Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
problem z alkoholem...
Autor Wiadomość
LucyN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 00:00   problem z alkoholem...

Witam,
Jestem na forum od jakiegoś czasu, ale nie przedstawiłam się jeszcze. Zbieram się w sobie już od jakiegoś czasu, żeby napisać i poprosić o radę, bo sama nie wiem, co robić. Postaram się napisać tak, żeby nie podawać wielu szczegółów.

Jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat. Mamy dziecko w wieku przedszkolnym, mieszkamy sami. Nie mieszkaliśmy razem przed ślubem. Uważam, że mąż ma bardzo poważny problem z alkoholem, ale niestety, mąż uważa inaczej...

Pije praktycznie od początku, od ślubu. Kiedy teraz o tym myślę, to przed ślubem może i były jakieś sygnały, że coś jest nie tak z jego piciem, ale nie było to wszystko dość wyraźne dla mnie. Poznaliśmy się na spotkaniach grupy młodzieżowej działającej przy parafii. Byliśmy razem ok. pięć lat razem przed ślubem.

Mąż pije codziennie, głównie piwo, ale zawsze ok. 3-4 puszek. Od dłuższego czasu coraz częściej sięga po inne alkohole: nalewki, whisky, wódka (pije je do piwa, nie oprócz piwa). Może raz na dwa tygodnie zdarza się dzień, kiedy nie wypije nic. Często wypije 2 piwa, ale to przeważnie jest mało, więc późnym wieczorem wychodzi po kolejne trunki. Pije sam, w domu, nie ma zbyt wielu kolegów, a na pewno nie takich od kufla czy kieliszka.

On uważa, że przecież może sobie wypić, a nienormalna jestem, wg niego, ja. Uzasadnia to tym, że mój ojciec ma problem z alkoholem. Ojciec zaczął pić kilkanaście lat temu, kiedy byłam w wieku dojrzewania. Wiem, że mam w sobie wiele z DDA... I dlatego mąż cały czas mi wmawia, że jestem przewrażliwiona, że przesadzam... A ja mu mówię o nim, nie o moim ojcu. I podaję przykłady z naszego życia, nie moich rodziców.

Niestety, nie dociera do niego NIC. Zmienił się bardzo od dnia ślubu, jest grubiański, chamski wręcz... Nie stosuje przemocy fizycznej, ale wyzwiska, przekleństwa wobec mnie są niemalże na co dzień. Na zewnątrz to całkiem fajna z nas rodzinka, znajomi nawet się nie domyślają, jak wygląda nasza codzienność. Nie mam dokąd pójść, nie mam gdzie się wyprowadzić. Pracujemy oboje. Ja moją pracę wykonuję w domu i poza domem, pracuję najczęściej wieczorem, kiedy dziecko zaśnie, i wtedy małżonek imprezuje, ale przy dziecku również często bywa nietrzeźwy. Nie chcę nawet podawać przykładów jego zachowania wobec dziecka, kiedy jest pijany...

Nie ma nikogo, kto miałby na niego wpływ, nic sobie z nikogo nie robi. Groźby i prośby nie pomagają (co najwyżej na jeden dzień, a i tak nie zawsze). Co ja robię źle? Nie wiem. Pracuję, ogarniam dom, robię zakupy, przygotowuję posiłki, zajmuję się dzieckiem. Myślałam o jakiejś terapii dla współuzależnionych, ale pewnym problemem jest dla mnie zorganizowanie opieki dla dziecka, a na męża nie mogę liczyć. Dużo czytam o tej chorobie, modlę się. W zeszłym roku odmówiłam całą nowennę pompejańską za męża.

