Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
I nawet jesli moje rady na tym etapie maja zerowa wartosc, to przynajmniej niech bedzie to analiza rozmow.
Ale kim jesteś, by analizować te rozmowy? Dlaczego masz znać ich treść - wyjaśnij mi.
To ma być rozmowa w trójkącie? Ty, Twoja żona i inna "zdradzaczka"? A może żona w ogóle nie wie, o tej "pomocy"? A ponieważ nie chce Ci wyjawić motywów, wykręcając się niewiedzą w tym względzie, usiłujesz dowiedzieć się tego inną drogą?
Zdecyduj się, bo zaczynasz się troszkę plątać. Raz chcesz pomóc żonie, a raz chcesz zbawiać świat i pomagać innym potrzebującym? W czym to ma komukolwiek pomóc?
Jeśli szukasz naukowych danych, to są na pewno odpowiednie pozycje, wystarczy, że przejdziesz się do Empiku i poszukasz na odpowiedniej półce. Wykorzystywanie historii innych do jakichś domorosłych badań....dziwaczne to jest......
Czy rozmawiałeś z innym przemocowcem, alkoholikiem, by omówić własne problemy, z czego wynikają (nie, nie wynikają z tego powodu, że to zła kobieta była, bo wielu ludzi jest zdradzanych, ale nie posuwają się do rękoczynów czy picia na umór)?
Domyślam się, że żałujesz tego, że biłeś żonę. A skąd wiesz, czy tego nie zrobisz drugi raz? Nie przeanalizowałeś swojego zachowania, bo twierdzisz w wątku, że zostałeś przez żonę doprowadzony do ostateczności, a przecież to tylko dowód na to, że właśnie analizy z fachowcem tu nie było......Każdy sam odpowiada za swoje czyny...
W tej chwili Twoja chęć pomocy żonie przypomina ślepego, który wiódł kulawego.
Zostaw żonę samą sobie oznacza daj jej w spokoju pracować z terapeutą. Przecież pisałeś, że jest na terapii - więc czemu piszesz, że sama będzie? Jest pod opieką specjalisty. A Ty, jako osoba zaangażowana emocjonalnie, zupełnie się do tej pomocy nie nadajesz. Największą pomocą dla niej będzie: wybaczenie. Nie wracanie do tematu. Praca nad odbudowaniem zaufania do niej. I praca nad podniesieniem samooceny, bo ta kuleje...świadczą o tym chorobliwe dociekania i roztrząsania sprawy zdrady, która przecież jest efektem czegoś, co toczyło ten związek od dawna.
I popieram Kari. Nawrócenie to nie klepanie zdrowasiek i chodzenie do kościoła, to zmiana stylu życia, zmiana postawy, od początku do końca, bez wybierania sobie tego, co nam pasuje, a co nie..............
Też leczę się na depresję. Dobrze dobrane leki zapobiegają bezsenności. Jeśli u Ciebie mimo leczenia nadal na nią cierpisz, winieneś zgłosić to lekarzowi, a ten zdecyduje o zmianie leków. Norbert ma rację w tym względzie - że antydepresanty mają przywrócić Ci umiejętność zdrowego patrzenia na swoje życie, mają dodać energii, ustabilizować sen, apetyt. Bez tragizowania i bez koloryzowania, tak, byś samodzielnie rozwiązywał swoje problemy i umiał radzić sobie z trudnymi sytuacjami, które Cię spotykają, a na które nie ma lekarstwa, jak na przykład śmierć bliskiej osoby, kryzys w związku, choroba dziecka, utrata pracy, nałogi itd.
Czy leczysz się tylko farmakologicznie? Znakomite efekty daje dodatkowo psychoterapia. Polecam.
henryjeweller [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 19:44
Ifa:
Nie ma tu zadnej manipulacji. A to, ze chcialbym poznac motywy zony, uwazam za dobry pomysl, choc akurat mi go podsunale(a)s. Generalnie byl to pomysl zony, ja go realizuje w praktyce, bo zona malo ma czasu i ma awersje do Internetu.
Sluchajcie ludzie, czy musiciew w kazdym widziec podejrzenia i zle intencje ? Ja wyemigrowalem z Polski i widze, ze w tym kraju jest duzo zlych emocji, zawisci, nienawisci, niewiary, szacunku i moglbym tak jeszcze dlugo wymieniac. Mieszkam w Anglii, gdzie standardem jest wierzyc komus na slowo. Na ulicy policja Cie lapie, mowisz "nie mam prawa jazdy, zostawilem w domu", oni na to "OK, bez pospiechu, pokaze nam pan jutro na posterunku" i po sprawie. Totez ja jako osoba nie uznajaca klamstw i uczaca zone i dzieci w tym klimacie jestem po prostu zszokowany tym, co wyczytuje na portalu CHYBA katolickim. Otoz ludzie, drodzy katolicy, ktorzy weszycie podstepy, matactwa i inne medialnie popularne slowa, oswiadczam wszem i wobec: moje intencje sa czyste, jak woda zrodlana z nieskazonego niczym zrodla. Tyle.
