Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Marcin108-dla Ciebie
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-07, 23:39   

Mąż Zosi napisał/a:
Elu
To czy była miłość i świadomy wybór ma zbadać kościół. Nie wiem czy była miłość.

Od kogo mi się dostało? Pisałem do Marcina w jego temacie..

pozdrawiam
Jarek

No Ty nie wiesz, czy była miłość, bo to nie Twa żona.
W takim razie zapytajmy Marcina.

Marcinie, nie było Twojej miłości do żony w dniu ślubu?...

Jarku, kościół nie zbada miłości. Miłości nie da się zmierzyć.
Czy miłość jest mierzalna? Jak się ją mierzy i sprawdza?
Jakimi miarami?
Jarku, napisz!
Jak mierzy i sprawdza miłość sąd duchowny? Miłość Marcina w dniu ślubu - czy to sąd duchowny zmierzy? Jak?

"świadomy wybór" - Marcinie nie wybrałeś świadomie?
Myślę, że wybrałeś świadomie tę kobietę wtedy. I myślę, że wszystko nie o to w tym wszystkim chodzi...Nie o sprawdzanie ważności tutaj chodzi, prawda Jarku?

- tylko chodzi o krzywdę, z którą teraz Marcin nie może sobie poradzić. Chodzi o ból i jego bezsilność teraz. O wszystko chodzi teraz. Nie o wtedy, tam, w kościele, w dniu ślubu.

Chodzi o teraz: o zranienie, o ból, o krzywdę, o poczucie winy, o poczucie może niesprawiedliwości - rzecz rozgrywa się "o TU I TERAZ" , nie wtedy tam, w tym ich najpiękniejszym dniu, z kwiatami, suknią najpiękniejszą pod słońcem, z kamerą, z planami na następne 45 lat, z planami wyjazdów, wspólnych wakacji.

Tu i teraz jest coś, z czym Marcin nie może sobie poradzić, bo okazuje się, że są bardzo trudne chwile: nie tylko szczęście i pozytywne odczucie, lecz ból - ból dozwolony, lecz nie chciany - człowiek buntuje się przed przyjęciem bólu. Tylko tyle, lecz czasem aż tyle.
Chodzi o teraz.
 
     
Agunia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 00:31   

Miłość tego człowieka do żony sakramentalnej została zdeptana i zszargana...

dosyć ciekawe że w tym wątku wypowiadają się osoby będące w związkach...

Upominacie go co do sakaramentów...co myślę ... człowiek nie jest dla prawa ...tylko prawo dla człowieka...
piszesz Elu " chodzi o teraz"- zdecydowanie bo jedyna chwila to teraz -a Marcina teraz brzmi NIE dla żony " sakramentalnej" - zdecydowanie go rozumiem
Każdy z nas , którego "miłość ' została zszargana i podeptana uważa i pragnie tego, niezależnie czy jest to forum katolicki czy nie, pragnie ...być przekonanym" jestem wart miłości' ' jestem wartościowym człowiekiem' ' być może to co czyniłęm jast złe ale ja jestem sam w sobie ogromną, umiłowaną wartością w oczach nie tylko Boga ale również ludzi i to zdecydowanie niezależnie czy życie pokieruje tak że będę w związku niesakramentalnym czy też w sakramentalnym.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile trzeba zaparcia i wytrwałości w sądzie cywilnym a co dopiero w sądzie biskupim i to tylko po to aby gromada " mędrców"stwierdziła: ważne - nieważne i tym samym " oceniła sytuację jasno "....?????!!!!
Powiem jedno... jak dobrze, że Bóg jest ponad wasze sądy i osądy jak dobrze że On jest ponad literą prawa i jak dobrze że on kieruje sie Miłością ponad wszytko....

Pozdrawiam Cię Marcin i życzę szczęścia!
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-08, 12:24   

Agunia, jestem tak samo w swoim związku sakramentalnym jak Ty w swoim. Mojego i Twojego męża w domu na dzień dzisiejszy nie ma. Na śmierć i życie walczę o to, żeby tu na ziemi nie zostało zdeptane to, co w niebie zostało związane.. Różny jest stopień schorowania związku małżeńskiego - jednego ciała, ale Bóg - najlepszy lekarz, nawet zmarłego może przywrócić do życia :->
Też miałam wielką potrzebę czucia, że jestem kochana. I wiesz.. sprawdzają się słowa zawarte w przykazaniach - Boga kochaj na 1 miejscu, a bliźniego jak siebie samego. Pokochaj i doceń sama w sobie córkę Królewską, odkryj swoje piękno, godność i rozsiewaj wokół siebie miłość. Poczujesz jak w sercu to uczucie Cię rozpiera i jak wszystko uśmiecha się do Ciebie. Ja staram się nie troszczyć o to, żeby ktoś mnie przytulił, czuć, że kogoś ja potrzebuję. Szczęśliwa jestem, gdy czuję, że do szczęścia coraz mniej jest mi potrzebne, a dowody szczerej miłości płyną do mnie z różnych źródeł. Do Ciebie i do Marcina też popłyną. Tego Wam życzę - Pełnej Radości.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-09, 11:07   

Agunia napisał/a:
niezależnie czy życie pokieruje tak że będę w związku niesakramentalnym czy też w sakramentalnym.