Boję się każdego dnia, każdego wieczoru, bo nie mam żadnego poczucia bezpieczeństwa, nie wiem, co przyniesie następny dzień. Nie mam czasu dla siebie, chyba, że kosztem snu... Nawet tu na forum nie wchodzę codziennie. Chcę, żeby nasze dziecko miało oboje rodziców, ale nie mam już siły tego ciągnąć, bo mam wrażenie, że tylko mnie zależy na tym małżeństwie i rodzinie. Dodam, że mąż ma problemy zdrowotne, ale nie leczy się, też nic sobie z tego nie robi. I śmieje się ze mnie, jak mnie widzi z różańcem w ręku... Właściwie ze sobą nie rozmawiamy (oprócz tego, co naprawdę konieczne), choć ja próbuję czasem nawiązać rozmowę, z jego strony tego nie dostrzegam. Proszę, doradźcie, co robić?
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 07:55   

LucyN, witaj na forum :-)
Przede wszystkim proszę Cię, abyś tu nie podawała zbyt wielu szczegółów, po których można by rozpoznać w realu Ciebie i Twoją rodzinę; internet nie jest anonimowy, wbrew pozorom.

LucyN napisał/a:
Proszę, doradźcie, co robić?

Poczytaj materiały dostępne u nas na forum, posłuchaj rekolekcji, konferencji. Znajdź koniecznie grupę wsparcia w realu - kogoś z kim mogłabyć porozmawiać o każdej porze, może czasem bezpiecznie zostawić dziecko. Warto znaleźć Ognisko Sychar w okolicy http://sychar.org/ogniska/ oraz grupę Al-Anon, terapia dla współuzależnionych - jak najbardziej. Może 12 Kroków?, tu można zapisać się na internetowe: http://www.kryzys.org/vie...p=555310#555310
Lucy, do Ciebie należy teraz nauczenie się, jak kochać męża twardą=mądrą miłością. W ten sposób podwyższasz mu dno, i w ten sposób jest szansa, że widząc konsekwencje swojego postępowania spróbuje wyjść z nałogu. Gwarancji na to oczywiście nie ma, za to na 100%, jeśli nie zaczniesz zmieniać się Ty, to sytuacja będzie się tylko pogarszać.
 
 
Mrówka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 08:23   

Witaj Lucy :)
Nirwanna napisał/a:
jeśli nie zaczniesz zmieniać się Ty

Choć może się wydawać to dziwne ale tu jest cała prawda zapisana.
Mój mąż ma inne nałogi ale dopóki nie zrozumiałam tego nie było mowy o jakiejkolwiek poprawie.

Polecam Al-anon koniecznie i cała literaturę na ich stronie zapisaną.
Polecam ' miłośc to wybór' i 'zagrożenie alkoholem, chronieni miłością' - takie książki.

LucyN napisał/a:
Wiem, że mam w sobie wiele z DDA

Z tym musisz zrobić porządek - Jacek tutaj czesto poleca książkę - Rozwinąc skrzydła - jest dostępna w internecie. Ale ksiązka to tylko przystawka - koniecznie terapia - zoabcz czy np Karan nie działa w Twojej okolicy. Nie izoluje się - zacznij mówić o swoim problemie, zacznij wychodzić do ludzi.

LucyN napisał/a:
Pracuję, ogarniam dom, robię zakupy, przygotowuję posiłki, zajmuję się dzieckiem.

Zastanów się czy nie robisz za dużo rzeczy za męża- nie możesz go zwalniać z jego obowiązków.

LucyN napisał/a:
On uważa, że przecież może sobie wypić

LucyN napisał/a:
Niestety, nie dociera do niego NIC
LucyN napisał/a:
Nie ma nikogo, kto miałby na niego wpływ, nic sobie z nikogo nie robi. Groźby i prośby nie pomagają (co najwyżej na jeden dzień, a i tak nie zawsze). Co ja robię źle? Nie wiem.

Takie rzeczy nic nie dają, jeśli poważnie chcesz coś z tym zrobić to zacznij od własnej terapii, spotkań al-anon.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 09:57   

LucyN napisał/a:
On uważa, że przecież może sobie wypić, a nienormalna jestem, wg niego, ja. Uzasadnia to tym, że mój ojciec ma problem z alkoholem. Ojciec zaczął pić kilkanaście lat temu, kiedy byłam w wieku dojrzewania. Wiem, że mam w sobie wiele z DDA... I dlatego mąż cały czas mi wmawia, że jestem przewrażliwiona, że przesadzam... A ja mu mówię o nim, nie o moim ojcu. I podaję przykłady z naszego życia, nie moich rodziców.


