Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Bo między innymi uważałem, że "żona mnie powinna na rękach nosić, bo nie piję"... a fura różnych spraw leżała odłogiem, bo ja skupiałem się na tym, żeby nie pić :(
A nawet nie.... skupiałem się na tym, żeby pokazać, że umiem nie pić.
_________________
w kontekście tych:
MarWu napisał/a:
wakacje mozna zaliczyc do udanych, oczywiscie nie tknalem alkoholu, zresztan wogole nie pije juz dluzszy czas. Problem w tym, że zona nie dostrzega moich starań
mają sens. Osoba wychodząca z nałogu czeka na nagrodę, jakby robiła coś cudownego. A ona TYLKO nie robi nic złego. Twoja Żona też nie pije - doceniasz to jakoś specjalnie? ;)
Pytam przewrotnie, bo Jędrek ma rację. Prawdziwe trzeźwienie zaczyna się wtedy, kiedy robisz to dla siebie i tylko dla siebie. Bo to sobie szkodzisz najbardziej. Dopóki oczekujesz aprobaty otoczenia, żony, dzieci, teściów - dopóty będziesz się trzymał. Przyjdzie dzień, kiedy będziesz na nich zły, uznasz, że mogą sobie myśleć o Tobie, co chcą. I co wtedy?
Wiem, mądruję się. Ale prawdziwie zmieniamy się dla siebie, nie dla innych. Dla innych to zawsze jest pewien teatrzyk. Żona to czuje i komunikuje Ci to.
Ale oczywiście i jej przywiązanie do matki nie jest specjalnie prawidłowe. Tylko, jeśli w grę wchodzi jej bezpieczeństwo, koszty i brak zaufania do męża, przykre doświadczenia i brak pracy nad sobą (ona może nie wiedzieć, że ma coś też do przerobienia, ale musi do tego dojść swoim tempem, jak i Ty swoim tempem do zmian doszedłeś) - to ja się nie dziwię jej.
Na razie skup się na sobie, bo nad sobą musisz zapanować.
Trzymaj się, powodzenia. :)
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 08:48
Swallow napisał/a:
Ale oczywiście i jej przywiązanie do matki nie jest specjalnie prawidłowe. Tylko, jeśli w grę wchodzi jej bezpieczeństwo, koszty i brak zaufania do męża, przykre doświadczenia
Wg mnie tu właśnie chodzi o jej poczucie bezpieczeństwa, a niekoniecznie o chorobliwe przywiązanie do matki. Do męża nie ma zaufania i mimo jego starań, ono nie pojawi się na zawołanie (czemu mąż się dziwi). Dużo czasu potrzeba, aby żona po tylu wcześniejszych zawodach i zranieniach zaczęła wierzyć, że to co widzi jest prawdą, a nie kolejnym oszustwem, chwilowym mydleniem oczu.
MarWu [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 12:16
Swallow napisał/a:
MarWru - szczerze, po męsku, "jak na spowiedzi".
Rozumiem, że nie pijesz ani kropli alkoholu. Ile dni/tygodni/miesięcy?
Dokładnie 0,00%. Nie wiem dokładnie ile gdyż nie uważam tego za jakiś szczególny wyczyn i nawet nie liczę, nie wiem 3-4 m-ce. Po prostu nie chce mi się pić alko. Nie szukam okazji i ich nie mam i wcale za tym nie tęsknię...
złamana napisał/a:
Czy to dla Ciebie faktycznie niemożliwe by zamieszkać z żoną i dzieckiem u jej rodziny?
Niestety, tego nie jestem w stanie przeskoczyć. Zresztą nawet jakbym zdołał podświadomie robiłbym wszystko aby udowodnić, że to nie jest dobre rozwiązanie a to nie słuzylo by odbudowie naszego małżeństwa.