Aguniu, w związku sakramentalnym jesteś nadal.
Sakrament Małżeństwa jest zawarty na całe życie.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-09, 19:57   

Coś było ..jakaś mięta chociaż między Marcinem i jego żoną, skoro w obecności Boga zdecydowali sie ślubowac sobie !! A teraz....co Bóg złąćzył, niech człowiek sie nie waży rozwiązywać !
Marcin, wiem, że Ci ciężko i wierzę, że swoją znajoma spostrzegasz jako odwrotnośc swojej żony....pewnie nie jest dwulicowa i jest super szczera , cudowna , miła itp....Przypomnij sobie jednak jak spostrzegałeś przed Słubem swoją żonę.....czyż nie podobnie ?? A jak będziesz spostrzegał tę panią za jakiś czas ?? Też kiedyś będzie zwyczajną Kobitką, czasem bez makijażu i rozczochrana i nawet kiedys tam wścieknie sie i nawet krzyknie....i co ....i znowu będzie pomyłka ??

Marcinie, ja mam wrażenie, że Ty nie przez przypadek trafiłes do nas....na forum katolickie. Czy Ty chciałbyś od nas usłyszeć słowa aprobaty na Twoje plany na przyszłośc ...czy chcesz od nas rozgrzeszenia ??
My nie od tego ! My nie mamy takiej siły ani mocy, żeby związek sakramentalny rozwiązać, usprawiedliwić, czy nawet ocenić. To TY mówisz, że zrobiłes wszystko...a to wie tylko Bóg ! Do Niego się zwracaj z prosbą o wsparcie, prowadzenie, dobre rady. On Cie poprowadzi po swoich ścieżkach, jeżeli Ty tego zechcesz i Go zaprosisz !

Masz Marcinie wolną wolę, rób jak uważasz.
Tutaj masz przyjaciół....cokolwiek sie stanie, jestem z Tobą, przytule jak trzeba....ale ani ja, ani nikt z forum drogi Ci nie wskarze i życia za Ciebie nie przeżyje ! Przytul się do Jezusa i daj Mu sie powieść przez jego ścieżki...wtedy też dostaniesz odpowiedź, zaznasz spokoju , a Twoje trudne sprawy zostaną rozwiązane ! Pozdrawiam !! EL.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-09, 20:50   

Marcinie ...
Kiedy czytam o dramatach małżeńskich to przychodzi mi do głowy jedna myśl: "Boże cud jest potrzebny" !Szczególnie dotyczy to sytuacji zdałoby się beznadziejnych po ludzku, przekreślonych wręcz jak sytuacja niewidomego od urodzenia żebraka z Ewangelii Jana.
My też od urodzenia jesteśmy ślepcami, z pokolenia na pokolenie...I możemy się wysilac, gimnastykowac w przemysleniach, szukac rozwiązań, zawsze po omacku będziemy je wykonywac , realizowac, próbowac własnych sił. I często jesteśmy już tak poobijani chodzeniem po omacku, że już nie mamy sił, że nie widzimy sensu dalszego działania, że wszystko jest beznadziejne..., że ulegamy... Pojawia się pytanie właśnie w kryzysach...dlaczego? Dlaczego mnie to spotkało...?
Marcinie Pan Bóg patrzy inaczej na sprawy człowieka niż sam człowiek.
Dlatego trzeba zapytac nim zaczniesz działac...po co mnie to spotkało?
Zauważ ,że w Ewangelii Jana zapytano...:"Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy - on , czy Jego rodzice"? Dla mnie osobiście szokujaca jest odpowiedź Chrystusa, daje nadzieję, odkrywa sens :"Ani on , nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale STAłO SIE TO,ABY SIę NA NIM OBJAWIłY SPRAWY BOZE".
Gdyby w tym miejscu skończyła sie Ewangelia czułabym się oszukana...
Ile starania , ile zabiegów, ile wysiłku i troski , a przede wszystkim Miłosci ze strony Chrystusa...mieszanie błota,nakładanie na oczy niewidomego...
Ale MARCINIE zobacz teraz...nasza ślepota nie pozostaje jedynie w rękach Chrystusa...chociaż tak walczy o uzdrowienie...posyła ślepca żeby przemył oczy w sadzawce...przejrzał ...Dokonał również wysiłku...starań, by więcej sie juz nie obijac, by nie żebrac o zwrócenie na siebie uwagi,by nie żebrac o najmniesze niegodziwe uczucie,by nie czuc się samotnym, ale żeby zobaczyc dziwy Boże...To czego normalnie nie możemy ujrzec...GODNOśC LUDZKą...

"Czy Ty wierzysz w Syna Człowieczego?" (J 9:35)

Pozdrawiam Cię serdecznie ...
Cała Nadzieja na lepsze życie przed Tobą...
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-10, 10:56   

El napisała:...Przypomnij sobie jednak jak spostrzegałeś przed Słubem swoją żonę.....czyż nie podobnie ?

