Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Kochający się ludzie, a ranią się mocno
Autor Wiadomość
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-04, 23:27   Kochający się ludzie, a ranią się mocno

Przeczytałam kilka tematów, wątków... i poczułam ogromną potrzebę, żeby również napisać o sobie i swoim małżeństwie.
Jesteśmy ze sobą przeszło 6lat a jako małżeństwo 3.
Z mojej strony, była to miłość od pierwszego wejrzenia i w środku, w sercu czułam, że to będzie mój mąż. Pozwolę sobie nie wypowiadać się za mojego męża, nazywać i określać jego uczuć. Przynajmniej spróbuję ;)
Wydaje mi się, że był taki moment, że kochaliśmy się bardzo... ale ... no właśnie, ciągle jest jakieś ale
Bardzo się różnimy, temperamentami, charakterami, potrzebami, zapatrywaniem na przyszłość, priorytety...
właściwie nie wiem jak to się stało, że jesteśmy małżeństwem, że jednak zdecydowaliśmy się na ślub. Nie jesteśmy bardzo młodzi.
Ciągle się ze sobą szarpiemy...mówimy sobie, że się kochamy, ale ranimy się potwornie.
Nie umiemy się ze sobą porozumieć.
Wielokrotnie próbowałam rozmawiać, mówić co czuję, pytać o jego uczucia, odczucia, plany marzenia- twierdził, że to strata czasu.
Od bardzo dawna słyszę, że dla mnie nie warto się starać, że jemu się nie chce.
Nie spędzamy ze sobą czasu w ogóle, mimo, że mieszkamy w jednym pokoju, to każde z nas żyje osobno. On ciągle siedzi przy komputerze, od dłuższego czasu śpi na podłodze. Nie chce ze mną... właściwie nic ze mną nie chce robić. Czasem pojawia się seks, ale to też nie jest tak jak powinno być, jakaś gra wstępna, czułości itd.
Ignoruje to co do niego mówię, piszę... coraz częściej mnie obraża.
Z natury, to łagodny człowiek, który coraz częściej przejawia agresję.
Zdaję sobie sprawę, że ma kłopoty, które go przytłaczają, ale nie chce ze mną rozmawiać.
Jest jakiś dziwny podział- twoje- moje... nie ma NASZE
Czuję się bardzo samotna, niepotrzebna, jak powietrze...
Parę miesięcy temu pojawiło się na świecie nasze dziecko...
myślałam, że po jego narodzinach zbliżymy się do siebie...okazuje się, że byłam w błędzie.
Oddaliliśmy się od siebie jeszcze bardziej. On coraz bardziej i coraz częściej mnie obraża, ja mu nie pozostaję dłużna. Jest niefajnie. Kilka razy padło hasło: ROZWÓD,
ale jako katoliczka, nie wyobrażam sobie tego. Ale też jako kobieta, nie wyobrażam sobie dalej żyć w ten sposób. Zwiędłam....jak niepodlewany kwiat.
Mój mąż jest dobrym człowiekiem. Ma bardzo dużo atrybutów. Kocham go bardzo....
Tylko tak bardzo jak się kochamy, tak bardzo się ranimy. Już nie pamiętam dnia, kiedy było dobrze. Spokojnie, bezpiecznie, miło, ciepło.
On z pewnością też ma swoje bolączki, czuje się zaniedbany, odsunięty i jakby ktoś go zapytał, to pewno byłoby wiele goryczy. Tylko ze mną on nie chce rozmawiać, nie chce rozwiązywać, mówić o uczuciach.
Uważa to za bezsens i stratę czasu.
A mnie o środka aż zżera.... nie radzę sobie z tym.
Tak bardzo chciałabym być silną, mądrą, fajną babką...która będzie wspaniałą matką i na tyle pozytywną osobą, żeby ten dzieciak miał dobrze.
Jestem tak podekscytowana tym, że odważyłam się tu napisać, że nie wiem czy napisałam wszystko co chciałam ( już wiem, że nie).
Przepraszam, jeśli bez ładu i składu.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 01:49   

Witaj na forum Leokadio,

Na poczatek przypomne, abys starala sie nie podawac szczegolow mogacych zidentyfikowac Ciebie i Twoich bliskich.

Ciesze sie, ze odwazylas sie napisac, z pewnoscia dostaniesz tu wsparcie.

