Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak długo można czekać na wyj ście z amoku zdradzającego ?
Autor Wiadomość
Lonia
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 10:47   Jak długo można czekać na wyj ście z amoku zdradzającego ?

Jestem na tym forum od jakiegoś już czasu. O tym co mnie spotkało opisałam już w temacie jak pozbierać się po tym wszystkim...Modlę się czekam i liczę na cud :-) u mnie sytuacja jest taka że mój mąż miał kilku letni romans ale do zdrady się nie przyznaje. Wycierpiałam bardzo przez ten czas i nasze dzieci również. W momencie jak po długim czasie podejrzewania Go wykryłam że mąż jest na wspólnym spotkaniu z "nią" zadzwoniłam do niej i poprosiłam ażeby dała mi mojego męża do telefonu jej zaskoczenie było tak wielkie że dała go do telefonu. Zapytałam męża co mi chce powiedzieć w tym momencie a on powiedział że odchodzi, był to straszny szok!Potem przemyślał i powiedział że zostaje ale nie robi tego dla siebie tylko dla nas. Zażądałam zerwania kontaktów z nią i co ? po dwóch miesiącach znowu wpadł rozmawiał z nią przez drugą komórkę a komórka dotykowa zadzwoniła do mnie i słyszałam ich czułą rozmowę i znowu nerwy awantura w obecności dzieci i znowu chciał się wyprowadzić ale się nie wyprowadził bo nie ma gdzie a ja go nie wyrzuciłam licząc że w końcu mu się w tej głowie poukłada. Było tragicznie, był w strasznym amoku,ja nie nalegałam , mówiłam i tłumaczyłam że wybór należy do niego bo ja nie znam jego uczuć i myśli. Powiedziałam że o ile chce mieć żonę ,dzieci i rodzinę to musi zakończyć tą znajomość na 100 a nie na 99 % tak jednak się nie stało dwa razy znalazłam u niego kartę na doładowanie telefonu a telefon ma na abonament więc wiadomo że nadal z nią utrzymuje kontakt. prosiłam żeby ta kartę na moich oczach zniszczył - nie zniszczył , powiedział że jak zechce to i tak zadzwoni Żadnej skruchy nie okazuje,prosiłam męża że jak dojdzie do momentu że wszystko mu się poukłada w głowie żeby sam od siebie powiedział że więcej mnie i dzieci nie zrani, jak na razie nie doczekałam się . Widzę że jego zachowanie w stosunku do mnie jest lepsze, mam wrażenie że powoli układa mu się w głowie ale z niej jeszcze nie zrezygnował. Boli to jak diabli, jestem wrakiem człowieka, nie wspomnę już że moje najmłodsze dziecko ma problemy zdrowotne na tle nerwowym. Mam pytanie do tych osób które pozbierały się po zdradzie, jak długo trwa wychodzenie z amoku zdradzającego? jak się zachowywać ,jak postępować? co robić, czego nie robić? Dziękuje z góry za odpowiedzi
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 12:45   

Loniu, zadaj sobie może pytanie - ile trwa wychodzenie ze współuzależnienia od męża? Zadaj sobie pytanie - co jeszcze mąż musi robić, aby stanąć wreszcie przed konsekwencjami swoich postępków? Na razie leży se na poduszce niczym sułtan jaki :-?
 
     
krasnobar
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 12:48   

Lonia napisał/a:
czego nie robić?


