Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
10 lat po ślubie Pan Bóg nadal mnie (nas) szuka
Autor Wiadomość
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-25, 22:27   

Cytat:
Jak to ,,nie szkoda życia"? Może napisali (i zaśpiewali) tak, bo się im akurat rymowało?


Litza kiedyś opowiadał jak napisał tę piosenkę, akurat wtedy Duch Święty zdeczko zaszalał, więc raczej się mu nie "akurat zrymowało" :-D
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-26, 07:23   

Nirwanna napisał/a:
Litza kiedyś opowiadał jak napisał tę piosenkę, akurat wtedy Duch Święty zdeczko zaszalał, więc raczej się mu nie "akurat zrymowało" :-D


Nie wiedziałam tego, a jednak czułam :-D

Czytaliście wczorajszą Ewangelię?

,,Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: «Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi». Rzekł mu Jezus: «Przyjdę i uzdrowię go».
Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: „Idź”, a idzie; drugiemu: „Chodź tu”, a przychodzi; a słudze: „Zrób to”, a robi».
Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: «Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary."

Moje posty to się zawsze powinny zaczynać od Ewangelii, bo odkąd mam aplikację, to tak się zaczyna każdy mój dzień i tak się kończy. Myśli mam tak wiele, że nie sposób ich ogarnąć, ale teraz już sobie życia nie wyobrażam bez czytania codziennie. Czegoś by mie chyba wręcz fizycznie brakowało:)

W każdym razie wiele ostatnio czytam o uwierzeniu w CUD, zanim się on stanie. Słuchałam dokładnie o tym kilku nagrań na yt, czytałam świadectwo. Wszystko układa się w logiczną całość- uwierzyć w cud, zanim będzie miał miejsce. Ale w jaki cud konkretnie? We wszystko, co obiecał Jezus. Bo Jego obietnice ( o owocach Ducha w życiu ludzi np) muszą być zgodne z Jego wolą. No proste ;-)
Trochę sobie myślę, że można to porównać do wiary tych kibiców, którzy wiedzą, że Polska dojdzie do finału ME ( czytałam kilka komentarzy takich dzisiaj). Może i dojdzie, a może nie- ale najważniejsza jest ta wiara właśnie. Z Jezusem jest jeszcze lepiej, bo wiadomo, że czeka i finał, i nawet zwycięstwo w finale. Problem w tym, żeby to przenieść na własne życie; małżeństwo, rodzicielstwo, relacje, pracę, marzenia, plany, ambicje i marzenia.
 
 
Piotr41
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-26, 11:50   

Nancy

Tak się wczytyję w Twoje posty i staram się wyciągnąć jakieś ogólne obserwacje.
Przede wszystkim podziwiam Cię za postawę i wytrwałość, pewnie ktoś by znalazł powód do oddalenia męża. Albo i jeszcze kilka.

Nie znam Twojej historii, ale jak sama wspominasz była w domu przemoc.
Była też u mężą.
Jest teraz w Twojej rodzinie. W dodatku jest alkohol. Jak ktoś pije codziennie, to NA PEWNO jest to problem.
To są 2 problemy które ja widzę - przemoc i alkohol.
Nie wiem, jak ma się do tego przemoc w Twojej rodzinie.Może być tak zakamuflowana że nie wiesz kiedy przeniosła się na twoją rodzinę.

Słyszałaś pewnie o modlitiwe uwolnienia?
Ja przyznam się, że sam pewnie z moją zoną potrzebujemy jej, bo sa w nas związania których zwykłym ludzkim sposobem, nawet terapiami się nie wyrzuci.

A o przemocy w rodzinie było nie tylko tu, to się naprawdę dziedziczy.
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-26, 15:31   

Witaj Piotr 41,

Zarówno w moim, jak i w męża domu była przemoc ze strony rodziców, głównie ojców. Ja w którymś momencie życia byłam na modlitwie wstawienniczej (nawet kilku), ten problem z dzieciństwa także wypłynął. Mam nadzieję, że teraz nie wpływa już w zasadniczy sposób na moją teraźniejszość, bo wybaczyłam tacie, a także się z nim pojednałam. Chyba mam z nim teraz dobrą relację, choć nie jakoś tak super otwartą, bo on po prostu jest człowiekiem dość zamkniętym w sobie.

