Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Mati
Autor Wiadomość
mati68
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-01, 23:44   Mati

Witam wszystkich,

Jak wielu z Was i mnie niestety dotknęło nieszczęście zwane początkiem rozpadu małżeństwa. Od kilku dni czytam nasze forum i szukam wskazówki, na razie jak uratować małżeństwo. Bardzo tego pragnę i chcę zrobić co mogę żebym niezależnie od tego co się stanie mógł spojrzeć dzieciom i sobie w twarz za jakiś czas.

Może pokrótce opiszę moją sytuację, chyba podobną do wielu innych aloe dla mnie wyjątkową.
Jesteśmy małżeństwem od ponad 16 lat, ja mam 40 lat a żona 37. Dwie córeczki 4 i 10 lat. Przed małżeństwem znaliśmy się ze szkoły (liceum).
Początki wiadomo, piękne chociaż jeszcze przed w okresie "chodzenia" ze sobą był zgrzyt, który bardzo przeżyłem, dowiedziałem się od wspólnych koleżanek, że "zdradziła" mnie z moim kolegą. Wybaczyłem jej i jemu. Potem narzeczeństwo, ślub i kilka lat na wybawienie się. W międzyczasie praca i tak się toczyło. Pierwsza córka urodziła się po 6 latach od ślubu, bardzo oczekiwana. Do prawie końca ciąży żona pracowała w branży filmowej. Ja przed ślubem zacząłem pracę w pewnej małej firmie i do dziś tu pracuję. Praca bardzo dobra, dobra płaca i cały pakiet socjalny. Od pierwszej ciąży żona nie pracowała, owszem miała mały epizod z pracą przy filmie ale szybko skończyła twierdząc, że już do tego się nie nadaje (stres i nieodpowiedzialni ludzie).
Przez ok 2 lata po urodzeniu pierwszej córki było OK. Potem nagle jak grom spadła na nas depresja żony. Dość długo nie dawała w nią wiary ale dzięki wspólnemu koledze zdecydowała się na terapię. Po jakimś czasie wygrzebała się z niej i było w miarę OK. Choć uważam, że nigdy nie odzyskała wewnętrznego spokoju.

Tu muszę dodać, że już przed urodzeniem dziecka żona zrobiła mi pierwszy niezrozumiały "wyskok" wyprowadzając się na miesiąc do wynajętego mieszkania (żeby było śmieszniej klatkę obok naszego mieszkania). Twierdziła, że narzucam jej wolę i tłamszę. Nie rozumiem tego do dziś bo wg. mnie nigdy tak nie było. Zawsze chciała żebym to ja zajmował się finansami i cała "przyziemną" sferą życia. Co robię z powodzeniem do dziś. W trakcie wyprowadzki siedziałem praktycznie u niej cały czas a spać chodziłem do domu.

Drugi taki wyskok zrobiła już z córką, mniej więcej w trakcie terapii u psychologa. Wyprowadziła się do mieszkania naszej znajomej, która mieszka za granica i udostępniła je jej. Było to dla mnie pierwszy horror, codzienne wizyty po pracy, z zakupami i siedzenie z córką a potem wyjście do domu na noc, kiedy dziecko płacze i macha mi z okna. Całe noce łez dla mnie. Straszne! Powód: taki jak poprzednio. Nic nie rozumiałem. W końcu jak poprzednio po miesiącu wróciła mówiąc, że nie miała racji i nie mogła patrzeć jak mała cierpi. Byłem szczęśliwy!!!
W tym czasie przypadkowo dowiedziałem się, że rozmawia na czacie z innym kolesiem. W pewnym momencie nawet nie ukrywała, że z nim gada przez telefon jak wracałem do domu (było to okres "końcówki" depresji). Miotałem się, wyłem do księżyca i w końcu zadzwoniłem do kolesia. Pękł, zrozumiał (sam miał rodzinę) i zerwał. Uwierzyłem, że teraz będzie już tylko lepiej.