na pewno nie sprawdzać, śledzić, kontrolować....wiem, to jest nieodparta chęć i taki wewnętrzny przymus, który każe grzebać, sprawdzać, weryfikować...potem każe deklarować się zdradzaczowi, że ma już nigdy, żeby zniszczył kartę, usunął zdjęcia, usunął numer z kontaktów itd itd itd....ale wiesz, co? tak jak mąż Ci powiedział: jak będzie chciał i tak zadzwoni....bo taka jest prawda....nie ma możliwości by zmusić kogoś, by "nie chciał".
piszesz, że nie chcesz, by się wyprowadził, choć nie ma gdzie, bo może się opamięta...ale tak naprawdę, czemu ma sie opamiętać? ma gdzie mieszkać, żona pogdera, ale w zasadzie nic się nie dzieje....czasami taki zdradzacz musi do żywej skóry poczuć konsekwencje swojego życia na dwa fronty, a więc wyprowadzka i powrót jedynie wtedy, kiedy sam zrozumie, z kim chce układać swoje życie....to drastyczna decyzja, ale skoro to trwa kilka lat, to wydawać się może, że nie ma innej możliwości...opowiem Ci jedną historię....mój znajomy ze studiów, z którym jakos niedawno odświeżyłem znajomość, jest w kryzysie małżeńskim....poznał kogoś, zakochał się, wielka miłość, bla bla bla, czasami nie mogę go już słuchać...opowiadał, jak jest rozdarty, jak żona rozpaczała, błagała go, robiła naloty na jego pracę, wypytywała kumpli z pracy o jego kochankę, słowem robiła mu tzw siarę, jednak nic to u niego nie zmieniło...z jego słów wywnioskowałem, że czuł się wtedy, jak rycerz, który ma walczyć o miłość, że to wszystko jest takie skomplikowane, och i ach, przeszkody do pokonania, wiec ta "miłość" stawała się silniejsza....ale po jakimś czasie żona odpuściła. z dnia na dzien urwała się kontrola, żona mówiła; rób co chcesz, to twoje życie, życzę ci powodzenia....był w szoku ten mój znajomy i wiesz, co? nagle ta jego "miłość" jakoś przybladła, nie było już przeszkód, mógł podjąć decyzję i jakos się nie kwapił, co dalej, żona jakby przestała z tym walczyć, więc i nowy romans stracił na swojej atrakcyjności, mijały miesiące, a kochanka już nie była taka och i ach, była szara codzienność, konsekwencje finansowe, bo żona wystąpiła o alimenty na dzieci, skończyły się romantyczne wyjazdy i obudziła się w nim tęsknota za dawnym życiem i tą odmienioną, spokojną żoną, nagle rozumiał, że popełnił błąd...po prostu trzeba chyba odpuścić i moja pani psycholog od zawsze mi to mówiła....to działa w przypadku obu płci.....moja żona dopoki usilnie przekonywałem ją, żeby była ze mną i wróciła do rodziny, to wywijała się jak piskorz, aż nawet skończyło się to na sądzie biskupim i wyroku stwierdzającym nieważność naszego małżeństwa..... ja po wielu miesiącach w końcy odpuściłem, dzięki modlitwom do Matki Boskiej uzyskałem spokój i łaskę wybaczenia nie-żonie, pogodziłem się z tym i zająłem się sobą i relacją z córką.... i oto nagle nie-żona zaczyna do mnie dzwonić pod byle pretekstem, mówi do mnie zdrobniale (zresztą ona zawsze brała na siebie winę za rozpad naszego związku i nie powiedziała na mnie złego słowa) i jakbym nie był stary lis, sądziłbym, że mnie normalnie podrywa :mrgreen: nie mówię nie, mamy córkę i jeśli udałoby nam się wszystko posklejać i popracować nad relacją, to jestem jak najbardziej za. chcę tylko powiedzieć, Loniu,, że to, K i e d y się to skonczy, to czekanie, oczekiwanie, zależy tylko od Ciebie, bo od Ciebie zależy, kiedy w sercu odpuścisz tę kontrolę i ten przymus sprawdzania....nie mówię o zaufaniu, absolutnie nie, brak ku temu podstaw, ale po prostu o pozostawienie sprawy Bogu i nie szarpanie się z rzeczywistością....lepiej ten czas wykorzystać na samorozwój, wyciszanie się, budowanie od nowa poczucia swojej godności...szacunku do siebie, wiary w siebie, pewnie wiary w swoją atrakcyjność (bo to przy zdradzie się dotkliwie odczuwa w początkowym stadium)....no i jakieś kroki ku ułożeniu formalnym Waszego życia, może alimenty, wyprowadzka męża itd, by wszystko jakoś miało sens.....jak romans, to życie na własny rachunek, jak rodzina, to uczciwość i budowanie na Bogu....inne opcje zobacz, trwają latami i tylko Ciebie niszczą....ja żałuję, że kiedy tylko dowiedziałem się o romansie żony, nie poprosiłem jej, by się wyprowadziła, a czekałem, aż się sama opamięta, widząc, jaki jestem kochający i o nią walczący,, popełniałem wszystkie możliwe błędy, typu sprawdzanie, błagania, przekonywania, rozmowy, angażowanie przyjaciół itd, aż wstyd wspominać...... :oops:
a to Twoje życie, układaj je według swoich zasad i nie marnuj czasu na nieproduktywne działania, które tylko Ciebie niszczą od środka, a efektów i tak żadnych nie ma i nie będzie, poza wzajemnym wymęczeniem się.....czasami zdradzacz musi sam na własnej skórze odczuć konsekwencje swojego romansu, te naturalne konsekwencje, typu utrata rodziny, obniżenie statusu finansowego, nowe problemy, szara rzeczywistośc, pozostanie samemu ze swoimi myślami, które, jak nie ma ich z kim konfrontować, nagle tracą na sile......możei i w Waszym przypadku tak się stanie i za jakiś czas może uda się Wam na nowo budować, podobno takie związki, kiedy zdradzacz sam wraca do rodziny, są potem silniejsze i bardziej intensywne....tu się wypowiadała w tamtym roku chyba Zosia? Lodzia? nie pamiętam imienia, przepraszam.....jej małżeństwo po kryzysie, romansie obfituje bardzo namacalnie, rodzą się kolejne ich wspólne dzieci... :mrgreen: powodzenia życzę, trzymajsię,pozdrawiam,s.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 13:00   

