Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
zdrada żony?
Autor Wiadomość
agni7
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-12, 17:51   

Orsz, wiem że masz dobre intencje i doceniam Twoje słowo przepraszam. :)
Zdaje sobie sprawę, że nie chodzi ci o każdą kobietę, raczej piszesz ze swojego doświadczenia, jednak to jak formułujesz swoje myśli powoduje taki a nie inny odbiór. Wiem też, że to nie jedyne zdanie Twojego postu i pisałeś też o innych sprawach :) Do wzoru cnót też mi daleko :)
Chodzi mi o to, że jeśli będziesz uogólniał, to ostre reakcje zawsze będą. Jeśli ktoś czyta post, to widzi tylko to, co jest napisane. W Twojej głowie wygląda to inaczej, w głowie czytelnika inaczej. A gdy zrazisz kogoś do siebie, to reszta wypowiedzi może się komuś wydać np. nieszczera.
Co do różnic miedzy kobietami i mężczyznami, to też o tym czytałam, ale dzięki temu wiem też, że nie wszystkich można dopasować do schematu. Czasami jak za bardzo nasiąknie się teorią to nie zauważa się rzeczywistej osoby, która stoi obok. Zakłada się z góry, co myśli, dlaczego tak myśli itp. - przecież tyle książek na ten temat zna się na pamięć. Zamiast zapytać, porozmawiać, posłuchać - ma się gotowe odpowiedzi. Warto czytać te pozycje ale i być otwartym na niespodzianki.
Mnie osobiście bawi, gdy ktoś uważa, że coś o mnie wie bo przeczytał książkę o modelowej kobiecie.:)
Od razu zaznaczam, to nie jest aluzja do Twojego postępowania (w końcu nie znam Cię), tylko taka refleksja.

Co do kłamania w małżeństwie, to schemat jest wszędzie taki sam. Czytając o Twojej żonie słyszałam swojego męża.

Z tego co piszesz wynika, że chyba jakieś nieporozumienie zaszło we wzajemnej komunikacji... Nie bardzo rozumiem, dlaczego uwazasz, że forum promuje grzech?
Przebaczenie nie oznacza, że mam żyć w trójkącie, zapomnieć o tym, że coś się stało. Chodzi o Twój stosunek do współmałżonka. Zresztą jeśli nie mam racji, niech mnie ktoś bardziej kompetentny poprawi. Wyobraź sobie hipotetyczną sytuację, gdy krzywdziciel nie wykazuje skruchy przez całe życie ani w chwili smierci.... Co ze skrzywdzonym? Ma umrzeć w stanie nieprzebaczenia tej osobie? Jak to pogodzić z chrześcijaństwem, z tym, co wypowiadamy choćby modląc się słowami modlitwy "Ojcze nasz"?

To nie tak, że musisz wybaczyć, choćby cię paliło i szarpało w środku. To musisz najpierw wywalić z siebie, a to długo trwa czasami.
Zresztą co tu dużo gadać, przebaczenia nie da się nauczyć studiując teoretyczne przykłady. Dopiero gdy ktoś przebaczył, wie co to jest. Nic na siłę się nie da.
Faktem jest, że nieprzebaczenie niszczy człowieka od środka. A ten, któremu nie przebaczamy, może sobie nawet gdzieś szczęśliwie żyje i nic go nasze rozterki nie obchodzą. Nieprzebaczenie to większa kara dla nas niz dla tych co nas krzywdzą.
Jest takie powiedzenie: "Najlepszą zemstą jest przebaczenie". Problem w tym, że jeśli ktoś traktuje je jako formę zemsty, to nie przebaczy naprawdę :) . Ale coś w tym jednak jest.
Mój mąż kiedyś po ujawnieniu całej prawdziwej historii wykrzyczał "Dlaczego ty po prostu mnie nie znienawidzisz? Byłoby mi chyba łatwiej!"
Chyba powiedziałam wtedy, że nie mam zamiaru ułatwiać mu życia, tylko zadbać o siebie.
Potem, kiedy po jakimś czasie odnowiliśmy kontakt i widziałam jak siebie samego zadręcza, to stwierdziłam, że mój los jest o wiele lżejszy.

Ale jeśli potrzebujesz odpowiedzi no Twoje pytania od księdza, od autorytetu - to po prostu zapytaj księdza. Co stoi na przeszkodzie?
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-12, 20:48   

Wybaczcie. Nieodnoszę sie do ostatnich wypowiedzi, lecz wyłącznie do jednego bardzo istotengo wątku, który zaczął się od wypowiedzi Malwiny.
Mianowicie własność małżonka.
Czytam "Miłość i odpowiedzialność" niejakiego bł. Karola Wojtyły.
Jan Pawet II jest chyba dla Was autorytetem. Kiedy ostatnio analizowaliście "Miłość i odpowiedzialnośc"? Polecam szczególnie rozdział: przynależność osoby do osoby.
Charakterystyka miłości oblubieńczej też jest bardzo interesująca i ważka.
Wracam do lektur. Dajmy sobie wszyscy czas na przemyslenia. Wy też pomyślcie jeszcze raz nad tym co ja pisałem. Jeśli istotnym elementem naszych rozmów było owo "zrażenie" o którym wspomniała Agni7 to proszę Was o wyciszenie tych emocji. Jestem jaki jestem, widać nie mam talenów perswazyjnych.
Ale jak wół stoi, że przynajmniej w niektórych saprawach mam racje.
Andy, poczekasz trochę na odpowiedzi w Twoich kwestiach?
A swoja drogą, to czy ktoś fachowy, duchowny tu zagląda? Do niego bowiem mogło by być skierowane to pytanie: po co Pan Bóg dał nam 6 przykazanie?.
 
