Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Tutaj w innym wątku ktoś mi też powiedział, że predestynacja nie jest koncepcją katolicką. Owszem, ale w jutrzejszej ewangelii stoi jasno: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca". No i jak tu wierzyć, że moja modlitwa za męża da jakiś skutek, skoro on się w moim odczuciu od Boga odwrócił. I znowu nawet jeżeli nawróci się sekundę przed śmiercią, to i tak moje i córki życie zniszczył.
Witam !
(J 6,55.60-69)
W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca. Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.
Wytłuściłaś piękne słowo… DANE…
Wiara… życie wiarą jest ŁASKĄ… A cytowana Ewangelia jest przepełniona obfitością dawania i miłości Boga do człowieka tak wielką ,że mowa ta niezrozumiała i trudna… dać się w obfitości tak ,że swoim Ciałem się karmić pragnie… Pragnie dawać… siebie. Dobrze napisałaś.., że to są Twoje odczucia… Boże rozeznanie i patrzenie na człowieka nie opiera się na odczuciach… i dlatego są pewne… bardzo często różne od pragnień i wyobrażeń ludzkich… a szczególnie od motywów ludzkich…
Kiedy odnajdziesz w sobie odpowiedzi na to co jest motywem bycia z Bogiem i bliźnimi w takiej sytuacji jakiej doświadczasz , Bóg pozwoli Ci odnaleźć trudne sprawy które może przemienić i wypełnić pomimo iż sytuacja może się nie zmienić…
Pomyśl o tym ,że nawet jeśli mąż się nawróci i wszystko będzie w Twoim odczuciu dobrze , to i tak człowiek odnajduje pragnienie , które tylko wypełnia Bóg… to jest Miłość, ta prawdziwa, ta która nas przerasta, ta którą ogranicza nasz rozum, ta dla nas ciągle nowa…
Pomyśl… o tym jak ważna jesteś dla Boga tu i teraz…, ponieważ On pragnie nie sam…. ,ale z Tobą ciągle na nowo siać tak obficie ,że owoc jest niewyobrażalny… zaskakujący. Skup się na Twojej relacji z Bogiem… nad wszystkim co dzieli Ciebie w relacji z Bogiem, a potem z bliźnimi.
Takie znane powiedzenie „co mnie nie zabije to mnie wzmocni”- osobiście nie wierze w nie…, może mnie przecież jeśli nie zabije poharatać i zniewolić, zniszczyć , wykoślawić… Cierpienie jest wpisane w życie człowieka i jest tylko wtedy błogosławione kiedy jest Boże… W Twoich rękach jest decyzja o tym , czy chcesz by to Pan uleczył , dotknął, przemienił , czy chcesz być w tym doświadczeniu z Bogiem? Nie jest tak ,ze to mąż zniszczył Twoje życie. Z mojego doświadczenia wiem ,że wiele zostało zniszczone , bo na to pozwoliłam, pozbawiałam się wiary, odebrałam sobie nadzieję , a w szczególności prawdę o tym ,że tylko Bóg jest tym który może dać mi szczęście i nim wypełnić. Ekonomia patrzenia na bilans w którym przeważa to czego nie mam, przyniesie Ci tylko zgorzknienie, i zabierze wszystko co najważniejsze wiarę , nadzieję i miłość… Ekonomia patrzenia na to co chce Ci dać Bóg , jaki On jest ,Kim jest dla Ciebie bez względu na sytuacje daje Ci nasycenie, tak wielkie ,że objawia się Jego Chwała.
„ Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.”
http://www.youtube.com/watch?v=MbdPyUTUzYE
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Nie zaprzestawaj modlitwy…
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-20, 23:37
Mirelo tak mi było teraz smutno....
to co napisałaś bardzo mnie podbudowało....
Panie, do kogóż pójdziemy.....
Właśnie, gdzie w tym wszystkim podąża człowiek.... pomimo wielu trudności i krętych ścieżek....
