Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mam ogromny problem z zaakceptowaniem siebie, z poczuciem własnej wartości
.
Brak prawidłowych wzorców, wychowywanie sie w dysfunkcyjnym domu skutkuje zawsze zaniżonym poczuciem własnej wartości. Tak też jest z tobą. To spuścizna dawnego życia, bycie DDA jest pewnego rodzaju piętnem, wymaga pracy nad sobą, zrozumienia istoty problemu. To nie łatwa droga, ale jesteś mądrą, wykształconą kobietą i jestem przekonanan, że osiągnięcie celu jest w twoim zasięgu.
Mąż i jego zachowanie tylko uruchomiły w tobie strach, który wynika z niepewności, braku wiary w siebie i niestety czerpania własnej wartości tylko z małżeństwa- to wielki błąd!
Taka zależność od drugiej osoby jest sama w sobie wysoce dysfunkcyjna bo skazuje cię na łaskę lub niełaskę kogoś, kogo bycie z tobą warunkuje twoje istnienie.
Twoje myślenie o sobie samej, twoje poczucie własnej wartości powinno bezwzględnie ulec zmianie, to powinna przynieść profesjonalnie prowadzona terapia.
Niepotrzebnie warunkujesz twoje szczęście i chęć życia od postawy męża. Mężowie zdarzają się różni, to tak jak na loterii. Powinnaś utwierdzić się w przekonaniu, że jesteś człowiekiem, który zasługuje na szacunek, który ma godność, bez względu na to jakie było twoje dzieciństwo i jak obecnie postrzega cię twój mąż. Twoja ocena samej siebie jest naistotniejsza w tym procesie zdrowienia
Pozdrawiam.
michal spoko [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-04, 13:59
kenya napisał/a:
Powinnaś utwierdzić się w przekonaniu, że jesteś człowiekiem, który zasługuje na szacunek, który ma godność, bez względu na to jakie było twoje dzieciństwo i jak obecnie postrzega cię twój mąż. Twoja ocena samej siebie jest naistotniejsza w tym procesie zdrowienia
Poczucie własnej wartości. Często się o nim mówi. Czym jest i skąd się ono bierze?
To , jakie jest nasze poczucie własnej wartości przede wszystkim pokazuje nam , czy kochamy i cenimy siebie, takimi, jakimi jesteśmy. I czy wierzymy, że mamy w sobie cechy, które sprawiają, że inni mogą nas pokochać.
Jest miarą naszego przekonania o tym, jak wiele jesteśmy warci. Niezależnie od tego w jakim momencie naszego życia się znajdujemy, niezależnie od tego, czy osiągamy sukcesy, czy spotyka nas porażka, niezależnie od tego, czy działamy zgodnie z zamierzonym planem i zgodnie z wartościami, które są dla nas ważne, czy nam się to udaje, czy nie.
Takie bezwarunkowe akceptowanie siebie nie zakłada, że zawsze mamy być zadowoleni z naszych działań, dobrze jest dążyć do realizowania swoich celów, rozwijać swoje umiejętności, nie „spoczywać na laurach” , mówiąc „ takiego mnie Boże stworzyłeś i takiego mnie masz”.
Akceptacja nie polega na tym, że mamy się nie starać aby osiągać bardziej satysfakcjonujące nas rezultaty naszych działań, ale polega na dawaniu sobie przyzwolenia na popełnianie błędów, na chwile lenistwa i cenne, (bo pozwalające na zregenerowanie sił a czasem na moment refleksji) chwile nicnierobienia.
Bezwarunkowa akceptacja siebie to uznanie swojej wartości pomimo popełnianych błędów, porażek, pomyłek. Uznanie faktu, że jesteśmy ludźmi, którzy żyją po to, żeby się uczyć i rozwijać, a nie zaprogramowanymi na bezbłędne wykonywanie poleceń maszynami.
Nasze poczucie własnej wartości kształtuje się głównie we wczesnym dzieciństwie. To od naszych rodziców i opiekunów zależy, na ile będziemy cenić i kochać samych siebie. To ich głosy zapisują się w naszych głowach, ich głosem odzywa się nasz wewnętrzny krytyk, który „dokopuje” nam, kiedy nie spełniamy swoich albo cudzych oczekiwań, i myślimy wtedy o sobie „ jestem głupi, znowu zachowałem się beznadziejnie, zawsze robię wszystko nie tak...”.