     
Andy2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-12, 22:15   

Orsz napisał/a:
Andy, poczekasz trochę na odpowiedzi w Twoich kwestiach?

Poczekam, ale ja to właściwie nie mam jakiejś wielkiej potrzeby, żebyś mi wyjaśniał, bardziej chciałbym skłonić ciebie do przemyśleń.

I jeszcze takie pytanie, które mi ktoś właśnie zadał: czy ty akceptujesz siebie? Czy Orsza w ogóle można pokochać, czy jest tego warty? Może tu coś jest, ale na takie pytanie to nie odpowiadaj mi, tylko sobie.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-12, 22:40   

po co Pan Bóg dał nam 6 przykazanie?.

...a no w takim samym celu jak dał 1,2,3,4, itd....

Co do własności.... i nie tylko....

ks. Marek Dziewiecki
Człowiek z miłości stworzony i do miłości przeznaczony

http://www.opoka.org.pl/b...k_zmilosci.html
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 06:24   

Orsz napisał/a:
Jan Pawet II jest chyba dla Was autorytetem. Kiedy ostatnio analizowaliście "Miłość i odpowiedzialnośc"? Polecam szczególnie rozdział: przynależność osoby do osoby.


Nie widzisz różnicy między pojęciem "własności" a "przynależności"?
Bycie czyjąś własnością nie pozostawia przedmiotowi (celowo używam tego określenia, bo do przedmiotów jedynie można je odnosić) wyboru.

Natomiast przynależność można wybrać i wybiera się każdego dnia od chwili ślubu. Tego dnia mówię publicznie - wybieram tego człowieka i Sakrament. Obiecuję miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Oraz, że go/jej nie opuszczę.
A następnie od każdego dnia podejmuję wciąż tę samą decyzję.
Chcę do niego/niej przynależeć, czy nie. Chcę wierzyć w nierozerwalność Sakramentu czy nie. Chcę dotrzymać przysięgi w każdym jej aspekcie, czy nie.
Widzę wady małżonka, coś zrobił nie tak, skrzywdził - wybieram - trwam, czy uciekam.
Widzę pokusę - ulegam, czy przeciwstawiam się.

Taką możliwość dał nam Bóg, wyboru każdego dnia. Przedstawił korzyści Sakramentu, konsekwencje jego łamania, przedstawił nagrodę za życie zgodne z jego zasadami - (Sąd Ostateczny) i dał wybór.
Wybierasz, czy stajesz z Bogiem, czy przeciwko Bogu. I ludzie każdego dnia podejmują tę decyzję. Czasami ich decyzja jest podyktowana zwykłą głupotą, czasami bezradnością, czasami niewiedzą, czasami słabością charakteru, ale każdego dnia podejmujemy te decyzje od nowa.

W przeciwnym razie - jak to sobie wyobrażasz - ludzi bez wad, błędów?
Czy wzięcie ślubu czyni z nas świętych? Bez pokus, bez ulegania im, bez dylematów, za to z wytrzymałością słonia, który zniesie wszystkie przywary małżonka, ale zaciśnie zęby, bo.... jest własnością i nie może.

Może, bo wszystko może, dopóki nie jest przywiązany do nogi stołowej. Kwestia tego, by CHCIAŁ podejmować tylko te dobre decyzje, CHCIAŁ, potrafił oprzeć się pokusie i CHCIAŁ szukać dobrych rozwiązań, a nie ucieczek, np. w grzech.

No to teraz zmuś człowieka do tego.

Będzie Ci niesamowicie trudno wyjść z obecnego stanu, jeśli nawet teksty Jana Pawła II czy Pismo Święte będziesz interpretował tak, by udowodnić swoją tezę. Czytałam tekst, który polecałeś i w moim poczuciu absolutnie ma się nijak do Twojego rozumienia własności i przynależności.

Daj sobie pomóc i skontaktuj się z kimś, z fachowcem (bo widać, że dla Ciebie żadne z nas autorytety, może to i dobrze w sumie). Z seksuologiem, psychologiem, teologiem - i z nimi rozważaj swoją sytuację, wyjaśniaj wątpliwości. Jak widzisz zgodny chór i kobiet i mężczyzn twierdzi tutaj, że się mylisz w pojmowaniu aktu ślubu, jako wzajemnego aktu własności i ja naprawdę nie widzę w tekstach, które przedstawiasz tego, co Ty widzisz. Inni jak widać też nie widzą. Może zatem wyjaśnij te wątpliwości z kimś, kto będzie dla Ciebie autorytetem, ekspertem?


