Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Dziękuję, bardzo mi to potrzebne. Boję się przyszłości, boję się zła, które może mnie w niej spotkać, oprócz tego, które już mnie spotkało i prawie zniszczyło. Zresztą według mnie moje życie zostało zniszczone, niezależnie od tego, że toczy się dalej.
K_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-18, 21:42
Z modlitwą..
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-18, 22:19
Smutny wątek , smutne historie .
Kiedy ja usłyszałem określenie "podjęła decyzję" ( żona ) ,
nie rozumiałem co to niby znaczy .
Wydawało by się , że to "tylko" decyzja ,
że wystarczy podać logiczne argumenty
albo "(zagrać) na uczuciach"
i przecież taką decyzję ( głupią , nierozważną , pochopną wg. nas )
można zmienić w ułamku sekundy .
............. niestety to złudzenie
( oczywiście dotyczy pewnych przypadków , widzę , że wcale nie rzadkich )
Dlaczego tak ?
Drugiej stronie wydaje się , że niczego nie traci , przeciwnie - zyskuje .
Uwalnia się od obojętnego jej ( częściej znienawidzonego ) małżonka ,
zyskuje wolność i "nowe życie" , drugą szansę .
Czego od nas by jedynie chcieli ? ............. zniknięcia
A "my" ?
Nam się wydaje , że jeżeli nie wszystko ,
to przynajmniej bardzo wiele tracimy .
To jak wyrok - skazuję cię na dożywotnią samotność
bez możliwości ułaskawienia ( sakrament ) .
Dochodzi jeszcze mnóstwo innych utrudnień ,
wychowanie dzieci , sprawy finansowe , bytowe itd.
........... i chyba trudno się dziwić naszej niezgodzie na odejście męża , żony
Kluczowy wydaje się być zatem dla trwałości związku
system wartości obojga małżonków .
( fundament małżeństwa )
Owszem , jakiś czas "dom" postoi i na piasku , ale .....
do czasu ( zwykle poznania koleżanki , kolegi ) .
Z czasem nawet już ratującemu trudno wyobrazić sobie
wspólne życie z "takim" małżonkiem .
Poddać się opiece Boga .
Pozwolić odejść ?
ŻYĆ.......... bo da się ! ( może pełniej i szczęśliwiej niż w "tamtym" małżeństwie )
Kochać z oddali ciągle i nadal ...... jakoś tam .
Być gotowym na powrót ?
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 00:36
A moim zdaniem zawsze warto stawiać diagnozę, szukać przyczyn tych łatwo odnajdywalnych ale także tych głęboko ukrytych przed którymi my sami się wzbraniamy. Szukać winy może nie w sobie, ale we własnym życiu.
Tak, musi być fundament. Dobrze napisała poprzedniczka. Tym fundamentem jest dekalog, to przynajmniej. Czy coś więcej? Oczywiście. Życie sakramentalne w przeciągu całej młodości, włącznie z wakacjami. Od tego nie powinno być wolnego. Oczywiście obojga.
Może nie było właśnie tego. Nie dziwmy się więc. To jest konsekwencją naszego życia.
Ja tą prawdę przyjmuję względem siebie. Nie wiele to pomaga, to prawda. Ale przynajmniej mam poczucie, że wiem co się stało i co radzić innym.
Najbardziej mnie dziwią ci, którzy współżyli przed ślubem, brali sobie małżonka, który jest już 2, 3, 10 sortu, sami zabagnili względem siebie poczucie przyzwoitości, czystości. Jeżeli ktoś tak ułożył sobie życie to sam się przyczynił do swojego nieszczęścia.
Nie wierzę, by dwoje młodych kochających siebie, a przede wszystkim Boga, mogło siebie skrzywdzić. Nie wierzę! To jest nie realne.
A więc. Wyciągajmy wnioski. No chyba że ktoś nie zgadza się z tym co napisałem. W dzisiejszych czasach, bez cotygodniowego przyjmowania Eucharystii się nie obejdzie. Za dużo perfidnego zła na około. Kiedyś można było żyć przyzwoicie bez tego, dziś nie!
