Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
zdradzona ... jak zyć ?
Autor Wiadomość
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-06, 21:41   

I to prawda kiniu. Nie wolno się wyrzekać siebie, nie wolno wypierać swoich emocji ani potrzeb, jeśli się chce zbudować prawdziwą relację i prawdziwy związek. I w żadnym wypadku nie wolno się wyrzekać godności!

Ale warto zauważać to, że czasami to ja mam z czyms problem, a niekoniecznie mąż jest problemem. I warto zauważać, kiedy się przekracza pewne granice zachowań, które relację niszczą, zamiast ją budować na prawdzie.

A ciągłe wypominanie czegokolwiek, nawet jeżeli to coś bardzo poważnego, to właśnie jedno z takich zachowań...

Elu, podejrzewam, ze wiem, z czego to wynika - z tego, że ciągle jest w tobie wiele bólu związanego ze zdradą. A ból powoduje agresję - taka naturalna reakcja. I ta agresja może mieć bardzo pozytywną rolę, komunikacyjną - pozwala pokazać drugiemu człowiekowi "Krzywdzisz mnie! Przestań natychmiast!". Ale jeżeli ból trwa i agresja też, to zaczyna to powodować agresję też z drugiej strony - bo po jakimś czasie to my zaczynamy krzywdzić swoją agresją tę drugą osobę. I wtedy już się tworzy zamknięty krąg, z którego trudno się wyrswać.


Dobrze, że postanowiłaś dać sobie czas. Też myślę, że jest ci to potrzebne. Zajmij się sobą i daj bólowi zzelżeć. A jeśli potrzebujesz, płóacz, złość się, wyżywaj... ale nie na mężu - kup sobie worek treningowy, maluj, tańcz.... Znajdź sposób, zeby to wyrazić tak, żeby nie krzywdzić nikogo... w tym również siebie.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-06, 23:03   

pytasz GregAN:
Cytat:
Jak odczytywać stwierdzenia, że każde zatrzymanie się na emocjach oddala Ele od powrotu męża, każde wypomnienie zdrady może spowodować że się mąż rozmysli, że trzeba szybko korzystać z okazji bo jeszcze chce się kontaktować a on przecież za chwilę może stracić cierpliwość i się rozmysli (wtedy w domyśle winna będzie Ela? ), żeby odrzucić godność bo się ostanie samotna.


GregAN, bardzo intencjonalnie odczytujesz moje słowa- wiem że to do mnie.
Sporo treści zawarłam w swoich postach, głównie próbując ukierunkować Elę na zaniechanie zatrzymywania się w tamtych, jakże traumatycznych emocjach głównie z uwagi na jej samopoczucie. Inne sprawy, tudzież jakość kontaktów z mężem są w prostej lini pochodną jej samopoczucia. Nie mówię o wyparciu lecz o przerobieniu.

Nie było moją intencją przynaglanie Eli by sytuację wykorzystała bo inaczej mąż się rozmyśli.
Cóż to byłby za sukces?
Wskazuję tylko na możliwe problemy wynikające z nieumiejętności przejścia do następnego etapu, tzn. akceptacji tego czego zmienić nie można.

Przeczytaj proszę mój post z 14.10. 2016, który kierowałam do Eli...to był początek,
jej szok, trauma, ból. Wtedy zupełnie inna treść była jej przekazana.

Lecz teraz, po 8 miesiącach od godz." O" jest najwyższy czas na dochodzenie do siebie, osobisty progres a przynajmniej podjęcie się takiej próby w pełnej świadomości jej znaczenia.

Nie widzę natomiastżadnego powodu by utwierdzać Elę w przekonaniu, że niepogodzenie się z faktami, ich rozpamiętywanie, niezmienne trwanie w urazie, oczekiwanie zmian męża z pasywną czy wyczekującą postawą własną może być celem, czy też sposobem na jakiekolwiek pozytywne zmiany - a takich przecież wyraźnie oczekuje autorka wątku.

