Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
10 lat po ślubie Pan Bóg nadal mnie (nas) szuka
Autor Wiadomość
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-16, 12:07   

Witajcie :-> Ostatnie trzy dni spędziłam na pustyni ( dosłownie!). Myślę sobie: po co kobiecie taka pustynia? No bo, że Adam został stworzony na pustkowiu już wiem. I że za dziczą nieujarzmioną tęskni czasem jego serce, też wiem. Miałam wokół czterech różnych ,,Adamów" i każdy tylko patrzył na które wzgórze by się tu wyrwać i posiedzieć chwilę w samotności. Więc gdy tak chodzili i szukali, ja usiadłam sobie i zaczęłam się modlić ( z braku innych możliwości spędzania wolnego czasu :lol: ) Modlitwa przyszła sama, takie długie uwielbienie, co napełnia prawdziwą radością.

A potem miałam szczerą rozmowę z mężem nt jego nie radzenia sobie ze złością. Ja do niego: ,,no, jest jak tsunami", a on:,, nie, raczej jak lawina. Spadają kolejne warstwy śniegu, jedna na drugą, aż w końcu wszystko nie wytrzymuje i leci w dół"
Powiedział, że musi działać i Bóg sam nic za niego nie zrobi, że pewnie musi brać jakieś lekarstwa, a jeśli znajdzie się jakieś rozwiązanie, to zrobi wszystko, żeby jego ojciec tez spróbował.


No, ale potem była jeszcze jedna sytuacja. Z piwem. Mąż kupił piwo, potem drugie. Od jakiegoś czasu codziennie wypija po tyle, żeby być w stanie lekkiego ,,rauszu". I nie wiem jak z nim rozmawiać w tym temacie. Coś mnie skręca w środku, gdy to widzę.

Nie mogę się powstrzymać od komentarzy. Czy to z troski o jego zdrowie? Chciałabym w to wierzyć... Chciałabym, żeby nie pił tyle, żeby mógł trzeźwo patrzeć na świat, trzeźwo żyć. Życie w podchmielonym stanie wydaje mi się czymś nieprawdziwym, nierealnym. Niby jest, ale tak naprawdę tylko po to, żeby ugasić jakiś wewnętrzny ból, żeby zapomnieć o nudzie, nie wiem sama...
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-16, 12:24   

Nancy, może zasugeruj mężowi, zeby "usuwał śnieg" po każdym kolejnym opadzie, zamiast czekać, aż się nazbiera tyle, ze wystarcz na lawinę. Są bezpieczne sposoby wyrażania i rozładowywania złości. Jak to się nei będzie tak kumulować, to powinna się atmosfera w domu poprawić.


A co do alkoholu - rozumiem, ze trudno ci na to patrzeć. Ale nie jest w twojej mocy nic z tym zrobić. Możesz albo postawić granicę i jej bronić (w ciut skrajnej wersji "jesteś ze mną, to nie pijesz, inaczej odchodzę") albo po prostu nauczyć się z tym żyć.
Mogłabyś też próbować rozmawiać z mężem,a le zupełnie realnie patrząc, raczej nie przyniesie to żadnych efektów, a może przynieść skutek taki, że mąż pójdzie jeszcze bardziej w negację problemu. JEśli mogę coś zasugerować, to jeżeli w ogóle chcesz o tym z mężem rozmawiac, to mów tylko o swoich uczuciach i obawach, a staraj się nie wywierać nacisku.

Reszta już zależy od męża i jego gotowości żeby się zmierzyć z problemem i ze światem na trzeźwo. Im bardziej ty sie będziesz w to angażować, tym bardziej będzie to niszczyć ciebie.
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-16, 14:17   

Problem w tym, że on właśnie chyba nie potrafi samodzielnie odmieść tego śniegu... To jest chyba temat do przepracowania z kimś mądrzejszym do nas ;-)

Co do alkoholu, to ciężka sprawa jest z tym wszystkim, bo niby nie ma z tym wielkich problemów, choć kilka razy, zwłaszcza w towarzystwie kolegów, mąż naprawdę przesadził. Na co dzień to jest właśnie kilka piw, ale mnie i tak to niepokoi, że niemal codziennie, że puszka staje się powoli jakby jego atrybutem... Myślę sobie, że może się skupię na modlitwie za niego, potem może uda nam się wspólnie wybrać na jakieś rekolekcje lub terapię. Coś może ruszy, a wieczorne piwa być może nie będą już tak atrakcyjne?

