły pzez podobne problemy. To, co się dzieje przez ostatni rok w moim małżeństwie sprawia, że nie mam już sił, a powoli tracę nadzieję, że wszystko się ułoży i będzie dobrze między nami.
Jestem po ślubie 14 lat, mamy dwoje dzieci- 13 i 5 lat. Mój mąż przechodzi chyba kryzys wieku średniego i od roku powtarza, że się mu znudziłam, że mnie nie kocha i jest ze mną ze względu na dzieci i gdyby nie one dawno by mnie zostawił. Próbowałam rozmawiać, proponowałam wspólną terapię. Wszystko na nic, on niczego nie chce, nie zależy mu już na mnie. Twierdzi, że wszystko w nim się wypaliło i nigdy ze mną nie był i nie będzie szczęśliwy.
Wiem, że koleżanka z którą pracuje jest mu bardzo bliska, podejrzewam, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń.
Zastanawiam się, co dalej, sytuacja nie zmienia się od roku, a mój mąż najwyraźniej chce, abym to ja podjęła za niego decyzję. Bardzo proszę o wsparcie i modlitwę.
iwonakra3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-19, 22:01
wspieram modlitwą :*
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 07:37 Re: Nie mam już sił
nika76 napisał/a:
Mój mąż przechodzi chyba kryzys wieku średniego i od roku powtarza, że się mu znudziłam, że mnie nie kocha i jest ze mną ze względu na dzieci i gdyby nie one dawno by mnie zostawił. Próbowałam rozmawiać, proponowałam wspólną terapię. Wszystko na nic, on niczego nie chce, nie zależy mu już na mnie. Twierdzi, że wszystko w nim się wypaliło i nigdy ze mną nie był i nie będzie szczęśliwy.
Kiedyś uważałem, że nie zasługuję na marudzenia mojej żony. Że tyle dla niej robię. Że o nic się nie musi martwić, bo wszystko ma....
Mój punkt widzenia sie znacząco zmienił pod wpływem konsekwencji mojej żony:
1. przestałem pić
2. głęboko się zastanowiłem się nad sobą.... bo do niej już nie miałem słów i zdrowia... :) Bo kto zrozumie kobietę???!!!!! Ja nie jestem w stanie do dziś.
Ale mogę zmienić siebie. I ostatnio tego chcę.... pomimo przeciwności i wątpliwości powracających.....
I ostatnio odkryłem, po odgrzebaniu sterty uraz coś tam jeszcze do niej czuję.
nika76 napisał/a:
Wiem, że koleżanka z którą pracuje jest mu bardzo bliska, podejrzewam, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń.
O różne rzeczy podejrzewałem swoją żonę.... swoimi projekcjami wyobraźni doprowadzałem się do złości, frustracji, nienawiści, zwątpienia..... i w efekcie szedłem pić........
A o co podejrzewała mnie moja żona? Kiedyś o zdrady notoryczne.... nie było ich.... ale we mnie coś pękło od tych oskarżeń i zrobiłem to, o co mnie oskarżała :( Wtedy ją oskarżałem, że do tego doprowadziła. Dziś widzę to w innym świetle....
nika76 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 08:10 Re: Nie mam już sił
Jędrku
O jakich konsekwencjach piszesz. Co takiego robiła Twoja żona, że przestałeś pić.
Jeśli chodzi o moje podejrzenia, to nie do końca tak jest, że nie są niczym poparte.
To słowa, które mój mąż wypowiadał w stosunku do mnie sprawiły, żę zaczęłam bliżej przyglądać się tej znajomości.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 08:23
Ja sądzę, że Twoje obawy nie są bezpodstawne. Powtarzam to od jakiegoś czasu, że jeśli żona coś przeczuwa, podejrzewa, to przeważnie ma to swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Nika, poczytaj to forum, mnóstwo podobnych historii (choć zakończenia różne), posłuchaj rekolekcji. A co do kryzysu wieku średniego, nie ma na to mocnych. Mężczyzna musi "przejść swoją bajkę" jak gdzieś kiedyś przeczytałam i z obserwacji potwierdzam. Ty niewiele możesz zdziałać - w sensie jakim byś oczekiwała. Bo zrobić możesz dużo: modlić się, zaufać we wszystkim Bogu, zająć się całkowicie sobą i rozwijać siebie - to możesz, bez względu na to co będzie robił Twój mąż.