To co napisała Tiliana bardzo odzwierciedla też moje przemyślenia.

Poza tym GregAN, byłoby dobrze gdybyś zechciał napisać jaką dokładnie postawę powinna przybrać Ela wobec tych okoliczności.
Może Twój punk widzenia okaże się na tyle istotny, że wniesie coś naprawdę konstruktywnego do mojego, być może ograniczonego spojrzenia. Zachęcam Cię, jestem ciekawa Twoich rad :-)
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 08:36   

kenya napisał/a:
GregAN, bardzo intencjonalnie odczytujesz moje słowa- wiem że to do mnie.

Nie, Kenya.
To nie do Ciebie.

Przytoczyłem kilka róznych wypowiedzi, miedzy innymi Twoją, ale post nie był atakiem ani na Ciebie, ani wobec żadnej z innych osób.
kenya napisał/a:
Poza tym GregAN, byłoby dobrze gdybyś zechciał napisać jaką dokładnie postawę powinna przybrać Ela wobec tych okoliczności.

z dokładnoscią to różnie bywa.
Ale starałem sie przytoczyc pewne zasady które wg mnie dobrze by zaistniały.
1. żałoba - w czasie w którym Ela pogodzi się z tym co zaistniało, niejako "pogrzebie" dawną wizję swojego męża, poprzedni związek z mężem, pogodzi się ze swoim zranieniem, bez popedzania ale też bez przedłużania tego stanu. Tyle ile trzeba, ani wiecej ani mniej.
2. decyzja co dalej - chce powrotu męża czy też nie.
3. jeżeli chce powrotu - to wypracownie sobie zasad w ich nowym związku, w ramach starego małżeństwa.
4. "żyli długo i szczęśliwie" - razem albo osobno.

przytoczę posta z innego wątku, ktory wg mnie pasuje również do wątku Eli :
renta11 napisał/a:
Ale możesz zmienić siebie i od tego zacznij.
Nie walcz o małżeństwo, o zmianę męża, o wszystkich oprócz siebie.
Zobacz w końcu siebie. Nawet w samolocie matka najpierw zakłada maskę sobie, nie dziecku.
Więc załóż sobie w końcu maskę.
A zacznij od prostych i praktycznych rzeczy.

Ela najpierw musi uratować siebie, potem dopiero myśleć o ty mco i jak dalej.

Nie zgadzam się z postami które niejako szantazują Elę :
- teraz albo nigdy !
Bo Pan MĄŻ się rozmyśli, zniechęci, zdegustuje.
A może inaczej - co ten mąż ma zrobić dla Eli, dla ich małżństwa żeby ona zechciała z nim być ??

Rozumiem rozgoryczenie bałwanka.
Wraca, pracuje nad sobą jak może, podaje siebie na tacy, deklaruje niezłomną miłość, obecnośc a otrzymuje w zamian pogardę i odrzucenie.

Rozumiem jego samopoczucie - naiwnego frajera, który głęboko schował swoje urazy, dumę i trzymał wyciagniętą prawice w która ktoś napluł i odszedł bez pożegnania.

Ogromny koszt, uraz emocjonalny i psychiczny, ktrego odbudowa nie jest oczywista.
Natomiast efekt tego kosztu - ujemny, bankructwo małżeństwa z powodu "widzi mi sie" wspólnika.

Postawa piekna na zewnątrz - otwarta, pełna miłości.
Natomiast wewnętrznie - rujnująca siebie.

Dlatego uważam, że Ela najpierw powinna zadbać o siebie.
W swoim czasie.
Potem dopiero skupić sie na budowaniu "nowego" małżeństwa,
ale też - nic na siłę.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 10:13   

GregAN napisał/a:
Ela najpierw musi uratować siebie, potem dopiero myśleć o tym co i jak dalej.

Zgadzam się , jak najbardziej.