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 07:52
Pewien gość miał chorą nogę .
Chodził do różnych lekarzy , przyjmował leki ,
ale stan się mimo to pogarszał .
W końcu wdała się gangrena .
Zostały dwa wyścia :
ratować nogę albo ratować życie .
Może w niektórych małżeństwach jest podobnie ?
My chcemy ratować małżeństwo ( tę nogę ) ,
ale czy to noga jest przedmiotem zainteresowania Boga ?
Czy małżeństwo jest osobą , ma duszę przeznaczoną do zbawienia ?
Modlimy się o uratowanie małżeństwa - związku ( nawet sakramentalnego )
ale czy Bogu nie bardziej chodzi
o ratowanie małżonków , dusz dwojga ludzi ?
Może nam "wystarczył" już sam kryzys .
U nas nastąpiło "przebudzenie" , jakiś powrót do Boga , wejscie na właściwą drogę ,
ale ......... jak widać ,
może małżonek potrzebuje EKSTRA kuracji ???
Myślicie , że Bóg już "odpuścił" sobie ich dusze ?
Może są jak ten "syn marnotrawny" ?
Oczywiscie , każdy przypadek małżeński jest inny .
Są i małe "wysypki" na nodze , ale i gangreny się zdarzają .
Orsz napisał :
Cytat:
Nie wierzę, by dwoje młodych kochających siebie, a przede wszystkim Boga, mogło siebie skrzywdzić. Nie wierzę! To jest nie realne.
........ owszem , to jest mało prawdopodobne
jak pamiętam coś 1:1000
zwykle jednak tych "idealnych warunków" ( tak naprawdę całkiem normalnych , koniecznych )
młodzi przyszli małżonkowie nie spełniają .
Im bardziej nie spełniają , tym większe prawdopodobieństwo
rozpadu małżeństwa .
Wydaje się , że zasadniczą sprawą jest dojrzałość , mądrość , hierarchia wartości młodych ludzi .
Śmiem twierdzić , że z tym generalnie coraz gorzej .
Oczywiście , są pewnie wyjątki , może idzie wiosna ?
Z drugiej strony wiek nie koniecznie przydaje nam rozumu .
Osobiście uważam , że nasza dojrzałość do zawarcia małżeństwa w Kościele
powinna być jakoś POWAŻNIE weryfikowana .
Zwykłe "nauki małżeńskie" to farsa .
Jasne , nigdy nie będzie 100 % pewności ,
ale sito powinno być gęściejsze .
Ślub w Kosciele nie powinien być prawem do założenia białej sukienki
czy pokazania się jako "pan młody" .
Piłeś - nie jedź .
Jesteś zakochany ( zakochana ) - nie żeń sie ( nie wychodź za mąż ) .
............... jeszcze
poczekaj aż oprzytomniejesz
i dopiero wtedy podejmuj decyzję
............. ale kto by tam czekał , "my się kochamy"
........ zwykle bardziej SIĘ , niż tego przyszłego małżonka
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 20:43
A ja uważam, że po części za współżycie przedmałżeńskie winni są rodzice.
Jak już wiecie jestem jedna z tych młodszych osób na forum i widzę jak rodzice pozwalają chłopakom nocować u dziewczyn. Nawet Ci rodzice starej daty (dobrze po 70-tce) i to mnie bardzo razi, że jest takie przyzwolenie....
A jak próbowałam bardzo dobrej koleżance wyjaśnić na czym polegają naturalne metody planowania rodziny to mnie wyśmiała, a przecież to takie proste i czyste sumienie zostaje ale co zrobić. Nic na siłę....
A propos właśnie przez te metody mój mąż m.in. poszedł w las..... bo ja pilnowałam temperaturki ale tego akurat nie żałuję....
Do Filemony nie bój się zła
Jeśli chodzisz na te Msze o uzdrowienie to wsłuchaj się uważnie.... W modlitwie egzorcysty jest m.in.aby osoby zgromadzone były niewidzialne dla zła....
