Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Pojednanie po zdradzie małżeńskiej |
Autor |
Wiadomość |
miriam [Usunięty]
|
Wysłany: 2009-12-01, 10:38 Pojednanie po zdradzie małżeńskiej
|
|
|
Pojednanie po zdradzie małżeńskiej
"Mam problem, jak pomóc swojej żonie, która nie może odnaleźć się po zdradzie popełnionej ponad rok temu. Z mojej strony doszło do przebaczenia szczerego i dzięki pomocy różnych ludzi dosyć szybkiego, bez wahania, bo uważałem, że jeśli żona wyznaje prawdę i chce zerwać z grzechem, to należy przebaczyć jak najszybciej. Chociaż było trudno, udało się! Okazało się jednak, że żona nadal kocha tego człowieka i znowu chce odejść, tym razem, żeby mnie „nie oszukiwać”. Na razie dała się przekonać, że nie może niszczyć drugiego małżeństwa (zresztą człowiek ten nie ma zamiaru opuścić dla niej swojej żony). Co robić?
Myślałem, że gdy poczyta trochę mądrych książek na temat miłości (między innymi o różnicy między zakochaniem–zauroczeniem a prawdziwą miłością), wróci do łaski uświęcającej (tzn. pójdzie do spowiedzi, będzie chodzić do komunii św.), będzie się modlić, to „zapomni” o wszystkim i nasze życie wróci do normalności. Tymczasem problem wybuchnął i boję się, że nawet jeśli się go zażegna na chwilę, będzie wybuchał z nową siłą. Żona uważa, że nadal czuje miłość do tego mężczyzny (nawet jeśli on jej nie kocha), tzn. że nasze małżeństwo nie ma już sensu. Nie wyobrażam sobie rozerwania sakramentalnego związku. Popełniłem w życiu wiele błędów (byłem zbytnio zapracowany, zbyt nerwowy, kłótliwy itd.), co według niej doprowadziło ją do zdrady, ale się zmieniłem, nie można więc powiedzieć, że jestem dla niej niedobry i obecnie są jakieś inne przyczyny. Nie wiem, co robić... Przyznam, że mimo modlitwy nie mam już siły... Obawiam się, że kiedyś pęknę i powiem jej w złości, że jak chce, to niech sobie odchodzi, i zepsuję wszystko.
Dodatkową kwestią są nasze problemy seksualne. Żona unika kontaktów intymnych, bo nie chce — jak sama powiedziała — wyobrażać sobie, że to się dzieje z tamtym człowiekiem."
Próbuję odgadnąć na podstawie tego listu, jakie jest samopoczucie Pańskiej żony i, szczerze mówiąc, serdecznie jej współczuję. Domyślam się, że jest przytłoczona poczuciem znalezienia się w pułapce. Zresztą oboje jesteście zgodni, że nie doszłoby do zdrady, gdyby ona w małżeństwie czuła się dobrze.
Szukała drugiego mężczyzny, bo źle jej było w świecie, w którym — jak jej się wydawało — dla nikogo (jeśli nawet nie dla męża) nie jest kimś jedynym, wspaniałym, skarbem bezcennym i nie do zastąpienia. Chciała być przez kogoś podziwiana, chciała zaznać trochę szczęścia. Skoro w małżeństwie — tak jej się wydawało — tego nie znajdowała...
Rychło jednak się okazało, że nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym nie bylibyśmy różnorodnie uwarunkowani, w którym wolno by nam było nie liczyć się z Bożymi przykazaniami, w którym naszymi czynami nie zaciągalibyśmy jakiejś odpowiedzialności ani nie musielibyśmy się liczyć z czyjąś odpowiedzialnością, słowem, nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym można by szukać wyłącznie własnego szczęścia. Dobrze, że był jeszcze możliwy powrót do męża.
Domyślam się, że w tej chwili jest jej jeszcze trudniej, niż zanim zaczął się tamten romans. Zapewne targają nią teraz dwa przeciwstawne nastroje, oba, niestety, raczej negatywne. Z jednej strony, jest to jałowe poczucie winy — dlatego jałowe, że do niczego dobrego nie prowadzi, a pobudza w niej raczej poczucie niskiej wartości niż nadzieję na uleczenie Waszego małżeństwa. Z drugiej strony, drażni ją zapewne to, co odczuwa — słusznie czy niesłusznie, może nawet właśnie niesłusznie — jako Pana faryzeizm i jako nieznośnie nieautentyczną wielkoduszność.