Ja ze swojej strony proponuje, abys zaczela od nadrobienia brakow wiedzy.
Wiedzy na temat roznic miedzy kobietami i mezczyznami, oraz o tym jak powinno i nie powinno wygladac malzenstwo.
Dzieki temu, oraz gdy przyjrzysz sie rodzinom pierwotnym swojej i meza, bedziesz mogla konkretnie zidentyfikowac problemy ktore macie, ich przyczyny, a pozniej...
...zajac sie swoja czescia.
Bo tylko siebie jestesmy w stanie zmienic.
Na innych nie mamy bezposredniego wplywu, poza tym nierzadko naprawa dokonana "tylko" po jednej stronie relacji, bardzo mocno zmienia jej obraz i funkcjonowanie.

Na poczatek, chcialbym Ci polecic:
"Piec jezykow milosci" Gary Chapman
oraz konferencje Jacka Pulikowskiego.
Znajdziesz je w formie mp3, za darmo na:

http://www.jacek-pulikows...rencje-mp3.html

Poza tym, czytaj inne watki na forum, warto uczyc sie na doswiadczeniach innych.

Przy okazji, chcialbym zapytac o Twoja i meza rodzine pierwotna - czy byl naduzywany alkohol, czy rodzice byli/sa prawnie lub chocby emocjonalnie rozwiedzeni.

Pozdrawiam
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 02:13   

Witam Pavel ( Pavle?)
Dziękuję za odpowiedź i wskazówki.
Powiedz proszę co to znaczy, że ktoś jest rozwiedziony emocjonalnie?
( czy to znaczy, że żyją obok siebie? )
Pochodzę z katolickiej rodziny, dość mocno praktykującej, chociaż jest ciężko, bo jest problem alkoholowy. Ale zawsze czułam miłość rodziców, wsparcie i wiem, że mogę na nich liczyć.
U mojego męża rodzice również są razem, tam kiedyś był problem z alkoholem, ale od kilku lat jest abstynencja.

Czytam wątki, perypetie i tragedie a także happy endy innych ludzi.
Zaczęłam przed momentem czytać " 5 języków miłości"

Nie radzę sobie z reakcjami na alkohol. Jak mąż pije- nawet 1 piwo sporadycznie, działa to na mnie jak płachta na byka. Chociaż sama nie stroniłam. W czasie ciąży i od porodu nie pije i nie tęsknie za tym.

Bardzo jest mi źle z tym, że tak mocno się ranimy.

Wiem, że on mnie bardzo kocha, wiem.
Niestety jestem bardzo impulsywna, a ostatnio coraz bardziej nerwowa ( ze zmęczenia).
(Muszę zacząć otaczać się pozytywnymi ludźmi. Wyjść wreszcie do ludzi.)
Ale kompletnie siebie nie rozumiemy.

On tym, że ignoruje moje uczucia, emocje, lęki, obawy, powoduje, że popadam w coraz głębszą depresje. A im bardziej mu nakreślam i pokazuję ( bo ponoć facetom trzeba obrazowo i łopatologicznie- kawe na ławę) to jest gorzej.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 06:16   

Witaj, Leokadio,
Skoro w Waszych rodzinach wystąpił problem alkoholowy, to warto abyś przeczytała tę książkę:
Rozwinąć skrzydła" http://www.rozwinacskrzyd...ydla_e-book.pdf
oraz tę: http://www.rozwinacskrzyd...%20rodzicow.pdf
Ta druga dotyczy Dorosłych Dzieci Rozwiedzionych Rodziców, również tych Dzieci, gdzie Rodzice co prawda mieszkają razem, ale nie ma tam bliskości, czyli są emocjonalnie rozwiedzeni. Trochę tak jak Ty z mężem teraz.....
Leokadia napisał/a:
Pochodzę z katolickiej rodziny, dość mocno praktykującej, chociaż jest ciężko, bo jest problem alkoholowy. Ale zawsze czułam miłość rodziców, wsparcie i wiem, że mogę na nich liczyć.
U mojego męża rodzice również są razem, tam kiedyś był problem z alkoholem, ale od kilku lat jest abstynencja.

