Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Rodzice czy żona?
Autor Wiadomość
Lena8
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-05, 20:36   Rodzice czy żona?

Witajcie,
Znalazłam te forum całkowicie przez przypadek, szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie: kto jest ważniejszy po ślubie-dom rodzinny czy nowo powstała rodzina, rodzice czy żona? Ale zacznijmy od początku..
Jesteśmy małżeństwem już 8 lat. 2 lata po ślubie urodził się nam synek. Męża pokochałam za to, że był człowiekiem skromnym i wrażliwym. Jednak dostał pracę, która go całkowicie zmieniła. Nie chcę tu zdradzać szczegółów gdzie, jaką itp. Pracuje wśród samych „samców”( jak to siebie nazywają żartobliwie w pracy), musi być twardy, ponieważ pracuje z trudnymi ludźmi. Już z 4 lata temu zwracałam mu uwagę, że się zmienił, że „obrósł twardą skorupką”..Jego poglądy początkowo bardzo mnie drażniły, walczyłam z nimi, aż w końcu zaczęły mnie od niego oddalać.. Pewnie chcecie przykładów. A więc.. że taka rasa to brudasy, ta narodowość to nieroby, a ta to śmierdziuchy, tych to bym wystrzelał.. Tłumaczyłam, że tak nie można mówić o drugim człowieku, ale nie dało się przekonać. Może bardziej się hamuje wśród moich znajomych, ale wśród swojej rodziny może śmiało opowiadać co mu się podoba, ma pełną aprobatę i rodzina wpatrzona jest w niego jak w obrazek. No właśnie..rodzina.
Tu pojawił się kolejny mur między nami. Po ślubie marzył o domie. Zamieszkaliśmy w mieszkaniu, a mąż ciągle powtarzał że on się czuje nieszczęśliwy w mieszkaniu, że się dusi, męczy.. Tłumaczyłam znowu, że każdy ma to, na co go stać, a szczęśliwy powinien być, bo jest zdrowy, ma zdrowe dziecko, rodzinę. Ale na nic moje gadanie, skoro przyjeżdżali teściowie i komentowali mieszkanie „jak tu ciasno, jak mało miejsca” i znowu zaczynało się to samo. Jechanie do nich oznaczało słuchanie jak to u nich dużo miejsca dla dziecka, że może się swobodnie wybiegać. Mąż dalej marzył o kredytach, o domu, a rodzice mu przytakiwali.
Po urodzeniu dziecka w ogóle wszystko zaczęło się sypać. Gdy pojechaliśmy do teściów, to oczywiście ze strony teściowej się nasłuchałam, że za lekko ubrane dziecko, że głodne może, że mi z rąk wypadnie, nie noś tak..Poprosiłam męża, by porozmawiał z mamą delikatnie, wyjaśniłam mu jak się czuję, gdy ktoś za mną biega, że dziecko upuszczę.. Ale mąż na to, że przesadzam, że on mamy pouczać nie będzie. Wyjeżdżanie na wszelkie święta to jest koszmar. W mojej rodzinie mąż się nudzi, przysypia i tylko patrzy na zegarek. A do swojej zawsze się śpieszy. Wylicza, że tyle godzin byliśmy u mojej rodziny, a u jego to mniej. Że nocowaliśmy ostatnio u moich, to teraz u jego..Jak jedziemy na święta, też zawsze jest licytacja gdzie najpierw, że u niego to rodzice tęsknią już za wnuczkiem, czekają..jak jesteśmy u mojej rodziny, to dzwonią jego rodzice i dopytują, kiedy będziemy. Jak dzwonią i zapraszają na jakąś okazję, nawet zapraszają w ostatniej chwili, mąż nie potrafi stanowczo powiedzieć nie..zawsze jest „nie wiem, zobaczymy..ja mam wolne, ale L pracuje” to słyszy odpowiedź to przyjedź z synkiem sam. Jak jesteśmy u nich, nie mogę męża wyciągnąć do domu (mamy ponad 100 km), mimo, że wie, że mam następnego dnia do pracy na rano, do tego jeszcze muszę prowadzić, bo nigdy nie potrafi odmówić tatusiowi kieliszka..zawsze wychodzenie stamtąd trwa ponad godzinę. Nigdy teściowie nie zrozumieli, że ja chcę już jechać, bo mam do pracy..nie dość, że ciężko męża zapakować do samochodu, to jeszcze oni mi w tym nie pomagają, mówiąc „to weź wolne, nocujcie chociaż itp.” Kolejna kwestia, to sprawa alkoholu..na każdym spotkaniu u nich jest alkohol. Jestem z rodziny, w której był problem alkoholizmu i zawsze mama mówiła, że rodzic dziecku polewać nie może! A oni zawsze..ojciec z synem piwo lub cięższy alkohol. Z ostatniej imprezy ledwo go dowiozłam do domu, oczywiście też zbierając się ponad godzinę. Rodzice widzieli jak ledwo stoi na nogach i nic.. Miałam wrażenie, że tylko mnie ten widok boli i zawstydza.
Mimo, że nie jest jedynakiem, to zawsze jak przyjeżdżamy jest w centrum uwagi. Opowiada o pracy, a oni słuchają z otwartymi ustami i się zachwycają..Sam mąż mi kiedyś powiedział, że oni są tak wychowani, że zawsze obstaną za sobą, nawet jak robią coś złego, że pójdą za sobą w ogień.. a ja? Gdzie ja jestem w tym wszystkim? Mam wrażenie, że jestem po prostu dla teściów żoną ich syna. I tyle..W kłótni kiedyś mąż powiedział, że wrazie rozwodu jego ojciec mnie zniszczy. Wiem, że to w złości, ale jednak przy tym wszystkim, zostaje to w sercu..
Dzwonią, proszą by przyjechał im pomóc na kilka dni, a on jedzie. Mi oznajmia, że chce jechać, a ja muszę brać wolne, a później to odrabiać, robiąc po 60-70 godzin tygodniowo, jeśli nie chcę marnować urlopu. Bo przecież trzeba zostać z dzieckiem..
Przepraszam, że taki długi post, ale już opadam z sił..Dwa lata temu namawiałam męża na pójście do poradni małżeńskiej..nie..Rozmawiałam tyle razy, tłumaczyłam, szłam na kompromisy, ale nie mam już chyba sił. Po prostu nie chce mi się gadać do słupa, tak brzydko mówiąc.
Od trzech tygodni mamy kryzys, kolejny poważny. Nie rozmawiamy, nie ze złości, ja po prostu już nie umiem. Coraz częściej myślę o nim, jako o człowieku, który zamknął się w sobie, nie potrafi już rozmawiać i ma tak silne wsparcie w swojej rodzinie, że nic innego może się nie liczyć..
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-05, 21:47   

