Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Koniec małżeństwa
Autor Wiadomość
nick123
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-17, 23:54   Koniec małżeństwa

Hej, na to forum pierwszy raz trafiłam na początku swojego małżeństwa i niestety wracam do niego na końcu.
Jestem dzieckiem rozwodników, kiedy wychodziłam za mąż ledwo odbiłam się od 20-stki. Wyszłam za mąż, bo było mi bardzo ciężko w domu rodzinnym i wydawało mi się, że małżeństwo mnie uratuje. Na męża wybrałam faceta, który jest b. dobrym człowiekiem i miałam nadzieję, że nigdy nie porzuci dzieci, tak jak mnie porzucił mój ojciec...Wychowywał się w pełnej rodzinie, więc myślałam, że będzie wiedział, jak zbudować małżeństwo lepiej ode mnie....Było mi go żal, bo wiele osób go wykorzystywało, a ja zawsze sama dająca radę, miałam nadzieję, że nauczy się ode mnie "życia" nie tylko na usługach innych.

Nic nie zadziałało...Małżeństwo mnie nie uratowało, a zniszczyło, bo okazało się, że żadne z nas nie ma o nim pojęcia. Mąż wychowywał się w pełnej rodzinie, ale tylko z nazwy, małżeństwo rodziców nie istniało tak samo, jak małżeństwo moich rodziców, tylko, że ze względów ekonomicznych nie mogli się rozstać oficjalnie...Właśnie zrzuciłam z barków mojego męża, jestem zmęczona, nawet wykończona życiem. Nic mi się nie chce, a dzieci czekają...

Pierwszy raz na terapię do psychologa poszłam po dwóch latach małżeństwa. Już wtedy usłyszałam, że moje małżeństwo zmierza donikąd. Porzuciłam terapię, ale wróciłam jeszcze raz do kontaktów z psychologiem jakieś 2 lata temu. Tylko tam już usłyszałam, że moje małżeństwa nie istnieje...

Nie wiem, co dalej...Od 4 miesięcy sypiamy z mężem w osobnych pokojach, mąż chce ratować małżeństwo, a ja czuję, że jeśli mam w nim zostać, to mogę równie dobrze umrzeć, bo nie dam rady tak dalej.


Czy może ktoś ze mną porozmawiać na prv, fakty z mojego życia są na tyle "oryginalne", że ktoś mógłby w moich postach rozpoznać mnie lub mojego męża...
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-18, 06:50   

Witaj u nas na forum :-)

Jak wiesz nasz charyzmat brzmi iż "Każde trudne małżeństwo jest do uratowania" Każde, a zatem Wasze też. Choć tylko Bóg wie, przez jakie rafy i zakręty powinniście przejść, aby je faktycznie uratować. Zauważ, że każde z Was ma jeszcze odrobinę woli i chęci, aby z tym małżeństwem coś zrobić. Zatem jest całkiem sporo nadziei :-)

nick123 napisał/a:
ja czuję, że jeśli mam w nim zostać, to mogę równie dobrze umrzeć, bo nie dam rady tak dalej.

Genialne stwierdzenie :-) właśnie ogłosiłaś bezsilność. Tak jak działałaś do tej pory - nie działało, więc daj podziałać Panu Bogu, daj się Mu prowadzić, i zgódź się, że prawdopodobnie On będzie chciał to zrobić inaczej ;-)

Masz może gdzieś blisko siebie Ognisko Sycharu?
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 00:15   

Witaj nick 123,
Piszesz, ze Twoj maz chce ratowac malzenstwo. Odnosze wrazenie, ze Ty rowniez. Po cos jednak na forum jestes.
Rozumiem, ze malzenstwo w obecnym ksztacie przyprawia Cie o silne negatywne uczucia, ze masz dosc i nie widzisz wyjscia z obecnej sytuacji.

nick123 napisał/a:
Małżeństwo mnie nie uratowało, a zniszczyło, bo okazało się, że żadne z nas nie ma o nim pojęcia

Na pocieszenie napisze, ze malo kto ma wlasciwe pojecie o malzenstwie. Nic straconego, na kazdym etapie zycia, o ile sie chce, mozna sie jednak tego nauczyc.
To co sie stalo w Waszym malzenstwie nie jest przypadkiem. To samo moge napisac o wlasnym malzenstwie.
Z pustego nie da sie nalac. Najpierw trzeba napelnic. Pytanie tylko, czy chcesz?
Aby uratowac malzenstwo, na poczatek trzeba uratowac siebie. To jedyna, dajaca nadzieje droga ku temu.

nick123 napisał/a:
Pierwszy raz na terapię do psychologa poszłam po dwóch latach małżeństwa. Już wtedy usłyszałam, że moje małżeństwo zmierza donikąd. Porzuciłam terapię, ale wróciłam jeszcze raz do kontaktów z psychologiem jakieś 2 lata temu. Tylko tam już usłyszałam, że moje małżeństwa nie istnieje..


Niestety, psychologow szkodzacych zamiast pomagac jest wielu. Latwo powiedziec "zmierza donikad" lub "nie istnieje" zamiast wskazac konkretne drogi, jak to zmienic i naprawic.
Tutaj, w Sycharze , o ile zechcesz, te dobre rady dostaniesz.
Nie pisze tego przez zarozumialosc. Jestem zywym dowodem skutecznosci tego, o czym pisze. Oczywiscie nie tylko ja :)
Nie bedzie latwo, potrzebna jest pokora, cierpliwosc i duzo pracy. Jestes zainteresowana?