Będę pamiętała w modlitwie, aby Bóg wybrał dla Ciebie najlepszą z dróg....
Pisałaś, że nie chcesz byc Świętą, a czemu nie? Tyle już wycierpiałaś. Twój trud zostanie doceniony na pewno na tamtym świecie... Czasami wydaję mi się, że niektórzy tutaj pokutują, żeby iść prosto do nieba
A jak już nie dajesz rady krzycz do Boga, aby pomógł Ci nieść ten krzyż....
On przecież na to czeka i niech się dzieje co chce.....
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 21:47
No proszę ,
młoda , a gada do rzeczy .
......... i śmiesznie trochę ( fajnie być dobrze po 70-tce rodzicem 20 latków )
...... i optymistycznie ( Czasami wydaję mi się, że niektórzy tutaj pokutują, żeby iść prosto do nieba , dobre )
A koleżanka ?
Cóż , tłumacz następnej ......... może któraś będzie ci baaaaaardzo wdzieczna .
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 21:58
Kto wie może kiedyś zostanę nauczycielem naturalnego planowania rodziny. Mam jakiś sentyment do tego
W maju mamy ślub takiej pary
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 22:02
Dziękuję za interesującą dyskusję z tym, że mnie się nie tyczy ślub w fazie zakochania, bo znaliśmy się przed ślubem 8 lat. Zaznaczam, że w tym czasie nie mieszkaliśmy razem z wyjątkiem 5 miesięcznego wspólnego wyjazdu zagranicznego. Mąż to był mój pierwszy i jedyny mężczyzna. Za niego się nie wypowiadam, bo jak się okazuje, być może wcale go nie znałam.
Niezapominajko, ja jak pewnie większość ludzi chciałabym zaznać szczęscia już teraz, a nie po śmierci. Inna sprawa, że czasem ogarnia mnie zwątpienie, czy tam w ogóle cokolwiek jest. A jeśli nie ma, to całe to moje cierpienie i determinacja jest bez sensu i należy jak większość społeczeństwa otrząsnąć piórka i uznać, że raz się nie udało, to uda drugi. Tego ode mnie oczekuje otoczenie.
A jeszcze inna, że krzyczałam w ostatnich tygodniach do Boga, pytałam jak Hiob, za co mnie to dotknęło, i moją córkę. Nie mam odpowiedzi. Moje winy w tym małżeństwie są takie, jak pewnie w tysiącach małżeństw, które się nie rozpadają.
I też mogę tu napisać, narażając się na oskarżenie o pychę, że jestem wykształcona, mogę być względnie samodzielna finansowo, sprawdzam się jako matka, zbieram komplementy za wygląd, jestem zadbana, można ze mną o wielu rzeczach porozmawiać, mam poczucie humoru, a jednak jedyny mężczyzna, któremu zaufałam mnie nie chce. Inna sprawa, że zdobycie mojego zaufania tak, abym się otworzyła przed drugą osobą bardziej niż jak przed znajomym, nie jest łatwe. Jemu się to udało i udało się mu też zabić we mnie wiarę w ludzi.
Dzisiaj cały dzień mam przebitki wspomnień ze ślubu i wesela, naszych wspólnych wakacji, dobrych chwil i nie rozumiem jak się to wszystko stało. Nadal czuję się jak w złym śnie.
Na dodatek jutro mam ciężki dzień w pracy, gdzie znowu muszę być w pełni szyku intelektualnego, komunikacyjnego itp.
Ostatnio zmieniony przez Filomena 2013-04-19, 22:16, w całości zmieniany 1 raz
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 22:15
Filomeno ja Ci pragnę dodać otuchy. Wiem, że być może teraz jest to niemożliwe, aby zrozumieć, ze toczy się walka o zbawienie całej twojej rodziny...
Doskonale Cię rozumie. Takie mądre, ładne i wykształcone dziewczyny trudno się zdobywa. A jak już ktoś skradnie takiej serce pozyska je na zawsze.