Lata mijały, jak w małżeństwie raz lepiej raz ciut gorzej ale jakoś leciało. W między czasie kupiliśmy pierwsze mieszkanie, potem drugie większe. Urodziła nam się drugi aniołek, tez oczekiwany. Zawsze były jakieś drobne spięcia, fakt, że ja nie potrafię rozmawiać, jestem raczej introwertykiem a żona ekstrawertyczką. Problemy nawarstwiały się a potem wybuchało, ale bez kłótni, tylko wylewanie żalów przez żonę i grożeniem rozwodem. Bardzo pomagała nam w takich sytuacjach siostra żony, która jak było trzeba rozmawiała z nią i pomagała gasić pożary. Myślę, że szwagierka dobrze zdawała sobie sprawę, że żona jest bardzo często rozchwiana emocjonalnie i potrzebuje drogowskazu. Widziała, że owszem mój charakter może być ciężki ale nie jestem zły i kocham żonę i rodzinę i dbam jak trzeba o nie.

Teraz przyszedł kolejny bardzo zły okres, właściwie od początku roku zaczęło znowu się psuć ale nie gorzej niż poprzednio. Pomyślałem dam radę, przetrwamy znowu. Kolejne ciche dni, obrażanie, grożenie rozwodem (jak zwykle). Jednak ostatni miesiąc to pasmo porażek, jestem winien wszystkiemu - ja znowu nic nie rozumiem bo nie widzę gdzie problem. Tym razem poczułem się już tym wszystkim urażony, wiedząc, że nic złego nie zrobiłem. Oczywiście mój charakter nie pomaga, nie potrafię rozmawiać, zamykam się w sobie i czekam. Myślałem, że zobaczy że cierpię niesłusznie oskarżenia o brak uczuć do niej, niedowartościowywanie itd. Niestety nie. 1-go czerwca oznajmiła mi że to koniec i chce teraz rozwodu definitywnie. Mam się wyprowadzić w wakacje, oczywiście dzieci z nią.

Kontakt z córkami mam świetny, często sami wyjeżdżamy na weekendy (żona kończy studia i co drugi weekend uczy się i wtedy my jedziemy żeby nie przeszkadzać). Jak ma sesje i przygotowanie obrony pracy to też znikamy żeby nie przeszkadzać. Jeździmy najczęściej do dziadków (300 km od nas, dziadkowie z mojej i żony strony mieszkają w jednym mieście), gdzie spędzamy czas i u jednych i u drugich dziadków. Bardzo dobrze czujemy się u teściów. Żadni dziadkowie nie ingerowali i nigdy nie doradzali nam w naszych sprawach. Córkami zawsze zajmowałem się i nigdy nie stroniłem od obowiązków domowych. Jestem rannym ptaszkiem i wolę wstać bardzo rano i pojechać do całonocnych marketów po zakupy żeby po pracy od razy wracać do domu. Niestety ostatnio żona ubzdurała sobie, że rano jeżdżę do kochanek, doszło do tego, że sprawdzała rachunki ze sklepów (mają nabitą godzinę). Nic to, że po zakupach byłem rano w domu, zabieram starszą córkę do szkoły (robię jej śniadanie) a dopiero potem jadę do pracy. Córkę też odbieram ze szkoły chociaż kupiliśmy drugie auto żeby żona mnie odciążyła, skoro nie pracuje, i woziła jedną do szkoły a drugą do przedszkola.

Ale wracając do tematu, nic nie rozumiejąc z tej sytuacji (jak zwykle), po ostatnim wyjeżdzie na weekend do dziadków ... dowiedziałem się (na razie nie ważnie jak, ale mam dowód), że żona przynajmniej raz poszła w tango z kimś (nie wiem czy jej znajomy czy nie) i nawiązała romans z innym kolesiem. W sumie podobny jak ten sprzed lat, on w innym mieście, kontakt tym razem przez Facebook i smsy.

Ostatnie dni nie śpię, ledwo jem, piję tylko kawę i palę papierosy. Nie wiem co robić bo z całego serca chcę uratować małżeństwo. Kocham żonę jakkolwiek to może zabrzmieć śmiesznie. Dziś cała noc siedziałem i myślałem co robić.