Lucy, to co powyżej dziewczyny radzą weź sobie poważnie do serca i próbuj zastosować.

Odnośnie cytowanego fragmentu:
priorytet dla Ciebie to zaczać polegać TYLKO I WYŁĄCZNIE na swojej własnej trzeźwej ocenie sytuacji.

Niech oceny czlowieka regularnie odurzającego się alkoholem a tak jest w przypadku Twojego męża, nie wpłyną na tę Twoją ocenę.
Bardzo łatwo zostać zmanipulowaną, ogłupioną, czy obwinioną - uzależniony ma cały arsenał patologicznych zachowań służący temu by mógł wpływać na najbliższych gdyby ci w razie czego zechcieli mu przeszkodzić w beztroskim zatracaniu się.
Temu, m.in służy terapia dla współuzależnionych: by dostrzec te mechanizmy i nauczyć się korzystać z narzędzi jakie daje udział w terapi.

Lucy, czytam Ciebie i "widzę" mądrą, rozważną i wrażliwą kobietę ale jednocześnie jakąś taką cichutką, pokorniutką i trochę wycofaną.
Pewne zachowania męża, chociażby to, że nie zajmuje się dzieckiem (sugerujesz że nie możesz liczyć na męża w opiece nad dzieckiem) musiałaś przyjąć jako oczywiste skoro nie widzisz możliwości by to wyegzekwować.
Wygląda tak jakby od początku mąż przejął całkowitą władzę i tylko on decydował o tym jak wasze życie wygląda, a tak być nie powinno.

Zastanów się jak to się stało, że niemal od początku weszłaś w rolę podległej służki- istnieje element predysponujący Cię do wchodzenia w taką rolę. Być może DDA, być może coś innego.
Tak czy owak, wobec powyższego warto nad sobą popracować by odzyskać własną moc, której zostałaś przez męża pozbawiona.
Powinnaś nabrać mocy, stać się pewniejszą siebie inaczej trudno będzie zmierzyć się z tym co dolega Twojemu.
Zyczę Ci Lucy byś uwierzyła w siebie i podjęła się obrony swojej przestrzeni oraz godności- nikt inny prócz Ciebie dokonać tego nie może.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 12:31   

Witaj LucyN

Książka rozwinąć skrzydła jest tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
 
 
Bonaqua
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 12:47   

LucyN, przede wszystkim - nie możesz być z tym sama. Szukaj sojusznika - przyjaciółki/grupy wsparcia/terapii, gdzie możesz zwentylować swoje emocje, uczucia, gdzie uzyskasz poradę i wsparcie.

To jasne, że Twój mąż jest alkoholikiem, najprawdopodobniej nałóg zaczął się właśnie wtedy, to już budziło Twoje niepokoje, to nigdy nie jest przecież z dnia na dzień. Na uzależnienie się pracuje dłuższy czas.

Wypieranie się nałogu i bagatelizowanie, następnie próba zdyskredytowania osoby bliskiej, która protestuje - to typowe zachowania osoby uzależnionej.

Nie diagnozuj męża - po prostu musisz zdobyć sama narzędzia i sposoby do trzymania własnych granic i sposobów postępowania z mężem, w tym: budowanie psychicznej i emocjonalnej siły, bo będzie Ci ona potrzebna.

Na koniec Ci powiem, że musisz też zdjąć z siebie ciężar/odpowiedzialność/nadzieję na to, że jakimś swoim działaniem możesz spowodować, że przestanie pić.

Owszem, czasem pijak pod wpływem jakiegoś impulsu, straty, upadku decyduje się na leczenie i odstawienie alko, ale to zawsze jest decyzja pijaka. Myślenie więc, że od Ciebie coś zależy, to prosta droga do współuzależnienia. Nie jest Twoim zdaniem, wyleczyć męża z alkoholizmu. Twoim zadaniem jest ratować siebie i dziecko (w konsekwencji) rodzinę, przed zgubnym wpływem nałogu męża.

A jak?