Jesli potrzebujesz popisac na priv, jestem do dyspozycji
Pozdrawiam
 
 
IlonaM
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 00:44   

Witaj nick123 :-> wiesz, wydaje mi się że nie do końca jest tak jak piszesz - bo podświadomie szukasz pomocy- chociaż może sama nie umiesz tego na razie przyznać nawet przed sobą ?
Bo gdyby faktycznie nie zależało Ci na tym małżeństwie to nie znalazła byś się tutaj! Widocznie Bóg przyprowadził Cię tutaj abyś zrozumiała że jest co ratować i tak jak napisała Nirwana - jak brzmi charyzmat Sycharu - "KAŻDE TRUDNE MAŁŻEŃSTWO JEST DO URATOWANIA"! tylko trzeba uwierzyć i pozwolić działać i prowadzić się Bogu :-D
 
 
nick123
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-19, 20:14   

Dzięki, że odpisaliście:).

Eh, naprawdę nie ma we mnie chęci ratowania małżeństwa. Po prostu w tej trudnej chwili w moim życiu wolę być z ludźmi wierzącymi w Boga niż na forum typu "kafeteria", czy "wizaż".
Potrzebuję się wygadać, wyrzucić z siebie wszystko, co mam w środku złe, ale też i dobre. Dzięki osobom, które piszą ze mną na prv.

Do psychologów przestałam chodzić, bo nie znalazłam psychologa wierzącego w Boga, wszyscy wierzą we własne moce, a ja nie mam aż tyle mocy, żeby dać sobie wsparcie w tej trudnej chwili w moim życiu.

Pozdrawiam
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 01:47   

nick123 napisał/a:
Do psychologów przestałam chodzić, bo nie znalazłam psychologa wierzącego w Boga, wszyscy wierzą we własne moce

Lepiej oczywiscie, gdy psycholog jest wierzacy. Jest wtedy duzo wieksza szansa, ze nie bedzie gadal bzdur o niedopasowaniu, ze pokieruje pacjenta na droge trudniejsza, ale wlasciwa. Czesto czytam o psychologach dajacych rady takie, aby samopoczucie sie szybko poprawilo. To zas, ze ktos niszczy przy tym innych, coz, nie ich zmartwienie.

Znam zycie w rodzinie z przemoca i alkoholem z autopsji. Wiem po sobie i rodzinie (nie tylko najblizszej), jakie szkody moze to wyrzadzic dzieciom w takim domu wychowanym.

Jedyna sluszna droga, dajaca nadzieje na pozbycie sie tego ciezaru jest samodzielne (co nie znaczy ze bez niczyjej pomocy) podjecie trudu naprawy siebie samego. Zbudowanie nowego, lepszego "ja".

Nie powinno sie miec pretensji ani do siebie, ani do wspolmalzonka, ze to tak wyszlo.
Po prostu, tak jak wielu innych ludzi (wliczajac mnie), nie byliscie swiadomi na co sie piszecie.
To tak, jakby zaczac budowac dom, majac wiedze o budowie domu taka, ze cos tam widzialo sie z odleglosci na budowie ktora byla w okolicy. Mozna postawic sciany i dach. Moze to nawet jakis czas postoi. Ryzyko jednak, ze runie i skrzywdzi osoby w nim mieszkajace jest nie dosc ze ogromne, to i niemalze nieuniknione.
Wiedzy o tym, jak to powinno byc w malzenstwie, jak funkcjonuje kobieta i mezczyzna nie ucza nas w domu ani szkole. Jak wiec wlasciwie budowac bez niej?
Nasza obecnosc na forum jest efektem takiej wlasnie "fuszerki".
Jesli jest sie DDA, DDD, DDRR, przeszkod i problemow jest jeszcze wiecej, ryzyko porazki zas poteznie wzrasta.
Da sie to jednak naprawic, zyc wreszcie tak, by byc szczesliwym.
Trzeba tylko checi, cierpliwosci, czasu i duzo pracy.
Pracy nad soba samym.
Pozdrawiam
 
 
Jarek70
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 08:00   

Paweł :-D
 
 
4xAS
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-20, 08:18   Re: Koniec małżeństwa

nick123 napisał/a:


Pierwszy raz na terapię do psychologa poszłam po dwóch latach małżeństwa. Już wtedy usłyszałam, że moje małżeństwo zmierza donikąd. Porzuciłam terapię, ale wróciłam jeszcze raz do kontaktów z psychologiem jakieś 2 lata temu. Tylko tam już usłyszałam, że moje małżeństwa nie istnieje...



Weź se tych psychologów wsadź ... :-) .
Proponuję Ci, poszukać w poradni rodzinnej przyparafialnej. Raz, że za darmo a po drugie nikt tam Ci nie będzie "zapodawał" rozwodu jako rozwiązanie.
Oczywiście nie jest tak, że są tam najlepsi terapeuci ale kto zakazuje szukać dalej ?
Wrzuć w google hasło "psycholog chrześcijański", pójdź na spotkania "katolickiej sekty" Sychar :-) - tam też ktoś może Ci podpowiedzieć gdzie uderzyć.
Ja trafiłem do pani psycholog, która miała sukcesy w sytuacjach gdy "jedno chce a drugie nie".
Kobieta wierząca ale prowadząca terapię dla niewierzących, buddystów, itp.
Nic z tego nie wyszło bo moja żona jest "chwilowo" (tak od 2 lat ) na nie :-) .
No cóż takie życie ale powiedział ktoś, że będzie łatwo ?
Gdy się coś robi to są szanse, że jakiś sukces przyjdzie.
Gdy tylko rozkładamy ręce to go "na bank" nie będzie !
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8