Ambiwalentne uczucia które niezmiennie towarzyszą Eli wskazują na to, że wciąż nie jest tak do końca pewna tego, czy chce/ potrafi kontynuować wspólne życie, czy też nie jest w stanie unieść ciężaru który będzie konieczny do uniesienia w razie gdy podejmie taką decyzję.

Myślę, że kiedy podejmie świadomą decyzję jaką drogę wybrać, ostatecznie plan działania sam się nakreśli.

btw, GregAN, znam Cię z "widzenia" - z Twojego pisania na forum i wiem, że w żadnym razie atak nie jest Twoim sposobem na komunikację ani forsowanie swojego punktu widzenia.
Zatem ani przez moment nie poczułam się atakowana lecz raczej zachęcona do przemyśleń :-)
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 10:13   

GregAN

skupiłeś się na tym, co Tobie akurat "pasuje" w tym temacie.
Uważasz, że ktoś to Ele szantażuje emocjonalnie, naciska...ze mówi się jej, że to nie ona jest ważna, ale mąż...

Więc przytoczyłam na dole trzy posty
początek Eli...z października 2015 czyli sprzed dokładnie 8 miesięcy (bez kilku dni)
swój post do niej wtedy ( nie bede przytaczać postów innych użytkowników, bo ostatecznie odpowiadam za swoje wpisy)

A potem
wpisy Eli i mój w ostatnim czasie

Widzisz jakąś zmianę Eli w jej postawie?
Bo moim zdaniem Ela zatrzymała się na poziomie początkowym, sprzed 8 miesicy i tam trwa.

Piszą do niej forumowicze, żeby zwrócic jej na to uwagę. Oraz na to, że wszytsko ma swój czas, żałoba też. Ze trzeba zamknąć przeszłośc i popatrzyć w czas terażniejszy i w przyszłość.

I ostatnie, najważniejsze
na tym forum ratuje sie małżeństwa, a nie wyłącznie swoje JA
W każdym normalnym małżeństwie, każdy ze wspłmałzpnków musi trochę z tego swojego JA rezygmować. I inaczej się nie da być razem.
Pora by Ela jakoś to zaczęła układać w sobie. A nie skupiała się nadal tylko na poczuciu zranienia i krzywdy.

Odezwali się zdradzający na tym forum ( w tym ja), bo widzą, że tu naprawdę da się coś zrobić dobrego.
Odezwali się ci, którym się udało...a to chyba jednak jest ważne.
Jest realna szansa na uratowanie...ale i na kompletne zniszczenie.




Wysłany: 2015-10-11, 18:11
ela610 napisał/a:

Mój mąż .... wyprowadził się w pierwszym dniu gdy się dowiedziałam (ale nie do niej, tam tez jest dwoje dzieci i rodzina przezywa dramat) - po prostu wiedział że nie mogę na niego patrzeć. Teraz jest zdruzgotany, mówi że stracił wszystko, był idiotą i chciałby cofnąć czas. Przeprasza, przeprasza, przeprasza, mówi że bardzo żałuje, chce zacząć życie w prawdzie, poukładać relacje z Bogiem i ma nadzieje że kiedyś mu wybaczę. Dla mnie to jest bardzo świeże, jak mu ufać skoro przez 2 lata kłamał. Nie potrafię sobie wyobrazić jutra a dzieci nie potrafią zrozumieć sytuacji, płaczą i pytają kiedy się pogodzimy. Trudno mi bardzo, modlę się, zawierzyłam tą sytuację Jezusowi i wiem że trzeba czasu. Ale to strasznie bolesne ....



