Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
10 lat po ślubie Pan Bóg nadal mnie (nas) szuka
Autor Wiadomość
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-05, 07:01   10 lat po ślubie Pan Bóg nadal mnie (nas) szuka

Witajcie! Chcę podzielić się z Wami tym, co stało się w moim życiu w ciągu ostatnich...chmm...dwóch tygodni(?) A może i lat i miesięcy, tyle, że przez większość czasu miałam zamknięte oczy i serce, a to, co usłyszałam, szybko zapominałam.

Boże mój! Od dziesięciu lat jesteśmy małżeństwem, a mam wrażenie jakbyśmy ciągle kręcili się w kołowrotku. Czy dziesięć lat wzajemnego ranienia się, pokręconych sposobów wychowania naszego dziecka i zabazgrywania obrazu naszego małżeństwa, jakim widzi i maluje je Bóg już nie wystarczy? Ile trzeba, żebyśmy skończyli i się poddali? Ile trzeba jeszcze, żeby skończyła się moja pycha?
To nie pierwszy raz, kiedy piszę na tym forum. Sześć lat temu skupiałam się na SYTUACJACH. Fatalnie było, nie powiem, ale chciałam tylko leku na tę, a nie inną sytuację.
Niedawno usłyszałam księdza Pawlukiewicza, kiedy mówił o dobieraniu się do ,,centrum dowodzenia". Kogo słucham, tak naprawdę? Kiedy wreszcie wyjdę z mojego bunkra na pustyni i pozwolę Bogu działać?
Czytałam i czytam Sychar od wielu lat. Kiedyś głównie, żeby móc sobie powiedzieć: ,, Nie jest tak źle u ciebie, inni mają gorsze problemy." Teraz siedzę głównie w dziale ,,świadectw" ;-) Chcę słyszeć o cudach Boga. Chcę wierzyć. O tak, chyba najbardziej brakuje mi wiary.
Nasze małżeństwo zaczęło się dobrze. Wierzyliśmy. Chyba prawdziwie, bo wypływała z tego radość życia ( przynajmniej w moim przypadku). Potem gdzieś się pogubiliśmy, zaczęliśmy widzieć w sobie wrogów. Raniące słowa stały się naszym chlebem powszednim ( do dziś nim są...)
Mój sposób na przetrwanie był prosty: zamieść wszystko pod dywan. Poradzić sobie z problemem na własną rękę. Znaleźć sposób i załatwić sprawę. Robić coś pożytecznego poza domem. Od czasu do czasu upić się winem.
Szczycić się frazesami i łatwym rozwiązaniem na wszystko i dla wszystkich. Moja siostra powiedziała mi raz: ,,Jak się z Tobą gada o problemach, to Ty masz na wszystko jakieś psychologiczne rozwiązanie, tak jakby człowiek to była jakaś maszyna. Dlatego ja nie lubię Ci się zwierzać ze swoich problemów". Takie zboczenie wszystkich pedagogów i psychologów chyba ;-) Siebie samej ,,uleczyć " nie potrafiłam, to oczywiste...
Jeśli chodzi o małżeństwo, to temat walki, przebaczenia i pojednania pasował mi, i owszem, ale jako...romantyczny scenariusz. Gdzieś podświadomie cały czas skupiałam się na miłości pełnej uniesień. I tylko ona wydawała mi się tę prawdziwą.
Mąż mi powiedział: ,,Pociągała mnie w Tobie kiedyś Twoja wiara, Twoja relacja z Jezusem." Odburknęłam tylko. Nie brałam krytyki na poważnie ( w ogóle ciężko mi się zmierzyć z jakąkolwiek krytyką, od razu włącza mi się mechanizm ochronny: ja niewierząca? ja? dobrze, to chodź ci pokażę, jaki jesteś ty!)
A to była prawda. Mimo wszystko próbowałam być bardziej uwodzicielska, romantyczna, piękna fizycznie... Coś mi w głowie podpowiadało, że dobrze by było gdyby się mąż wreszcie zakochał WE MNIE SAMEJ, a nie w mojej relacji z Bogiem. To była pycha, tyle, że jeszcze wtedy nie bardzo ją rozumiałam.
Pan Bóg nie zrezygnował jednak ze mnie. Poszedł za mną jak Pasterz za Owieczką, i to dosłownie na koniec świata. Cały czas wysyła mi znaki, że nie zapomniał. A ostatnio tak intesywnie, że nie chcę dalej ciągnąć życia jak robiłam to do tej pory.
Znaki są różne, filmy (oglądamy je właściwie razem z mężem), świadectwa, rekolekcje, ludzie, których spotykam i piękno przyrody, które widzę. Jestem bardzo emocjonalną osobą, więc nietrudno mi się wzruszyć, popłakać, postanowić sobie: ,,Jezu, od dziś tylko Ty!", ale potem (niestety!) zapomnieć i poddać się, kiedy wszystko idzie w dokładnie odwrotnym kierunku.
Ciężko mi kochać mojego męża. Znalazłam tu na forum świadectwo z jednej ewangelizacyjnej broszury z opisem wyjścia z małżeńskiego kryzysu i były tam słowa, jakie Bóg objawił kobiecie zdradzonej przez męża na temat jej współmałżonka ( tego jak On go widzi):
(fragment z 1 Listu do Tymoteusza 3:2-4) „Biskup zaś ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, umiarkowany, przyzwoity, gościnny, dobry nauczyciel, nie oddający się pijaństwu, nie zadzierzysty, lecz łagodny, nie swarliwy, nie chciwy na grosz, który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości.”