Oczywiście wiem, tylko wciąż zapominam po co tu jestem
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-21, 11:18
Mirelo, dziękuję za Twoją wypowiedź. Teoretycznie powinna mnie podnieść na duchu, ale znowu czuję się jak w styczniu. Żadnej nadziei na poprawę sytuacji. Mam wrażenie, że mąż chce być tylko dobrym znajomym, który jeżeli mu wygodnie, to się odezwie, a jeżeli ma ciekawsze zajęcia, to się z kontaktu wypisze. Chodzi mi tu głównie o zaangażowanie w aranżowanie kontaktu z córką.
Od dwóch tygodni prawie każdej nocy mam koszmarne sny pełne strachu, złych obrazów reakcji męża, poczucia osaczenia. To też mnie nie nastraja pozytywnie.
Psycholog w zasadzie na bazie moich relacji odnośnie kontaktów z mężem i jego zachowania też nie daje mi żadnej nadziei, że mogłabym się spodziewać przemiany męża. Chyba, że podniesie jakieś bolesne konsekwencje swoich działań, co jest mało prawdopodobne.
Tęsknię za uczuciem, że mogę powiedzieć, że robimy coś razem z mężem i córką, tęsknię za uczuciem, że ktoś jest mój, a ja jego, za bliskością, wsparciem i zrozumieniem i przeświadczeniem, że trafiłam na swoją drugą połówkę. Która wersja męża jest prawdziwa? Co się stało? Nadal nie rozumiem, bo mi też było ciężko w ostatnich latach, a nie szukałam wrażeń poza małżeństwem i nie uciekałam.
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-21, 13:19
Filomena napisał/a:
I też mogę tu napisać, narażając się na oskarżenie o pychę, że jestem wykształcona, mogę być względnie samodzielna finansowo, sprawdzam się jako matka, zbieram komplementy za wygląd, jestem zadbana, można ze mną o wielu rzeczach porozmawiać, mam poczucie humoru, a jednak jedyny mężczyzna, któremu zaufałam mnie nie chce. Inna sprawa, że zdobycie mojego zaufania tak, abym się otworzyła przed drugą osobą bardziej niż jak przed znajomym, nie jest łatwe. Jemu się to udało i udało się mu też zabić we mnie wiarę w ludzi.
Dzisiaj cały dzień mam przebitki wspomnień ze ślubu i wesela, naszych wspólnych wakacji, dobrych chwil i nie rozumiem jak się to wszystko stało. Nadal czuję się jak w złym śnie.
Na dodatek jutro mam ciężki dzień w pracy, gdzie znowu muszę być w pełni szyku intelektualnego, komunikacyjnego itp.
Boze kazde slowo jakbym czytała o sobie. Tutaj nie chodzi o bycie pysznym, ale o obowiazek jakim jest dbanie o wlasne zdrowie psychiczne i fizyczne. A do tego potrzebne jest zeby w takich chwilach nie popasc w depresje i docecic swoja wlasna wartosc.
Ja tez jestem mloda, wyksztalcona, ponoc ładna, bardzo szczupla, mam bardzo dobra prace, caly okres naszego bycia razem i malzenstwa zarabialam pieniazki tak samo jak on. Kazdy mowi i mowil mi tez wczesniej ze jestem madra, zaradna a najwazniejszy dla mnie czlowiek wlasnie mnie nie chce...
Ja jestem na samym poczatku tej drogi, wlasnie moj maz krzata sie po naszym mieszkaniu, a ja zyje wiedzac ze mnie nie kocha i ze dla niego to juz koniec i chce jak najszybciej rozwiazac formalnosci. Do tego nadal, po tym wszystkim klamie, bo nie zerwal kontaktu z kochanka (jak mowi wszystkim) i nie czuje sie winny za rozpad naszego malznestwa.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-21, 17:18
Filomena napisał/a:
Tęsknię za uczuciem, że mogę powiedzieć, że robimy coś razem z mężem i córką, tęsknię za uczuciem, że ktoś jest mój, a ja jego, za bliskością, wsparciem i zrozumieniem i przeświadczeniem, że trafiłam na swoją drugą połówkę. Która wersja męża jest prawdziwa? Co się stało? Nadal nie rozumiem, bo mi też było ciężko w ostatnich latach, a nie szukałam wrażeń poza małżeństwem i nie uciekałam.
