Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Uzależnienie?
Autor Wiadomość
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-29, 13:20   

Żeniu, myślę, że pomysł z terapią jest niegłupi, rozważ go.
Możesz jednocześnie wesprzeć się programem 12 Kroków, tu są zapisy u nas na wersję internetową http://www.kryzys.org/vie...t=13505&start=0
A z lektur dorzucę Ci "Granice w relacjach małżeńskich" http://www.tolle.pl/pozyc...ach-malzenskich
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-29, 20:13   

Żenia, jakbym siebie czytała - zwłaszcza fragment w 1 Twoim poście o tym, że jak on coś źle - to Ty winna, jak Ty źle to już ewidentnie Ty.

u mnie w 100 procentach to samo. ja nie mieszkam z mezem od stycznia tego roku, on się wyprowadził. na początku byłam tylko pokrzywdzona, oczywiście on wszystkiemu winien, zła, rozżalona gówniara, kłócąca się z Bogiem czemu tak zepsuł mi życie i niesprawiedliwie odepchnięta przez tego jakiego dał mi na dobre i na złe. potem przyjęłam winę, ale w błędny sposób - kajałam się przed nim, jak chwilowo działało - na przykład lądując w łóżku to byłam w siódmym niebie, że jednak na mnie zwraca uwagę - myślałam, a jednak jestem dla niego ważna, jak nie działało to wracałam do stanu jeden i się wściekałam. po drodze jakoś nieudolnie wracałam do Boga - oczekiwałam cudy z modlitwy, kłóciłam się, że zrozumiałam to na co mam czekać i tak dalej... byliśmy nawet na rekolekcjach małżeńskich na jakich mój mąż nic nie zrozumiał, albo jeśli pojął to w sposób który nie jest zrozumiały dla mnie. miałam nijakie poczucie własnej wartości - po dziecku i siedzącym w domu przy nim trybie życia przytyłam, znajomości się mi wykruszyły, uzależniłam się od męża finansowo, a jak mnie odciął - choć z perspektywy czasu wiem, że nigdy nie brał pod uwagę moich potrzeb i to nie zarzut a stwierdzenie faktu, uciekałam w pożyczki, bo przecież ja taka biedna, z mężem świnią to co mam zrobić. w seksie było beznadziejnie, nie chce wracać do tych chwil, bo jak pomyślę o tych poniżeniach to mi niedobrze, rosło rosło rosło i jak to bywa w gówniarzerskim wyobrażeniu małżeństwa opartego na fascynacji która ucieka w końcu BUM - pękło...
wyprowadzka, potoki przykrych słów, jego prawniczka wnioskująca o rozdzieność - dostał ją bo i tak nic mi nie gwarantował. ja z dzieckiem, zostawiona, porzucona, bez środków i w kłopotach, wstydząca się przed rodziną i tak zagubiona, że zdarzało się gryżć ściany z rozpaczy... faza żalu i złości, faza uporządkowania wszystkiego zbytnio w emocjach - wniosłam o rozwód, mój mąż na pisma odpisywał, że nie ma problemu, pzedstawił taką wizję naszego życia, że myślałam, że po przeczytaniu tego wyjdę na drogę i wbiegnę pod pierwszy samochód, , moje rozpaczliwe próby naprawiania - z jednym podstawowym błędem - kajania się przed nim. Potem poznałam jedną bardzo wartościową osobę, ale skrzywdziłam ją jednym kłamstwem ze strachu przed porzuceniem co spowodowało, że zaczęła mieć wątpliwości do reszty moich słów i poczynań - żałuję tego, ale czasu nie cofnę. Przeprosiłam, przyznałam się, ale postawiła granicę do jakiej miała prawo. I nie był to mężczyzna. Jednak dzięki tej osobie zaczęłam powoli rozumieć.
 