Cała broszura aż tchnęła prawdziwym życiem! Nie takim, jak widzę je ja, bo na początku byłam w dużym szoku, ale przyjęłam je w moim sercu. W podobny sposób pomyślałam o moim mężu, o tym, jakim człowiekiem widzi go Bóg. Jasne, że łatwiej było mi nie wytykać Mu jego wad na każdym kroku. Myślałam sobie, że po co psuć robotę Pana Boga? On się tym zajmie w swoim czasie. Problem z tym, że myślałam tak bardzo krótko... Wczoraj znów go skrytykowałam, no i powiedział, czego się obawiałam: ,,Mówisz mi o Bogu non stop, ale jakoś nie widzę w Tobie zmian."
Mój mąż ma porywczy i wybuchowy charakter. To, że się wścieka, to mało powiedziane. Kiedy wzbiera w nim złość, to idzie jak tsunami- bez hamulców. Niszczy wszystko wokół- nas (mnie i syna), innych ludzi, czasem różne przedmioty. To jest przemoc psychiczna, a zdarza się i fizyczna. Z mojej strony nie było wcale lepiej. Gdy się kłóciliśmy, to po prostu odbijaliśmy sobie piłeczkę- najpierw w stanie lekkiejgo poirytowania, potem złości, a potem nienawiści.
Mój mąż doświadczył barzo wiele przemocy. Kiedyś myślałam, że krzywdził go głównie ojciec, ale ostatnio sam mi powiedział, że najwięcej zła wyrządzili mu ludzie w szkole. Do dziś siedzi w nim nienawiść i od czasu do czasu wychodzi na światło dzienne. Tak bardzo krytykuje ludzi! Bez żadnej wyrozumiałości! Dawniej od razu stawałam w obronie innych, nieważne kim byli i co zrobili. Byleby zatrzymać to zachowanie u mojego męża. Ale nigdy nie pomagało! Ostatnio zagryzłam jężyk i nic nie powiedziałam, kiedy się źle wyraził o jednym facecie z ulicy, który coś nam tam zawinił. Po kilku godzinach sam przyznał :,,Kurde, może niepotrzebnie się tak zitytowałem na niego?"
Pal licho ludzi z ulicy, ale przecież jesteśmy w tym i my, jego najbliższa rodzina. Tego tematu boję się najbardziej, z tym nie umiem sobie radzić. Dlatego piszę z prośbą o modlitwę o męża ,,nie zadzierżystego, lecz łagodnego". Bo takim ma być, czyż nie? Każdy z nas zresztą, nie tylko on.
U mnie zaczęło się od czytania Pisma Świętego na każdy dzień. Najpierw czytałam i...nic nie docierało. Może krótkie chwile poruszeń, ot co. Coś mi nie grało, więc się zaczęłam modlić, że jak to, czy mam być taką glebą, w której nic już nie wyrośnie? Dostałam odpowiedź (też z tej broszury), że Pismo Święte to list dla mnie. Uczepiłam się jej jak rzep i nie odpuściłam. No i się zaczęło...szybkie szkolenie!
Każde słowo niemal słyszę teraz w głowie. Kołacze mi i nie pozwala się łatwo wypuścić, dopóki go jakoś nie wprowadzę w życie. Na przykład- że najpierw CIERPLIWOŚĆ, potem BRATERSKA PRZYJAŹŃ (pamiętacie te moje romantyczne plany, haha!) i na końcu dopiero- MIŁOŚĆ. I od razu lekcja cierpliwości- pociąg na siedząco przez dwadzieścia godzin spóźnił się kolejne pięć. A ja się tylko uśmiechałam. Cierpliwość w stosunku do pewnego dość zbuntowanego iluśtam -latka, którego szczęście mam być mamą ( tu najlepsi wymiękają), do tego mężowskiego gderania, do tego, że mnie w nocy babka nie wpuściła z dzieckiem do ubikacji pociągowej przed sobą ( a ta niedobra! jak śmiała!) Takich roszczeń to ja mam w ogóle pełno w życiu i jak dostrzegam je niektóre, to po prostu czerwienieję ze wstydu...
W momentach załamania (jak wczoraj), kiedy mąż mnie wyzywał cały dzień, coś tam mówię znów od siebie, znów wchodzę w pancerz obronny i w sumie...jąkam się, cała wszechwiedza gdzieś nagle znika. Ciężko mi i bardzo cierpię. Nie wiem co robić i mam ochotę machnąć ręką na moje ,,nawrócenie". Powiedzieć: ,,To przecież niemożliwe!"
A potem czytam Ewangelię, która mi pokazuje, że mój Bóg czyni cuda. Że umarłych przywraca do życia, więc jak mogę wątpić, że nie da sobie rady z nami? No jak?
Piszę tu też po to, by w razie utrapień zapytać osoby, które miały do czynienia z przemocą w rodzinie, jak patrzeć na te problemy z Bożego punktu widzenia? Ja sama pochodzę z rodziny przemocowej, choć te relacje już są uzdrowione. Zdaję sobie jednak sprawę, że moje widzenie może być mocno ograniczone. Wiecie, niejedna kobieta już dawno spakowałaby takiego męża jak mój i ja to wiem doskonale.
Chcę mieć nadzieję, że przemoc może zniknąć na dobre. I że Bóg najlepiej wie jak to zrobić:)
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-05, 08:43   

