Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
straciłam nadzieję
Autor Wiadomość
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-22, 12:09   

Czerwona...GRATULUJĘ przejscia do kolejnego etapu...najgorszy masz za sobą.
Teraz TY...Twoja praca nad sobą i ze sobą.
Piszesz...lepiej późno niż wcale?.....tak, ale mając na uwadze Twoje posty od chwili kiedy sie pojawiłaś do dzisiejszych....szybka jesteś :-D

"Kazdemu etapowi życia Pan Bóg przypisał własciwe mu niepokoje"

Samotna...nie o wine i nie o uległość chodzi....ale o Ciebie i jakośc Twego życia.
Miłość to nie uległość!

Mojego męża zauważyłam drażni i to, ze sobie radzę i to ze sobie nie radzę. Wszystko.
Jak sobie radzę, to trzeba mnie wbić w wieksze poczucie winy, jak sobie nie radzę to czerpie z tego swoją siłę, więc jak?


Twojego męża bardziej drażni to że sobie radzisz, wiec trzeba Ci dowalić żebyś znowu przestała sobie radzić, bo wtedy ma nad Toba kontrole. Zresztą przypuszczam że co byś nie zrobiła to i tak będzie źle.
Więc jak?.... .. więc przestań zwracać na idiotyczne gadki i zachowania uwagę!!!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-22, 13:26   

Leno! nie wiem , czy jestem szybka , wiem , że doznałam czegoś , co mozna nazwać olśnieniem , oczywiście nie doznałam tego sama z siebie ale przy pomocy madrych ludzi , także stąd , z forum. Patrzę na tę sytuacje trochę z góry , nie jest mi lzej ale przynajmniej zaczynam pewne rzeczy rozumiec , wiem już , że nie można nikogo obarczać swoim lękiem przed życiem, to nie jest kwestia winy , nie w tych kategoriach to rozpatruję , wina , jeśli o tym mowiemy, leży po obu stronach ale po obu stronach musi też leżeć chęć naprawy. I jesli Twoja druga połowa tego nie chce pozostaje to tylko zaakceptować. Jest ciężko , bardzo cięzko ale kto powiedział , że bedzie lekko. W takiej sytuacji nalezy ratowac siebie i o sobie myśleć , poszerzać swoje horyzonty i rozumiec, że szczęście to nie jest zniewolić kogoś swoja miłościa i byc samemu w sidłach takiej miłości. Teoria , łatwo się pisze ale wreszcie zrozumiałam choć tę teorię. Samotna , masz problem i sie miotasz bo to , co robisz , robisz cały czas po to by utzymac przy sobie męża. każde słowo i kaźdy gest będziesz analizowała i zastanawiała się , czy był dorby czy zły . Jeżeli jesteś cały czas atakowana , przestań na te ataki reagować . twój mąz jest na takim etapie , że czy będziesz stała czy leżała , czy siedziała - wszystko bedzie źle. Przede wszystkim bądź opanowana i rób swoje. Nie daj się poniżać ale też nie daj sie wciągać w pyskówki.wszystko co robisz jest podyktowane strachem przed jego odejściem . jedyny sposób - to przestać się bać. Przestać się bać.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 09:41   

Czerwona...... fajnie piszesz :" że doznałam czegoś , co mozna nazwać olśnieniem "
A czy to nie jest tak że pozwoliłaś tej traumie poprostu przejśc przez Ciebie?Że ten spokój mimo że boli jest efektem zrównoważenia Twojego "MNIE; i "JA"? Że już nie jest tylko Twoje urażone i zranione Twoje "mnie" ale jest coś takiego jak akceptacja przez twoje "JA" że zostałas zraniona "?
Że rana to ból,ale Ty masz obowiązek zadbania o swoje "Ja" aby mozna było życ mimo bólu?mimo rany? Że nie masz wpływu na to co zrobi Twój "zdradzacz",ale masz wpływ na siebie.
Fajna zmiana...dość szybka zmiana .To jest efekt uznania swojej bezsilności.
Pogody Ducha Czerwona
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 11:46   

Samotna wiesz dziś usłyszałam takie słowa, które były wprowadzeniem do Eucharystii. A mianowicie , że Chrystus przyszedł na świat nie dać pokój a rozłam i wiesz o co w tym chodzi ? Chodzi o to , że Chrystus najpierw musi zniszczyć egoizm i zło, aby doszło do prawdziwego przebaczenia w Chrystusie.