Malwina: kim jestem ? Jestem mezem kobiety, ktora mnie zdradzila i ktora "dzieki" temu podlega inwigilacji wskutek tego, ze nie chce zostac jeleniem zdradzonym kolejny raz przez swoja glupote. W ten sposob lecze swoja nieufnosc i wybaczcie, ale zlamane zaufanie nie zagoi mi sie przez nawet milion zdrowasiek.. OK, moze inaczej - moze i by sie zagoilo, tylko co wiecej to da ? Nic, a kontrola zony uswiadamia jej, ze mi zalezy i ze kontroluje teraz jej dzialania. Oczywiscie czasowo, mam za jakis czas zaprzestac tego i zyc normalnie, a do tego czasu nie widze mozliwosci, bym siedzial w niewiedzy i ufal jej bezgranicznie, ze to, co robi jest tym, co mowi, ze robi. Nie ma takiej opcji W TYM MOMENCIE, poniewaz nie ma we mnie kompletnie zaufania do niej. Nie po tym, co mi kolejny raz zrobila - jesli czytaliscie moja historie, to wiecie, o co mi chodzi.
I nie pisz, prosze, ze ja bilem i pije, bo wychodze na takiego samego lajdaka, jak jej poprzedni maz. Dostala pasiorem w tylek, jak niegrzeczne dziecko, ktorym byla i to tez mi cos udowodnilo - jak czytalas, to wiesz, ze ona sama sie na to zgodzila i juz w tym momencie nie bylo potrzeby lania pupska. Co do picia - zrobilem to, by wytrzymac ten bol, ktory mi fundowala, nie ma to nic wspolnego z jakims popijaniem codzien, czy innym uchlewaniem sie i psuciem zycia zonie i dzieciom. Nie mam problemu z alkoholem, a dodatkowo nie pije od tamtego piatku - przyrzeklem sobie i wcale nie jest mi ani ciezko, ani smutno, nie czuje zadnego pociagu. Alkohol wiadomo, czemu sluzy - a ja i tak go nie potrzebuje. To tyle w kwestii domalowania mi rogow potwora, na ktory sie zgodzic nie moge.
Co do platania sie - pomagam w pierwszej kolejnosci zonie, a skoro pytalas sie, po co te badania na tamtym forum - to odpisalem, ze w tym celu, aby oddac pomoc, ktora tam uzyskalem. Nie widze zadnego konfliktu i platania. I nie mam zamiaru traktowac nikogo, jak kroliczka doswiadczalnego, chociaz rozumiem obawy, ze bede monitorowal te rozmowy, ktore maja byc prowadzone przez moja zone z kims innym. Nie wiem, na ile beda osobiste, ale zamierzam wpierw poprosic zone o pozwolenie przeczytania tych rozmow, jesli ona uzna, ze nie beda zbyt osobiste - to je przeczytam. I nie widze zadnego konfliktu interesu w tym, ze z zona lacza mnie stosunki emocjonalne. Otoz po zdradzie te stosunki sa .. jakby to ujac... zerwane. ALe to nawiasem mowiac. Moge dac wiele przykladow, gdzie obala sie taki mit, ze bedac zaangazowanym w cos nie mozna pomoc jednej stronie konfliktu. Tu tez sadze, ze jest tak samo, a najlepszym przykladem jest fakt, ze pomoglem jej uporac sie ze strachem do ojca, kiedy byla moja narzeczona. Bylem jeszcze bardziej zaangazowany i to ta chec byc moze sprawila cuda. Wiec nie odmawiajcie mi tego, co moglbym zrobic, zanim tego nawet nie zaczne, przesadzajac jednoczesnie wynik z gory na negatywny, OK ? Tak jak nastawiacie sie negatywnie do mnie, podczas gdy np. Norbert mowi, ze te leki maja poprawic emocje, a emocje to sprawa psychiki a nie lekow, bo leki - jak sama zauwazylas - reguluja spanie, jedzenie, energie. Zas patrzenie na zycie to kwestia psychoterapii. Tak, jak nie ma jednego srodka na calosc po zdradzie, tak stosuje sie rozne metody. I ja tutaj jestem w spawie jednej z kilku metod, niezaleznie od calej reszty, z ktora dajemy sobie jakos rade.
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 19:59
henryjeweller napisał/a:
Mieszkam w Anglii, gdzie standardem jest wierzyc komus na slowo.
Więc zastosuj tę złotą zasadę wobec żony. W czym problem?
Życie, jakie jej szykujesz, jest straszne, nienormalne i chore.
Kontrola, monitorowanie..........straszne to.
Ale prawda jest taka, że sam musisz do tego dojść. W tej chwili każde słowo, z którym nie będzie Ci po drodze, będziesz uważał za atak na Ciebie, a tak nie jest.
Jesteś przemocowcem. Przemoc to nie tylko pasy na tyłek.
Przemoc to kontrola, monitorowanie, traktowanie dorosłego człowieka jak dziecka, które się karci, to pewność, że się wie lepiej, co komuś jest do szczęścia i dobra potrzebne, to brak szacunku do jej zdania, to brak szacunku do jej granic, nawet do tego, że jak każdy słaby człowiek, może popełniać błędy. Sobie to prawo chętnie dajesz, u siebie nie zauważasz patologii. Straszne to jest.
Potrzebujesz pomocy. Ty potrzebujesz....
A co do leczenia i farmakologii.... człowiek wyspany, jest lepiej nastawiony do życia, ma jaśniejszy umysł, wypoczęte serce i siły do pracy. Nie da się oddzielić psychiki od ciała, wszystko się ze sobą wiąże.