Tak....mój mąż mówi nie raz do mnie"byłaś taka przed ślubem,a potem Twoje wady się wyolbrzymiły.....",lub"przed ślubem byłaś inna,potem się zmieniłaś"........jakby nie było,zdradzacz zawsze znajdzie wytłumaczenie swoich czynów.....to ja jestem wszystkiemu winna,jak zawsze....
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-10, 11:15   

Weroniko :)
A nie zmieniałaś się? Zostałaś taka sama jak przed ślubem?
Przecież się zmieniamy...dorastamy, dojrzewamy...
To co napisałaś o swoim mężu...odczytuję nie jako usprawiedliwienie swoich błędów , ale jako żal...A skoro jest żal, emocje, to nie jesteś mu obojętna.
Polecam fajną książkę ( mogłoby się zdawac ,że niepotrzebna) "Aby małżeństwo mogło się powieśc" Denis Sonnet. Swietnie pokazany kobiecy i męski świat w zderzeniu...
Pozdrawiam serdecznie:)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-10, 17:15   

Mirela napisał/a:
Weroniko :)
A nie zmieniałaś się? Zostałaś taka sama jak przed ślubem?
Przecież się zmieniamy...dorastamy, dojrzewamy...
To co napisałaś o swoim mężu...odczytuję nie jako usprawiedliwienie swoich błędów , ale jako żal...A skoro jest żal, emocje, to nie jesteś mu obojętna.
Polecam fajną książkę ( mogłoby się zdawac ,że niepotrzebna) "Aby małżeństwo mogło się powieśc" Denis Sonnet. Swietnie pokazany kobiecy i męski świat w zderzeniu...
Pozdrawiam serdecznie:)


Mirelo, według mnie nie masz racji. Niezależnie od tego jak się zmieniamy, jesteśmy akceptowani albo nie. A dla odchodzącego małżonka powodem może być wszystko:
-nagle spodoba mu się blondynka gdy żona jest brunetką
-szuka "słodkiej biedniutkiej" którą musi się zaopiekować, albo "spontanicznej" albo mniej zaradnej, mądrzejszej lub głupszej. Czasem jak już Ola napisała, karmiono ich szynką, zechcieli salcesonu. Każdy powód jest dobry.
A jeśli oni wymyślają takie bzdury: " zmieniłaś się, kiedyś byłaś inna " - to tylko usprawiedliwianie siebie. To co kiedyś było zaletą, dziś jest wadą żony i powodem do zdrady. Ba, to samo co u żony jest "wadą" u kochanki zwykle okazuje się zaletą.
Trzeba przypomnieć, że oni również się zmienili, obiecywali złote góry, a wepchnęli nas w bagno. No i nie są młodsi, tylko coraz starsi, czego raczej starają się nie zauważyć, zaś nam stawiają zarzuty iż nie pozostajemy wciąż tak samo młode jak w dniu ślubu.
Nie można według mnie szukać w sobie winy, że szanownemu się odwidziało, nawet jeśli w jakiś sposób żona nie spełnia oczekiwań męża, chyba można o tym porozmawiać, prawda?
Zresztą, czy my w imię spokoju i miłości nie przymykałyśmy oczu wiele razy na wady mężów?
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-10, 19:14   

Hm...
Elzd1 :) witam Cię serdecznie:)
Taki komunikat wrył mi sie w pamięc..."kiedyś byłaś inna" ...
hm...Co autor miał na myśli???????
W moim przypadku wyglądało to tak...
Z tłumaczenia chłopa na nasze: "Kobieto , nie bądź zołzą, uśmiechnij sie mimo ,ze jest pod górkę, kiedyś robiłaś to uroczo i dodawało mi to skrzydeł i powera do działania:)"
Więc u mnie autor miał coś innego na myśli...
Może dobrze ,że wymskło mu się wcześniej.... :mrgreen: , pozwoliło to ominąc , salcesony...

Pozdrawiam:)
ps. Dobrze ,ze miałam uszy jak słoń ;-)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-10, 19:38   

Mirelo. To działa w obie strony: od nich też oczekujemy wsparcia, jak kiedyś. Dawniej każde nasze działanie było akceptowane, ale i oni się starali: kwiatki, uśmiechy, czułe slowa. Jak zzachowywał się mój szanowny gdy gotowałam pierwsze małżeńskie obiady, pamiętam do dziś. I kotlety nigdy nie były zbyt spalone, zupa zbyt przesolona. Z czasem ..... :cry:
Tak, oni też byli inni, moje starania były dostrzegane i przyjmowane z wdzięcznością. Kiedyś. Później wdarła się rutyna i poczucie, że dla własnej żony nie warto się starać, co znów zadziałało w drugą stronę: i ja mniej zwracałam uwagi na potrzeby szanownego.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-11-11, 13:47   

Elzd 1
Kluczowe słowa Twojego postu...
WDARłA SIę RUTYNA...
Zastanowię sie nad nimi...,bo dla mnie to brzmi jak: "zabrakło wina"

Owocnego Dnia Pańskiego:)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8