Loniu, nie da sie chyba odpowiedziec na to pytanie. Nie ma tez recepty na rozwiazanie tego problemu. Mam chyba troche podobna sytuacje do Twojej. Zona ma romans z kolega z pracy, ktory kilka razy ja zostawial, a my dwa razy podejmowalismy probe odbudowy malzenstwa. Jednak jak sie okazalo za kazdym razem z kochankiem w tle. Rozpoczelismy terapie malzenska, a zona jak sie okazalo nadal utrzymywala romans. Przerwalismy terapie, bo stwierdzilem ze przy jakimkolwiek jej kontakcie z nim to nie ma sensu.

Powiedziala mi, ze to ona sama chce zdecydowac czy i kiedy zakonczy z nim kontakty. Zaczela popadac chyba nawet w jakas depresje, co powstrzymywalo mnie od podjecia radykalnych dzialan. Do tego psycholog, do ktorego chodzi powiedziala jej, ze w jej obecnym stanie psychicznym nie jest gotowa do podejmowania jakichkolwiek decyzji.

Wczoraj cos we mnie peklo, stwierdzilem ze nie moge tak dluzej zyc, bo ta chora sytuacja absorbuje mnie prawie w 100%. Nie moge codziennie rano budzic sie i zgadywac co wybierze zona. Postanowilem, ze sie wyprowadze. W rozmowie z zona dowiedzialem sie, ze ich romans trwa nieprzerwanie nadal, ze caly czas bylem oszukiwany.