Czy masz sprawdzone podejrzenia, że ich bliskośc to coś więcej niż zwyczajna znajomośc? Ja o wyskokach mojego meża dowiedziałam się przez przypadek, kiedy dostał dziwnego smsa około północy, a ja go odebrałam mysląc, że to teściowa. Potem był wzgledny spokój przez lata, a potem poszło z górki. Zaczęłam sprawdzac jego komórkę, historię w komputerze i dozłam do tego, że wykryłam romans już z inną koleżanką. A przecież też był obojętny i złosliwy wobec mnie. Nie mówię, że to co robiłąm było dobre, ale wychodzę z założenia, że lepiej wiedziec z czym ma się do czynienia.
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 10:35 Re: Nie mam już sił
nika76 napisał/a:
Jędrku
O jakich konsekwencjach piszesz. Co takiego robiła Twoja żona, że przestałeś pić.
Piszę o konsekwentnym działaniu.
Przestałem pić, bo ona sie zajęła sobą i przestała reagować na moje zaczepki i prowokacje głównie. Zrobiło sie wokół mnie dziwnie spokojnie.... brakowało pretekstów do trzaśnięcia drzwiami i pójścia na piwo....no i .... jakoś tak podjąłem pierwszą próbę przestania picia.... "udowodnię ci, że potrafię nie pić alkoholu!!!".... potrafiłem dwadzieścia parę dni....
nika76 napisał/a:
To słowa, które mój mąż wypowiadał w stosunku do mnie sprawiły, że zaczęłam bliżej przyglądać się tej znajomości.
Myślenie o tym, co robi... co knuje.... z kim sie spotyka moja żona zatruwały mi umysł.... piłem na tamten czas codziennie. Bo frustracja, uraza, niechęć, nienawiść.... nie pozwalały mi normalnie egzystować.
annezcka [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 10:52
Jędrek a co się musiało stac i na jakim etapie że przestałes myslec gdzie jest oa i co robi. A jak jest teraz dopadają Cie jeszcze one?
kesolk [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 12:51
nika76 napisał/a:
Zastanawiam się, co dalej, sytuacja nie zmienia się od roku, a mój mąż najwyraźniej chce, abym to ja podjęła za niego decyzję. Bardzo proszę o wsparcie i modlitwę.
Zastanawiam się, co dalej, sytuacja nie zmienia się od roku, a mój mąż najwyraźniej chce, abym to ja podjęła za niego decyzję. Bardzo proszę o wsparcie i modlitwę.
Witaj nika76 też jestem nowy. Wesprę was modlitwą o uzdrowienie waszych relacji.
Przyznam, że rok temu moja sytuacja wyglądała podobnie. Żona zaczęła mnie informować, że mnie już nie kocha, że budzę w niej odrazę. Zachęcała mnie bym sobie kogoś znalazł. Mówiłem, że ja już sobie znalazłem kobietę mojego życia i że to jest właśnie ona. Wspominała o separacji rozwodzie itd. Wiedziałem że ma ożywione kontakty ze swoim pierwszym chłopakiem z lat młodości z czasów pierwszej klasy liceum. Tłumaczyła, że chce go tylko wyciągnąć z nałogu alkoholowego, dać mu poczucie wartości, pomóc mu wykaraskać się z problemów itd., itp....
Uprzedzałem żonę że to nie jest dobra znajomość, że stanowi zagrożenie dla naszego małżeństwa....
Zapewniała mnie, że ma nad tym kontrolę i bym się nie martwił, że to zwykły menel, lump któremu należna jest pomoc. Moja opinia na temat wybranka żony była zgoła inna, że jest to nieodpowiedzialny facet który nie pracuje by nie płacić alimentów (ma dwójkę dzieci z rożnymi kobietami których w żaden sposób nie wspiera) Ufałem jednak żonie i drżałem. Był moment, że zaproponowałem temu człowiekowi pracę bo był bezrobotny i mieszkał w domku na działkach. Popracował trzy tygodnie i pracę porzucił bo dostał „lepszą” ofertę za granicą. Popracował tam dwa dni i zwolniono go taki miał zapał do pracy. Koniec końców. Dostał on mojej żony wszystko czego chciał, zwierzęcą chuć, pieniądze – już bez pracy itd.
