Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Świadectwo Ani
Autor Wiadomość
Ola79
[Usunięty]

Wysłany: 2013-05-19, 18:28   Świadectwo Ani

Wiem, że byłoby najpiękniej ( i dla mnie i dla innych) móc powiedzieć: "Tak, moje małżeństwo zostało naprawione, już pracujemy nad wspólnym życiem". To jeszcze nie ten etap. Ale wiem, że się doczekam. Kiedyś. Bo Pan Bóg nie pozwoli zginąć mojemu mężowi. Za bardzo Go kocha.

Jest to świadectwo mojego samotnego życia. Do napisania tekstu skłonił mnie artykuł "Naga prawda" zamieszczony w "Gościu Niedzielnym" dnia 12 maja br . Dziękuję autorowi za wszystkie myśli,
a szczególnie za ostatnie akapity. Nie wiem, jak moje dzieci odpowiedziałyby na pytanie, czy Pan Bóg Je kocha. To są dorosłe osoby, chociaż jeszcze niesamodzielne życiowo. I w dodatku bardzo skrzywdzone przez rodziców. Powiedziałyby prawdopodobnie, że nie wiedzą, czy Pan Bóg je kocha, powiedziałyby prawdopodobnie, że Pan Bóg o nas zapomniał. Bardzo nad tym boleję. Ale sama czasami też tak czuję. My rodzice, nie dajemy dobrego wzoru. Małżeństwo z trzydziestoletnim stażem, od 10 lat w kryzysie. Mąż znalazł inną kobietę i przekreślił wszystko to, co było dobre i to, nad czym można było pracować, naprawiać. Zostawił. Okradł rodzinę z siebie. A wydawał się być człowiekiem zasad, człowiekiem, który dużo wymaga od siebie. Takim chyba jest najtrudniej przyznać się do błędu. Okazało się, że nie był ani człowiekiem Boga, ani człowiekiem rodziny. Był i jest tylko „dla siebie”.

Zostałam sama. Świat zawalił się. Brakło podpory. Po dwóch latach samotnego zmagania się
z rzeczywistością (min. leczenie farmakologiczne, bo wcale nie było łatwo), jesienią 2007 roku trafiłam
do SYCHARU w Żorach. Wiedziałam, czego chcę. Dla mnie rodzina była zawsze najważniejsza. Składałam przysięgę wierności, nie po to, żeby ją łamać. „Na słowie harcerza, polegaj jak na Zawiszy”. Ja byłam harcerką i składałam przyrzeczenie. A przed Panem Bogiem przysięgałam mężowi: „Miłość, wierność,
i że nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże i wszyscy święci”. Dlatego nie wyraziłam zgody na rozwód. Żyję zgodnie ze swoim stanem, co oznacza przeraźliwą samotność. Nie umiem kłócić się z Panem Bogiem o swoje. Modlę się, pokazuję Mu swoje rany. Wierzę, że Pan Bóg ma wobec nas swój plan. Czekam, aż się wszystko wypełni.
Czekanie jest bardzo trudne. Żyję z dnia na dzień, bez większych planów na przyszły dzień, tydzień. Nie mam wielu powodów do radości. Często przegrywam sama z sobą. Ale trwam. O dziwo odkrywam, że bez tego człowieka można żyć. Umiem istnieć, funkcjonować samodzielnie.Tyle tylko, że samotność ma twarz smutnego człowieka.
Los niewiernego męża zawierzyłam Panu Bogu za pośrednictwem Matki Bożej i św. Józefa, patrona rodziny. Proszę też o modlitwę św. Ojca Pio i błogosławionego Jana Pawła II, który wartość rodziny wielkokrotnie podkreślał. Tak to sobie właśnie wyobrażam, że mąż wróci, a dzieci dostaną wyraźne świadectwo wielkiej miłości Pana Boga do nas. Żyję marzeniem, że czas szczęścia, takiego namacalego, realnego, nadejdzie i uda się nam odbudować małżeńską relację. Jest to zadanie życiowe, przez które można i trzeba przejść z Panem Bogiem. Inaczej nie uda się.