Wysłany: 2015-10-12, 09:10
lustro napisał/a:
Elu

Poczytaj inne wątki i ... popatrz na swoja sytuację przez ten pryzmat.
Jesteś w szoku, zdruzgotana, załamana, oszukana...można wymieniać stany i emocje.
Ale mimo wszystko w zdecydowanie lepszej sytuacji niż większość z tu obecnych.
Maż się ocknął ( nawet jak mu w tym pomogłaś swoją wiedzą, to jednak się ocknął, chce naprawy, powrotu...
Ilu tu takich współmałżonków jest? niewielu

doceń to co masz, jednak nadal masz
i nie zniszcz tego swoim nieustającym bólem





Wysłany: 2016-06-03, 08:02
Wiem ... wiem, ze rozpamiętuję przeszłość i to mnie gubi w rozżaleniu i cierpieniu. Ale (znowu ale) zdrada po prostu nie mieściła się i nie mieści w moich kategoriach wartości. Zawsze myślałam że w kategoriach wartości mojego męża również i dlatego taka jestem rozczarowana i tak to boli.



Wysłany: 2016-06-05, 21:40
lustro napisał/a:

Elu

zapytałaś na końcu o coś, co od początku czytania Twojego ostatniego postu chciałam Ci napisać, bo to widać jak na dloni
tak, Ty nadal chcesz po swojemu
nadal mierzysz męża swoją miarą, a raczej miarą swoich wyobrażeń o tym jak powinno być i jaki on powinien być...bo Ty byłas taka to a taka, robiłaś, myslałaś...
i na bazie tych wyobrażeń i oczekiwań chcesz dostać takiego męża, jak Ci się wydaje, że powinien być
a on jest odrębnym człowiekiem, nie koncertem życzeń
co lepsze, ona nawet powinien być sobą

przeczytaj jeszcze raz co napisałas i popatrz - ile masz argumentów na usprawiedliwienie swojego aktualnego zachowania, a ile wymogów i oczekiwań od męża
Od siebie nie wymagasz nic...od niego wszystko.

Jak bedziesz miała nadal takie podejście do męża, to wszystko zniszczysz.
Nie będzie Ci potem żal?
On popełnił błąd i Ty zapewne też masz błędy na sumieniu. Tu nigdy nie jest tak, że jest wina tylko po jednej stronie.
Oboje musicie chcieć się dogadać - Ty na razie chyba jednak nie chcesz.

Wymagasz od męża rozmaitych rzeczy, a sama od siebie nie potrafisz wymagać nie wypominania nieustannego swoich krzywd.
Chcesz, żeby Twój mąż doszedł do tego miejsca, do którego doszła Utka?


I takie małe zwrócenie uwagi - nie traktuj lektur jak wyznacznika swoich zachowań wobec męża ( i inych ludzi). Bo nie ma jednej uniwersalnej metody.



Kiedy ja dogadałam się w końcu ze swoim mężem każde z nas postawiło jakieś "warunki" powrotu i tzw. "początkową".
Każde z nas, bo powrót jest dziełem wspólnym. I odudowywanie relacji tez.
I każda ze stron ma prawo do postawienia rozsądnych warunków.
Ja miałam tylko dwa, a pierwszy była taki - że mąż nigy mi nie wypomni tego, co było.
I mój mąż na to przystał bez oporów. I trzyma się go do dziś.
Wiesz dlaczego się na to zgodził? Jak myslisz?


Wysłany: 2016-06-05, 15:41
ela610 napisał/a:

(...) wiesz jak ja już nie chcę wypominać, ale jakie to jest trudne. Każdy dzień, każda okoliczność, miejsce, kojarzy mi się z czymś związanym z nim ... ze to tak naprawdę nie było szczere co robił, po prostu mydlił mi oczy. To boli tak bardzo, i tak trudno powstrzymać się od nie mówienia o tym.