Kilka minut przed poisciem spac zona mnie przeprasza, prosi o wybaczenie i pyta czy mozemy zaczac wszystko od nowa. Ma tylko zapytac psychologa czy juz jest gotowa na podjecie decyzji :mrgreen: Sorry, ale ja juz mam dosc. Tym razem juz nie zgodze sie na zadna probe. Podejmujac probe zawsze zostawiamy sobie otwarte drzwi, zawsze mozemy sie wycofac. Albo silne postanowienie i zobowiazanie do uczciwego zycia, albo sobie darujmy rozczarowan.
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 14:05   

TB77 napisał/a:
Kilka minut przed poisciem spac zona mnie przeprasza, prosi o wybaczenie i pyta czy mozemy zaczac wszystko od nowa. Ma tylko zapytac psychologa czy juz jest gotowa na podjecie decyzji :mrgreen: Sorry, ale ja juz mam dosc. Tym razem juz nie zgodze sie na zadna probe. Podejmujac probe zawsze zostawiamy sobie otwarte drzwi, zawsze mozemy sie wycofac. Albo silne postanowienie i zobowiazanie do uczciwego zycia, albo sobie darujmy rozczarowan.


Twoja żona jest strasznie słabą osobą a jednocześnie bardzo wygodną. Kombinuje na dwa fronty, wciągając cię w jakieś swoje gry. Bierze cię na litość, że depresja, że nie gotowa, prosi o wybaczenie a jednocześnie ciągnie romans. Myślę, że to dobra decyzja z tą wyprowadzką. Nie można dać się wykorzystywać. A może i ona coś zrozumie jak zostanie sama.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 14:29   

Na przykladzie wlasnej zony stracilem calkowicie wiare w szczere powroty zdradzajacych. Jak mozna szczerze powrocic ciagle kochajac i pozadajac kogos innego? Zyc wbrew sobie, codziennie zmuszac sie do bycia z mezem, albo do udawania dobrej zony. A moze nawet do prowadzenia nadal podwojnego zycia tylko juz bardziej ostroznie, zeby nie dac sie przylapac.

Chyba tylko nawrocenie zdradzacza w wierze moze byc ratunkiem dla malzenstwa i przy zachowaniu wlasciwej kolejnosci - najpierw nawrocenie, pozniej powrot, a nie odwrotnie - najpierw powrot, a pozniej byc moze ewentualne nawrocenie.
 
     
reginak1313
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-17, 19:57   

czytam ten post, czytam komentarze na swoim, myślę o wszystkich zdradzonych i dochodzę do takich wniosków:
- osoby, które piszą po raz pierwszy oczekują porad i na szczęście je otrzymują. Otrzymują od tych, którzy już jakiś czas borykają się z problemem, którzy już "przerobili pewne zachowania, sytuacje stresowe itp., poszukali porady, a przede wszystkim oswoili już w jakimś stopniu strach. Wszystkim nam on towarzyszył, bądź nadal towarzyszy Zwyczajnie boimy się, bo zawalił się nasz dotychczasowy znany układ, stanęliśmy przed nową nieznaną sytuacją, w której dotychczasowe metody postępowania nie sprawdzają się. Myślę, że podstawową sprawą jest uświadomienie sobie, właśnie tego, że rządzi nami strach, przed utratą bezpieczeństwa, samotnością, zmianą, utratą dzieci, nowymi wyzwaniami itp. Mając już tę świadomość, możemy strach "oswoić", zacząć sobie z nim powoli radzić i szukać metod, które nam osobiście odpowiadają do stawienia czoła rzeczywistości. Życzę wszystkim, w tym sobie, odwagi do pokonywania strachu...trudne, ale wierzę, że w Bogu możliwe...
- często pisano o tym, że zdradzającemu trzeba spakować walizki i kazać się wyprowadzić. Wszystko fajnie, jeśli ta osoba przystanie na wyprowadzkę. Trzeba natomiast pamiętać o jednej rzeczy: jeśli współmałżonek jest współwłaścicielem mieszkania, nie można go ot tak wyrzucić, zmienić zamki i sobie żyć....prawnie jest to niemożliwe. Ma takie samo prawo do mieszkania jak osoba zdradzana.
- jeśli zaś osoba krzywdzona decyduje się na opuszczenie mieszkania, trzeba pamiętać, że prze ewentualnym rozwodzie/separacji, będzie to argument za tym, że porzuciło się rodzinę. Trzeba dokładnie przemyśleć taką decyzję (i rozumiem tutaj problem konfliktów psychologicznych, emocjonalnych, przebywania z krzywdzącym pod jednym dachem, bo sama taką sytuację przerabiam itp.)
 
