Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-12-10, 11:13 Czy da się żyć we troje?
Witajcie,
Moze niektórzy pamietaja mnie i moja historie...5 lat małżeństwa,dwoje dzieci, bliźnięta 4 letnie w tej chwili...I nagle niby cos nie zaczęło psuć...maj 2010 znalazlam smsa do kolezanki...kochanie...jego odpowiedz dziubku...Tlumaczenia ze to tylko kolezanka i ze sie zagalopowali ..potem klamstwo za klamstwem...mial romans ale nigdy się nie przyznał do tego...Osobne wakacje.ja z dziećmi on podobno mial pracowac...koniec wakacji...pojechal na koncert i nie wrocił...wyslal sms...nie wracam....potem kilka miesiecy mojego blagania ponizania sie...dzien przed wigilia rok temu dostalam pozew rozwodowy...
Potem wycofalismy pozew,mialam dostac kolejną szanse.nie dostałam jej...ciagle obecna była ona...W marcu pierwsza sprawa rozowdowa,w maju druga i ostatnia....
W maju wprowadzil sie do kochanki i mieszka z nia do dzis...ale nadal uparcie twierdzi ze nie mial romansu i nie przez nia odszedl...
Problem jest w tym, ze mamy dwoje dzieci ktore bardzo kochaja tata a on ich...Bierze ich zawsze 2 razy w tygodniu na kilka godzin..tylko ze odkad mieszka tam dzieci jezdza do nich...moje dzieci spotykaja sie z kobieta ktora rozbila nasze malzenstwo...A mnie to bardzo boli...Dookola ludzie gadaja rózne zle rzczy o tej pani...wczoraj dowiedzialm sie ze to ona bedzie na wigilii u moich tesciów...zajmie moje miejsce...rok temu jeszcze ja siedzialam z nimi przy wigilijnym stole.TO była bardzo ciezka wigilia bo juz mialam pozew w rece wiec były lzy ,zyczenia stajace w gardlach...a w tym roku bedzie tam ona rodzice mojego meza on i nasze dzieci....przeciez to nie jest chyba normalne?
I mam ogromny problem.Nie wiem jak mam sie zachowywac w stosunku do niej...Wczoraj dzwonilam do niej i poprosilam o spotkanie.9 nalegałam na nie juz od pol roku )chcialam porozmawiac o dzieciach..skoro ma sie z nimi spotykac to powinnismy ustalic jeden front oddziaływan co do dzieci...poza tym chcilam jej spojrzec w oczy...wiecie gdzie sie odbylo spotkanie? nie u niech tylko u mateusza rodzicow...cios po nizej pasa...tzn ze oni ja zaakceptowali ?? Z jego rodzicami mialam do tej pory swietny kontakt.Jezdzialam tam z dziecmi na obiady,zawsze moglam liczyc na tesciowa.Bylysmy w zasadzie dobrymi kumpelami...i taki zawod...chyba trzy kobiety w ich domu to za duzo?
Nie chce zeby dzieci sie z nia widywaly.Ale jesli zabronie takich kontaktów ( choc nawet ne wiem czy moge bo niby na jakiej podstawie) to ogranicze dzieciom kontakty z ojcem.a tego zrobić nie mogę bo wiem jak bardzo go kochaja...WOgole nasza sytuacja jest jakas dziwna...Jego rzeczy leza u mnie na strychu,szafka z jego dokumentami jak stała tak stoi nie ruszona,rower jego stoi w garazu...
Modle sie codziennie zeby Mateusz przejrzal na oczy.Do niego nic nie dociera.ma klapki na oczach,nie wiedzi nic poza nią...W sumie to dopiero pol roku po rozwodzie,rok ja odszedl....
Ja stanelam na nogi.Zadbalam o siebie,zaczelam chodzic na fitnes,zapisalam sie na angielski...dzień mam tak zorganizowany ze nie mam czasu mysleć...wieczorem jestem tak zmeczona ze nie mam siły myslec...i tylko modle sie do BOga zeby juz przestalo boleć,zeby on wrocil i nigdy wiecej nas nie skrzywdzil...
Poradzcie cos? mozna zyc we troje?
Michaił [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-10, 15:19
rozalka napisał/a:
Potem wycofalismy pozew,mialam dostac kolejną szanse.nie dostałam jej...ciagle obecna była ona...W marcu pierwsza sprawa rozowdowa,w maju druga i ostatnia....
a dlaczego to Ty miałaś dostać szansę (kolejną)? to Twój mąż zdradził... zmień rozumowanie dziewczyno i to szybko. to on ma do Ciebie przyjść na kolanach i błagać o wybaczenie i o powrót do domu, a tymczasem na kolanach jesteś Ty.
rozalka [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-10, 16:32
hmmm...bylam na kolanach...podnioslam sie z tych kolan już jakis czas temu...Moze źle to ujelam...