 
miodziak
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-29, 20:38   

rozumieć czym jest małżeństwo i jaką wizję miłości ma Bóg. Mój mąż gra na 150 możliwych frontów. Nie mam dowodów więc może się mylę, ale przez skórę czuję inną kobietę i jest to we mnie tak silnie wkorzenione ze nie umiem z tym walczyć.
Droga była straszna i nadal trwa. z odpisu męża na pozew dowiedziałam się, że od bardzo długiego czasu nagrywał mnie i nasze rozmowy - oczywiste dla mnie, że były prowadzone tendencyjnie skoro pod nagrywkę, wymiotować mi się chciało jak się okazało, że zdarzało mu się dla budowy atmosfery pod nagranie mówić mi, że mnie kocha i potem się ze mną fizycznie kochać. Nagrywał nawet rozmowy z moim ojcem z którym jest w lepszej komitywie jak ja - ja nigdy nie miałam relacji z ojcem ale to pominę, bo trzeba by zaczynać od dzieciństwa - mąż sprytnie to wykorzystał, do tego wciągnął swoich rodziców, jego ojciec też prowadził z moim dyskusje pod nagrywki... to tak w skrócie a ogółem 2 metry mułu.
ja przez ten cały czas przeszłam przez terapie, jakieś doróbki, zabranie się za sport do którego wcale nie trzeba pieniędzy i zrozumiałam, że był to bardzo wygodny argument, żeby siedzieć na tylku. Mąż w tym czasie zagrał ze mną, że mu zależy na wycofaniu pozwu a do sądu odpisał W TYM SAMYM CZASIE, że czeka na termin rozprawy. Kiedy wycofałam pozew powiedział, że go to nie obchodzi, bo on przecież na termin czekał i nie ma to dla niego najmniejszego znaczenia i każde ma żyć swoim życiem a oddzywać się mam do niego tylko w kwestii dziecka.
ja przez ten czas przeszłam przez wiele pokus łącznie z możliwością romansu z ineligentnym, wykształconym, przystojnym i dobrze sytuowanym facetem. był moment, że żałowałam tego i cofnięcia pozwu.
zrozumiałam, że moje niskie poczucie wartości wynikało z mojej postawy - bo nie budowałam siebie takiej jaką marzyłam być, ale rozpaczliwie chciałam dopasowac się do tej choć minimalnie odpowiadającej jemu. robiłam błędy, głupie rzeczy, z perspektywy czasu sama siebie nie rozumiem, teraz na to patrzę jak na krętą drogę do nowej siebie poprzez Boga, kiedy to próbowałam zwiedzać wiele uliczek, które okazywały się być ślepe. tuszowałam swoje błędy, bo się ich wstydziłam, wpadłam w pętle tuszowania błędu błędem...paranoja. kiedy sobie wybaczyłam przed obliczem Boga, kiedy zrozumiałam, że Bóg mnie kocha tak, że wybacza mi bez żadnych warunków poczułam się wolna i pogodzona sama ze sobą. zrozumiałam, że Bóg chce bym tak kochała jego, mojego męża, że mam być jego celem do świętości nie wymagając nic w zamian, uczę się czym jest miłość i tak próbuje kochać, ale nie czuję się już przez to męczennicą - bo wiem, że to nie wyrok a mój wybór co ja zrobię z przysięgą, skoro mój mąż chce ją deptać to to jego wybór, ja mam kochać, uczyć się kochać jego tak jak Pan kocha mnie.
 
 
eMKa
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-07, 23:28   

[color=white][quote="Żenia"]tak mam bardzo niskie poczucie własnej wartości. Złożyło się na to pewnie wiele czynników, ale zachowanie, postawa męża miały w tym chyba największy udział. Jeżeli ktoś cię nie zauważa, nie chce z tobą rozmawiać, widzi tylko złe strony, żadnych pozytywów, wini cię za wszystko, to w końcu zaczynasz myśleć, że jesteś taka beznadziejna. To właśnie w sobie chciałabym zmienić. Chciałabym nauczyć się żyć z moim mężem myśląc o sobie lepiej, móc normalnie funkcjonować wtedy, kiedy mnie ignoruje i jestem dla niego tylko powietrzem. Jak to zrobić? O to właśnie proszę."[/color]


Żeniu, jest to możliwe. Tkwiłam w podobnej sytuacji ( choć o wiele trudniejszej, bo była też przemoc) , chwilami nie widziałam już wyjścia. Kilka lat temu zaczęłam psychoterapię. Nie jest to proces łatwy ani przyjemny, czasem bolesny, ale...skuteczny.Nauczyłam się asertywności ( na tyle, na ile na dany moment mogłam) , uwierzyłam , że jestem wartościowym człowiekiem bez względu na to co mówi mąż, nauczyłam się stawiać granice i bronić przed deprecjonowaniem mojej wartości... Jednak nie wpłynęło to na zmianę zachowania mojego męża, wręcz odwrotnie - wzbudziło w nim wściekłość, ja- "nowa" , silniejsza wzbudziłam w nim wściekłość. Ale...to jego wściekłość i już kompletnie mnie nie dotyczy. Nie czuję się odpowiedzialna za jego uczucia. Nie "cofnęłam" swojej miłości, ale gdy mąż notorycznie ignoruje np.moją potrzebę wypoczynku, wyjeżdżam na urlop sama. Mąż jest pracoholikiem , notabene.
Czasami widzę małego , wkurzonego chłopca, który wszelkimi sposobami próbuje odzyskać "władzę" nad moim myśleniem o sobie.I uwierz, po kilku latach nie jest mu łatwo, choć jeszcze niekiedy wchodzę w koleiny współuzależnienia emocjonalnego. Na szczęście na krótko... Buduję pomalutku grono znajomych, którzy mnie akceptują, ale też potrafią ( z szacunkiem) pokazać , gdy błądzę. Myślę, że ten aspekt jest ważny w procesie terapii- grupa życzliwych osób, którzy wspierają albo...podnoszą, gdy jest zbyt ciężko i upadamy.
Po wakacjach zamierzam znaleźć ognisko "Sychar " i włączyć się, gdyż teraz największym wyzwaniem jest uzdrowienie naszego małżeństwa. Przed mężem daleka droga do przepracowania, ale przecież "dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych" (Mt 19,26)
Wierzę, że Sakrament ma moc. I gdy po ludzku brakuje mi sił, wołam jak Piotr na jeziorze: "Panie ratuj". I On nigdy nie odmówił mi swojej pomocy. Żeniu, pomyśl o sobie. Jesteś niezwykle wartościowa w oczach Boga :-) ...
 