I jeszcze jedno: takie uczucie mnie dopada ostatnio, że nie bardzo lubię męża. Choć w pierwszym momencie, kiedy przeczytałam tekst broszurki (przytaczałam już jej słowa na początku tego wątku) uwierzyłam w to, jakim widzi go Bóg, teraz jest mi coraz ciężej. Widzę realną postawę i zachowania i po prostu tracę nadzieję, że cokolwiek może się w nim zmienić.

Nie wiem poza tym nawet jakie są moje własne intencje. Czy naprawdę oddaję wszystko w ręce Boga? Czasem sobie myślę, że to gra niewarta świeczki. Boję się tego poczucia rezygnacji, tak bardzo nie chcę znów zamieść problemu pod dywan (mówiąc sobie np: inni mają gorzej) i żyć jak dawniej. Ale ciężko mi z tym wszystkim, bardzo ciężko.

Chciałabym widzieć jasno, że mojego męża kocha Bóg. Zaniechać krytyki. Spojrzeć na niego z miłością. I chyba jeszcze nie potrafię.

Nie wiem czy to przyjdzie i kiedy :-?
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-16, 14:34   

Nancy, trochę twój problem jest w tym, że próbujesz zanegować swoje uczucia, jakie wywołuje w tobie mąż. a te uczucia są BARDZO WAŻNE! One nie są po nic. Nie są tak po prostu. One są po coś. WSZYSTKIE. Daj sobie prawo nawet odczuwać niechęć do męża - ta niechęć ne bierze się z niczego. Ale nie jest też spowodowana tlyko i wyłącznie tym, co robi albo czego nie robi mąż - jest też spowodowana twoim wewnętrznym stanem. Tym, co w TOBIE siedzi. Uczucia mogą ci pomóc zobaczyć, co ty masz w środku. Troszkę zostaw męża w spokoju i skup się bardziej na sobie, szczególnie, jak się u ciebie pojawiają uczucia, których nie chcesz albo nei rozumiesz. Jak im się pryjrzysz i jeszcze to omodlisz, to mozesz dojść do zaskakujących wniosków. Pozwól się Bogu tam poprowadzić...

A jeszcze co d tej złosci męża - wygląa na to, ze ten problem on zauważa i uznaje za rzeczywisty problem. Może warto temat podejmować i nie tylko na własną rękę? Przy rozmowie o tym, wskazuj na wasze wspólne cele, wspólne pragnienia - to może wzmóc jego motywację. Tylko uważaj, zeby nie przypisywać mu swoich....
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-16, 14:58   

Nancy napisał/a:
Co do alkoholu, to ciężka sprawa jest z tym wszystkim, bo niby nie ma z tym wielkich problemów, choć kilka razy, zwłaszcza w towarzystwie kolegów, mąż naprawdę przesadził. Na co dzień to jest właśnie kilka piw, ale mnie i tak to niepokoi, że niemal codziennie, że puszka staje się powoli jakby jego atrybutem...


Nancy
Według niektórych Twój mąż może być już zaliczony do alkoholików, bo nie tyle ilość się liczy, ile częstość picia i nieumiejętność rezygnacji z picia.
Zobacz, co podkreśliłem w Twojej wypowiedzi. Niepokoi Cię coś, co niby nie jest problemem. Jest i Ty to czujesz, tylko chyba wypierasz ze swojej świadomości. Czy nie czas na pomoc fachowców? jakiś Al-Anon? (http://www.al-anon.org.pl/)
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-17, 14:55   

tiliana napisał/a:
Uczucia mogą ci pomóc zobaczyć, co ty masz w środku. Troszkę zostaw męża w spokoju i skup się bardziej na sobie, szczególnie, jak się u ciebie pojawiają uczucia, których nie chcesz albo nei rozumiesz. Jak im się pryjrzysz i jeszcze to omodlisz, to mozesz dojść do zaskakujących wniosków. Pozwól się Bogu tam poprowadzić...