Filomeno
Podoba mi się ,że taka odwaga otwartości o tym czego pragniesz, o swoich marzeniach, o tym co teraz w doświadczeniu wydaje Ci się zmarnowane, o tym co niespełnione...ale Ty ciągle pragniesz...Ty nie jesteś osobą typu przepraszam ,że jestem i mam marzenia i pragnienia...to jest cudowne :)Jezus bardzo kocha spragnionych...na maxa :)Jak to mówi Mirakulum na 100%. Tego sobie nie odbieraj pamiętając ,że jest tu i teraz przede wszystkim Jezus.
Czasem też pojawiają mi się różne tęsknoty...za czymś niespełnionym, niekoniecznie dobrym dla mnie. Ale miewam takie dni...Nie chodzi o to żeby uciekać przed tym , ale świadomie przeżyć ten czas z Bogiem. Pomyśl jak mogło by to wyglądać u Ciebie...Może piękny obrus na stole kwiaty , świece, Pismo św , Krzyż ...nawet herbatka...:) i Twoje tęsknoty..., boleści oddaj Najwyższemu , zwyczajnie tak jak teraz mówisz o nich...
Dziś na Mszy św jak byłaś to usłyszałaś takie słowa
Mocą Ducha Św uświęcasz i ożywiasz dary które przynieśliśmy Tobie...następnym razem jak będziesz na Mszy poproś swojego Anioła żeby zabrał te tęsknoty i niespełnione marzenia i ból, pustkę ....wszystko co boli i to co pamiętasz cudownego , nawet te pojawiające się wspomnienia, Was małżonków...On , Anioł w swojej skromności będzie bardzo szczęśliwy ,że ma z czym iść , a Ty będziesz uradowana ,że masz takiego kompana:)... A potem kiedy Kapłan zacznie wypowiadać te słowa...przypomnij sobie co teraz uświęca się Mocą Ducha sw...
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-20, 22:48
Dzisiaj znów czytam w rozważaniach ks. Pierzchalskiego
Cytat:
Gdy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina»”. Niezwykła jest wrażliwość Maryi. Maryja została zaproszona. Jednak nie zachowuje się jak gość, czyli jak ktoś, o kogo gospodarze się troszczą. To Ona troszczy się o gospodarzy i biesiadników, czyli o to, aby niczego im nie brakowało. Maryja, przyjmując zaproszenie, ogarnia troską tych, przez których zostaje zaproszona. „Nie mają wina”. Dla Maryi ważne staje się to, że „NIE MAJĄ”. Maryja zauważa BRAK w domu tych, do których została zaproszona. Maryja wyczuwa ich sytuację, ich konsternację, zaniepokojenie, zagubienie, problem. Ten BRAK, który dostrzega w człowieku (a na pewno gospodarze bardzo go ukrywali przed innymi, by się nie ośmieszyć), porusza Ją, porusza tak bardzo, że natychmiast mówi o tym Synowi: „Nie mają…”. Wino jest symbolem wesela, radości, świętowania, obfitości, życia. „Nie mają wina” – Maryja dostrzega brak w sercu człowieka: nie mają w sobie życia, nie mają w sobie radości, nie potrafią się weselić, nie są już zdolni do tego, by celebrować życie, by świętować życie, są zagubieni. Ten brak boli Maryję, porusza Jej serce. Ona jest Matką Dostrzegającą, jest pośród ludzkich braków, pośród tych, którzy noszą w sobie problem, nie umiejąc mu zaradzić. Nic, co dotyka człowieka, nie jest Jej obojętne.
„Nie mają wina”. Wypowiada przed Synem ludzki brak, zagubienie. O nic Go nie prosi, tylko oznajmia sytuację, mówi, co widzi i co Ją porusza. Mówi o BRAKU. Przynosi Synowi ten BRAK, przynosi Synowi ludzki niepokój, problem, trudną sytuację. I niemal jednocześnie mówi do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. WSZYSTKO, cokolwiek POWIE. Zadaniem człowieka doświadczającego braku jest SŁUCHAĆ i WYPEŁNIAĆ, zaangażować się w Słowo, które Jezus wypowiada, zaangażować się ufnie. Maryja ukierunkowuje człowieka na Jezusa. Człowiek ma się skupiać nie na swoim braku, ale na Jezusie, na Jego Słowie i na zaangażowaniu się w wypełnianie Słowa. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. „Zróbcie…” – wyraża pewność Maryi w interwencję Syna.