Mój mąż ma relację z ojcem dość powierzchowną, choć bardzo mu współczuje. Teść ma także problem wybuchów złości ( bywa w domu sporadycznie z racji pracy, ale jak już bywa to z tego, co wiem niemal zawsze do jakiegoś dochodzi...cała rodzina lubi się wówczas po prostu wynieść z domu na ile może...)

Między nami póki co jakiś czas już nie pojawiły się żadne akty przemocy, fizycznej czy psychicznej. Mieliśmy kilka takich momentów załamania, pojawiał się konflikt, ale właściwie wówczas to mną bardziej ,,targały" emocje, niż moim mężem. Coraz więcej czytamy oboje Pismo Święte, rozmawiamy ( nie zawsze to jest łatwe, ale wiele rzeczy także mi się rozjaśniło, kiedy mi o nich powiedział, a ja wreszcie chciałam słuchać).

Moim zdaniem nasza relacja i sytuacja nie jest czaro-biała, że np tylko ja się staram i trwam, a mąż wciąż robi mi na złość Cóż, czasem bywa dokładnie odwrotnie, jak np dziś rano, gdy nie mogłam znieść jego bierności. We mnie często coś takiego siedzi: nie mogę znieść jego bierności, jego zdania na pewne tematy, jego otwierania puszki z piwem. Coś jest we mnie samej nie tak, ale jeszcze nie wiem dokładnie co, skąd te wszystkie negatywne uczucia ( łagodnie mówiąc :-P )

Dziś niestety miałam epizod zupełnego braku szacunku dla męża ( nie będę się wdawać w szczegóły, bo głupio postąpiłam). I potem dopiero, na samym końcu zwróciłam się do Boga. No i poczułam, że jestem kochana, pomimo tego zachowania nawet, pomimo tylu jawnych błędów. Bezcenne przekonanie ;-) Tak rozumiem to myślenie i postępowanie wg ,,ciała" lub ,,ducha" ( z dzisiaj). Ciało mówi: nie daj się, pokaż co potrafisz, zawstydź go na oczach innych, a innych miej przy okazji gdzieś, walcz, użyj argumentów, użyj wyzwisk, jeśli będzie trzeba...A duch mówi: nawet, jeśli jest bierny, to popatrz z miłością. Bo na ciebie też tak patrzy Bóg, choć przed chwileczką wszystko schrzaniłaś. I to nie chodzi o pobłażliwość wobec siebie, lub innych, o nie. Zarówno ja, jak i mąż, jak sobie czasem powiemy trochę prawdy o sobie nawzajem, lecz bez chęci wygrywania czy udowadniania, to włosy dęba stają. Z mojego doświadczenia póki co wynika, że Pan Bóg przekazuje mi te same prawy w dużo delikatniejszy sposób :lol:
Po całym tym dzisiejszym doświadczeniu doszło do mnie, że ważne jest jak to się zakończy. Ten dzień. Ta sytuacja, Powzięłam postanowienie: nie będę dziś okazywać mu takiego braku szacunku. Koniec. Kropka, Ja wiem, że tak powinno być na co dzień, ale cóż, kiedy wciąż jeszcze czasem złe nawyki i fatalny sposób komunikowania się, biorą nade mną górę... W każdym razie udało się, póki co.
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 11:50   

Wiecie o czym myślę ostatnio? O słowach:

,,po owocach poznacie" :-D

Czy są tu na forum osoby, które miały poważne problemy w komunikacji małżeńskiej i udało im się po nawróceniu tak na serio zmienić? Tak, wiecie, o 180 stopni?

Jeśli jesteście, to proszę podzielcie się swoim doświadczeniem :-)

Czemu pytam? Ano temu, że trochę gubię się w tej kwestii zmiany w zachowaniu, ew. charakterze.
Tym razem nie chodzi mi tylko o męża ( to też :lol: ), ale o siebie...