     
Lonia
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-18, 09:00   

krasnobar , dokładnie tak jak piszesz sprawdzanie , wymuszanie czego kolwiek przynosiło całkiem odwrotny skutek. dopiero jak zaczęłam zachowywać się tak jak żona twojego kolegi czyli zaczęłam "olewać' i jasno i wyraźnie mówię do męża: Twój wybór, Twoje uczucia, Twoje myśli- rób co chcesz tylko zadecyduj albo w jedną albo w drugą stronę, nie ma troszkę ta troszkę druga, albo ja i rodzina albo ona!- dokonaj wyboru. Jesteś wolnym człowiekiem i nie ubezwłasnowolnionym więc zadecyduj jak chcesz. Koniec znęcania się nade mną i dziećmi, my chcemy odzyskać spokój i stabilizację, czujesz że nie zakończysz tej znajomości? - ODEJDŹ. Na to mój mąż że wszystko z nią skończone. Na szczęście ja nie straciłam poczucia własnej wartości, godności, nie czuję się gorsza od niej... Wręcz przeciwnie, nie popadam w samowuwielbienie ale wiem kim jestem. Dzieci mnie uwielbiają, przyjaciele i rodzina są po mojej stronie, wszyscy wiedzą jaką byłam i jestem matką, żoną,przyjaciółką. Wszystko było i jest na wysokim poziomie, dbałam i dbam o dzieci,męża, dom, pracuję ,dobrze zarabiam, jestem zaradna i po prostu super sobie daję ze wszystkim radę. a w tej sytuacji jeszcze więcej pracuję żeby utrzymać wszystko, bo wiem że liczyć muszę sama na siebie. Dziękuję Wam wszystkim za Wasze wypowiedzi, to forum to prawdziwa kopalnia wiedzy:-) Modlę się za Was wszystkich i za siebie również, buziaki
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-18, 10:44   

reginak1313 napisał/a:

- jeśli zaś osoba krzywdzona decyduje się na opuszczenie mieszkania, trzeba pamiętać, że prze ewentualnym rozwodzie/separacji, będzie to argument za tym, że porzuciło się rodzinę. Trzeba dokładnie przemyśleć taką decyzję (i rozumiem tutaj problem konfliktów psychologicznych, emocjonalnych, przebywania z krzywdzącym pod jednym dachem, bo sama taką sytuację przerabiam itp.)


Dokladnie tak ja piszesz. Moja zona nie opusci naszego wspolnego mieszkania, bo zwyczajnie jej na to nie stac. Wchodzi w gre tylko moja wyprowadzka, ktorej ciagle unikalem glownie ze wzgledu na dziecko. Nie moge wyprowadzic sie z dzieckiem. Zreszta tak jak juz wczesniej pisalem w swoim watku, zona jest przekonana ze dziecko nalezy sie zawsze bardziej matce niz ojcu, nawet jesli matka mialaby zamieszkac z "nowym tatusiem".

Z drugiej strony jednak zdaje sobie sprawe z tego, iz chyba dopiero odczucie przez nia konsekwencji mojego odejscia daloby szanse na sklonienie jej do glebszej refleksji i do zatesknienia za mezem, moze nawet tym mezem przed zmiana.