To już każdy musi sam dojść do tego, bo najlepiej zna swoją sytuację, możliwości itd. Dlatego warto by było, gdybyś miała kogoś, kto by Cię wspierał i pomagał.

Musisz to zrobić nie tylko ze względu na siebie, ale i na dziecko.

Spójrz - miałaś ojca alkoholika i masz męża alkoholika - to nie jest przypadek. Jak zagłębisz się w temat (jest mnóstwo wykładów, lektur), to dowiesz się, że nie mogło być inaczej (rzadko bywa inaczej). Jeśli chcesz, by Twoje dziecko nie podzieliło Waszego losu - działaj.

Nie wiem, skąd jesteś - może udałoby się nam spotkać, poznać.

Pozdrawiam Cię, trzymaj się,

Karolina, żona niepijącego alkoholika
 
 
LucyN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-30, 21:38   

Bardzo Wam dziękuję!!! Czytam Wasze wypowiedzi już któryś raz z kolei i wiem, że macie rację… Pewnie gdyby ktoś przyszedł do mnie i powiedział mi, że jego bliski jest alkoholikiem, to powiedziałabym mu to samo, co powyżej Wy napisaliście mnie: że ma pomyśleć o sobie, że ma zająć się sobą, bo nie da się zmieniać świata, nie zacząwszy od siebie… Ale jak w tym się tkwi, kiedy jest się tego częścią, to naprawdę trudno coś zmienić…

Chyba w „Toksycznych rodzicach” Susan Forward przeczytałam kiedyś bardzo trafne porównanie: w rodzinie alkoholika jest jak w rodzinie, do której ktoś przyprowadził małego dinozaura (albo smoka – nie pamiętam, ale to nie jest istotne). Na początku, kiedy dinozaur jest mały, nie przeszkadza i nie zawadza nikomu, pałęta się trochę pod nogami i tyle. Ale dinozaur rośnie: z czasem jest tak duży, że zajmuje całe mieszkanie. Jednak wszyscy tak bardzo się przyzwyczaili, tak nauczyli się już, jak go obchodzić naokoło, gdzie stąpać, że nikt nic nie robi i wszyscy tak sobie żyją z rozrastającym się dinozaurem…

Wiem, że ja też tak postępuję: dokładnie wiem, gdzie mąż chowa alkohol, działam wg jego mechanizmów, wszystko podporządkowuję jemu… Wszystkie obowiązki w domu biorę na siebie, on nie robi nic, bo wszystko jest „babskie”. Jeśli ja mu nie wyprasuję koszuli, to pójdzie w pogniecionej (przecież sam żelazka do ręki nie weźmie!) i jeszcze powie, że to ja jestem ta zła, bo nie wyprasowałam… Ja nie choruję, bo najzwyczajniej w świecie „nie wolno” mi – kto się wtedy zajmie dzieckiem, domem? Wycofuję się, unikam znajomych, kontakty z rodziną też ograniczam, bo mąż nie przepada za moją rodziną, do swojej też go szczególnie nie ciągnie… Mogłabym tu podać więcej przykładów naszego codziennego życia…

Ta sytuacja mnie przerasta i przeraża jednocześnie tak, że jestem całkowicie bezsilna… Muszę coś z tym zrobić. Nasze dziecko nie jest już niemowlęciem – coraz więcej widzi, rozumie i pyta…

Już ściągnęłam „Rozwinąć skrzydła”. Postaram się z kimś porozmawiać, choć wiem, jak będzie to trudne… Nie wiem, czy uda mi się znaleźć grupę wsparcia, mieszkam w małej miejscowości. To, że mogłam się Wam tutaj wygadać, to mi już pomogło… Bardzo Was proszę o modlitwę i już teraz dziękuję!
 
 
Mrówka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-31, 08:24   

LucyN napisał/a:
Wycofuję się, unikam znajomych, kontakty z rodziną też ograniczam, bo mąż nie przepada za moją rodziną, do swojej też go szczególnie nie ciągnie…


Lucy - terapia dla DDA konieczna, ale zaraz po tym zajmij się tą częścią swojego życia. Ja tez tak robiłam, tez się izolowałam. To działa bardzo destruktywnie.

