Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Kochający się ludzie, a ranią się mocno
Autor Wiadomość
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 20:12   

Cieszę się Leokadio

Ja tak trochę ( :-P ) Cię objechałem, ale chciałem Cię właśnie oderwać od użalania się nad sobą a skierować do pracy nad sobą. Ale widzę, że niepotrzebnie, bo już coś robisz. :lol:
I tak trzymać.
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 20:31   

kenya napisał/a:
Jeśli mogę zapytać, na czym polegało leczenie Ciebie z depresji?
Czy masz za sobą cokolwiek innego (np.terapia) poza łykaniem pigułek?
Czy wiesz co dokładnie zainicjowało tamtą, jak piszesz ciężką depresję?

Jeszcze za czasów LO chodziłam na terapię do psychologa jako DDA- wydawało się, że wyszłam na prostą...
Później, w czasie studiów tuż przed najcięższą i najważniejszą dla mnie sesją dowiedziałam się, że człowiek, z którym planowałam ułożyć sobie życie, miał na boku kobietę, dla której mnie zostawił i została jego żoną. Wtedy pierwszy raz zostały mi bardzo mocno podcięte skrzydła... i mama zaciągnęła mnie do psychiatry- dostałam leki... wyszłam na prostą.... później były różne trudne sytuacje rodzinne...
ale podniosłam się, zaczęłam żyć....
Poznałam mojego obecnego męża i było fajnie...ale pracowałam w korporacji ( z resztą obydwoje pracowaliśmy)- kto pracował to wie, co tam robią z ludzi...i po tym jak dostałam wypowiedzenie i zaczęłam być w domu- okazało się, że wyssali ze mnie wszystkie soki. Nie miałam siły rozmawiać z ludźmi, wyjść z domu ( z psem nawet mi się nie chciało), nie myłam się, nie jadłam, nie dbałam o siebie, nie widziałam sensu życia, wszystko w czarnych kolorach.Długi czas nie mogłam znaleźć pracy, mimo że ciągle szukałam i doświadczenie spore. Udało się, ale nie przedłużono ze mną umowy, bo nowy kierownik, zaczął zwalniać ludzi i ściągać swoich ziomków z poprzedniej firmy. Dobiło mnie to. Bardzo pragnęłam mieć dziecko ( już dużo wcześniej), ale mimo starań nie wychodziło nam. I takie z dnia na dzień, w coraz większą przepaść. Kredyty nas zaczęły zjadać, wizja przyszłego życia- no koszmar. Mąż nie wiedział jak sobie ze mną poradzić Moja przyjaciółka jakimś cudem zmotywowała mnie do tego, że zapisałam się do psychiatry- pogadałam- zdiagnozowała bardzo ciężką depresję. Dostałam leki, co jakiś czas widziałam się z lekarzem. Po ok. 8 miesiącach okazało się, że się podniosłam, jest ze mną dobrze...odstawiłam leki. Po kilku miesiącach udało się- okazało się, żże udało nam się i jestem w ciąży. ( Bardzo żarliwie się modliłam do Matki Boskiej, zwłaszcza 8.12)

kenya napisał/a:
Leokadia napisał/a:
Proszę może mi podpowiesz, od czego i jak powinnam zacząć?

Zacząć należy do małego kroczku, choć jednej podjętej na początek próby.
Żeby zmienić wadliwe schematy swoich zachowań, w pierwszym rzędzie należy dostrzec/zlokalizować/uświadomić sobie gdzie dokładnie one funkcjonują, tzn. w jakich Twoich reakcjach, w jakiej postawie, w jakim sposobie myślenia, w jakich odpowiedziach one się przejawiają.


oj...mam wrażenie, że ostatnio wszystko robię źle, chociaż staram się ( przynajmniej tak mi się wydaje)

kenya napisał/a:
Każdą Twoją reakcję poprzedza jakiś bodziec, może nim być także Twój sposób myślenia.
Moment między bodźcem a Twoją reakcją jest tą właśnie chwilą kiedy Ty decydujesz jak twoja reakcja/odpowiedź ma wyglądać. Dokonujesz wyboru czy jesteś równie np. nieuprzejma/raniąca/wulgarna/ jak Twój mąż, czy też nie odpowiadasz w ten sam sposób a wybierasz inną drogę.

kenya napisał/a:

By spróbować dokonać zamiany swoich reakcji powinnaś poznać przyczynę dla której dopuszczasz się ranienia swojego męża. Fakt, że ktoś rani nas nie jest usprawiedliwieniem by odpowiadać tym samym. Zwykle Ci raniący innych są bardzo nieświadomymi siebie ludźmi, z dość dużymi osobistymi deficytami, z niskim poczuciem własnej wartości, skupionymi głównie na sobie i swoich oczekiwaniach. itp.


i tutaj trafiasz w punkt... z dnia na dzień moje poczucie wartości coraz bardziej spada poniżej 0... wydaje mi się, że każdy inny wszystko robi lepiej ode mnie, jest lepszy ode mnie, mądrzejszy ect.
z fajnej przebojowej babki, która może góry przenosić, dla której nie ma rzeczy niemożliwych ( wystarczy zawierzyć Panu i żarliwie się modlić) i używać mózgu...która lubiła wyzwania, była mega zorganizowana, odnosiła sukcesy na każdym polu, była atrakcyjną kobietą, za którą oglądali się mężczyźni...
i klops... stałam się rozlazłą kluchą, która na siebie nie może patrzeć, a im bardziej nie mogę na siebie patrzeć tym jest gorzej... a jeszcze słysząc od męża, że dla mnie nie warto się starać- utwierdzam się w tym....

Ale dziś zaczęłam ćwiczyć- trochę dla siebie a trochę dla mojego dziecka, żeby kiedyś nie musiało się wstydzić za matkę, która jest leniem i niechlujem

kenya napisał/a:
Twojego męża tutaj nie ma ale Ty wyrażasz chęć zmian, zatem odpowiedz Leokadio,
czy znasz przyczynę dla której ranisz swojego męża?


chyba mówimy różnymi językami, mamy różne priorytety... a przez to, że on od dłuższego czasu nie spędza czasu ze mną, tylko obok mnie...
i być może obwiniam go o to, że nie jest tak, jak ja bym chciała
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 20:36   

Jacek-sychar napisał/a:
a tak trochę ( ) Cię objechałem, ale chciałem Cię właśnie oderwać od użalania się nad sobą a skierować do pracy nad sobą. Ale widzę, że niepotrzebnie, bo już coś robisz.
I tak trzymać.

Dzięki ;)

ja już od dłuższego czasu szukam... szukam pomocy, bo wiem, ze sama nie dam rady, bo moja głowa działa wg wyuczonych schematów...a bardzo chciałabym poznać inne, takie, które się "sprawdzają" i pozwalają lepiej żyć- lepiej niż ja teraz.
Bardzo kocham mojego męża. Bardzo. To dobry człowiek. Wrażliwy.
Niestety, nie po drodze mu z kościołem, chociaż na sakramenty się zgadza i żeby dziecko było wychowane w tej wierze. W Boga wierzy, ale ciężko mi go przekonać do kościoła- ale tutaj kilku duchownych dało mi cenne wskazówki.

Czuję, że się duszę. I jak tonący, któremu zaczyna brakować powietrza, łapczywie szuka i próbuje się ratować.
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 20:47   

Wafelka napisał/a:
.

Próbowałam już tak. I prosić o rozmowę i mówić o sobie, o tym co JA czuję, nie oskarżać go, nie atakować, nie wytykać, nie wypominać.
Mówiłam co mnie przytłacza, co mnie przerasta, czego potrzebuję, czego mi brakuje.
i prosiłam, żeby i on tak mi powiedział. Kilka razy stwierdził, że to strata czasu, że nie ma co się roztrząsać i zajmować pierdołami. Że takie rozmowy nic nie dają i nic nie wnoszą.

Pisałam listy, pisałam do niego na fb. (jeśli chodzi o fb to parę razy udało się coś obgadać), no ale... przecież nie można tak cały czas.