Możesz nie uznać naszych racji, ale mam prośbę. Poproś jakiegoś psychologa lub psychiatrę o ocenę Twoich działań. Tylko niczego nie ukrywaj. Pokaż mu te wątki, ten wątek, przedstaw mu to, co chcesz zrobić. Przyjmij to, co usłyszysz i daj sobie pomóc.........
henryjeweller [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 20:17
Malwina75 napisał/a:
Życie, jakie jej szykujesz, jest straszne, nienormalne i chore.
Kontrola, monitorowanie..........straszne to.
Wybacz, ale uslyszec cos takiego od kogos, kto sam zdradzal - to chyba... zbytnio miarodajne nie jest. Rozumiem, ze kazdy zdradzacz chetnie szykowalby sobie zycie wedlug wlasnego pomyslu, a tylko wielka, bezgraniczna i bezwarunkowa milosc zdradzanego mialaby czynic takie drobnostki, jak sprawdzanie - czyms strasznym i w ogole niepotrzebnym ?
To ja Ci cos powiem, pozwol. Czytalem takze Rozmowy z Bogiem i nie wiem, czy znasz te pozycje. W kazdym razie tam jest napisane, by sie przy bolu przewartosciowac, a Bog mi nie pomoze z tym wcale, bo nie ma takich intencji. I jak rozumiem, nie ma pojecia dobra i zla, poniewaz nawet Adolf Hitler poszedl do nieba. DObro i zlo jest pojeciem wzglednym i stworzonym przez ludzi, nie przez Boga. ktory dal nam wolna wole i to od niej zalezy, jak potocza sie nasze losy, a nie od boskiego planu, ktorego ... nie ma. Tylko ze wedle tychze zasad moja zona tez wyznawala zasade wielkiej milosci do blizniego - tak wielka, ze obdarzyla nia kilku facetow jednoczesnie. I ja majac swiadomosc tego, powinienem byl w takim razie zwiekszyc swoj udzial milosci do niej, bo taka z niej prawa i milujaca kobieta. Czy dobrze rozumiem te logike, w ktorej kazesz mi stwierdzic, ze to we mnie i moich zasadach jest gdzies blad, by sie przewartosciowac i leczyc, a zone zostawic w spokoju ?
Terapeute mamy jednego, od zwiazku i szukamy takiego, ktory moglby pociagnac sesje tylko z nia - zapomnialem jeszcze dodac.
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 20:20
henryjeweller napisał/a:
Wybacz, ale uslyszec cos takiego od kogos, kto sam zdradzal - to chyba... zbytnio miarodajne nie jest.
A wiesz, czekałam, kiedy padnie ten argument. :) Wszystkiego dobrego. :)
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 20:53
henryjeweller,
henryjeweller napisał/a:
DObro i zlo jest pojeciem wzglednym i stworzonym przez ludzi, nie przez Boga
co do rozumienia dobra i zła według nauki kościoła katolickiego powiem tylko tyle, że mylisz się i jeżeli masz ochotę poznać tę naukę to proponuję czerpać wiedzę ze źródeł, które obiektywnie przedstawiają tę naukę. Sprawdzone portale to np. opoka.org.pl apologetyka.katolik.pl, a nie ze źródeł, które szukają drugiego, trzeciego czy dziesiątego dna w nauce kościoła katolickiego.
Czytając Twoje posty nie sądzę jednak, żeby ta kwestia akurat szczególnie Cię zajmowała.
Możesz oczywiście zajmować się motywacją żony, która Ciebie zdradziła. Pytanie tylko brzmi jaki jest cel takiego działania. Jeżeli celem tym jest poprawa własnego samopoczucia, to moim zdaniem w ten sposób tego celu nie osiągniesz. Na terapii, w programie 12 kroków, człowiek odkrywa samego siebie, swoje postępowanie, przekonania co do siebie, otoczenia, świata itd. I na tej podstawie dochodzi do wniosków jak reagować na to, co dzieje się w jego życiu, na sytuacje, które go spotykają. Uczy się też jak rozpoznawać i formułować własne potrzeby. Uczy się rozpoznawania i wyrażania emocji. Uczy się w ten sposób komunikacji.
Każdy sam dla siebie jest bardzo skomplikowany i trudno jest samego siebie "rozgryźć", a tym bardziej trudno rozszyfrować drugą osobę, o ile ona sama nie powie o co chodzi, o ile oczywiście potrafi to wypowiedzieć. Możesz oczywiście patrzeć na żonę jak na skomplikowany mechanizm i szukać "instrukcji obsługi"; moim zdaniem takie działanie nie będzie po prostu skuteczne. Lepiej jest poznać samego siebie, by otwarcie mówić o swoich potrzebach w związku, informować o swoich emocjach, o oczekiwaniach, bo jedynie tak można osiągnąć zrozumienie przez drugą osobę, co niekoniecznie oznacza osiągnięcie jednomyślności, ale znacznie to ułatwia. Poza tym w ten sposób można zaakceptować, że druga osoba ma po prostu inne zdanie na dany temat, bez próby zmieniania jej.
Załóżmy hipotetycznie, że odkryjesz co kierowało żoną. Co wówczas dalej? Ty się dostosujesz do żony? Czy też będziesz próbował uzmysławiać żonie, że nie ma racji?
henryjeweller napisał/a:
Czy dobrze rozumiem te logike, w ktorej kazesz mi stwierdzic, ze to we mnie i moich zasadach jest gdzies blad, by sie przewartosciowac i leczyc, a zone zostawic w spokoju ?