„Jezus polecił usługującym: «Napełnijcie stągwie wodą»”. Jezus zaprasza człowieka do współpracy ze sobą. „Napełnijcie…” – nie było to łatwe zadanie. Jak podaje ewangelista, Jezus polecił napełnić wszystkie stągwie, a było ich sześć, „z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary”. 1 miara to ok. 40 litrów, a więc jedna stągiew mogła pomieścić od 80 do 120 litrów. Zatem razem słudzy mieli przynieść ok. 720 litrów wody! Zobaczmy trud, z jakim słudzy przynoszą wodę i napełniają stągwie. Wczujmy się też w to, co mogli wówczas przeżywać: w ich poczucie bezsensu (po co Nauczyciel każe nosić wodę, skoro potrzebne jest wino, a nie woda?). Zobaczmy ich niedowierzanie i ich niepokój: czy to ma jakikolwiek sens? Czy ta praca nie jest na marne? I zobaczmy ich żmudny wysiłek, wysiłek pomimo wszystko, pomimo wątpliwości, które pojawiają się w sercu, pomimo chwil niedowierzania, pomimo lęku, czy to ma jakikolwiek sens, pomimo pytań o wartość tego wysiłku. Zobaczmy ich gorliwość i determinację. Ewangelista podaje, że słudzy napełnili stągwie wodą „aż po brzegi”, czyli do końca, tak, że już bardziej nie można. Ich praca była uczciwa, nie rezygnowali z wysiłku, pomimo wątpliwości. Dopiero później, kiedy już osiągnęli granicę swojego wysiłku, „aż po brzegi”, stwierdzili ze zdumieniem, że dokonał się cud! Okazało się, że współpraca człowieka z Jezusem, trud człowieka i działanie Jezusa, daje niezwykłe owoce.
Nie wiemy, ile czasu trwało napełnianie stągwi. Jezus nie powiedział też, ile litrów wody potrzeba, polecił tylko: „Napełnijcie”. Mogli zatem napełnić do połowy, ale oni napełnili „aż po brzegi”, czyli dali maksymalnie wszystko, to, co tylko mogli. Byli hojni w swoim trudzie, gorliwi. Słudzy zrobili wszystko, co było z ich strony możliwe. A Jezus przemienił ich „wszystko”, przemienił wszystko, co przynieśli. Każda kropla ich wysiłku zaowocowała. Aby stał się cud przemiany, człowiek musi zrobić wszystko, na co go stać. Ta granica możliwości jest względna, dla każdego człowieka inna. Najważniejsze jest to, aby wysiłek był „aż po brzegi”. Słudzy napełnili stągwie całkowicie. A Jezus na całkowitość człowieka odpowiada również całkowitością. Zamienia w wino całą przygotowaną wodę. Trud sług nie poszedł na marne. Każdy litr przez nich przyniesiony został przemieniony w wino. Możemy sobie wyobrazić, jak wiele go było: ok. 700 litrów!, a więc o wiele więcej niż było potrzeba. Wyniki współpracy człowieka z Bogiem są zdumiewające! Bóg zawsze daje nadmiar, daje „aż po brzegi”, jeśli tylko człowiek jest hojny w swej pracy.
Jezus nie sygnalizuje momentu przemiany. Nie zauważają tego momentu także słudzy. Ona dokonuje się nie wiadomo kiedy, niewidocznie, bez świadków, niezwykle dyskretnie. Jedno jest jasne: słudzy noszą wodę, a na stoły trafia wino, i to wino bardzo dobre (jak pochwalił starosta wesela).