Wymyśliłem, że najpierw pogadam z jej siostrą. Powiem jej co wiem i poproszę o wskazówkę co dalej. One są bardzo blisko i szwagierka bardzo dobrze zna psychikę mojej żony i może doradzi mi. Nie chcę tym razem prosić o pomoc a tylko o radę. Chcę ją prosić żeby nie powiedziała nic żonie o naszej rozmowie.

Wczoraj też zadzwoniłem do 2 koleżanek żony (bardzo nam obu bliskich) i one obie powiedziały, że niema nikogo 3-go, że wg nich mamy szansę ale muszę popracować na związkiem. Nie wiem ale sądzę, że one nie wiedzą o tym skoku w bok żony. Może się mylę.

Wymyśliłem też, żeby usiąść z żoną i powiedzieć jej że wiem i że chcę ratować związek, wybaczyć jej i żeby ona wybaczyła mi mój chłód uczuciowy ostatnich miesięcy. Żebyśmy postawili grubą krechę i spróbowali naprawić wszystko.

Nie wiem co robić, gadać ze szwagierką ? Rozmówić się z żoną że wiem o romansie i skoku w bok ? Nic nie mówić, zbierać dowody ale mieć nadzieję, że się ułoży i pracować nad związkiem ???
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 01:28   

mati68,

witaj na forum. Prosze piszac nie wyjawiaj zbyt charakterystycznych szczegolow, aby nikt w realu nie mogl w przyszlosci poranic nimi Ciebie, zony lub dzieci. Staramy sie w sieci zachowac maksimum anonimowosci dla dobra tych co tu szukaja wsparcia i ich rodzin.

Poniewaz nie podales miasta nie moge podeslac Ci linka do najblizszego Ogniska, ale sam mozesz go znalezc na stronie glownej u gory. Kazde Ognisko ma nie tylko lidera, ale i opiekuna duchowego, z ktorymi mozna porozmawiac w realu, gdybys mial taka potrzebe.

Nie pisales nic o duchowosci, wiec nie bardzo wiem co bardziej Ci pomoze, rekolekcje czy bardziej swieckie pozycje ksiazkowe badx wyklady, zatem zapraszam do kacikow tematycznych i pomocowych.
Na poczatek moze zaproponuje watek o depresji , bo nie napisales jak wiele o niej wiesz w zwiazku z problemem zony http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=7170. Byc moze jakis material Ci pomoze.
Z pewnoscia Sycharki dolacza jeszcze swoje spostrzezenia z tego co napiales i jakas wiedze da sie zastosowac, ja ze swojej strony tylko napomkne, ze komunikacja jesli szwankuje, a o tym piszesz, staje sie skuteczna bariera przy probach rozwiazywania problemow. W tym miejscu bedzie trzeba popracowac- zerknij np. do tych linkow:

http://www.deon.pl/inteli...malzenstwa.html
http://adonai.pl/malzenstwo/?id=87
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 07:47   

Mati - czy ty rozumiesz, co robisz źle? Czy robisz coś w ogóle źle, czy te wszystkie problemy to tylko i wyłącznie wina "rozchwiania emocjonalnego" żony?

Bez odpowiedzi na te pytania, ale uwzględniającej też punkt widzenia twojej żony, nie iwdzę, żeby się wam udało coś odbudować.

Ale widzę, że coś mało refleksyjny jesteś, jeśli o to chodzi, skoro dwie wyprowadzki żony nie dały ci wystarczająco do myślenia, żeby zauważyć, że jednak coś moze być w waszej relacji również po twojej stronie nie tak....

Zaręczam ci - jeśli ona miała depresję, dwa razy się już wyprowadzała, a ty piszesz o chłodzie emocjonalnym przez miesiace - to wszystko raczej sie wiążę... Jeszcze to o tłamszeniu... trochę jakbym siebie i swojego meża widziała, hehehhe.