Odpowiedziałam na ankietę ks. Jarosława Ogrodniczaka. Od KOŚCIOŁA najbardziej potrzebuję modlitwy. Oczekuję, żeby stanął wyraźnie obok mnie, skrzywdzonej przez mój kościół domowy. Oczekuję,
że KOŚCÓŁ zauważy postawy ludzi realizujących przykazania kościelne w praktyce. Jest to dla mnie ważne, bo mieszkam w bardzo małym środowisku. Tutaj przeszłam „drogę krzyżową”, kiedy mąż odchodził, a potem gdy rozchodziła się wiadomość o tym, co się stało w naszej rodzinie. Ten wzrok ludzi kłujący, oceniający, pytający. Wolę być w kościele w sąsiedniej parafii. Nie czuję się dobrze w sytuacji kobiety „naznaczonej” tym, co zrobił mąż. Skąd to poczucie mniejszej wartości? Przecież żyję nie wywołując zgorszenia, jestem zakorzeniona w kościele, przeszłam bardzo długą drogę samorozwoju duchowego,sama wprowadzam dzieci w dorosłe życie, wycieram podłogi. Wiem, że jeżeli wytrzymałam to, co wytrzymałam i zrobiłam tyle, ile zrobiłam – to tylko dlatego, że Pan Bóg był ze mną i że musi mnie bardzo kochać. Nie wszyscy ludzie to rozumieją. Szkoda.

Kiedy mówiłam najbliższym, że jestem w SYCHARZE, nie rozumieli, specjalnie też nie dopytywali
(bo wtedy trzeba by wgłębiać się w tematykę, a mogło się okazać, że robię jakoś głupotę). Jednak czas
i ludzie robią swoje. Informacje o WSPÓLNOCIE TRUDNYCH MAŁŻEŃSTW rozchodzą się. Jest to droga kościoła: ciężka i trudna. Taką wybrałam. Księża już nie boją się podejmować tego tematu. Dowodem jest postawa księdza proboszcza Stanisława Gańczorza i księdza Henryka Skorupa z kościoła św. Filipa
i Jakuba w Żorach. Chwała Panu Bogu za Nich! Chwała Panu Bogu za innych księży, duchowych opiekunów wspólnoty. Dzięki Nim życie sycharowców ... jest odrobinę łatwiejsze. Wybaczam Księdzu, który podczas spowiedzi powiedział, że powinnam się rozwieść. Podobno była to ironia, ale z ust księdza nigdy nie powinny paść takie słowa. Mogły zostać odebrane jako wskazówka do dalszego działania.
Mam nadzieję, że z pomocą Bożą, wytrwałam do końca, do końca życia. A potem chciałabym spotkać się
z Panem Bogiem i moimi najbliższymi w niebie (koniecznie z mężem!). Taki mam plan.
Panie Boże ufam Tobie i w Tobie pokładam nadzieję! Anna
 
 
Elżbieta1974
[Usunięty]

Wysłany: 2013-05-20, 03:36   

Ola79 napisał/a:
Żyję marzeniem, że czas szczęścia, takiego namacalego, realnego, nadejdzie i uda się nam odbudować małżeńską relację.
Ola79 napisał/a:
Oczekuję, żeby stanął wyraźnie obok mnie, skrzywdzonej przez mój kościół domowy.


Ania, czy życie nie jest za krótkie, żeby żyć w poczuciu skrzywdzenia? Marzenia rzecz piękna. Ale przecież ptaki śpiewają za oknem, pachną bzy...

Ola79 napisał/a:
Skąd to poczucie mniejszej wartości?

Ludzie często odbierają Cię tak, jak Ty sama siebie odbierasz. Może za mało w Tobie poczucia własnej wartości?
jesteś ukochaną córką Boga :mrgreen: :mrgreen:
Wystarczy uwierzyć! Chociaż na własnej skórze doświadczyłam, że to baaardzo trudne!

Pogody Ducha i uśmiechu na twarzy :-D :-D !
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9