Dzięki, tiliana, spróbuję na pewno :-D Jak tylko dostanę odpowiedź, podzielę się na pewno :-D

tiliana napisał/a:
A jeszcze co d tej złosci męża - wygląa na to, ze ten problem on zauważa i uznaje za rzeczywisty problem.


Czasem znów jakoś tak wszystko ,,zakręci" po akcji kierowanej złością, że ja się czuję jakbym się czepiała nie wiadomo o co. Mówi np: ,,No wyobraź sobie jak inni by się zachowali w tej sytuacji, czy nie straciliby cierpliwości..." Twierdzi, że ja jestem trochę takim naiwniakiem, który nie potrafi walczyć o swoje, któremu brak asertywności... To jego zdanie dotyczy sytuacji, kiedy jego złość wywołują inni...

Ech, trudne to wszystko... Bo kiedy mój mąż wkurza się na innych, to rzuca wobec nich niewyszukanymi epitetami ile wlezie. Ja wówczas często nie wytrzymuję i mówię: ,,bez chamstwa, bez rasismu, miej szacunek dla każdego", na co on odpowiada, że zawsze staję w ich obronie, a jeszcze nigdy nie zdarzyło się, bym broniła jego zdania...

Trochę się w tym wszystkim gubię, bo moim celem nie jest stawanie z innymi postronnymi ludźmi przeciwko mężowi. Z drugiej strony nie mogę znieść tego poniżającego traktowania kogokolwiek. Czy powinnam milczeć? Czy to normalne takie manipulowanie mną z jego strony? Mam nadzieję, że już wkrótce podejmiemy w tej sprawie jakieś sensowne kroki, bo po prostu zmęczona już jestem takim życiem... :-(
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-17, 14:58   

Jacku- dziękuję bardzo za Twoje wypowiedzi i za KONRET w nich zawarty. Wiem, że trzeba COŚ z tym zrobić. Póki co jest to prawie nierealne, bo jesteśmy daleko od Polski, ale obiecuję, że tego tak nie zostawię, jak się tam tylko znajdziemy...

Poza tym dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i najprawdopodobniej w tę niedzielę uda nam się byc na mszy :mrgreen: I jeszcze się wyspowiadać, oraz pogadać z polskimi misjonarzami :mrgreen:
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-17, 15:05   

Nancy, zamiast wymagać od męża szacunku do innych, zacznij wymagać szacunku do siebie. Jeżeli to ci się uda, to już to będzie ogromnym zwycięstwem. Tylko zachowaj równowagę i mężowi okazuj identyczny szacunek. Łącznie z daniem mu prawa do tego, żeby myślał co chce - nie chciałabyś chyba, zeby ktoś ci dyktował co masz myśleć i czuć?
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-17, 17:43   

Nancy napisał/a:
Ech, trudne to wszystko... Bo kiedy mój mąż wkurza się na innych, to rzuca wobec nich niewyszukanymi epitetami ile wlezie. Ja wówczas często nie wytrzymuję i mówię: ,,bez chamstwa, bez rasismu, miej szacunek dla każdego", na co on odpowiada, że zawsze staję w ich obronie, a jeszcze nigdy nie zdarzyło się, bym broniła jego zdania...

Trochę się w tym wszystkim gubię, bo moim celem nie jest stawanie z innymi postronnymi ludźmi przeciwko mężowi. Z drugiej strony nie mogę znieść tego poniżającego traktowania kogokolwiek. Czy powinnam milczeć? Czy to normalne takie manipulowanie mną z jego strony? Mam nadzieję, że już wkrótce podejmiemy w tej sprawie jakieś sensowne kroki, bo po prostu zmęczona już jestem takim życiem... :-(


Popieram bardzo to, co napisała tiliana. A odnośnie tego co powyżej - postaraj się pracować nad spójnością przekazu, że popierasz zdanie Twojego męża (np. tak, Ci ludzie zrobili źle, uważam tak samo jak ty.....), ale nie zgadzasz się na to, jak reaguje mąż w Twojej obecności (....ale nie zgadzam się abyś w mojej obecności rzucał bluzgami.... )
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-18, 18:56   

Witajcie :mrgreen:

Kilka myśli, bo to, co się dzieje w moim życiu, ciężko tak złożyć w sensowną całość...