Prosto mówiąc chodzi o to, jak się zachować, by dobrze poczuć się samemu ze sobą, niezależnie od tego co zrobiła czy robi żona.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 21:43
henryjeweller napisał/a:
Co do platania sie - pomagam w pierwszej kolejnosci zonie,
powtarzjąc coś długo w końcu można w to uwierzyć.... wybacz bezpośredniość w stosunku do ciebie, ale nie ma czegoś takiego jak w pierwszej kolejności dla żony...
pierwsza kolejność to:
- robie to dla siebie, bo inaczej nie potrafie ufajać jak tylko teraz kontrolując żonę
Jesli myslisz, że trzymanie na smyczy zonę to dobra droga, to raczej zrezygnuj z rad forum na jakim jesteś, bo to rady zlęknionych osób myslących, że w ten sposób można czegoś uniknąć, w pore przeciwdziałać...
To, że twoja żona sie zgadza na to, to tylko daltego, że ma już dosyć jazdy jakie jej robisz z powodu zdrady, że ma poczucie winy i co najważniejsze dla CIEBIE!! chce naprawiac ten związek i poskładać do kupy dlatego mysli, że zgoda na twoje pomysły uspokoi cie, ja w twoich oczach zrekompensuje, jak i wylewanie twoich emocji w postaci bicia, picia i braniem tego na siebie sprawi, że w końcu jej wybaczysz...
Ale tak to jechac można ja jednym siodełku na krótką metę, dalsza jazda zmęczy i ktoś z niej wysiądzie, i bedzie to nie ten kto mniej moralny, ale ten kogo do tego zmusiła sytuacja i zachowanie drugiej strony.
Jeszcze jedno, chcesz by żona sie nawróciła, bo myslisz że wtedy nie zdradzi...cóz za kolejne pokrętne myslenie byle tylko uzyskac spokój ducha i pewność nigdy więcej tego nie zrobi.
Otóż wiedz, że można być nie wierzącym a mimo to moralnym i etycznym względem innych, można być i nie wierzącym i nie moralnym, ale nie można byc wierzącym i nie moralnym... bo inaczej jest się zakłamanym jak sie postępuje niezgodnie z wiarą jaką sie wyznaje.
Dlatego ty lepiej nie kuś losu, i nie chciej dla włąsnego dobra by zona sie nawróciła, bo wtedy, ci powie:
- dziękuje, że mi pomogłeś nawrócić sie, jestem ci wdzięczna, ale dłużej z tobą być nie mogę bo jest to niezgodne z wyznawana przeze mnie wiarą.
Chcesz ratować swoj związek to zacznij swoje braki analizować, nie zajmuj sie żona, na jej braki ona ma wpływ, ty swoją działke przerób... bo...
bo niestety za zdrade w małżeństwie ponoszą odpowiedzialność dwieosoby, dwie osoby sie przyczyniają do rozpadu więzi jaka była na początku między nimi. Kochający sie ludzie nie zdradzają sie, nie uciekają do innych, tylko takie związki w których czegoś brakuje, czegoś nie ma szukają tego czegoś na zewnątrz... a szukają bo nie mają moralnych zachamowań...ale też czasem nie trzeba zdrady fizycznej by oddalenie i tak nastapiło... bo najpierw jest oddalenie emocjonalne dwojga ludzi, potem skutki tego... do nich należy zdrada
a po zdradzie, oddalenie emocjonalne drastycznie rośnie jeszcze mocniej, tylko szuka sie winnego a wtedy niestety osoba zdradzająca jest na pewno na spalonej pozycji, bo nie ma jak sie bronić, tylko...
niech każdy kogo zdradzono zastanowi sie jaki procent włąsnego wkłądu w oddalenie miał? zapewne tylko nieliczni potrafią sie przyznac do własnego zaniedbania względem drugiej osoby... co nie jest powodem do zdrady, do usprawiedliwienia tego, iż ktoś to uczynił, ale może być taka refleksja próba zrozumienia drugiej styrony, próba do wybaczenia bo bez tego ani rusz dalej...
ty stoisz w miejscu, bo nie potrafisz wybaczyc...dlatego długo jeszcze będzie boleć, emocje powodować i brak wyjścia z tej sytuacji.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 21:51
henryjeweller napisał/a:
Norbert - nie chce sprzeczac sie z Toba o depresji, ale kiedys mialem tez wyblakly poglad o niej, .
W innych kwestjach w dyskusji nie uczestnicze bo tak sobie założyłem....
ale w tym sie wypowiem nie zakładaj odrazu że ktos inny ma wyblakły poglad....
po drugie nie bedziemy sie przerzucac w ilościach depresji ale ja przeżyłem kilka....
nachodzących zreszta na siebie....
z róznica taka że leki dopiero brałem na samym koncu..czemu??
to juz takie moje....
teraz co do ankiet czy podobnych temu...
ankiety wypełnia sie jak leki przeciw depresji przepisuje psychoterapeuta(oni tez moga).