Orsz napisał/a:

Wybaczyć można komuś kto żyje na drugim końcu świata. Z kimś kto jest obok nas każdego dnia, trzeba tworzyć wpólnotę. Z małżonkiem wspólnotę ciała. Tej wspólnoty ciała nie ma. To jest fakt, a Wy ciagle swoje, wybacz. Wybaczenie nie ma nic do tego faktu, który się nie odstanie.
pporzez wspolegliwość promujecie nieczystość. To mnie przeraża.



A mnie przeraża, że Ty nadal uważasz, że z małżonkiem tworzy się wspólnotę ciała.
A ponieważ jej nie ma, nie ma mowy o przebaczeniu.
To może wyjedź do Australli, łatwiej Ci będzie wybaczyć?
Widzisz brak logiki w swoim myśleniu?

Co z duchem Twojej żony?
Czy nie uważasz, że traktowanie żony jako własność, gdzie jej ciało jest ważniejsze, od jej ducha - doprowadziło do Waszego kryzysu? Nie do zdrady! Do kryzysu, do momentu, w którym żona poczuła się nieszczęśliwa i szukała. Przecież to Twoje myślenie nie rozpoczęło się tu i teraz, po odkryciu zdrady, ale było już wcześniej.

Dlaczego nad tym się nie zastanawiasz, jak to zniwelować, jak to zmienić, a skupiasz się tak na tym grzechu cudzołóstwa, jakby to była największa zbrodnia wykonana przeciwko jakiemuś człowiekowi.

Uważasz, że Twoje myślenie jest prawidłowe, więc nie masz motywacji do zmian.
Myślisz, że problem Waszego małżeństwa zakończy się, kiedy wybaczysz? Ijuż będziecie szczęśliwym małżeństwem? Tak, jakby kryzys zaczął się od momentu zdrady, a wcześniej było idealnie. Nie było.

Jak myślisz, czy Twoje opaczne rozumienie wspólnoty ciała i własności małżonka pomaga Ci w tym przebaczeniu, czy przeszkadza?

Eleni przebaczyła mordercy swojej córki. Uważasz, że ona miała lżejszy kaliber sprawy do wybaczenia? Odwracalny? I nie jest świętą. Miała jedną, jedyną ukochaną córkę. Piękną, zdolną, utalentowaną. A jednak przebaczyła - jak myślisz, dlaczego?
Stała się rzecz nieodwracalna. Życie ukochanej osoby zgasło, zgasła nadzieja, marzenia, plany, myśli o wnukach, starości ze wsparciem córki, więcej dzieci nie miała i już nie będzie miała. Naprawdę sądzisz, że masz o wiele łatwiejszą sprawę do wybaczenia?

Zatem, jak myślisz, gdzie tkwi błąd, który uniemożliwia Ci wybaczenie? Bo nie w kalibrze sprawy, nie w postępowaniu Twojej żony, która jak piszesz, wyraża skruchę, przytula się, chce pojednania.

Każdy grzech jest nieodwracalny, każda czynność jest nieodwracalna, bo została wykonana w jakimś czasie, a tego nie można cofnąć. Zatem co proponujesz? Stworzenie enklawy ludzi, którzy nigdy nie popełniają żadnych grzechów i z nimi tworzenie wspólnoty?

Ale po to Bóg dał spowiedź, by rozliczać się z grzechów przed Bogiem i obiecując poprawę, iść dalej już czystą, prostą drogą. Bo te grzechy przeciwko Bogu popełniamy i na swoją niekorzyść. Za moje grzechy ja sama odpowiem, nie mąż. Jeśli zdradzę męża, to ja za zdradę będę rozliczana, nie mój mąż.

Wierzysz w Sąd Ostateczny? W życie pozagrobowe? Bo ja tak, może dlatego tak właśnie rozumiem te sprawy...

Czy nie zastanawiałeś się, że Twój brak wybaczenia (mimo takiej postawy żony, o jakiej piszesz) może wynikać z Twoich jakichś dysfunkcji, niskiej samooceny, która każe rozpamiętywać, dopytywać się szczegółów, skupiać się na samym akcie płciowym, na czymś, co jest tak naprawdę pochodną o wiele większego oddalenia, oddalenia duchowego. A duch to coś, co nas różni od zwierząt i na tym polega nasze człowieczeństwo. Czemu zatem nie boli Cię bardziej oddalenie się duchowe, a boli fizyczne, myślałeś o tym?

No i nie można mylić wybaczenia z pojednaniem. Czym innym jest wybaczenie (uznanie prawa drugiej osoby do popełniania błędów), a czym innym pojednanie (powrót do dawnej relacji, bliskość, wspólnota duchowa).

Bóg doskonale wiedział, że ludziom, nam wszystkim, trudno będzie przebaczać krzywdy i zranienia, dlatego w modlitwie codziennej (Ojcze Nasz), która odmawiana jest kilka razy dziennie, padają słowa o wybaczeniu, przypominającej o tym, że wybaczać trzeba w zasadzie wiele razy - tak jak my wiele razy dziennie popełniamy jakieś uchybienia i musimy za to przepraszać Boga, tak i my sami musimy kilka razy dziennie przebaczać.