Andzik napisał/a:
Ty zaraz od razu jutro idziesz do secjalistybz Twoim problemem alkoholowym
ale ja juz od kilku m-cy chodzę na indywidualną terapie
Swallow napisał/a:
Te słowa:
Cytat:
Bo między innymi uważałem, że "żona mnie powinna na rękach nosić, bo nie piję"... a fura różnych spraw leżała odłogiem, bo ja skupiałem się na tym, żeby nie pić :(
A nawet nie.... skupiałem się na tym, żeby pokazać, że umiem nie pić.
_________________
w kontekście tych:
MarWu napisał/a:
wakacje mozna zaliczyc do udanych, oczywiscie nie tknalem alkoholu, zresztan wogole nie pije juz dluzszy czas. Problem w tym, że zona nie dostrzega moich starań
mają sens.
jednak w kontekście tych słow
MarWu napisał/a:
nie uważam tego za jakiś szczególny wyczyn
sens tracą
ja_tez napisał/a:
Wg mnie tu właśnie chodzi o jej poczucie bezpieczeństwa
Tylko, że ciężko zapewnić poczucie bezpieczeństwa oraz odbudować zaufanie na odległość. Pierwszym krokiem powinien byc właśnie powrót do domu, gdyż jak powtarzam żonie, ja nie chcę żeby wierzyła mi na słowo lecz chcę jej to udowodnić na żywo i na co dzień.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 12:44
MarWu, ja Ciebie rozumiem. Ale też doskonale rozumiem, co może czuć Twoja żona. Wiem, jak się czuje żona, gdy czara goryczy się przelewa, gdy mąż nie jest w stanie niczym zagwarantować szczerości swych deklaracji. Nie jest łatwo uwierzyć (bo ileż razy można), mimo szczerych chęci, bo tak jak pisałam wcześniej - suma wszystkich zranień się na to składa.
Nie zmuszaj i nie wymagaj od żony tego, co według Ciebie ona powinna zrobić.
Pozwól żonie "dojrzewać" w jej własnym tempie, kontynuuj pracę nad sobą, a pewnie w którymś momencie zacznie Wam być "po drodze". Ona na pewno dostrzeże (ale w dłuższym czasie, a nie jak obecnie - tylko "na słowo"), że Twoje słowa nie były rzucane na wiatr.
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-06, 17:03
MarWu napisał/a:
mało odkrywcza za to bardzo ogólna ta sugestia gdyż ową pracę rozpocząłem już dawno i myślę, że mam nawet jakieś osiągnięcia w tym zakresie
Wiesz MarWu może mało odkrywcze, może stereotyp ale jeżeli uważasz, że już coś zrobiłeś osądzając to sam to jesteś daleko w malinach z pracą nad sobą. Ja pracuję nad sobą od dłuższego czasu ale im dalej w las tym więcej drzew, dochodzę do wniosku iż nic nie zrobiłem. Jeżeli uważasz że już dużo zrobiłeś to gratuluję oby tak dalej. Zastanawia mnie tylko dlaczego narzekasz na wyprowadzkę żony? Przecież robisz wszystko ok. gdzie tutaj jest sens zagrzebany?
Andzik [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-07, 00:08
Nirwanna napisał/a:
Sugestie Andzik są bardzo sensowne.
To mile, ze tak uwazasz ale moze napiszesz cos w moim temacie bo... madrze piszesz a ja to chyba taki doradca co to.... no wiesz jak ten szewc co to bez butow chadza....
MarWu [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-11, 23:24
I znowu...
kiedy wydawało się, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki natrafiam na mur obojętności i niewiary...
Cała energia, moc starań i gro argumentów odbite wracają niczym plwocina w moją twarz... wszechogarniająca bezsilność stała się moją codziennością a bezmiar oskarżeń, zdemonizowanej przeszłości i ocean niewiary kłuja raz za razem...
i choć skóra stwardniała, nadmiarem złych kąsań, razy sięgają celu... krwawiące serce wciąż bije, choć kocha to boli...