Najpierw dzisiejsze czytania, Ewangelia, którą przecież dobrze już znałam i potem jedno zdanie, które cały dzień dźwięczało mi w uszach:

,,Szukajcie wpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości"

Nie bez znaczenia był fakt, że znam piosenkę o tej treści, więc po prostu cały dzień dzwoniła mi w uszach.
I co? No i nie za bardzo coś, przynajmniej dopóki dzień się już prawie nie skończył.
Myślałam sobie: jak to ,,szukajcie?"? Gdzie szukać? Byłam w górach, pogoda była jak marzenie, więc spacerowałam tu i tam i posłusznie....szukałam.

Co znaczy to królestwo? Skoro królestwo, no to król. I poddani.

Czy mam go szukać, czy też ,,starać się o nie" jakby...samodzielnie. Starać się, żeby świat wyglądał tak jak Boże królestwo, czyli sama go takim czynić. Wiecie, czasem przecież słowa Pisma Świętego są nieco inaczej tłumaczone, a ja nie mam dużej wiedzy na ich temat.

Więc cały dzień tak sobie szukałam, bezowocnie, chciałoby się powiedzieć...

Poza tym schodziłam na utarte drogi. W relacji z mężem wszystkie moje postanowienia wzięły w łeb. Irytowało mnie dziecko. Wszystko stawało się trochę jakieś takie..rozmyte. Ogarnęła mnie pokusa kupienia wina i lekkiego ,,utopienia" w nim mojego stanu. I wtedy sobie pomyślałam: ,,zaraz, zaraz. O co w tym wszystkim chodzi?"

Mieliście rację komentując, abym dała mężowi prawo do myślenia po swojemu. No pewnie! Ale jakoś tak sercem nie potrafiłam tego zrozumieć. Znów się odezwały we mnie jakieś stare rany, przyzwyczajenia, obronne zachowania. Niby się z Wami zgadzałam, ale coś mi we wnętrzu mówiło: ,,Ma myśleć po MOJEMU, bo tak jest dla niego najlepiej..."

No i kilka razy o mało co nie wprowadziłam tejże zasady w czyny, ale...gryzłam się w język. Nie dosłownie, lecz po prostu czując że słowa krytyki podchodzą mi pod gardło, połykałam je o mało się nie dławiąc :-P Początek zdania już widział światło dzienne: ,,A tak w ogóle to..." I tu kończyłam. :lol:

Wieczorem, a właściwie wczesną już nocą, usiedliśmy z mężem przed yt ( jutro znów nie będę mieć dostępu do niego przez kilka tygodni) i puściliśmy sobie taki cykl kazań o. A. Szustaka. Mąż przy piwie, więc ledwo co mogłam obok niego usiedzieć. Nie wiem czemu mnie tak kłuje to jego picie. Może dlatego, że we mnie samej też to siedzi? :-|

Słuchaliśmy trzech części, a to jest ostatnia:

https://www.youtube.com/w...Ic#t=691.890268

Z całego serca Was zachęcam, posłuchajcie :mrgreen:

Tu jest od początku (tzn jakby całe rekolekcje się zaczynają):

https://www.youtube.com/w...J3acsr2X0rIKFIc

No więc wiem już jak szukać, gdzie szukać. Co robić. Uwielbiać Boga WE WSZYSTKIM. To takie podsumowanie zaledwie, najlepiej przesłuchać całość, to będzie wiadomo o co chodzi :lol:

A już rzeczywiście zaczynałam myśleć tak: no to jutro spowiedź, potem w Polsce może rekolekcje, może jakaś wspólnota, terapia i wtedy dopiero wyruszę w drogę. Będę inna, lepsza. Zmieni się moje życie, bo zmienią się okoliczności.