W takich rodzinach czasem po wierzchu patrząc wszystko (albo wiele rzeczy) funkcjonuje OK, ale dzieci w tych rodzinach często uczą się rzeczy, które później blokują ich dorosłe życie. Chodzi o to, że w rodzinie pewne zachowania "działały", ale one są obiektywnie złe, w bliskich relacjach nieakceptowalne, więc te relacje się rozpadają....
Leokadia napisał/a:
On tym, że ignoruje moje uczucia, emocje, lęki, obawy, powoduje, że popadam w coraz głębszą depresje. A im bardziej mu nakreślam i pokazuję ( bo ponoć facetom trzeba obrazowo i łopatologicznie- kawe na ławę) to jest gorzej.

Leokadio, obawiam się, że kiedy nakreślasz mężowi, jak się czujesz dzięki jego zachowaniom, Twój mąż może słyszeć - jesteś złym mężem, jesteś złyyyyy.... I przed tą niewypowiedzianą oceną broni się jak umie.

Tak działamy, tak funkcjonujemy, wielu z nas. Na szczęście można nauczyć się funkcjonować lepiej, terapia, na początek własna, leki, jeśli są potrzebne, nauka prawidłowych zachowań bez oglądania się na męża. Bo na niego nie masz wpływu. Masz wpływ tylko na siebie :-)

Jak wygląda Twoja relacja z Bogiem? Czy masz możliwość zawitać do któregoś z Ognisk Sychar?
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 10:35   

Leokadia napisał/a:
Bardzo jest mi źle z tym, że tak mocno się ranimy.

&
Leokadia napisał/a:
On coraz bardziej i coraz częściej mnie obraża, ja mu nie pozostaję dłużna.

Leokadio, skoro nie pozostajesz mu dłużna i ranisz męża tak jak on rani Ciebie to masz swój bardzo realny wkład w rozkład małżeństwa i dobrze byś była tego świadoma. Jesteś odpowiedzialna za swoją część, za swój wkład w małżeństwo. Jak wygląda Twój wkład, jakie są Twoje reakcje, co wnosisz w związek, czym zabarwiasz Waszą relację...na wiele pytań należałoby sobie szczerze odpowiedzieć po czym rozliczyć się z samą sobą.

Nie masz do końca wpływu na mężowskie reakcje, te przecież mogą mieć bardzo złożoną przyczynę a Ty i Twoje zachownia mogą być tylko jej fragmentem. Natomiast, jeśli chodzi o Twoje osobiste reakcje na jego raniące Cię zachowania, możesz zdziałać wiele.

Jeśli odpowiadasz tym samym co zapodaje Ci Twój mąż lub w podobnym tonie, to wiedz że generujesz wzajemną niechęć oraz wpływasz na potęgowanie wzajemnej agresji. Spróbuj zatem zacząć od naprawy swojej postawy i zobaczysz co się podzieje.

Jak przerwać ten "zaklęty krąg" wzajemnego siebie ranienia, jak zmienić dysfunkcyjne schematy swoich zachowań by w końcu miłość która jest w Was, miała szansę ukazać się w pełnej krasie to na ten moment najważniejsze zadanie do zgłębienia przez Ciebie.

Nie oglądaj się Leokadio na męża lecz zajmij się sobą, tzn. zacznij dostrzegać to co robisz nie tak oraz próbuj zamieniać swoje negatywne reakcje na pozytywne, zastępując mrok światłem. Czasem zwykła neutralność wobec czyjejś jawnie okazywanej niechęci jest też na pewnym etapie całkiem dobrym rozwiązaniem. :-)
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 15:37   

kenya napisał/a:
Jeśli odpowiadasz tym samym co zapodaje Ci Twój mąż lub w podobnym tonie, to wiedz że generujesz wzajemną niechęć oraz wpływasz na potęgowanie wzajemnej agresji. Spróbuj zatem zacząć od naprawy swojej postawy i zobaczysz co się podzieje.


Proszę może mi podpowiesz, od czego i jak powinnam zacząć?
Jestem bardzo zagubiona, w swoich uczuciach, emocjach, myślach.

Czuję się bardzo samotna i z dnia na dzień coraz mniejsza.
W modlitwie zawierzam się Maryi i Aniołowi Stróżowi, proszę Boga o łaskę mądrości i wytrwałości...



kenya napisał/a:
Jak przerwać ten "zaklęty krąg" wzajemnego siebie ranienia, jak zmienić dysfunkcyjne schematy swoich zachowań by w końcu miłość która jest w Was, miała szansę ukazać się w pełnej krasie to na ten moment najważniejsze zadanie do zgłębienia przez Ciebie.