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-12, 07:44
MarWu napisał/a:
Cała energia, moc starań i gro argumentów odbite wracają niczym plwocina w moją twarz... wszechogarniająca bezsilność stała się moją codziennością a bezmiar oskarżeń, zdemonizowanej przeszłości i ocean niewiary kłuja raz za razem...
i choć skóra stwardniała, nadmiarem złych kąsań, razy sięgają celu... krwawiące serce wciąż bije, choć kocha to boli...
"Co cię nie zabije, to cię wzmocni"
Ja to szalałem we wściekłości, że żona nie docenia moich wysiłków. Przecież tak bardzo sie starałem zrobić wszystko to, co uważałem, że ona chce...
Tylko, że ja grałem role. Grałem, żeby otrzymać... dobre słowo.... uśmiech.... podziękowanie....Kurde, a ona zawzięta baba nic, tylko dalej swoje. Więc jak nie otrzymałem tego co chciałem, to się znowu odseparowałem i chodziłem obrażony, że babie nie można dogodzić. No a jak zacząłem grać rolę obrażonego, to się dopiero zaczęło najeżdżanie na mnie.... No to ja z pyskiem.
No ileż można robić to samo w kółko?
MarWu [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-13, 00:41
Sam juz nie wiem co robić. Trwać w dotychczasowym postępowaniu i działać dobrocią tzn. zabierać ich wszędzie i miło spędzać czas w każdej wolnej chwili? Czy może pokazać żonie jak może być jeśli nie zmieni swojego postępowania tzn. wziąć dziecko a ona niech siedzi? Nie chcę tego robić gdyż uważam, że dobro dziecka to pełna i szczęśliwa rodzina ale niestety moje wysiłki nie dają żadnego efektu. Czasami tylko jest lepiej i obiecanki, które i tak nie dają żadnego skutku a tylko nadzieję, która boję się, że w końcu umrze.
M.S. [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-15, 22:24 Żona wyprowadziła się i wystąpiła o rozwód
To mój pierwszy kontakt z tym tak bardzo potrzebnym forum. Mieszkam na stałe w Ameryce. Moja żona wyprowadziła się 5 tygodni temu z naszego domu do wynajętego przez siebie na rok innego domu ok. 3 km dalej i zabrała ze sobą swoje rzeczy i rzeczy/meble z pokojów trójki naszych dzieci. Dzieci przez pierwszy dzień płakały i prosiły mame, żeby tego nie robiła, ale teraz najwyraźniej pogodziły się ze swoim nowym losem. Żona wynajęła adwokatów i wystąpiła do sądu o separację i rozwód. Szukam dla nas bezustannie jakiegoś ratunku. Ona już nie chce dalej rozmawiać z miejscowymi księżmi polskimi w parafiach polskich. Ma mi pozatem za złe, że proszę też innych bliskich nam księży mieszkających w Polsce i we Włoszech, żeby ją przekonali do powrotu do mnie. Modlę się za nią nieustannie, ale na razie bez widocznego rezultatu. Ona w ogóle nie chce ze mną rozmawiać, nie odpowiada na moje listy, poczty elektroniczne czy SMS-y. Powoli opadają mi ręce i nie wiem co jeszcze mogę zrobić. Żona mówiła mnie samemu, że straciła swoją wiarę, ale w ostatnich rozmowach z księżmi podobno mówiła im z kolei , że dalej jest wierząca i modli się sama w ciszy. Nie wiem więc, jak jest naprawdę. Ona sama podobno twierdziła rozmawiając z księżmi, że czuje na sobie opiekę Bożą. Jednak mimo to nieodparcie dąży do naszego rozwodu, gdyż mówiła to już po złożeniu pozwu. Mówi księżom, że myślała nad tym bardzo długo zanim zdecydowała. Jestem pewien, że nie spotykała się nigdy z żadnym innym mężczyzną i nie mam żadnych podstaw do przypuszczania, że teraz może być inaczej. Do kościoła chodzi tylko w niektóre niedziele, jak jej w ostatniej chwili wypadnie, nasze dzieci (córkii w wieku lat prawie 14, prawie 16 i 18) biorą z niej podobny przykład.
