Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Niestety 7 miesięcy mojej walki o uratowanie małżeństwa poszło na marne... nie mam już sił namawiać, przekonywać, prosić i udowadniać. Wszystko jest źle i co bym nie zrobił jest wykorzystywane przeciwko mnie. Boję się, że moja odrzucona miłość przemieni się w nienawiść a walka o dziecko stanie się moim celem. Nie chciałbym tego bardzo ale co zrobić skoro do mojej żony nie przemawiają żadne argumenty. Rzuciłem imprezy, mecze, koncerty i wszelakie spotkania z kolegami. Kiedy tylko mogę zabieram ich w różne ciekawe miejsca. Chodzę na terapie(to był kiedyś jej warunek), byliśmy na terapii dla par. Ale to wszystko mało i mało. Przy każdej nawet błachej okazji wytaczany jest najcięższy argument: to już koniec, nigdy nie wrócę itp. A ja już się chyba poddaje. Tylko dziecka mi bardzo szkoda no i nas.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 07:11
MarWu, ile się psuło, tyle najczęściej trzeba naprawiać. 7 miesięcy to naprawdę krótki okres.
MarWu napisał/a:
Przy każdej nawet błachej okazji wytaczany jest najcięższy argument: to już koniec, nigdy nie wrócę itp.
A nie prowokujesz aby tych okazji? Czy żona chodzi sobie tak po domu, sklepie, na spacerze, i tak znienacka i na okrągło: to już koniec, nigdy nie wrócę ...?
MarWu, jak skończysz terapię, i pożyjesz trochę na trzeźwo, dopiero wtedy będziesz mógł realnie ocenić czy "zrobiłem wszystko co się da". Na razie jesteś na początku drogi
A po siły do Pana Boga należy się udawać, On daje w ilości całkowicie wystarczającej
Pogody Ducha!
Lil [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 15:42
MarWu, Twoja postawa bardzo przypomina mi mojego męża. Pozwolę sobie zatem napisać o sobie, wyrazić moją opinię, być może Twoja żona postrzega sytuację podobnie.
Półtora roku temu, wyprowadziłam się od męża. Moim warunkiem również była terapia. Niestety ja nie wykazałam się taką mądrością jak Twoja żona, za szybko przyjęłam męża do domu i do dziś ogromnie tego żałuję, bo zmarnowałam piękną szansę na pozytywne zmiany w naszym małżeństwie. On podobnie jak Ty, nieustannie naciskał, przekonywał, obiecywał zmiany, rozpoczął nawet (po raz 3) terapię, manipulował... Ja niestety byłam w tamtym okresie za słaba, żeby postawić mu wyraźne warunki, niczego nie byłam pewna, brakło mi wsparcia. Skończyło się tym, że mąż bez wyraźnej mojej zgody (ale też bez wyraźnego protestu) wprowadził się do nas. Terapię szybciutko przerwał, pracy nad soba mu się odechciało, obietnice pozostają nadal niespełnione.
Wciąż to ze mną jest coś "nie tak", wymagam leczenia (ja o tym wiem i od 2,5 roku jestem w terapii, nieustannie pracuję nad sobą), ciągle się czepiam, jestem niezadowolona, mam depresję i przez to wszystko nie możemy być szczęśliwi... To punkt widzenia mojego męża. W nim nie zmieniło się prawie nic! Jego reakcja w tamtym czasie była jedynie wynikiem lęku przed taką zmianą w życiu, a nie prawdziwym postanowieniem zmiany.
MarWu napisał/a:
Pierwszym krokiem powinien byc właśnie powrót do domu, gdyż jak powtarzam żonie, ja nie chcę żeby wierzyła mi na słowo lecz chcę jej to udowodnić na żywo i na co dzień.
Mój mąż tak samo gadał. Też chciał mi udowadniać na co dzień. Niestety dopiero teraz widzę, że gdyby naprawdę mu zależało, tak z miłości, a nie ze strachu, to uszanowałby moją decyzję, postarał się pokazać, że może być blisko mnie, wspierać, bronić, kochać nawet w takiej sytuacji. Uwierz mi, mnóstwo jest okazji do tego, by udowodnić małżonkowi swoją miłość nawet, jeśli nie mieszka się razem. Ty nieustannie oskarżasz żonę, że nie chce zrobić tak jak CHCESZ Ty, zamist spróbować zrozumieć jej lęk, obawę, brak poczucia bezpieczeństwa, niepewność, brak zaufania do Ciebie. Może najpierw zacznij słuchać co ona ma do powiedzenia zamiast nieustannie przekonywać ją o swoich racjach? Odstraszasz ją jedynie, bo naciskasz na coś, czego ona nie chce, czego się boi, czuje, że nie jest to dobry czas. I ma rację, bo Ty ciągle się z nią nie liczysz. Bierzesz pod uwagę jedynie swój punkt widzenia.
Jestem przekonana, że jeżeli żona poczuje się dla Ciebie ważna, szanowana, zaopiekowana, znajdzie w tobie siłę (ducha, nie mięśni) to sama chętnie wróci i nie będzie potrzebowała Twoich wykładów o słuszności wspólnego mieszkania małżonków.