Lena8, witaj na forum

Lena8 napisał/a:
kto jest ważniejszy po ślubie-dom rodzinny czy nowo powstała rodzina, rodzice czy żona?
tu masz prostą odpowiedź

Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. 6 A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela Mt 15,5-6

Gdy czytałam co napisałaś zwróciłam uwagę na 3 rzeczy:
1. na pracę męża (która wg ciebie bardzo go zmienia)
2. na jego relację z rodzicami (mogę wnioskować, że jednak pępowina nie jest odcięta ...).
3. na twoją postawę (zwróć uwagę, jak często używasz słów "tłumaczyłam" - pewnie przez formę tego forum, tak wyszło. Na pewno o to ci chodziło?)

Wierzę, że jest ci bardzo ciężko.
Ale też widzę szansę dla waszego małżeństwa.
Męża nie zmienisz, bo prawdą jest to, że wpływ mamy na samych siebie jedynie.
To co możesz zrobić?
Zająć się sobą, swoim wkładem w to małżeństwo.

Chcesz ratować?
Skoro tu piszesz, to zakładam, że tak.
To zacznij od siebie.
Czy czytałaś lektury, które sobie tu wzajemnie polecamy?
Czy masz siłę stosować ich zalecenia?
Jeśli tak, może zacznij od "5 języków miłości" Chapmana
czy wysłuchania "Akrobatyki małżeńskiej" o.Szustaka (a może w drodze do rodziców/teściów razem posłuchacie? Dałby się mąż namówić na to?)

A jak twoja relacja z Bogiem?

Polecam ci również kontakt z naszym ogniskiem sycharowskim - tu http://sychar.org/ogniska/ znajdziesz dane, wybierz najbliższe tobie. Warto podejść, by porozmawiać z ludźmi z podobnymi problemami. Warto zobaczyć, że nie jesteś sama.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-05, 22:56   

Witaj Leno :-)

Odnoszę wrażenie, że nie lubisz swoich teściów.
Pytanie tylko czy faktycznie oni Tobie w czymś konkretnie zawinili by czuć tę dość wyraźną niechęć? A może Twoja do nich niechęć wynika z faktu, że z mężem nie możesz się porozumieć?
Piszesz, że mąż nudzi się u Twoich rodziców, czyli...... macie podobnie. ;-)
Nie sądzę by troska teściowej czy dziecko jest odpowiednio ubrane, najedzone była w jakiś sposób natrętna. To naturalne obawy. Oczywiście forma ich komunikowania jest tutaj kluczowa. Jeśli nie wynika ze złych intencji, tzn. z potrzeby zdeprecjonowania Ciebie jako mamy nie widzę żadnego powodu by robić z tego problem i angażować męża do rozmów z teściową. Poza tym możesz sama teściową uspokoić jeśli nie masz żadnych wątpliwości że jej obawy nie są uzasadnione- wystarczy to w prawidłowy sposób zakomunikować i temat zakończyć.