Mówiąc krótko, poczucie uwięzienia w pułapce bez dobrego wyjścia może być w niej teraz większe niż kiedykolwiek. Ufajmy, że nie jest aż tak źle. Jednak należy się liczyć z tym, że jest właśnie tak, iż czuje się ona teraz niemal jak więźniarka złego losu.
Co robić? Chodzi przecież nie tylko o to, żebyście ze sobą pozostali, ale o to, by było Wam ze sobą dobrze i żebyście się stali naprawdę kochającym się małżeństwem. Jak pomóc żonie wyjść z przytłaczającego ją poczucia, jakby była jednocześnie więźniarką, winowajczynią i ofiarą? Co Pan może, co Pan powinien zmienić w swym postępowaniu, żeby zwiększyć szansę na to, że ona znów rozpozna w Panu swojego ukochanego męża?
Radziłbym Panu — oprócz wielkiej i serdecznej modlitwy, o której jednak żona lepiej, żeby nie wiedziała — szukać reguł postępowania zwłaszcza na trzech następujących stronach Ewangelii:
* w przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15,11–32),
* w historii ocalenia cudzołożnicy (J 8,1–11) oraz
* w przypowieści o faryzeuszu i celniku (Łk 18,9–14).
Wydaje mi się zaś, że rokowania na ocalenie Waszego małżeństwa są bardzo duże.
Spójrzmy kolejno na te trzy ewangeliczne pouczenia. Jeśli chodzi o przypowieść o synu marnotrawnym, bez trudu można sobie wyobrazić, ile mądrości i pracy duchowej musieli później włożyć wszyscy członkowie tej rodziny, aby powrót tego, który „zaginął, a odnalazł się”, dokonał się w sposób pełny. Jednak Pan Jezus na absolutnie pierwszy plan wysuwa bezgraniczną radość ojca z odzyskanego dziecka. Wielkie jego grzechy nie przysłoniły w duszy ojca elementarnej wiedzy, że syn jest dla niego bezcennym skarbem, dzieckiem tym bardziej ukochanym, że prawie już utraconym.
Zanim spróbuję coś Panu podpowiedzieć na podstawie tej przypowieści, zerknijmy do opisu spotkania Pana Jezusa z cudzołożnicą. Zbawiciel — dokładnie tak samo jak ojciec syna marnotrawnego — jakby ostrą brzytwą dzieli czas na dwie części: „Nie potępiam cię, jednak więcej nie grzesz”. Słowem, jeżeli zdecydujesz się zacząć nowe życie, twoją złą przeszłość wrzucam do morza, nie ma jej. Jednak dopiero pod tym warunkiem.
Ten właśnie moment powinien być między Wami postawiony z całą jasnością: żadnego kontynuowania związku z tamtym mężczyzną, żadnego telefonu, żadnej kartki pocztowej, koniec.
Nad uczuciem zakochania w tamtym człowieku żona Pana może jeszcze nie mieć pełnej władzy. Tutaj wystarczy, jeżeli będzie się starała trwać przy mniej więcej następującej decyzji woli: „jestem żoną swojego męża i z nikim nie chcę mieć jakichkolwiek relacji półmałżeńskich ani ćwierćmałżeńskich”. Natomiast żona zdecydowanie musi zaprzestać podkładania drewienek pod ten ogień niedobrego zakochania. Nawet takich, które wydają się zupełnie niewinne.
Warunek ten niech Pan postawi — i egzekwuje — stanowczo, ale zarazem w taki sposób, żeby żonie jego przyjęcie ułatwić, a nie utrudniać. Prawdziwa miłość potrafi przecież swoje wymagania stawiać w sposób przyjazny i ciepły. Żonie i tak nie jest łatwo wracać do wspólnoty małżeńskiej, toteż powinien Pan robić wszystko, żeby nie poczuła się traktowana jak przestępczyni albo jak niedojrzała nastolatka.
Musimy sobie jednak postawić pytanie: jeśli żona — mimo całej delikatności, z którą ten warunek Pan jej postawi — jednak go nie przyjmie? Otóż tutaj pod żadnym pozorem nie wolno Panu ustąpić. Nie da się naprawdę odbudować małżeństwa na moralnym grzęzawisku. Niech w takim razie sobie pójdzie. Nie zdołalibyście odnaleźć się jako mąż i żona, gdyby strona, która dopuściła się zdrady, nie chciała usłyszeć słów Chrystusa Pana: „nie grzesz więcej”. Zatem nie trzeba jej zatrzymywać na siłę, zresztą i tak by się to Panu nie udało.
