Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Kryzys po 8 latach
Autor Wiadomość
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 21:13   

Ppd

Wygląda z tego co piszesz, że chyba jest ktoś trzeci. :-(
Obym się mylił.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-17, 23:45   

Wybacz szczerość ale u mnie było tak samo. Też patrzyła mi w oczy i kłamała że jest sama. Tak było długi czas. W momencie kiedy ich nakryłem bo śledziłem żonę - też się nie przyznała. Wyobrażasz to sobie? Dopiero później się niejako przyznała ale teraz znów się wypiera bo jesteśmy przed sprawą rozwodową. Takie są kobiety dzisiaj. Jeżeli kogoś ma to żebyś teraz poleciał na księżyc i z powrotem to nic nie da. Oczywiście idź na siłkę, itp (ja też zacząłem) ale rób to dla siebie. Ćwicz ciało i charakter, mówię Ci będzie ciężko jak się już przekonasz że jest ten trzeci jeżeli jest. Ja miałem 99% pewności ale jak ich zobaczyłem przytulających się i całujących to poczułem jakby dosłownie wszystko mi się zawaliło. Z resztą poczytaj mój wątek. Nie wiem co będzie ale życzę Ci żeby wam się udało.
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 00:41   

a ja się nie dziwię, że jest ktoś trzeci po przeczytaniu co robiłeś, może się nie kopie leżącego, ale sam winny jesteś sobie. Mój mąż robił tak samo plus wiele gorzej jak Ty i SAM się wyprowadził. Przeszłam stan ofiary świata, niedowartościowania, chęci naprawy, wybaczenie wszystkiego bez konfrontacji, załamania, a kiedy zaczęłam odżywać to... nawet go polubiłam jako człowieka mimo wszystko, dziś moje dziecko chodzi do przedszkola, na treningi, ja chodzę do szkoły, pracuje w aptece, mam swoich znajomych, zainteresowania, chęci do życia i kiedy byłam gotowa na życie w pojedynkę to się zakochałam i wcale nie zrobiłam tego nikomu na złość. jest chemia między nami, choć to jeszcze nie związek i dobrze mi z tymi emocjami. cisza to nagłośniejszy krzyk kobiety - pomyśl jak ją skrzywdziłeś skoro zaczęła cię ignorować. bez przerwy pytasz co zrobić by to by tamto, dla niej możesz teraz zapaść się pod ziemię i nie zauważy, pytanie tylko jak ten czas wykorzystasz i jaki będziesz kiedy będzie chciała na Ciebie znowu spojrzeć, o ile będzie chciała bo nikt Ci tu takiej gwarancji nie da, a chyba tego oczekujesz...
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 11:12   

miodziak,
mam pytanie, czy ty się zakochałaś w innym mężczyźnie?. Planujesz się z nim związać? A co z mężem?, jesteście tylko w separacji? :shock:
 
 
ppd
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 11:32   

Ja to wszystko rozumiem. Nie wiem też czy kogoś ma czy też nie. Żyje nadzieją, że nie ma, bo czymś trzeba żyć. Również rozumiem, że zapadnę się pod ziemie i tego nie zauważy - bo tak właśnie się czuje. Ale przyrzekaliśmy sobie na dobre i złe. Szkoda, że nie widziałem wcześniej tych znaków... Ale teraz to mleko się rozlało. Zmienię się nie dla niej a dla siebie. Bo tylko to ma jakiś sens bytu. Jeżeli zmieniłbym się dla niej, to wcześniej czy później i tak to by pękło i to pewnie wtedy kiedy bym znów ją zdobył na dobre. Dlatego zaczynam od siebie.

Po za tym mlodziak - przyrzekaliśmy sobie na dobre i złe. Gdzie ta przysięga? Jeżeli będzie widzieć w tym sens to zrobię wszystko by to odrobić. Mam nadzieje, że nie złoży dokumentów rozwodowych. Jeżeli wiąże z kimś innym życie, to pewnie tak zrobi, jeżeli nie wiąże - to myślę że na razie nic jej nie da wolność formalna...
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 11:38   

miodziak napisał/a:
a ja się nie dziwię, że jest ktoś trzeci po przeczytaniu co robiłeś, może się nie kopie leżącego, ale sam winny jesteś sobie. Mój mąż robił tak samo plus wiele gorzej jak Ty i SAM się wyprowadził.
miodziak napisał/a:
kiedy byłam gotowa na życie w pojedynkę to się zakochałam i wcale nie zrobiłam tego nikomu na złość.
miodziak,
mam wrażenie, że Ty nie pisałaś tego postu do ppd, ale dla siebie.
Dla potwierdzenia samorozgrzeszenia, samousprawiedliwienia i przerzucenia wszelkich win na drugą stronę płotu który powstał między Tobą i mężem.