Najpewniej są to zdania włożone nam do głowy przez naszego opiekuna, który kiedyś tak mówił o nas.
Ale mogło być i tak, że nasi rodzice nie krytykowali nas, kiedy byliśmy dziećmi, może nawet nas chwalili, mimo to poczucie naszej własnej wartości jest u nas mizerne.
Bo czasem nie trzeba mówić, wystarczy, że rodzic pokaże dziecku , że jest nieporadne, że nie wierzy w jego zdolności i ich nie ceni i efekt takiego postępowania jest podobny, dziecko nie ufa sobie i nie wierzy w swoje możliwości. „Widocznie nie potrafię- myśli -, nie jestem na tyle mądry, żeby się nauczyć i to zrobić, dlatego mama robi to za mnie.”
Dzieje się tak wtedy, kiedy rodzic kocha miłością nadopiekuńczą. Jeśli wyręcza dziecko i robi za nie to, w czym czasem wystarczy tylko dziecku pomóc. Jeśli nie zachęca dziecka do samodzielności i nie chwali go niezależnie od tego, czy dziecko osiągnie zamierzony cel.
Taka nadopiekuńcza miłość potrafi być równie bolesna w skutkach, jak krytykowanie dziecka.
Krytykować możemy nie dziecko, ale jego niektóre zachowania. Dobra miłość nie polega na pochwalaniu złych, na przykład agresywnych zachowań, czy na mówieniu, że dziecko zrobiło coś wspaniale, kiedy wcale tak nie jest.
Dobra miłość polega na okazywaniu dziecku (i mówieniu mu!), że jest kochane i wspaniałe , a jednocześnie uczenie go i pokazywanie mu tego, czego jeszcze nie umie, nie krytykując go za to. Tak, żeby wiedziało, że niewiedzy nie musi się wstydzić. Bo gdyby wiedziało wszystko, świat może przestałby być ciekawy.
Poczucie niskiej wartości ma większość dzieci alkoholików . W rodzinach, w których rządzi alkohol nic nie jest przewidywalne. Dziecko nie wie, kiedy rodzic okaże mu swoje zainteresowanie, a kiedy potraktuje jak powietrze albo nakrzyczy. Najczęściej zamroczony alkoholem rodzic nie zauważa dziecka, nie zważa na jego potrzeby. Dziecko czuje się opuszczone i przeżywa opuszczenie za każdym razem, kiedy rodzic jest pijany, albo „leczy kaca”. Dziecko czuje się nieważne i niekochane.
Często potem, już jako dorosły przez resztę swojego życia próbuje udowodnić, że jest wart miłości, próbując na tą miłość zasłużyć. Nie wierzy, że może być kochany dla samego siebie, musi dawać z siebie wszystko, służyć, pomagać, żeby na tą miłość zapracować. Ale wciąż jest w nim, gdzieś w środku zimna, ciemna dziura spowodowana brakiem miłości rodziców.
Niektórzy zapełniają tą dziurę poprzez nieskończone gromadzenie różnych materialnych dóbr, zdobywanie kolejnych szczebli kariery, wchodzenie w wiele krótkotrwałych związków ( „spójrzcie, jaki jestem zaradny, jaki zdolny, ilu partnerów mogę zdobyć!”). Potwierdzanie własnej wartości w taki sposób jest skuteczne tylko na chwilę i zaraz od nowa trzeba zdobywać i potwierdzać swoją wartość. To syzyfowa praca.
Kobiety, które dorastały nie czując rodzicielskiej miłości często wchodzą w związki nie z tym mężczyzną, którego pokochają, ale z tym, który jako pierwszy zwróci na nie uwagę.
Tak bardzo nie czują się warte tego, żeby być kochane, że są wdzięczne już za sam fakt, że mężczyzna zwróci na nie uwagę, wyróżniając w ten sposób.