Ja mam już 56 lat, żona 47. Jeteśmy małżeństwem przez ponad 22 lata, mieszkamy w Ameryce bardzo długo, ja prawie 33 lata, żona 22 lata. Poznaliśmy i pobraliśmy się w Polsce, ale nasza znajomość przed ślubem była raczej korespondencyjna, gdyż ja przed naszym ślubem mieszkałem w Ameryce samotnie przez 10 lat. Mówi teraz, że mi nie ufa i życzy mi, żebym sobie znalazł jakąś inną kobietę, która będzie mnie umiała kochać. Mówi też, że ona sama już mnie nie kocha. Ja z kolei mówię jej, że nigdy nie przestałem i nie przestanę jej kochać. Nie było między nami zdrady małżeńskiej, przemocy, alkoholizmu czy narkomanii. Obydwoje kochamy i dbamy o dzieci, one nas też kochają, ale żona powiedziała im, żeby trzymały się z daleka od naszego konfliktu i one tego skrupulatnie słuchają. Moje próby rozmów z nimi na ten temat natychmiast ucinają. Byłem od początku jedynym żywicielem całej naszej rodziny i nieźle zarabiam. Może za bardzo naciskałem, żeby żona bardziej kontrolowała wydatki, żeby niepotrzebnie nie przejadać oszczędności. Zarzucałem jej też czasem marnotrastwo albo lenistwo. Ona nie reagowała, ale chowała w sercu jedną zadrę za drugą. Mamy duży i piękny dom, do którego ona już nie chce wracać. Dużo przez wiele lat podróżowałem po świecie w celach służbowych, ale zawsze z radością wracałem do domu. W ostatnich miesiącach żona odmawiała nawet wyjeżdżania po mnie na lotnisko, gotowania, prania i sprzątania. Myślałem że to jakaś depresja, ale okazało się po wielu badaniach, że jednak nie. Niewątpliwie odczywała dużo stresów związanych ze mną, ale najczęściej unikała ze mną jakichkolwiek rozmów na istotne dla naszego związku tematy. Ostatnio żona sama dostała pracę. Co jeszcze mogę zrobić, żeby serce żony przeszło przemianę z obecnej zawziętości i nieprzejednania do odzyskania równowagi psychicznej i nawrócenia, i żeby odwołała pozew rozwodowy? Pierwsza sesja rozwodowa jest wyznaczona w sądzie na 27 września. Sądy w naszym stanie tu w USA nie pytają współmałżonka o zgodę ani nie przyjmują od niego jakiegokolwiek oświadczenia, sąd orzeka rozwód niejako automatycznie jedynie na podstawie zaistniałej fizycznej separacji trwającej minimum jeden rok, niezałeżnie od tego, czy współmałżonek zgodził się na separacje czy nie.
Chodziliśmy przez ponad rok co tydzień do amerykańskich psychologów, wydając na nich olbrzymie pieniadze, ale oni byli raczej bezradni i bezużyteczni. Może znacie jakiegoś dla odmiany polskiego psychologa czy jeszcze lepiej kogoś związanego z Sychar, zamieszkałego gdzieś niedaleko nas (między Waszyngtonem i Baltimore), do którego moglibyśmy się zwrócić? Taka osoba rozumiałaby lepiej naszą rodzimą kulturę i problemy emigrantów takich jak my. W Internecie nie znalazłem nikogo, pytałem o to także wielu naszych tutejszych znajomych Polaków - bez skutku. Dziękuję i szczęść Boże wszystkim!