Im bardziej analizuję, tym bardziej się pogłębiam w depresji. Zaczynam się o wszystko obwiniać. A przecież ta, zawsze leży po obu stronach.

kenya napisał/a:
Nie oglądaj się Leokadio na męża lecz zajmij się sobą, tzn. zacznij dostrzegać to co robisz nie tak oraz próbuj zamieniać swoje negatywne reakcje na pozytywne, zastępując mrok światłem. Czasem zwykła neutralność wobec czyjejś jawnie okazywanej niechęci jest też na pewnym etapie całkiem dobrym rozwiązaniem.


i tu znów pada to samo pytanie? jak?

Bardzo chcę, dlatego poszukuję wsparcia, bo wiem, że sama nie dam rady.
Jakiś czas temu wyszłam z ciężkiej depresji- leczyłam się.
Mam wrażenie, że przez to co się dzieje u mnie - ona zaczyna do mnie wracać.
[/quote]
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 20:08   

Leokadia napisał/a:
Im bardziej analizuję, tym bardziej się pogłębiam w depresji. Zaczynam się o wszystko obwiniać. A przecież ta, zawsze leży po obu stronach.

Po pierwsze, to, że wina zawsze leży po obu stronach, to mit. Ale to temat jakby zupełnie poboczny.
Po drugie, sama widzisz, jak się kończy analizowanie tego, co się dzieje w związku pod kątem winy. Tu nie chodzi o wskazywanie winnych. Tu chodzi o zauważenie schematów i WZIĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI. Masz wziąć odpowiedzialność tylko za swoją cześć tego, co się dzieje. Pełna odpowiedzialność - zarówno dobre, jak i złe konsekwencje swoich zachowań zobaczyć i uznać. I te destrukcyjne -dla ciebie, dla męża, dla relacji - zmieniać, nad tymi pracować. A te dobre, budujące wzmacniać. I nie jest ważna wina, niewinność, krzywda. Spójrz na to z mniejszymi emocjami, a bardziej od strony faktów i problemów do rozwiązania.
Tu nie chodzi o winę i karę - bo kare ponosisz każdego dnia. Chodzi o to, zeby coś zacząć zmieniac na lepsze. A to można zrobić tylko, jak się od chorego poczucia winy oderwiesz i zaczniesz patrzeć realnie i racjonalnie.

Emocje na chwilę na bok, patrz na przyczyny i skutki. Na punkty zapalne i następujące po nich wybuchy. Ucz się, gdzie trzeba zalać punkt zapalny wodą, a gdzie nasypac piachu (bo akurat woda wyzwoli reakcję).... Troche jak saper we własnym małżeństwie ;)

I to jest praca NAD SOBĄ. Na męża masz wpływ bardzo ograniczony, ale zmiana twojej postawy i twoich reakcji może zmienić bardzo dużo.
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 21:08   

Nirwanna napisał/a:
Leokadio, obawiam się, że kiedy nakreślasz mężowi, jak się czujesz dzięki jego zachowaniom, Twój mąż może słyszeć - jesteś złym mężem, jesteś złyyyyy.... I przed tą niewypowiedzianą oceną broni się jak umie.


Z tym muszę się zgodzić... mówię mu o swoich uczuciach, odczuciach, obawach itd. że sobie z czymś nie radzę...a słyszę od niego, że mówię mu, że jest beznadziejny itd.
i sama już nie wiem jak przekazać to co czuję, ale tak, żeby on nie czuł się winny.


Nirwanna napisał/a:
Tak działamy, tak funkcjonujemy, wielu z nas. Na szczęście można nauczyć się funkcjonować lepiej, terapia, na początek własna, leki, jeśli są potrzebne, nauka prawidłowych zachowań bez oglądania się na męża. Bo na niego nie masz wpływu. Masz wpływ tylko na siebie

Jak wygląda Twoja relacja z Bogiem? Czy masz możliwość zawitać do któregoś z Ognisk Sychar?