Lekarz psychiatra zanim przepisze lek na deprsje wykona wczesniej badania
o nich poniżej
w czesci badania dodatkowe
i ja nie pisze ,ani sie czepiam jakie sa objawy..a jakie nie bo sam to na sobie przerabiałem...
jeno staram ci sie napisac że w trakcie depresji jestes jak chory
i chyba sie nie obrazisz że napisze (chory na głowe)-bo taka jest prawda
Zatem pacjent w trakcie leczenia depresji
jest prawie jak pozbawiany świadomości(może przesadziłem)
ale taki pacjen nie podejmuje ani grama waznych decyzji
i o tym zazwyczaj powiadamia psychiatra...
koncząc temat depresja,leki..itd
napisze tylko to masz jazdy emocjonalne....od stanów uciszenia do pełnej euforii
jak chocby ta scena z podłogą....
czyli nie odbierasz realnie świata jaki cie otacza
i tyle w tym temacie
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 21:53
Witaj HenryJewell,
nie pisalam w Twoim watku wczesniej aczkolwiek z uwaga sledzilam Twe wypowiedzi.
W jednej z nich padlo: ludzie Wy, mieszkajacy w Polsce, gdzie zle emocje, wy, katolicy, niby katolicki portal etc.
Ja pisze nie z Polski, a z Anglii i nie zdazylam zauwazyc zeby tutaj mimo ogolnie dobrych standardow, bylo kolorowo. Emocje, zle emocje? Tak, sa, tutaj rowniez. To raz. Dobrze jest umiec sobie z nimi wlasciwie radzic tak na marginesie.
Po drugie: szukasz zdradzaczek? A moze tak...a moze by tak poszukac sedna sprawy w sobie? Bo tak mi powiewa u Ciebie troche wspoluzaleznieniem.
Co powiesz na terapie? W Londynie az sie mnozy od terapeutow, terapii grupowych.
Szukales czegos dla siebie? Al-Anon? Tak, podpowiadam- jest, na Ealingu przy polskim kosciele, przyjma kazdego z otwartymi rekami.
A moze 12 Krokow na Sychar?
Ja sie zapisalam:-) Zapiszesz sie tez? Zaczniesz zmiane Waszej relacji od zmiany siebie? Jestes na to gotowy?
Po trzecie: i tutaj cytuje:
''a kontrola zony uswiadamia jej, ze mi zalezy i ze kontroluje teraz jej dzialania''
henry, nie Henry...brniesz w pewien labirynt.
Twoja kontrola nad zona, ktora na terazniejsza chwile wydaje sie byc Tobie najsluszniejszym rozwiazaniem, niczego ale to niczego nie zmieni. Wrecz przeciwnie.
Najprawdopodobniej skoczycie z wielka dziura po zaufaniu w Waszym zwiazku a taka bardzo trudno zalatac.
Ja tez kontrolowalam, ba! bylam przekonana ze tak powinno byc wiec robilam rozne rzeczy i kiedy o tym dzisiaj mysle, to mi sie twarz wykrzywia z niesmaku.
Oby Ciebie to nie spotkalo Henry.
Pomysl o terapii dla SIEBIE, Henry, tylko siebie mozesz zmienic. Optymistycznie, pozytywnie i bez, jak to napisales zlych emocji, napisze raz jeszcze: MOZESZ ZMIENIC SIEBIE, PRZEORAC SIEBIE ze tak powiem.
A i please Henry nie czepiaj sie hasla Polak- Katolik, to taki niesmaczny schemat...
Milego wieczoru, jak to mowia Brytyjczycy.
A po polsku: Z Panem Bogiem.
henryjeweller [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 22:27
Dziekuje za wszystkie odpowiedzi. DObrze, ze tak duzo osob sie zainteresowalo, choc szkoda, ze nie ma tu samego meritum, czyli zdradzaczek chetnych do rozmowy.
Ja oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze i moj zwiazek wymaga naprawy, co oznacza takze i przebudowe siebie samego. Proces juz rozpoczelismy, wdrazamy, przygotowujemy reszte. Oczywiscie, ze patrze na siebie, jak rowniez oczywiscie, ze mam wiele gorzkich slow dla siebie samego. I niczego nie ukrywam, niczego sie nie boje (przyznac) przed samym soba.
Mysle jednak, ze wszystkie te watki sa niejako na boku mojej wypowiedzi glownej. Nie znaczy to, ze sa mniej wazne - bo nie sa - natomiast w tym zakresie, w jakim chce uzyskac pomoc tutaj, sa one nieistotne. I co wazniejsze - jak rowniez dodalem - z nimi sobie jakos radze. Tak wiec wszystkie wasze wypowiedzi sa sluszne, jakkolwiek juz sie nimi zajmujemy. Jest ciezko, bo wiele rzeczy robie troche przeciwko sobie, czy tez raczej "dotychczasowemu sobie". Najblizej sedna sprawy jest Jarek321, tylko ze wowczas musialbym powiedziec, ze ja rozumiem te logike, aczkolwiek moze ona byc bliska kazdemu prawdziwemu chrzescijaninowi nadstawiajacemu - kolokwialnie rzec ujmujac - drugi policzek, to dla mnie jest trudna do przyswojenia. DLatego, ze postanawiajac wrocic do zony i sprobowac jej wybaczyc, wskoczylem na nieswoj tor. Zaufalem sile wyzszej. Stad logika przewartosciowania wydaje sie szalenczo skuteczna, ale i rownie szalenczo zabojcza dla swiata dotychczasowych wartosci, na ktorych zbudowany byl moj byt. W skrocie - ciezko byloby zyc dalej ze swiadomoscia, ze zona mialaby mnie jedynie kochac za to, kim jestem i to mialoby mi wystarczyc w zamian za ewentualne zdrady, ktore musialbym juz z buta wybaczyc w przyszlosci. Milosc wszak jest wielka, wybaczenie jest darem, tylko ze w tym wszystkim gdzies cos sie zatraca. Nie potrafie do konca zaakceptowac tego nowego toru, zreszta nie jestem i nigdy nie bylem chrzescijaninem, moze dlatego mi tak trudno. Sami wiecie, ze kazdy porod to wielki bol, a tu cos sie wlasnie rodzi.