Jeśli mój mąż nie wytrzyma w staraniach, walce i wierności, to trudno. Będzie to dla mnie oznaczać że się wcale nie wzmocnił się jako człowiek po tym co nam zafundował a przede wszystkim nie nawiązał relacji z Bogiem. I od razu zaznaczę, ze nie jestem potworem, nie rzucam kłód pod nogi "na próbę", po prostu czasem podczas spotkań nie wytrzymuję z emocjami i wypomnę przeszłość.
 
 
kinia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 13:53   

Teraz Ela ma dużo do przemyślenia.
 
 
kinia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 17:52   

Nawiązując do mojego poprzedniego postu to najlepiej robić tak jak się czuje i to poradziłabym w tym temacie.
 
 
ela610
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 19:16   

[/quote]
lustro napisał/a:
Widzisz jakąś zmianę Eli w jej postawie?
Bo moim zdaniem Ela zatrzymała się na poziomie początkowym, sprzed 8 miesicy i tam trwa.


Lustro, tak się może wydawać po wpisach ... natomiast nie znasz mnie i nie widziałaś 8 miesięcy temu - wrak człowieka, podpuchnięte oczy, non stop płacz i smutek przeplatany rozpaczą z nie powiem jakimi myślami. Teraz - chyba już w miarę normalnie funkcjonujący człowiek, może jeszcze nie 100%towa kobieta pewna swojej wartości ale na pewno o poczuciu wyższej wartości niż w ostatnich 2 latach poniewierania i zdradzania przez męża.
Trudno jest przekazać w słowach przez internet poziom emocji, znacznie łatwiej dostrzec zmianę jak się ma z osobą kontakt.

GregAN napisał/a:
Ela najpierw musi uratować siebie, potem dopiero myśleć o ty mco i jak dalej.

I tak chyba się dzieje. Do tego stopnia że zależy mi na małżeństwie ale nie za wszelką cenę i nie w "poprzednim wcieleniu" męża.

Lustro, jesteś dość ostra w ocenie innych w swoich wypowiedziach. Może tak po prostu masz, bo wiesz ile musiałaś pracować jako zdradzająca, aby mąż w końcu do Ciebie się przekonał. I tak trochę to jesteś chyba bardziej pomocnikiem mojego męża niż moim (chociaż on pewnie tego forum nie odkrył ... :-P ) Ale w pewnym sensie powinien Ci być wdzięczny za dialog ze mną i przekonywanie do szybkiego wybaczenia.

A ja wiem, ze nie przyspieszę tego procesu. Wiem, że ten pierwszy rok po zdradzie, każdy jego dzień, każda rocznica dosłownie wszystkiego, będzie mnie bardzo bolała.
Poza tym już kilka dość mądrych osób powiedziało mi że naprawia się 2 razy dłużej niż niszczyło, teoretycznie niszczyliśmy jakieś 3-4 lata minimum łącznie z destrukcją mnie i małżeństwa przez męża - czyli jego zdradzaniem. No to ile czasu będziemy naprawiać ? 8 miesięcy i ma być lukrowo, ja mam wrócić jako dobra żona szanująca i dbająca o męża ?
Dla mnie chyba jeszcze za wcześnie ...

Albo potrzebuję jeszcze czasu na dojście do siebie, albo potrzebuję mocniejszych sygnałów i czynów ze strony męża (wiem, znów po mojemu) ... a może jeszcze nie całkiem uratowałam siebie jak to pisze GregAN
 
 
ela610
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 19:23   

GregAN napisał/a:
Nie zgadzam się z postami które niejako szantazują Elę :

- teraz albo nigdy !

Bo Pan MĄŻ się rozmyśli, zniechęci, zdegustuje.

A może inaczej - co ten mąż ma zrobić dla Eli, dla ich małżństwa żeby ona zechciała z nim być ??


GregAN - ja też się z nimi nie zgadzam ;-) Już wiem po ostatnich latach z moim "super" wtedy mężem że nie można się zawsze uginać bo a nuż mężowi się to nie spodoba.