A tu tymczasem GUZIK :lol: Pan Jezus chce mnie uzdrowić JUŻ TERAZ!!! Chce, bym uwierzyła w CUDA zanim one się staną. W CUD uzdrowienia mojego małżeństwa, w cud pojednania między mną a mężem, w cud niepicia. Nie przeszkadza mu, że jestem daleko od kraju i że właściwie mam okazję być na mszy świętej raz na trzy miesiące. Że do spowiedzi byłam jeszcze przed Wielkanocą. Że nie radzę sobie ze złością i że tak podle czasem traktuję moich najbliższych. Że nie wychodzi mi to, co sobie postanawiam i że bez ustanku próbuję pisać w życiu swoje własne scenariusze...

On chce tylko, abym UWIERZYŁA. To nie jest dla mnie oczywiste takie, lecz już powoli zaczyna do mnie docierać z jak NIESAMOWITYM BOGIEM mam do czynienia :-D

Teraz przede mną kilka dni (tygodni?) bez internetu pewnie, więc chciałam się podzielić na bieżąco. Tak wiele jeszcze musi się rozjaśnić we mnie, tak wiele do zrozumienia, ot choćby zrozumienie istoty sakramentu spowiedzi ( no bo jeśli to nie ulepszanie siebie, żeby Pan Bóg jakoś bardziej mnie chciał u siebie, to nie umiem póki co inaczej na to patrzeć...ale pewnie się dowiem jak można :lol: )

Jestem wielką szczęściarą. Pozdrawiam Was o pierwszej w nocy mojego czasu 8-)
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-18, 22:47   

Witaj Nancy

ja na początku drogi nawrócenia dostawałam to samo słowo wielokrotnie

"Królestwo Boże jest wśród Was"

wreszcie po ok 2 tyg doszło do mnie, że ono jest miedzy nami, a zaczyna się w moim i twoim sercu, gdy zaufamy Bogu, uwierzymy wbrew ludzkiej logice. Nadzieja (chrześcijańska) wbrew nadziei (ludzkiej - tej co jest matką głupich)

Pogody Ducha
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-21, 02:16   

Mirakulum napisał/a:

ja na początku drogi nawrócenia dostawałam to samo słowo wielokrotnie

"Królestwo Boże jest wśród Was"

wreszcie po ok 2 tyg doszło do mnie, że ono jest miedzy nami, a zaczyna się w moim i twoim sercu, gdy zaufamy Bogu, uwierzymy wbrew ludzkiej logice. Nadzieja (chrześcijańska) wbrew nadziei (ludzkiej - tej co jest matką głupich)


Ksiądz podczas ostatniej spowiedzi w niedzieli powiedział do mnie łamaną angielszczyzną ( i ja też mówiłam do niego łamaną, a co!): ,, Pamiętaj, żebyś to Ty sama była Sakramentem, codziennie, wtedy nawet gdy ci będzie smutno, że nie byłaś w stanie iść na mszę, przystąpić do Komunii, albo iść do spowiedzi, to pamiętaj, że w tobie samej też się może mieć miejsce Sakrament".

No a dziś taki psalm:

,,Bóg swoje miasto umacnia na wieki" ;-)

To, o co teraz się modlę, to większa wiara... Bardzo mi jej brakuje. Wciąż się boję co takiego Pan Bóg mi odbierze, kiedy podążę już na całego Jego ścieżką...

W niedzielę jedliśmy wspólny obiad z polskimi misjonarzami ( świeckimi) i przed obiadem oni zainicjowali modlitwę, którą zaczęli słowami: ,,Tato!", potem, tuż przed naszym wyjściem położyli na nas ręce i pomodlili się za nas. Choć kiedyś dawno temu również modliłam się w ten sposób, teraz było mi jakoś nieswojo. A żeby modlić się słowem ,,tato" d o Boga, to już w ogóle! :-D

W ogóle wstyd mi jakoś modlić się tak otwarcie w obecności męża. Owszem, modlimy się, ale bardziej po dziecięcemu, tzn podstawowe modlitwy plus ,,dziękuję za....proszę o...przepraszam za..." ze względu na naszego syna. A sami, we dwójkę, nie bardzo... Mąż też czyta Słowo Boże z telefonu ostatnio, ale o jego treści nie jesteśmy jeszcze chyba w stanie rozmawiać...