I to jest moim zdaniem sedno calej sprawy zwiazanej ze mna, jesli ktos chcialby koniecznie wiedziec. Tylko, ze - jeszcze raz powtorze - jestem swiadom calej tej reszty problematyki i nie znaczy to, ze o niej nie mysle, czy sie nia nie zajmuje, skoro tutaj pisze o czyms innym. A tym czyms innym jest poszukiwanie zdradzaczek, moze nie zaakcentowalem tego odpowiednio, wiec teraz sie poprawiam: to NIE jest glowny cel naszych dzialan, a jedna z wielu metod, ktore chce przerobic, by pomoc zonie. Tak, zonie - poniewaz chce, zeby wreszcie zrozumiala i zaakceptowala siebie. I nauczyla sie bronic przed wplywami, wyrobila pewne mechanizmy obronne. Bywalec by napisal, ze robie to dla siebie. Nie, nie dla siebie. Dla zwiazku, by w nim bylo lepiej. Ja na razie mysle o tym, w zasadzie to chyba o niczym nie mysle na razie :/
Dziekuje za uwage, musze leciec, dopisalbym wiecej, ale musze syna odebrac. 12 krokow Sychar - sprobowalbym, podpowiecie, gdzie, co i jak to zamowic (to plyta z mp3) ?
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 22:59
henryjeweller,
Witaj ,
widzę że rozwinął się tu nieco nietypowy temat i choć intencje Twoje są nieco inne niz wiekszości Sycharków to spróbujmy uporządkować ten mały haos jaki się zakradł w Twoje poszukiwania.
Po pierwsze chwali Ci się,że szukasz pomocy choć robisz to tak jakbyś chciał podnieść całą górę zdejmując z jej szczytu tylko kamyczek i dlatego Ci nie wychodzi.
Wszystkie związki i relacje miedzyludzkie, bez względu jakiej natury obarczone są zawsze ryzykiem zranienia i takiego doświadczacie ze swoją konkubiną. Tu muszą wyprostowac Twoje myślenie i mówienie o waszym związku jako, że w rozumieniu Kościoła Katolickiego i osób wierzących małżeństwem nie jesteście, a tworzycie konkubinat i tego się trzymajmy. Takie związki mogą być bardziej lub mniej udane, ale jak sam zauważyłeś przez Boga i wierzących postrzegane jako cudzołóstwo permanentne. Nie nam was oceniać to tylko fakty.
Twoja połowica jako osoba ochrzczona zawsze będzie miała silny duchowy związek z Bogiem i On będzie się o Nią upominał, taki jest zamysł Boga, który Sakramentu Chrztu udziela,że jego wybrani będą pod szczególną Jego opieką, a więc wszelkie odstępstwa od dekalogu w taki czy inny sposób będą na nią wywierały wpływ. Bóg nie stanie przed Wami i nie zabroni Wam być razem jako, że szanuje Waszą wolną wolę, ale błogosławieństwa na wspólne zycie nie da. Zatem tam gdzie sakramentalnym małżonkom pomimo kłopotów uda się z nich wybrnąć tam niesakramentalnym będą się ścieliły kłody pod nogi to tak w skrócie i bardzo ogólnie wygląda.
Z Twoich postów bije stłumiona agresja i doszukujesz się w wypowiedziach osób odpowiadajacych Ci w Twoim wątku jakiejś przygany czy segregacji, zupełnie niepotrzebnie. To co odbierasz jako atak na siebie to tylko dotykanie bolących miejsc czyli odkrywanie prawdy, którą w chwilach traumatycznych bardzo skrzętnie jako ludzie chcemy schować. Niestety droga do uzdrowienia wiedzie przez odkrycie tego co boli, oczyszczenie, aplikację leku, założenie opatrunku i cierpliwe czekanie na gojenie i bliznę.
Ponieważ sama zmagam się z depresją to rozumiem,że wiele spraw o których tu piszemy z początku zrozumiesz inaczej niż jest w intencjach osób odpowiadających. Niestety depresja zmienia , w różnym stopniu, sposób postrzegania świata, odbiór emocji zaburza empatię dlatego zanim odpowiesz w następnych postach, szczególnie gdy coś Cię mocno dotknie postaraj się zwentylować emocję.