A kto budował ten płot ?
Kto dostarczyl materiałów do jego zbudowania, kto dał pomył itd ?
Tylko jedna mąż ?
Ty tylko obserwowałąś ?
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 12:37   

Zresztą po "newsie" którym się z namii podzieliłaś, Ty dobudowywujesz kolejne szczeble tego płotu, za chwilę dzięki Tobie ten płot między Wami będzie tak ogromny, że jego zaburzenie nie będzie możliwe.

To też będzie wina Twojego męża?
Twoje postępowanie, Twoje decyzje zwalisz na męża?
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 12:44   

Dorota6 zakochałam to za duże słowo i nic nie planuje, choć może zakochanie to dobre słowo, bo określa chemię w mózgu, a ja takową mam.
On do mnie na pewno też, ale nie robimy nic zdrożnego, po prostu jest ta chemia kiedy się widzimy, nie łapiemy fizyczności, ale lubimy ze sobą rozmawiać, pisać. On sprawia, że mi się chce - komplementuje, docenia najmniejszy krok w przód bo wie ile mnie on kosztuje, a mój mąż potrafił tylko mówić tylko, tylko, tylko tyle albo "wielki wyczyn co ty to nie zrobiłaś"
nie usprawiedliwiam siebie, ale nie czuję się wina, że chce mi się żyć, że mam o kim ciepło pomyśleć kto nie zaserwował mi tylu zranień, przepychanek, gorzkich słów.
Gragan oczywiście, że razem budowaliśmy ten płot, potrafię przyznać się do własnych win - w przeciwieństwie do mojego ślubnego, który bardziej dba o PR w swoim otoczeniu.
Nigdzie nie biegałam, nikogo nie szukałam, po prostu zaczęłam żyć i dawać sobie radę i wtedy pojawił się on, nie załatwia za mnie żadnych doczesnych spraw, nie utrzymuje mnie i tak dalej, więc można wykluczyć tu korzyści materialne czy mówiąc wprost sponsoring, ale jest i nikomu na złość tych emocji i uczuć nie poczułam. Nie jest to jakaś pokazówka w stylu ja Ci tu pokażę na kogo mnie stać i tak dalej.
Ja po prostu przestałam płakać i czekać a zaczęłam żyć, zaczęłam czekać nie czekając ... i nawet nie wiem kiedy czekać przestałam i nie jest to jakaś premedytacja. Ja patrzę na męża i jest mi obojętny, nawet go teraz lubię, nie mam tego żalu w stylu - zniszczyłeś mi życie, przez ciebie przytyłam, poświęciłam się dziecku, zrobiłam się kurą domową, żebyś mógł wyjeżdżać i się realizować i co i jak ci się podobać przestało to wypad i każdy argument dobry. ja wiem, że ja sobie to sama zrobiłam i nikt mnie nie zmusił, a on traktował mnie tak jak traktować się pozwalałam i to chyba klucz do tego, że mu wybaczyłam, tyle, że tak jakby w pakiecie to moje nowo budowane bez niego życie tak mi się spodobało, że nie wiem kiedy przestałam tęsknić, kochać. Znam całą teorię i wiem, że powinnam kochać męża, ale na obecnym etapie po prostu tego nie potrafię. Nie realizuje żadnego planu by koniecznie żyć bez męża - to akurat był bardziej jego plan by zacząć żyć beze mnie. Po prostu poznałam i ciągle poznaję nową lepszą siebie i coraz bardziej się sobie taka pewna siebie podobam. Nie uzależniam siebie od opinii i humorow Rafała. Buduje nowe życie, przyznaję, że jestem zafascynowana innym i nie zarzekam się, że na pewno w to nie pójdę, choć wierzcie mi, że mnie to przeraża pod kątem Boga, wartości, sakramentu i wcale nie jest dla mnie proste.
Robiłam tak samo jak żona autora - a może to, a może tamto i różna akcje potrzebne ale i przyznaje negatywne w aktach desperacji mające jedno przesłanie : ZAUWAŻ MNIE W KOŃCU!!!! mam dość, dziś, teraz wystarcza mi, że ja sama siebie zauważam i coraz bardziej się sobie podobam- to tak odpowiadając na pytanie, żeby nie kraść wątku autorowi.
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 13:31   