LucyN napisał/a:
mieszkam w małej miejscowości.

Może w okolicy jest jakieś al-anon?
http://www.al-anon.org.pl/region-dolno-l-ski.html - u góry jest pozycja - spis grup - tam możesz zobaczyć czy ktoś jest blisko Ciebie.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-31, 10:04   

LucyN napisał/a:
Wiem, że ja też tak postępuję: dokładnie wiem, gdzie mąż chowa alkohol, działam wg jego mechanizmów, wszystko podporządkowuję jemu…


Lucy, pilnie potrzebujesz wsparcia, pomocy innych, jak widać bez tego się nie obejdziesz.

LucyN napisał/a:
Jeśli ja mu nie wyprasuję koszuli, to pójdzie w pogniecionej (przecież sam żelazka do ręki nie weźmie!) i jeszcze powie, że to ja jestem ta zła, bo nie wyprasowałam…


Na początek zrób mały kroczek, spróbuj ograniczyć wachlarz zależności, np. kiedyś odmów wyprasowania koszuli.
Niech mąż idzie w pogniecionej. To jego wizerunek, za który Ty nie odpowiadasz.
I nie powinno Cię obchodzić co on na to powie.
To w ramach treningu i uniezależnienia się od opini męża.

Rzecz w tym czy Ty naprawdę chcesz zmian?
Pozostając w tych samych schematach nic się nie zmieni, chyba masz tego świadomość.
Czytając co piszesz odnoszę wrażenie że masz szczególne predyspozycje ma wejście na stałe w męczeńską rolę, rolę ofiary.

I tutaj kluczową rolę w tym procesie nie odgrywa aż tak uzależniony i jego gierki ale właśnie zespół cech Twoich osobistych, predysponujących Cię do wchodzenia w swoją rolę i utwierdzania siebie samej że jesteś bezradna a Twój przypadek wyjątkowy.

Lucy, na początek spróbuj także rozpoznać kiedy sama przed sobą tworzysz wymówki i zauważ w jaki sposób te kreowane przez Ciebie wymówki powstrzymują Cię przed właściwym działaniem.

Problem w dużej części leży po Twojej stronie. I z tego faktu powinnaś zdać sobie sprawę ....inaczej będziesz całe życie opowiadała jak to Twój mąż żyje na Twój "koszt".
Lucy, czas ruszyć do przodu :-)
 
 
LucyN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-05, 00:06   

W przyszłym tygodniu wybieram się na spotkanie do ośrodka, gdzie prawdopodobnie powstanie grupa wparcia dla bliskich osób uzależnionych od alkoholu. W końcu udało mi się dodzwonić tam, gdzie trzeba - wciąż mnie odsyłano od Annasza do Kajfasza i podawano kolejne numery, gdzie mam dzwonić i pytać... Aż miła pani zaprosiła mnie na rozmowę, a ja się poryczałam i tylko podziękowałam i powiedziałam "Do widzenia"... W strasznym jestem dzisiaj dołku, mąż jest któryś dzień z kolei pijany non stop... Nie wiem, co mówić dziecku - nie mam już sił udawać przed nim albo w pracy... Chciałabym mieć choćby minimalne poczucie bezpieczeństwa na co dzień... Wiedzieć, że mogę wrócić z pracy i będzie dobrze, że ten dzień i wieczór będą w porządku. Poważnie zastanawiam się nad wyprowadzką, bo tak nie może być dalej, a jest coraz gorzej...
 
 
Mrówka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-05, 13:27   

LucyN napisał/a:
W przyszłym tygodniu wybieram się na spotkanie do ośrodka, gdzie prawdopodobnie powstanie grupa wparcia dla bliskich osób uzależnionych od alkoholu

Dobry krok - zrób wszystko by dotrzeć na spotkanie :)

LucyN napisał/a:
nie mam już sił udawać przed nim albo w pracy...

O to Lucy chodzi żeby już nie udawać, nie ukrywać, nie izolować się - przyznać się całemu światu, ze jest w domu ten dinozaur - to jest krok do wolności Twojej, do wyjścia ze współuzależnienia.