Jestem osobą wierzącą- pokładam ufność w Panu... często błądzę...i być może nie zawierzam tak w pełni, jak powinnam.

moderacja - poprawiono cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2016-12-05, 21:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 22:06   

Hej.
Jeśli dobrze Cię zrozumiałam jesteś młoda mamą. Wiec weź poprawkę na swoje emocje i hormony. Ja urodziłam dziecko osiem lat temu a mam od tamtego czasu trwale "zanurzone" postrzeganie niektórych spraw.. 😉 a tak serio to po prostu myślę, że jesteś mega przemęczona i łatwo łapiesz dołki. Jeśli nie ma wsparcia męża to jest to mega trudna sytuacja. I łatwo o wybuchy emocji, jakieś niepotrzebne słowa.

Nie obwiniaj się, nie szukaj winnego. Wina nie leży pośrodku, ale nie to jest najważniejsze. Ważne, żeby rozmawiać. Umiejętnie. Rozmawiać w dialogu, nastawić się na słuchanie. Tylko wtedy możliwe jest porozumienie.

Jeśli mąż mowi Ci, że twoj komunikat rozumie zupełnie inaczej niż to, co chciałaś przekazać, to zapytaj go jak sam by o tym powiedział, jakich użył słów czy sformulowan. Może operujecie różnymi językami i macie różne wrażliwości. Warto sobie pewne rzeczy zdefiniować.

Tymczasem spokojnie.. Łatwo powiedzieć za dużo i się ranic. Trudniej to potem odkrecic..
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-05, 22:54   

Hej :)
Tak, nie tak dawno urodziłam ;) i długo leżałam w szpitalu przed porodem. Ten pobyt tam i sam poród był ciężki i niby już to "przetrawiłam", ale jednak... psychicznie ciągle czuję obciążenie...
Tutaj, w tym temacie czuję się też poraniona.
Dla męża to też bardzo ciężki czas ( w pracy niewesoło) dużo nerwów, stresów...
Finansowo też kulejemy ( to nie najważniejsze), ale ciężko jest, kiedy kredyty nas zjadają...i na życie nie starcza...
Wafelka napisał/a:
I łatwo o wybuchy emocji, jakieś niepotrzebne słowa.


oj tak...


Wafelka napisał/a:
Nie obwiniaj się, nie szukaj winnego. Wina nie leży pośrodku, ale nie to jest najważniejsze. Ważne, żeby rozmawiać. Umiejętnie. Rozmawiać w dialogu, nastawić się na słuchanie. Tylko wtedy możliwe jest porozumienie.


Naprawdę, nie wiem jak...bo nawet jak mam dobre intencja, to coś gdzieś zgrzyta.
Raz zdarzyło się, że się przede mną otworzył, ze łzami w oczach...wyprzytulaliśmy się, myślałam, że to dobry start do dalszych rozmów....a tu klops

Wafelka napisał/a:
Jeśli mąż mowi Ci, że twoj komunikat rozumie zupełnie inaczej niż to, co chciałaś przekazać, to zapytaj go jak sam by o tym powiedział, jakich użył słów czy sformulowan. Może operujecie różnymi językami i macie różne wrażliwości. Warto sobie pewne rzeczy zdefiniować.


Ale on mnie na wstępie zbywa...
leży sobie na podłodze, z laptopem i słuchawkami na uszach... jest albo przed pracą, albo po pracy, albo ma wolne i chce odpocząć... i nie ma ochoty gadać i "wałkować" kolejny raz tego samego....
o i tak... nie czuje potrzeby rozmowy, nie czuje potrzeby omówienia naszych uczuć, odczuć.... ustalenia jakiegoś planu, poszukania rozwiązania... jedyne- to, żeby sobie nie wchodzić w drogę i nie rozmawiać.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 08:01   

W czwartym poście tego wątku Nirwanna polecała Ci książkę "Rozwinąć skrzydła" Jest ona na stronie:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
Jest tam też książka "W drodze do siebie".
Zaczęłaś czytać?
Jeżeli nie, to gorąco polecam. Na razie czytam tylko Twoje żale a nie widzę jeszcze, co zaczęłaś robić w kierunku naprawy sytuacji (poznania siebie i zrozumienia).
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 12:10   

Leokadia napisał/a:
Jakiś czas temu wyszłam z ciężkiej depresji- leczyłam się.

Jeśli mogę zapytać, na czym polegało leczenie Ciebie z depresji?
Czy masz za sobą cokolwiek innego (np.terapia) poza łykaniem pigułek?
Czy wiesz co dokładnie zainicjowało tamtą, jak piszesz ciężką depresję?

Leokadia napisał/a:
Proszę może mi podpowiesz, od czego i jak powinnam zacząć?