Moja żona wyprowadziła się 5 tygodni temu z naszego domu do wynajętego przez siebie na rok innego domu ok. 3 km dalej i zabrała ze sobą swoje rzeczy i rzeczy/meble z pokojów trójki naszych dzieci. Dzieci przez pierwszy dzień płakały i prosiły mame, żeby tego nie robiła, ale teraz najwyraźniej pogodziły się ze swoim nowym losem. Żona wynajęła adwokatów i wystąpiła do sądu o separację i rozwód.(...) Sądy w naszym stanie tu w USA nie pytają współmałżonka o zgodę ani nie przyjmują od niego jakiegokolwiek oświadczenia, sąd orzeka rozwód niejako automatycznie jedynie na podstawie zaistniałej fizycznej separacji trwającej minimum jeden rok, niezałeżnie od tego, czy współmałżonek zgodził się na separacje czy nie.
Może znacie jakiegoś dla odmiany polskiego psychologa czy jeszcze lepiej kogoś związanego z Sychar, zamieszkałego gdzieś niedaleko nas (między Waszyngtonem i Baltimore), do którego moglibyśmy się zwrócić? Taka osoba rozumiałaby lepiej naszą rodzimą kulturę i problemy emigrantów takich jak my. W Internecie nie znalazłem nikogo, pytałem o to także wielu naszych tutejszych znajomych Polaków - bez skutku. Dziękuję i szczęść Boże wszystkim!
szybko dziala ta Twoja... Z moja juz pol roku bezustannie próbuje dojść do porozumienia i w kółko to samo, raz lepiej i znowu to samo... w sumie masz rok na dogadanie sie do bardzo duzo (ja nawet nie wyobrażam sobie tyle że mógłbym czekac...). Uwierz, że w Polsce też nie jest łatwo uzyskać jakąkolwiek pomoc. Modlę sie abyśmy spotkali na swojej drodze jakiegoś mądrego czlowieka, który umiałby przemówic mojej do rozumu tak po prostu: Wracaj dziewczyno do domu i do kochającego męża...
Rozumiem M.S., pozdrawiam i wspomne w modlitwie!
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 22:59
Ludzie mili a to waszym babom ma ktoś do rozsądku gadac?
Pewnie one się naklepały mojemu i waszemu rozsądkowi aż zadużo. Teraz ktoś im naklepał, -lepiej jak my!! I o co draka? że ślubna?, że powinna? że tak wypada?. Guzik czasem to chyba trzeba przyznać że nie wykonałem zadania, ty winna ale dla tego że ja też.
A może to ten świat i telewizja są winne??
MarWu [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-16, 23:54
Dabo napisał/a:
Ludzie mili a to waszym babom ma ktoś do rozsądku gadac?
tak bo czasami, ktoś się zatraci, zagubi i nie słucha dobrych rad kochającego męża...
Dabo napisał/a:
Pewnie one się naklepały mojemu i waszemu rozsądkowi aż zadużo.
pewnie i tak, jednak do mnie to już dotarło i chcę to naprawić... ot taka wewnętrzna przemiana bohatera romantycznego...
Dabo napisał/a:
Teraz ktoś im naklepał, -lepiej jak my!!
ten ktoś będzie się w piekle smażył za rozbijanie rodziny...
Dabo napisał/a:
I o co draka? że ślubna?, że powinna? że tak wypada?. Guzik czasem to chyba trzeba przyznać że nie wykonałem zadania, ty winna ale dla tego że ja też.
a może dlatego, żeby naprawić, żeby było już normalnie, żeby szczęśliwie spędzić życie, żeby dziecko wychować na mądrego i kochanego człowieka...
Dabo napisał/a:
A może to ten świat i telewizja są winne??
może... ale po to jesteśmy dorosłymi, inteligentnymi ludźmi żeby wiedzieć co dla nas dobre... a rozwalenie rodziny i odrzucenie kochającego męża i ojca w imię swoich urażonych ambicji dla nikogo nie moze być dobre...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.