Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wiem ja to wszystko wiem ale wydaje mi się że wtedy będzie mniej bolało, wiem że to głupie ale nie widzę się w roli czekającej na męża owszem modlę się za niego i tyle, każdego dnia wszystko oddaję Bogu i dziękuję ale na męża nie czekam i jeżeli ktoś pojawi się w moim życiu to ....
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-31, 20:17
Renata23 napisał/a:
ja to wszystko wiem ale wydaje mi się że wtedy będzie mniej bolało
Kluczowe słowo - "wydaje mi się". Właśnie tak.
Piszesz
Renata23 napisał/a:
każdego dnia wszystko oddaję Bogu
i zaraz potem
Renata23 napisał/a:
jeżeli ktoś pojawi się w moim życiu to ....
Czyli Bóg go podeśle, logicznie rozumując?
A skoro wcześniej piszesz
Renata23 napisał/a:
Ja jestem szczęśliwa
to po co ma się ten ktoś pojawiać, i Ty wtedy....?
Renatko, widać, że jesteś rozchwiana emocjonalnie, rzucasz się (w myślach na razie) na różne rozwiązania. Zanim jakąkolwiek decyzję podejmiesz - powinnaś się wyciszyć i ustabilizować swoją postawę życiową, wiesz - takie wewnętrzne decyzje. Jeśli oddaję Bogu wszystko każdego dnia - to co to oznacza? Jakie moje zachowania? Co należy do mojej działalności, a co do Boskiej? Jeśli nie czekam na męża - to co dalej w kontekście pierwszego pytania?
I to wszystko przemodlić, i obgadać z kimś mądrym trzeba.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-31, 21:25
ja nie rozumiem Renato do czego Ci wiedziec co siedzialo w glowie meza jak poszedl do innej kobiety?
myle ze on sam moze tego nie wiedziec, nie siedzimy w jego glowie...
mnie tez swego czasu interesowalo jaki byl powod zdrady, zwlaszcza jak zdradzil z pierwsza kobieta
Nirwana zadala b.dobre pytania
pozdrawiam
Renata23 [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 07:37
Nirwanna
pytasz czy Bóg go pośle a skąd wiesz że nie? na co mi facet skoro jestem szczęśliwa? nie jest do priorytet który stanowi o szczęściu ale jesteśmy zwierzętami stadnymi dobrze by było od czasu do czasu do kogoś się przytulić poskarżyć ponarzekać z natury nie jesteśmy samotnikami, ale nie uzależniam mojego szczęścia od faceta będzie to dobrze a nie to też dobrze i tyle .....
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 08:14
Renata23 napisał/a:
Nirwanna
pytasz czy Bóg go pośle a skąd wiesz że nie?
Nie wiem tego, nie znam zamysłów Boskich. Wiem za to, że często ktoś mówi "Bóg tak chciał", a de facto był to człowieka własny wybór. Jak jest w Twoim przypadku - po prostu nie wiem, Ty sama to rozstrzygasz w swoim sumieniu.
Tak mi się w tym kontekście skojarzyły rozważania o. Salija o nie wodzeniu na pokuszenie: http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_31.htm
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 08:54
Renata23 napisał/a:
pytasz czy Bóg go pośle a skąd wiesz że nie?
wystarczy przeczytać Pismo Święte, by wiedzieć, że no jednak nie.....chyba, że masz na myśli jakiegoś innego boga, nie chrześcijańskiego, to wtedy przepraszam.....
w tym całym ambarasie, kiedy to postanawiasz, że owszem, nie potrzebujesz do szczęścia faceta, a zaraz potem piszesz, że jednak potrzebujesz: do przytulenia i ponarzekania właśnie stanowi o Twoim rozchwianiu.....i wiesz, to jasne, że to Twoja sprawa, co postanowisz, bo to Twoje życie i Twoje konsekwencje....pamiętaj tylko, że spadając w dół, nie będziesz spadała sama, bo pociągniesz kogoś za sobą...o ile mogę zrozumieć chęć do odwetu, zagubienie, złość, rezygnację i brak łaski wiary i świadomą decyzję od odejściu od przykazań, to nie rozumiem już czystego zła w postaci prowadzenia tej d r u g i e j osoby na zgubę....a zgubą jest życie z czyimś sakramentalnym małżonkiem, nawet jeśli ta kolejna osoba też tego chce i nawet jeśli np. nie wierzy w Boga......dużo siły życzę......pozdrawiam, s.