Rozpoczął się najtrudniejszy etap w moim życiu. Poinformowałem żonę, że nie mogę już z nią współżyć ponieważ ona dopuszcza się cudzołóstwa. Przeniosłem się do innego pokoju. Żona wie, że dochowuję jej wierności, wybaczam zdrady i czekam na jej powrót. Próbowałem namawiać żonę na wspólną terapię, zorganizowałem spotkanie z księdzem itd. Nic z tego nie wyszło.
Teraz pracuję nad sobą. Modlę się o łaskę nawrócenia dla mojej żony. O to bym zawsze był gotów na jej powrót bym potrafił przyjąć ją z powrotem z miłością, bym szczerze wybaczył. Przygotowuję się do sprawy rozwodowej którą założyła moja żona. Nie wyrażę zgody na rozwód mam jednak świadomość, że i tak mogę go otrzymać. Staram się wreszcie swoją postawą dawać świadectwo mojej wiary. Myślę, że to jest moje zadanie na teraz. Moja pani adwokat mam nadzieję też pomału zaczyna zauważać, że za moimi anty rozwodowymi deklaracjami jednak coś dobrego się kryje. Zdziwiła się, że z miłością mówię o żonie. Widzę, że zaczyna widzieć sens walki o ocalenie naszego małżeństwa, pierwotnie była wielce sceptyczna. Najtrudniej jest dawać świadectwo swojej wiary we własnym domu ale robię co mogę. Staram się postępować zgodnie z maksymą którą chyba na stronach sycharowskich przeczytałem, że muszę zmieniać to co mogę na co mam wpływ, z innymi sprawami trzeba się po prostu pogodzić są za trudne dla mnie zostawiam je Bogu. Na siebie mam wpływ więc zacząłem naprawę świata od siebie. Może spróbuj podobnie postąpić.
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 13:15
Nika, niestety tak się zaczyna, a ta koleżanka to prawdopodobnie jest już bardzo "bliska".
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 14:40
annezcka napisał/a:
Jędrek a co się musiało stac i na jakim etapie że przestałes myslec gdzie jest oa i co robi.
Zasadniczo wyczerpałem całe zasoby energii. Zarówno na kłócenie się i dochodzenie swego, jak i na picie alkoholu. Miałem dość. Oklapłem. Można powiedzieć, że uznałem swoja bezsilność wobec żony. Dziś wiem, że jej nie zmienię.
annezcka napisał/a:
A jak jest teraz dopadają Cie jeszcze one?
Czy mnie dopadają.... Tak. Dopada mnie zniechęcenie, wątpliwości, napięcie, rozdrażnienie, brak wiary, złośliwość w stosunku do żony, lęk o przyszłość moją, mojej żony i moich dzieci.... Buja mną. No ale długo pracowałem na to co osiągnąłem 19- letnim nadużywaniem alkoholu. I nie chcę wrócić do tej kołomyi. Więc staram się zmieniać siebie. I staram się działać. I staram się wierzyć.
nika76 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-20, 22:13
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie
Kesolk
Mój mąż podobnie jak Twoja żona zaproponował abym sobie kogoś znalazła i najlepiej się wyprowadziła. Myślę, że właśnie o to chodzi, abym to ja podjęła decyzję. Nie wiem jak dajesz radę, bo z tego co piszesz wynika, że mieszkasz z żoną nadal.
Dla mnie najtrudniejsze jest właśnie wspólne mieszkanie. Nie wiem jak mam go traktować, jest przecież moim mężem, a zachowuje się jak obcy człowiek.
Co do rady, abym zajęła się sobą to naprawdę idzie mi coraz lepiej. Początki były ciężkie, zdarzały się dni kiedy nie wychodziłam z domu i ryczałam cały czas, teraz jest o niebo lepiej.
Trochę za późno weszłam na to forum. W ostatnim czasie bardzo odsunęłam się od Boga. Dopiero dzisiaj, po wysłuchaniu rekolekcji zrozumiałam dlaczego tak było.
Miałam wielki żal, że to mnie spotyka i dlaczego właśnie mnie, przecież ktoś inny poradziłby sobie z ta sytuacją znacznie lepiej. Coś dzisiaj jednak we mnie ruszyło, pierwszy raz od miesięcy poczułam się naprawdę spokojna.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.