Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie wiem od czego zacząć, minelo 9 lat...dokładnie tyle ile byliśmy razem (w tym 6 lat malzenstwa). Był to mój najszczegolnielszy i najszczęśliwszy okres w zyciu, bylam dumna mezatka a teraz jestem rowodka (od 6 lat). Od zawsze zastanawiałam się co u niego ale wielomiesięczne walki o nasze malzenstwo na początku separacji przyniosły tylko odwrotny skutek. Był już z kims...po 3 latach czekania na meza, na zmiane tej sytuacji ktoś poradzil mi bym w końcu to ja zlozyla wniosek rozwodowy a to na wypadek jakiś klopotow finansowych albo z powodu uwolnienia się w końcu i nie trwaniu w nicości. Pozniej prawnik doradzil mi bym na sali sadowej powiedziała, ze już go nie kocham, tak by rozwod odbyl się juz za pierwszym razem. Wylam, najgorszy dzień w moim zyciu i te 9 pustych lat... zylam, robiłam sporo rzeczy ale ta pustka pozostala. Odeszlam od kościoła na wiele lat. Nie udało mi się stlumic lub zaakceptować, ze tej milosci już nie ma, tego związku już nie ma. Jest milosc ale tylko moja, nie potrafie dluzej tego tlumic, probowac zapomniec. Slubowalam, kocham i tak jest po dzień dzisiejszy. Wczoraj szukałam w internecie jakiegos sladu o moim mezu, jest, znalazłam znikome wiadomości, znikome ale powalające,BOZE! czuje się jak 9-10 lat temu. Kazde spojrzenie, slowo, gest, dotkniecie czy ostanie przytulanie się tuz po rozwodzie czuje wyraźnie, czas się zatrzymal i boli, boli, boli. Maz ma zone od lipca 2012 (tez się pobraliśmy w lipcu!), ma 2 dzieci, jedno chyba? nie jego a drugie jego, sa ze sobą 9 lat,BOZE! tyle samo co my! Powodzi mu się zawodowo, rowija się latami po studiach i pisze, ze ma szczęśliwe zycie prywatne, a czas wolny spedza z rodzina, zeglujac itd.Nie mielismy dzieci, zawsze się usmiechalismy na myśl, ze będziemy mieli Wiktore, zreszta nie wazne było czy dziewczynka ale najważniejsze, żeby dziecko zdrowe było. Niedawno, po latach, spowiadałam się i brat franciszkanim polecił mi te organizacje. Chyba tylko niewiedza trzymala mnie przy sensie istnienia, swiat znowu runal ale tym razem już na dobre, bo jak, dlaczego i dlaczego tak bardzo sprawy się skomplikowaly. Kazde malzenstwo jest do uratowania, a te? Kiedy mój maz ma szczesliwa rodzine od 9 lat, 2 dzieci, zone. Przeciez nawet gdyby jakims cudem chciał wrocic to nie zostawi dziecka... Mam 36 lat nie mam mojego kochanego meza, dzieci z nim i nadziei. Za pomocą roznych terapii można sobie ulzyc, pomoc w innym spojrzeniu na swiat ale czy terapia potrafi uleczy z milosci do malzonka??? Poddaje się, moje serce nie chce się wyprzeć mojej milosci i chyba wlasnie będzie mi latwiej zaakceptować to, ze Go kocham (nawet w takiej skomplikowanej sytuacji)...
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 07:17
Witaj, Doroto, na forum, dobrze trafiłaś
Dorota K. napisał/a:
Kazde malzenstwo jest do uratowania, a te?
Jeśli jesteście sakramentalnym małżeństwem, to tak, bo Bóg wciąż Was widzi razem, jako jedność. Jaka będzie przyszłość - nikt z nas nie wie, ale tu możesz nauczyć się jak kochać męża, bez bólu i wyrzutów sumienia, nawet jeśli realnie nie jesteście razem.
Pozdrawiam
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 08:14
Nirwanna napisał/a:
Jeśli jesteście sakramentalnym małżeństwem, to tak, bo Bóg wciąż Was widzi razem, jako jedność.
Nirwano a kto udziela ślubu ludziom aby małżeńswo mogło być sakramentalne?
[ Dodano: 2013-04-06, 08:31 ]
Dorota K. napisał/a:
Poddaje się, moje serce nie chce się wyprzeć mojej milosci i chyba wlasnie będzie mi latwiej zaakceptować to, ze Go kocham (nawet w takiej skomplikowanej sytuacji)...
Dorotko spójż na Jezusa On też bardzo pokochał ludzi, został zbity przez kudzi, odepchnięty, wzgardzony.
Doroyko posłuchałaś kilka razy "dobrych przyjaciół" chociaż nie wiem jak życie z drugą kobietą nakłada się na wasze rozstanie bo tego nie połapałem, ale właśnie to Ty wysłąłaś sygnały zezwalające na takie życie męża. Myśle że nie masz tak wielkiego problemu z miłością do męża ale z poczuciem winy tego co zrobiłaś, czy próbowałaś spojrzeć tak na ten problem? Czy próbowałaś przepracować właśnie to poczucie winy na terapii? Warto spróbować Bóg nie chce abyś cierpiała.