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 12:12
Renata23 napisał/a:
Ja jestem szczęśliwa i nie jest mi do tego potrzebny mąż na dodatek taki który zdradza,
ale czasami chodzi mi po głowie taka sprawa którą usłyszałam u psychologa że łatwiej będzie może nie przebaczyć ale zrozumieć postępowanie tej drugiej osoby jak się jest w tej sytuacji co ona myślę że mogłabym przełamać bariery i zaakceptować bycie z mężem ale najpierw musiałabym go zdradzić aby wiedzieć jak to jest zrozumieć go i umieć z nim rozmawiać może warto to zrobić dla ratowania związku w końcu cel uświęca środki..
Psycholog ma rację, widzę to po sobie. Nie powiem mężowi że to co zrobił było ok, nic się nie stało. Ale rozumiem jego postępowanie. Im więcej czasu upływa i im więcej myślę tym bardziej go rozumiem. wiem dlaczego zdradził. wiem dlaczego odszedł bez słowa. potrafię sobie wyobrazić jego potrzeby i jego myślenie, jakby postawić się na jego miejscu. wiem dlaczego nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za to co zrobił. dlaczego teraz kombinuje zamiast szczerze rozmawiać. i wcale nie potrzebuję do tego go zdradzać:) tak trudno sobie wyobrazić jak by to było gdybym poznała kogoś i zakochała się? chociaż wydaje mi się że ważniejsze są przyczyny zdrady a nie sam związek na boku. to jest jasne, że żeby mąż był z tobą musiałby się zmienić. jak się nie zmieni to szkoda się pchać w tą relację bo zaraz będzie to samo. atakiem w postaci twojej zdrady nic nie zdziałasz, akurat tutaj cel nie uświęca środków, bo podstawą relacji powinna być szczerość i uczciwość. narobisz jeszcze większego bałaganu. powiem ci, że ja jestem po cywilnym i owszem, modlę się o kogoś wartościowego, do nowego związku. nie wiem czy ktoś się pojawi, czy będę sama, czy będę w ogóle chciała jeszcze wejść w jakąś relację, ale dobrze mieć ten wybór. wcale nie uważam, że trzeba do końca życia czekać na małżonka który odszedł. myślę, że powinna być jakaś furtka w kościele, dla osób które zostały zdradzone i porzucone, bo czego przez czyjeś wybory do końca życia partner ma być samotny.
Izka [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 12:50
Cytat:
bo czego przez czyjeś wybory do końca życia partner ma być samotny.
Wiesz że dzis tez o tym myślałam ?
Dlaczego mam być sama?
Czuć się samotna nie kochana ?
Wiem że zaraz ktos napisze przeciez Bóg cię kocha !!!!!!!!
No tak ale tak bardzo bym chciała aby w chwilach kiedy jestem bezsilna ktos mnie przytulił, pocieszył.
Jak zaspokoić ten głód, potrzebę bliskości jaka może dac drugi człowiek?
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 14:39
Przekornie nie napiszę, że Bóg Cię kocha, bo to oczywistość.
Z innej strony problem ugryzę. Problem ontologiczny człowieka polega na tym, że zawsze odczuwa jakiś brak, jakąś dziurę w sobie, takie miejsce które oczekuje wypełnienia. I człowiek po ludzku mający wszystko - też taki brak ma, odczuwa w sobie. Każdy człowiek w innej dziedzinie to odczuwa, choć są zbieżności. Kobiety np. nader często czują ten brak w relacji z mężczyzną. Stąd Wasze pragnienie.