Chciałabym mieć męża namacalnie, a nie tylko na papierze.
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 21:54   

Myślę, że czasami potrzebny jest dystans. Właściwie zawsze. Żeby moc dobrze ocenić sytuacje. Dystans czasowy i przestrzenny. To pomaga. To powiedzenie "daj czasowi czas"..
I male kroki bardzo się sprawdzają. Wiesz ja mam taka teorie wlasna, że generalnie nie mam dalekosiężnych celów. Interesuje mnie droga. Ale za to staram się to zapisywać, bo takie male sukcesy łatwo przeoczyć, a są bardzo ważne...
Z twoja wrażliwością i delikatna natura trzeba postępować łagodnie, dogadzać sobie, dbać o swoj dobrostan.. I nikt tego lepiej nie zrobi jak Ty sama 😃.
Kenya dobrze tu Ci pisze.. mądrze bardzo. Przeczytałam i podpisuje się pod tym dwoma rękami.
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 22:46   

Leokadia napisał/a:
Po ok. 8 miesiącach okazało się, że się podniosłam, jest ze mną dobrze...odstawiłam leki.


bardzo niemądry krok ... po pierwsze - cieżkiej depresji nie wyleczysz w parę miesiecy, a po drugie, nie ty zaaplikowałaś leki, wiec nie powinnaś podejmować decyzji o ich odstawieniu.
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 23:01   

Leokadia napisał/a:
jeszcze słysząc od męża, że dla mnie nie warto się starać-


Leokadia napisał/a:
Bardzo kocham mojego męża. Bardzo. To dobry człowiek. Wrażliwy.



okaz wrażliwości ... naprawde ... :shock:

Leokadia - tyłek do ćwiczeń już ruszyłaś i dobrze. Ale zamiast motywować się tymi słowami "zeby dziecko nie miało niechluja i lenia za matkę" pomyśl, ze robisz to zeby poprawić kondycję i krążenie krwi.

Czego oczekujesz wypisując takie brednie na swój temat?
Naszego współczucia? Naszych zapewnień, że taka nie jestes? Podkarmienia pychy, która moze przez te słowa przemawia? Czy poużalania sie nad Tobą, jaka Ty biedna a on taki niedobry ...


Męża mentalnie odstaw na boczny tor. Przestań na razie na nim wisieć, namawiać na rozmowy, tłumaczenia i tak dalej - oni kompletnie nie kumają o co nam chodzi w tych rozmowach. Przy zdaniach wielokrotnie złożonych większosc z nich się gubi. Proste komunikaty, a nie zawiłości uczuć i emocji. Bo się wystraszą.

Co do komunikacji polecam Ci bardzo fajną konferencję Pulikowskiego (szczególnie podsumowanie w pierwszej części)

https://www.youtube.com/watch?v=oaXSIQtyz8k

(sprawdziłam, sposób z obcym językiem działa ;) )


A co do tych bredni, które wypisujesz to pomyśl przez chwilę, czy Nasz Stwórca to faktycznie taka niedorajda, ze stworzyłby coś tak miernego jak siebie sama oceniasz???

NO chyba nie :mrgreen:


A teraz poważniej troche - te epitety, które od Ciebie lecą to niestety objaw Twojej bardzo niskiej samooceny. Pogłówkuj z czego to wynika, pewnie czegoś sie dogrzebiesz, a wtedy pogrzeb to głęboko i niech nie wyłazi.

A z zupełnie duchowej strony - pamiętaj, ze słowa mogą nieść życie i śmierć. Zastanów się co wybierasz.

Polecam Ci ksiązkę "Twój język ma moc" Maria Vadia. Dla mnie odkrycie roku (po 5 językach miłości). Skonfrontowałam swój jezyk z tą książką i mam wiele pracy przed sobą. Ty pewnie też. Działaj, wiele obszarów swojej emocjonalności, swojego jezyka, swoich zachować masz szanse zmienić.
Zacznij to robic.
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 23:41   

utka2 napisał/a:


Dziękuję...
dużo we mnie chaosu i sprzeczności...