I bardzo podoba mi się Twoje zdanie: Co mąż ma zrobić dla mnie i małżeństwa abym zechciała z nim znów być.
Powiem szczerze nie usłyszałam takiego pytania ... A bardzo bym chciała. To taka wskazówka dla tych co zdradzili - zapytajcie współmałżonków co Wy możecie zrobić aby nam ulżyć w bólu.
I podkreślam - to nie jest zbytnia pewność siebie i duma, mam dużo pokory w sercu i świadomości co ja musiałabym zmienić w "nowym" małżeństwie i traktowaniu męża.
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 19:45   

ela610, mój mąż wrócił do mnie wcale, wg mnie, bez pokory, bez pytań co moze zrobić by pomóc mi uwierzyć w szczerość jego intencji.
Wcale nie byłam pewna.

Zauważ, że ja piszę o sobie !
Któregoś dnia po prostu stwierdziłam, że rzucam się w głęboką wodę tego budowanego malzenstwa na główkę a Pana Boga w tym sprawa, bym się nie poobijała. Zawierzyłam ten powrót Bogu. On mnie prowadzi, ale mojego męża ( pewnie mąż tego tak nie widzi) bardziej nawet.

Z perspektywy czasu (od tej decyzji minęły ponad 2 lata) nie żałuję.
Z tej samej perspektywy czasowej mogę powiedzieć, że to mój mąż był bardziej gotowy i zdeterminowany do powrotu niż ja....
Trudne, ale prawdziwe
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 19:53   

kinia napisał/a:
Nawiązując do mojego poprzedniego postu to najlepiej robić tak jak się czuje i to poradziłabym w tym temacie.


Absurd, gdybym czasem postępowała tak, jak czuję, rozniosłabym pół miasta :mrgreen: Dlatego modlę się "Panie Jezu, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to nie ręczę... ;-) "

Popieram Gosię :-D
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 19:53   

ela610 napisał/a:
To taka wskazówka dla tych co zdradzili - zapytajcie współmałżonków co Wy możecie zrobić aby nam ulżyć w bólu.


pytałam. Wielokrotnie pytałam :-) wrzeszczałam, krzyczałam, prosiłam - MUR, totalny mur zimna, nienawiści, i nie wiem czego jeszcze.

Przestałam pytać, zaczęłam robić to co mi podpowiada serce, psycholog i ksiądz - zaczęłam pracować nad sobą.

i ... po 2,5 roku - juz gdzies to pisałam - te lepsze dni są dużo lepsze, te gorsze - też chyba już troche lepsze, ale jest coraz bardzej prawdziwie i szczerze. I ja mocniej stoje na nogach.


A co będzie dalej? czas pokaże.
 
 
kinia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 21:57   

Absurdalne to jest dla mnie to , że zdradzający wracając do swojego małżonka stawia warunek aby ten mu nie przypomniał o zdradzie , której się dopuścił.
Ten, który zdradza stawia warunki ?
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-07, 22:07   

ela610 napisał/a:

Lustro, tak się może wydawać po wpisach ... natomiast nie znasz mnie i nie widziałaś 8 miesięcy temu (...)
Trudno jest przekazać w słowach przez internet poziom emocji, znacznie łatwiej dostrzec zmianę jak się ma z osobą kontakt.


Tak, zgadza się. Nie znam Cię osobiście i mogę cokolwiek powiedzieć tylko po Twoich wpisach.
Dlaczego one robią na mnie takie wrazenie?
Moze dlatego, że jak napisałaś: Trudno jest przekazać w słowach przez internet poziom emocji.
A moze po prostu widać w nich to, co na zywo jest "zamazane" i niewyraźne, bo na zywo przewagę w odbiorze mają inne czynniki niż słowa?
Czasem z daleka widać lepiej...

ela610 napisał/a:

Lustro, jesteś dość ostra w ocenie innych w swoich wypowiedziach. Może tak po prostu masz, bo wiesz ile musiałaś pracować jako zdradzająca, aby mąż w końcu do Ciebie się przekonał. I tak trochę to jesteś chyba bardziej pomocnikiem mojego męża niż moim (chociaż on pewnie tego forum nie odkrył ... :-P ) Ale w pewnym sensie powinien Ci być wdzięczny za dialog ze mną i przekonywanie do szybkiego wybaczenia.