Dotad to ja ponosilem wszelkie konsekwencje jej czynow. Wszystko zle co ja spotykalo, to tylko moje gledzenie.
 
     
porzucona_33
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-18, 14:51   

reginak1313 napisał/a:
czytam ten post, czytam komentarze na swoim, myślę o wszystkich zdradzonych i dochodzę do takich wniosków:
- osoby, które piszą po raz pierwszy oczekują porad i na szczęście je otrzymują. Otrzymują od tych, którzy już jakiś czas borykają się z problemem, którzy już "przerobili pewne zachowania, sytuacje stresowe itp., poszukali porady, a przede wszystkim oswoili już w jakimś stopniu strach. Wszystkim nam on towarzyszył, bądź nadal towarzyszy Zwyczajnie boimy się, bo zawalił się nasz dotychczasowy znany układ, stanęliśmy przed nową nieznaną sytuacją, w której dotychczasowe metody postępowania nie sprawdzają się. Myślę, że podstawową sprawą jest uświadomienie sobie, właśnie tego, że rządzi nami strach, przed utratą bezpieczeństwa, samotnością, zmianą, utratą dzieci, nowymi wyzwaniami itp. Mając już tę świadomość, możemy strach "oswoić", zacząć sobie z nim powoli radzić i szukać metod, które nam osobiście odpowiadają do stawienia czoła rzeczywistości. Życzę wszystkim, w tym sobie, odwagi do pokonywania strachu...trudne, ale wierzę, że w Bogu możliwe...


Zgadzam się, najgorszy jest strach. On się chyba zmniejsza z upływem czasu. Po prostu. Pamiętam jak po odkryciu zdrady myślałam że mąż zerwie kontakty z tamtą. To było takie oczywiste. Jakże mógłby zostawić rodzinę, dzieci, kto by tyle ryzykował, po tylu latach razem? A jednak. Zostawił nas na pastwę losu. I nawet się nie oglądał wstecz czy sobie poradzimy czy nie. Widocznie jest innym człowiekiem niż go postrzegałam. Mam teraz jakąś depresję, chyba wynikającą z utraty złudzeń i nadziei... czuję pustkę, samotność. Ktoś mi odebrał kawał życia. Do tego doszły kolejne ciężkie problemy życiowe. Boję się. Widzę teraz z perspektywy czasu że nie na wszystko mamy wpływ.. że czasami nieszczęścia spadają na ludzi i tyle. Bez względu na nasze potrzeby i dobre intencje. Ech.. nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze zaświeci słońce, czy poczuję się bezpieczna a nie ten ciągły stres. Cieszę się że mogę się przed wami wygadać:) Trochę mi lepiej jak wyrzucam to z siebie.
 
     
Lonia
[Usunięty]

Wysłany: 2013-01-21, 17:04   

Czytam te wszystkie wypowiedzi i wiem jedno, cierpienie nasze jest takie samo! Jednakowy ból,lęk i obawa. Powierzamy wszystko Bogu i po cichu liczymy na naprawę tego zła. Mi nie mieści się w głowie że jest się dobrym małżeństwem ,nierozłącznym, szanującym się i tu nagle takie BUM!. Ja oczekuję od męża że któregoś dnia podejdzie skruszony i poprosi o wybaczenie. Wszelkiego rodzaju próby rozmowy na temat moich oczekiwań kończą się tak: cytuję słowa męża:myślisz że będę chodził przed tobą na kolanach? wracając do tego wcale mi nie pomagasz, mi też jest ciężko z tym wszystkim. Czyli to ja mam siedzieć cicho i prosić go o pozostanie i nawrócenie, to ja mam mu pomóc wyjść z Amoku. On zachowuje się jak by się nic nie stało. ja natomiast obserwuję Go , nie podoba mi się że lodowaty... wyobraźnia podpowiada co podpowiada.Nie naciskam na nic tylko czekam i wiem jedno , są tylko dwa wyjścia; albo nastąpi naprawa, albo to się zakończy. Tłumię w sobie nerwy jakie towarzyszą mi na co dzień, boję się żeby nie stracić swojego zdrowia . Jest mi tak samo ciężko i trudno jak i wszystkim tym którzy byli lub są w podobnej sytuacji. Pozdrowionka
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8