Ufam, że to nie będzie Wasz problem, na wszelki wypadek jednak przedstawię go do końca. Otóż gdyby żona nie chciała radykalnie zerwać ze swoim kochankiem i jednak zdecydowała się od Pana odejść, niech Pan spróbuje jej wtedy powiedzieć, że jest ona najbliższym Panu człowiekiem i że w każdej chwili może wrócić — pod warunkiem jednak, że zechce wrócić jako żona jednego męża.
To zaś, że Panu — w przypadku gdyby żona postawiona wobec powyższego albo–albo postanowiła jednak od Pana odejść — nie wolno by się wtedy było rozglądać za kobietami ani planować nowego związku, jest w świetle Ewangelii tak oczywiste, że tego wątku nie będę rozwijał.
Naprawdę napisałem to tylko na wszelki wypadek, bo jak już wspomniałem, rokowania co do przyszłości Waszego małżeństwa wydają się bardzo dobre. Wróćmy zatem do przypowieści o synu marnotrawnym. Nie mam wątpliwości, że to w niej leży tajemnica Waszego pojednania.
Byleby tylko Pan pamiętał o tym, że ojca syna marnotrawnego ma Pan naśladować, a nie utożsamiać się z nim. Tamten bowiem ojciec — obraz Ojca Przedwiecznego — w żaden sposób wobec swojego syna nie zawinił, czego nikt z nas nie może powiedzieć o sobie ani o nikim ze swoich bliskich, którzy nas swoim postępowaniem tak czy inaczej zranili.
Krótko mówiąc, musi się Pan bardzo pilnować, żeby nawet mimowolnie nie przyjmować wobec swojej żony postawy łaskawcy, który wspaniałomyślnie wybacza winowajczyni, a sam jest nieskazitelny. Ufajmy, że przed tym błędem będzie Pana chroniła przypowieść o faryzeuszu i celniku.
Przypowieść o synu marnotrawnym uczy nas, że pojednanie tworzy się przede wszystkim w naszych sercach. W sercu ojca była tak wielka tęsknota za powrotem syna i miłość do niego, i gotowość przebaczenia, że kiedy go wreszcie odzyskał, spontanicznie przyjął go z taką radością, jak gdyby syn marnotrawny wyświadczył mu największe w świecie dobrodziejstwo.
Nie można się dziwić, a tym bardziej sobie wyrzucać tego, że Pan nie umiał przyjąć żony z podobną radością i entuzjazmem. Podobnie jak nie trzeba się dziwić temu, że w procesie pojednania zapewne popełnił Pan wiele błędów i z pewnością niejeden jeszcze błąd popełni. „Pan Bóg pamięta o tym, że z prochu nas stworzył” — pociesza nas w obliczu naszych błędów Pismo Święte (Ps 103,14). Wystarczy, że Pan naprawdę będzie się starał unikać błędów. Zwłaszcza takich, które utrudniają żonie pełny powrót. Najważniejsze zaś, że postawa ojca z tamtej przypowieści o synu marnotrawnym stała się ideałem, który Pan będzie się starał osiągnąć.
Jeśli żona będzie zauważała, że naprawdę jest dla swojego męża kimś bardzo drogim i ukochanym; jeśli nie będzie miała wątpliwości co do tego, że jej obecność i bliskość jest wielką radością męża i spełnieniem jego wielkich tęsknot; jeśli się przekona, że mąż żywi dla niej wielki szacunek i miłość, nawet gdy czasem wyraża to raczej nieporadnie — wtedy ani się obejrzycie, jak Wasze pojednanie stanie się faktem.
Jeśli chodzi o kłopoty z nawiązaniem małżeńskiej intymności, może warto sobie przypomnieć czasy narzeczeńskie, kiedy nie małżeńska intymność była celem tego, że się wzajemnie szukaliście i potrzebowaliście. Trzeba dążyć do stwarzania takich sytuacji, kiedy Wam będzie ze sobą dobrze i odświętnie. Nie mnie podpowiadać, czy w osiągnięciu szczególnej bliskości wzajemnej pomoże Wam wspólna wycieczka, pójście razem do filharmonii czy nastrojowa kolacja we dwoje.
Chodzi o tworzenie takich sytuacji, dzięki którym przypomnicie sobie, że jesteście sobie wzajemnie naprawdę bardzo bliscy. Kiedy już nie będziecie mieli wątpliwości co do tego, że tak jest, wtedy potwierdzanie tego faktu również bliskością ściśle małżeńską stanie się dla Was czymś prostym, oczywistym, radosnym i bardzo prawdziwym.