Tak, wydaje mi się, że wiem z czego wynika moja niska samoocena i nie umiem sama tego przepracować.
Długo byłam wychuchaną, wykochaną jedynaczką...
Później, ponoć genialnym dzieckiem, które w każdej dziecinie odnosiło sukcesy... matematyka- olimpiady, konkursy, pisałam do szkolnej gazetki, geografia- konkursy...plastyka, muzyka itd...sport.
Rodzice chwalili, motywowali, wspierali i czułam jak jestem ważna i bardzo kochana. ( już wtedy na świecie było moje rodzeństwo)....
i nagle, w chyba najgorszym z możliwych momentów, bo jak byłam nastolatką, przechodzącą okres buntu, w moim domu zaczął pojawiać się problem z alkoholem...
i pranie brudów... ojciec zaczął najeżdżać na teściową, wyciągać rzeczy, o których nie powinnam była wiedzieć...
mama nie radziła sobie, bo była ze wszystkim sama... dzieci, wywiadówki, dom, pies itd... ojca często nie było.... i mama z bezsilności i bezradności krzyczała...
nie miała ojca, a matka była bardzo daleko....
owszem, długo uważałam go za mojego najlepszego przyjaciela...
ale nagle z kochanej, cudownej córuni stałam się- pijawką, pasożytem, gnojem, który nie ma do nikogo szacunku... nikt ze mną nie wytrzyma, każdy będzie ode mnie uciekać....
ciągle dźwięczą mi te słowa w głowie...
kilka razy próbowałam porozmawiać o tym z tatą, ale on nie chce słuchać, a każde moje uzewnętrznienie się traktował i traktuje jak atak na swoją osobę i obraża mnie jeszcze bardziej. Wiem, że mnie kocha...pomaga finansowo i duchowo (przez modlitwę)- inaczej nie umie. Niestety, problem z alkoholem się pogłębia, a on nie chce dać sobie pomóc. Cierpi na tym cała rodzina.
Przez to picie ojca, rodzice bardzo się od siebie odsunęli.

Później były związki- pierwsze poważne zakochanie- usłyszałam, że zrywa ze mną, bo jestem za gruba ( nosiłam rozmiar 36/38)...
kolejny facet, który się oświadczał kilka razy- okazało się, że przez pół roku mnie zdradzał i wszyscy jego koledzy o tym wiedzieli i go kryli ( teraz chyba jest jego żoną)...
Kolejne zakochanie, poważne deklaracje i nagle okazuje się- że właściwie to on jeszcze musi się wyszaleć, a problemy to nie dla niego ( chwała Bogu, że sobie poszedł w pierony za wczasu ;) )ale wtedy, kiedy w rodzinie zaczęło się robić źle, śmierć dziadków, utrata pracy i jeszcze utrata faceta....

i koleżanki, które powtarzały, że już najwyższa pora, żebym wyszła za mąż no i czas na dzieci... nie pomagało to....

i później poznałam mojego męża- też już pisałam- z mojej strony, jak tylko go zobaczyłam serce się tak wyrywało i w środku wszystko mi mówiło, że to właśnie ON - MÓJ MĄŻ....

nie radzę sobie z tym, że on pije... od razu przed oczami mam obraz ojca... który , za przeproszeniem "pie**y głupoty" i powoli zaczyna mieć majaki...
mówiłam mężowi o tym...ale on uważa, że przecież dużo nie pije, a bardzo lubi piwo i nie widzi powodu, dlaczego miałby ze wszystkich przyjemności rezygnować....

uwierzyłam w to, że INNI/ INNE są lepsze- walczę sama ze sobą...z tym myśleniem- ale to jak walka z wiatrakami...

i to nie chodzi o użalanie się nad sobą....
chciałabym wreszcie poczuć się potrzebna, wyjątkowa, kochana....

Tak, wiem- dla Boga taka jestem.

Ale jestem tylko człowiekiem, małym człowiekiem, który czuje i potrzebuje drugiego człowieka, jego bliskości, akceptacji i miłości.
Teraz wiem, że jestem potrzebna i mam dla kogo żyć- i tym motorem napędowym jest moje dziecko.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-07, 07:56   

Leokadio

Jeszcze raz sugeruję, żebyś szybko przeczytała "Rozwinąć skrzydła" i "W drodze do siebie".
Może boleć, ale może wtedy inaczej na siebie spojrzysz.
Z tego, co piszesz, to wyłania się typowy obraz DDA. :-(
Musisz nad tym popracować.

Czemu tak często DDA wybierają na swoich małżonków również pijących? :-?
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-07, 08:13   

Leokadia napisał/a:
Teraz wiem, że jestem potrzebna i mam dla kogo żyć- i tym motorem napędowym jest moje dziecko.


Może kiedyś sama byś to odkryła, ale powiem ci już teraz - bardzo niebezpiecznie jest opierać swoje poczucie wartości na tym, że jesteś komuś - również własnemu dziecku - potrzebna. Spróbuj sobie wyobrazić, jakie to może mieć konswkwencje dla twojego dziecka jak już będzie duże i zacznie sie usamodzielniać. Co zrobisz wtedy, żeby zachować swoje - oparte na tym, że jesteś mu potrzebna - poczucie wartosci?

Celem rodziców jest wychowanie dziecka tak, żebyśmy kiedy PRZESTALI być im potrzebni.