Problem polega na tym, że ten brak ZAWSZE będzie, jak nie tu, to gdzieś indziej.
Człowiek wierzący uważa że ten brak to taka zaszczepiona przez Boga potrzeba zmierzania do miejsca idealnego. I dopiero po śmierci tam trafimy, a na ziemi ten brak nas mobilizuje.
Człowiek niewierzący wypełnia ten brak wiedzą, moralnością, empatią... lub zachciankami.
Tu też ten brak jest mobilizujący do zdobywania i zapełniania.
Najważniejsze jest to, że dojrzały człowiek, wierzący lub nie, dorasta do świadomości, że nigdy mieć wszystkiego nie będzie, i zawsze ten dyskomfort, ten brak odczuwać będzie. Często w sferze uważanej przez siebie za najważniejszą.
Dobrze, jak tę świadomość nabywa szybko. Jemu łatwiej i z nim łatwiej żyć. Gorzej, jak jest już mądry po fakcie, a po nim pozostają zgliszcza i pogorzelisko....
Renata23 [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 15:20
powiem wszystkim tak: straciłam dwa lata z życia dochodziłam do siebie, miałam depresje, załamanie i sięgałam po alkohol nowe znajomości , nawet próbowałam romansu nic nie mogło uleczyć rany było wszystko oprócz zdrady, stałam w miejscu rozpamiętując to co było jakim to cudownym małżeństwem byliśmy itp.od nowego roku idę do przodu mam to gdzieś co robi mąż bo tak naprawdę liczę się ja i pokochaj siebie a przetrwasz każdy kryzys sprawdza się w 100% , dzisiaj przeraz mnie powrót do tego co było, coraz częściej łapie się na tym że jestem szczęśliwa, nawet w pracy wszyscy zauważyli że żyje jestem wesoła uśmiechnięta słuchajcie ludzie che mi się ŻYĆ a co będzie czas pokaże ....
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-01, 15:28
jejku, a jak to sie stało, że tak odzyłaś?
chciłabym tez sie tak poczuc- wprawdzie pracuje, nie załamałam sie po odejsciu męża, znalazłam nawet dodatkową lepsza pracę, funkcjonuje normalnie, zajmuje sie dziecmi- ale niestety nie czuje szczescia, wciąż dusza boli, rozpamietuje dawne zycie, nie moge przebolec ze rodzina jest rozbita.
moze czas tu cos zmieni, ale nie widze tego wcale
wydaje mi sie ze zawsze bede juz nieszczesliwa
Kiedys, kiedy tez myslalam o tej samotnosci o potrzebie bycia kochana w kosciele uslyszalam ze "pragnienia ludzkich serc moze zaspokoic tylko Bog"
chociaz ciezko czasami przyjac to do wiadomosci, czasami sama mam z tym problem, a samotnie zyje juz pare lat to jednak prawda jest taka ze to Bog ma byc na 1 miejscu a nie czlowiek. Byc moze to taki sprawdzian dla nas z.... milosci.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-02-02, 12:11
To nie uczucia podtrzymują miłość. To miłość podtrzymuje uczucia i sprawia, że nawet w obliczu bolesnych przeżyć jesteśmy w stanie kochać.
Józef Wolny/GN
Miłość to postawa. To sposób odnoszenia się człowieka do Boga, do bliźnich i do samego siebie. Miłość to najbardziej odpowiedzialna postawa, jaką może zająć człowiek w relacjach międzyosobowych. Miłość to postawa całego człowieka. To postawa, która integruje wszystko, co składa się na naszą rzeczywistość: ciało, myślenie, emocje, uczucia, sferę moralną, duchową, religijną i społeczną, wolność, sumienie, ideały, aspiracje. Miłość to postawa, która wymaga mądrego myślenia, podejmowania roztropnych decyzji, kierowania się wiernością i odpowiedzialnością, pracowitością, wytrwałością, stanowczością w dobru. itd. reszta po linkiem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.