Akcja pauza reakcja. To pomaga
Nie będę się odnosiła do historii waszego wspólnego pożycia, ale chciałabym skupić się nad tym abyś szukając pomocy dla konkubiny poszukał jej i dla siebie i dla was wspólnie. Tylko wtedy gdy działa się kompleksowo jest szansa na to,że relacje z konkretna osobą ulegają poprawie. Zastanawiam się jednak czy jestes gotowy na to,że terapia która ma w twoim odczuciu doprowadzić do przemiany zaistniałej sytuacji może osiągnąć zgoła inny skutek niż się spodziewasz? Chodzi o to,że wzorce jakimi działaliście dotąd nie sprawdziły się i doprowadziły do konfliktu, a zatem oboje musicie zmienić swoje wzorce zachowań. A w tym pomaga terapia.
Widzę tu potrzebę, z twoich opisów , kontaktu z terapeutami AA, Al-anon, terapia przeciw agresji, a potem dopiero terapia psychologiczna w kierunku relacji międzyludzkich.
Co do niechęci konkubiny do korzystania z netu to może być parę powodów i nie koniecznie trzeba ją przełamywać. W Polsce mamy możliwość spotkań w realu w Ogniskach, bądź uczestniczymy w warsztatach 12-to krokowych do pełni szczęścia ( zarówno w realu jak i w necie) Trudniej mi podpowiedzieć Ci jak skorzystać z naszej pomocy w Anglii skoro net odpada. Myślę,że może na początek rozejżyj się gdzie jest Polski Kościół w waszej okolicy i może rozmowa z polskim kapłanem by pomogła. W języku ojczystym łatwiej się otwierać , wyrzucić z siebie ból i otrzymac pocieszenie.
Co do kontaktu z osobami, które przeszły drogę twojej konkubiny to trochę chyba nietrafiony pomysł, bo tu musisz sobie uświadomić-stanąć w prawdzie o Was,że fizyczna zdrada kobiety to tylko wynik szeregu zdrad jakie sobie na wzajem zafundowaliście w okresie waszego związku. To bolesne, ale dopóki tego oboje nie przerobicie nie ruszycie z miejsca w kierunku uzdrowienia.
Trzeba przemyśleć szereg zdrad emocjonalnych, zdrad doprowadzających do zaniku poczucia bezpieczeństwa w związku, zdrad duchowych, mentalnych itd.Zdrad wobec siebie i konkubenta. To cała masa problemów, która dopiero doprowadziła do fizycznej zdrady konkubiny.
Już sam fakt,że jedne kobiety zdradziły jako żony, a Twoja konkubina jako konkubina bardzo oddala przyczyny tych mechanizmów jakie zadziałały, bo tu najważniejszy czynnik był psycho-duchowy.
I tak do końca nie zrozumiesz motywacji kobiety ponieważ jesteś mężczyzną i Twoja psychika jest ukształtowana inaczej niż kobieca. To wszystko sprawia,że szukanie pomocy dla Twojej kobiety przez Ciebie, przetworzenie informacji przeznaczonych dla niej jest nieporozumieniem. Ona musi sama sięgnąć po tę pomoc, aby była skuteczna. Możesz jej towarzyszyć, ale nie możesz zastąpić. To może się udać w relacjach facet-facety. Kobieta-kobieta, ale nie mężczyzna-kobieta.
Zachęcam do zagłebienia się w kąciki damski i męski-tu na forum- w tematy o tożsamości kobiety czy mężczyzny wtedy łatwiej zrozumiesz o czym piszę i jakie są istotne różnice, które nie pozwolą Ci skutecznie nieść pomocy kobiecie bez odpowiedniej wiedzy fachowej.
Poza tym na tym forum można pisac z poszczególnymi osobami prywatnie i wtedy trudne czy bolesne sprawy nie trafiają na forum otwarte- to info dla was obojga, gdyby to było czynnikiem hamującym w wyciągnięciu ręki po pomoc.
A na koniec napiszę Ci jeszcze,że Bóg poprosił swojego Syna aby umarł na krzyżu za nas wszystkich i On to zrobił bo kocha ludzi. Kocha mnie i Ciebie i Twoją konkubinę i każdego grzesznika, czy wierzący czy nie i zawsze możesz Go poprosić o pomoc tylko że wynik tej pomocy może nie być taki jaki oczekujesz. Będzie jednak on zawsze najlepszy z możliwych dla Ciebie na dany moment Twojego życia.
Przepraszam za literówki, ale klawiatura mi się obija.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-22, 23:33
henryjeweller napisał/a:
Bywalec by napisal, ze robie to dla siebie. Nie, nie dla siebie. Dla zwiazku, by w nim bylo lepiej. Ja na razie mysle o tym, w zasadzie to chyba o niczym nie mysle na razie :/
kochasz żone a ona ciebie, dlatego pozwól jej przerobić to po swojemu. Pozwól jej samej dojść we własnym tempie, włąsnym tokiem myslenia i zrozumienia dlaczego i po co to robi, Będzie wtedy to jej własna decyzja, własne pomysły i własny udział w przerobienie tego co ją boli.
Nie naciskaj, wspieraj, jedyna pomoca fizyczna jakiej powinieneś jej udzielic, to nie szukanie jej form samopomocowych, a znalezienie terapuety, którego sama zaakceptuje i przed którym sie otworzy chcąc zrozumiec swoje zachowania, ich przyczyny.
trudne, bo wymaga od ciebie zaufania, bo musisz sie zmierzyc z tym ty sam, bez pomocy żony, która dziś to uczucie ci zapewnia dzięki zgodzie na każdy twój pomysł jak ratowac związek. Dlatego to jest przede wszystkim w pierwszej kolejności dla siebie, choć zarys jest dla niej, jej to pomoże, naszemu związkowi, naszym dzieciom...ale pierwotna pierwszorzędna intencja jest mnie pomoże poczuc spokój, odzyskać zaufanie, które tak mocno każda zdrada rujnuje.