To jest praca na wiele miesięcy, a nie jednorazowy strzał. Wybaczam i już.

Najpierw przebaczasz kilkadziesiąt razy dziennie, przed każdym spojrzeniem na żonę, przed każdą z nią rozmową, potem kilkanaście razy, potem kilka, aż wreszcie stwierdzisz, że nie czujesz już żalu. To jest praca ciągła, wykonujesz ją na swoją korzyść, by się nie zadręczać, nie zapiekać w bólu, żalu, by żyć na tyle normalnie, na ile możesz, bo tych dni, które mijają, nikt Ci nie da przeżyć drugi raz.

Jeśli CHCESZ wybaczyć i starasz się o to, to wyeliminuj to, co Ci przeszkadza.
Swoje dysfunkcyjne naklejki, które przyklejasz do pewnych spraw, swoje rozumienie takich pojęć, jak "własność", "przynależność".

Przede wszystkim nie szukaj przeszkód na drodze do wybaczenia w przeszłości i w Twojej żonie.
Skrucha i powrót na czystą drogę na pewno ułatwia wiele spraw, ale nie jest konieczna do wybaczenia tak naprawdę, bo przecież to wybaczenie NAM jest potrzebne, a nie komuś innemu.

No i te zdania, że Sakrament w zasadzie nic nie zmieni i nie jest w stanie pomóc w stworzeniu prawdziwej wspólnoty małżeńskiej, jeśli małżonkowie mieli życie seksualne z innymi przed ślubem - to dla mnie jak bluźnierstwo.
Tak, jakby Bóg niczego nie mógł, jakby Sakrament był tylko imprezką w kościele, jakby Spowiedź była tylko rytuałem, bez jej znaczenia - no po prostu koniec. Człowiek popełnia grzech i czeka go piekło. Nie tylko po śmierci, ale i tu na ziemi. Nie da się odkupić, odwrócić, przebaczyć, naprawić, uświęcić, uzdrowić.

W jakiego Ty Boga wierzysz, jestem ciekawa...chyba nie w tego, w którego ja wierzę. Wszechmocnego, miłosiernego, wybaczającego, wymagającego, ale wyrozumiałego, mądrego, przewidującego. Mój Bóg daje mi sakramenty, które zawsze pozwalają wyjść człowiekowi z bagna. Z bagna grzechów. I jakoś bardziej cieszy go powrót jednej zagubionej owcy, niż całe stado grzecznych i posłusznych owiec, które ma u swoich stóp.
 
     
Andy2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 08:42   

Andy2 napisał/a:
I jeszcze takie pytanie, które mi ktoś właśnie zadał: czy ty akceptujesz siebie? Czy Orsza w ogóle można pokochać, czy jest tego warty? Może tu coś jest, ale na takie pytanie to nie odpowiadaj mi, tylko sobie.

Żeby nie było że się czepiam Orsza, podobne pytanie zadała mi wczoraj bliska mi osoba, w odniesieniu do mnie - czy ja siebie w ogóle akceptuję jako siebie, czy mnie można pokochać. Bo może tu jest jakiś powód niektórych problemów?
I stąd jakoś to Orszowi chciałem przy okazji podrzucić do przemyślenia.

Orsz, ja jeszcze napiszę co mi się nasunęło dzisiaj na temat twojej sytuacji, tego jak ty się w tym widzisz i dlaczego tak. To co piszesz o czystości, o wzajemnym poddaniu jest mi bliskie, ja parę lat temu walczyłem o to, żeby nie było rozwodu, z misyjnym przekonaniem że walczę ze złem które chce zrobić moja żona i że przecież prawda i dobro muszą wygrać, bo tak chce Bóg i On mnie nie opuści. I tak miesiącami walczyłem z nią i o nią, zamiast próbować ją usłyszeć, być i pracować nad relacją. Proba wspólnej terapii - walka, wspólne modlitwy - walka, chodzenie do kościoła - walka, żeby zobaczyc że ona juz rozumie i jej zależy.

Teraz mam inaczej, nie wiem czy to lepiej czy nie, zraniony jestem bardzo mocno, ale postanowiłem - aktem mojej woli, nie sercem czy emocjami - że temat romansu odpuszczam, bo to nie jest takie ważne. Nie będę walczył o zasady. Zasady sa, ona je przecież świetnie zna, nie jest głupia ani zepsuta (takiej żony bym nie wziął), więc co ja jej mogę jeszcze wytlumaczyć?
Miota mna to czasami, wczoraj będąc na Mszy mignął mi ze dwa razy taki obrazek, że sie z kimś caluje, szepcze, robi inne rzeczy i jest jest z tym dobrze. Mignęło, poleciało, niech spada, ważniejsza jest nasza relacja, to co teraz można z nia zrobić i to czy potrafimy i chcemy sobie dalej razem życie układać (tj czy ona chce, bo ja się zdeklarowałem). No i naj naj najważniejsze - żeby mi wyrosły uszy, żebym umiał słuchać co mówi do mnie moja zona.