Znów ostatnio wybuchł konflikt, mieliśmy dość skomplikowaną sytuację do rozwiązania i zamiast się jakoś wspierać, no to niestety zaczęliśmy znów rzucać i odbijać piłeczkę (jeszcze trochę, a zostaniemy mistrzami domowego pingponga) :mrgreen:

Co do mojego postanowienia trwania w wierze, to nic się nie zmieniło. Czytam Pismo Święte, słucham mądrych kazań, staram się modlić sama (ostatnio nasze rodzinne wspólne modlitwy trochę zaniedbaliśmy, postanowiliśmy także modlić się przed jedzeniem-obiadem przynajmniej-ale ani razu nam nie wyszło...)

I nie odpuszczę. Nie chcę już inaczej żyć. Tylko co, jeśli tak ciężko o te dobre owoce? :roll:

Naiwnie wierzyłam, że JUŻ NIGDY nie okażę braku szacunku mężowi, oraz że NIGDY go nie będę upokarzać, wyzywać, itp itd. No, idealna będę po prostu :mrgreen:

A tu niestety wczoraj, w przypływie złości i wściekłości, wykrzyczałam mu NAJGORSZE wyzwisko, jakie znam ( wiem, że on je tak postrzega), potem jeszcze kilka innych na dokładkę. Zanim się opamiętałam, sporo czasu minęło, no i łatwo można sobie wyobrazić, jak się czuliśmy ( jak najwięksi wrogowie na planecie).

Od czasu mojego współpracowania z Bogiem zmieniło się właściwie TYLKO jedno: potrafię szybciej przeprosić i nie oglądać się za siebie. Nawet nie wymagałam warunku: przeproś mnie, to ja zrobię to samo... W przeszłości rzadko przypominam sobie, żebym w ogóle przepraszała. Mąż owszem, ale ja... (zresztą te jego przeprosiny nie były dla mnie dużo warte, ja chciałam zmian!)

Kurcze, mam nadzieję, że naprawdę kiedyś przestanę zachowywać się w ten sposób. Że będę w stanie opanować się na tyle, aby nie rzucać bluzgami i nie podcinać szacunku. Czy jest tu jakiś nerwus, któremu się to udało?

No i na koniec: wieczór dnia wczorajszego. Już oboje zupełnie na spokojnie, idziemy spać i zanim usnął syn, reflektujemy się, że fajnie byłoby nie zapomnieć o modlitwie. Ja do męża ( w takim trochę uniesieniu, no cóż :-P )
- Ale się cieszę z tego, że codziennie czytam Pismo Święte.
A on:
-I co, to dziś było napisane, żebyś mi powiedziała: ,,ty dupku!?"* :mrgreen: Aż przeczytam z ciekawości....

* W oryginale było dużo gorzej, ale cenzura chyba by nie przepuściła
 
 
Ania65
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 12:01   

Nancy bardzo polecam posłuchać Agnieszki i Jakuba Kołodziejów i ich konferencji " Fascynacja małżeństwem". A z własnego doświadczenia powiem że nie da się nie wchodzi w stare zachowania. Upadki będą się zdarzały, a stare nawyki trzeba latami wykorzeniać i zastępować je nowymi pozytywnymi. To jest proces. Komunikacja to bardzo trudna dziedzina życia i trzeba ćwiczyć , ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Ja zauważam że u nas idzie to do przodu, ale czasem robimy kilka kroków wstecz.
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 12:22   

Dzięki Aniu! Jest to gdzieś w internecie?

Coraz częściej myślę, żeby się więcej dowiedzieć o komunikacji właśnie. Jak będę mieć okazję, to się chyba zapiszę na jakieś fajne warsztaty w tym temacie. Mąż nie wie, czy będzie mi towarzyszył, bo będziemy w PL najprawdopodobniej krótko, no i różne plany się rodzą już w naszych głowach na ten czas...

