Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o modlitwę za uratowanie mojego małżeństwa
Autor Wiadomość
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 09:58   

Joanno,
nie napiszę, że wiem co czujesz. Nie wiem - nie byłam w takiej sytuacji.
W mojej ocenie jeśli będziesz męża cały czas nagabywać, pisać do niego, szukać kontaktu - to utwierdzisz go w przekonaniu, ze jest takim kolejnym cudem świata. Nie znam go, może jest, jednakże to, ze Cię opuścił ujmuje nieco tej cudności.

Jesteśmy tak skonstruowani, że jeśli ktoś nas usilnie przekonuje do czegoś - czasem, ze zwykłego oślego oporu, stajemy kantem.

Może lepiej byłoby ograniczyć kontakt do spraw niezbędnych - dzieci, finanse, logistyka, inne zobowiązania.
On zapewne teraz nabiera pełnego oddechu i czuje ulgę, że się od Ciebie "uwolnił". Niech się tym pocieszy trochę - daj mu ten czas. Nie po to aby korzystał z nowych możliwości, ale po to, by mógł zatęsknić i się opamiętać. Teraz nie musi w ogóle pochylać się nad tą kwestią, bo cały czas "siedzisz" mu na plecach.

Wydaję mi się, ze usilne prośby o powrót, nie za dużo tu dadzą. Tu potrzeba refleksji, i tego aby rozum wrócił w górne partie ciała.
Teraz, nawet jak mąż wróci, ale nie będzie to szczere, a wymuszone przez Ciebie - będzie w nim cały czas siedzieć żal do Ciebie i całego świata, że "przecież właśnie mógł ułożyć sobie tak szczęśliwie życie, a Ty mu nie dałaś". Czy uważasz, że to małżeństwo mogłoby być szczęśliwe?

Weź się w garść, masz jeszcze kawał życia przed sobą. Umiesz żyć w pojedynkę. Każdy umie, tylko boimy się tego. Słyszałam kiedyś powiedzenie starszej pani: może być byle jaki (mąż), aby tylko był.
To znaczy o mojej wartości mają świadczyć "portki" w domu? Nawet jak piją i biją? Byleby by były?

Tu nie zachwalam życia singla (nie znam go, wiec nie mogę zachwalać), ale ja w tym momencie nie widzę u Was możliwości wspólnego życia.

Nie znam Biblii na tyle, ale czy Bóg chciałby, aby dla ratowania małżeństwa, ktoś całkowicie tracił własną godność i zabijał siebie wewnętrznie? Przecież to co teraz "uprawiasz" to jest zabijanie siebie. Czy to aby nie jest pewną odmianą samobójstwa?
Zaznaczam, nie znam Biblii, nie jestem w nurcie sycharowskim tak bardzo jak pozostali forumowicze - jeśli jest inaczej, proszę o wyprostowanie mojego myślenia.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 10:53   

Cytat:
Ja wiem, że mój mąż mnie kocha....mimo że mówi inaczej. To jest miłość prawdziwa, nie motyle w brzuchu.

Joasiu, czytając to co piszesz, widzę już jak wielki jest kaliber Twojej od męża zależności- bardzo Ci współczuję.
Zadaj sobie pytanie, czy prawdziwa miłość jest w stanie krzywdzić kochaną osobę?

Cytat:
Myślę, że gdyby kowalska usunęła się z jego życia, przestała na niego wpływać zrozumiałby to.

Tak łatwiej Ci myśleć. Takie myślenie daje Ci nadzieję, że jeśli kowalska odpuści albo w jakiś cudowny sposób zniknie z życia Twojego męża, bądź np. zamieni go na inny model, lepiej rokujący, to otrzymasz znów "swoją dawkę". Wow, jak wielka jest siła uzależnienia.
A jeśli to mąż jest głównym inicjującym, zabiegającym, nie pomyślałaś o tym?
Mieliśmy już takie przypadki że kochanka porzuciła czyjegoś męża ale ten wróciwszy do domu pogrążył się w żalu i tęsknocie za kochanką i choć wrócił fizycznie do domu to mentalnie był wciąż z kochanką.

Cytat:
Ale to jest zdesperowana kobieta, ktorej małżeństwo się rozpadło i tak łatwo nie ustąpi.
Nie wiem co robić. Nie chcę być złym człowiekiem. A jednocześnie nie potrafię być bierna....