To ci tez polecam, nie wnikaj co było, nie dochodź prawdy - bo prawdy w tym co było nie zobaczysz, jest prawda twoja i prawda jej (to sie ładnie nazywa perspektywizmem, zebys mi nie zarzucał że jestem relatywista i nie wierzę w zasady, nie o to chodzi).
jak jest trochę lepiej, zadaj swojej zonie proste pytanie - "co się z nami stało, że tak sie stało?" i dalej nic nie mów, nie otwieraj dzioba, żadnych jej nie tłumacz zasad tylko słuchaj co ona ci powie i słuchaj i słuchaj aż ona skończy mówić (moja zona mówiła ze 30 minut). i juak usłyszysz coś niemiłego, strasznego, coś co w ogóle jest nie tak - bo ty widzisz przeciez że jest inaczej - to dalej siedź cicho i sluchaj i nie waż sie z nia wtedy dyskutować.

Nie wiem czy ci się otworzy, bo nie siedzę między wami. U mnie tak było, nie jest po tym lepiej, ale jak dla mnie coś drgnęło, chociaz ja w ogole nie miałm pojęcia, że tak ma wyglądać rozmowa. Nikt mi nigdy tego nie pokazał i nie mówił, dopiero jak szukałem teraz pomocy to mi to dwie osoby tłumaczyły, a ja jak kompletny glupek sluchałem, nie wierzyłem, nawet sobie na kartce zapisałem że mam tak spytac bo to wydawało mi się kompletnie absurdalne, cóż to niby za pytanie? Pytanie to jest - co z tym robimy? Czy naprawde chcesz sie wyprowadzić? Co z urlopem? Co z dzieckiem? u ciebie - Co z czystością i zasadami?

A one mają po prostu kompletnie inaczej i dopóki tego nie dotkniesz, nie usłyszysz to dalej będziesz jechał Lindą. One inaczej patrzą na świat, na życie, one są takie relacyjne i uczuciowe i wymagają troski, opieki, pielęgnacji, tak je stworzył Bóg. Jak tego nie ma to albo zaciskają zęby i trwają, albo jak juz dłużej nie moga, bo zwariują, to szukaja gdzie indziej. I powiem cos może okropnego - w tym drugim przypadku jest to przynajmniej bardziej ewidentne i łatwiejsze do wyłapania.

A to kurczowe trzymanie sie zasad i szukanie intelektualnych i religijnych uzasadnień, to co teraz u ciebie i wtedy u mnie, to pod tym jest zwykły strach i taka pustka. To jest walka, zamiast miłości. A w walce ty musisz byc lepszy i silniejszy, bo masz wygrać, więc ona jest ta zła i zepsuta, łamie zasady, ktore tak jasno pokazał nam Bóg. Orsz, ty tutaj caly czas nauczasz, próbujesz być autorytetem i pouczaczem. Ja mam od soboty taka karteczke w szafce z kosmetykami gdzie napisałem m.in. 'nie pouczaj', 'nie oceniaj' 'słuchaj' etc - twój problem jest mi bardzo bliski.
A za parawanem tego moralizatorstwa robię pod siebie ze strachu, siedzę taki mały, skulony, przerażony, że nie jestem wart miłości, że zostałem odrzucony, zdradzony, że nic nie znaczę.
Czego się chłopie jeszcze boisz? Ja powiedziałem mojej - już mi nic gorszego nigdy w życiu nie zrobisz! Eureka! Tak oberwałem, że wszystko inne to pieszczoty. Jak to do mnie dotarło to poczułem że sam jestem wolny. Jak ona zechce żyć w grzechu to niech idzie i smakuje, poczytaj co pisały tutaj dziewczyny, co one wtedy czują, jaka to frajda pod maską przyjemności i zapomnienia.
A ciebie Orsz kocha Pan Bóg, kocha cię za to że po prostu jesteś. Może on wcale nie chce takiego Orsza czy Andyego którzy przez lata kulą się tacy malutcy i nie widzą swoich żon, nie potrafią stać się mężami. Może po to jest wolna wola, grzech i błądzenie, żeby się można było wybudzić?

Wczoraj na kazaniu było o trącaniu Eliasza (1 Krl 19,4-8) - który chciał już umrzeć - przez anioła, 'wstań, jedz' i tak kilka razy. Ksiądz, niezły spowiednik, powiedział że taka jest nasza droga do Boga, nie na raz czy dwa, tylko zwykle na wiele razy. Zanim Go znajdziemy ktoś musi nas szturchnąć i wybudzić parę razy, a potem trzeba brac ten jego pokarm i jeść, jeść, jeść żeby mieć siłę na daleką wędrówkę. Ale to już taki mój kawałek.
Ostatnio zmieniony przez Andy2 2012-08-13, 09:44, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Tolek52
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 09:05   

Łaał..... Katarzyno ależ epistoła :lol: :lol: :lol: Nie chciał bym być Twoim przeciwnikiem w dyskusji

A tak na poważnie pięknie ujęłaś temat i przekonująco. chociaż mnie nie trzeba do tego przekonywać gratuluję ;-)
 
     
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 10:32   

Andy2 napisał/a:
Orsz, ja jeszcze napiszę co mi się nasunęło dzisiaj na temat twojej sytuacji, tego jak ty się w tym widzisz i dlaczego tak. To co piszesz o czystości, o wzajemnym poddaniu jest mi bliskie, ja parę lat temu walczyłem o to, żeby nie było rozwodu, z misyjnym przekonaniem że walczę ze złem które chce zrobić moja żona i że przecież prawda i dobro muszą wygrać, bo tak chce Bóg i On mnie nie opuści. I tak miesiącami walczyłem z nią i o nią, zamiast próbować ją usłyszeć, być i pracować nad relacją. Proba wspólnej terapii - walka, wspólne modlitwy - walka, chodzenie do kościoła - walka, żeby zobaczyc że ona juz rozumie i jej zależy.