LucyN napisał/a:
Chciałabym mieć choćby minimalne poczucie bezpieczeństwa na co dzień... Wiedzieć, że mogę wrócić z pracy i będzie dobrze, że ten dzień i wieczór będą w porządku.


Tutaj to już jest różnie - jedni sobie dobrze radzą stawiając granice i potrafią tak mieszkać, inni muszą się wyprowadzić. ALe najważniejsze jest to, że to Ty musisz zadbać o swoje poczucie bezpieczeństwa i o swoje samopoczucie, to do CIEBIE (nie od męża) ma zależeć jak będą wyglądać Twoje wieczory. Musisz wzrastać w tym, aby nałóg męża miał jak najmniejszy wpływ na Ciebie nie w skutek zmieniania męża, ale w skutek pracy nad sobą - to jest możliwe. Musisz wziąć swoje życie w swoje ręce.

Jeśli zaczniesz uczęszczać na spotkania grupy będziecie tam mogli omawiać konkretne sytuacje i konkretne reakcje na nie, zobaczysz jak inni sobie radzą w takich układach.
Nie bój się rozmawiać :)

Czytałaś może 'granice w relacjach małżeńskich'?
 
 
Samoa
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-12, 23:16   

Lucy jakbym o swoim mężu czytała wszystko to samo te same zachowania ta wrogość nienawiść wręcz, odrzucenie. Ja mam trochę starsze dzieci pomimo że szukałam juz wcześniej pomocy to nie udawało mi się znaleźć dobrej terapii. Od czwartku trafiłam na doświadczonego terapeute i wierzę że pomoże mi ta terapia.
Lucy napisz co u Ciebie, proszę.
 
 
LucyN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-20, 23:17   

Witam. Czytam forum prawie codziennie, ale mało się udzielam, przyznam, że nie zawsze nadążam za Waszymi dyskusjami… ale znajduję w Waszych wypowiedziach wiele wsparcia, nawet, jeśli dotyczą innych osób.

U mnie jest nadal ciężko – tzn. u męża nie poprawia się nic, nadal pije… Naprawdę staram się szukać pomocy, bo nie daję już rady… Miesiąc temu rozmawiałam z terapeutką i jutro znów się do niej wybieram (ze względów zawodowych nie mogę częściej). Na poniedziałek jestem też umówiona z siostrą zakonną – psychologiem. Rozmawiałam również z moim proboszczem. Dużo poczytałam i czytam o alkoholizmie i współuzależnieniu.

Ze względu na sytuację w naszym domu podjęłam decyzję o wyprowadzce. Nie widzę na razie innej możliwości skłonienia mojego męża do podjęcia leczenia. W jego przebłyskach trzeźwości, jeśli już w ogóle zgodzi się rozmawiać, widzę, że on dostrzega swój problem, ale uparcie twierdzi, że poradzi sobie sam… potem jest spokój na 1-2 dni i znów wpada w ciąg… Jest agresywny (stłukł szybę w meblościance), słyszę od niego przekleństwa pod moim adresem (również w obecności dziecka), zdarzają się złośliwości pod adresem dziecka. Ponadto dochodzi do sytuacji, kiedy zasypia niemalże nago w łazience, w nocy – co ja powiem dziecku, kiedy się obudzi za potrzebą? A dobudzić męża nie można… Średnio dwa razy w tygodniu, kiedy wracam z pracy ok. 14:00, mąż jest już pijany…

Boję się codziennie wracać do domu. W pracy niemalże bez przerwy myślę o tym, co będzie po moim powrocie, co zastanę… Ten strach mnie paraliżuje, sprawia, że nie mogę normalnie funkcjonować, mam problemy ze skupieniem się, jestem bardzo nerwowa, wiem, że nie wywiązuję się z obowiązków w pracy tak, jak dawniej… Ponadto o byle co krzyczę po dziecku, kiedy mąż pijany śpi popołudniu, to cały czas upominam go, że ma być cicho, żeby taty nie obudzić… To są tylko przykładowe sytuacje, co się dzieje za drzwiami mieszkania. No bo na zewnątrz jest super, kiedy mąż jest trzeźwy, jedziemy sobie gdzieś w weekend na cały dzień albo choć na kilka godzin (i jakie mamy fajne zdjęcia na FB!) – tematu alkoholu nie da się jednak z nim podjąć (nie reaguje, nie odpowiada, albo coś odburknie itp.).