 
Samoa
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-08, 01:34   

Pięknie to ujęlas jako kropkę nad i wklejam dzidiejszy vlog ojca Szustaka https://youtu.be/0TV6yrRf7LM
 
 
eMKa
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-08, 10:49   

Cytat:
Samoa

Nie uwierzysz...( wiem, uwierzysz, ale to taki zabieg erystyczny ;-) )...do napisania poprzedniego postu skłoniła mnie nie tylko chęć podtrzymania na duchu Żeni i moje doświadczenie , ale też.... ten właśnie odcinek vloga o.Szustaka :-) . Jestem jego wierną słuchaczką od lat, mimo różnych wątpliwości, ale przecież od czego mamy zdolność krytycznego myślenia , w którą wyposażył nas Bóg :-) ?! Pozdrawiam serdecznie i z nadzieją w Panu.
 
 
Żenia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-11, 14:12   Uzależnienie?

Witajcie. Nie było mnie tu trochę, ale widzę że Wy zaglądaliście. Dziękuję za słowa otuchy i rady. Radzicie terapię, wiem,że to byłoby najskuteczniejsze, ale trzeba się odważyć otworzyć, powiedzieć o swoich kłopotach wprost a ja mam z tym jeszcze duży problem. Dlatego męczę się w tej rutynie domowej, obwiniana za wszystkie grzechy świata, gorsza od wszystkich kobiet i nie zasługująca na uwagę, gdy nie zachowuję się tak jakby oczekiwał mąż. Muszę znaleźć siły na walkę, ale jak na razie jestem w takim stanie, że nie mam motywacji wstawać z łóżka rano, nie mówiąc o niczym więcej. Cieszę się, że jesteście i macie ochotę zwrócić na mnie uwagę i coś kojącego napisać. To dla mnie dużo znaczy. Dziękuję!
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-11, 15:47   

Żenia napisał/a:
Muszę znaleźć siły na walkę


nic nie musisz
dopóki musisz - raczej ciężko będzie przejść do działania

pytanie

czy chcesz ???

siła do walki - po co ???

- może inaczej - prosić Boga o siłę do ratowania siebie ?

Pogody Ducha
 
 
Żenia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-16, 16:36   

Oczywiście, że chcę wyjść z tego uzależnienia, ale też muszę, bo mnie to zniszczy do końca. Z ostatniej chwili - ignoruje mnie, wychodzi z domu, a ja błagam wręcz na kolanach żeby mnie zauważył, żeby wrócił, bo nie potrafię tak żyć. Kiedy tak jest, w nocy nie potrafię spać, a w dzień na niczym nie mogę się skupić. Koszmar
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-16, 19:46   

Żenia napisał/a:
Oczywiście, że chcę wyjść z tego uzależnienia, ale też muszę, bo mnie to zniszczy do końca. Z ostatniej chwili - ignoruje mnie, wychodzi z domu, a ja błagam wręcz na kolanach żeby mnie zauważył, żeby wrócił, bo nie potrafię tak żyć. Kiedy tak jest, w nocy nie potrafię spać, a w dzień na niczym nie mogę się skupić. Koszmar


Znam to. Tak przejawia się współuzależnienie i uzależnienie od miłości tzw. toksyczna miłość, która pcha do bałwochwalstwa.


Ratuj się dziewczyno, póki możesz, póki jeszcze nie oszalałaś!! I zacznij robić to ze względu na siebie.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-16, 20:33   

Żenia napisał/a:
Z ostatniej chwili - ignoruje mnie, wychodzi z domu, a ja błagam wręcz na kolanach żeby mnie zauważył, żeby wrócił, bo nie potrafię tak żyć.