Tak Andy bo na tym polega neofickie pojęcie wiary...
I do momentu az orsz nie zrzuci z oczu zasłony neofickiej,to do tej pory wiara bedzie mu sie jawiła :
nakazem,wymogiem,zasadą...

i częściowo jest w tym prawdy chocby co do zasad..

z tą róznić że wiara jest wolnym wyborem,że zycie w zasadach jest wolnym wyborem
że człowiek ma wolny wybór.. i pojmując że i ja go mam ,uznaje automatem ten wolny wybór i w drugim człowieku.
Wiara neofity jest także wiarą-ale jak to bywa:
zbyt szybko i w dużej ilości przyjmowany program często zaburza :mrgreen: :mrgreen:

Poprostu trzeba to przejśc orsz i myslę że świadomosc twoja z czasem zacznie doroslec i tego ci zycze
a!
i nie urażaj się na innych :-D :-D
wszystko dla twego dobra...

pozdrawiam
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 11:24   

Cytat:
Łaał..... Katarzyno ależ epistoła Nie chciał bym być Twoim przeciwnikiem w dyskusji

A tak na poważnie pięknie ujęłaś temat i przekonująco. chociaż mnie nie trzeba do tego przekonywać gratuluję
_________________
- ja tez jestem pod wrażeniem :lol:
 
     
Andy2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 15:31   

A ja mam jakiś kiepski dzień dzisiaj.
Żona prosiła, żebyśmy urlop spędzili osobno. Przemyślałem, zgodziłem się tak jak proponowała że 1 tydzień ona z dzieckiem 1 ja. Wiem że tak trzeba, ale jest mi z tym parszywie. Powiedziałem tylko że wolałbym razem i że u mnie będzie otwarta opcja żeby ona dojechała.

Pojawiaja się we mnie takie napady mściwości, jakbym faceta dorwał to by zęby zbierał i inne bardziej delikatne części ciała też. Rzuciłbym się i pobił na miazgę, skopał, połamał, a potem niech się dzieje co chce.
A potem sobie myślę, że on tu nic nie ma, przeciez nikt nikogo nie gwałcił, że to ja, że to między moją żona a mną się najpierw porabało, bo tak przecież było, jak na dłoni to widzę.

Przypominaja mi ise dziwne sytuacje - sprzed lat - męska parasolka w jej samochodzie (od kolegi - calkiem mozliwe zresztą, miała logo firmy, durni by byli taki slad zostawiać), jej długi brak powrotu od znajomej, wyszedłem przed blok a ona z innej strony wraca ale zarzeka się że tam była w żywe oczy. Chodzenie z telefonem przy sobie non-stop, kasowanie smsów. Gdzieś mi się to mieli w głowie wszystko.

Ale pojawiaja sie też takie "kontry" po których widzę jakiego mam świra.
Szukałem w piątek takiego sygnetu, bo postanowiłem sie ładnie ubrac i dbac o siebie, szukam, szukam i nic, nigdzie go nie ma. W mojej głowie myśl - zabrała, dała mu albo sprzedali. Zaraz potem znalazłem.
Miała byc u kosmetycvzki o 20:00, zaraz koło nas, zaglądam - jej nie ma i zdziwienie u pań że przeciez nie miało jej być. Aaaa - tak tak jest wpisana ale o 21. Dzwonię do niej - tel wyłączony. No i jasne wszystko - baraszkuje sobie z nim, a do tego kosmetyczka w zmowie. Nagle ona dosłownie zaraz oddzwania, słyszę że jedzie w samochodzie, zdziwiona - przeciez na 21 sie umowiłam.
Piszę sms-a do kolegi, który mi bardzo pomógł i łapię sie na tym, że chcę mu napisac że go kocham, bo to jedyne dobre słowo żeby wyrazic moje uczucia. I przypomina mi sie, jak ona napisała do kolezanki 'I love you' a ja siebie i ją zadręczałem że jest może lesbijką, właściwie to ja juz wiedziałem, tylko ona pewnie bała sie przyznać.

Musze się chyba nauczyć zupełnie nowej interpretacji tego co jest, jakichś nowych myśli czy co. Będę z psychologiem rozmawiał w tym tygodniu, może podam temat.