Niepotrzebne zatem jest czekanie na cud przemiany. Do nas należy „noszenie wody”, podjęcie wysiłku. Tajemnicą Boga jest to, w jaki sposób dokona się przemiana i kiedy ona nastąpi. Starosta weselny skosztował wody, która stała się winem i ze zdumieniem stwierdził, jak bardzo jest DOBRE. Przemiana dokonała się niezauważalnie.
Nie próbujmy przyspieszać przemiany czy jej wymuszać, ale róbmy to, na co nas w danej chwili stać, a doświadczymy, że woda wysiłku stanie się winem – siłą do życia, do radości, do świętowania. Jezus daje owoce proporcjonalne do trudu człowieka: ile wody, tyle wina. Przemiana często jest niewidoczna dla tego, kto jest przez Jezusa przemieniany. Stwierdzają to dopiero inni, których „dotykają” skutki naszej przemiany. Tak jak w tej Ewangelii: słudzy tylko nosili wodę, a to starosta stwierdził, że kosztuje wino, i że jest ono bardzo dobre.
I tak noszę tę wodę i noszę i taka jestem zmęczona... Bliska rezygnacji. Nie wiem, czy mąż jest chory, czy ma inny zestaw wartości, właściwie dochodzę do wniosku, że nic nie wiem, natomiast bardzo się boję.
Cud w Kanie Galilejskiej to było czytanie w trakcie mszy, na której zostaliśmy małżeństwem
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-21, 20:20
Filomenko
Bardzo serdecznie Cię witam! Cieszę się niezmiernie ,że napisałaś, podzieliłaś się...
Opowiem Ci coś...też o laniu wody...tylko trochę inaczej...
Pierwszą wiadomością która mnie ucieszyła kiedy spotkałam Jezusa to była informacja, że mogę zmieniać tylko siebie. Wielki ciężar spadł ze mnie...wystarczy ,że ja...będę się starać zmieniać na lepsze. Następną informacją która była najcudowniejsza to ta ,że TYLKO JEZUS ZNA MOJE SERCE I JEGO PRAGNIENIA NAJLEPIEJ. Następną informacją , wow...dużo niespodzianek ...było to ,że nie muszę zasługiwać na miłość i o miłość żebrać...
Izajasza 54
1 Śpiewaj z radości, niepłodna, któraś nie rodziła,
wybuchnij weselem i wykrzykuj,
któraś nie doznała bólów porodu!
Bo liczniejsi są synowie porzuconej
niż synowie mającej męża, mówi Pan.
2 Rozszerz przestrzeń twego namiotu,
rozciągnij płótna twego <mieszkania>, nie krępuj się,
wydłuż twe sznury, wbij mocno twe paliki!
3 Bo się rozprzestrzenisz na prawo i lewo,
twoje potomstwo posiądzie narody
oraz zaludni opuszczone miasta.
Miłość Pańska
4 Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz,
nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia.
Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości.
I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa.
5 Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel,
któremu na imię - Pan Zastępów;
Odkupicielem twoim - Święty Izraela,
nazywają Go Bogiem całej ziemi.
6 Zaiste, jak niewiastę porzuconą
i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan.
I jakby do porzuconej żony młodości
mówi twój Bóg:
7 Na krótką chwilę porzuciłem ciebie,
ale z ogromną miłością cię przygarnę.
8 W przystępie gniewu ukryłem
przed tobą na krótko swe oblicze,
ale w miłości wieczystej
nad tobą się ulitowałem,
mówi Pan, twój Odkupiciel.
9 Dzieje się ze Mną tak, jak za dni Noego,
kiedy przysiągłem, że wody Noego
nie spadną już nigdy na ziemię;
tak teraz przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie
ani cię gromić nie będę.
10 Bo góry mogą ustąpić
i pagórki się zachwiać,
ale miłość moja nie odstąpi od ciebie
i nie zachwieje się moje przymierze pokoju,
mówi Pan, który ma litość nad tobą.
Nowa Jerozolima
11 O nieszczęśliwa, wichrami smagana, niepocieszona!
Oto Ja osadzę twoje kamienie na malachicie
i fundamenty twoje na szafirach.