Leokadia napisał/a:
Później, ponoć genialnym dzieckiem, które w każdej dziecinie odnosiło sukcesy... matematyka- olimpiady, konkursy, pisałam do szkolnej gazetki, geografia- konkursy...plastyka, muzyka itd...sport.
Leokadia napisał/a:
z fajnej przebojowej babki, która może góry przenosić, dla której nie ma rzeczy niemożliwych ( wystarczy zawierzyć Panu i żarliwie się modlić) i używać mózgu...która lubiła wyzwania, była mega zorganizowana, odnosiła sukcesy na każdym polu, była atrakcyjną kobietą, za którą oglądali się mężczyźni...

I na tym też nie warto opierać swojego poczucia wartości. To wszystko miałaś, bo było ci dane, nie ma tu twojej zasługi. ŻADNEJ twojej zasługi. Może warto to sobie uświadomić?
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-07, 09:21   

A ja napiszę tylko o alkoholu.
Bo warto zobaczyć dlaczego mąż pije. Bo jeśli pije tylko dlatego, że lubi sobie zarzucić lampkę wina, że pije jak Ty dobrą herbatę, to nie ma w tym nic złego. Problem jest wtedy jak motywuje picie tym, że musi się wyluzować, że traktuje alkohol jak lekarstwo na stres..
Miałam kiedyś takiego wujka, super gościa. Pił codziennie jedno małe piwo. W sierpniu i w Wielkim Poście nie pił w ogóle. Nikt nie uważał go za alkoholika. Bo sam świetnie panował nad tym co robi z alkoholem i nie traktował go jak "wyluzowywacza", ale po prostu lubił smak piwa, delektował się nim.
Natomiast inny mój wuj ;) popłynął na samo dno, w którym umarł, bo miał z alkoholem relację.. I z fajnego prezesa stał się degeneratem, który stał pod sklepem z reklamówką, w której miał setkę wódki i za rogiem wypijał..

Rozumiem twoje obawy, bo masz doświadczenia w tej materii. Ale ważne jest to dlaczego ktoś sięga po alkohol, w jakich okolicznościach.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-07, 11:17   

Leokadia napisał/a:
i to nie chodzi o użalanie się nad sobą....

Ależ tak! Nie ma co zaprzeczać i stwarzać pozorów że jest inaczej gdyż Twoje wypowiedzi mówią o tym jednoznacznie. Reprezentujesz postawę, którą nazywam "kolekcjonowaniem nieszczęść". Mimo założenia rodziny, urodzenia dziecka, wciąż mocno jesteś zanurzona w przeszłości i z niej czerpiesz paliwo do rozniecania w sobie żalu, rozterek, niezadowolenia itp. jako potwierdzenia że to co się dzieje obecnie z Twoim życiem jest kontynuacją tamtych w Twojej ocenie niezwykle trudnych sytuacji. Sugerujesz nawet że z uwagi na to co się dzieje teraz w Twoim życiu (a to przecież nie dzieje się w oderwaniu od Ciebie, także Ty tworzysz tę rzeczywistość-przypominam ;-) ) czujesz że nadchodzi depresja. Ona nie nadchodzi sama, nie spada znienacka na człowieka, ją się zaprasza. To oczywiście pewne uproszczenie ale jest ściśle związane z naszą indywidualną percepcją, postawą jaką przybieramy wobec niezadowalających nas okoliczności życiowych.

Podpisuję się pod tym na co zwróciła uwagę Tiliana.
Ja dodam że niezwykle nierozsądnie jest w ogóle opierać swoje poczucie własnej wartości na czymś co pochodzi z zewnątrz, gdyż to niewłaściwe źródło. To wszystko co może stać się naszym udziałem, można też stracić i ta myśl powinna wpływać trzeźwiąco na każdego kto buduje swoją wartość na podstawie tych jakże ulotnych substytutów szczęścia.

Masz pewną skłonność do melancholii, depresji a te w dużej części wynikają ze sposobu myślenia, nadawania wartości temu co faktycznie tworzy tylko okoliczności życiowe, raz korzystniejsze innym razem mniej korzystne...jak u każdego człowieka. Nie sądzę byś była dotkliwiej doświadczona przez życie niż przeciętny człowiek ale z jakiegoś powodu trudniej Ci je zaakceptować, tzn. zrozumieć/przyjąć że tak było i na tym koniec, nie nadając temu specjalnego znaczenia w odniesieniu do Twojej wartości.