Ja na poczatku zachowywalam sie jak wiekszosc kobiet od ktorych odchodzi mąz...błagalam,prosilam,,,płakalam ze nie dam sobie bez niego rady..wtedy tak własnie myslalam.ALe zycie pokazało mi ze jesli musze sobie poradzić to poradze sobie bez niego...
Zmienilam sie bardzo przez ten czas,spojrzalam w siebie spojrzałam w niego...poki co on nie chce do mnie wrócić...Nie wiem czy kiedykolwiek bedzie chcial..ale ja nie zamierzam już go blagać,prosić...nie bede..teraz licza sie moje dzieci i ja...a on...mam nadzieje ze kiedyś wroci na kolanach....
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 10:27
Rozalko, ja jestem przed pierwszą sprawą, tak jak Ty przeszłam błaganie, proszenie, skamlenie ... teraz trochę ciszy.. u mnie podobno nie ma trzeciej osoby, takie sygnały też nie dochodzą do mnie...wiec czekam, chyba na cud. Zabraniałam dzieciom jeździć do dziadków, bo tam był Tatuś, chciałam go ukarać ,,, a ukarałam i siebie i dzieci, bo one i tak tęsknia choć chcą być z Mamą .. a ta baba ... on kiedyś też świata po za tobą nie widział i co ...zrzucił zasłonę i zobaczył ją... może ja tez taki los spotka, zrzuci zasłonę i zobaczy Ciebie. Sama się łudzę nadzieją na to, że poukłądam z mężem życie, choć on nie chce wracać a to juz 4 miesiące osobno. Wiem jedno, dopóki czekamy, jest nadzieja. A co będzie jak przestaniemy, może wtedy los odwróci się od nich, to oni będą czekać na nas i zobaczą jak trudno było czekać na nich ...
Jesteś dużo dalej niż ja, błagam Boga o siłę, żeby móc przeżyć te cięzkie czasy zawieruchy w moim sercu. Nie wiem czy mam siłę czekać jak Ty, choć na portalu czytałam o powrotach.
U mnie też pierwsze święta bez męża, pierwsza choinka ubierana w samotności z córkami... boli.
Nie umiem nadal zająć się tylko soba i dziećmi ... nie potrafię.
Zazdroszczę Twojej postawy, wciąż przechodzę z dołu na wyżyny - te trwają chwilkę, więcej upadam na dno ...
Życzę Tobie (sobie również) cierpliwości, wytrwałości ... może nagroda jest w zasięgu ręki?
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 11:49
ja nie licze na nagrode i tak jak to mowimy tu "czekam nie czekajac"...
kochanka dalej w jego zyciu mysle jest, ale jest przede wszystkim balagan w nim, i wiem, ze nie najlepiej sobie radzi....
zlosc i agresja dawno ze mnie wyparowaly chociaz to swieza sprawa z lipca 2011
nie mieszka z nami od pazdziernika...
i uwierzcie, nie wiem skad biore ta sile i spokoj, to wielka laska i za nia dziekuje
chociaz boje sie gdy niespodziewanie przyjedzie w jakims sobie znanym celu ("odwiedziny") czy dam sobie rade z emocjami....
kocham go i chce wybaczyc, ale jak Pan Bog pokieruje nim i czy on bedzie na tyle silny zeby przeciwstawic sie zlemu - nie wiem i kiedy tym bardziej nie wiem
modle sie o to codziennie i dziekuje Panu za kazdy dzien i cudownosci jakie mi przynosi...
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 11:55
Czekam nie czekając .. u mnie to raczej wygląda na egzystuje czekając na cud ... nie umiem się cieszyć żadnym dniem od chwili kiedy nie jesteśmy pod jednym dachem ... a u mnie może nie kochanka się o męża troszczy a Mamusia ... nie wiem co gorsze zło ... chłop 40 lat na karku a Mamusia śniadanka robi ... szkoda, że kanapek mu nie pakuje do pracy. I tak mu wygodnie lecą dni, wpadnie na wizytę do dzieci, ja się z nim nie widziałam dwa tygodnie (a to już z własnej woli, żeby nie cierpieć jak go zobaczę z tęsknoty i chęci rzucenia się mu na szyje czy chociaż dotknięcia). Mój krzyż jest już za cięzki, albo go podniosę albo spotkam się z Panem szybciej niż on zapisał w swoich kartach ..