A co do znajomości pod koniec depresji - wiesz, że mogło jej to pomóc się z niej wygrzebać? Szczególnie kobiety potrzebują głębokiej przyjacielskiej relacji (niekoniecznie z mężczyzną), żeby zapobiegać depresji i ją leczyć.
Czy ty masz właśnie taką relację z żoną?
Dziwisz się, że jej szuka na zewnątrz?
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 10:11   

Mati,

W obecnej sytuacji ani Ty ani Twoja żona nie macie obiektywnego spojrzenia na tę sytuację.... a już na pewno nie ma takiego spojrzenia nikt z forum.
Jaka rada?
Namówić żonę (może delikatnie poprosić siostrę żony o wsparcie) na wspólną terapię u psychologa. Nie epatować też tym, że terapia ma na celu jedynie naprawę małżeństwa, bo wtedy mała szansa, że żona się zgodzi. Powiedz że terapia ma cel odpowiedzieć "co dalej z waszym małżeństwem".
Oczywiście trzeba być realistą, .... jeśli żona w tej chwili ma kogoś i z nim nie zawiesi kontaktów (celowo piszę "nie zawiesi")....to nawet jeśli zgodzi się na terapię to będzie to strata czasu.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 12:24   

Witaj Mati,

widzę że uwijasz się jak w ukropie, byle spełnić swoje najgłówniejsze zadanie, tzn. zasłużyć na atencję żony. Ja, jako kobieta, która bardzo chętnie przyjmuje pomoc męża i docenia każdą jego aktywność w tym względzie, powiem Ci że Twoje zachowanie wskazuje głównie na pozyskiwanie względów żony, żony odrobinę znudzonej życiem i być może Tobą, takim oddanym, cokolwiek by się stało- wybacz że to napiszę ale zachowujesz się jak typ pantoflowy.

mati68 napisał/a:
Drugi taki wyskok zrobiła już z córką, mniej więcej w trakcie terapii u psychologa. Wyprowadziła się do mieszkania naszej znajomej, która mieszka za granica i udostępniła je jej.
Było to dla mnie pierwszy horror, codzienne wizyty po pracy, z zakupami i siedzenie z córką a potem wyjście do domu na noc, kiedy dziecko płacze i macha mi z okna


To jeden z przykładów, dla mnie zaskakujących. Żona się wyprowadza a ty jej dowozisz zakupy?
Czy sama nie potrafiła robić zakupów? Nawet teraz jeździsz do marketów i sam robisz zakupy mimo swojej pracy zawodowej. Żona nie przecież nie pracuje zawodowo. A gotuje w ogóle, czy znowu Ty to robisz? Ja rozumiem że są różne układy w rodzinach ale w tym opisanym przez Ciebie brak jest równowagi.

Poza tym, zdrada już w narzeczeństwie - cóż powiedzieć, NIGDY nie wróży dobrze. Jest sygnałem, jasnym i oczywistym że ten układ w dłuższej perspektywie nie ma racji bytu, co tylko potwierdza Twoje doświadczenie. Żona wykazuje pewną bardzo poważną skłonność do romansowania i szukania wrażeń poza małżeństwem czego dowód miałeś w postaci wcześniejszy jej skoków w bok.

Jej wyprowadzki, nagłe i zaskakujące także dają wiele do myślenia. Wskazują na pochopność w działaniu a także kompletną niedojrzałość żony i być może brak stabilności emocjonalnej.
mati68 napisał/a:
W końcu jak poprzednio po miesiącu wróciła mówiąc, że nie miała racji i nie mogła patrzeć jak mała cierpi. Byłem szczęśliwy


Mati, pozwalasz sobą manipulować. Oto przykład kolejnej żoninej manipulacji.

mati68 napisał/a:
1-go czerwca oznajmiła mi że to koniec i chce teraz rozwodu definitywnie.
Mam się wyprowadzić w wakacje, oczywiście dzieci z nią.

Zaiste, arogancka to sugestia zważywszy na fakt, że żona pozostaje wciąż bez własnego dochodu.
Musi mieć absolutną pewność, że będziesz pieniądze "nosił w zębach"...co by mnie wcale nie zdziwiło wnosząc z Twojego opisu.