I tak na ten przykład, jeśli kiedyś zostałaś oszukana przez partnera to znaczy że miałaś do czynienia z nieuczciwym człowiekiem a nie zaś że byłaś nie dość warta by być w związku z uczciwym człowiekiem. Czy widzisz różnicę w postrzeganiu i wynikające z tego konsekwencje?

Depresja ma trzy wymiary: fizyczny, mentalny i duchowy.
Na poziomie fizycznym być może przejawiasz z uwagi na wyjściową biochemię mózgu pewną skłonność lecz ona jakby nie determinuje do końca faktu że się na tę chorobę zapadnie.
Można leczyć to tabletkami ale to działanie b. powierzchowne niemniej jednak konieczne by przystąpić do psychoterapii a ta dopiero rozlicza się z przyczynami. Zmiana myślenia zmienia też biochemię mózgu, reguluje pracę neuroprzekaźników, to sprzężenie zwrotne. Dlatego uważam że pozostanie tylko i wyłącznie na etapie przyjmowania leków jest błędem gdyż depresja wymaga pracy na różnych polach. Wymiar duchowy równolegle pozwala skutecznie wznieść się i dostrzec inny kontekst. Z punktu widzenia duchowości depresja jest całkowitym oddzieleniem od Boga. Bo przecież czy ktoś świadomy jego opieki, jego wielkości, jego miłości popadłby aż w taką nicość?

Tak więc widzisz Leokadio, że mnóstwo pracy masz w obrębie siebie.
Co możesz wnieść w związek, co możesz dać swojemu dziecku, mężowi skoro wciąż desperacko oczekujesz że ktoś Ciebie najpierw zasili/wypełni. To tak nie działa. Najpierw należy samej stanąć na nogi, samej się wzmocnić a dopiero potem oczekiwać wzajemnej wymiany ale ta wymiana powinna odbywać się już na zupełnie innych warunkach.

Zacznij od jednego kroczku, niech nim będzie zaopiekowanie się sobą, swoim ciałem, swoją kondycją. Zmień wyraz twarzy, zacznij się więcej uśmiechać, choćby to było na początek na siłę. Przestań uprawiać malkontenctwo bo z tego nie ma nic poza głębszym dołem.
Nikt nie chce spędzać czasu z kimś kto wiecznie narzeka. Sama na początku napisałaś że powinnaś otoczyć się pozytywnymi ludźmi...zatem zrób to, ale też naucz się być pozytywna. Chcąc otrzymywać MUSISZ nauczyć się dawać. Rozdawaj pozytywy, niech to będzie uśmiech, miłe słowo do obsługującej Cię w sklepie ekspedientki czy pani w kasie biletowej...cokolwiek... :-) Niech to będzie uśmiech dla Twojego męża, o tak bez przyczyny...na kredyt ;-) , miła i relaksująca rozmowa bez poruszania niewygodnych tematów, których on póki co unika jak ognia.
Powodzenia w praktykowaniu pozytywnego nastawienia!
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-07, 22:57   

Kochani, przeczytałam- dziękuję Wam za każde słowa.
Dziś czuję się bardzo zmęczona... problemy z dzieckiem się nawarstwiają ( mam nadzieję, że jutrzejsze badania wszystko co złe wykluczą), u męża praca pod wielkim znakiem zapytania- a jest jedynym żywicielem naszej rodziny. Wierzę, że będzie dobrze, bo po burzy wychodzi słońce.
Jutro jest Godzina Łaski...i będę się modlić o cud uzdrowienia mojej rodziny.
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-10, 16:31   

Mam wrażenie, że zaraz eksploduję, że w środku wybuchnę i rozerwie mi wszystko.
Mąż teraz prawie codziennie wraca pijany do domu.
Mamy ogromny problem finansowy, on nie chce rozmawiać, zbywa mnie.
Wyśmiewa, wybiera wirtualny świat. Zamiast pochylić się nad problemem i wspólnie ustalić jakiś plan działania, to on zatyka uszy, krzyczy na mnie i obraża i siedzi i wgapia się w komputer.
Dostałam informację, że mam się przenieść do rodziców, że oni będą mnie i dziecko utrzymywać.
A ja jestem dziecinna... że z igły robię widły....
nie mogę... po prostu nie mogę....
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8