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 12:03
Ona1974 napisał/a:
Mój krzyż jest już za cięzki, albo go podniosę albo spotkam się z Panem szybciej niż on zapisał w swoich kartach ..
Ona dlaczego nie szukasz pomocy?
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 12:16
Szukam ... chociażby tutaj, dzisiaj jadę do psychologa, niestety na NFZ więc czekałam miesiąc. Byłam we wrześniu prywatnie u psychoterapeutki ale 180zł za godzinę ... to trochę przesada, a dowiedziałam się mniej niż u Was w ciagu tego samego czasu
Czytam, rozmawiam z osobami z tego forum prywatnie na gg - JAWOR- szczególne podziękowania!!!!! Szukam pomocy wszędzie .. w sobie nie mogę znaleźć dla siebie współczucia, pogardy dla tego żalu, odrzucenia bólu.
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 12:25
A czy ten psycholog z nfz to chociaż psycholog chrześcijański?
I co to znaczy że szukasz pomocy wszędzie? z tego co piszesz to tylko na gg i na forum rozmawiasz z ludźmi
tutaj masz namiar (z tego co wiem na darmową) pomoc i psychologiczną i duchową (ojciec Krysztopik)
Jeżeli jesteś w takim stanie jak piszesz to oznacza że samo forum i pogadanki tutaj to po prostu za mało.
[ Dodano: 2011-12-12, 12:34 ]
Możesz również skorzystać z modlitwy wstawienniczej, z różnych rekolekcji, poszukać osoby któa będzie Tobie towarzyszyła i słuzyła wsparciem podczas tego trudnego okresu.
Samo tutaj pisanie, że ja ma tak a ty masz tak i tak samo jak ja masz, pewnie i jest troche pomocne, ale na ile ruszasz się do przodu? i co z tego wynika?
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-12, 12:35
Dziękuję, nie wiem czy meilowo można tam uzyskać porady ... spróbuję napisać. A ten psycholog, do którego jadę ... nie wiem, czy chrześcijański. Piszę już jakiś czas (22/11/2011) i krótko dla mnie i długo dla tej sytuacji w jakiej jestem. Co dziennie mam zwątpienia, codziennie jakieś iskierki nadziei, ale ogólnie: dół, wielki dół. Czekam na 7 grupę 12 kroków, radzę sobie jak umie a ile umie? To widać nawet z postów... żyję doświadczeniami Was tutaj piszących, próbuje wyciagać wnioski ale jest tak ciężko uwierzyć, po ludzku uwierzyć, że wszystko ma jakiś cel, że jeszcze słońce wzejdzie i dla mnie. Zwątpienie zabija u mnie wszystkie radości dnia codziennego, bo co to za dzień bez wiary w lepsze jutro. Dziękuje za namiary raz jeszcze.
[ Dodano: 2011-12-13, 15:19 ]
Niestety meilowe porady nie wchodzą w grę z namiarów jakie mi zostałe tu zaproponowane przez Madę 27 (pomocy). Psycholog ok, kazał się zastanowić: czy kocham i ratuje czy boje sie samotności i ratuje ... a ja od razu powiedziałam ze kocham, ale za chwile zwątpiłam ... juz jestem tak zmeczona, że gdyby jutro była sprawa poddałabym się ... Ciagle jescze myslę: potrzeba czasu, żeby wszystko ochłonęło, ale czy uczucia również nie oddalają sie od męża? Dzieci były na weekend u niego, od tego czasu nawet do nich nie zadzwonił ... juz sie nacieszył? A może poprostu pracuje, a może ... pije z kolegami a może ... ciagle a może ... ide w piatek do spowiedzi, powiem wszystko co boli, oddam to Bogu, bo ja dalej nie mam sił żeby to w sobie nosić ... po co tak strasznie się męczyć ... dzis młodsza córka była ze mna u lekarza:zapalenie oskrzeli, zostałam z nia w domu i powtarzałam w myśląch: Jezu zabierz moje problemy daj odpoczać ... jak zwyczajowo kiedy mnie nie ma w pracy mam 100 telefonów, nie mozna nawet spokojnie polezec to dziś żadnego! Może Jezus wysłuchał, że nie jestem z betonu ... ale zeby tak maz usłyszał, że jeszcze można wszystko naprawić, zacząć inaczej po nowemu
Jezu zabierz ode mnie problemy, zajmij sie nimi zebym ja mogła zając sie sobą, proszę Cię ...
rozalka [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-13, 15:43
[b]ONA[/b
Pewnei zaraz bedziesz sie smiała z tego co napisze i powiesz wariatka...ja rok temu tez nie wierzyłam ze sie da...ALe naprawde da sie przez to przejsc tylko trzeba w to uwierzyc i trzeba tego chciec...