Jednak jeszcze raz powtarzam: niech tej walce Pana o odzyskanie żony, o odbudowanie również w sobie samym miłości małżeńskiej, towarzyszy modlitwa, wielka modlitwa.
Jacek Salij OP
Źródło>>> |
|
|
|
|
agnicha [Usunięty]
|
Wysłany: 2009-12-01, 19:20
|
|
|
miriam,
Ty dla nas zawsze jakąś perełkę znajdziesz....no i znowu się nie zawiodłam...czytałam z zapartym tchem...
dziękuję |
|
|
|
|
w.z. [Usunięty]
|
Wysłany: 2009-12-01, 19:53
|
|
|
Kapitalny tekst. Mocne słowa. W zasadzie nic dodac nic ując, choc w zyciu to czasami różnie wyglądają te powroty. |
|
|
|
|
Agnieszka [Usunięty]
|
Wysłany: 2009-12-02, 17:31
|
|
|
Dziękuję Miriam |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2010-02-19, 14:40
|
|
|
Zdrada małżeńska i pojednanie
http://www.tvp.pl/religia...drada-malzenska
Co zrobić, kiedy jedno z małżonków zawodzi zaufanie drugiej strony i zdradza? Czy jest możliwe przebaczenie w takiej sytuacji? O drogach do pojednania i odbudowie małżeństwa po zdradzie prowadzący program Marek Jaromski rozmawia ze swoimi gośćmi z Misji Kana.
http://www.kana.info.pl/
Znam tego człowieka, który daje świadectwo w tym reportażu. Dziś należa z zona do Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych. Wydaja sie byc szczesliwi. |
|
|
|
|
kinga2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2010-03-09, 00:47
|
|
|
Moc sakramentu małżeństwa
Nasze małżeństwo po - ciężkim kryzysie - po zdradzie - zaczęło rozkwitać niespotykaną siłą miłości i wiary. Mój mąż powrócił i jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. I mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że nasza miłość jest teraz o wiele dojrzalsza. Owszem, jest inaczej - to tak jak z tym winem w Kanie Galilejskiej. Bo "gdzie (...) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5, 20). Potrzeba jednak ciągłej współpracy z tą łaską. Im więcej my z siebie dajemy, tym więcej Bóg nam pomaga.
Ratowałam swoje małżeństwo opuszczona przez najbliższych, zdana sama na siebie. Czułam jednak, że wspiera mnie łaska i całe niebo. Ratowałam nasz związek nawet wówczas, kiedy mąż mi powiedział, że już mnie nie kocha. Ratowałam godność naszego sakramentu i o to walczyłam, nawet jak mi mówiono: "to przecież nie pani zrywa przysięgę!". Bo właśnie w obliczu Boga przysięgałam, że nie opuszczę swego małżonka aż do śmierci. To ja wzięłam na siebie odpowiedzialność za nasze małżeństwo i modliłam się o nawrócenie swojego męża (Telegramem do św. Józefa, Litanią do Ducha Świętego i Litanią do Najdroższej Krwi Chrystusa), bo on wtedy był w stanie tej duchowej śmierci.
Na każdą i każdego z nas czeka wiele łask, ale najpierw to my sami musimy o nie poprosić. Bóg się nie wprasza na siłę do nikogo, to my bardzo często wystawiamy Go za drzwi. On jest i czeka cierpliwie, aż przestaniemy się szarpać ze sobą życiem. Dlatego pierwsze kroki kierujmy najpierw do Pana Boga, a otrzymamy spokój, siłę, ukojenie i światło do wszelkiego działania.
Staram się tak postępować i dzielę się z Wami własnym doświadczeniem, jak działa łaska w moim życiu. Prawdziwa miłość przecież zaczyna się dopiero od kochania "na złe". I nas to spotkało... Jednak nasza miłość ocalała w obliczu wielkiej próby. Zrozumiałam, że kochać to przede wszystkim wybaczać. I stał się "cud", a potem drugi i następne - i tyle łask spłynęło! Dostaliśmy "lepsze wino" na koniec. Taka jest bowiem moc sakramentu małżeństwa - trzeba tylko zawierzyć wszystko Jezusowi. Zawsze jest za wcześnie, aby się poddawać, i nawet w cierpieniu można być szczęśliwym.
http://adonai.pl/malzenstwo/?id=55 |
|
|
|
|
agnicha [Usunięty]
|
Wysłany: 2010-03-09, 09:37
|
|
|
Zawsze jest za wcześnie, aby się poddawać, i nawet w cierpieniu można być szczęśliwym.
podpisuję się pod tym zdaniem
Kinga2,
dzięki za to świadectwo |
|
|
|
|
fanti [Usunięty]
|
Wysłany: 2012-05-04, 10:28
|
|
|
[ Bo "gdzie (...) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5, 20).