Najwyżej sama się zapiszę :mrgreen:

Może ktoś ma coś szczególnego do polecenia? Najlepiej byłoby we wrześniu.
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 12:29   

Nancy napisał/a:
Od czasu mojego współpracowania z Bogiem zmieniło się właściwie TYLKO jedno: potrafię szybciej przeprosić i nie oglądać się za siebie. Nawet nie wymagałam warunku: przeproś mnie, to ja zrobię to samo... W przeszłości rzadko przypominam sobie, żebym w ogóle przepraszała. Mąż owszem, ale ja... (zresztą te jego przeprosiny nie były dla mnie dużo warte, ja chciałam zmian!)


i na tym to polega

następuje w nas zmiana, ale na tym świecie nie jest trwała, cały czas trzeba być czujnym, i być w drodze
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 12:48   

Nancy, bardzo dużo w tej waszej komunikacji szwankuje z powodu uczuć.

To gwałtowne uczucia powodują, ze rzucasz wyzwiskami. To one powodują agresję.

Tylko że nawet najgwałtowniejsze i najbardziej nieprzyjemne emocje nie są złe. One są dobre - mają ci pomóc. tylko trzeba ich umiejętnie używać ;) To zupełnie jak z nożem - ma miliard praktycznych zastosowań, ale jak nieumiejętnie się nim posługujesz, możesz skaleczyć siebie, albo i kogoś. I zabić nim też można...

Przyjrzyj sie sobie. Jakie uczucia towarzyszą ci w momencie, kiedy rozmawiasz z mężem? Potrafisz je nazwać? spróbuj zacząć je nazywać w trakcie rozmowy.

Druga sprawa, że na początek trzeba uznać, że zupełnie oddzielna sprawą są twoje uczucia i to, jak się zachowuje albo co mówi mąż. Owszem, to jego zachowania wywołują w tobie uczucia, ale to czy, i w ogóle jakie to są uczucia, to już zależy od tego, co ty sama masz w środku. Zacznij oddzielać to, co mówi albo robi mąż, od tego, co ty czujesz. Wtedy też będziesz mogła lepiej zapanować nad sobą w trakcie rozmowy.
Mi też bardzo pomogło oddzielenie swoich emocji od męża. To, ze on jest zły, to nie znaczy, że ja też muszę być, prawda?

Trzecia sprawa - nieporozumienia często się biorą z tego, ze nie rozumiemy, co druga osoba chce osiągnąć. Mało kto mówi to wprost. Dlatego pytanie o intencje ("Czego ode mnie oczekujesz?") wypowiedziane w odpowiednim momencie może przerwać całą sytuację i sprowadzić ją na właściwe tory - dlatego, ze pozwala też drugiej stronie wrócic do tego, jaki chce osiagnąć efekt, a odwrócić się od metod, którymi próbuje to osiągnąć.

Kolejna rzecz - wolność. Daj mężowi myśleć, to co myśli, daj mu prawo, do tego, zeby nie rozumieć, do tego, zeby nie akceptować. Wolność myślenia dana drugiemu człowiekowi pozwala mi odpuszczać w odpowiednim momencie... ale też tonować rozmowę. Bo on ma prawo nie rozumieć. Bo on ma praw nie chcieć. MA prawo myśleć inaczej, niż ja. Ma prawo się nie zgadzać ze mną...
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 13:42   

Mirakulum, dziękuję za pokrzepienie:)

Titiana- wiesz, że Twoje wpisy mnie zostawiają zawsze w jakimś takim poczuciu niezrozumienia. To znaczy muszę się im długo przyglądać, żeby zrozumieć. Są mocno intrygujące. Zwykle myślę sobie: ,,A tam, tym się zajmę jak będę już trochę mądrzejsza" :mrgreen:

Ale wiesz, masz rację.