Twoja żona jest rozbita, niepewna. Wie, że nie chce wrócić do Waszego mieszkania, ale widać, że zależy jej na Tobie, dlatego proponuje mieszkanie u rodziców. Tam ma jakieś poczucie bezpieczeństwa, wsparcia, coś stałego, co pozwala jej w miarę spokojnie funkcjonować. Nie dziwię się, że nie chce wracać do starchu, niepewności i samotności. Oczywiście ona również potrzebuje wsparcia, terapii współuzależnienia, czy DDA, by się wzmacniać i wychodzić ze starych schematów zachowań, więc warto jej to zaproponować (ale zaproponować, a nie wymuszać).
MarWu napisał/a:
w sumie masz rok na dogadanie sie do bardzo duzo (ja nawet nie wyobrażam sobie tyle że mógłbym czekac...)
A znasz powiedzenie, że jak kocha to poczeka? Ty chesz, żeby żona spełniła twoje oczekiwania, to nie wypływa z miłości, tylko egoizmu.
MarWu napisał/a:
ten ktoś będzie się w piekle smażył za rozbijanie rodziny...
Masz taką pewność? Przesłuchałeś już proponowane tu nagrania z rekolekcji, poczytałeś jakieś polecane książki? Wyprowadzka od małżonka nie zawsze ma na celu rozbicie rodziny, lecz jej uratowanie. Postawa Twojej żony daje Wam szansę wbrew temu co myślisz.
MarWu napisał/a:
nie mam już sił namawiać, przekonywać, prosić i udowadniać.
I bardzo dobrze, to niczemu dobremu nie służy.
MarWu napisał/a:
bezsilność stała się moją codziennością
To też dobrze. Pora "przyznać, że jesteś bezsilny wobec problemu, że nie możesz już dać sobie rady ze swoim życiem". To 1 krok. I tu czas, by to kierownictwo powierzyć Jezusowi.
Zaznaczam, że przedstawiam jedynie swój punkt widzenia, dość emocjonalnie, bo sytuacja zbliżona do mojej i właściwie to samo powinnam była powiedzieć mężowi rok temu. Szkoda, że nie potrafiłam postępować jak Twoja żona...
Ostatnio zmieniony przez Lil 2013-09-25, 16:17, w całości zmieniany 1 raz
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 16:09
Lil napisał/a:
Pozwolę sobie zatem napisać o sobie, wyrazić moją opinię, być może Towja żona postrzega sytuację podobnie
I było tak pisać????? A ja myślałem że ty taka fajna. Już cie nie lubie
Słowo w slowo moja żona, alllllle ty obca "i ty Brutusie przeciw mnie?"
Kurcze jak mi się nie chce zmieniać siebie, niemógł by się cały świat zmienić żeby mi pasowało?
Tyle roboty od nowa!!!
Nic. ...kto nie może jak płytkorze. Damy rady
Lil [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 16:16
Dabo napisał/a:
I było tak pisać????? A ja myślałem że ty taka fajna. Już cie nie lubie
A ja nadal bardzo Cię lubię
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 16:18
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 16:46
katalotka72 napisał/a:
Ta ,to mnie nawet tu znajdzie.
Wagary mam!!!
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 16:55
Dabo napisał/a:
Ta ,to mnie nawet tu znajdzie.
Wagary mam!!!
No, no, no, wagarów się jemu zachciało!!! Do roboty na krokach Widzicie Go drugi dzień z dojazdem kroczy i już wagaruje
jezdem jezdem, zadanie domowe odrobiłem ,tosobie moge w kulki polecieć.
Delektuję się separacją i bigos gotuje, do tego jeszcze dwa ciacha obiecałem. Wiec laptop w kuchni i jak cebula to płacze jak kakao to kicham.
Patrz Marwu, jak tu wdepłem, to myślałem że mnie czosnkiem i wodą świeconą będą wypędzać, a mineło pół roku Oni mnie nie wypędzili, zona niby poszła w świat, ale sama nie wie czy to dobrze czy źle, chciała mi pokazac , więc patrzę, patrze i widzę że ona też patrzy teraz zostało mi pytanie co ona widzi kiedy patrzy???
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 17:55
Dabo napisał/a:
bigos gotuje, do tego jeszcze dwa ciacha obiecałem
Dabo idę na bigos i ciacho tylko mnie psami nie poszczuj patrz już dzwonię do drzwi
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 18:06
EEEEE nie da rady, na piatek obiecałem, bo rodzice od Komorowskiego blaszke mają za 50 lat razem, a mamuśka sie pochorowała na jakies swoje babskie sprawy, i jak zwykle ja z siorą ratujemy tematy. A pies to n ałańcuchu 3,05cm i za płotem.
Alllle inyym razem zapraszam.
AWS [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-25, 21:26
Dabo napisał/a:
jak tu wdepłem, to myślałem że mnie czosnkiem i wodą świeconą będą wypędzać
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.