ppd napisał/a:
Po za tym mlodziak - przyrzekaliśmy sobie na dobre i złe. Gdzie ta przysięga? Jeżeli będzie widzieć w tym sens to zrobię wszystko by to odrobić. Mam nadzieje, że nie złoży dokumentów rozwodowych. Jeżeli wiąże z kimś innym życie, to pewnie tak zrobi, jeżeli nie wiąże - to myślę że na razie nic jej nie da wolność formalna...



niekoniecznie, ja walnęłam rozwodówką na zasadzie czy go to nie obudzi, nic to nie dało i ją wycofałam, gówniarskie to było, ale przynajmniej dowiedziałam się, że on ma gdzieś po całości i z perspektywy czasu stwierdzam, że potrzeba było mi tej wiedzy w myśl zasady co mnie nie zabije to mnie wzmocni. chciałam mu pokazać - zobacz jak mnie skrzywdziłeś, choć rozwód do skutku nie doszedł dzięki jego odpisce dowiedziałam się do czego jeszcze się posuwał i nie żałuję.
 
 
ppd
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 13:31   

miodziak napisał/a:
Robiłam tak samo jak żona autora - a może to, a może tamto i różna akcje potrzebne ale i przyznaje negatywne w aktach desperacji mające jedno przesłanie : ZAUWAŻ MNIE W KOŃCU!!!! mam dość, dziś, teraz wystarcza mi, że ja sama siebie zauważam i coraz bardziej się sobie podobam- to tak odpowiadając na pytanie, żeby nie kraść wątku autorowi.


miodziak, z tego co opisujesz, to ja mam trochę inną sytuację - przynajmniej tak mnie się wydaje. Ona raczej nie chce mnie widzieć, słyszeć, czuć, interesować się itd. Chce bym zniknął. Ja w pewnym momencie, czyli od prawie 2-óch msc się ogarnąłem na maxa. Ratowałem to, ale było coraz to gorzej. Ona nie robiła nic w kierunku tego, żeby nam było lepiej, żeby to posklejać. To, że nie potrafiła rozmawiać o problemie to nie jest moja wina. Przez 7 lat było wszystko fajnie i super, a 8-ego zaczęła się wypalać - dlaczego? Dlaczego nie potrafiła mi tego powiedzieć, że jest jej źle, że tak nie może być. Jakiś sygnał ostrzegawczy albo coś... no nie wiem... póki co, poświęcam się sobie, muszę przestać myśleć o tym gdzie jest, co robi i czy jej z tym dobrze czy nie. Wydaje mnie się, że ona mnie nie kocha i to uczucie może nie wrócić, ale chciałbym spróbować ją odzyskać z powrotem.
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 13:53   

ppd napisał/a:
Ratowałem to, ale było coraz to gorzej. Ona nie robiła nic w kierunku tego, żeby nam było lepiej, żeby to posklejać. To, że nie potrafiła rozmawiać o problemie to nie jest moja wina. Przez 7 lat było wszystko fajnie i super, a 8-ego zaczęła się wypalać - dlaczego?


hm, miodziak po tym poście ppd zastanawiam się czy :
- Ty jesteś jak żona ppd, czy też
- ppd jest taki jak Ty w swoim małżeństwie... ?

co sądzisz ?
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 17:47   

sądzę, że autor wątku JEST taki jak ja BYŁAM w swoim małżeństwie
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 19:56   Re: Kryzys po 8 latach