Nancy, czytałam ciebie zastanawiając się dlaczego, skoro tak Pan do ciebie przemówił, skoro wiesz jak można karmić się PŚ, tak ... jakoś nie dajesz wiary, że to twoja droga obecnie?
Daj czas czasowi ...
Dobrze brzmi?
Może właśnie czasu potrzebujesz do pracy ze sobą i nad sobą?
Masz go właśnie teraz - wykorzystaj.

PS pomodlę się z ciebie, męża i waszą rodzinną sytuację
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-05, 09:14   

Dziękuję Gosiu:)
No właśnie nie wiedzieć czemu pomyślałam sobie, że to będzie szybko i już po sprawie. Nie jestem cierpliwa, muszę się sporo w tym temacie nauczyć.
 
 
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-05, 09:20   

jestem z modlitwa za twoja rodzinę. Nancy-nie masz tam w pobliżu ogniska sychar-od czegoś trzeba zacząć,potrzebujesz pomocy.Bóg pokazuje ci rożne swoje narzędzia skorzystaj z nich :lol:
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-05, 09:49   

Na razie nie mam. Mam tylko aplikację mobilną Słowo Boże, kilka filmów na komputerze. Nie mam nawet dostępu do wszystkich stron w internecie (niektóre są zablokowane). Więcej pisać nie będę o tym co mam a czego nie, bo jednak chcę zachować anonimowość.
Nie mam nawet możliwości pójść na mszę świętą.
Wyobraźcie sobie np pana Dobę na kajaku- ja to nie on, ale też póki co wielu rzeczy jestem pozbawiona. Choć i w tej rzeczywistości Pan Bóg już zsyłał mi różne cuda ( np księży- Polaków) :mrgreen:
Ale to już nie potrwa długo :-D
Mam Słowo Boże i modlitwę. I Waszą także, dzięki Bogu!!!
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-05, 09:59   

Nancy, masz AŻ aplikację mobilno Słowo Boże, a nie TYLKO

PS - ja korzystam z tej aplikacji nawet w kościele :) Dziwnie to wyglada, ale coż :mrgreen:
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 10:34   

;-) ...i nawet internetu nie mam teraz codziennie.

A dziś- rozpacz. Tyle się nacierpiałam, że już w pewnym momencie się nawet na całego rozryczałam na ulicy :cry:

Złość, strach, upokorzenie i przeogromny smutek...