Kto będzie ją sponsorował, robił zakupy, gotował obiady, płacił za studia, za ubezpieczenie samochodu, mieszkania, załatwiał wszystko kiedy Ciebie wyekspediuje z Waszego mieszkania? :-)
Będziesz przelewał stosowne sumy na dzieci- to oczywiste, ale i na nią, w międzyczasie starym zwyczajem podrzucisz zakupy, posiedzisz z dziećmi lub z nimi wyjedziesz na weekend kiedy ona ma sesję? Czy żona ma w ogóle takie dylematy, czy Ty jej nie pozwalasz mieć takich przyziemnych trosk?

Mati, z góry przepraszam za dosadność ale brak Ci (...) wiesz czego, nie napiszę bo jest cenzura.

Żony zachowanie jest, ujmę to jednym słowem "specyficzne", ale Twoje wobec tej specyfiki jej zachowań jest co najmniej zaskakujące.
I przychylam się do rady grzegorza, tzn. żeby udać się po profesjonalną pomoc.
Rzecz w tym że żona może w ogóle nie zechcieć podjeść do zmian. Gdy kolejny raz romansuje nie sądzę żeby była gotowa to zarzucić. Może taka jej uroda, tzn. charakter. ;-) A że ma bardzo podatny grunt do tego typu akywności, cóż - masz jakiś w tym udział.

Tak więc pozostaje Ci w takiej sytuacji zacząć od siebie. Udać się do kogoś kto Cię na nogi postawi ...bo póki co spędzasz życie w pozycji klęcznej...przed żoną.
btw. sprawdź czy aby studia żony z jej wyjazdami, nie są przypadkiem tylko przykrywką dla jej aktywności "poza-związkowej"
 
 
mati68
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 16:55   

kenya napisał/a:
Mati, z góry przepraszam za dosadność ale brak Ci (...) wiesz czego, nie napiszę bo jest cenzura.


Wiem, trafiłaś w sedno.
Nawet szwagierka (siostra żony) podobnie mi kiedyś powiedziała. Jestem teraz miękki i nie wiem jak się utwardzić, boję się wykonać jakikolwiek radykalniejszy ruch jak:

droga wolna, ale córka zostaje ze mną. Myślę, że powinienem się psychicznie przygotować na to. Może to jakoś ustawi żonę do pionu i pomoże jej wybrać dobre rozwiązanie dla niej?.Bo teraz nic nie traci, może sobie poszaleć, a Ja ją wciąż przyjmuję z otwartymi rękoma. Może to najwyższy czas stawiać granice o jakich piszecie w różnych postach na forum?.
Tak głośno myślę gdy normalnie
Nadal nie wiem co teraz zrobić, rozmawiać z nią (może najpierw z jej siostrą tyle nam pomogła) ? Powiedzieć, że wiem o wszystkim i dać szansę (bardzo chcę naprawy a nie rozwodu) ? Nie wiem mam pustkę i cholernie się boję !!!
Nie śmiejcie się ze mnie, w życiu jestem wielkim facetem i twardym ale ta sytuacja mnie przerosła Chcę napisać list do żony, co czuję i prosić żebyśmy dali sobie szansę nawet jeśli nie wyjdzie nic. Miotam się, przepraszam w głowie pusto albo za pełno już ...
Tyle myśli,tyle sposobów i sam nie wiem jaki może być dobry.
 
 
czarek
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 18:53   

Cytat:
Może to najwyższy czas stawiać granice o jakich piszecie w różnych postach na forum?


Mati żeby postawić właściwie granice trzeba poznać prawdę o sobie samym, poznać swoje myśli, uczucia, mechanizmy własnych zachowań, swoje rzeczywiste braki, wady charakteru ale też być świadomym swoich zalet, swojej wartości aby przestać być zewnętrznie sterowanym.
Ja w Twoich postach widzę mnóstwo lęku, pod którym kryją się nieuświadomione uczucia.
Twoje dotychczasowe doświadczenia w małżeństwie są mi bardzo bliskie.
Kryzys, którego dziś doświadczasz może być dla Ciebie szansą na nowe życie tylko będzie trzeba popracować i pocierpieć.
Forum może Ci pomóc na początku ale przychylne się do opinii poprzedników abyś wziął pod uwagę profesjonalną pomoc.
Mnie osobiście bardzo pomogło poznanie narzędzia jakim jest 12 kroków.
 