Ile ja czytałam o poprawnej komunikacji, z racji mojego zawodu chociażby i podczas studiów, chodziłam na taki kurs prywatny pt ,,Jak radzić sobie ze złością?", czytałam Rosenberga i kurcze- ciągle jakoś nie dociera to do mnie. Tzn dociera jak najbardziej w umyśle- jest logiczne i poukładane, ale kiedy właśnie przychodzą emocje, przychodzi konkretna sytuacja, to wszystko się ulatnia gdzieś i znów jak ten osioł wracam na utartą ścieżkę...

Mam problem z nazwaniem wszystkich emocji. Umiem powiedzieć: ,,jestem zła", albo:,,smutna" ( to drugie rzadziej przejdzie mi przez gardło). No i ...tyle. O pozytywnych uczuciach właściwie nie mówię, chyba podświadomie czuję, że skoro jest dobrze, to po co mówić? :oops:

A co do wolności męża- tu to jest klops. (świeżutki całkiem, odkrywam w ciągu ostatnich dni). Wszyscy mnie mają za żonę niezwykle wyrozumiałą. Bo ja pozwalam (wręcz zachęcam) do np: długich górskich wędrówek z kolegą, wycieczek w samotności, na rower, na wspinaczkę, na narty...zawsze z radością się zgadzam :mrgreen:
Więc sobie sama chyba wmówiłam, że wyrozumialszej ode mnie na świecie nie znajdziecie :mrgreen:

A tu dziś mówię mu: chodź, zrobię ci test czy nie przesadzasz z piciem. On: to sobie też. No i się wzięliśmy za test, po czym mówię tak (jakoś nawet nieświadoma tego):

- Jak coś to ja ci pomogę.

-Ale przecież umiem odpowiedzieć: TAK lub NIE

-No tak, ale możesz się mylić. Ja też przecież znam Twoje odpowiedzi.

(No, szok! Wiem, wiem...)

Mąż mi na to:

- To w sumie skoro to bez różnicy, cały test możesz za mnie zrobić. Prawie jak przewodnicząca Chińskiej republiki Ludowej :mrgreen: ( nie wkurzał się, ale mówił w żartach, z tamtym przeklinaniem w poprzednim poście to też było w żartach)

Boże, dzięki Ci za to poczucie humoru między nami :lol: !
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 14:41   

Wiesz, ze złością to jest ta, że można sobie nauczyć radzić sobie z nią... ale właściwie po co? Złość jest bardzo potrzebna. BARDZO.

Przyśpieszony Kurs Wiedzy O Emocjach - obejrzyj film "W głowie się nie mieści". Tam jest powiedziane i pokazane, do czego służą uczucia.

Lepiej sie nauczyć złość odpowiednio wykorzystywać ;) Również w komunikacji pełni ona bardzo ważną rolę.

Widzisz, wygląda na to, ze jesteś bardzo zaborcza. Z tym niewyrażaniem pozytywnych uczuć, to mi bardzo przypominasz mojego męża. Ale na pocieszenie - on się powolutku uczy na przykład chwalić mnie albo okazywać czułość... Więc i dla ciebie jest nadzieja ;) Za to dzięki temu, że to jest u ciebie rzadkie, to masz w tym potężne narzędzie - bo jak już pokażesz mężowi, ze jesteś zadowolona, cieszysz się, czy jesteś podekscytowana, to to będzie dla niego COŚ!

A ciut mądrzejsza jesteś co chwilę - ludzki mózg nie potrafi się nie uczyć :P
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 16:01   

tiliana napisał/a:
Wiesz, ze złością to jest ta, że można sobie nauczyć radzić sobie z nią... ale właściwie po co? Złość jest bardzo potrzebna. BARDZO.

Lepiej sie nauczyć złość odpowiednio wykorzystywać ;)


Oj, nawet nie wiesz, jak o tym marzę ;-)

A gdyby udało się też tak przerobić złość męża, no to mamy razem niezłe pokłady :lol:

Ten film jest animowany? :-D Może i z synem obejrzymy?