Co do męża. Owszem jego zmiana pod wpływem pracy/stanowiska jest dość "znacząca" o tyle, że mogą budzić Twój niesmak poglądy Twojego męża.

Lena8 napisał/a:
Mąż dalej marzył o kredytach, o domu, a rodzice mu przytakiwali.

A co jest złego w marzeniach? Co jest złego w tym, że rodzice wspierają syna w jego marzeniach? Jeśli marzy i ma szansę zrealizować swoje marzenia by swojej rodzinie stworzyć lepsze warunki do życia nie powinno to być przedmiotem Twoich zmartwień. Wszystko zaczyna się od marzeń. Nie należy mieć komuś za złe że marzy i chce realizować swoje marzenia.
Lena8 napisał/a:
Mam wrażenie, że jestem po prostu dla teściów żoną ich syna.

A kim jeszcze chciałabyś być? Pewnie jesteś jeszcze matką ich wnuka, dziecka które z pewnością bardzo kochają. Ten fakt powinien Cię raczej cieszyć.

Lena8 napisał/a:
Z ostatniej imprezy ledwo go dowiozłam do domu, oczywiście też zbierając się ponad godzinę. Rodzice widzieli jak ledwo stoi na nogach i nic.. Miałam wrażenie, że tylko mnie ten widok boli i zawstydza.

No i tutaj należy postawić jasne granice. Nie ma nic złego w odwiedzinach ale jeśli kończą się tak jak piszesz to nie dziwię się że niemal wszystko kojarzy Ci się źle z domem teściów.
W swoim domu, przed wyjazdem należy ustalic zasady. Poza tym NIE MUSISZ prowadzić a w takiej sytuacji gdy rodzinne imprezy kończą się właśnie tak, wręcz powinnaś odmówić.
Jeśli mąż się upija wiedząc że ma kierowcę stwarzasz mężowi komfort ale sobie wielki dyskomfort...i na to nie musisz się zgadzać.

W tej sytuacji b. poważnie powinnaś zastanowić się nad tym jak postawić granicę by biorąc udział w realizacji mężowskich potrzeb nie zapominać o SWOICH potrzebach. Częstotliwość wyjazdów jeśli Tobie nie odpowiada ustal to z mężem i tych ustaleń się trzymaj. Nikt przecież nie może Cię zmusić byś musiała nadrabiać wolne które Tobie nie było na rękę. To Twoja decyzja czy wchodzisz w jakiś układ czy też jesteś asertywna i odmawiasz.

Lena8 napisał/a:
Jak dzwonią i zapraszają na jakąś okazję, nawet zapraszają w ostatniej chwili, mąż nie potrafi stanowczo powiedzieć nie.
zawsze jest „nie wiem, zobaczymy..ja mam wolne, ale L pracuje” to słyszy odpowiedź to przyjedź z synkiem sam

Leno, nie ma NIC złego w tym, że mąż mógłby odwiedzić swoich rodziców z synkiem ale bez Ciebie jeśli Ty nie możesz/nie chcesz/masz inne plany. Nie rozumiem w czym Ty widzisz problem. Czy czas spędzony samej, oddając się np. zajęciom na które nie masz czasu gdy mąż i dziecko są w domu byłby dla Ciebie czasem straconym? Uważam że każda kobieta potrzebuje takiego czasu dla siebie i można go całkiem dobrze spożytkować.

Do nas także przyjeżdża syn z naszym wnukiem ALE TEŻ synowa z wnukiem (z jej woli :-) ) jeśli syn nie może. Oczywiście przyjeżdżają też razem ale gdy któreś z nich nie może nikt nie robi z tego faktu problemu. NIe należy szukać problemów tam gdzie ich nie ma.
Nie mniej jednak jest wiele spraw które wymagają między wami ustalenia WSPÓLNIE nowych ram. Jak to zrobić? Cóż potrzebujesz stosownych narzędzi w postaci wiedzy by uporać się ze swoim brakiem asertywności oraz zaleganiem niechęci do rodziny męża.
Problem jest między wami i tam należy szukać rozwiązań.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-06, 01:00   

Witaj Lena8,
W malzenstwie powinna byc taka hierarchia waznosci:
1. Bóg
2. Wspolmalzonek
3. dzieci
4. rodzina pierwotna/inni ludzie

Jezeli kolejnosc jest inna, znaczy to, ze jest problem. Twoj maz jest nazbyt zwiazany z rodzina pierwotna, nazbyt w stosunku do nich lojalny, przez to z kolei cierpisz Ty.