No widzisz...a jest inaczej
Pewnie dlatego tak myślisz, bo mnie nie znasz.
A nie przyszło Ci do głowy, że ten brzydki zdradzający też ma jakieś "ale" do współmałżonka? Że nie chce powrotu do małżonka w "poprzednim wcieleniu" i małżeństwa w starej odsłonie?
Że normalnie nie wierzy, że cokolwiek moze się zmienić na tyle, żeby chciał dalej być z tym kimś?
Bo ja tak miałam.
I wyobraź sobie, że nie tylko mój mąz musiał mi zaufać na tzw słowo, ale ja jemu też.
Nie tylko on się zastanawiał, co wogóle z tego bedzie - ja też miałam potężny dylemat.
I ja też musiałam mu wiele wybaczyć i uwierzyć, że warto budować.
Bo to jest związek dwóch osób - nie jednej.

Nie namawiam Cię do szybkiego wybaczenia ( szybkiego...po 8 miesiącach? to szybko?)
Ale namawiam Cię do zaprzestania grzebania w tym, co było, a skupieniu sie na tym co jest i tym, co moze być.

ela610 napisał/a:

A ja wiem, ze nie przyspieszę tego procesu. Wiem, że ten pierwszy rok po zdradzie, każdy jego dzień, każda rocznica dosłownie wszystkiego, będzie mnie bardzo bolała.


Będzie Cię bolało, jak na to pozwolisz.
Ja mam wrażenie, że uznałaś, że tak po prostu ma być. Będziesz rozpamiętywać, wracać, wspominać...i własnoręcznie sobie dokopywać.
Po co?

ela610 napisał/a:

Poza tym już kilka dość mądrych osób powiedziało mi że naprawia się 2 razy dłużej niż niszczyło, teoretycznie niszczyliśmy jakieś 3-4 lata minimum łącznie z destrukcją mnie i małżeństwa przez męża - czyli jego zdradzaniem. No to ile czasu będziemy naprawiać ? 8 miesięcy i ma być lukrowo, ja mam wrócić jako dobra żona szanująca i dbająca o męża ?
Dla mnie chyba jeszcze za wcześnie ...


Nie lukrowo.
Poza tym Ty też widzę żyjesz w przeświadczeniu, że w zyciu jak w romansie, jak juz się zejdą, to jest "żyli długo i szcześliwie"
Muszę Cie rozczarować. Od zejścia się zaczyna się dopiero naprawianie. Budowanie.
Czyli te lata, które sobie wyliczyłaś ( ja słyszałam, że naprawia się przynajmniej tyle ile psuło...drobna róznica, ale ile lat odjęte), te wyliczone lata masz na naprawianie, a nie na zastanawianie się w postawie boleściwej czy się zejść, czy nie.

ela610 napisał/a:

Albo potrzebuję jeszcze czasu na dojście do siebie, albo potrzebuję mocniejszych sygnałów i czynów ze strony męża (wiem, znów po mojemu) ... a może jeszcze nie całkiem uratowałam siebie jak to pisze GregAN


Ciagle Elu chcesz, żeby było "po twojemu"
I obawiam się, że jak tak bedziesz trwać w tej życzeniowej postawie, to sobie tak w niej zostaniesz...zawiedziona i rozczarowana światem, mężem, ludźmi...nawet Bogiem
samotna, zgorzkniała i pełna pretensji.
Ale Twoje prawo.
Choć była by ogromna szkoda.

"Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz"

"Tak już chodzą lata długie,
Jedno chce - to nie chce drugie,
Chodzą wciąż tą samą drogą,
Ale pobrać się nie mogą."

...jak pisze poeta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9