12 Uczynię blanki twych murów z rubinów,
bramy twoje z górskiego kryształu,
a z drogich kamieni - cały obwód twych murów.
13 Wszyscy twoi synowie będą uczniami Pana,
wielka będzie szczęśliwość twych dzieci.
14 Będziesz mocno osadzona na sprawiedliwości.
Daleka bądź od trwogi, bo nie masz się czego obawiać,
i od przestrachu, bo nie ma on przystępu do ciebie.
15 Oto jeśli nastąpi napaść, nie będzie to ode Mnie.
Kto na ciebie napada, potknie się z twej przyczyny.
16 Oto Ja stworzyłem kowala,
który dmie na ogień rozżarzonych węgli
i wyciąga z niego broń, by ją obrobić.
Ja też stworzyłem niszczyciela, aby siał zgubę.
17 Wszelka broń ukuta na ciebie będzie bezskuteczna.
Potępisz wszelki język, który się zmierzy z tobą w sądzie.
Takie będzie dziedzictwo sług Pana
i nagroda ich słuszna ode Mnie -
wyrocznia Pana.
Wobec tego mogę lać wodę nie pozwalając sobie odbierać radości , pamiętając o szacunku dla siebie i godności dziecka Bożego.
Wklejam link który nie ma nic wspólnego z tematyka małżeństwa ale ma wspólnego dużo z kobiecością
http://www.youtube.com/watch?v=NpOFcqrqBa0
Kobieta mówi o bardzo trudnych sprawach...pomimo to jest zachwycająca, urocza, silna, mądra, spokojna, mocna, piękna, trudno jej nie słuchać i na nią nie patrzeć...zachwycająca Bogiem...
Filomenko to lanie wody to dla Ciebie...Kiedyś myślałam bardzo podobnie...,że to mąż potrzebuje...., pamiętaj ,że Ty tym bardziej potrzebujesz przewartościowania ...
Kiedy się boisz to jest to normalne...człowiekowi będzie towarzyszył lęk...mówią, słyszę to nawet....eeeeeeeeeeeee , jak ma się Boga w sercu to człowiek nie boi się...doświadczyłam czegoś piękniejszego i Ty też doświadczysz...czasem się boję, towarzyszą mi różne zwątpienia, myśli niekoniecznie pochodzących od Boga...pokusy będą i różnie nas będzie doświadczać. To jest t a autentyczność w nas...apostołowie też się bali....zamknęli się, pewno różne myśli się im kłębiły w głowie...zaczęli trwać jednomyślnie z Maryją ...i przyszedł DUCH SW , który wszystko zmienił...Bóg pragnie uczestniczyć we wszystkim co Tobie towarzyszy...we wszystkim, razem z Tobą.
Twój mąż...Filomenko ...w wolności człowiek daje tę rozumną wolność drugiemu człowiekowi....Jezus też czeka cierpliwie na Ciebie ....za każdym razem...On Twój mąż teraz tak ma...teraz tak....jak będzie kiedyś nikt nie wie....jest tu i teraz...i tym tu i teraz się zajmij z Panem :)
Zapisz się na 12 kroków, może się powtarzam , będziesz bardziej świadoma siebie...będzie Ci lepiej...W wolnej chwili przeczytaj "URZEKAJĄCA" autorstwa John & Stasi Eldredge
Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam:)
Pamiętam w modlitwie różańcowej rano o 8h
Niech Pan błogosławi Tobie i Twoim bliskim :)
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-23, 13:04
Filomenko - faktycznie sporo podobienstw....Z tym, ze Wy macie jeszcze Dziecko. No i taka roznica, ze Ty walaczysz juz ok 2 lat - o ile dobrze policzylam. Czyli w sumie mozna powiedziec ze zatrzymalas w jakis sposob meza tak? zajmowalas sie przy tym soba - wszystko o czym pisalas, ale w kwestii jego podejscia to chyba nic nie zmienilo? Mysle o tym, no bo ja meza nie zatrzymuje juz, bedzie sie wyporwadzal, a wiadomo ze teoretycznie moglabym mu utrudniac - jesli nie zgodzilabym sie na nic zupelnie to musilibysmy razem mieszkac jeszcze nie wiem jak dlugo. No tylko po co? Zeby dalej mnie krzywdzil? Ponoc mamy nie pozwalac sie krzywdzic.. walcze wszystkimi innymi sposobami - modlitwa no i praca nad soba, on to w jakis sposob zauwazyl, wie ze zrozumialam wiele rzeczy, no ale w jego decyzji to nic nie zmienia.