Spełniają potem oczekiwania swoich partnerów, same nie oczekując niczego, są skłonne do poświęceń, i zrobią wiele, żeby nie zostać opuszczone, bo nie wierzą, że może zjawić się ktoś następny, komu wydadzą się atrakcyjne.
Osoby, które w dzieciństwie czuły się przez swoich rodziców niekochane albo kochane warunkowo ( tylko, jeśli spełniły jakąś przysługę, przyniosły dobrą ocenę ze szkoły) i nadmiernie krytykowane, noszą w sobie taki głód miłości, taką ciemną dziurę. Tego głodu nie zaspokoi nic z zewnątrz, żadne osiągnięcia, choćby największe. Będzie to możliwe tylko wtedy, jeśli same uwierzą w to, że są wartościowe, niepowtarzalne i że można je kochać.
Odbudowanie swojego poczucia wartości nie jest proste, wymaga zazwyczaj cierpliwości, czasu a często także psychologicznego wsparcia. Pomocne w tym bywa stawianie sobie co dzień pytań o to, co w sobie lubię? Z jakich swoich cech jestem dumny? I zaopiekowanie się z troską i miłością sobą, dbanie o swoje potrzeby, spełnianie swoich marzeń, pozwolenie sobie na przyjemności, na odpoczynek, tak, jak zrobiłby to kochający rodzic pragnący sprawić radość swojemu dziecku.
Bo tylko traktowanie samego siebie z miłością, uwagą, wyrozumiałością może przywrócić nam nasze poczucie własnej wartości.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-04, 15:11
Witaj, Michale, na forum
Jeśli zacytowałeś w swoim poście jakiś artykuł (tak mi to brzmi), to dobrym zwyczajem jest podanie jego źródła, linku do strony, skąd pochodzi.
Pozdrawiam
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-04, 17:27
Czarny łabędziu
Gratuluje pierwszego kroku - terapii DDA
nie zatrzymuj się zrób drugi - cierpliwie pracuj nad sobą, nie odpuszczaj,
różnica w Twoich wpisach pomiędzy październikiem a styczniem jest ogromna, zresztą chyba sama to czujesz- pomyśl że jesteś świadectwem dla innych, inspiracją, powodzenia
P.D.
kika11 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-08, 21:25
Mój mąz tez jest i byl dla mnie calym swiatem, sama siedze sie doluje ogladajac nasze zdjecia, czytajac esa, wspominajac tylko to co bylo dobre. mimo iz kazdy po tym wszystkim co miedzy nami zaszlo, mowi bym sobie odpuscila, przestala ratowac to malzenstwo, ja jednak mysle sercem. W przeddzien wigilii polamalismy sie oplatkiem, zlozylismy zycznia, bylo milo, mimo iz swieta kazde z nas spedzilo w swoim rodzinnym udalo nam sie spotkac, mowil ze czuje pustke, ze mu brakuje, przytulal mnie, nawet sie zblizylismy, powiedzial ze potrzebuje czasu i co w nowy rok oswiadcza mi ze przemyslal i jest to koniec, kolejna klotnia, zle emocje, wiem ze nikogo nie ma, nie odbiera tel, czasami odpisze, straszy juz drugi m-c rozwodem, i o wszystko o co pytam mowi ze porozmawiamy o tym na sali rozpraw. Wewnetrznie czuje ze to koniec, ale nie umiem tak zyc kocham go mimo wszystko
blackswan [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 12:33
Dziś wiem, że bez Was bym sobie nie poradziła. Dziękuje wszystkim za wsparcie i modlitwę. Te miesiące pracy nad sobą tak dokładnie nad soba, a nie nad moim mężem i nie nad naszym małżeństwem, zaczynają przynosić zauważalne rezultaty. Spędziłam bardzo udany weekend z moim mężem, w czwartek dostałam ogromny bukiet kwiatów, co nie zdarzało się już naprawdę od chyba dwóch lat. codziennie spędzamy ze sobą dużo czasu, mamy o czym rozmawiać. Bo dotarło do mnie w końcu, że nie liczy się ilość czasu spędzonego razem, ale jego jakość. Nie wiecznie naburmuszona zołza i zrzęda, ale sympatyczna i miła zona, która "popuszcza lejce". Mój maż gotuje, sprzata, robi zakupy, pierze a ja go o to nie proszę!!!!!!!!! :D ja wiem, że dla wielu z Was to brzmi jak bajka, ale tak naprawdę jest. to nie oznacza, że nie ma wad, ma... czasem puszczą mu nerwy i krzyknie na nasze dzieci, czasem jest niekonsekwentny. Ale ja już naprawdę więcej nie wymagam... o tym wszystkim co nas różni możemy spokojnie porozmawiać. Zaczęłam od Dobsona, grupa DDA dała mi ogromny wgląd w siebie, umiejętność nawiązywania zdrowych relacji, komunikacji w małżeństwie, rozwiązywania konfliktów, wreszcie zrozumiałam mechanizmy własnych zachowań.