ppd napisał/a:
Zaniedbałem obowiązki uczuciowe i domowe. W jaki sposób? Przede wszystkim straciłem czas na siedzenie przed komputerem oraz wyjścia z kolegami. Mogę przytoczyć kilka sytuacji: kiedy ona gotowała coś w kuchni ja siedziałem przed komputer, podchodziła i przytulała mnie, a ja odpowiadałem żeby mi nie przeszkadzała; chciała żebyśmy wyszli razem na rower a mnie się nie chciało, wolałem nic nie robić, więc wychodziła z koleżanką; jechaliśmy razem pociągiem do pracy a ja grałem na telefonie zamiast np. z nią porozmawiać; chciała żebyśmy wyszli sobie na leżak z piwkiem się poopalać a ja wolałem znów siedzieć przed komputerem; chciała żebyśmy razem oglądali jakiś film a ja znów przed komputerem; chciała żebyśmy poszli klubu pobawić się a ja nie chciałem; przestałem ją szanować taka jaka jest, jak gdzieś wychodziliśmy to mówiłem jej żeby założyła to czy tamto mimo że już była przygotowana na wyjście. Przestałem ją chwalić, wspierać, przestaliśmy rozmawiać. I nie mówię, że tak było zawsze, to się zaczęło mniej-więcej od roku, małymi schodkami w dół. Odkąd mieszkamy, mało pomagałem przy obowiązkach domowych. Może ze 2 razy ugotowałem obiad, w tym roku nauczyłem się obsługiwać pralkę, nigdy nie wynosiłem śmieci, jedynie od czasu do czasu sprzątałem mieszkanie, choć też rzadko. W pewnym momencie zaczęło nas łączyć tylko wspólne śniadanie, które wcześniej robiłem, a od pewnego momentu również przestałem. Nie pytałem jak minął dzień, co robiła w pracy itd., zrobiła się totalna rutyna.


wychodzi jednak na to, że próbowała i sygnałów ostrzegawczych było nie mało, analizujesz, że jest jak jest i teraz ma w nosie, ale od razu chyba jednak tak nie było a Ty piszesz, że przez 7 lat nie dawała sygnałów a 8 zaczęła się wypalać to w takim razie to powyżej to co to jak nie sygnały?
kobieta zaczęła odżywać i odcięła się emocjonalnie bo miała dwa wyjścia wylądować na psychotropach albo się odciąć - piszę to z swojej perspektywy ale pasuje mi i do niej więc po prostu mam wrażenie, że ją doskonale rozumiem.
 
 
ppd
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-18, 20:58   Re: Kryzys po 8 latach

miodziak napisał/a:
kobieta zaczęła odżywać i odcięła się emocjonalnie bo miała dwa wyjścia wylądować na psychotropach albo się odciąć - piszę to z swojej perspektywy ale pasuje mi i do niej więc po prostu mam wrażenie, że ją doskonale rozumiem.


To nie jest tak, że tak wyglądało całe nasze 8 lat. To ja przestałem ją doceniać przez ostatni rok. Kochała mnie bardzo, a ja ją - jak teraz. Po prostu pogubiliśmy się razem przez ostatni rok, ja trochę mniej uczuciowo (stopniowo), a ona lekceważąco na to wszystko...

Jestem po rozmowie z teściem. Powiedział, że nie ma nikogo trzeciego na 1000% bo by mi powiedział, żebym się nie łudził, a jej kazałby to zakończyć żebym nie ja cierpiał dłużej, ale najwidoczniej tak nie jest. Powiedziałem mu, żeby porozmawiał z nią tylko na temat rozwodu, żeby go nie składała - tzn. nie może jej oczywiście zmusić ale żeby zastanowiła się, że jeden podpis jest bardzo łatwo złożyć, a odwrócić może być ciężko. Twierdzi, że rozmawiał z nią kilka razy, że wiele razy próbował z niej wydusić co się tak naprawdę stało oraz żeby nie podejmowała zbyt pochopnie decyzji. Każde wymuszenie (czyt. dobra rada) ona odbiera jako atak - nic na siłę. To samo powiedział mi teść, żebym dał jej czas, żeby sobie to poukładała, żebym nic nie wymuszał na niej. Ale co ona zrobi - niestety on nie będzie mieć na to wpływu... mam tylko nadzieję, że do 27 nie otrzymam papierów rozwodowych.

Tak jak przypomnę, rozmawiałem z nią 3 dni temu przez telefon. Powiedziałem, że proszę ją na razie tylko o to, żeby nie składała dokumentów. Usłyszałem, że papiery wypisze, ale czy złoży do urzędu - zastanowi się. Poprosiłem ją również, że jeżeli mimo wszystko podejmie ten krok to chciałbym o tym wiedzieć. Na razie nic innego mi nie pozostaje jak czekać i się modlić. Zająć się sobą, nauczyć się cierpliwości i pokory, zrobić rachunek sumienia i chyba tyle.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8