A co do niewyrażania pozytywnych emocji, to chyba nie do końca jasno się wyraziłam. Bo ja jestem bardzo uczuciowa i raczej radosna (czasem tak mimo wszystko, ale cóż poradzić, taka już natura moja). Żyję w związku z emocjami, ale raczej mało o nich mówię, np: ,,Ale jestem szczęśliwa!"

Jeśli chodzi o pozytywne postrzeganie męża, to różnie z tym bywało. Kiedyś do mnie trafiło, że powinnam się o to starać, ale na serio, nie bardzo wiedziałam za co mam go docenić. Byłam na te rzeczy zaślepiona. On żył bez mojego doceniania całe lata, tak przypuszczam. A kiedy już próbowałam,to chyba mało szczere to było i bardzo ulotne (np następnym razem odwoływałam wszystko lub zaprzeczałam...)

Niedawno przeżyliśmy sytuację która wymaga zimnych nerwów i asertywności. Mąż w całości wziął to na siebie. Nie użył chamskich słów, ale dosadnie powiedział co o tym myśli . Potem, gdy już było po wszystkim, nie wkurzał się ( a to znacznie pokrzyżowało nasze plany), tylko jakoś tak spokojnie to przyjął...trochę jak nie on...albo jak nowszy on :mrgreen:

A ja nic- jeszcze chciałam go opieprzyć, że po co używał takich dosadnych słów. I wtedy mnie olśniło: nie znam chyba nikogo, kto by się w podobnej sytuacji zachował tak odważnie. Bez słodzenia, naprawdę! Myślę, że większość mężczyzn próbowałaby jakoś załagodzić sytuację, trochę tak uciec od tematu, że podkuliliby ogon w starciu z tymi osobami (to byli przedstawiciele władzy, lecz władzy nieco...chmm...totalitarnej).

Więc wdzięczność i uznanie same do mnie przypłynęły, a ja natychmiast się nimi podzieliłam z mężem, no inaczej przecież nie mogłam. I do dziś słów nie odwołałam, choć wcale nie jestem pobłażliwa i łagodna. Inne wady wytykam wciąż od czasu do czasu i tak naprawdę- i chcący i niechcący :lol:
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-30, 17:55   

Znalazłam! ,,Fascynacja małżeństwem"

http://nl24.tv/blog/rodzi...ja-malzenstwem/

Ale nie działa mi tu, gdzie jestem, niestety:) Cóż, zapisałam i poczekam dni kilka (kilkanaście). Dzięki!

Z Panem Bogiem, kochani!
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-07-03, 10:54   

To jeszcze nie koniec historii...
Mój Boże!

,, Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy. " ( to z dzisiejszego pierwszego czytania)

Modlę się do Pana, by mi pokazał jak przytula jak matka. Bo ja nie potrafię zawsze we właściwym momencie przytulić mojego dziecka, ani też sama nie przytulałam się dużo do mamy w chwilach nieszczęścia.
Jaka jest Twoja matczyna miłość, Panie? I jaki jest Twój pokój, który mi dziś obiecujesz?

,,Tak bowiem mówi Pan: Oto Ja skieruję do niej pokój jak rzekę i chwałę narodów - jak strumień wezbrany."
(pierwsze czytanie)

,,Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata. Bo ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie. Na wszystkich tych, którzy się tej zasady trzymać będą, i na Izraela Bożego /niech zstąpi/ pokój i miłosierdzie." (drugie czytanie)

Bo widzicie, dziś u mnie łzy. Bardzo potrzebuję pocieszenia.

Dziś u mnie wojna. Potrzebuję pokoju.

Nie wiem jak mówić w imieniu Boga. Wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a potem...bach!...niszczę to wszystko. Nie umiem nie dać się wyprowadzić z równowagi. Nie umiem odróżnić co tak naprawdę mówi mój mąż, a co mój największy wróg :evil:
- jego ustami. Nie wiem jakie wyciągać konsekwencje, gdy przeprasza? Czy jakieś wyciągać???