Jak wyglada teraz sprawa u Ciebie obecnie? Jakie masz plany i zamiary?
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-23, 16:08
Nie mam konkretnych planów. Walczę ze sobą, żeby być silną, zdrową i uśmiechającą się osobą, której chce się rano wstać, bawić, pracować, po prostu żyć.
Ja już po ludzku nic zrobić dla mojego małżeństwa nie mogę. Pozostaje mi modlitwa i trwanie w otwartości na męża, o ile on będzie chciał nad małżeństwem pracować.
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-23, 16:34
Mam na mysli to, ze nadal razem mieszkacie tak? jak sie sprawy maja z jego wiernoscia? jak to teraz wyglada chodzi mi o to, ze tak jak piszesz - meczysz sie juz 2 lata.... ile zamierzasz tak jeszcze (absolutnie Cie nie oceniam, tylko pytam). Chodzi mi o to, ze oczywiscie trzeba walczyc, ale jesli ktos ciagle jest na nie/zdradza/ nie kocha - to jest to krzywda ktora nam wyrzadza, sluchalam kilka razy tych rekolekcji ks. MArka no i mowi tam jasno - na przeszlosc nie mamy jzu wplywu, wybaczamy ja w sercu mezowi, ale w terazniejszosci podejmujemy racjonalne i konkretne kroki - nie dajemy sie wiecej ranic. jesli maz nadal bije/ zdradza/nie szanuje - to bronimy sie az do separacji wlacznie - nie godzimy sie na to... i ja sie tym jakos kieruje. Mozna czekac, modlic sie, ale dopoki od nich nei wychodzi ani cien checi, dobrej woli, albo tak jak moj, prawdopodobnie (nie wiem na pewno) nadal cos kreci z kochanka, to nie mozemy razem mieszkac. widze po sobie i teraz po Tobie Filomenko, ze widzisz dopoki fizycznie sie tez od nich nie odetniemy, to ja przynajmniej nie umiem ruszyc do przodu. Ja wlasnie sobie zdalam sprawe, ze od listopada, jak zaczal se kryzys, problemy, nie mysle o niczym innym. autentycznie rozumiecie - dzien i noc, dzien i noc myslalam o nas. najpierw, jak jeszcze nie znalam powodow prawdziwych - no to myslalam co takiego jest nie tak ,ja kt o zrobic zeby wreszcie on jakos ianczej postepowal. potem zdrada - no to dramat, a od prawie 2 miesiecy - myslenie nad tym jak juz faktycznie ratowac malzenstwo, ktore sie rozpada, jak na neigo wplynac. Wiecie, to jest przerazajace. Ponad 6 miesiecy myslenia NON STOP, naprwde. Dzisiaj sobie to uswiadomilam, to jest w sumie nawet uzaleniajace chyba, to ze ciagle mysle o tym. Tylko neistety tak negatywnie, tak ze organizm jakby potrzebowal tych negatywnych emocji, myslenia. A niech to!!! ja naprawde nie zylam przez ostatnie 6 miesiecy. nie zebym wegetowala, ale mozna powiedziec 'przeczekiwalam' kazdy kolejny dzien. od rana, do wieczora. od wieczora do rana i tak w kolko. Ja niczym innym sie nie zajmowalam od 6 miesiecy - ani fizycznie, ani tymbardziej psychicznie. A ja chce!!! Chce zyc!! chce normalnie, o czym myslec, cos robic, o czyms innym niz to ze on mnie nie chce!! ma mchec zycia, wiecie :)) naprawde!! nie jest to latwe, musze sobie stworzyc nowy swiat, nowe warunki do tego by miec CO i Z KIM robic, ale nie chce juz tak zyc!!! czuje ze trace najwiekszy dar, jaki mamy - zycie, bo nie przezywam go tak powinnam, nie korzystam z niego wystarczajaco. Filomenko, Ty to juz dopiero - 2 lata w takim zawieszeniu, z mezem, ale bez meza... jejku podziwiam Cie... .