Absolutnie nie chcę się rozwodzić. Mam nadzieję, że ta wyprowadzka będzie tymczasowa, że on się zacznie leczyć… Mieszkanie już znalazłam i właściwie na dniach mogę się wprowadzić… Boję się – nie wiem, jak on zareaguje, chociaż powiedziałam mu już 2 tygodnie temu, jak miał taki „przebłysk”, że znalazłam mieszkanie… nie odpowiedział nic… finansowo będzie ciężko, ale poradzę sobie. Przeraża mnie myśl, że moje życie mogłoby tak wyglądać cały czas, a przecież jest coraz gorzej, z każdym miesiącem i tygodniem… Psychicznie nie daję rady, nie mam nawet siły się modlić, zmuszam się czasami do modlenia. Myśl o wyprowadzce, o tym, że wreszcie będzie jakiś spokój, daje mi dużą ulgę. Ponadto terapeutka powiedziała mi, że moje dziecko już ma takie doświadczenie i przeżycia w domu, że prawdopodobnie będzie DDA… Bardzo się o nie martwię… Jeśli sama czegoś nie zrobię, to nie zmieni się nic, a będzie tylko gorzej…
 
 
Mrówka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-21, 13:39   

Witaj Lucy :)
jeśli zdecydujesz się na wyprowadzkę to ( z mojego doświadczenia) warto sobie odpowiedzieć na pytania jak długo? co musi być 'spełnione' abym wróciła?

Drugą rzeczą - ważniejszą jest to, że wyprowadzka nie rozwiązuje problemu - owszem, podniesie Ci komfort życia codziennego, możliwe, że podziała na męża zbawiennie ale problem który TY musisz przepracować będzie dalej. Dlatego TYM BARDZIEJ musisz chodzić na spotkania al-anon czy do terapeuty (czy orientowałaś się czy jest alanon w Twojej okolicy?)
Chcę Cię przestrzec przed mylnym założeniem, że 'wyprowadzka załatwi wszystko' i 'teraz to już tylko mąż ma nad sobą pracować'.

Wiedz, że jeśli mąż przestanie pić to życie z nim nie będzie od razu sielanką - wiele osób mówi, że początkowo jest nawet gorzej niż gdy małżonek pił. Dlatego Ty musisz cały czas pracować nad sobą - oczekujesz tego od męża więc i od siebie :)
Masz nad czym pracować:
LucyN napisał/a:
Boję się codziennie wracać do domu. W pracy niemalże bez przerwy myślę o tym, co będzie po moim powrocie, co zastanę… Ten strach mnie paraliżuje, sprawia, że nie mogę normalnie funkcjonować, mam problemy ze skupieniem się, jestem bardzo nerwowa, wiem, że nie wywiązuję się z obowiązków w pracy tak, jak dawniej… Ponadto o byle co krzyczę po dziecku, kiedy mąż pijany śpi popołudniu, to cały czas upominam go, że ma być cicho, żeby taty nie obudzić…


Może teraz wyda Ci się to dziwne, ale naprawdę za to odpowiadasz Ty - jak będziesz przeżywać swoją codzienność, problemy - to jest wyzwanie dla Ciebie i materiał do pracy :)

LucyN napisał/a:
że moje dziecko już ma takie doświadczenie i przeżycia w domu, że prawdopodobnie będzie DDA… Bardzo się o nie martwię…

Dlatego poszukaj al-anon, tam są osoby które najlepiej Cię zrozumieją - one mają to samo, a będziesz mogła czerpać z ich doświadczeń. Nie musisz nic mówić, możesz tylko przyjść i posłuchać.

Trzymaj się ciepło dzielna kobieto! Z Panem Bogiem!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9