Dziękuję Ci za te słowa. Wszyscy dajecie mi siłę i wiarę. |
|
|
|
|
wiara47 [Usunięty]
|
Wysłany: 2012-05-04, 22:34
|
|
|
Miriam - dziekuje Ci slicznie....
Ojciec Jacek , zupelnie odpowiadal jakby na list mojego meza....
ja bylam cztery lata temu w dokladnie takiej sytuacji jak ta "zona".
Zabraklo tylko nam obojgu "cierpliwosci i wytrwalosci" - przebaczajacego meza
i w konsekwencji stalo sie jak sie stalo...
ja jestem teraz "oczekajaca".....
Po tym pieknym tekscie Ojca Jacka , serce mi spiewa ...i nowa sila do "wytrwalej modlitwy"
przybyla.
Dziekuje jeszcze raz za ten tekst...pozdrawiam. |
|
|
|
|
Rubin [Usunięty]
|
Wysłany: 2015-01-13, 15:08
|
|
|
Takie perełki poutykane po całym forum. A to tu, a to tam :) |
|
|
|
|
Orsz [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-17, 22:26
|
|
|
Z niej już pięcioletniej już perspektywy muszę powiedzieć że z o. Salim się nie zgadzam. |
|
|
|
|
GosiaH [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-18, 07:44
|
|
|
Orsz, a ja znów, też z mojej 5letniej perspektywy, mogę powiedzieć, że zgadzam się z tym, co napisał o.Salij.
jego rady:
1. "Ten właśnie moment powinien być między Wami postawiony z całą jasnością: żadnego kontynuowania związku z tamtym mężczyzną, żadnego telefonu, żadnej kartki pocztowej, koniec. "
dokładnie tego zażądałam (!) a mąż spełnił w czasie powrotu
2. "Krótko mówiąc, musi się Pan bardzo pilnować, żeby nawet mimowolnie nie przyjmować wobec swojej żony postawy łaskawcy, który wspaniałomyślnie wybacza winowajczyni, a sam jest nieskazitelny."
To był mój punkt do pracy nad sobą. Trudny, ale wykonalny.
Itd
To, jak zwykle jest indywidualną sprawą, każdy przypadek jest inny, niemniej, pewne wartości, zasady są ponadczasowe i sprawdzalne w każdym przypadku.
Orsz, co u ciebie? Masz siłę (i wolę) napisać?
Dość długo ciebie na forum nie było |
|
|
|
|
balwanek1 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-18, 08:26
|
|
|
Bez przebaczenia nie ma pojednania.
Przebaczyć to znaczy sobie i komuś.
By się pojednać trzeba spełnić kryteria o jakich pisze i mówi o.Salij.
Jedno kończy ze złem..a drugie nie żyje i wypomina tego zła jakie było.
Brak tych podstaw czyni dalsze życie w bagnie...bagnie jakby nie było na własne życzenie.
Bo własne życzenie powstaje gdy nie potrafi się przekroczyć bariery:
-zerwania ze złem
lub
-nie obarczaniem wiecznym drugiego za zło
Tak sobie myślę że czasem dzieje się tak -że człowiek utkwił w granicy własnego błędu...
a szkoda
bo smutnym jest gdy nie potrafimy wykorzystać szansy danej przez Boga.
Zaślepieni własnym ja i odczuciami nie dostrzegamy tego co dostajemy....
Tak to już bywa Bóg sam gospodaruje tym co rozdaje...
i czasem ci co bardzo chcą nie otrzymują..a ci co nie chcą otrzymują
widocznie tak ma być |
|
|
|
|
utka2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2016-05-18, 11:41
|
|
|
Dziękuję za odświeżenie tego wątku.
Ja jednak stoję na stanowisku, ze każdy ma wolną wolę. I jesli nie chce przebaczyć i sie pojednać, to nie przebaczy. A Bog w swym ogromnym szacunku dla stworzonego człowieka trzęsienia ziemi nie wykona w małżeństwie.
I tyle w temacie. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|