Dzisiaj napisałem jej rano 2 smsy, nic nie odpisała. Myśl 1 - to koniec, do tego szarpnięcie w środku jakies mocne, ból i zazdrość czy co. Podstawiam myśl 2 - zajęta, nie ma czasu, ma w pracy meksyk, pada na twarz - bo tak ma, wierzę jej, widze jaka wypruta nieraz wraca, kochanków to by musiało kilku ją tak zmaltretować ;-)
To samo te wakacje, 1 myśl - po co jej ten tydzien beze mnie i dziecka? będzie z nim, to jasne. Zamiast tego nr 2 - chce odpocząć, ma prawo również od bąbelka się oderwać, a ja z nim wzmocnię swoja ojcowska relację. A może chce się z nim rozstać? Albo spędzic ostatnie parę dni, może kogos bardzo pokochała i nie wie co robić? Niech się bidula zastanawia, ja w ogóle widzę że jej niewesoło jakoś.
A jak niewesoło to co? To jasne, woli być z tamtym i nie wie co zrobić, pewnie mnie zostawi. I podstawiam myśl 2 (niech to będzie wreszcie ta pierwsza!!!) - niewesoło bo zmęczona po pracy, bo przecież nie jest dobrze, bo pewnie boi się tej całej sytuacji.
Próbuje ja rano delikatnie pogłaskać, przytulić, jak jeszcze w łóżku leży, ale tym razem zdecydowanie się odsuwa. Myśl 1 - tęskni do niego, a mnie się teraz otwarcie brzydzi i odtrąca. Myśl 2 - sama nie wie co robić, przecież uwielbia jak ją głaszczę i drapkam, może nie che żeby ja 'wzięło' w taki sposób, albo nie che robić nadziei jak sama nie wie co dalej.

I tak w kółko musze sobie tlumaczyć, co chwila sie coś pojawia w chorej głowie, chorej - bo tak miałem już wcześniej, może troche przez brak bliskości i rozmawiania. Zobaczymy jak będzie, będe sie staral byc nienatrętny, jak tu dziewczyny radziły. Może raz dziennie jej napisze że kocham i już, i potem tylko jak wracam do domu i co robię, takie zwykłe opowiedzenie się, bo to samo ona robi.
No i jedną różę taką długą kupię dzisiaj, bo to taki znak nasz zwyczajowy dla niej, że ją kocham, niech sobie w sypialni stoi i troche kłuje. ;-)
 
     
Tolek52
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 15:54   

Andy2 napisał/a:
Pojawiaja się we mnie takie napady mściwości, jakbym faceta dorwał to by zęby zbierał i inne bardziej delikatne części ciała też. Rzuciłbym się i pobił na miazgę, skopał, połamał, a potem niech się dzieje co chce.

Andy to nic złego a nawet mam propozycję dla Ciebie, Weź chłopie dres na grzbiet i drałuj na siłownię a tam rękawice bokserskie i worek treningowy i włącz wyobraźnię. Nikomu krzywdy nie zrobisz a rozładujesz emocje, spraktykowałem bardzo pomaga, a zwłaszcza wtedy jak już nie masz siły go okładać. Krew lepiej będzie krążyć jaśniejszy umysł się stanie i całkiem inne spojrzenie na otaczający świat.

Powodzenia
 
     
Andy2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-08-13, 21:12   

Tolek52 napisał/a:
Andy to nic złego a nawet mam propozycję dla Ciebie, Weź chłopie dres na grzbiet i drałuj na siłownię a tam rękawice bokserskie i worek treningowy i włącz wyobraźnię. Nikomu krzywdy nie zrobisz a rozładujesz emocje,

Brzmi ciekawie i pociągająco, pewnie spróbuję, ale poszedłem na łatwiznę, buty, dres i bieganie. A ponieważ nie biegam (wolę rower) to wykończyłem sie raz dwa.

Dostałem od dwojga przyjaciół ogromny opr za pomysł z różą, że mnie chyba pokręciło, i sobie odpuściłem.
Mieliśmy natomiast kolejną rozmowę, zaczęło się od tego że powiedziałem jej że jestem dziś w kiepskiej kondycji psychicznej przez to wszystko (w czasie Mszy św. myślałem jak bym mu zęby powybijał i jaka to ulga, a druga ulga siedziała w ławce po lewej i tylko widziałem jakie ma zgrabne nogi, dopiero różaniec po mszy mocniej mi pomógł jak odmówiłem 10-kę), a potem zapytałem o pracę.
Zadziałało jak guzik w pilocie, tyle że jak zaczęło się powtarzać to co w ub tygodniu to niepotrzebnie dzioba otworzyłem. Ja jej też mówiłem i - niestety - poryczałem się.

Przy okazji wyszło to, co sobie dzisiaj wymyśliłem że może zrobić, była u adwokata po ostatniej awanturze, czyli myślała o rozwodzie. Ale powiedziała że chce jednak zobaczyć jak będzie, że nie zrobi żadnego ruchu póki co. Może pomógł tez Dobson trochę, bo ja w stosunku do niej powiedziałem - zrobisz tak jak uznasz za stosowne, ja cie kocham, ale ty musisz wybrać. I dla siebie rozpocząłem wieczorne spacery, przestałem jeść słodycze troche tak mimochodem (to plus stres dało -2 kilo w tydzień), ciuchy zamiast jej kupiłem sobie: nowe dość obcisłe dżinsy, buty, i perwersyjnie czerwone skarpetki i slipy... w końcu jak ona chodzi w koronkach i fajnych ciuchach (i to jakich! niektóre sam pomagałem wybrać) to co ja sobie będę żałował? Niech się bidula zastanawia. Zapytałem czy nie ma nic przeciwko temu że zapisze się od września na kurs tańca - było że to ok, ale pewnie też dało do myślenia [a tu w ogóle coś niesamowitego się stało, bo o te tance pytałem ja wczoraj a dzisiaj przyjaciel mi mówi że robi grupę taneczną dla facetów i czy bym chciał].