 
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 19:13   

"Miłość potrzebuje stanowczości" to pozycja dla Ciebie. Skoro pisałeś, że nie wiesz, jak się utwardzić. Z mojego doświadczenia wynika, że proszenie nic nie daje. Za pierwszym razem jest jakiś efekt (resztki sumienia) ale potem wzbudza irytację.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 21:31   

mati68 napisał/a:
1-go czerwca oznajmiła mi że to koniec i chce teraz rozwodu definitywnie. Mam się wyprowadzić w wakacje, oczywiście dzieci z nią.


Twoja reakcja jest istotna.
Była jakaś, czy też potulnie przyjąłeś żądanie żony do wiadomości i uznałeś za decyzję która zapadła i jest nieodwołalna...na którą ty nie masz żadnego wpływu?

Czy w ogóle się odniosłeś do tego? Jeśli tak, to napisz proszę w jaki sposób.


mati68 napisał/a:
Nie śmiejcie się ze mnie, w życiu jestem wielkim facetem i twardym ale ta sytuacja mnie przerosła.
Chcę napisać list do żony, co czuję i prosić żebyśmy dali sobie szansę nawet jeśli nie wyjdzie nic.


Mati, tu nie ma nic do śmiechu, to jest przerażające jak bezwolny jesteś i sparaliżowany strachem.
Jesteś mężem, ojcem dzieciom, powinieneś być głową rodziny, swoją rodzinę prowadzić, dbać o jej bezpieczeństwo a tymczasem trzęsiesz się jak osika i zdajesz na żonine kaprysy. Kto szanuje takiego mężczyznę?

Piszesz, że sytuacja Cię przerosła. Ona przecież jest tylko i wyłącznie kontynuacją modelu życia który przyjąłeś i zaakceptowałeś. Żona traktuje Cię tak jak na to pozwalasz. Nie masz jej szacunku bo też sam się nie szanujesz. Na dodatek żona Ci kolejny raz rogi przyprawia a Ty boisz się nawet o tym wspomnieć, na dodatek chcesz listy pisać, prosić o szansę...no proszę Cię.

Mati, nie wiem w jakich sytuacjach jesteś twardym i dużym facetem ale w relacjach z żoną jesteś zupełnie pozbawiony swojej tożsamości. Dla mnie to wprost niewiarygodne by 40 letni facet tak się zachowywał.

Po co Ci te telefony do jej psiapsiółek? Nawet to wydaje się groteskowe.
Raz, że nie masz na co liczyć w kwestii szczerości, dwa świadczy o tym, że nie masz kontroli nad swoim życiem. A to ustawia Cię od razu na straconej pozycji.

A w ogóle, czy Ty masz jakieś swoje osobiste życie poza domem, żoną i dziećmi?
Masz jakieś MĘSKIE towarzystwo, dobrego kolegę/ kolegów?
Jak się odnajdujesz w męskim świecie?
 
 
mati68
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 22:32   

Dzięki za każdą opinię! To naprawdę daje jakiś dystans i spojrzenie z innej strony.
Właśnie rozmawiałem z kolegą z pracy, który uważa, że jeśli chcę naprawiać to najpierw muszę uświadomić sobie czy mogę żyć z tym co już wiem (myślę nad tym i sądzę, że tak), a po drugie wyzbyć się emocji i nie rozmawiać ze szwagierką bo kiedyś prawie na pewno to wylezie. Nie wiem też czy skontaktować się z tym kolesiem z facebooka i kazać mu się odwalić ? Chętnie bym to zrobił ale znowu piorun wie co może z tego wyjść. Boże jak ciężko jest czekać i jak trudno wyzbyć się emocji!!!