Nie wystarczy przeczytać tuzina książek, żeby umieć żyć - trzeba jeszcze to wszystko mieć okazje przećwiczyć, doświadczyć. Chodzę na terapie, zaczynam dbać o siebie. to dzięki tym wszystkim rzeczom, które robię dla siebie mam o czym rozmawiać z moim mężem, mam więcej pomysłów na wspólnie spędzony czas. A i on jest szczęśliwszy gdy ja się uśmiecham. wiem, ze to niemozliwe, żeby tak było zawsze, ze jeszcze nie raz emocję wezmą górę. Ale najważniejsze ,że mam mocny fundament, na którym bede budować. Nie zapomniałam też o swojej zazdrości, chociaż juz coraz rzadziej opanowuja mnie te myśli. moja pani psycholog obiecała mi, ze niedługo nawet nie przyjdzie mi to do głowy. Trzymam ją za słowo.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-13, 15:12
Chwała Panu
basia976 [Usunięty]
Wysłany: 2013-03-28, 11:01
Witaj!
Widzę że dawno Cię tutaj nie było a ja jestem od niedawna,jestem bardzo Ciekawa co u Ciebie iż mam bardzo podobny problem jeżeli chodzi o mnie samą.Też jestem DDA,tylko ja niestety trafiłam na męża który naprawdę ma problem a ja staram się mu pomóc tylko on niestety nie przyznaje się do tego.Dodatkowo także od 11 lat leczę się na stany lękowe to depresja,staram się chodzić do terapełty i na spotkania grupowe ale nie zawsze mi to wychodzi no i oczywiście czytam.Daj znać jak będziesz.
blackswan [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-19, 23:09
Rzadko tu bywam, bo wchodzę raczej z pobudek egoistycznych. Nie mam przyjaciół, nikogo zaufanego. Tak jak w tytule mojego posta - to mój maz był dla mnie całym światem. Tylko, gdy potrzebuję kogoś kto mnie wysłucha, zrozumie - nie ma takiej osoby wokół mnie. Terapia działa. Może nie przynosi spektakularnych efektów, ale umiem zatroszczyć sie o siebie. Nie popadam w rozpacz, a bywało skrajnie... Zdarzyło sie wiele przykrych rzeczy, przez czas mojej nieovbecności na tym forum. były i piekne chwile. Czuje ogromną nienawiść do tej kobiety. Mimo, że maż nie zdradził mnie fizycznie, moze nawet emocjonalnie też nie. To okazał sie w stosunku do niej bardzo lojalnym człowiekiem. mnie natomiast okłamywał, nie szanował, nawet pobił. Dziś też jestem sama. Znów mnie okłamał, zawiódł... Nie jestem konkurencją dla jego znajomych, miewam złe nastroje, przejmuje się brakiem pieniędzy i narzekam, że to ja zarabiam na naszą rodzinę. Wciąż sobie powtarzam, że jestem bardzo wartościowym człowiekiem. Ale w rzeczywistości jestem człowiekiem niekochanym, poniżanym, okłamywanym... Nie potrafię już żyć na tej emocjonalnej huśtawce. Potrzebuję w życiu kogoś kto dostrzeże we mnie te pozytywne cechy, które ja już powoli dostrzegam...
Swallow [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-20, 09:01
blackswan napisał/a:
Potrzebuję w życiu kogoś kto dostrzeże we mnie te pozytywne cechy, które ja już powoli dostrzegam...