Tylko jest jeszcze tamten sms. Ona twierdzi że to nic nie było, że nic nie zrobiła, ja na to że wiem że tak powie i to ok, ale ja wiem swoje, poza tym był juz choćby sama mocno seksualna treść to jest strasznie nie tak. No i następnego dnia numer zamilkł - wysłałem smsa i przez tydzień wisi nie dostarczony, czyli karta sim poszła do kosza, czyli drugi pan się dowiedział, przecież nie ode mnie... a ona mi że go tak właściwie nie zna i przecież numer od razu skasowała :mrgreen:

Nie będę w tym grzebał, swoje jej powiedziałem - albo albo, niech ona decyduje.
Ja muszę zadbać o siebie, bo inaczej za moment będzie kolejny kryzys.

A rozmowy z nią są po prostu fascynujące, może ktoś się śmiać z tego, ale ja do piątku nie wiedziałem w ogóle, że to tak działa, że trzeba tylko mieć czas, zapytać i słuchać, a nie dawać rady, próbować pomagać, rozwiązywać problemy. Jakoś lepiej widzę jej świat i mi to daje więcej zaufania i bliskości.
No i przecież żadna normalna babka nie będzie z tego samego zwierzać się dwóm facetom ;-)

[ Dodano: 2012-08-14, 23:11 ]
U mnie jednak gorzej niż myslałem.

Dzisiaj z jej ust padło słowo 'rozwód', dogadajmy się etc. Zgłupiałem w tym wszystkim i nie wiem o co chodzi, chyba jest ten 3-ci i to wygląda na takie klasyczne zagranie w tej sytuacji.

Powiedziałem że się nie zgodzę, ona na to że ma na mnie dużo rzeczy (z awantur), trudno.
Ogromne nerwy, wziąłem ten Xanax dzisiaj, choć to silnie uzależnia podobno, ale mam od lekarza no i kupiłem sobie fajki, po 7-8 letniej przerwie.

Nie potrafię zapanować nad potrzeba bliskości z żoną, wpakowałem się do niej do łóżka wieczorem, ale tak delikatnie z boku, i przez jakieś pół godziny głaskałem i całowałem jej włosy, szyję, plecy, w końcu usłyszałem 'idź sobie'... i tyle, polazłem jak chciała. Na hasło 'rozwód' moja twarda miłość pryska, pojawia się lęk, rozpacz, odczucie porzucenia i chęć jak najszybszego zbliżenia do niej. To nic nie da, wiem, ale po 2-3 dniach dzisiaj zawaliłem, nie wytrzymałem.

Dowiedziałem się też że będziemy blisko mieszkać, że dzieckiem podzieli się pół na pół, ma to chyba mocno przemyślane. Ja na to - może zagranicę wyjadę, żona - to nas ściągniesz, jako żart chyba.
Takie tam gadanie, z historii forumowych wygląda że ma jakiś związek inny, dobrze ukrywany, na który już teraz stawia, chociaż oczywiście wobec mnie zarzeka się że nie. Wcale się nie dziwię przed rozwodem. A skoro się trochę wydało (nadal za słabo na dowód w sądzie), wybiera tamtego. :-(

[ Dodano: 2012-08-17, 15:55 ]
Minęły kolejne dni, a ja nie wiem na czym stoję.

Dostałem od niej prezent na urodziny, wczesniej naszykowany (od razu myśl - może dla niego?), połozyła na stole: "możesz wziąć albo nie brać", oczywiście wziąłem.

Kolejne próby rozmawiania, ona się trochę otwiera, ale wraca do domu późno po pracy i nie ma za dużo czasu ani siły. Wczoraj ja jej opowiedziałem o domu w jakim wyrastałem, strasznie się popłakałem, ale to było dobre, tak mi się wydaje.

Mój tydzień z dzieckiem będzie na Mazurach, w SPA, z konikami i żaglówką, młody już się cieszy, a ja to jutro podopinam. To mnie trzyma, zaprosiłem ją żeby wpadła do nas, może sie skusi bo za dzieckiem będzie tęsknić.
Dla mnie na teraz jest 'już tego nie ma', 'juz nie chcę', 'nic się nie zmieni' etc. na co ja mówię, że w każdym związku jest kryzys i że to ok, że proponuję trochę zaczekać.

Wczoraj jak przyszedłem to zbaraniała, bo sobie zafarbowałem włosy na całkiem siwo, taką farbą zmywalną jak aktorzy używają. Wyglądało super :-) Fajnie będę za 10-15 lat wyglądał, tyle że się trochę pomarszczę.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8