A może trzeba się samemu w sobie złamać...umrzeć i odrodzić się na nowo....
Ja znalazłam ukojenie w Bogu... Wiem, że nie zawsze potrafiłam się modlić, pomimo, że teoretycznie to robiłam... wciąż się uczę jak prosić o to co dla mnie dobre.....
a może nie prosić, a oddać i cierpliwie czekać.....
Bóg jest tajemnicą.....
Zastanawiasz się czy istnieje coś po tym życiu???
Własnie czytam "Dowód" Ebena Alexandra.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-19, 22:24
Niezapominajko, wiem, i dziękuję. Tak właśnie odebrałam Twój post.
Wiem o książce Ebena. Wiem też, że jak ze wszystkimi tego typu doświadczeniami środowisko lekarskie i tak jest sceptyczne.
Ja bardziej Boga dostrzegam patrząc w niebo nocą, albo w harmonię i złożoność przyrody. Ale to przecież może być też tylko i aż przypadek i reakcja łańcuchowa przyczyn i skutków. Jedyny problem, że nie można nic naukowo powiedzieć o praprzyczynie, ale też i chyba Jan Paweł II stwierdził, że nie można religią łatać dziur w nauce.
Dowód Pascala jest dowodem strachu. Też mi nie wystarcza.
Tutaj w innym wątku ktoś mi też powiedział, że predestynacja nie jest koncepcją katolicką. Owszem, ale w jutrzejszej ewangelii stoi jasno: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca". No i jak tu wierzyć, że moja modlitwa za męża da jakiś skutek, skoro on się w moim odczuciu od Boga odwrócił. I znowu nawet jeżeli nawróci się sekundę przed śmiercią, to i tak moje i córki życie zniszczył.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-20, 09:41
Filomena napisała :
Cytat:
Ja bardziej Boga dostrzegam patrząc w niebo nocą, albo w harmonię i złożoność przyrody. Ale to przecież może być też tylko i aż przypadek i reakcja łańcuchowa przyczyn i skutków. Jedyny problem, że nie można nic naukowo powiedzieć o praprzyczynie, ale też i chyba Jan Paweł II stwierdził, że nie można religią łatać dziur w nauce.
Pierwsze zdanie bardzo ładne ( warto zauważyć , że ten sposób jest dostępny
dla KAŻDEGO człowieka na ziemi ) .
Harmonia wyklucza przypadek ,
a DŁUGA reakcja łańcuchowa przyczyn i skutków istnienia świata w HARMONII ( w skali makro i mikro ) , złożoność i jednocześnie prostota
świadczy o celowości i geniuszu .
Sam człowiek ( zwłaszcza jego dusza ) wydaje się zbyt skomplikowanym bytem
na ledwie 80 lat .
Cytat:
I znowu nawet jeżeli nawróci się sekundę przed śmiercią, to i tak moje i córki życie zniszczył.
Zniszczył tak po ludzku , miarą tego świata ,
ale i to nie jest prawdą ( która zresztą zdaje się wyzwala z takiego myślenia i ODCZUWANIA ) .
Kto chce zachować życie - staraci ,
kto straci Z MEGO POWODU - zachowa .
Jarzmo moje słodkie a brzemię lekkie .
Klucz też chyba w tym "zaprze samego siebie" , nie moja ale Twoja wola , zaufanie .
Widzisz - teoretycznie powinnaś czuć wielką radość z takiego nawrócenia męża
Wiara , nadzieja , miłość ........... nie ma w nas z tych NIC prawie .
Stąd pewnie "bierzcie i jedzcie" i zbawienie z ŁASKI .
Zniszczył - zniszczył NASZE wyobrażenie , pomysły , pragnienia , nadzieje , widzenie szczęścia
ale gdyby zastąpić "nasz plan na życie"
planem Boga
i żyć według niego ( próbować )
to czuję , że i TU na ziemi już byśmy doświadczyli tego Raju .
pomysłem na zycie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.