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-23, 16:58
Mąż jest za granicą. Wraca niedługo, więc jeszcze wiele przede mną.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-30, 19:49
Filomena napisał/a:
I tak noszę tę wodę i noszę i taka jestem zmęczona... Bliska rezygnacji. Nie wiem, czy mąż jest chory, czy ma inny zestaw wartości, właściwie dochodzę do wniosku, że nic nie wiem, natomiast bardzo się boję.
Cud w Kanie Galilejskiej to było czytanie w trakcie mszy, na której zostaliśmy małżeństwem
Lęku!
Oto dziś stoję przeciw tobie w Imię Boga , Mojego Pana i pokonam Cie Jego Mocą!
Ze mną jest Pan i Jego Zastępy! Idź zatem precz ode mnie! Nie chce Ciebie!
JA NALEŻĘ DO BOGA!!!
pozdrawiam
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-06-07, 15:25
Jakie jest wasze zdanie? Czy powinnam pozwolić wrócić mężowi do domu, żeby spał w innym pokoju, a nadal przed córką udawać? Czy skoro zrobił to, co zrobił, a w ciągu następnych miesięcy nie było żadnych oznak zmiany zdania, to powinnam uznać, że jako dorosły człowiek, który chce porzucić rodzinę ma sobie poszukać innego miejsca?
Mój psycholog zaleca to drugie, bo uważa, że nie wytrzymam mieszkania z nim pod jednym dachem. Uważa też, że to krzywdziciel powinien powiedzieć dziecku o decyzji jaką podjął - w mojej obecności, ale nie według wersji " z mamusią zdecydowaliśmy się rozstać", bo to on zdecydował.
Boję się nadal, znowu się rozsypuję, boli mnie, że mąż nie dał szansy naszemu małżeństwu. Śnił mi się sen, w którym dostałam radę modlenia się litanią do miłosierdzia bożego. Mam też koszmary, że mąż wraca i nadal ja rozbijam się o ścianę jego obojętności. Pytałam Boga ile jeszcze tak będę cierpieć, cała we łzach po tym jak zobaczyłam w filmie obrazki z Rzymu - byliśmy tam w podróży poślubnej, chodziliśmy po forum, była bliskość, zrozumienie, harmonia, opiekuńczość - tak wtedy myślałam. I w tej mojej skardze modlitwie usłyszałam głos w głowie (pewnie śmiesznie to brzmi) - tak długo, jak będziesz ty chciała. A potem jeszcze - podam ci dłoń i pomogę. I byłam przeświadczona, że ten głos w mojej głowie pochodził od Jezusa. Czy ktoś z Was miał takie doświadczenia? Zaznaczam, że ogólnie jestem sceptyczna i racjonalna.
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-06-07, 16:11
Filomena - nie czuje sie na silach, nie czuje sie na tyle 'madra' aby dawac Ci rady co powinnas. Nasunelo mi sie tylko pytanie - ale czy on o to zapytal? czy moze spac w domu? czy nie wiesz nawet czy on sobie juz innego miejsca nie znalazl ale martwisz sie na zapas o niego? Ile go teraz w domu nie bylo? czy byl jakis kontakt? nie wiem, nie mam pojecia co powinnas. Wydaje mi sie, ze jesli wiedzialabys ze on chcialby jakiejsc, zmiany, naprawy - to jak najabardziej nich spi w domu. Ale jesli ma potraktowac go jako hotel gdzie sie zatrzyma znow na jakis czas - to chyba nie... Ale nie wiem, naprawde, pewnie ktos madrzejszy sie wypowie.
co do tego, o czym piszesz dalej - nie mialam tak nigdy. Ale wierze ze to co slyszalas to na pewno byl glos pochodzacy od Jezusa bo on na pewno z Toba jest i zawsze bedzie....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.