Wiecie, co jest najgorsze? To, że często dopada mnie myśl: ,, Już za późno! Tu się nic nie zmieni!" Że mój syn na zawsze będzie miał spaczony obraz rodziny, że może to nad nim wisieć całe życie (jak nad nami). Takie myśli, że Pan Bóg sobie nie poradzi i te moje decyzje zawierzenia Jemu są tylko śmiesznymi ulotnymi deklaracjami.... :cry:

Mąż użył dziś tylu słów. Zadawał rany z zimną krwią. Nic nie działało. Jasne, miał swoje powody (że źle przygotowałam plan dojazdu w pewno miejsce i że w ogóle niczym się nie umiem zająć od a do z).

Odpowiadałam, broniąc się, żeby przestał. Już nawet zrezygnowałam z kontrataku. Odwoływałam się do Boga też, ale chyba muszę przestać, bo nie chcę żeby Go wyśmiewał ( i moją wiarę też) w tak okrutny sposób. Chyba powinnam modlić się za niego po cichu, a głośno tylko działać. Tylko jak tu działać????

Pomyślałam sobie, że napiszę lub zadzwonię do naszych mam, żeby po prostu im powiedzieć co się stało. Żeby poprosić o modlitwę i żeby on mając poczucie, że ktoś wie jak się zachowuje, nie czuł się bezkarny.

Z Bogiem, kochani!
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 12:26   

Nie dzwoń i nie pisz do mam, BŁAGAM! Niby w jakim celu? Nie traktuj męża jak małego dziecka, nie leć na skargę ani do swojej mamusi, ani do jego, nie po to, żeby wywrzeć na niego wpływ. Bo to może przynieść skutek odwrotny od oczekiwanego, uwierz.... Na pewno nie przyniesie nic dobrego....
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 12:58   

tiliana napisał/a:
Na pewno nie przyniesie nic dobrego....


no nie zgodze się z tym ...

Co innego oskarżanie męża przed rodzicami i usiłowanie wywarcia na niego wpływu, a co innego powiedzenie, ze jest ciężko, nie radze sobie.

Nasze matki i teściowe - wbrew pozorom - mają coś bezcennego (przynajmniej moje mają) - tzw. mądrość kobiety dojrzałej.

nancy jest pod wpływem przemocy ze strony męża. To troche jak w rodzinie w której jest alkohol. Ukrywanie i usprawiedliwianie alkoholika tylko pogłębia kryzys, alkoholik czuje się panem sytuacji a a współuzależniona w coraz większym szambie emocjonalnym.

Stanięcie w prawdzie - czyli powiedzenie otwarcie co sie dzieje - na poczatku strasznie boli. Na pcozątku oznacza wielką niewiadomą co dalej. Ale może byc początkiem poprawy sytuacji. Czyli sa dwie opcje.

A pozostawanie w zakłamaniu i w sytuacji wyniszczającej - oznacza tylko to co jest do tej pory. jedna opcja. Ta najgorsza.
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 12:59   

Nancy napisał/a:
Chyba powinnam modlić się za niego po cichu, a głośno tylko działać.


na pewno to lepsze niż odwoływanie się do Boga w sytuacji, kiedy powoduje to drwiny ze strony męża.
Zresztą, o nawracaniu na siłę i epatowaniu wiarą już niejeden post tu był napisany
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 13:21   

utka2 napisał/a:
Co innego oskarżanie męża przed rodzicami i usiłowanie wywarcia na niego wpływu, a co innego powiedzenie, ze jest ciężko, nie radze sobie.


Zgadzam się. Ale biorąc pod uwagę to:
Nancy napisał/a:
i żeby on mając poczucie, że ktoś wie jak się zachowuje, nie czuł się bezkarny.

jednak uznałam, że chodzi o to pierwsze...


Poza tym, to tak, Nancy, najwyraźniej masz problem z przemocą w swoim małżeństwie. Pytanie - skąd się to wzięło? I czy przypadkiem nie z domu? Z twojego? Z twojego męża? Jesteś pewna, ze nei zostaniesz zlekceważona? Albo gorzej? Przynajmniej przemyśl to dobrze pod kątem tego, co chcesz tym sposobem osiągnąć, dlaczego chcesz sie zwrócic do rodziców swoich i męża i jak to zrobić, żeby osiągnąć skutecznie swoje cele. Inaczej możesz się jeszcze "przejechać" na tym...
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 14:26   

Dziękuję Wam za odpowiedzi i zaangażowanie :->
Rzadko dzwonię do kogokolwiek w sprawie problemów, dlatego mój cel był taki, by nie skupiając się na tym co mąż zrobił i powiedział zbytnio, a raczej na tym, jak ja się przez to czuję poprosić mamę, żeby się za nas modliła. Do teściowej w końcu nie dzwoniłam, bo to byłoby rzeczywiście bardziej takie użalanie się nad sobą chyba.