Dorota K. [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 10:19 sz
Dziekuje Wam za odpowiedzi. Tak, jesteśmy sakramentalnym malzenstwem. O poczuciu wlasnej winy wiedziałam nawet przed zlożeniem wniosku. Wiedzialam, ze nie chce tego robic. To nie tak było, mój maz pierwszy powiedział o rozwodzie, był z inna kobieta i zapowiedział mi, ze za miesiąc wysle mi papiery rozwodowe ale tak się nie stało, nadal z nia byl (az do dnia dzisiejszego) i dopiero po 3 latach to ja to zrobiłam ale tylko z technicznego punktu widzenia, jak już wcześniej pisałam doradzano mi, zebym w końcu się emocjonalnie i ewentualnie finansowo 'uwolnila' z tego zawieszenia i czekania. Mowilam znajomemu prawnikowi, ze kocham meza i będzie mi trudno powiedzieć inaczej na sali. Mój maz wiedział, ze nie chcę odchodzić, bo mu mowilam a po rozprawie, po wyjściu na zewnątrz zapytałam się jeszcze czy nie wroci. Podczas rozprawy uslyszalam, ze wzial kredyt na meble albo mieszkanie z tamta kobieta. Zapytany czy mnie kocha,powiedzial, ze tak ale i ze tamta kobiete tez kocha. Rozumiem, ze mowil o 2 roznych miłościach... Jest już wieloletnim terapeuta, ulozyl sobie szczęśliwe zycie z nowa zona od lat, sa dzieci. Wie czego chce, jest nieugięty. Wlasciwie nie mamy zadnego kontaktu, absolutnie zadnego kontaktu od 9 lat, poza chwilowym zobaczeniem się na rozwodzie. Jest to beznadziejna sytuacja do uratowania mojego malzenstwa, samo to co mowie jest po prostu smieszne z tego punktu widzenia. Po latach widze, ze moja milosc nie słabnie i nigdy nie wygasla do niego. Tak bardzo pragne mieć dzieci, rodzine, dom ale tylko z moim mezem. Slubowalam tylko raz i nie widze, tym bardziej nie czuje, innej opcji w moim zyciu.
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 12:52
Dorota K. napisał/a:
Slubowalam tylko raz i nie widze, tym bardziej nie czuje, innej opcji w moim zyciu.
Dorotko nikt nie będzie tutaj próbował namówić Ciebie do zmiany decyzji. Cóz mogę napisać w takiej sytacji sprawa jest bardzo trudna ale nigdy nie beznadziejna. Zawsze jest nadzieja na powrót męża i trwaj w tej madzieii zobacz dobro w tym co Ciebie spotkało. Nie na darmo Bóg pozwolił na takie doświadczenie jakie Ciebie spotkało. Nie wiem jakie były powody dla Boga rozdzielenia wasm ale były one bardzo ważne skoro to zrobił. Tutaj jesteśmy tylko maleńką chwilkę ważne jest jak będzie później.
Dorotko Bóg przygotowuje Ciebie do jakiegoś wielkiego czynu, do jakiego nie wiem ale namawiam abyś powiedziała "tak" planom Bożym. Te cechy jakie otrzymałaś od Boga są narzędziami w twoich rękach, nie zagłuszaj ich ale rozwijaj.
Dorotko dzięki modlitwie odnajdziesz drogę jaką masz kroczyć i gorąco namawiam do tej modlitwy efektem ubocznym będzie Twój spokój wewnętrzny czego Ci życzę z całego serca.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 13:48
Dorotko myślę, że postanowiłaś nie być szczęśliwą dopóki nie będzie tak jak Ty sobie zaplanowałaś.
Czy to aby dobra droga?
Co w ten sposób osiągniesz?
Jaką jakość będzie miało Twoje życie?
Nawet gdyby Twój mąż powrócił do Ciebie po wielu latach, to czy Ty czułabyś się szczęśliwa wiedząc, że zostawił swoje dziecko i jej dziecko, które on przez lata wychowywał i które przywiązały się do niego także. Taki powrót, dwoje małych, niczego nie winne istoty uczyniłby nieszczęśliwymi, masz tego świadomość?
Czy znając cenę, możesz z czystym sercem powiedzieć, że potrafiłabyś czerpać z tego faktu radość?
Wybacz, z całym szacunkiem, ale Twoja postawa wobec faktów dokonanych i przypieczętowanych a także nie pozostawiajacych żadnych złudzeń, jest w mojej opini rodzajem obsesji.
Ta obsesja a raczej Ty sama ulegąjąc tej obsesji dręczysz i ranisz nikogo innego tylko siebie samą.
Pytanie: dlaczego to sobie robisz?
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 13:55
Tolek52 napisał/a:
Zawsze jest nadzieja na powrót męża i trwaj w tej nadziei zobacz dobro w tym co Ciebie spotkało.
Tolek,
Jaka nadzieja?
Przecież Dorota pisze wyraźnie, że mąż od 9 lat się nawet nie odzywa.