Jesli nie odważysz sie na ten krok żona może kierowac sie każdą twoją sugestią, stanie się ciężarem dla ciebie, będziesz jej ratownikiem i kimś w rodzaju ojca, który wie lepiej od niej co dlaniej dobre a ona zostanie przy tobie nie bo cie kocha, ale z poczucia winy, z narastającej wytrenowanego myslenia inni wiedzą lepiej co dla mnie dobre. Straci poczucie wartości za które dzis tak bardzo w niej cenisz i stanie się kims kogo przestaniesz kochać i szanowac.
To najprawdopodobniej jednen ze scenariuszy, bycie w relacji powinno byc partnerskie, nie musisz jej darzyć od razu zaufaniem, bo tak i nie idzie, ale jesli pragniesz jej szczęścia, i by cie nim obdarowała pozwól jej samej wybrać droge jaką sama musi przejść by dojrzeć sama do świadomości, że powie chce sama coś ze soba zrobić, ze swoim życiem, po swojemu i na swoich warunkach. To będzie sukces dojrzałego myslenia o sobie samej jak i najlepszym dowodem chęci poskładania do kupy waszego związku.
pozdrawiam i życze wiele dobrego
a z naturą Anglika sie zgadzam, bije od nich spokój, wręcz flegmatyczny stosunek do życia, są zyczliwi, nie zapominaj tylko, że urodziłeś sie w Polsce, tu sie wychowałeś więc nie obce ci są nasze polskie przywary.))) ale rozumiem, że angielska mentalność mieszakjących tam ludzi może się podobać mnie też urzekła...
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-23, 00:18
henryjeweller napisał/a:
poniewaz chce, zeby wreszcie zrozumiala i zaakceptowala siebie. I nauczyla sie bronic przed wplywami, wyrobila pewne mechanizmy obronne.
henry miałem nie pisac bys nie czuł dokładania cegiełek do twej depresji...
ale dodam tylko małe co nie co do słów bywalca (powyżej)
Nie ma super szczepiony przeciw zdradzaniu..nawet w Anglii...nawet w rozwinietych przemysłowo Stanach Zjednoczonych....nawet i nie produkuja podróby Chiny....
nie ma wyuczenia sie motorów i przeciwdziałan.....nie ma nawet terapi jakie ucza wzorców..schematów....
starała ci sie to skromnie napisac malwina 75....
o tym czy ktos bedzie zdradzał ..czy nie może tylko zdecydowac on sam....
on:
stojąc po stronie wiary i w mysl zasad katolika byc wiernym Bogu
albo
nie wierząc w Boga stac po stronie moralnej,zyjąc zasadmi moralnymi
Zatem jesli jest juz deklaracja -pozostaw wypełnienie tej deklaracji zonie samej...
A co ty możesz???
proste odejdz od monitorowania,sprawdzania,ustalania....lecz sie z deprechy,zainwestuj w coś co naprawi twe emocje,a potem powoli ucz sie zaufania.
pozdrawiam
[ Dodano: 2012-02-23, 00:38 ]
bywalec napisał/a:
nie zapominaj tylko, że urodziłeś sie w Polsce, tu sie wychowałeś więc nie obce ci są nasze polskie przywary.)))
heee co do Anglii zgodze sie jest ufność ..do twego opisu dodam inny
w krainie herabaty nie ma meldunku..zatem 2 lata wstecz polski emigrant miał szanse dostac szybko i łatwo kredyt 12000 funtów...wystarczało poreczenie ze tu i tu mieszka ewentualnie rachunek z adresem za swiatło...dzis teraz ten sam emigrant dostaje tylko 2000 funtów choc nadal na tych samych zasadach
a czemu???
Polacy i ich korzenie(te złe)
tworza sie nawet spółki sciagające kase z polaków na terenie Polski(tych co wzieli kase i uciekli)
Anglie henry znam mało....
ale Niemcy dużo......
12 lat temu w niemczech nie zamykano samochodów,nie zamykano mieszkan.
a jakis czas po tym zmieniało sie wsio w marketach zaczeły pojawiac sie napisy
w j.polskim i ruskim
kradiez będzie surowo karana....
taka jest rzeczywistość niestety.....
ale mamy tez wiele zalet:
...pomoc innym...otwartość...serce jak na dłoni...gościnnośc
a tego w szkopkowie i herbacianej krainie ni w zab nie obaczysz
no a teraz czas na spanie bo jutro cięzki dzień...
badania zony.....ufffff
zatem tobie i sobie zycze SPOKOJU
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-24, 10:03
Cytat:
bywalec
Dlatego ty lepiej nie kuś losu, i nie chciej dla włąsnego dobra by zona sie nawróciła, bo wtedy, ci powie:
- dziękuje, że mi pomogłeś nawrócić sie, jestem ci wdzięczna, ale dłużej z tobą być nie mogę bo jest to niezgodne z wyznawana przeze mnie wiarą.
Własnie się zastanawiam nad tym....
Co miało by być tym dobrem...?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.