Dla Twojego dobra i Twojego spokoju doradzam Ci byś temat kochanki i motywów którymi się kieruje pozostawiła za sobą.
Nie wiesz co robić? Zająć się sobą, naprawą siebie i zbudowaniem siebie NOWEJ. To jest Twój czas. Nie trwoń go na zajmowanie się tym co Cię nie buduje lecz rujnuje. Wykorzystaj swoją szansę. :-)
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 11:20   

Joasiu

Niestety muszę się zgodzić z tym, co pisze Kenya.
Twoje uzależnienie jest bardzo duże.

Gdyby mąż nie chciał odejść, to i miss świata nie dałaby mu rady.

Ja bardzo kocham góry. Wiedzą to dobrze Ci, którzy byli na ostatnich górskich wakacjach z Sycharem. Ale nie porzuciłem swojego miasta, żeby na stałe być w górach, bo tutaj mam mieszkanie, dzieci, pracę. Dlatego lubię góry, ale nie porzucę dla nich swojego życia.
Może ktoś powie, że przykład nie jest trafiony, ale uważam, że to właśnie o to chodzi.
 
 
joannapelagia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 13:02   

Wspaniałe są słowa które piszecie, i tak oczywiste.... Dlaczego więc znając tą prawdę czuję i myślę inaczej? Piszecie uzależnienie...pewnie macie rację. Ile jeszcze czasu minie, ile łez wyleję, z iloma myślami się uporam zanim to wszystko będę potrafiła wdrożyć w życie?
Dziś wiem, ale nie potrafię. Mam wrażenie, że niszczę i krzywdzę wszystko i wszystkich....
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 13:20   

joannapelagia napisał/a:
Ile jeszcze czasu minie, ile łez wyleję, z iloma myślami się uporam zanim to wszystko będę potrafiła wdrożyć w życie?


Joasiu
Pierwszy rok mojego kryzysu nie wiem, jak przeżyłem. A żyłem wtedy tylko swoim bólem i rozdrapywaniem ran. Chyba całkiem jak Ty teraz.
Drugi rok był bardzo trudny. Wtedy zacząłem odcinać się od przeszłości, ale odcinałem się dość nieśmiało.
Trzeci rok był trudny.
Czwarty był jeszcze niedobry.
Na początku piątego roku przyszedłem do Sycharu. Wtedy dość zdecydowanie "poukładałem" sobie swój świat. Od tego momenty zacząłem wracać do siebie.
Obecnie minęło już 6 lat i wydaje mi się, że już jestem pogodzony ze sobą. Zacząłem żyć swoim życiem.

Każdy ma inny czas dochodzenia do siebie. Mam nadzieję, że Ty będziesz szybsza niż ja. :-P
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 14:37   

Joasiu, ja również byłam uzależniona od męża. Ciągle go usprawiedliwiałam, mówiłam, że na pewno ma depresję, bo przecież mój mąż tak by się nie zachowywał. Próbowałam przez długi czas go uświadamiać, umoralniać, nic to nie dało.
Bardzo długo u mnie to wszystko trwało, bo ok.1,5 roku. Dopiero teraz stanęłam na nogi, żyję własnym życiem. Uświadomiłam sobie, że mąż nie chce ze mną być, bo gdyby chciał, to już dawno bylibyśmy razem. Wielu Sycharków dawało mi rady, zostaw go, nie odzywaj się, ale ja ciągle coś próbowałam po swojemu. Teraz mówię sobie, widocznie tyle czasu potrzebowałam, aby to zrozumieć.
Wszystko oddałam Bogu i jest mi znacznie lżej.
Jacek trafnie napisał, że każdy ma inny czas dochodzenia do siebie, ja potrzebowałam 1,5 roku, a Ty Joasiu, może szybciej się uporasz, czego Ci życzę. :-D
 
 
joannapelagia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 15:11   

Dziś jestem na etapie, że nie chcę żyć własnym życiem. Czekam i wierzę. Strasznie tęsknię. Ale nie jestem sama, ze mną są dzieci. Przychodzą, przytulają mnie, wiem że jestem im potrzebna.
Mam nadzieję że on też teskni, a jest sam (kowalska mieszka za granicą i póki co, to narazie nie zamierzają mieszkać razem). Mam nadzieję, że ta tęsknota go uzdrowi, że skieruje jego myśli i kroki do domu.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 19:37   