Zacząć należy do małego kroczku, choć jednej podjętej na początek próby.
Żeby zmienić wadliwe schematy swoich zachowań, w pierwszym rzędzie należy dostrzec/zlokalizować/uświadomić sobie gdzie dokładnie one funkcjonują, tzn. w jakich Twoich reakcjach, w jakiej postawie, w jakim sposobie myślenia, w jakich odpowiedziach one się przejawiają.

Każdą Twoją reakcję poprzedza jakiś bodziec, może nim być także Twój sposób myślenia.
Moment między bodźcem a Twoją reakcją jest tą właśnie chwilą kiedy Ty decydujesz jak twoja reakcja/odpowiedź ma wyglądać. Dokonujesz wyboru czy jesteś równie np. nieuprzejma/raniąca/wulgarna/ jak Twój mąż, czy też nie odpowiadasz w ten sam sposób a wybierasz inną drogę.

By spróbować dokonać zamiany swoich reakcji powinnaś poznać przyczynę dla której dopuszczasz się ranienia swojego męża. Fakt, że ktoś rani nas nie jest usprawiedliwieniem by odpowiadać tym samym. Zwykle Ci raniący innych są bardzo nieświadomymi siebie ludźmi, z dość dużymi osobistymi deficytami, z niskim poczuciem własnej wartości, skupionymi głównie na sobie i swoich oczekiwaniach. itp.

Twojego męża tutaj nie ma ale Ty wyrażasz chęć zmian, zatem odpowiedz Leokadio,
czy znasz przyczynę dla której ranisz swojego męża?
 
 
Wafelka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 16:48   

Słuchaj, a może spróbuj powiedzieć mężowi, że bardzo potrzebujesz z nim porozmawiać i spytać go kiedy mógłby Ci poświęcić czas i wysłuchać. On powie, że ma już dość tych rozmów i nie ma ochoty...wtedy albo możesz drążyć dalej i jednak nalegać, mówiąc, że to ważne, że chciałabyś porozmawiać, albo odpuścić na jakiś czas mówiąc "ok, pamiętaj, że bardzo mi na tym zależy, więc daj znać jak będzie to możliwe"...

A może spytaj go czy miałby chęć wejść w dialog pisany? Zostawisz mu kartkę z napisanym tym, co byś mu powiedziała, albo raczej spytała, a on niech odpisze.. Może tak będzie chciał.

Generalnie - wyszłabym z propozycją, bez nacisku, raczej z wyjściem na przeciw. Taka odwrócona sytuacja może męża zaskoczyć i może chętniej w nią wejdzie. Myślę, że on nie chce rozmawiać, bo spodziewa się co usłyszy, czyli twoje uwagi, zrzędzenie, marudzenie etc.. (oczywiście w jego ocenie). A gdybyś odwróciła sytuację i nie brała go na dywanik, ale spytała o jego uczucia, albo o ocenę sytuacji jego oczami, albo poprosiła o to byście wspólnie opracowali jakiś plan pomocowy, ale oddała mu inicjatywę, to może miałby więcej chęci do rozmowy...
 
 
Leokadia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-06, 20:08   

Jacek-sychar napisał/a:
W czwartym poście tego wątku Nirwanna polecała Ci książkę "
Zaczęłaś czytać?Jeżeli nie, to gorąco polecam.


Jacku, na razie zaczęłam i czytam książkę " 5 języków miłości"

Jacek-sychar napisał/a:
Na razie czytam tylko Twoje żale a nie widzę jeszcze, co zaczęłaś robić w kierunku naprawy sytuacji (poznania siebie i zrozumienia).


Hmm... żale- być może- bo jestem mocno sfrustrowana i zagubiona...
to nie zadziała jak pstryknięcie palcami...
Mam bardzo małe dziecko, które daje mi popalić i czasami ( np. tak jak dziś, mój mózg odmawia współpracy)


Jacek-sychar napisał/a:
a nie widzę jeszcze, co zaczęłaś robić w kierunku naprawy sytuacji (poznania siebie i zrozumienia).


Czy zaczęłam pracować - maluśkimi kroczkami...
zaczęłam Nowennę Pompejańską... zaczęłam czytać wyżej wymienioną książkę...
i z ogromną uwagą i ciekawością i otwartością czytam Wasze wskazówki.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9