Zgadzam sie z tym, co napisala GosiaH. Jak wnioskuje, masz czas, aby zglebic przyczyny Waszych problemow, nadrobic braki w wiedzy i znalezc sposoby, aby samemu lepiej funkcjonowac.
Tylko i az tyle mozesz zrobic. Jestes wladna zmienic Wasze malzenstwo jedynie poprzez prace nad soba.
Polecam czytanie ksiazek i sluchanie konferencji. Po zdobyciu pewnej niezbednej wiedzy ogolnej (o roznicach miedzy kobietami i mezczyznami, o tym jak powinno byc w malzenstwie), polecam przeczytanie 2 ksiazek. Ale najpierw proponuje zdobycie fundamentalnej wiedzy.

Do tego co polecila GosiaH dorzucilbym na poczatek konferencje Jacka Pulikowskiego. Mozesz je znalezc w formie mp3, za darmo, na:

http://www.jacek-pulikows...rencje-mp3.html


Te ksiazki na pozniej to:
"Granice w relacjach malzenskich" Cloud, Townsend
"Milosc potrzebuje stanowczosci" Dobson.
Granice sa bardzo wazne, to wydaje mi sie jeden z kluczowych elementow dla Ciebie do przerobienia. Tyle, ze aby stawiac je wlasciwie, trzeba sie tego nauczyc, to zajmie troche czasu.

Zycze sily i cierpliwosci
 
 
hiacynta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-06, 12:28   

GosiaH napisał/a:
Gdy czytałam co napisałaś zwróciłam uwagę na 3 rzeczy:
1. na pracę męża (która wg ciebie bardzo go zmienia)
2. na jego relację z rodzicami (mogę wnioskować, że jednak pępowina nie jest odcięta ...).
3. na twoją postawę (zwróć uwagę, jak często używasz słów "tłumaczyłam" - pewnie przez formę tego forum, tak wyszło. Na pewno o to ci chodziło?)


Gosia, a jak Twoim zdaniem powinna wyglądać właściwa relacja z rodzicami, żeby można było o niej powiedzieć "pępowina odcięta"?
Bo czytając w różnych wątkach tego typu osądy, odnoszę wrażenie, że jest takie jakieś oczekiwanie, że mąż/ żona powinni kontakty z rodzicami ograniczyć do minimum, no bo całkiem odciąć, to nie wypada, nie po chrześcijańsku. A jeśli kontakty nie są mocno ograniczone, pada oskarżenie o uzależnienie od rodziców.
Z tego, co Lena pisze, to ja jakiejś patologicznej zależności od rodziców u jej męża nie widzę, ale ja się nie znam... :-)
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-06, 17:11   

hiacynta napisał/a:
jak Twoim zdaniem powinna wyglądać właściwa relacja z rodzicami, żeby można było o niej powiedzieć "pępowina odcięta"?
jednym zdaniem - małżeństwo jest przed relacją z rodzicami. Zwróć uwagę, że Pavel (powyżej) to dobrze wypunktował

hiacynta, możemy teoretyzować mocno jak powinna taka relacja wyglądać.
Ja mogę, na podstawie mojego doświadczenia, powiedzieć co ja zrobiłam.
Jak mój mąż zaczynał wracać, to rodzice byli przeciwni.
Ja wybrałam męża (małżeństwo).
To był czas, że ograniczyłam kontakty z rodzicami do minimum.
I, uważam, że całkiem po chrześcijańsku
 
 
Tolik
[Usunięty]

Wysłany: 2016-10-12, 12:20   

Bardzo dobrze Cie rozumiem, tez mam podobna sytuacje. Nie wiem skad u mojego meza tak silne wiezi emocjonalne z rodzicami do tego tak jsk u Ciebie nie umie im mowic NIE, co doprowadza mnie do skrajnych emocji szczegolnie kiedy od tego zalezy czy bede musiala spac tylko chwilke bo 'musimy' nocowac u mamusi. nie mamy dzieci ale jedyna rzacza jaka pomaga to stawianie z mojej strony jasnego ultimatum i rozjasnienie sytuacji, ja mojego lubego zaprowadzilam do kolegi ksiedza, psychologa itd i wszyscy mu nakladli ze zona najwazniejsza i jest ciut lepiej, ale i tak co kontakt z mamusia to na nowo mu klade do glowy, moja tesciowa oprocz komentarzy ze wszystko zle robie, jestem zla itd to jeszcze potrafila komentowac 'po co z nia przyjechales? swojego domu nie ma?' takze na niektore osoby nie ma sposobu bo sa tak zapatrzone w siebie ze nie dopuszczaja mozliwosci ze dziecko ma kogo innego na pierwszym miejscu
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8