Joanno,
W tym, że mąż nie mieszka z inną kobietą upatrujesz szansę na jego powrót? Obyś nie wpadła w pułapkę, którą czasem dziewczyny opisują na forum. Żebyś nie stała się przedmiotem, a zarazem narzędziem do zaspakajania potrzeb "doraźnych". Na pewno wiesz co mam na myśli.
Nie pisalabym o tym, gdybyś nie napisała o tej odległości między nimi i wiązanych z tym nadziejami.
Inną sprawą, na którą chciałabym zwrócić Twoją uwagę są dzieci. Pisałaś wcześniej o totalnej rozsypce, do której masz prawo. Zbierasz się powoli, to fajnie. Jednakże pilnuj aby dzieci ( nie znam ich wieku) nie musiały zostać Twoimi pocieszycielami. Żeby nie musiały się, ponad swój wiek, opiekować Tobą. Nie mam tu na myśli tego, że masz udawać że wszystko jest ok. Ty, jako dorosła osoba, masz inne narzędzia do tego aby wrócić do równowagi. Najpierw leki, potem terapia - dla wspoluzaleznionych. Nie bój się tego. Tam nikt nie będzie namawiał Cię do rozwodu. Pomogą Ci nauczyć się nie wplatac męża w każdą myśl, wypowiedź. Pomogą znaleźć Twoje zasoby, które wykorzystasz aby zacząć żyć. To nie jest terapia, na której wałkuje się temat partnera. Ona pozwala zacząć myśleć autonomicznie i nauczyć się skupiać na sobie.
 
 
joannapelagia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 20:25   

Dzieci są przy mnie, widzą że cierpię, wiedzą że tata mnie skrzywdził. Ale ojca nie przekreslają, czekają na niego, tęsknią. Mąż nie przychodzi do nas (to dopiero tydzień), raz ich zabrał do swoich rodziców. Ale dzieci też żyją swoim życiem: spotykają się z przyjaciółmi, przeżywają wydarzenia dnia codziennego, śmieją się. Nie ukrywam, że z początku mnie to irytowało, że przy tym wszystkim potrafią tak normalnie żyć, jakby to po nich spływało. Ale dziś się cieszę że potrafią życie codzienne, towarzyskie oddzielić od problemów rodzinnych.
A mąż? Od czasu wyprowadzki się do mnie nie odzywa, nie pisze. Jest obrażony, że pisałam do jego flamy (nic obraźliwego - prośba aby się usunęła), a ona taka wrażliwa... A ja tak tęsknię za jego obecnością, za jego głosem, za jego zapachem.... I dziś wydaje mi się, że moją miłością dałabym radę obudzić jego uczucie do mnie....musiałaby tylko zniknąć ona, musiałby tylko otworzyć się na to co chcę mu ofiarować.
 
 
sheenaz
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-28, 21:10   

Ładnie mi o dzieciach napisałaś. To dobrze, że nie zatracają się w rozpaczy i nie przekreslają ojca. W każdym razie Ty ich do tego nie popychasz. Sam musi teraz pracować aby nie stracić całkiem ich miłości.
Życzę Ci Joasiu, aby sprawy ulozyly się po Twojej myśli.
Spokojnego wieczoru i przespanej, dającej odpoczynek nocy Ci życzę.
 
 
LDA
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-29, 09:05   Re: Proszę o modlitwę za uratowanie mojego małżeństwa

joannapelagia napisał/a:


Dziś już nie potrafię nic zrobić. Próbuję zawierzyć Bogu i powtarzać sobie " Jezu ufam Tobie. Jezu Ty się tym zajmij"

Dlatego zwracam się z ogromna prośbą o modlitwę za nawrócenie mojego męża i uzdrowienie mojego małżeństwa


OJCZE NASZ, KTÓRYŚ JEST W NIEBIE, ŚWIĘĆ SIE IMIĘ TWOJE.......
 
 
joannapelagia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-29, 21:41   

Dziś zabrał na godzinę dzieci. Czułam się strasznie samotna, odtrącona, porzucona. Nawet nie wszedł do domu. To boli. Strasznie tęsknię. To milczenie, brak kontaktu jest nie do zniesienia.
Boże daj mi siłę abym to przetrwała. Boże znajdź szczelinkę w jego sercu...i wejdź do niego...
 
 
joannapelagia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-30, 22:20   

Jestem tak strasznie zła, przesiąknięta nienawiścią. Nie mogę sobie z tym uczuciem poradzić. Pierwszy raz tak nienawidzę męża. To co zrobił mi mogłam znieść, ale co robi dzieciom nie. Miał spędzić z nimi niedzielę, nie pojawił się. W ciągu tygodnia znalazł dla nich godzinę. A mówił że dla nich nic się nie zmieni. Jaka ja jestem zła, aż boli
 
 
joannapelagia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-30, 23:04   

Gdzie jest ten człowiek którego tak kocham? Gdzie jest mój małżonek? Gdzie jest ojciec moich dzieci? Gdzie?
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8