I masz kogoś takiego. To Bóg. On kocha Cię taką, jaka jesteś i widzi w Tobie to, czego Ty sama jeszcze nie odkryłaś. I czeka, aż to odkryjesz. Może po to jest ten kryzys w Twoim życiu? Byś doszła do sedna wartości swojej osoby, odkryła mocne punkty, zauważała słabe i nauczyła się je pokonywać, pracować nad nimi? I odkryła bliskość z Bogiem?
A jeśli pisząc "kogoś, kto dostrzeże" - masz na myśli drugiego człowieka, innego mężczyznę czy zresztą kogokolwiek innego - to jesteś na początku swojej drogi. Jakbyś się cofnęła.
Bo jeszcze nie wiesz, że nikt, żaden drugi człowiek nie odkryje za nas samych naszej wartości i za nas nie uwierzy w nas. Człowiek poraniony, stłamszony, niepewny siebie, taka ofiara losu, którą oszukują, którą poniżają - przyciaga osoby, które takie właśnie cechy pociągają. A więc osoby o skłonnościach despotycznych, może nawet sadystycznych. Bo czy ktoś o zdrowym podejściu do życia pakowałby się w relację z kimś, nad kim trzeba jeszcze pracować? Do takiego poświęcenia zdolny jest chyba tylko rodzic. Nie wymagaj od innych ludzi, żeby "pracowali" za Ciebie w odkrywaniu Twojego "ja". To Twoje zadanie i teraz masz na to czas. Nad relacją będziesz pracowała później, jako osoba już uzdrowiona, stojąca mocno na dwóch nogach. SAMA, bez niczyjej podpórki. Podpórki ludzkie mają to do siebie, że mogą odejść. I co wtedy? Kolejny upadek?
Z Panem Bogiem. :)
blackswan [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-20, 09:23
Rozumiem to. Pracuję nad sobą. Brakuje mi tylko w życiu przyjaźni, wsparcia, zrozumienia. kogoś kogo to będzie cieszyć. Ja również mam wrażenie, że sie cofam. Za każdym razem gdy pójde krok do przodu. Nadchodzi taki czas jak ten. Poczucie bezsensu, brak wiary w zmianę. Dziś zaczynam swoją dalszą drogę... Oddaję życie Bogu, to teraz sprawia mi największą trudność. Dziękuje za wsparcie i modlitwę
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-20, 11:15
Sama sobie dostarczasz tej emocjonalnej huśtawki, to pierwsza rzecz jaką musisz zrozumieć.
Złe nastroje nie biorą się znikąd. Nastrój, emocja jest odpowiedzią ciała na działanie umysłu.
Przyjrzyj się dokładnie poczynaniom Twojego umysłu, ile czasu poświęcasz na użalaniu się nad swoją sytuacją. Dla niektórych takie nawykowe rozpamiętywanie sprawia, że żadną miarą nie są w stanie dostrzec pozytywów życia a wszystko czego chcą to użalanie się nad sobą, choć mówią coś zupełnie przeciwnego. Umysł ludzki bywa pokrętny.
Owszem, powtarzasz sobie, ze jesteś wartościowym człowiekiem, ale cóż to znaczy jeśli zaraz potem dopowiadasz, że jesteś niekochana, poniżana i okłamywana? Tak myśląc warunkujesz swoją wartość tym, czy KTOŚ INNY cię kocha i jest fair wobec Ciebie.
Tak warunkując swoją wartość możesz nigdy nie dostrzec światełka w tunelu.
Twoja wartość nie zależy od innych, tylko od tego, jak TY siebie postrzegasz.
Odnoszę wrażenie, że z upodobaniem celebrujesz rolę ofiary i nie zamierzasz być szczęśliwa, dopóki pewne warunki nie zostaną spełnione, tzn. dopóki mąż nie dostrzeże w Tobie tego, czego sama NIESTETY dostrzec nie potrafisz lub nie chcesz.
Łabądku czarny- sama sobie stoisz na przeszkodzie, choć od szczęścia, być może, dzieli Cię zaledwie krok.
Olgucha42 [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-20, 11:38
...
Ostatnio zmieniony przez Olgucha42 2013-05-30, 12:34, w całości zmieniany 1 raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.