Pełna emocji potrafię napisać co złego robi mój mąż. A potem jest spokój i cisza. I niemal zapominam, że to nie koniec kryzysu. Chwalę męża, upajam się naszymi głębokimi rozmowami, dopóki nie przesadza i krytykuje z umiarem- to staram się wyciągać wnioski i wprowadzać je w życie.

A potem przychodzi taki dzień jak wczoraj, kiedy schrzaniłam pewną sprawę związaną z naszymi finansami i następuje KONFRONTACJA. W sercu poczułam takie słowa (nie pierwszy już raz), że oto muszę stanąć do KONFRONTACJI, bo prędzej czy później ona i tak nastąpi.
A już po niej widzę jasno, że coś to nie gra. Że jestem od męża uzależniona.

On zaczyna nie panować nad sobą. Jego wersja brzmi: ,,nie potrafisz przyznać się do błędu". Ma rację. Bo ja kluczę niczym Ewa w raju: ,,w sumie to zawiniła instytucja, jedna osoba, która nam pomagała, no i MOŻE ja". Taki mam problem, że unikam przyznania się do winy. Po co? Nie wiem.

Ale mój mąż przekracza wszelkie granice własnej władzy. Chce mnie ukarać. ,,Najważniejsza jest sprawiedliwość!" (jego słowa) Tyle, że ta ziemska. I konsekwencja.

W konsekwencji niszczy kilka moich rzeczy, bo przecież ,,nie przywiązuję wagi do kasy". To nie są wartościowe przedmioty, ale sam gest...tak jakby rozwalał cały mój spokój. Już dawno huśtają mną emocje. Nie mogę zasnąć, więc ryczę. I się modlę. Ha! Modlitwa to szumnie nazwane, bo jest tylko pusta głowa, żal i łzy i słowa: ,,Nie zostawiaj mnie! ratuj mnie!:

A rano czytam:

,,wasze imiona zapisane są w niebie"


Mąż mnie przeprosił, ale wciąż coś nie gra, coś wisi między nami. Pyta: ,,masz jakiś pomysł, co teraz z tą sytuacją ( którą zepsułam)?" Ja: ,,przebaczyć". On jednak chce ,,konsekwencji" , więc jedną wymyśla, a ja na to, że okej ( czy w ogóle powinnam wchodzić w takie układy???) ale wobec tego niech wyciągnie też konsekwencje wobec samego siebie w związku z kilkoma przegięciami związanymi z piciem alkoholu w niedawnym czasie. To ja mam wybrać ,,karę"- więc mówię: ,,możesz pić jedynie raz na tydzień."

Kiedy wychodzimy na zewnątrz, mąż mówi: ,,Ale dziś pierwszy dzień tygodnia (niedziela), więc piję piwo."

Gotuje się we mnie. W końcu wykrzykuję, że a niech pije nawet codziennie, bo i tak nie czuje ciężaru tego, co zawinił. Jego zachowanie nie pociąga konsekwencji, a moje -owszem.

Nie zrobiłam tego z premedytacją. Jestem z natury taka trochę gapa, co nie walczy o swoje do końca. Po prostu wydawało mi się, że sprawa zakończy się pomyślnie (po 3. telefonach). Nie doglądnęłam jej do końca, nie dzwoniąc po raz czwarty, myślałam, że się uda. Jednak nie działałam z premedytacją, a już na pewno nie na niekorzyść męża. Niestety on widzi to inaczej, jako szkodę dla dobra całej rodziny.

Podczas wyjścia pokłóciliśmy się dwa razy. Drugi raz dotyczył znów tych zasad picia, mąz stwierdził, że nic go w końcu nie obowiązuje, bo zwolniłam go z konsekwencji. A ja już sama nie wiem czy mam stawiać takie warunki, czy nie. Przecież nikt nie może przestać tonąć w nałogu, jeśli sam o tym nie zdecyduje. On chce mną chyba sterować jak marionetką. Więc poszłam w swoją stronę i klęczałam płacząc. Bez żadnych pocieszaczy- nie miałam komputera, ani nawet kasy.

Proszę Cię Boże, pociesz mnie! A Was kochani proszę o modlitwę!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4