Takie otwarte mówienie o Bogu, o Jezusie, jeszcze mnie czasem...razi. Nie wiem jak to wytłumaczyć...

Dlatego modlę się o wiarę, bo gdybym ją miała, to i wątpliwości pewno byłyby mniejsze :-D :-D

Ostatnio mąż wyznał mi coś, co zrobił, a co godzi w małżeńską wierność. Nie chcę podawać szczegółów, w każdym razie wyznał mi to po spowiedzi, a jeśli zrobiłby to wcześniej (tzn przed moją małą rewolucją w myśleniu), to na pewno łatwo bym nie wybaczyła...

A teraz? Jasne, że zabolało. I powiedziałam mu o tym. Ale tez wiedziałam, że kilka godzin wcześniej Jezus wybaczył mu w konfesjonale. No to co, ja miałam nie wybaczyć??? Powiedziałam, że ma szczęście, bo stanął między nim a mną Pan Bóg i ja nie mogę teraz nie wybaczyć. A cały smutek i zranienie- bo tez trochę ich było- oddałam Jezusowi. Dotarło do mnie, że On wziął je na swój krzyż, tak jakoś realnie to sobie wyobraziłam.

Już po kilku godzinach była okazja, żeby wypomnieć ( i oczywiście błyskotliwe argumenty mi ktoś w głowie poukładał), ale... postanowiłam NIGDY to tego nie wracać. Mam nadzieję, że się uda :-D

Wczoraj Ewangelia o belce w oku...Dużo by tu mówić. To dokładnie ja- z tym wyciąganiem cudzych drzazg. Zwłaszcza, jeśli chodzi o męża, potem w kolejności jest syn, a potem- cała reszta świata :-D Boże mój, naucz mnie pokory!

A dziś: ,,Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! "

To dociera do mnie szczególnie, więc pewnie cały dzień taka będzie dziś moja lekcja :-D Ojojoj, już się boję utarcia znów swojego nosa... Ale mam nadzieję, że się czegoś nauczę :-D

Z Panem Bogiem, kochani!
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-21, 15:29   

Cytat:
To, o co teraz się modlę, to większa wiara... Bardzo mi jej brakuje. Wciąż się boję co takiego Pan Bóg mi odbierze, kiedy podążę już na całego Jego ścieżką...


Sęk w tym, że właśnie powinnaś chcieć MU WSZYSTKO ODDAĆ, a nie martwić się tym, co On Ci odbierze :-D
Bóg patrzy nie tyle na to, co Mu dajesz, ile raczej na to, co zatrzymujesz dla siebie i czego nie chcesz Mu oddać. ;-)
Należy więc diametralnie zmienić swoje myślenie. :-D
 
 
Nancy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-25, 20:10   

Metanoja1 napisał/a:

Bóg patrzy nie tyle na to, co Mu dajesz, ile raczej na to, co zatrzymujesz dla siebie i czego nie chcesz Mu oddać. ;-)
Należy więc diametralnie zmienić swoje myślenie. :-D


Metanoja, nie tak dawno zaśpiewaliśmy z synem ( bo on jest typ nucący po mnie, więc często coś razem śpiewamy) Arkę Noego i ,,święty kocha Boga, życia mu nie szkoda"

Potem został mi w głowie ten drugi cytat. Wiem, że banalny, ale czasem i w taki sposób coś do mnie przemawia ( a piosenki Arki w bardzo dużym stopniu, naprawdę :mrgreen: )

Jak to ,,nie szkoda życia"? Może napisali (i zaśpiewali) tak, bo się im akurat rymowało? Jednak ja właśnie widzę w tym coś głębszego- tzn. nie żałowanie tego, kim by się mogło niby być nie oddając kierowania Bogu. Ostatnio znów się na tym złapałam- największe moje talenty Bóg chce mi zabrać. Ale kiedy się im przyjrzałam, okazało się, że to tylko sprytnie zakamuflowana pycha, że na pewnych sprawach znam się przecież najlepiej w świecie. I bynajmniej nie chodziło tu o żadne talenty.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4