Mam wrażenie, że moja żona kolejny raz przeżywa huśtawkę emocji i wtedy rzuca się bez myślenia o konsekwencjach. Ktoś mi powiedział, stary sprzedaj jej auto (zarejestrowane na mnie), powiedz że nie stać cie na utrzymanie. Odetnij od kasy (ciągle nie zarabia i ma swój "fundusz" ode mnie z pensji) to szybko znormalnieje. I może jest w tym racja tylko, że ja się już wszystkiego boję i nie potrafię tego zrozumieć dlaczego tak ogarnia mnie ten strach.

Ale z każda rozmową, opinia daje to że czuję iż muszę wreszcie zacząć działać bez emocji (cholernie trudno) i brać to na spokojnie. Za jakiś czas żona broni pracę mgr i od września idzie do pracy (już ma umowę). Postaram się wytrzymać do tego czasu. Może to ją sprowadzi na ziemię ?
. Ale i tak jestem kłębkiem nerwów i ledwo się trzymam żeby w domu nic nie pokazywać. Tylko nie wiem co robić jak znowu zacznie dyskusję o rozwodzie i że mam się wyprowadzać.?
Kurcze taka nagroda za lata starań o ciepły dom i rodzinę, czasem myślę co się porobiło w tych czasach, że takie wartości już się nie liczą. I strasznie boli ciągle gdy tylko o tym pomyślę.
Kenya mam kumpli to zrozumiałe,ale faktem jest że dom,żona i dzieci zawsze były numer jeden.
Stałem sie facetem na każde jej życzenie oddałem swoją prywatę,myślałem że tak ma być a to mnie zgubiło.
W poniedziałek mam zamiar poszukać jakiejś poradni i psychologa,póki co dla mnie by wyzbyć się strachu i lęku
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 22:44   

Mati

Może jak żona chce podejmować decyzje, to może czas, żeby zaczęła ponosić konsekwencje tych decyzji?

A dlaczego Ty masz się wyprowadzić?
Jak jej się nie podoba, to proszę bardzo. Zatrzymać jej nie możesz. Niech sobie idzie. Najlepiej sama. Dasz radę zająć się córkami?
A po co samochód żonie, jak nie jeździ do pracy?

Wiem, że teraz świat Ci się zawalił, ale zacznij trochę zachowywać się jak facet. Ja też myślałem, że jak będę miły, to żona się opamięta. U mnie nie zadziałało. Też jeździła samochodem, na który ja zarobiłem i który ja utrzymywałem. Miała czym jeździć do kochanka. Sam opłacałem za jej telefon, którym się z nim kontaktowała.
Czasami trzeba przerwać tą uległość, bo raczej będzie coraz gorzej.
 
 
MareS
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-02, 23:05   

Mati mam podobną sytuację. Też robiłem wszystko aby "udobruchać" żonę. Ale to na nic. Co mogę radzić. Zacznij twardo chodzić po ziemi. Dlaczego to ty masz się wyprowadzać. Jeżeli żona chce rozwodu, to niech się wyprowadza. Zacznij dbać o siebie, dzieci a o żonie to na razie zapomnij, bo żadne logiczne argumenty nie przemówią do niej.
 
 
mati68
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-03, 14:05   

MareS napisał/a:
Dlaczego to ty masz się wyprowadzać. Jeżeli żona chce rozwodu, to niech się wyprowadza. Zacznij dbać o siebie, dzieci a o żonie to na razie zapomnij, bo żadne logiczne argumenty nie przemówią do niej.


Na pewno tego nie zrobię. To nasz dom, nasze dzieci, które mają prawo do spokojnego dzieciństwa. Jeśli nic nie da się zrobić to skoro tak chce wolności to czemu sama się nie wyprowadzi to fakt?
Ale zanim cokolwiek postanowię twardo, na pewno zrobię wszystko żeby odbudować małżeństwo. Tylko dlaczego jej tak trudno też tego zechcieć ? Czy da się ją przekonać do tego ??? Głowa mi już pęka, od 10 rano a ja już po 5 kawach ,a ona z koleżankami na plotach...
 
 
mati68
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-03, 14:07   

i jeszcze jedno, czy skontaktować się z tym kolesiem z facebooka i rozmówić ???

proszę powiedzcie co myślicie, miotam się jak szczur w klatce, coś chce robić, nie wiem co ...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9