A moja mama...jaka siła od niej bije. To jest prawdziwie wierząca osoba. Żyje wiarą już jakieś prawie 25 lat i tyle wie. Tyle słów z Pisma Świętego miała dla mnie. Niektóre mi trochę rozjaśniła :-D

Od razu odzyskałam pokój.
Mąż wrócił, kiedy jeszcze z nią rozmawiałam i chciał wiedzieć co powiedziała, bo z nim także miała wiele rozmów o wierze, takich od serca.

Wie w jakim celu zadzwoniłam i rozumie to chyba. On nigdy się nie czuł ,,obgadywany" przez nas ( czy przeze mnie i kogokolwiek innego). Mama ma jedną dewizę, której jeszcze nigdy nie odpuściła:

,,Szatan zrobi wszystko, żeby rozwalić każde małżeństwo".

Dziś powiedziała, żeby NIE OPIERAĆ SIĘ ZŁU . Że ,,wielka jest wasza nagroda w niebie" za to, że cierpicie w imię Pana. A ja na to: Jak to w imię Pana? A co z własną godnością? ,,Pamiętając, że masz zawsze godność Bożego dziecka i że nikt ci jej nie jest w stanie odebrać. Inaczej nie da się cierpieć na wzór Jezusa"
Ale gdzie w tym walka o wiarę? Przecież to tylko robienie z siebie ofiary? Dawanie sobą pomiatać?

,,Walką w imię Boga ( bo to było w nawiązaniu, że ,,cieszcie się i radujcie, gdy was prześladują z powodu mego imienia...) to jest właśnie ta decyzja, że się zostaje i nie współpracuje się z wrogiem w rozwalaniu swojego małżeństwa..."

A co robić konkretnie, gdy mnie wyzywa? Milczeć?

,,Popatrzeć z miłością. Modlić się. Mówić: ,,Panie, stój na straży moich ust" Czasem będą trudne słowa do powiedzenia, ale trzeba je powiedzieć. Przyjdą wszystkie od Boga. A patrzenie z miłością musi wynikać z tego, że zobaczysz jak Jezus go kocha szalenie."

Trudne to dla mnie bardzo. Wyższa akrobatyka! Nie wiadomo jak rozumieć, żeby się nie pogubić. Bo tego się chyba każdy obawia: nie dać się wyrolować, nie wyjść na ,,losu ofiarę". To brzmi niemal jak przyzwolenie na przemoc czasami.

A mimo wszystko mam POKÓJ w sercu :-)

Z Panem Bogiem

PS Rzadko odpisuję, bo mój tryb życia jest teraz wyjątkowo nie-siedzący i rzadko-internetowy
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 15:24   

Nancy napisał/a:
Mój mąż ma porywczy i wybuchowy charakter. To, że się wścieka, to mało powiedziane. Kiedy wzbiera w nim złość, to idzie jak tsunami- bez hamulców. Niszczy wszystko wokół- nas (mnie i syna), innych ludzi, czasem różne przedmioty. To jest przemoc psychiczna, a zdarza się i fizyczna.


i jaka rada na to ?

Nancy napisał/a:
NIE OPIERAĆ SIĘ ZŁU . Że ,,wielka jest wasza nagroda w niebie" za to, że cierpicie w imię Pana

:shock: :shock: :shock:

Nieśmiało tylko przypomnę Nancy, że masz dziecko.
Jeśli chcesz być cierpiętnicą....ok, jesteś dorosła, masz wolną wolę, ale...
odpowiadasz też za wychowanie dziecka. Ono niekoniecznie musi żyć
"myślami o nagrodzie w niebie za dzeciństwo w strachu"
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 15:55   

Popieram...

Kiedyś uświadomiłam sobie, że jak będę milcząco przyzwalać na to, żeby mąż mnie krzywdził, to oboje będziemy się staczać po równi pochyłej.... I że ze względu na mojego męża MUSZĘ się przeciwstawić jego zachowaniom. O dzieciach już nie wspominając... Na nie to ma naprawdę destrukcyjny wpływ.

Można milcząco znosić cierpienia. Można znosić krzywdę. Ale trzeba najpierw wiedzieć, jakiemu dobru ma to służyć!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8