Ja nie moglam sie pozbierac po odejsciu meża..Mam 2 malych dzieci i zostalam sama z dnia na dzien...Ludzie na tym forum pisali mi kobieto weź sie za siebie,nie ogladaj sie na niego.Zrob cos dla siebie...idz do fryzjera,kup sobie fajny ciuch,wyjdz do ludzi...Zacznij zyc dla siebie nei dla niego...
Nie chcialam..bo jak to bedzie wygladało...lepiej sie umartwiac...
Poszłam do psychologa,psychiatry.Niestety ten pierwszy okres musialam zarzywac leki uspakajajace bo nie funkcjonowalam...a tu przeciez dzieci dom praca...Bardzo dużo pomogli mi przyjaciele,znajomi...
Zaczelam wychodzić do ludzi .I to chyba byl przelom...nie mozesz siedzieć sama i sie zamartwiac...Idz gdizekolwiek,posiedz u kolezanki....Wygadaj sie ale nie badz sama bo wteyz sie mysli...
Idz naprawde do fryzjera,pokaz ze jestes silna bo jestes tylko jeszcze o tym nie wiesz...Dasz rade z tym wszystkim zobaczysz
Modle sie o sile dla CIebie zebys zobaczyla ze da sie zyć bez niego ...
mada27 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-13, 15:47
Ona1974 napisał/a:
Niestety meilowe porady nie wchodzą w grę z namiarów jakie mi zostałe tu zaproponowane przez Madę 27 (pomocy).
no mejlowa terapia to chyba średni pomysł;)
widze ze jesteś z zachodniopomorskiego, to pomyślałam ze może dasz rade się wybrać i zobaczyć czy Ci taka pomoc będzie odpowiadała
[ Dodano: 2011-12-13, 15:50 ]
a jeśli nie to może coś podobnego znajdziesz bliżej swojego miejsca zamieszkania
chciałam tylko mniej wiecej pokazać ze takie formy pomocy istnieją tylko trzeba szukać
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-18, 20:53
Rozalka napisz jak sobie poradziłaś ... może nawet na priv... ja tez mam dwie super córki, sprawa 14/02/2012 ... Walentynki ... super dzień. Oczywiście nie zgodzę sie na rozwód - tak teraz myślę, ale im bliżej tym bardziej jestem zmęczona. Sama daje tu rady: zbierz się, walcz, ratuj a ja ... sama padam i wstaję na chwilę. Za miesiąc jadę do psychologa, odpowiedzi dla niego nadal nie mam.. czekam na tego mojego męża, czekam ,,, a co jak się nie doczekam, zmęczyłam się po prostu po ludzku. Modlę się do Sw Rity,, nie dałam rady NP.. tak jak Ty Rozalko wolę, tak mam - udręczać się, zamiast ruszyć do przodu, co głupi charakter! Wczoraj miałam miły dzień, małżonek przyszedł, nie widziałam go dwa tygodnie i nawet tyle nie słyszałam, miła rozmowa, spokojna. Ja już sobie zrobiłam nadzieję .. od razu, po jednym spokojnym spotkaniu. Głupia!!
Nieraz mam odruch wymiotny na tę całą sytuację .. Jestem zmęczona.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-26, 09:23
Ona1974 napisał/a:
ie umiem nadal zająć się tylko soba i dziećmi ... nie potrafię.
mimo ze u mnie kryzys ze zdradami zaczal sie 3 lata temu, taz czasami nie potrafie skupic sie na sobie i dzieciach
ale jest coraz lepiej, ludzie widza zmiane w moim zachowaniu i ja tez to czuje
a po burzy zawsze wychodzi slonce :)
i u as kiedys wyjdzie, a kiedy?
to wie tylko Bog ile czasu potrzrbujecie...
a uwierz ze mieszkanie razem nie nalezy do lekkich kiedy maz zdradza,codziennie znika, a odpowiadanie dzieciom (prawie 6 i 3 lata) gdzie pojechal tata wieczorem nie naleza do prostych...
ale cieszmy sie z tego co mamy tu i teraz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.