Błaganie o uwagę, na dodatek na kolanach to objaw Twojej chorej zależności od męża.
Nie ma takiej opcji byś mogła być szanowana jeśli sama siebie nie szanujesz.
Błagając, uzależniając swoje samopoczucie od reakcji męża skazujesz się sama na cierpienia.
To TWÓJ własny defekt sprawia że odczuwasz aż takie katusze - dobrze byś była tego świadoma.

Obawiam się, że bez profesjonalnej pomocy nie uda Ci się dokonać zmian.
.
Żenia napisał/a:
Oczywiście, że chcę wyjść z tego uzależnienia, ale też muszę, bo mnie to zniszczy do końca

Zatem co dokładnie zrobiłaś w tym kierunku?
Gdzie się udałaś, kogo poprosiłaś, z kim rozmawiałaś, co przeczytałaś, by sobie pomóc?
 
 
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-16, 22:56   

To na szczęście jest wyleczalne :-D Strona www.kobieceserca.pl i książki

Toksyczna miłość i jak się z niej wyzwolić - Pia Mellody
Kobiety, które kochają za bardzo - Norwood Robin
Toksyczne namiętności - Forward Suzan
 
 
eMKa
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-16, 23:37   

Żeniu,

od Ciebie zależy czy i kiedy się zmobilizujesz, aby zawalczyć o siebie. Wiem z doświadczenia jak bardzo jest to trudne, ponieważ ja także przez to przechodziłam . Miewałam naprawdę skrajne nastroje sięgające rozwiązań ostatecznych , ale tu nie miejsce by o tym pisać. Resztkami sił modliłam się. I mimo, iż wydawało mi się, że tonę, a Pan Jezus nic sobie z tego nie robi, było całkiem odwrotnie. On czuwał. Kolejno podawał mi koła ratunkowe. Trafiłam do wspólnoty osób współuzależnionych emocjonalnie. Tam moi "aniołowie" wskazali mi pomocną lekturę. Zaczęłam od "Koniec współuzależnienia" Melody Beattie, potem było "Kobiety , które kochają za bardzo"Robin Norwood. A także "Zostać czy odejść"L.Bancroft. To wszystko w nurcie lektury poradnikowej, ale wydaje mi się, że każdy inteligentny człowiek potrafi wyłuskać to, co dla niego ważne. Istotną pozycją było też "Jak budować poczucie własnej wartości" Sue Atkinson oraz "Toksyczna miłość" P.Melody. Czytałam, płakałam jak bóbr i dojrzewała we mnie decyzja, aby wreszcie ruszyć ten szlam w procesie psychoterapii. Oczywiście, że najpierw boli, ale potem jest niewyobrażalna ulga. Wiem, że w różnego rodzaju katolickich poradniach rodzinnych można znaleźć bezpłatne porady a nawet sesje psychologiczne. Ja wprawdzie korzystałam z płatnej terapii, ale to ( poza aspektem finansowym ) jest bez znaczenia. Nie uważam, aby bezpłatne terapie były mniej wartościowe, a czasem zdarza się wręcz odwrotnie. Empatycznie czuję Twoj ból , Żeniu, ale- uwierz- naprawdę nie otrzymasz od nikogo innej pomocy, poza słowami otuchy i wsparcia ( a to zresztą niemało). Nie jest to bowiem logicznie możliwe, ponieważ tylko Ty możesz zmierzyć się z własną psychoterapią. To tak jak w przypadku każdej choroby - nikt za nas nie wyzdrowieje. Powodzenia Żeniu ! Powierzam Ciebie Panu w mojej dzisiejszej modlitwie. Spróbuj Mu zaufać i zrobić pierwszy krok..
 
 
Żenia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-24, 14:42   

Witajcie. Trochę się wzmacniam, wiem, że Wy macie w tym swój udział. A może mam Go tak już bardzo dosyć... Próbuję zasnąć, gdy traktuje mnie jak zużyte powietrze, w dzień robię swoje, choć ciągle o tym myślę i wszystko idzie mi w trudzie. Jak mnie widzi trochę silniejszą, lekko zmienioną to się wścieka, często jest agresywny w stosunku do mnie i innych ludzi, w tym dzieci. Oczywiście winą za taki stan rzeczy obarcza mnie. Bardzo częste Jego słowa to: Ty mnie sprowokowałaś, Sama jesteś sobie winna, W poczucie winy mnie nie wpędzisz... Według mojego męża Jego zachowanie wynika, nie chcę użyć słowa zawsze bo wiem że tego nie można robić, ale niezmiernie często, z postawy lub zachowania innego człowieka, najczęściej mnie. Czy to nie jest forma manipulacji i tego tchórzostwa przed odpowiedzialnością, o której wcześniej pisałam? Popatrzcie na to z boku. Z góry dziękuję każdemu, kto poświęci mi chwilę uwagi.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5