Tak brzmi komentarz do dzisiejszej Ewangelii ze strony www.mateusz.pl :
Św. Paweł prosił dla Efezjan, by Bóg przez swego Ducha sprawił w nich
"wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka". Także my bardzo potrzebujemy
mocy Ducha Miłości. Jezus wie o tym, dlatego pragnie rzucić na ziemię Jego
ogień. Dla tych, którzy chcą poznawać miłość Chrystusa i napełniać się
nią, jest to ogień dający światło i moc, budujący jedność. Dla tych,
którzy "bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło" (J 3,19), staje się
on powodem rozłamu. Zbliżając się do ołtarza Chrystusowego, dziękujmy
Ojcu, który przychodzi do nas w swoim Duchu. Otwórzmy szeroko nasze serca,
abyśmy w miłości wkorzenieni i ugruntowani, "doszli do całej Pełni Bożej".
Małgorzata Durnowska, "Oremus" październik 2002, s. 97

Samotna czasami trzeba coś zniszczyć, aby ponownie wybudować na mocnym fundamencie ja wierzę , że Chrystus wie co dla nas dobre. Ja wiesz doznałam, że jak się tak ufa to nawet jak się usłyszy coś przykrego to dotknie, ale jakoś tak lekko i bezboleśnie.
Nie zrozumiemy postepowania naszych połówek zaufajmy, że Chrystus im ukaże zło, które uczynili. Oni wszystko odwracają przeciw nam, aby nas wpędzić w poczucie winy, aby usprawiedliwić swoje złe zachowanie, a ja mówie nie dam się.
Nienawiść i zło nie zwycięży ono kiedyś będzie musiało być zdemaskowane, bo Chrystus tylko zwycięża.
Samotna dasz radę!
Pozdrawiam
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-23, 16:26   

Małgorzato,
dziekuję za słowa otuchy. Wszyscy tutaj mamy nadzieje, ze nasza wiara, nasze modlitwy, nasze zmiany przyniosa nie tylko ukojenie i spokój duszy, ale kazdy z nas pewnie liczy, ze byc może przyjdzie do nas mozliwośc odbudowy właśnie na tych zgliszczach.
Jeszcze raz dziekuję

[ Dodano: 2008-11-09, 16:44 ]
Prosze Was ponownie o pomoc i Wasze cenne rady. Chciałabym usłyszeć Wasze zdanie w temacie dla mnie bardzo trudnym.
Ci co znaja moją historie wiedzą, ze decyzje o rozstaniu podjął mój mąż. Zdążyłam przyjąc to do wiadomości. Pracuje nad sobą, wyciszam emocję, uczę astertywności i chciałbym nauczyć sie mądrze wytyczać granice. Mam z tym problemy, bo mąż mój ma władczy, trudny charakter i jak podejmnie jakąś decyzje to tak ma być. Syn 13-letni nauczył sie, ze z tata się nie dyskutuje, a jeżeli już to musi to zrobić bardzo mądrze. Jest inteligentynym chłopcem, więc wie jak ustawic sie w rozmowie. Ja natomiast byłam tą strona łagodniejszą i nie wypracowałm sobie takiego posłuchu jak mąż. Dopóki byliśmy razem stanowiło to pewną wypadkową i syn wiedział, ze jesteśmy jednoscią. W obecnej sytuacji czuję i doświadczam, ze syn próbuje podobnie jak jego tata manifestować swoją siłę i przejmować taty sposób bycia i sposób na życie. Zaczyna do mnie pyskowac, stawiać się, podnosic głos i ugrać dla siebie jak najwięcej. Wszelkie moje próby rozmowy i tłumaczenia stara sie zbyć, na zasadzie, że się czepiam i nie rozumiem. Mąz chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, ze to co zrobił mnie i naszej rodzinie moze miec wpływ na życie i decyzje syna w przyszłości. Pokazał mu, ze jak sie znudzi współmałżonek to można wyjść z małżeństwa jak z piaskownicy. Jest jeszcze jeden ważny problem mąż chodził ze mna do Kościoła przed ślubem, ja go do tego nie zmuszałam, a i po ślubie wiele lat chodziliśmy całą rodziną. Od jakis 4 lat przestał chodzić, bo nie wierzy, bo sie tam nudzi i określił sie, ze chodzić nie będzie, ale syn miał chodzić ze mną. Teraz i to sie zachwiało, bo syn wiedząc, ze tata juz z mama nie jest, również do Kościoła nie chce chodzić. trłumaczy to tymi samymi powodami co mąż. Powiedział, ze to jest jego wybór, nie wierzy w Boga, nudzi się na mszy i chodzić nie chce. Owszem będzie chodził jak mu bede kazała, czy zmuszała, ale tłumaczy mi, ze przeciez nie o to chodzi, zeby chodzic na siłę.Próby rozmowy z nim na temat wiary spełzają na niczym, wiem, ze mogę wymusić na synu niedzielne uczestnictwo we mszy, ale zarówno syn jak i mąż będą traktować to jak mój upór i brak uszanowania czyiś decyzji. Czuję, ze mam związane ręce, bo wszystko sie posypało.
Prosze Was o jakie ś wskazówki, wasze przemyślenia, czy zmuszac syna do Kościoła, do wiary, jak sobie z tym poradzić?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8