Ma inne życie, inną rodzinę....
Można się karmić nadzieją, gdy małżonek odszedł niedawno, gdy choć od czasu do czasu się odzywa, gdy daje sygnały, że na 100% nie jest przekonany do odejścia, ale nie gdy małżonek ułożył sobie nowe życie i nawet na święta nie zadzwoni z życzeniami przez 9 lat.
Może czasem trzeba sobie powiedzieć (mimo iż to trudne) ON/ONA już mnie nie kocha i nie potrzebuje i....zadbać o siebie.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 14:08
kenya napisał/a:
Nawet gdyby Twój mąż powrócił do Ciebie po wielu latach, to czy Ty czułabyś się szczęśliwa wiedząc, że zostawił swoje dziecko i jej dziecko
przepraszam, ale czy on tym dzieciom slubowal milosc i wiernosc do konca swoich dni czy moze zonie to slubowal?
moj maz rowniez ma pozamalzenskie dziecko, bylabym szczesliwa gdyby wrocil, tamta kobieta wiazac sie z moim mezem nijako podjela ryzyko ze dzis z nia moze byc a jutro nie
Dorota K. [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 14:41
To nie obsesja, chodze po gorach,podrozuje, interesuje się fotografia, fimem itd. zajmuje się wieloma rzeczami. Jestem szczesliwa ale bardzo tez tesknie za nim. Natomiast to nie moje plany, to pragnienie każdej zdrowej kobiety mieć dom i rodzine, do tego dochodzi jeszcze milosc, która nie wygasla i chec pozostania przy Bogu. Owszem , ta kobieta wiedziała o mnie, maz nawet nosil obraczke swoja na lewej rece bedac z nia, owszem wiedziała o tym ryzyku. Choc mysle, ze to wynikło z obu ich stron, on i ona chcieili być z sobą. Oboje mieli wplyw na siebie. Nie pisałam, ze chce by odszedł od dzieci, napisałam, ze wlasnie tego sobie nie wyobrażam i serce mi peka, ze wlasnie do tego doszło. Inaczej byłoby gdyby nie miał dziecka. Przeciez jestem tego swiadoma, jak i tego, ze zostaje bez rodziny na zawsze. To, ze serce znowu mi peka jak sprzed laty, to nie obsesja tylko uczucia. Zawsze uwazalam, ze tylko ewentualnie jego dziecko może nam całkowicie zamknąć droge do powrotu. Gleboko wierzyłam, ze tak się nie stanie ale wlasnie to odkryłam 2 dni temu. Nie jestem obsesyjna, bo starałam się zyc szczęśliwie przez te lata ale jednak serce peklo kiedy już postanowiłam sprawdzić co z moim mezem. Pomyslalm, ze może on tez myśli, ze ja już dawno ulozylam sobie zycie i tkwimy w blednym kole. Przeciez po latach jeśli gdzies w glebi duszy się tęskni za sakramentalnym mezem to warto sprobowac i to sprawdzić, nie warto? Liczyłam się ze wszystkim ale nikt z nas nie wie jak głębokie sa nasze uczucia...
Ostatnio zmieniony przez Dorota K. 2013-04-06, 14:47, w całości zmieniany 1 raz
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 14:43
dzieciom i bez slubowania nalezy sie milosc i opieka
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 14:53
grzegorz_ napisał/a:
Jaka nadzieja?
Pytasz jak nadzieja. Myślisz tylko po ludzku, myślisz tylko w kategoriach dziecka "ja chcę tą zabawkę" Ja mówię o nadzieii życzia, o nadzieii pomimo wszystko, o nadzieii w pogodzseniu się se słowem "Nie".
Dorota K. [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 14:53
Wiem Grzegorzu... co wiec stanie się z mezem kiedy on będzie w tym związku do końca swoich dni a co ze związkiem sakramentalnym? Wiem, ze ja nie mam najmniejszego wpływu na ta sytuacje. Co jesli maz zostaje w związku niesakramentalnym dla dzieci? Nie pisze, by odszedł, tylko powtarzam, serce mi peka, bo zaczelam czytac od niedawna ten portal a moja sprawa wydaje się tak skomplikowana, ze już tego nie rozumiem...
Ostatnio zmieniony przez Dorota K. 2013-04-06, 15:03, w całości zmieniany 1 raz
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 15:00
Dorota K. napisał/a:
wydaje się sprawa tak skomplikowana, ze już tego nie rozumiem...
To dobrze bo jeszcze jeden mały kroczek i może zacząć się zdrowienie, może być przebaczenie.
Dorota K. [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-06, 15:10
Ja już przebaczyłam, nie rozumiem tylko co jeśli on zostaje w związku niesakramentalnym dla dzieci do końca zycia i co z naszym sakramentem? Jeśli jakas kobieta lub mezczyzna odchodzi z niesakramentalnego związku w tym i od dziecka do swojej zony bądź meza, to co jest gorszym grzechem, jak się zachować, zostać, wrocic? Co o tym mowi kosciol? Tego nie rozumiem, proszę wytłumaczcie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.